-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Biblioteczka
2013-08-30
2012-03-02
Marilyn Monroe.
Pierwsze skojarzenie to oczywiście seksowna blondynka z niewiarygodnymi ustami grająca głupiutkie kokietki. Jednak ostatnio świat poznaje nową twarz Normy Jeane. Przed nami stoi już nie hollywoodzki produkt, ale inteligentna, wrażliwa, oczytana i niezbyt pewna siebie dziewczyna. W księgarniach bardzo łatwo można się natknąć na kolejne wspomnienia osób z otoczenia gwiazdy, wspomnienia, listy, wywiady, albumy. Jedną z tych pozycji jest „Mój tydzień z Marilyn”.
Cieniutka książeczka z Michelle Williams na okładce nie zapowiada jednak jakiegoś przełomu, pogłębienia naszej wiedzy na temat gwiazdy kina. Cała jej filmografia, plotki, skandale, romanse i małżeństwa zostały już dawno opisane, uwiecznione na taśmach. Więc co chciał nam (a może sobie?) uświadomić tuż przed śmiercią Colin Clark opisując swój rzekomy (jak donosi Wikipedia) romans z Marilyn Monroe?
By to zrozumieć przyjrzyjmy się fabule (albo jak kto woli, kawałkowi wspomnień).
W 1956 roku Marilyn Monroe przyjeżdża do Anglii kręcić nowy film. To jej miesiąc miodowy - dwa tygodnie wcześniej wyszła za mąż za znanego dramaturga Arthura Millera. Wszystko wygląda jednak zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała. Członkowie ekipy filmowej uważają ją za rozkapryszoną gwiazdkę z Hollywood, brytyjski partner filmowy poniża ją przy każdej okazji, a z zapisków swojego męża dowiaduje się, jak wielkim jest dla niego rozczarowaniem.*
Sytuacja zdecydowanie godna współczucia. Wszyscy od niej czegoś wymagali, prosili myśląc, że jako zadośćuczynienie wystarczą pieniądze. Przecież ona była gwiazdą Hollywood! Nie miała wielkiego wyboru. Musiała zmierzyć się samotnie z całą ekipą biorącą aktorstwo na całkiem inny warsztat niż ten którego uczono jej w Ameryce.
Pomóc jej chciał Colin. Młody, niedoświadczony asystent reżysera. Zresztą pomóc chcieli jej również inni. Jednak oni jednocześnie od niej czegoś chcieli. On...on nie.
Jakimś cudem Marilyn wybrała właśnie jego. Zaprzyjaźnili się. Zaczęła mu opowiadać o wszystkim. W szczególności o sobie. Stopniowo otwierała się przed nieznanym mężczyzną. Niedorzeczne? Może trochę. Ale postawmy się na jej miejscu. Nikt nie widzi w niej zwykłej dziewczyny. Dla każdego, nawet własnego męża, jest znaną na całym świecie gwiazdą. Colin jako jedyny zauważył w niej człowieka.
Właśnie ten błysk, tę otwartość, inną stronę spojrzenia chciał pokazać nam autor w tym krótkim pamiętniku. Przedstawił nam Marylin nie jako maszynkę do robienia pieniędzy, nie jako obłąkana gwiazdę łykającą prochy. Pokazał kawałek tej prostej dziewczyny z czasów gdy nikt nie znał MM, pokazał człowieka, który również marzy o własnym życiu.
Śmiesznym by było wymagać od tej cieniutkiej książeczki całej wiedzy na temat Marilyn. Autor starał się narysować nam jej portret taki, jaki przechowywał w pamięci ponad blisko pięćdziesiąt lat. Udało mu się to.
Ta książka to taki krótkometrażowy film o Marilyn Monroe w którym w końcu widzowie mają okazję zobaczyć choć kawałek prawdziwej Normy Jeane. Film zbyt krótki po którego zakończeniu chcemy więcej.
*opis pochodzi ze strony wydawnictwa
Marilyn Monroe.
Pierwsze skojarzenie to oczywiście seksowna blondynka z niewiarygodnymi ustami grająca głupiutkie kokietki. Jednak ostatnio świat poznaje nową twarz Normy Jeane. Przed nami stoi już nie hollywoodzki produkt, ale inteligentna, wrażliwa, oczytana i niezbyt pewna siebie dziewczyna. W księgarniach bardzo łatwo można się natknąć na kolejne wspomnienia osób z...
2011-12-01
Pochłonęła mnie całkowicie ta historia, której zakończenie zna każdy. Dziwna, pokręcona, technicznie rzecz biorąc, nie mająca szans, by wybić się czymś innym niż tylko ponętną blondynką, znaną na całym świecie, umieszczoną na okładce. Gratka dla fanów aktorki, grającej w komediach romantycznych ubiegłego wieku, dla badaczy kina. Przytłaczająca ilością zapisanych stron, a więc i na pozór, przytłaczająca ilością nieumiejętnie upychanych na wolnych stronach faktów, by zanudzić i zniechęcić czytelnika.
Ale otwieramy, z sympatii dla owej aktorki, zainteresowani pochlebnymi wspominkami, a tam na nas czeka pierwsze zdanie:
Przybyła Śmierć, pędząc wzdłuż bulwaru w gasnącym sepiowym świetle.*
I to jest koniec. Koniec sympatii, wspomnień i pochlebstw. Teraz zaczyna się nasza przygoda, nasza marna egzystencja, nasze uprzedzenia, nasze lęki. Wszystko dzielone z nią. Blondwłosą aktorką.
To wielkie dzieło, wręcz monumentalne przyszło do mnie, gdy nie czytałam nic. Gdy zaczynałam kolejne książki, gdy rzucałam je w kąt, bo nigdy nie były za dobre na początku, bo stosy mi się piętrzyły, bo nie umiałam się skupić i byłam rozkojarzona. Blondynka paradoksalnie była trudna w czytaniu. Odrzucałam ją po kilku zdaniach, czasem wstrząsających, czasem nic nie znaczących. I za każdym razem wracałam.
Początek, dzieciństwo którego nie było i którego brak wszyscy przyjęli jako coś normalnego. Dalej dorastanie, etap kiedy to szukamy siebie, sensu i bezsensu, w Blondynce jak raczkowanie i stawianie pierwszych kroków, pierwszych błędów, pierwszych sukcesów, upokorzeń, pytań. Dorastanie, które nigdy się nie skończyło, które trwało do niedalekiego końca, te kilkanaście lat, przedłużony żywot zagubionego motyla…
To nie jest biografia Marilyn Monroe.
Marilyn Monroe to chwyt reklamowy, to przykrywka czegoś większego.
Ta książka jest przede wszystkim podróżą w głąb Normy Baker. Podróżą tylko naszą, gdzie istniejemy my i ona. Nikt więcej. Podróżą w głąb własnych słabości, własnych zachcianek i wątpliwości. Pani Oates otwiera przed nami kolejne komnaty uczuć blondwłosej aktorki, rzucając całkowicie inne światło na wykreowaną przez media postać. Z głupiutkiej laleczki wyłania się kobieta myśląca, pełna kompleksów, czasem słabości, uczuć i pragnień. Kobieta szukająca szczęścia, kobieta-marzenie, kobieta upadła, kobieta cierpiąca. Kobieta, którą tak dobrze rozumiemy!
Chociaż to na przeżyciach Marilyn Monroe skupiamy całą swoją uwagę, to z nią wszystko przeżywamy, z nią rozmawiamy w myślach godzinami, to trudno nie zauważyć również innych detali, małych szczegółów składających się na sukces tej książki.
Cierpki, wyuzdany świat Hollywood, o którego istnieniu nie zawsze zdajemy sobie sprawę, oczy mając przesłonięte czerwonym dywanem i biało-czerwonymi uśmiechami.
Marionetki tej historii, postacie drugoplanowe, okazujące się silniejsze od głównej bohaterki, naszej przyjaciółki.
Niebywała łatwość w opisywaniu przeżyć, zagłębianiu się w naturę ludzką i umiejętność patrzenia. Pani Oates – pani stała się dla mnie wzorem…
Trudno pisać o tej książce, bo bez wątpienia jest to książka wielka. Przytłaczająca swoim kunsztem, porywająca swoją autentycznością i bezbronnością. Książka, którą się smakuje, którą czyta się długo, która jest przyjemnością. Tak dobrą, że aż czasem boli. Tak dobrą, że pisać o niej trudno.
*"Blondynka" str.13
Pochłonęła mnie całkowicie ta historia, której zakończenie zna każdy. Dziwna, pokręcona, technicznie rzecz biorąc, nie mająca szans, by wybić się czymś innym niż tylko ponętną blondynką, znaną na całym świecie, umieszczoną na okładce. Gratka dla fanów aktorki, grającej w komediach romantycznych ubiegłego wieku, dla badaczy kina. Przytłaczająca ilością zapisanych stron, a...
więcej Pokaż mimo to