-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2023-07
2023-06
2022-05
2022-03
2021-10
2021-09
2021-04
2021-02
Właśnie skończyłem "Króla darknetu" i mam mieszane odczucia. Spodziewałem się faktycznie czegoś mocnego. Zwłaszcza że na booktubie był na tę książkę straszny hype. Wśród całego gąszcza ohów i ahów znalazłem tylko jedną opinię krytyczną wobec tej książki. No i niestety muszę się zgodzić z jej autorką. Nie robię sobie żadnych zestawień najlepszych książek roku, ale gdybym robił to ta pozycja raczej nie znalazła by się w top 10. Temat zapowiadał się faktycznie niezwykle ciekawie, poza tym to reportaż o mitycznym "Darknet"... a tu niestety lipa :(. Owszem książkę czyta się niezwykle szybko, ale wynika to raczej z faktu że jest pisana nieszczególnie wymagającym językiem i a sama pozycja momentami staje się mało konkretna (jak się ktoś postara to może ją łyknąć nawet w jeden dzień)... Poza tym jak na reportaż ma malutko treści reporterskiej. Wygląda to trochę tak jakby autor pozbierał dostępne w internecie materiały prasowe na temat Rossa Ulbrichta i na tej podstawie napisał tę książkę. Wg mnie niektóre rozdziały są po prostu niepotrzebnymi wypełniaczami miejsca - żeby się zgadzała wierszówka. Kompletnie też nie rozumiem dlaczego autor zdecydował się podzielić ją na 60 rozdziałów? Są jeszcze inne rzeczy które mogą denerwować. Autor regularnie powtarza, że Ulbricht prowadził Amazon (co ma zapewne nas przytłoczyć i wywrzeć wrażenie że portal był ogromnym przedsięwzięciem) z narkotykami i innymi nielegalnymi towarami, czasami nawet wkłada te słowa w usta samego głównego bohatera. Tylko te stwierdzenia są tak na prawdę bez pokrycia. Tzn. nie ma nic na temat samego "darknetu" jako takiego, więc nie mamy punktu odniesienia i trudno oszacować skalę tego przedsięwzięcia. Poza tym praktycznie w każdym rozdziale znajduje się jakiś cliffhanger. Jest to jednak dość męczące.
Ok. nie jest to książka skrajnie słaba, ale no taka właśnie na 5 gwiazdek...
Właśnie skończyłem "Króla darknetu" i mam mieszane odczucia. Spodziewałem się faktycznie czegoś mocnego. Zwłaszcza że na booktubie był na tę książkę straszny hype. Wśród całego gąszcza ohów i ahów znalazłem tylko jedną opinię krytyczną wobec tej książki. No i niestety muszę się zgodzić z jej autorką. Nie robię sobie żadnych zestawień najlepszych książek roku, ale gdybym...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01
2020-09
2018-01
Mój plan czytelniczy na styczeń zacząłem realizować od zapoznania się z książką „Wszystko o Wandzie Rutkiewicz. Wywiad rzeka Barbary Rusowicz”. Książka liczy sobie ok. 190 stron i została wydana w 1992 roku nakładem wydawnictwa „Comer & Ekolog”. Ja swój egzemplarz wypożyczyłem w jednej z filii Biblioteki Kraków.
Tak jak wspominałem w moim poprzednim wpisie, po przeczytaniu reportażu Tochmana („Siedem razy siedem”) osoba Wandy Rutkiewicz, bardzo mnie zaciekawiła. Chciałem spróbować dowiedzieć się, co spowodowało, że studiująca elektronikę młoda kobieta, wręcz uzależniła się od wspinaczki wysokogórskiej. Z rozmowy można dowiedzieć się o pochodzeniu rodziców Wandy, o tragedii jaka spotkała rodzinę Rutkiewiczów w dzieciństwie oraz o relacjach jakie panowały w tym czasie między domownikami. Myślę, że na to jak bardzo samodzielną i zaradną kobietą stała się Wanda, wpłynęła sytuacja w domu, a zwłaszcza co raz wyraźniejsze oddalanie się jej rodziców od siebie. To opowieść również o traumatycznych przeżyciach związanych z morderstwem jej ojca (Wanda była oskarżycielem posiłkowym w tym procesie). Himalaistka nie unika odpowiedzi na trudne pytania stawiane przez panią Rusowicz dotyczące jej życia prywatnego. Rutkiewicz była dwukrotnie mężatką, ale życie rodzinne nie było jej jak widać pisane.
Barbara Rusowicz nie unika również trudnych tematów związanych z relacjami alpinistki z osobami, które tak jak ona poświęciły się pasji wspinania – pyta o współzawodnictwo pomiędzy nimi, bądź o to czy wśród tak specyficznej grupy osób nastawionej na konkretny cel (dotrzeć jak najwyżej, jak najszybciej, i najlepiej przed wszystkimi innymi) można mówić w ogóle o przyjaźni. Dowiadujemy się również jak to się wszystko z tymi górami zaczęło… A zaczęło się już na studiach – najpierw były okoliczne skałki a z czasem zaczęły pojawiać się Tatry, potem norweskie Trollrygen i Alpy. A potem okazało się, że Wanda Rutkiewicz ma faktycznie smykałkę do wspinania się i wtedy zaczęła się jej przygoda z naprawdę wysokimi górami - Gasherbrumy w paśmie Karakorum, Andy, Himalaje... Lista sukcesów Wandy Rutkiewicz jest imponująca – do najważniejszych należą z pewnością: zdobycie Mount Everest (trzecie wejście kobiece i pierwsze polskie; 1978 r.) oraz zdobycie K2 (pierwsze wejście kobiece z Liliane Barrard i pierwsze polskie wejście; 1986 r.). Życie himalaisty nie jest jednak zawsze pasmem zwycięstw, zdarzają się również porażki, a w górach wysokich porażki oznaczają często tragiczny koniec czyjegoś życia. Jest to również opowieść o ludziach, którzy wspinali się razem z nią i pozostali wśród "czternastotysięczników" na zawsze.
Wanda Rutkiewicz rysuje się w tym wywiadzie jako osoba wytrwała, można by rzec nawet ślepo uparta i silnie nastawiona na postawiony cel, sukcesywnie poprawiająca swoje umiejętności wspinaczkowe i budująca formę potrzebną do zdobycia tych najważniejszych szczytów. Równocześnie jej upór, niezależność i niejednokrotnie bezpośrednio wyrażana siła charakteru nie przysparzały jej raczej przyjaciół.
Wanda Rutkiewicz zaginęła w trakcie zdobywania Kanczendzongi w 1992. Ostatecznie uznano ją za zmarłą 13 maja 1992 r..
Rutkiewicz, rozpoczynając współpracę z Barbarą Rusowicz, powiedziała o dziennikarce: „Młoda, miła dziewczyna, o górach nie ma pojęcia, ale zdarza się jej zadawać zadziwiająco wnikliwe pytania”. Czy zatem ta młoda reporterka podołała postawionemu przed nią zadaniu?
Prezentowany wywiad podzielony jest na kilka rozdziałów, z czego można wywnioskować, że powstawał w trakcie kilku a pewniej nawet kilkunastu, niezależnie przeprowadzonych rozmów. Widać próbę uporządkowania tego obszernego materiału. Wydaje mi się, jednak że nie zawsze się to udaje i przez to szwankuje chronologia opowiadanej historii, a czytany tekst staje się odrobinę niespójny. Książkę czyta się relatywnie szybko. Niestety, niektóre ważne momenty z życia Wandy Rutkiewicz zostały potraktowane po macoszemu (jak mniemam przy obopólnej zgodzie). Sama alpinistka stwierdza, że o niektórych sytuacjach mówiła już wielokrotnie i nie chce się powtarzać. Tutaj widzę pewien brak asertywności ze strony prowadzącej rozmowę Barbary Rusowicz, bo skoro ma to być „wywiad rzeka”, to powinien dotyczyć wszystkich momentów z życia Rutkiewicz. Przecież niektóre z tych wydarzeń miały miejsce kilka, bądź kilkanaście lat wcześniej i ich bohaterka od tego czasu mogła zmienić pogląd na te sprawy. Czasami tekst sprawia wrażenie bardzo suchego, bądź nawet surowego. Tutaj trudno się dziwić, bohaterka wywiadu jest typowym umysłem ścisłym (była z wykształcenia elektronikiem), dla którego liczą się fakty i tylko fakty. A te, pomimo wspomnianych wad układu tekstu, można w tym wywiadzie znaleźć.
Ze swojej strony mogę śmiało polecić tę książkę. Dla mnie stanowiła ona pierwsze tak obszerne spotkanie z największą polską, jeśli nawet nie światową, himalaistką. Po lekturze myślę jednak, że powinienem zacząć od innego tytułu, a ten zostawić sobie na koniec (albo prawie koniec) czytelniczego spotkania z Wandą Rutkiewicz. Według mnie może stanowić on dobre podsumowanie historii jej życia, tym wartościowsze, że opowiedziane bezpośrednio przez samą Wandę Rutkiewicz.
Mój plan czytelniczy na styczeń zacząłem realizować od zapoznania się z książką „Wszystko o Wandzie Rutkiewicz. Wywiad rzeka Barbary Rusowicz”. Książka liczy sobie ok. 190 stron i została wydana w 1992 roku nakładem wydawnictwa „Comer & Ekolog”. Ja swój egzemplarz wypożyczyłem w jednej z filii Biblioteki Kraków.
Tak jak wspominałem w moim poprzednim wpisie, po...
2018-01
Czas na kolejną recenzję. Tym razem będzie ona poświęcona książce Ewy Matuszewskiej pt.: „Uciec jak najwyżej. Nie dokończone życie Wandy Rutkiewicz”. Jest to średniej grubości książka (nieco ponad 260 str.) wydana przez Wydawnictwo Iskry. Moja wersja pochodzi wersję pochodzi z roku 1999 i znalazłem ją w jednej z filii Biblioteki Kraków, do której korzystania zresztą gorąco zachęcam. Przy okazji, w którejś z księgarni widziałem też nowsze wydanie, które dostępne jest również w wersji elektronicznej.
Autorka poznała Wandę Rutkiewicz w 1978 r., po jej ogromnym sukcesie, jakim było zdobycie Mount Everest. Rutkiewicz dokonała tego jako pierwsza Polka i w ogóle pierwsza Europejka oraz trzecia kobieta na świecie. Matuszewska miała przeprowadzić z himalaistką wywiad dla redakcji „Przeglądu technicznego”, w redakcji którego wówczas pracowała. Sama Rutkiewicz była z wykształcenia inżynierem elektronikiem, więc nie widziała przeciwwskazań, żeby wywiad pojawił się również w branżowym piśmie. Finalnie okazało się, że rozmowa została opublikowana nie w „Przeglądzie technicznym” a w „Literaturze”. Idąc, już sporo spóźniona, na spotkanie z W. R., Ewa Matuszewska nie wiedziała, że wizyta ta, spędzona na rozmowie i popijaniu lapsang, zapoczątkuje czternastoletnią, pełną wyzwań i intrygującą przyjaźń.
Książka ta jest świadectwem, tego jak niesamowitą osobą była Wanda Rutkiewicz. Na pytanie o to co skłania ją do wspinania się w górach najwyższych, odpowiedziała, że podpisuje się pod słowami alpinisty George’a Mallory’ego, który w latach ‘20 XX w. odbył trzy wyprawy w Himalaje, mające na celu zdobycie najwyższej góry świata. Ludzie zdobywają te najwyższe szczyty, bo są do zdobycia. Obraz Wandy Rutkiewicz, kreślony przez Matuszewską wskazuje, że była to kobieta obdarzona silnym charakterem, uporem, chartem ducha, kierująca się określonymi normami etycznymi. Kobieta całkowicie uzależniona od wspinaczki wysokogórskiej, dla której górskie wędrówki początkowo stanowiły hobby, z czasem stały się sposobem na życie, a w końcu całym jej życiem. Christine de Colombel powiedziała o niej kiedyś: „Wanda Rutkiewicz jest człowiekiem gór we wszystkim”. Ewa Matuszewska, oprócz własnych obserwacji dotyczących osoby tej wspaniałej alpinistki, wykorzystuje również spostrzeżenia innych osób, z którymi rozmawiała na temat pierwszej polskiej zdobywczyni Mount Everest. W ich oczach, Rutkiewicz rysowała się jako osoba bezkompromisowa, zamknięta w sobie (choć nie pozbawiona świetnego, inteligentnego poczucia humoru), samodzielna i samowystarczalna, o silnej psychice i ogromnej sprawności fizycznej. Niektórzy z jej rozmówców (chyba Ci bardziej Wandzie nieprzychylni) stwierdzali nawet, że jest ona „patologicznie ambitna”. Sama bohaterka nie przejmowała się tym określeniem, tłumacząc że na pewnym poziomie uprawiania wspinaczki wysokogórskiej, nie oszukujmy się poziomie profesjonalnym, wspinacz musi realizować ambitne przedsięwzięcia.
Autorka, w swojej publikacji, porusza również wiele trudnych tematów z życia W.R. Jednym z nich było życie osobiste alpinistki. Miłość do gór i zaangażowanie w realizację swojej pasji spowodowały, że Wandzie nie udało się stworzyć trwałej relacji rodzinnej. Oba „podejścia” nie wytrzymały konkurencji wypraw w góry najwyższe. Z drugiej strony w takim związku to Ona była bardzo jasno świecącą gwiazdą i nie każdy mężczyzna był w stanie żyć w cieniu takiej osoby. Na początku wydaje się, że ta samotność nawet jej odpowiadała, gdyż mogła bez skrępowania realizować swoje plany wspinaczkowe. Jednakże z czasem chyba coś się zmienia w postrzeganiu tej sytuacji i himalaistka chyba zaczyna dostrzegać tę pusta przestrzeń wokół siebie. Dobitnie może świadczyć o tym sytuacja, która wydarzyła się w trakcie wspólnego wyjazdu do Austrii podczas którego ujawniła się jej wręcz chorobliwa zazdrość o jednego ze swoich psów.
W poprzedniej recenzji („Wszystko o Wandzie Rutkiewicz. Wywiad rzeka...” Barbary Rusowicz) pisałem, że była to również opowieść o tych, którzy w górach wysokich pozostali już na zawsze… ale tak naprawdę, dopiero czytając relację z tych dramatycznych wydarzeń w książce Matuszewskiej, zrozumiałem faktyczny tragizm tych sytuacji.
Autorka dysponowała nagraniami rozmów radiowych prowadzonych przez uczestniczki kobiecej wyprawy na K2 zorganizowanej w 1982 r. przez Wandę Rutkiewicz. Sama Rutkiewicz pełniła rolę kierownika wyprawy, ale ze względu na poważną kontuzję nogi, nie miała uczestniczyć w bezpośredniej akcji górskiej i zdobywaniu szczytu. To właśnie w trakcie tej wyprawy zmarła Halina Krüger-Syrokomska, doświadczona alpinistka i himalaistka z którą W. R. współdziałała wcześniej w Alpach i Norwegii, oraz w trakcie pierwszej polskiej, kobiecej wyprawy w pasmo Karakorum, której celem było samodzielnie zdobycie przez zespół kobiecy szczytu Gasherbrum III. Wyprawa ta, choć z konieczności została połączona z wyprawą męską, odniosła ogromny sukces i była motorem napędowym dla kolejnych projektów polskich wypraw wysokogórskich. Kolejnymi stratami wśród przyjaciół zaowocował rok 1986. W roku tym wspinacze usiłujący „pokonać” K2, drogo zapłacili za możliwość stanięcia na jej szczycie. Góra zabrała 13 z 49 dziewięciu starających się zdobyć ją himalaistów. Na jej zboczach, pozostali Dobrosława Miodowicz-Wolf oraz Wojciech Wróż – ludzie z którymi W. R. łączyły szczególnie bliskie relacje. Sama W. R. również działała pod K2 w 1986 r., tylko z wyprawą francuską, której uczestnikami było małżeństwo Liliane i Maurice’a Barrardów, oraz Michel Parmentier. I tutaj nie obyło się bez tragedii, gdyż życie straciło właśnie małżeństwo Barrardów. W roku 1989 z południowej ściany Lhotse do Polski dotarła wiadomość o śmierci Jerzego Kukuczki, która również silnie wstrząsnęła Rutkiewicz. Podobnie było ze stratą Barbary Kozłowskiej, która uczestniczyła z Wandą Rutkiewicz w wyprawie na Broad Peak zorganizowanej w 1985 r..
W swojej książce Matuszewska porusza również problem dotyczący tego w jaki sposób zmieniał się współczesny alpinizm/himalaizm i jakie niesie to za sobą konsekwencje. Pierwotnym założeniem było organizowanie dużych wypraw narodowych. Z czasem zostało to zastąpione przez małe wyprawy komercyjne, których celem było zdobywanie szczytów w stylu alpejskim, tzn. szybko i bez zbędnego obciążenia. Niestety niesie to ze sobą pewne konsekwencji. W trakcie uczestnictwa w wyprawach narodowych ich uczestnicy najczęściej się znali, bardziej lub mniej się akceptowali, ale stanowili zespół i co powodowało że byli za siebie odpowiedzialni. Z momentem przejścia na tryb komercyjnego organizowania wypraw więzi pomiędzy poszczególnymi członkami zespołów znacząco się poluźniły, a każdy z himalaistów pracuje w zasadzie na własny rachunek.
Ostatnią część książki stanowi próba wyjaśnienia tego co wydarzyło się w 1992 r. w trakcie zdobywania Kanczendżongi. Autorka zawarła w swojej książce szczegółową relację z wyprawy przekazaną przez Arkadiusza Gąsienicy-Józkowego, z którym Wanda Rutkiewicz miała zdobywać szczyt. Zestawiła ją dodatkowo z relacją Carlosa Carsolio, który ostatecznie został partnerem himalaistki w ataku szczytowym. Z tej dramatycznej opowieści wyłania się obraz kobiety całkowicie zdecydowanej na zdobycie szczytu kolejnego ośmiotysięcznika. Maciej Kozłowski, tak podsumował, te tragiczne wydarzenia (fragment rozmowy z Ewą Matuszewską): „[..] Nie wierzę, że mogła popełnić samobójstwo, natomiast nie wykluczałbym tego, że w pewnym sensie Wanda szukała śmierci. Stawiała przed sobą coraz bardziej ryzykowne cele, zdając sobie sprawę, jako wyjątkowy fachowiec w tej dziedzinie, że może to skończyć się tragicznie. I w pewnym stopniu to zaakceptowała. [...]”.
Książkę Ewy Matuszewskiej czyta się bardzo dobrze. Autorka ma świetny warsztat pisarski. Zresztą nie jest to nic dziwnego, jeśli przyjrzy się jej drodze zawodowej i ilości różnych i różnorodnych redakcji, w których przyszło jej pracować. Najważniejsze jest jednak to, że Matuszewska przez blisko 14 lat przyjaźniła się z Wandą Rutkiewicz i to bardzo dobrze widać w sposobie opisu różnych, niejednokrotnie prywatnych, sytuacji i zdarzeń. Tekst jest często bardzo emocjonalny, co według mnie, potwierdza prawdziwość relacji tych dwóch kobiet. Dodatkowo wzbogacony jest o fantastyczne zdjęcia, które dopełniają całości czytanej historii. Według mnie jest to o niebo lepsza książka niż recenzowany przeze mnie wcześniej wywiad rzeka spisany przez Barbarę Rusowicz.
Ze swojej strony gorąco polecam tę pozycję każdemu czytelnikowi. Na pewno się nie zawiedziecie się.
Czas na kolejną recenzję. Tym razem będzie ona poświęcona książce Ewy Matuszewskiej pt.: „Uciec jak najwyżej. Nie dokończone życie Wandy Rutkiewicz”. Jest to średniej grubości książka (nieco ponad 260 str.) wydana przez Wydawnictwo Iskry. Moja wersja pochodzi wersję pochodzi z roku 1999 i znalazłem ją w jednej z filii Biblioteki Kraków, do której korzystania zresztą...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją książki „Zdobycie Gasherbrumów” (Sport i Turystyka, 1979 r.) opracowanej pod redakcją Wandy Rutkiewicz, a dotyczącej pamiętnej polskiej wyprawy w pasmo Karakorum, zrealizowanej w 1975 r. (Wyprawa Kobieca w Karakorum 75, Ladies Himalaya Expedition). Książkę tę wygrzebałem na jednej z półek Biblioteki Kraków .
Książka bardzo szczegółowo opowiada o tym w jaki sposób doszło do zrealizowania pierwszej tak zaawansowanej logistycznie wyprawy narodowej w pasmo Karakorum, jakie były jej cele oraz jak finalnie udało się je zrealizować.
W latach ‘60 i ‘70 ubiegłego wieku po raz pierwszy zaczęto poruszać kwestie wspinaczki sportowej realizowanej przez zespoły kobiece. Również w polskim świecie wspinaczkowym ten temat był poruszany co raz śmielej. Sama Wanda Rutkiewicz niejednokrotnie wypowiadała się na temat różnic we wspinaczce w zespole mieszanym (a więc z męskimi partnerami), a wspinaczce w zespole kobiecym. Uważała, że tylko wspinaczka w samodzielnych zespołach kobiecych, pozwalała jej uczestniczkom na odczuwanie pełni przeżyć i emocji związanych ze zdobywaniem szczytów górskich. Sama Rutkiewicz na starcie swojej kariery - trasy wspinaczkowe w Alpach i Norwegii – wspinała się w zespole z Haliną Krüger-Syrokomską, uzyskując zresztą świetne rezultaty. Zorganizowanie i zrealizowanie typowo kobiecej wyprawy w góry najwyższe, było zatem w tym okresie, wydarzeniem nie tylko na skalę europejską, ale podejrzewam że nawet światową. Nadarzyła się świetna okazja – rok 1975 został ogłoszony przez UNESCO Międzynarodowym Rokiem Kobiet.
Książka jest pełną relacją z organizacji wyprawy narodowej w góry wysokie. Musimy pamiętać, że wyprawa była organizowana w czasie głębokiej komuny, dlatego nie wystarczyło udać się do sklepu, kupić sprzęt do wspinaczki wysokogórskiej i ruszyć na podbój szczytów Karakorum. Czytając opis przygotowań do wyprawy i nie chodzi mi tu tylko o kwestie logistyki i osprzętu, ale również o szereg zabiegów dyplomatycznych, które doprowadziły do udzielenia przez rząd Pakistanu pozwolenia na realizację wyprawy, pokazuje jak jak wielkim wyzwaniem było przygotowanie takiej wyprawy. Równocześnie czytając właśnie o logistycznym przygotowaniu całego przedsięwzięcia, faktycznie myśli się o wyprawie Ladies Himalaya Expedition ‘75, jako o wyprawie narodowej – autorzy szczegółowo opisują jakie wsparcie uzyskano od poszczególnych spółdzielni produkcyjnych, co pokazuje że faktycznie przedsięwzięcie to powinno nosić miano „wyprawy narodowej”. Warto wspomnieć również, że ostatecznie w ramach wyprawy z 1975 r. w paśmie Karakorum miała działać grupa mieszana, ale z wyraźnie wydzielonymi zadaniami – odrębnymi dla zespołu kobiecego i męskiego. Decyzja taka została podyktowana z jednej strony realiami społeczno-kulturowymi (grupa kobieca wędrująca samotnie po muzułmańskim kraju mogła być narażona na szereg niebezpieczeństw), a z drugiej strony kwestiami finansowymi (ówczesne realia gospodarcze nie pozwalały na zorganizowanie dwóch odrębnych wypraw).
W „Zdobyciu Gasherbrumów” bardzo dokładnie, można rzec ze wręcz z kronikarską precyzją, opisano moment przygotowań do wyjazdu: to w jaki sposób był kompletowany zespół wspinaczy, w jaki sposób poszczególne grupy docierały do punktu zbiorczego w Skardu, jak przebiegała wędrówka karawany, jak przebiegały przygotowania do akcji górskiej i ataki szczytowe. Ciekawym rozdziałem, który również znalazł się w omawianej publikacji jest raport medyczny, w którym lekarka wyprawy, opisuje z jakimi trudnościami medycznymi musiała sobie poradzić w trakcie trwania ekspedycji. Znamienny jest fakt, że nie tylko sprawowała opiekę medyczną nad członkami wyprawy, ale również w miarę możliwości i dostępnych środków leczniczych niosła pomoc medyczną kulisom i ludności tubylczej z którą spotykała się w rejonie wyprawy. Co ciekawe, w trakcie organizacji ekspedycji założono również możliwość wystąpienia takich działania i w związku z tym odpowiednio zwiększono zapas leków. Jeśli chodzi o konstrukcję tekstu, to książka została podzielona na rozdziały, za które byli odpowiedzialni poszczególni uczestnicy wyprawy. Jest to bardzo dobry zabieg, bo czytelnik widzi poszczególne wydarzenia z kilku perspektyw, co tworzy w miarę obiektywny obraz zdarzeń. Tekst jest doskonałym świadectwem ogromu trudności i walki również, a może przede wszystkim, ze słabościami własnego organizmu, jakie każdy wspinacz musi przezwyciężyć, żeby pokusić się o zdobycie tych najwyższych punktów na Ziemi. Z drugiej strony w książce zarysowano motywacje poszczególnych uczestników, które kierują nimi przy podejmowaniu decyzji związanych z akcjami szczytowymi. Widać powoli rodzący się konflikt pomiędzy bezkompromisową, nastawioną na cel kierowniczką wyprawy (Wanda Rutkiewicz) a pozostałą częścią zespołu. Z pewnością na tę sytuację ma wpływ przedłużająca się wyprawa bez wyraźnych sukcesów – owszem indywidualne rekordy wysokości były przez poszczególne uczestniczki wspinaczki pokonywane i ustanawiane, ale nie oszukujmy się nie po to się tam wybrały…
Pomimo tych niesnasek wyprawa zakończyła się wielkim sukcesem. Podstawowym celem wyprawy było wejście samodzielnego zespołu kobiecego na szczyt Gasherbrum III (7952 m.), szczyt ten został zdobyty w składzie mieszanym: Wanda Rutkiewicz, Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Janusz Onyszkiewicz i Krzystof Zdzitkowiecki. Było to nie tylko I wejście kobiece, ale równocześnie w ogóle pierwsze odnotowane wejście na ten szczyt, który do tego momentu uważany był za szczyt dziewiczy. Pozwoliło ono również na ustanowienie nowego kobiecego rekordu wysokości (który swoją drogą przetrwał około doby). Po raz pierwszy w historii odnotowano kobiece wejście na szczyt Gasherbrum II (8035 m.). Szczyt zdobyty został przez zespół w składzie: Halina Krüger-Syrokomska i Anna Okopińska – było to równocześnie pierwsze wejście samodzielnego zespołu kobiecego na szczyt ośmiotysięczny. Doprowadziło ono do ustanowienia nowego kobiecego rekordu wysokości dla Polski i Europy. Dodatkowo dwa męskie zespoły dokonały wejścia na szczyt Gasherbrum II ustanawiając wysokościowy rekord Polski (odnotowane III i IV wejście; zespół I – Leszek Cichy, Janusz Onyszkiewicz, Krzysztof Zdzitkowiecki; II zespół – Władysław Woźniak, Marek Janas, Andrzej Łapiński).
Książkę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Pozwoliła mi ona uzmysłowić sobie jak wielkim przedsięwzięciem w tamtych czasach było przygotowanie wyprawy w tak egzotyczny rejon jakim jest pasmo Karakorum. Tekst ubogacony jest cudownymi zdjęciami, które doskonale obrazują przebieg wyprawy. Uważam, że pomimo upływających lat niektóre problemu nie straciły na wymowie i są one aktualne również teraz. Ze swojej strony zachęcam do sięgnięcia po tę blisko 40-letnią już lekturę.
Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją książki „Zdobycie Gasherbrumów” (Sport i Turystyka, 1979 r.) opracowanej pod redakcją Wandy Rutkiewicz, a dotyczącej pamiętnej polskiej wyprawy w pasmo Karakorum, zrealizowanej w 1975 r. (Wyprawa Kobieca w Karakorum 75, Ladies Himalaya Expedition). Książkę tę wygrzebałem na jednej z półek Biblioteki Kraków .
Książka bardzo...
2019-04
2019-04
2019-03
2018-08
2018-04
2018-03
2018-03
Patrząc na tę książkę, trzeba oddzielić od siebie dwie rzeczy.
Pierwszą jest historia powstania Facebooka, która bez wątpienia jest intrygująca. Jestem daleki od stygmatyzowania samego FB. A po przeczytaniu książki na pewno nie wymażę liter F i B z mojego alfabetu :-P. Portal traktuję raczej jako wygodne narzędzie do kontaktu ze znajomymi, choć i tak wolę staromodne rozmowy telefoniczne lub smsy ;).
Drugą jest sama jakość podawanych treści.
Przeglądając opinie, zauważyłem że czytelnicy odnoszą się do filmu "Social network", którego szczęśliwie jeszcze nie oglądnąłem, co pozwoli mi odnieść się do samej publikacji.
W mojej ocenie książka jest "taka-se-o" czyli raczej przeciętna. Styl pisania taki bardziej gazetowy, ale nie jest to poziom "Harvard Bussiness Reviews" tylko raczej polotka, kozaczka czy innego buziaczka-pl. Wszystko utrzymane jest w tonacji taniej sensacji. Co prawda czyta się to łatwo, przyjemnie i szybko, ale lektura nie wymaga od nas głębszego zaangażowania szarych komórek. To jest o tyle dziwne, że książka ma być niby reportażem. Faktycznie jest to raczej reportaż fabularyzowany. Wydaje się że niektóre opisy trafiły do książki tylko po to żeby spełnić wymagania co do zakontraktowanej umową ilości stron. Zwłaszcza, że autor po jakimś czasie zaczyna się powtarzać.
Patrząc na tę książkę, trzeba oddzielić od siebie dwie rzeczy.
więcej Pokaż mimo toPierwszą jest historia powstania Facebooka, która bez wątpienia jest intrygująca. Jestem daleki od stygmatyzowania samego FB. A po przeczytaniu książki na pewno nie wymażę liter F i B z mojego alfabetu :-P. Portal traktuję raczej jako wygodne narzędzie do kontaktu ze znajomymi, choć i tak wolę staromodne...