-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz4
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński37
Biblioteczka
2016-09-25
2016-03-27
Lucy Maud Montgomery należy do moich ulubionych autorek już od czasów dzieciństwa, można się domyślić, że to z powodu "Ani z Zielonego Wzgórza". Mimo tego "Dzban ciotki Becky" jest dopiero trzecią przeczytaną książką tej pisarki. Skromnie jakoś na razie.
Nie sądzę, że jej powieści są idealne, ale działają na mnie tak, że prawie zawsze zwracam uwagę tylko na pozytywne aspekty, przez tyle lat czar nadal działa. Czytając można poczuć się tak, jakby było się z wizytą u dobrej i ciepłej osoby.
Powiedziałabym, że "Dzban ciotki Becky" opowiada o różnych rodzajach i odcieniach miłości. Niecodzienny testament tytułowej ciotki doprowadza do wielu szczęśliwych rozwiązań w klanie Darków i Penhallowów. Spełniają się marzenia, opada iluzja i wyjaśniają tajemnice. Nutka humoru tylko dodaje uroku książce.
A do kogo w końcu trafi dzban? Polecam się o tym przekonać. Rozwiązanie jest dość zaskakujące. Chcąc nie chcąc ciotka Becky zrobiła bohaterom wielką przysługę. Rok oczekiwania na ujawnienie woli zmarłej może zmienić wiele.
Lucy Maud Montgomery należy do moich ulubionych autorek już od czasów dzieciństwa, można się domyślić, że to z powodu "Ani z Zielonego Wzgórza". Mimo tego "Dzban ciotki Becky" jest dopiero trzecią przeczytaną książką tej pisarki. Skromnie jakoś na razie.
Nie sądzę, że jej powieści są idealne, ale działają na mnie tak, że prawie zawsze zwracam uwagę tylko na pozytywne...
2016-01-23
Po przeczytaniu stwierdzam, że było po prostu "okay" (nie mogłam się powstrzymać, żeby tak nie napisać - inspiracja czy tam ściągnięcie prosto z książki :D). A to dzięki głównym bohaterom, Hazel Grace i Augustusowi, nastolatkom mającym raka. Spodobała mi się ich relacja, ich osobowość, ich (nierzadko odmienne) opinie i spojrzenia na otaczający świat. To wszystko zabarwione czasem nutą baśniowości, ale w większości bardzo realistyczne.
Dużo pytań zostało postawionych w tej książce. Pytań nad którymi setki lat ludzie się zastanawiają. I jednomyślności nie ma, bo jej być nie może. Ponieważ każdy z nas jest inny. Ponieważ nikt nam nie podał jednoznacznych odpowiedzi i rozwiązań. Aczkolwiek w pewnym stopniu możemy wybrać swoją życiową drogę, połączyć jakoś swój własny świat z zewnętrznym. Czyli ogólnie mówiąc poczuć się w miarę pogodzonym. Jednak nie obejdzie się bez przeszkód. Czasem nas złamią, coś odbiorą (w najgorszym wypadku życie - zresztą zawsze tak jest - chodzi tylko o czas, jakże cenny), a czasem otworzą na nowe, pozwolą zrozumieć niektóre sprawy.
Tak bym określiła "Gwiazd naszych wina". Podsumowując, postrzegam tę książkę jako wzruszającą, pouczającą, zaskakującą, smutną, radosną... Polecam.
Po przeczytaniu stwierdzam, że było po prostu "okay" (nie mogłam się powstrzymać, żeby tak nie napisać - inspiracja czy tam ściągnięcie prosto z książki :D). A to dzięki głównym bohaterom, Hazel Grace i Augustusowi, nastolatkom mającym raka. Spodobała mi się ich relacja, ich osobowość, ich (nierzadko odmienne) opinie i spojrzenia na otaczający świat. To wszystko zabarwione...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-22
Książkę zauważyłam przeglądając opinie jednego z użytkowników LC i od razu mnie zainteresowała. Jest to ciekawsze tym bardziej, że żadna ze mnie miłośniczka nauk ścisłych, talentu też do nich nie mam, choć w szkole wybrałam sobie rozszerzoną biologię, chemię i fizykę. :D Jednak pierwszym (i najważniejszym) czynnikiem okazał się nietypowy charakter "What if? A co gdyby?".
Książka podzielona jest na 57 (liczyłam!) rozdziałów, w każdym z nich autor udziela odpowiedzi na hipotetyczne pytania użytkowników swojego komiksu internetowego. Nierzadko balansują one na granicy nauki, fantastyki albo mało prawdopodobnego zdarzenia. Taka forma wymaga niejako pominięcia (często!) pewnych faktów - inaczej nie byłoby tej całej zabawy.
Do powyższego dodałabym jeszcze obecność licznych humorystycznych obrazków (czasem też apokaliptycznych, przyznaję). Nie odnosi się wrażenia, że są one nie na miejscu, to po prostu pewna forma ekspresji. Zabawna, celna i udana. Nie zrozumiałam wszystkich słów użytych w książce, ale uważam, że jest ona przedstawiona w dość przystępnej formie. Dzięki niej ma się większy głód wiedzy. To cenny plusik.
Jeśli chcecie przeczytać coś niecodziennego, to polecam "What if? A co gdyby?".
Jeśli chcecie przeczytać mieszankę nauki i humoru, to polecam "What if? A co gdyby?".
Książkę zauważyłam przeglądając opinie jednego z użytkowników LC i od razu mnie zainteresowała. Jest to ciekawsze tym bardziej, że żadna ze mnie miłośniczka nauk ścisłych, talentu też do nich nie mam, choć w szkole wybrałam sobie rozszerzoną biologię, chemię i fizykę. :D Jednak pierwszym (i najważniejszym) czynnikiem okazał się nietypowy charakter "What if? A co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-23
Zbiór dwunastu świątecznych (młodzieżowych) opowiadań. Udanie wprowadza w nastrój nadchodzącego Bożego Narodzenia. Tylko śniegu za oknem brak...
1)"Północ" - jak wygląda jeden dzień (nocną porą) na przestrzeni kilku lat, symbolizuje nadzieję, cierpliwość i nowy początek. 6/10
2) "Dama i lis" - motyw fantastyczny ciekawy, ale wykonanie złe. Chaos przy pisaniu zdań. 2/10
3) "Anioły na śniegu" - splot okoliczności może czasem doprowadzić do czegoś pięknego. O samotności, żałobie, kłamstwie. 6/10
4) "Gwiazda Polarna wskaże Ci drogę" - poznajemy Krainę Świętego Mikołaja i jego elfy... a wśród nich młoda dziewczyna. 7/10
5) "Cud Charliego Browna" - nieśmiałość i choinka mogą sprawić, że święta staną się niezapomniane. 7/10
6) "Kryzysowy Mikołaj" - przygody wynikające z przebrania się za Świętego Mikołaja. Tęsknota, potrzeba kochania i magia wynikająca z wiary w święta. 5/10
7) "Krampuslauf" - pamiętacie kto został zamieniony w osła? Przebrania, imprezy, zemsta. Nie bardzo mi to pasuje do świąt, bardziej do Halloween. 4/10
8) "Coś Ty narobiła, Sophie Roth? - Nowa uczelnia, nowe znajomości, nowe otoczenie, nowa znajomość. W tle Chanuka i jego akcenty. 7/10
9) "Jezus malusieńki leży wśród wojenki" - zabawne opowiadanie. Chłopak mający talent do psikusów i dziewczyna pastora. Przedstawienie z licznymi przeszkodami. Odnalezienie się. 8/10
10) "Witamy w Christmas w Kalifornii" - najlepsza historia według mnie, jest świątecznie, kulinarnie i wzruszająco. 9/10
11) "Gwiazda Betlejemska" - zamiana miejscami, ucieczka przed czymś, nowa rodzina. 6/10
12) "Dziewczyna, która obudziła Śniącego" - czułam klimat nordyckiej sagi, melancholijna atmosfera, ona i Śniący. 6/10
Serdecznie polecam, dobrze poczytać sobie tę książkę tuż przed świętami, w ich trakcie, a nawet po nich. By sobie powspominać, przyjemnie spędzić czas, poczuć tę atmosferę...
Zbiór dwunastu świątecznych (młodzieżowych) opowiadań. Udanie wprowadza w nastrój nadchodzącego Bożego Narodzenia. Tylko śniegu za oknem brak...
1)"Północ" - jak wygląda jeden dzień (nocną porą) na przestrzeni kilku lat, symbolizuje nadzieję, cierpliwość i nowy początek. 6/10
2) "Dama i lis" - motyw fantastyczny ciekawy, ale wykonanie złe. Chaos przy pisaniu zdań. 2/10
3)...
2016-02-26
Jak mówi tytuł, jest to krótka historia o miłości.
Nie uważam jej za arcydzieło, ale myślę, że warto po nią sięgnąć.
Choć ma mało stron, to zawiera wiele treści.
Uczucie opisane z perspektywy mężczyzny (wydaje mi się ono realistyczne - ale czy ja mogę się na tym znać?). Różnice klasowe. Różne relacje rodzinne. Oraz tragiczne i wzruszające zakończenie, jakoś pasujące do tej książki.
Ale poczułam niedosyt, jak ją skończyłam. Chyba dlatego, że opowiadanie nie jest wcale łatwym gatunkiem literackim. Łatwo o wrażenie, że czegoś brakuje. Albo odwrotnie.
Jak mówi tytuł, jest to krótka historia o miłości.
Nie uważam jej za arcydzieło, ale myślę, że warto po nią sięgnąć.
Choć ma mało stron, to zawiera wiele treści.
Uczucie opisane z perspektywy mężczyzny (wydaje mi się ono realistyczne - ale czy ja mogę się na tym znać?). Różnice klasowe. Różne relacje rodzinne. Oraz tragiczne i wzruszające zakończenie, jakoś pasujące do tej...
2016-12-26
Jak wczytałam się dokładniej w opis książki, to pomyślałam: "Przecież jest taki film!". Chodzi mianowicie o "Święta Last Minute".
"Darujmy sobie te święta" posiada wszystko co najważniejsze. Ukazuje wszechobecną komercjalizację świąt, co pociąga za sobą mnóstwo porządków, gotowania, zakupów oraz prezentów. Zdarza się więc zapomnieć o samej magii, jaką daje ten czas. Żeby zastanowić się nad życiem, nad istotą Bożego Narodzenia, żeby spędzić spokojnie wolny czas z bliskimi. Jednocześnie mamy do czynienia z siłą wspólnoty, z tradycją, z rodziną w dwóch odsłonach. Od tej jasnej i od tej ciemniejszej strony.
Historię z przymrużeniem oka, nutkę wzruszenia, trochę nieoczekiwanych zwrotów akcji, sporo humoru, nastój świąteczny - to gwarantuje nam książka. Polecam!
Jak wczytałam się dokładniej w opis książki, to pomyślałam: "Przecież jest taki film!". Chodzi mianowicie o "Święta Last Minute".
"Darujmy sobie te święta" posiada wszystko co najważniejsze. Ukazuje wszechobecną komercjalizację świąt, co pociąga za sobą mnóstwo porządków, gotowania, zakupów oraz prezentów. Zdarza się więc zapomnieć o samej magii, jaką daje ten czas. Żeby...
2016-01-19
Postanowiłam powrócić do tej lektury po wielu latach.
To wzruszająca książeczka o dzielnym i mądrym psie Lampo. Nie dało się nie płakać przy jej czytaniu. Przedstawia piękny portret wiernej psiej przyjaźni - oparty na prawdziwej historii. Akcja toczy się w większości na pewnej włoskiej stacji - w Marittimie główny bohater zdobył sympatię wielu ludzi i stał się znany. Do dziś właśnie tam stoi jego pomnik.
Chwyta za serce. Polecam.
Postanowiłam powrócić do tej lektury po wielu latach.
To wzruszająca książeczka o dzielnym i mądrym psie Lampo. Nie dało się nie płakać przy jej czytaniu. Przedstawia piękny portret wiernej psiej przyjaźni - oparty na prawdziwej historii. Akcja toczy się w większości na pewnej włoskiej stacji - w Marittimie główny bohater zdobył sympatię wielu ludzi i stał się znany. Do...
2016-11-17
Przy okazji oglądania po raz kolejny filmu "Znachor" pomyślałam, że wezmę się za książkę o tym samym tytule. Nie za często zdarza mi się czytać rodzimą literaturę, zwykle sięgam po angielską lub amerykańską.
Z pozoru piękna idylla zamienia się w koszmar...
W dzień rocznicy ślubu profesor Wilczur przychodzi do domu z prezentem dla żony, lecz nie zastaje jej i ich córeczki, zamiast tego znajduje tylko list oznajmiający o odejściu. Bohater upija się z rozpaczy, zostaje obrabowany i traci pamięć... Brzmi znajomo, co nie? Dlatego nie ma powodu dalej streszczać akcji. Poza tym są pewne różnice, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie. Polecam samemu się o nich przekonać.
Muszę przyznać, że film dość wiernie odwzorowuje treść książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Odniosłam wrażenie, że właśnie wcześniejsza przygoda z bohaterami na szklanym ekranie sprawiła, że przygody Wilczura/Kosiby czyta się z większą przyjemnością, bez tego lekturę oceniłabym po prostu niżej, a tak można mówić o wzajemnym uzupełnianiu się. Widać również, że autor balansował na krawędzi kiczu a melodramatu - ja akurat nieraz się wzruszyłam i oczywiście kibicowałam, czekałam na moment kulminacyjny. Ciekawie jest śledzić wydarzenia niejako znając dalszy ciąg, nie musi to stanowić wady. Jakoś nie pomyślałam, że będzie wiele zaskoczeń.
Rafał Wilczur - człowiek sukcesu i człowiek spełniony. Antoni Kosiba - człowiek zagubiony, samotny, nie znający swojej przeszłości. Powieść pokazuje jak zaskakujące i niepewne może być życie, pełne zwątpień, ale i nadziei. Uświadamia pewne wartości, ukazuję walkę, ale i zniechęcenie jednostki w porównaniu ze światem, z losem, z niesprawiedliwością. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to książka stanowi morze uczuć przepełniających każdego z nas.
Bardzo podobała mi się rola śp. Jerzego Bińczyckiego, jego miałam przede wszystkim przed oczyma czytając "Znachora".
Przy okazji oglądania po raz kolejny filmu "Znachor" pomyślałam, że wezmę się za książkę o tym samym tytule. Nie za często zdarza mi się czytać rodzimą literaturę, zwykle sięgam po angielską lub amerykańską.
Z pozoru piękna idylla zamienia się w koszmar...
W dzień rocznicy ślubu profesor Wilczur przychodzi do domu z prezentem dla żony, lecz nie zastaje jej i ich córeczki,...
2016-01-29
Niewielka objętościowo książka, ale niezwykle piękna i wzruszająca. Żeby ją opisać, nie trzeba wyszukanych zdań, to właśnie proste słowa najbardziej oddają jej charakter.
Napisana jest w formie listów Oskara do Pana Boga. Każdy list to kolejny dzień z ostatnich dni chłopca. Każdy dzień to jakby kolejne dziesięć lat, które jest mu dane. W ten sposób Oskar mógł w jakiejś części przeżyć zdarzenia właściwe starszym osobom. Taka krótka podróż przez różne koleje życia. Ciągła nauka i doświadczanie.
To był pomysł cioci Róży. Chciała tak pomóc chłopcu. Udało jej się. Sama też otrzymała wiele. Razem stworzyli po prostu fajny duet, wyjątkowy, połączyła ich prawdziwa przyjaźń.
"Oskar i pani Róża" zawiera sporo symboliki, w tym jest podobna do "Małego Księcia", ale nie tylko, mówi też o ważnych wartościach. Nie mogła nie trafić do mojego serca.
Niewielka objętościowo książka, ale niezwykle piękna i wzruszająca. Żeby ją opisać, nie trzeba wyszukanych zdań, to właśnie proste słowa najbardziej oddają jej charakter.
Napisana jest w formie listów Oskara do Pana Boga. Każdy list to kolejny dzień z ostatnich dni chłopca. Każdy dzień to jakby kolejne dziesięć lat, które jest mu dane. W ten sposób Oskar mógł w jakiejś...
2016-06-15
Kubuś Puchatek należy do moich ulubionych miśków z lat dziecięcych, kiedy to chętnie bawiło się zabawkami i oglądało mnóstwo bajek. Ach te czasy. :D Czemuście przeminęły? :P A już poważniej mówiąc, fajnie było znowu poczytać o przygodach Puchatka i jego przyjaciół. Zgrana z nich paczka. Niech służy kolejnym pokoleniom! Książka i dla dzieci, i... dla dorosłych. :)
Kubuś Puchatek należy do moich ulubionych miśków z lat dziecięcych, kiedy to chętnie bawiło się zabawkami i oglądało mnóstwo bajek. Ach te czasy. :D Czemuście przeminęły? :P A już poważniej mówiąc, fajnie było znowu poczytać o przygodach Puchatka i jego przyjaciół. Zgrana z nich paczka. Niech służy kolejnym pokoleniom! Książka i dla dzieci, i... dla dorosłych. :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-28
W 2011 zaczęłam przygodę z tą sagą, kończę ją w 2016... zeszło mi to ponad pięć lat. Z pewnych powodów tak się to przeciągnęło, ale saga była warta, żeby ją całą przeczytać. W porównaniu do innych moich jest bardziej życiowa, mniej infantylna, że tak powiem. Zakończenie to tylko bardziej uwidacznia. Jeden minus taki, że mogło być dosłownie 2, 3 strony więcej. Byłabym wtedy naprawdę usatysfakcjonowana. Znałam je również wcześniej, od pewnej znajomej z forum o norweskich sagach, więc niby byłam przygotowana na to, co nastąpi, jednak przeżywałam je na nowo.
Co trzeba mieć, żeby chcieć przeczytać tyle tomów? Hmm, chyba cierpliwość, lubić skandynawską literaturę w długaśnym wydaniu, choć kiedy kupowałam pierwszy tom, to nie miałam tutaj prawie doświadczenia. Ale okazało się, że się nadaję do tego. Co tydzień była wydawana kolejna książka, fajnie jest wspominać takie oczekiwanie.
Saga opowiada o losach pewnej norweskiej akuszerki, której losy będą związane z dwoma mężczyznami, później akcja skupi się bardziej na jej dzieciach, zwłaszcza jednym. Ogólnie przewinie się sporo osób, zostaną pokazane losy kilku rodzin. W tle pojawi się również II wojna światowa, ważny aspekt książki oraz powołanie do zawodów medycznych. Do lat 60-tych będzie toczyć się ta opowieść. Autor krótko wspomni o dalszych losach, aż za krótko.
Czyli nadszedł koniec mojej przygody z Astri i jej bliskimi. Dobrze, że mam tomy wszystkie w domu, będę do nich wracać. :D Ale to nie zmienia faktu, że skończyła się w pewnym sensie owa moja czytelnicza przygoda. Była wzruszająca i wciągająca, lepsza nawet o sagi o Ludziach Lodu. Jedyna w swoim rodzaju, nie wiem czy kiedyś jakaś jej dorówna. Oby tak, będzie co czytać dalej. :D
Super saga, niewybitna, ale naprawdę dobra.
W 2011 zaczęłam przygodę z tą sagą, kończę ją w 2016... zeszło mi to ponad pięć lat. Z pewnych powodów tak się to przeciągnęło, ale saga była warta, żeby ją całą przeczytać. W porównaniu do innych moich jest bardziej życiowa, mniej infantylna, że tak powiem. Zakończenie to tylko bardziej uwidacznia. Jeden minus taki, że mogło być dosłownie 2, 3 strony więcej. Byłabym wtedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-31
Wcześniej miałam przyjemność zetknąć się z twórczością Sparksa przy skróconej wersji "Listu w butelce", w kolejce czeka też jego "Pamiętnik".
Mówi się, że utwory Sparksa to historie miłosne i wyciskacze łez w jednym. Po dotychczasowych skromnych doświadczeniach stwierdzam, że i owszem.
Książka zaczyna się wzruszająco, potem mamy do czynienia z lekką z pozoru opowieścią o relacjach damsko-męskich, dopiero w połowie okazuje się, że ktoś jest psychopatą, dlatego pojawia się połączenie romansu i thrillera. Wtedy to już prosta droga do wstrząsającego punktu kulminacyjnego i morza łez. I tak się dzieje.
Anioł Stróż może przybierać różną formę i postać.
Pewne słowa mogą w przyszłości być prorocze.
Czy ktoś nad nami czuwa?
Sparksa przepis na sukces w tym przypadku to miks romansu, thrillera, melodramatu i małego pierwiastka metafizyki.
Finał. Dlaczego musiało tak być? Dlaczego zginął? Bo spełnił swoje posłannictwo? Tak czy siak, płakałam nad nim. Nic dziwnego.
Wcześniej miałam przyjemność zetknąć się z twórczością Sparksa przy skróconej wersji "Listu w butelce", w kolejce czeka też jego "Pamiętnik".
Mówi się, że utwory Sparksa to historie miłosne i wyciskacze łez w jednym. Po dotychczasowych skromnych doświadczeniach stwierdzam, że i owszem.
Książka zaczyna się wzruszająco, potem mamy do czynienia z lekką z pozoru opowieścią o...
2016-07-31
Jeśli ktoś przyjrzy się uważnie mojej biblioteczce, to zauważy, że dominują w niej romanse, współczesne i historyczne. Zaczęłam czytać je nałogowo w trudnym dla mnie momencie (choć nie chodziło o żadne związki) i tak już zostało. :D Choć rozszerzyłam swój repertuar o klasykę i kryminały.
Lubię po prostu dobre zakończenia, jest wtedy miło, co nie znaczy, że zaczęłam bujać w obłokach. :D Słyszałam kiedyś, jak ktoś opisał czytanie pewnych książek jako uczucie, że włożył wygodne ciepłe kapcie - mogę się tylko pod tym podpisać!
Oczywiście zdarzają się zakończenia nietypowe czy smutne czy słodko-gorzkie... nie powiem do jakiej kategorii należy historia Milesa i Tate. Ale mogę powiedzieć, że bywa wzruszająco i pouczająco. I zabawnie też, podobał mi się żart o pewnej krowie. :P Tego nie można przegapić. :D
"Ugly Love" to romans z wyższej półki. Stwierdzam tak po przeczytaniu ogromnej ich ilości. :D Polecam miłośnikom takich opowieści. I tym, którzy chcieliby się przekonać, czy od czasu do czasu warto po coś takiego sięgnąć. To dobra lektura na polecenie czy prezent.
Jeśli ktoś przyjrzy się uważnie mojej biblioteczce, to zauważy, że dominują w niej romanse, współczesne i historyczne. Zaczęłam czytać je nałogowo w trudnym dla mnie momencie (choć nie chodziło o żadne związki) i tak już zostało. :D Choć rozszerzyłam swój repertuar o klasykę i kryminały.
Lubię po prostu dobre zakończenia, jest wtedy miło, co nie znaczy, że zaczęłam bujać w...
2016-07-05
"O czym szumią wierzby" to moja kolejna przeczytana książka dla dzieci, wybrana ze znanej listy BBC.
Największą zaletą jest bliskość przyrody. Zwierzęta kochają ją, czują jej zew, korzystają z darów, które im daje, znają jej jasne i ciemne strony, mają świadomość - ulotną - nieznanej rządzącej siły. Z kart tej historii unosi się lekka mgiełka tajemnicy, pasji i zadumy. Równolegle Borsuk, Kret, Szczur i Ropuch stanowią stadium człowieczych zachowań, żyją w pewnym zakresie jak ludzie, marzą i błądzą. Żaba to zresztą najbarwniejsza postać. Ach te jej przygody.
Takie są właśnie bajki, choć ta się trochę wyróżnia - w tej chwili nie przypominam sobie żadnej, która kładłaby taki nacisk na naturę. Jej się tu po prostu doświadcza. The Wind in the Book.
"O czym szumią wierzby" to moja kolejna przeczytana książka dla dzieci, wybrana ze znanej listy BBC.
Największą zaletą jest bliskość przyrody. Zwierzęta kochają ją, czują jej zew, korzystają z darów, które im daje, znają jej jasne i ciemne strony, mają świadomość - ulotną - nieznanej rządzącej siły. Z kart tej historii unosi się lekka mgiełka tajemnicy, pasji i zadumy....
2016-06-02
Po niecałych dwóch miesiącach podróż z Ludźmi Lodu dobiegła końca. Jeszcze żadnej sagi nie przeczytałam w takim tempie, ale teraz mogłam sobie na to pozwolić.
Nieraz wątki ocierały się o banalność, tani romans, niedorzeczność, ale prawie cała historia miała w sobie "to coś". To coś, czyli atmosferę tajemnicy, fantastyki, mistyki oraz główną oś fabularną - walkę Ludzi Lodu z Tengelem Złym. Dzięki temu lektura przebiegała przyjemnie i bez zgrzytów. Dopiero pod koniec coś się zmieniło.
Wielkim plusem jest przewinięcie się wielu pokoleń tej rodziny. Byli wśród nich zwykli śmiertelnicy, dotknięci, wybrani. Przeżywali wiele przygód. Toczyli bitwę między dobrem, a złem. Mieli kontakt z istotami nie z tego świata. Miłość, walka i magia to trzy przewodnie hasła SoLL. Zadaję sobie też pytanie jakich bohaterów najbardziej polubiłam. Chyba są to Silje, Tengel Dobry, Dominik, Vinga, Heike, Benedikte i Marco.
Ostatecznie Ludzie Lodu wygrali ze złym przodkiem. Poprowadził ich ku temu Ten Wybrany, z pomocą wielu rozmaitych postaci. I wszystko wg mnie byłoby dobrze, gdyby nie to, że okazali się pionkami w innej walce... Nie napiszę w czyjej, ale w końcowych tomach znajduje się zapowiedź takiego rozwiązania. To wpłynęło trochę negatywnie na całościowy odbiór sagi, odebrało jej jakąś część uroku. Szkoda. No i opowieści autorki o jej wizjach i przeczuciach... Niepotrzebne.
Ale i tak bardzo miło było was poznać, Ludzie Lodu i ich bliscy. :-)
Po niecałych dwóch miesiącach podróż z Ludźmi Lodu dobiegła końca. Jeszcze żadnej sagi nie przeczytałam w takim tempie, ale teraz mogłam sobie na to pozwolić.
Nieraz wątki ocierały się o banalność, tani romans, niedorzeczność, ale prawie cała historia miała w sobie "to coś". To coś, czyli atmosferę tajemnicy, fantastyki, mistyki oraz główną oś fabularną - walkę Ludzi Lodu...
2016-04-11
Myślę, że wybrałam sobie dobrą książkę na swoje pierwsze spotkanie z Agathą Christie. Przychylam się do wysokiej średniej ocen na LC. "I nie było już nikogo" jest świetną zachętą do zagłębienia się w kryminałach.
Dziesięć osób ląduje na Wyspie Murzynków, zgodnie z pewnym wierszykiem każda z nich ginie w określonych okolicznościach. Zanim umrą wszyscy obecni na wyspie (czy aby na pewno?), na dotychczas żyjących zaproszonych gości padnie blady strach, będą mnożyć się podejrzenia. Zainteresowanych łączy też to, że mają coś na sumieniu...
Dwie rzeczy były wiadome prawie, że na samym początku: motyw i skłonności psychopatyczne zabójcy. Ale szczegóły... nie wpadłam na nie. Miałam czasem przebłyski, ale jednak ciągle dawałam się zmylić. Byłam także za mało uważna i skupiona, wciągnęłam się potem coraz bardziej w zmienną akcję. Gdybym nie porzuciła pewnej myśli, to miałabym szansę rozwiązania tajemnicy.
Ale nie żałuję tego, w dobrym kryminale nic nie powinno być proste. Tutaj znajdziemy dość skomplikowaną zagadkę, zgubne tropy i mroczne sekrety. Kolejnymi atutami są mała objętość lektury i mroczny klimat.
Choć jest inna możliwość... że nie mam do takich spraw talentu. :D Nie każdy nadaje się na Poirota lub Holmesa.
Myślę, że wybrałam sobie dobrą książkę na swoje pierwsze spotkanie z Agathą Christie. Przychylam się do wysokiej średniej ocen na LC. "I nie było już nikogo" jest świetną zachętą do zagłębienia się w kryminałach.
Dziesięć osób ląduje na Wyspie Murzynków, zgodnie z pewnym wierszykiem każda z nich ginie w określonych okolicznościach. Zanim umrą wszyscy obecni na wyspie (czy...
Telewizję zwykle się ogląda, a nie czyta o niej, nie licząc może streszczeń czy opisów różnych programów, krótkich wspominek czy artykułów o serialach, filmach itd. Także przeczytanie takiej książki to dla mnie nowość. W skrócie opisałabym ją jako historię TV w Polsce (rzadko o świecie) i nadałabym jej tytuły: wspomnień czar, powiew dawniejszych lat, ciągły rozwój mediów. Powyższe czyni lekturę interesującą, byłaby ona nawet jeszcze bardziej wciągająca, gdyby autorzy pokusili się o pisanie przystępniejszym językiem, więcej tłumaczyli - niektórych rzeczy po prostu nie rozumiałam - lubię TV, ale pasjonatką nie jestem, nie siedzę "w temacie".
Szkoda, że nie doczekałam się wspomnienia o telenowelach na przełomie wieków, czyż nie było wtedy boomu na "Zbuntowany anioł"? Cieszę się natomiast, że pojawił się wątek o Adamie Małyszu, bowiem zamiłowanie do oglądania skoków pozostało mi do dziś. 15 lat minęło i nadal chętnie oglądam relacje z zawodów, oczywiście doszły też inne dyscypliny sportowe, ale to nie to samo. "Stawkę większą niż życie", "Czterech pancernych i psa", "Czterdziestolatka" oglądałam, dobre polskie seriale wg mnie. Zaciekawiła mnie na przykład "Sonda", "Zrób to sam". No dużo programów jest wymienianych, ja napisałam o części z nich.
Gdyby tak wybiec w przyszłość... co może być za kilka lat wspomniane w takiej książce... że przyszła moda na seriale tureckie? Pojawił się wysyp takich programów jak "Dlaczego ja?", "Ukryta prawda" itp., których nie znoszę? Nastąpiła stagnacja dotycząca teleturniejów, a nadeszła era różnych tematycznych reality-show?
Ciekawe co jeszcze TV nam przyniesie...
Telewizję zwykle się ogląda, a nie czyta o niej, nie licząc może streszczeń czy opisów różnych programów, krótkich wspominek czy artykułów o serialach, filmach itd. Także przeczytanie takiej książki to dla mnie nowość. W skrócie opisałabym ją jako historię TV w Polsce (rzadko o świecie) i nadałabym jej tytuły: wspomnień czar, powiew dawniejszych lat, ciągły rozwój mediów....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to