-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2024-03-02
2022-05-28
😋😋😋
Lubię czasem sięgnąć po mocniejsze lektury. Właśnie taka mi się jawiła książka “Psychol. Początek” spod pióra Moniki Ligi. Czy miałam jakieś oczekiwania względem niej? Raczej nie. Jedyne co, to chciałam dobrze się przy niej bawić. I tyle. Zgłosiłam się więc do booktouru zorganizowanego przez @opetanaprzezslowa i czekałam cierpliwie, aż książka do mnie dotrze. A gdy rozpoczęłam lekturę, to lawina emocji puściła i nijak się nie dało jej zatrzymać…
😋😋😋
Piotr to dzieciak po przejściach. Był wychowywany w rodzinie adopcyjnej, po tym jak odebrano go jej matce. Dla tej ostatniej jedynie alkohol się liczył i czasem dobry seks. W rodzinie adopcyjnej nie było lepiej. Niby Piotr miał wszystko zapewnione, ale nikt nie okazywał mu tam miłości. Jest introwertykiem, niezwykle przystojny i inteligentny. Jego zajęcie polega na dokonywaniu zemsty na żonach bogatych biznesmenów, które lubią seks, a więc i zdrady. Pewnego dnia poznaje dziewczynę, która robi to co do złudzenia przypomina to co robi Piotr. Dziewczyna chce dokonać zemsty na pewnym mężczyźnie, który skrzywdził jej ukochaną Sarę. Piotr jej zachowanie odczytuje błędnie, a w związku z tym dochodzi do koszmarnej pomyłki, która będzie mieć wpływ na oboje. Przewrotny los zderza tych dwoje ze sobą i ich emocje wręcz wybuchają. Nie ma tu miejsca na uśmiech czy śmiech. Autorka prowadzi czytelnika przez brudny, wyuzdany seks, który ma być dojściem do czegoś spektakularnego i większego. Czy tych dwoje poradzi sobie z ogromem emocji, które ich zaleją? Czy będą umieli stworzyć udany związek?
😋😋😋
Niewątpliwie nie spodziewałam się, że ta lektura będzie aż tak mocna. Z początku opowieść jakby się snuje, niczym obłoczek mgły. Poznajemy zarówno Piotra, jak i Martę. Czy polubiłam ich od razu? Piotra nie. Z początku wydawał mi się okropnym człowiekiem, zwłaszcza gdy poznałam jego “profesję”. Jednak w tym przypadku autorce wręcz w idealny sposób udało się ukazać coś, co ma również w naszym zwykłym życiu. Mianowicie, ileż to razy mijamy kogoś na ulicy, kto na przykład jest według nas dziwnie ubrany, ma kolorowe włosy i w naszych głowach od razu formułuje się myśl, że a. nie ma lustra w domu, b. to na pewno gej! No setki razy. Oceniamy kogoś tak naprawdę na podstawie jednego momentu, wręcz kilkusekundowego zobaczenia tej osoby i nie porozmawiania z nią. Ile razy w ten sposób kogoś skrzywdziliśmy, nawet nieświadomie? I tak właśnie jest z Piotrem. Po początkowych scenach stwierdziłam, że musi mieć coś z głową, skoro robi to, co robi, że jest tym tytułowym psycholem. Dopiero z czasem, w miarę jak widziałam, jak otwiera się przed Martą, jak ją traktuje, jak się do niej odnosi doszłam do wniosku, że to tak naprawdę jest wartościowy mężczyzna. Nie jego wina przecież, że ma taką przeszłość, jaką ma. No właśnie, sceny z jego dzieciństwa były dla mnie koszmarne. Przechodziły mnie na nich dosłownie ciarki i zastanawiałam się, jak można stworzyć małemu dziecku takie koszmarne warunki…Marta za to ujęła mnie od samego początku. Jawiła się jako silna i mocno stąpająca po ziemi dziewczyna, ale z czasem okazało się, że gdzieś tam w środku jest mocno zraniona. Współczułam jej, a jednocześnie na każdej scenie z nią dawałam jej mentalnego kopa, aby nie poddawała się i pruła do przodu, bez oglądania się na siebie.
😋😋😋
Nie jest to z pewnością lektura dla każdego. Chociaż na początku jest łagodnie niczym rosołek u ukochanej mamusi to w miarę zagłębiania się w tę historię jest coraz mroczniej. W moim odczuciu najstraszniejsza scena to ta prawie z końcówki powieści, kiedy ukazany jest seksklub Maksa. Tego ostatniego to miałam ochotę zwyczajnie udusić. Każdą kobietę traktował niczym zabawkę. A to co wyprawiało się pod jego nosem i za jego przyzwoleniem przyprawiało mnie o mdłości. Rzadko kiedy aż do tego stopnia przeżywam lekturę, ale w tym przypadku nie potrafiłam inaczej. Nie mam pojęcia, jak tego dokonała autorka, ale opisy tej masakry były tak sugestywne i plastyczne, że odniosłam wrażenie, jakbym sama w tym wszystkim brała udział. Zaczęłam się zastanawiać, czy coś takiego może mieć miejsce w naszym prawdziwym życiu. Wiecie, idziecie do klubu, siadacie przy barze, wypijacie drinka albo dwa, może chwilę tańczycie i wychodzicie. A w piwnicach tego przybytku rozgrywają się zupełnie inne zabawy… Myślę, że to nadal ma miejsce, tylko przecież o takich sprawach nie mówi się głośno.
😋😋😋
Monika Liga niezwykle mocno zaintrygowała mnie pomysłem na fabułę. Jeszcze chyba nie czytałam drugiej takiej powieści, która okazałaby się ostatecznie aż tak przesiąknięta złem i mrokiem. Była to dla mnie spora odskocznia od tego, co zazwyczaj czytam - przy romansach czy obyczajówkach, po które najczęściej sięgam akurat ta historia wypada jeszcze mroczniej. Na pewno nie żałuję, że po nią sięgnęłam i chociaż niektóre sceny aż nie mieściły mi się w głowie to jednak wyczekuję już drugiego tomu, by przekonać się, co jeszcze spotka głównych bohaterów.
😋😋😋
Podsumowując, “Psychol. Początek” autorstwa Moniki Ligi to niewątpliwie świetnie skonstruowana historia. Niezaprzeczalnie zapada w pamięć poprzez swój mrok i tajemniczość. Nie spodziewałam się, że do dość specyficznego bohatera, który jakby nie patrzeć popełnia złe uczynki (ale w dobrej wierze!) można zapałać cieplejszymi uczuciami, a jednak właśnie coś takiego miało tu miejsce. Historia ta wciąga od samego początku i chociaż z początku opowieść snuje się powoli niczym pajęcza sieć, to z czasem nabiera dynamizmu i wciąga czytelnika jeszcze dalej i głębiej. Zaręczam od tej historii nie da się oderwać. A ostatnie trzydzieści, no może czterdzieści stron trzeba koniecznie ciurkiem przeczytać, inaczej się po prostu nie da. Polecam ją, jednak nie każdemu, do tych brutalniejszych scen trzeba bowiem dysponować zimną krwią. Ja osobiście w pewnym momencie miałam dość, ale jakoś przebrnęłam przez nie. W moim odczuciu jest to historia przemiany mężczyzny, który dopiero w dorosłym życiu poznał, co to jest prawdziwe pożądanie czy też szczera miłość, bo nie poznał tego za dzieciaka.
😋😋😋
Lubię czasem sięgnąć po mocniejsze lektury. Właśnie taka mi się jawiła książka “Psychol. Początek” spod pióra Moniki Ligi. Czy miałam jakieś oczekiwania względem niej? Raczej nie. Jedyne co, to chciałam dobrze się przy niej bawić. I tyle. Zgłosiłam się więc do booktouru zorganizowanego przez @opetanaprzezslowa i czekałam cierpliwie, aż książka do mnie dotrze. A gdy...
2022-04-25
💏💏💏
Ta książka jawiła mi się jako lekka i faktycznie zwariowana komedia romantyczna. Liczyłam po prostu na dobrą zabawę, nic więcej. Przyciągnęła mnie do tej pozycji już sama okładka, jest niezwykle subtelna i delikatna. Kiedy ujrzałam ją jako propozycję do booktouru organizowanego przez @ona.czyta wręcz nie mogłam się oprzeć i musiałam zgłosić chęć udziału. Później już pozostało mi tylko niecierpliwe przebierania nóżkami do jej dotarcia w końcu do mnie. A kiedy już się tego wielkiego wydarzenia doczekałam to zabrałam się do lektury z ogromnym entuzjazmem. I nastąpiło niemałe zderzenie z murem.
💏💏💏
Evie uważa, że komedie romantyczne są potrzebne również współczesnemu widzowi, że wcale jeszcze nie przeminęły. Ezra za jest zupełnie odmiennego zdania. I pojawia się problem, bowiem on musi napisać scenariusz komedii romantycznej, chociaż nie odczuwa z tego żadnej przyjemności. A od tego zależy jej sukces. Evie nie zamierza czekać z założonymi rękami, aż Ezra stworzy ten scenariusz i wyśle go jej agencji. Bo mogłaby się nigdy tego nie doczekać. Proponuje mężczyźnie układ: ona będzie mu codziennie dostarczać zabawnych inspiracji i udowodni, że w życiu można odnaleźć miłość niczym w filmie, zaś on będzie tylko i wyłącznie skupiał się na pisaniu. I chociaż Evie nie wierzy w “długo i szczęśliwie” to jest jednak w stanie się poświęcić, aby utrzymać swoją pracę… Nawet jest w stanie się posunąć do odgrywania ról z komedii romantycznych w nieskończoność. Ma w barze wylać sok na przystojnego nieznajomego? Nie ma sprawy! Zostawić swój numer w książkach, które następnie porozrzuca po całym Londynie? Nie ma problemu! W poznaniu mężczyzny, jak z prawdziwego romansu pomagają jej wierni przyjaciele, a także Ben i Anette, ojciec i córka, których spotyka co tydzień w kawiarni. Co z tego wyniknie? Czy Evie spotka miłość filmowa? A może jednak codzienna i życiowa?
💏💏💏
Ta książka z początku jest naprawdę świetna. Ujęło mnie z miejsca to, w jaki sposób autorka pozaznaczała rozpoczęcie poszczególnych rozdziałów. Powoduje to, że czytelnik ma wrażenie, że nie czyta powieści, a faktycznie scenariusz jakiejś ciepłej i uroczej historii romantycznej. Rozdziały są dość krótkie i raczej zostały utrzymane w zabawnym tonie, więc czytelnik nie może się nudzić. Podobno. Bo na przykład ja momentami się nudziłam i to bardzo. Powieść ta miała być przyjemną i zwariowaną komedią. I poniekąd taka właśnie była. Ale nie do końca. Zastanawiam się, w czym ta szaleńczość miałaby się tu jawić? W tym, że Evie nie poddawała się i ciągle nękała Gbura, aby pisał scenariusz? Czy w tym, jaka ona tak na dobrą sprawę była niezdecydowana? No właśnie…
💏💏💏
Nie potrafiłam do końca polubić się z tą bohaterką. Nie podobało mi się to, że latała na każde skinienie Gbura. Rozumiem, że w sumie na tym właśnie polegała jej praca, ale ludzie, są jakieś granice! To co ten zadufany w sobie scenarzysta z nią wyrabiał zakrawało na dużą przesadę. Evie irytowała mnie swoim niezdecydowaniem. Raz leciała na Gbura, żeby już na następnej stronie dosłownie roztapiać się na widok Bena. O, jego na przykład pokochałam natychmiast. To typ faceta, który pomimo tego, że życie się z nim obeszło dość mocno to jednak próbuje jakoś iść dalej do przodu i nie odgrywa się na nikim za to, co go spotkało. Zwłaszcza, że ma dla kogo żyć, bo posiada u swego boku wszystko wiedzącą i mającą niezwykle cięty język córkę, Anette. Ta książka mogłaby być tak naprawdę o nich i myślę, że wtedy byłaby bardziej zajmująca i urocza. Gbur za to od początku mi wyglądał na takiego zadufanego w sobie gogusia, który uważa, że we wszystkim jest najlepszy i niewiele się pomyliłam…
💏💏💏
Pomimo powyższych wad książkę mogę ocenić wysoko, bo jednak dobrze się przy niej bawiłam. Jest utrzymana w lekkim stylu, bo jej zadaniem jest po prostu rozśmieszyć jak najszerszą rzeszę czytelników. Jest, niestety, mocno przewidywalną historią. Praktycznie od połowy już raczej każdy zorientuje się do czego ta historia doprowadzi. Zakończenie nie wywarło we mnie jakiś większych uczuć. Z jednej strony uważam, że te wszystkie wydarzenia tutaj ukazane nie mogły się inaczej zakończyć, zaś z drugiej jest trochę zbyt urocze. Nie jest to z pewnością historia dla osób, które nie lubią romansów, bowiem dla nich to będzie istna męczarnia czytanie, jak główna bohaterka robi z siebie idiotkę na poszczególnych randkach. No, ale już singlom marzącym o wielkim uczuciu może dać nadzieję, że gdzieś tam w wielkim świecie czeka na nich ta jedyna, przypisana do ich serca, osoba.
💏💏💏
Podsumowując, “Co powiesz na spotkanie?” z opisu jawiło się jako idealna historia dla romantyków. Poniekąd taka faktycznie była. Chociaż miejscami nudziła, a główna bohaterka doprowadzała mnie niekiedy do białej gorączki to ostatecznie oceniam ją pozytywnie. Zaznaczyłam w niej naprawdę sporo fragmentów, które w jakimś tam stopniu mnie urzekły, a nawet rozbawiły. Z pewnością nie jest to lektura dla każdego, ale w sumie jaka jest? Idealnie nada się dla osób lubujących się w komediach romantycznych i im podobnych.
💏💏💏
Ta książka jawiła mi się jako lekka i faktycznie zwariowana komedia romantyczna. Liczyłam po prostu na dobrą zabawę, nic więcej. Przyciągnęła mnie do tej pozycji już sama okładka, jest niezwykle subtelna i delikatna. Kiedy ujrzałam ją jako propozycję do booktouru organizowanego przez @ona.czyta wręcz nie mogłam się oprzeć i musiałam zgłosić chęć udziału. Później już...
2022-04-19
🐱🐱🐱
Obecnie już jest tak, że wypatruję kolejnych booktourów organizowanych przez @kryminalnatalerzu z wielką niecierpliwością. W większości przypadków okazuje się, że książki, które ta dziewczyna przeznacza właśnie na tego typu akcje są po prostu świetnymi lekturami i należy o nich ciągle mówić. W przypadku “Mamy morderstwo w Mikołajkach” punktem zapalnym dodatkowo był fakt, że Martę Matyszczak już poznałam w jej poprzednim cyklu, czyli “Kryminał pod psem”. Czytałam jedynie dwa tomy z tej serii, ale i tak mogę już śmiało powiedzieć, że jestem ich ogromną fanką. Były zabawne, niekiedy trochę przerażające i bardzo wciągające, czyli miały to wszystko, czego oczekuję od komedii kryminalnych. Podobne oczekiwania miałam względem tej książki. Ale…
🐱🐱🐱
Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. W życiu prywatnym ma świetnego męża (a przynajmniej za takowego uchodzi!), dwie córki, które są już w wieku nastoletnim, a więc dają nieźle popalić oraz uroczą kotkę, której nadano imię Burbur (o tym jeszcze później wspomnę). Dodatkowo musi się użerać z przemiłą teściową, która zawsze wie lepiej i uważa, że tylko ona potrafi się zatroszczyć odpowiednio o Pawełka, czyli męża Rozalii. Całe życie tej ostatniej zmienia się w ułamku sekund. Od tego momentu kobieta będzie skrywać mroczną tajemnicę, o której nie może nikomu powiedzieć. Nawet swoim bliskim. W tych samych Mikołajkach, na kładce nad kanałem nagle pojawiają się zwłoki mężczyzny. Jest to znany w okolicy hotelarz. Czy popełnił samobójstwo? A może ktoś od dawna czyhał na jego życie, na przykład taki Peter Winckler, który odwiedził Mazury w celu odnalezienia dawnych terenów swoich przodków? Paweł Ginter, zajmujący się tym śledztwem, nie potrafi się na nim skupić, bowiem wciąż przeżywa swoją osobistą tragedię. Jak dobrze, że jest Burbur, która wszystko bacznie obserwuje i nic jej nie umknie. A swoje przemyślenia na temat życia, codzienności, a przede wszystkim swoich opiekunów skrzętnie notuje w dość specyficznym pamiętniku…
🐱🐱🐱
Na początku książkę tę czytało mi się naprawdę świetnie. Można ją spokojnie zaliczyć do grupy tych, które są lekkie i od których naprawdę ciężko się oderwać. Trup pojawia się prawie że od razu, co dodatkowo kusi i intryguje czytelnika. To jasne, że byłam ciekawa, jak cała sprawa się rozwinie i jak to się zakończy.
🐱🐱🐱
Niezwykle mocno polubiłam fragmenty spisane niecną łapką Burbura. Właśnie one chyba były najzabawniejsze z całej książki. Autorce udało się w pełni oddać sposób postrzegania poszczególnych rzeczy przez kota. I zrobiła to niezwykle trafnie. Nie raz i nie dwa zaśmiewałam się do rozpuku, jadąc do pracy czy z niej wracając komunikacją miejską, a ludzie wokół mnie dość dziwnie na mnie patrzyli. Ale co tam! Najważniejsza jest przecież dobra zabawa, czyż nie? Nie potrafiłam za to tak od razu chociaż polubić Rozalii Ginter. Pomimo tego, że współczułam jej, że posiada tak okropną teściową to irytowała mnie niepomiernie. Sprawiała wrażenie kobiety, której na nikim tak naprawdę nie zależy tylko na własnym tyłku i żeby dobrze się jej siedziało. Dopiero, kiedy TA rzecz jej się przytrafiła zaczęłam jej nawet kibicować. A na koniec to już miałam ochotę pogłaskać ją delikatnie po główce.
🐱🐱🐱
Co mi się nie podobało w tej książce? Ano to do czego ta cała historia ostatecznie doprowadziła. No kurczę, mieć taki potencjał i tak go zmarnować? Nie zrozumcie mnie źle. Całościowo oceniając tę książkę to jednak mi się ona podobała. Ale rozczarowałam się tym, że autorka w ogóle, nawet w najmniejszym stopniu nie skupiła się na śledztwie w sprawie morderstwa.Tak naprawdę fabuła tej powieści skupia się na ukrywaniu wszelkich tajemnic przez Rozalię przed rodziną i jej ciągłych wpadkach. Liczyłam na to, że chociaż rozwiązanie sprawy zajmie trochę więcej, a tu spadło ono na moją głowę niczym bomba i wybuchło tuż nade mną. Był wielki huk, chwilę potrwał i w sumie tyle. Zero jakiegokolwiek zaskoczenia czy małego chociaż zdumienia.
🐱🐱🐱
Zakończenie na swój sposób miało szokować i zachęcać do sięgnięcia po drugi tom, I u mnie tak poniekąd jest. Ale z drugiej strony nie jest to takie zakończenie, które spotyka się rzadko, należy je zaliczyć raczej do tych popularniejszych.
🐱🐱🐱
Podsumowując, “Mamy morderstwo w Mikołajkach” to miała być urocza historia osadzona w przepięknym miejscu, gdzie dzieją się czasem mroczne rzeczy. I jak na początku wciąga w swe odmęty, tak później z każdą stroną ma się ochotę powiedzieć, że to nie jest wcale komedia kryminalna tylko bardziej obyczajówka. Sytuację ratują fragmenty spisane przez uroczą Burbur, czyli kotkę, która musi mieć łapę na wszystkim, bo inaczej jej dom poszedłby z dymem. Z ciekawości sięgnę po drugi tom, ale z pewnością nie będę tego robić z wypiekami na twarzy 🤭
🐱🐱🐱
Obecnie już jest tak, że wypatruję kolejnych booktourów organizowanych przez @kryminalnatalerzu z wielką niecierpliwością. W większości przypadków okazuje się, że książki, które ta dziewczyna przeznacza właśnie na tego typu akcje są po prostu świetnymi lekturami i należy o nich ciągle mówić. W przypadku “Mamy morderstwo w Mikołajkach” punktem zapalnym dodatkowo był...
2022-03-23
🤨🤨🤨
Czy ja już mówiłam, że @kryminalnatalerzu organizuje booktoury ze świetnymi lekturami? Chciałabym już móc napisać, że po te akcje mogłabym sięgać wręcz z zasłoniętymi oczami. Ale, niestety, w tym przypadku coś nie pykło. Książka ta przysporzyła mi pewnych problemów i wciąż, chociaż już jakiś czas jestem po lekturze to nie potrafię w stu procentach określić, czego mi tu zabrakło. Rzadko tak miewam. Może dzięki temu lektura tak czy siak pozostanie w mojej głowie na dłużej.
🤨🤨🤨
Już za kilka dni ludzie po raz kolejny mają się spotkać z bliskimi przy świątecznej uczcie. Jednak tego roku nic nie będzie takie samo… W Wadowicach w jedno z grudniowych przedpołudni dochodzi do makabrycznego zamachu terrorystycznego. Ginie w nim kilkanaście osób, a gdyby nie samozwańczy bohater ofiar mogłoby być jeszcze więcej. W tym momencie rozpoczyna się wyścig z czasem dla polskich służb. Kto odpowiada za zamach? Czy będą miały miejsce kolejne ataki? Czy Polacy mogą w spokoju i ciszy zasiąść d wigilijnej wieczerzy? Oficerowie ABW starają się odpowiedzieć jak najszybciej na te pytania. Przy okazji wkraczają w pełen mroku świat polityki i władzy, w którym wszelkie chwyty są dozwolone. I nawet życie obywateli z czasem przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nikt nie spodziewa się, że wydarzenia kilku przedswiątecznych dni zdecydują o czymś więcej niż tylko kariera polityków i oficerów.
🤨🤨🤨
Tematyka tej powieści ma jeszcze większe znaczenie, ze względu na to, co od ponad miesiąca się dzieje się w Ukrainie. Miejscami ciężko mi się tę książkę czytało. Pomimo tego, że zamach to co innego niż wojna to jednak dwa te wydarzenia są dramatyczne i są tragedią dla wielu osób. Z początku pochłaniałam wręcz tę historię. Źle to zabrzmi, ale byłam zauroczona opisami zbrodni dokonywanej wręcz na moich oczach. Autor zrobił to w tak plastyczny sposób, że co kilka zdań zaznaczałam swoje ulubione fragmenty, bo po prostu nie mogłam się od tego powstrzymać. Miałam ochotę stwierdzić, że właśnie w taki sposób tworzy się opisy śmierci i że wcale nie muszą one być, nie wiem jak krwawe, aby pozostać w głowach czytelników na dłużej. Tutaj były plastyczne do tego stopnia, że zamykając oczy, widziałam wszystko, co autor opisywał.
🤨🤨🤨
Na początku więc było świetnie. Autorowi udało się mnie zainteresować, wciągnąć wręcz w przedstawianą tutaj historię. Czytałam z zapartym tchem, a jak musiałam coś innego zrobić i oderwać się chociaż na parę minut od lektury, to robiłam to z wielkim żalem. Jednak im dalej w las, jak się to mówi, tym czułam, że lektura już nie sprawia mi takiej radości i przyjemności, w jednym momencie złapałam się na tym, że zmuszam się wręcz do sięgnięcia po ten tytuł. Nie wiem, czym mogłabym to wyjaśnić. Może tym, że spodziewałam się dostać fajnie skonstruowany kryminał, z ciekawą fabułą i dobrze zarysowanymi bohaterami, a otrzymałam jedynie zlepek tego wszystkiego. A do tego autor postanowił dorzucić sporą ilość politycznych porachunków i wynurzeń, które mnie po prostu nudziły.
🤨🤨🤨
W tej książce autor nie kładzie nacisku na samo śledztwo, a raczej cały czas podkreśla to, co będzie się działo, kiedy już dojdzie do jego końca. Tutaj wszyscy bohaterowie skupiają się wręcz niezdrowo na tym, jakie konsekwencje może nieść fakt nierozwiązania tego, kto stoi za zamachem. To sprawiło, że akcja w “Zamachu” jest mocno rwana. Na początku intryguje, bowiem historia tutaj przedstawiona wydaje się być oryginalna i raczej niespotykana w książkach, ale później gdzieś to odchodzi w tył, a na przód wychodzi polityka, władze i ciągłe przepychanki pomiędzy premierem, a oficerami ABW. Powieść ta miała potencjał, tylko zdecydowanie czegoś zabrakło w samym wykonaniu tego pomysłu.
🤨🤨🤨
Sami bohaterowie również zostali wykreowani w taki sposób, że nie potrafiłam nawet jednego z nich polubić. Odczuwałam raczej obojętności względem nich. Nie zależało mi na nich i nie byłam ciekawa, co też się stanie z nimi dalej. Zostali wykreowani na postacie, które są strasznymi egoistami, bo myślały tylko o własnym tyłku, nic więcej się dla nich nie liczyło.
🤨🤨🤨
Na koniec tej recenzji zostawiłam samo zakończenie. Przyznaję, że dla niektórych może być ono mocno przewidywalne. Ale ja byłam w szoku i nadal jestem odnośnie tego, jak autor mnie wyrolował pod tym względem. A także tego, w jaki sposób działa psychika ludzka i jak pewnych kwestii nie jesteśmy w stanie dostrzec, albo, owszem, dostrzegamy je, ale wtedy, kiedy na jakąkolwiek reakcję jest już za późno. Może właśnie dlatego końcowe sceny aż do tego stopnia weszły mi do głowy, że mam jej tam do dzisiaj.
🤨🤨🤨
Podsumowując, “Zamach” autorstwa Macieja Liziniewicza to był kryminał, który miał swój potencjał. Pomysł na fabułę był dość oryginalny, bo raczej rzadko w książkach spotyka się tematykę dotyczącą zamachów terrorystycznych i tym podobnych, ale z samym wykonaniem coś mocno nie zagrało. Akcja tej historii okazała się mocno rwana i tak naprawdę jej początek i koniec są warte poznania, zaś środek mocno bym zmodyfikowała. Liczyłam na dobry i wciągający kryminał, ale niestety, nie do końca to dostałam i będąc po lekturze czuję pewien niedosyt. Sama nie wiem, czy polecać go komuś, skoro mam mieszane uczucia. Uważam jednak, że każdy na własnej skórze musi się przekonać, czy to jest właśnie lektura dla niego.
🤨🤨🤨
Czy ja już mówiłam, że @kryminalnatalerzu organizuje booktoury ze świetnymi lekturami? Chciałabym już móc napisać, że po te akcje mogłabym sięgać wręcz z zasłoniętymi oczami. Ale, niestety, w tym przypadku coś nie pykło. Książka ta przysporzyła mi pewnych problemów i wciąż, chociaż już jakiś czas jestem po lekturze to nie potrafię w stu procentach określić, czego mi tu...
2022-01-05
🤓🤓🤓
Tym razem książkę otrzymałam, dzięki booktourowi zorganizowanemu przez @ksiazkowa_nutka. Szczerze mówiąc, do przeczytania książki zachęciła mnie jedynie okładka. Może dla niektórych nie ma w niej nic szczególnego, pewnie znaleźliby się i tacy, którzy by ją określili jako minimalistyczną, ale mnie czymś do siebie przyciągnęła.
🤓🤓🤓
Opisu nie czytałam, w ogóle rzadko, kiedy to robię, bo często zdania umieszczone z tyłu okładki za dużo zdradzają z treści książki i to z kluczowych spraw.
🤓🤓🤓
Kiedy w końcu tytuł ten dotarł do mnie zabierałam się do niego z odrobiną ostrożności. Nie miałam większych oczekiwań, chciałam po prostu dobrze się bawić przy lekturze. Ale to co napisał Michał Krawczyk przeszło w 200% moje największe nadzieje.
🤓🤓🤓
Estera Bidet nie ma łatwego życia. Nie dość, że ma łazienkowe nazwisko, to jeszcze jej rodzona matka wiecznie jej zarzuca, że nie ma faceta, a przecież już osiągnęła trzydzieści lat! Estera nie ma już sił, aby jej tłumaczyć, że zostało jej jeszcze pół roku do tego wieku. Może liczyć jedynie na swoja przyjaciółkę, Zuzę, no chyba, że ta akurat śpi to wtedy po prostu korzysta z jej obecności. Po drodze Estera spotyka wielu mężczyzn, ale każdy z nich okazuje się nie tym właściwym. Jest wracacz, bibliofil, zdradzacz i tak dalej - żaden z nich nie potrafi sprostać oczekiwaniom dziewczyny. Czy w końcu jednak uda się jej odnaleźć szczęście i uwolni się od narzekań rodzonej matki?
🤓🤓🤓
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że ta lektura będzie aż do tego stopnia zabawna. Od pierwszych stron polubiłam Esterę, myślę, że mogłabym mieć w realnym życiu taką przyjaciółkę jak ona. Jest sympatyczna, wygadana, ale również zagubiona i można odnieść wrażenie, że czasem nie wie, czego tak naprawdę chce.
🤓🤓🤓
Dość dawno już nie czytałam takiej książki, na której bym się tyle razy chociaż zaśmiała. Nie było chyba momentu, że pomyślałam o tym, żeby przerwać lekturę, wręcz, gdy już musiałam zacząć coś innego robić, odczuwałam smutek.
🤓🤓🤓
Wracając jeszcze do bohaterów to polubiłam również Zuzę, przyjaciółkę Estery. Czasem czułam się dokładnie, jak ona, że najchętniej nawet bym przespała cały dzień. Ale bohaterka ta jednocześnie potrafiła tyle energii wprowadzić do książki i podchodzić dosłownie do wszystkiego tak entuzjastycznie, że czytelnikowi pojawiał się uśmiech na twarzy. Sławek, którego pewnego dnia poznaje Estera za to zaskoczył mnie pozytywnie. Pomimo tego, że był sławny i popularny to nie spoczął na laurach a wręcz czuł się bardzo samotny. W pewnym momencie udowodnił wszystkim, że jak mu na czymś zależy to potrafi o to walczyć jak lew.
🤓🤓🤓
Autorowi w niezwykle umiejętny sposób udało się ukazać naszą rzeczywistość. Nie pojawia się tu nadmierna przesada, wszystko jest wyważone i niby ukazane z lekką ironią, a jednak łatwo tu odnaleźć odniesienia do naszej codzienności. Pewnie nad większością rzeczy się nawet nie zastanawiamy na co dzień, a jednak, gdy o tym czytamy to ciągle kiwamy potakująco głowami.
🤓🤓🤓
Myślę, że ta książka to taki powiew świeżości wśród współczesnej literatury. Rzadko trafiam na tego typu historie, które z jednej strony udanie ukazują naszą rzeczywistość, a jednocześnie potrafią rozbawić.
🤓🤓🤓
Podsumowując, "Kod ze zniżką" autorstwa Michała Krawczyka okazał się nadspodziewanie dobrą lekturą. Rzeczywistość, którą ukazuje tu autor jest z jednej strony ironiczna, ale z drugiej niezwykle prawdziwa. W postaci na przykład Estery Bidet można odnaleźć siebie albo kogoś znajomego. Postacie są tutaj bardzo życiowe i ciężko ich nie polubić. I chociaż nie zawsze rozumiałam motywy postępowania Estery to końcowo muszę stwierdzić, że mocno jej kibicowałam w szukaniu szczęścia. Polecam każdemu tę lekturę na poprawę gorszego nastroju, albo spędzenie miło jednego wieczoru, bowiem książka ta nie liczy zbyt wiele stron.
🤓🤓🤓
Tym razem książkę otrzymałam, dzięki booktourowi zorganizowanemu przez @ksiazkowa_nutka. Szczerze mówiąc, do przeczytania książki zachęciła mnie jedynie okładka. Może dla niektórych nie ma w niej nic szczególnego, pewnie znaleźliby się i tacy, którzy by ją określili jako minimalistyczną, ale mnie czymś do siebie przyciągnęła.
🤓🤓🤓
Opisu nie czytałam, w ogóle rzadko,...
2021-12-13
Po raz piąty mamy okazję towarzyszyć Maciejowi Gromskiemu w kolejnym śledztwie. Tym razem to jego własna matka zmusza go do odnalezienia zabójcy pewnej kobiety… Matka Macieja oraz jej przyjaciółka, Ewelina od lat spędzają 2 listopada podobnie - chodzą po cmentarzach. W tym roku jednak mają pecha, bowiem natrafiają pomiędzy nagrobkami na ciało kobiety. Z początku tli się w nich nadzieja, że może poczuła się ona słabo i zemdlała, jednak jeden rzut fachowego oka Eweliny wyprowadza je szybko z tego. Kto zabił kobietę? Czy była to zbrodnia zaplanowana a może popełniono ją w afekcie? Tego już musi się dowiedzieć Maciej Gromski, który jednocześnie dalej poszukuje tajemniczej i nieuchwytnej Karoliny Wąs.
Przyznam szczerze, że już trochę zaczynają mnie te historie nużyć. One były fajne i intrygujące na początku, kiedy stanowiły one nowość, coś z czym rzadko się czytelnik może zetknąć. Teraz, kiedy już wiemy co nieco o głównym bohaterze, chcielibyśmy chyba czegoś więcej, niż tylko króciutka historyjka na kilkanaście stron. Raczej wolałabym, aby wszystkie te drobne opowiadania zostały połączone w jednolitą całość, żeby można to było czytać ciągiem, a nie że przeczytam do końca i potem muszę czekać tak długo na kolejną część. Sama historia też jakoś mocno średnio wypadła na tle tych wszystkich, które ukazały się wcześniej. Coś mi tu ewidentnie nie zagrało, tylko ciężko mi określić, co konkretnie. Pomysł na fabułę był naprawdę interesujący, tylko to wykonanie… Można było tę historię bardziej rozkręcić. Bo tak wyszło masło maślane trochę. Wiecie, chodzi mi o to, że na początku dość długo wszystko się rozkręca, a potem nagle przyspiesza, i bum! nagle koniec i czekaj znów czytelniku na kolejną część. Mam nadzieję, że w przyszłości faktycznie te opowiadania zostaną złączone w całość i wydane w jednym egzemplarzu.
Podsumowując” “Krwawy wieczór listopadowy” to dalszy ciąg przygód Macieja Gromskiego. Tym razem to jego matka natrafia na zwłoki i jest tym bardzo przejęta. Ogólnie opowiadanie te czytało się w miarę porządku, ale czegoś tu ewidentnie zabrakło, żeby mówić o tym, że opowieść ta jest świetna. Fanom kryminałów może się jednak spodobać, tak więc nie odradzam, ale próbujesz na własną odpowiedzialność.
Po raz piąty mamy okazję towarzyszyć Maciejowi Gromskiemu w kolejnym śledztwie. Tym razem to jego własna matka zmusza go do odnalezienia zabójcy pewnej kobiety… Matka Macieja oraz jej przyjaciółka, Ewelina od lat spędzają 2 listopada podobnie - chodzą po cmentarzach. W tym roku jednak mają pecha, bowiem natrafiają pomiędzy nagrobkami na ciało kobiety. Z początku tli się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-10
Po raz czwarty możemy spotkać się z Maciejem Gromskim i towarzyszyć mu znów w śledztwie. Mężczyzna ów nie wiem, jak to robi, ale wszędzie tam, gdzie się pojawi zjawiają się również zwłoki. Tym razem nasz bohater jedzie w okolice Jodłowa, aby znów spróbować odnaleźć tajemniczą Karolinę Wąs. Planuje również odrobinę się zrelaksować i pochodzić po tamtejszych górach. Na miejscu okazuje się jednak, że biały puch bezczelnie chce pokrzyżować jego plany, zaś córka jego kumpla, u którego się zatrzymał, Maja, natrafia przypadkowo (bo w końcu zboczyła tylko ze ścieżki za potrzebą, a że zauważyła coś podejrzanego to musiała zajrzeć, prawda? No kto by nie zajrzał?) na zwłoki mężczyzny zakopane w śniegu i zakryte gałęziami świerku. Maciej Gromski bierze tę sprawę na klatę, chociaż tak naprawdę mógłby chociaż ten jeden raz odpuścić. Ale, nie, to jest silniejsze od niego. W międzyczasie próbuje również dowiedzieć się czegoś na temat Karoliny Wąs, a raczej jej miejsca obecnego pobytu. Kto zabił mężczyznę? Czemu go schował w krzakach? I gdzie jest Karolina?
Przyznam szczerze, że te opowiadanie odrobinę mniej mi przypadło do gustu niż poprzednie. W sumie ciężko mi stwierdzić dlaczego. Może dlatego, że w moim odczuciu akurat w tej krótkiej historii tak naprawdę nic się nie działo? Bo sami spójrzcie, na początku mamy przyjazd Macieja do jego przyjaciela i rodziny, potem niewiele się dzieje, wieczorem tego samego dnia już jest morderstwo, potem trochę śledztwa i przemyśleń Macieja, jego przygoda w zajeździe, potem znów trochę rozmyślań i bach! Rozwiązanie zagadki. Jakoś w poprzednich historiach lepiej to było rozwinięte. Tutaj mi czegoś zabrakło, abym mogła napisać, że w stu procentach ta historia mi się spodobała.
Podsumowując, “Zwłoki pod październikowym śniegiem” to kolejne przygody naszego ulubieńca, czyli Macieja Gromskiego. Ponownie natyka się on na zwłoki, znów bierze udział w śledztwie, ale jakby nastąpiło w tej opowieści spowolnienie akcji. Praktycznie nic się nie dzieje, a po kilku stronach następuje rozwiązanie sprawy. Niemniej całościowo oceniam te opowiadanie pozytywnie i zabieram się za czytanie kolejnej odsłony przygód sympatycznego Macieja.
Po raz czwarty możemy spotkać się z Maciejem Gromskim i towarzyszyć mu znów w śledztwie. Mężczyzna ów nie wiem, jak to robi, ale wszędzie tam, gdzie się pojawi zjawiają się również zwłoki. Tym razem nasz bohater jedzie w okolice Jodłowa, aby znów spróbować odnaleźć tajemniczą Karolinę Wąs. Planuje również odrobinę się zrelaksować i pochodzić po tamtejszych górach. Na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-02
Po raz trzeci, dzięki booktourowi zorganizowanemu przez @gruszkaczyta miałam okazję towarzyszyć doktorowi Hunterowi w jego śledztwie. Można rzec, że dość specyficznym…
Tym razem nasz bohater wraca do swoich korzeni. Trupia Farma. Tego miejsca nie trzeba nikomu chyba przedstawiać. To właśnie tam David spróbuje na nowo odkryć to, co w jego zawodzie jest najważniejsze. Jednak nawet nie przypuszcza, że trafi do miejsca jeszcze gorszego niż Trupia Farma. Będzie musiał wysłuchać przerażających szeptów zmarłych, a przed jego oczami będą rozgrywać się makabryczne sceny… Czy i tym razem mężczyźnie uda się wywinąć z ramion śmierci?
Szczerze? Po pierwszych stronach jedyne na co miałam ochotę to odłożenie tej książki i już do niej niewracanie. Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że autor w tym przypadku nie miał w ogóle pomysłu na fabułę, pisał by pisać. Wydarzenia straszliwie się wlekły, wszystko było jakby o niczym konkretnym. W pewnym momencie musiałam nawet sprawdzić na okładce, czy aby na pewno czytam kolejny tom tej poczytnej serii, bo miałam wrażenie, jakby ktoś inny ją napisał. Ale z racji tego, że nie lubię zostawiać rozpoczętych książek to brnęłam w tą historię coraz dalej i dalej. I teraz, gdy już jestem po lekturze to muszę stwierdzić z całą stanowczością, że bardzo dobrze zrobiłam! W pewnym momencie w autora wstępuje wena chyba, bo akcja nabiera takiego tempa, że lepiej się mocno czegoś złapać. A zakończenie? No cóż, kompletnie nie tego się spodziewałam. Zwłaszcza, że Simon Beckett praktycznie od połowy książki podaje czytelnikom na tacy winnego. Z jednej strony nie chciałam wierzyć, że rozwiązanie mogłoby być tak proste, a z drugiej dochodziłam do wniosku, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Ale nie w przypadku Becketta. Tu zawsze musi zostać zrzucona jakaś bomba, która zmiecie czytelnika z powierzchni ziemi. Tak też się stało i w tym przypadku.
Podsumowując, “Szepty zmarłych” zaliczam ostatecznie do udanej kontynuacji przygód doktora Huntera. Pomimo faktu, iż do połowy książka się niemiłosiernie wlecze, to warto się przemęczyć, bo potem jest już tylko lepiej. I na koniec zostawiam takie moje skojarzenie - znalezisko głównego bohatera skojarzyło mi się z II Wojną Światową, a raczej tym, co po sobie zostawiła. Czyli wyobraźcie sobie taki oto obrazek: stoicie na środku placu, gdzie się nie obejrzycie tam ruiny miejsc, które tak dobrze znacie. A ulice spływają czerwienią, czerwienią niewinnych osób, które zapłaciły za to, że są według kogoś są kimś gorszym… Ich ciała leżą w stosach, nagie ciała jedne na drugich. Dzieci, kobiety, mężczyźni - nieważna jest płeć, wiek, każde z nich miało to nieszczęście urodzić się w nieodpowiednim czasie i spotkać na swej drodze oprawcę… Zastanawiacie się, w jaki sposób przełożyć to na treść tej książki? Musicie ją po prostu przeczytać! ;)
Po raz trzeci, dzięki booktourowi zorganizowanemu przez @gruszkaczyta miałam okazję towarzyszyć doktorowi Hunterowi w jego śledztwie. Można rzec, że dość specyficznym…
Tym razem nasz bohater wraca do swoich korzeni. Trupia Farma. Tego miejsca nie trzeba nikomu chyba przedstawiać. To właśnie tam David spróbuje na nowo odkryć to, co w jego zawodzie jest najważniejsze. Jednak...
2021-06-02
Po przeczytaniu pierwszego tomu o przygodach Wiktorii Biankowskiej byłam wręcz zachwycona i również nie mogłam się doczekać momentu, aż przekonam się, co takiego jeszcze spotka ją w dalszych wydarzeniach. Dlatego od razu zabrałam się za drugą część serii o tej bohaterce, z ogromnymi wręcz oczekiwaniami. Niestety, ale nastąpił tutaj syndrom drugiego tomu. Bowiem okazał się on nieco gorszy od swojego poprzednika.
Wiktoria znów spotyka na swojej drodze przystojnego diabła, Beletha, a ten niszczy jej związek z Piotrkiem. Po czym prosi ją o pomoc, aby stworzyła mu ponownie skrzydła anielskie, żeby mógł wrócić do Nieba. Czy dziewczyna zgodzi się na to? Czy znów da się wciągnąć przygód, których nigdy nie brakuje w towarzystwie dwóch podstępnych diabłów, Azazela i Beletha? A może Wiki zdecyduje się na powrót na Ziemię, aby tam spróbować odbudować związek z Piotrusiem?
Od razu na wstępie muszę wspomnieć, że spodziewałam się czegoś, co co najmniej dorówna pierwszemu tomowi. A tutaj, niestety, nie nastąpiła miłość od pierwszego wejrzenia. Przez sporą część powieści akcja mocno się dłużyła i praktycznie nic ciekawego się nie działo. Ale czytałam dalej z nadzieją, że może już na następnej stronie coś się wydarzy, co mnie zaszokuje. Ponownie Wiki i Piotrek należeli do tych postaci, które najbardziej mnie irytowały i których postępowania nie potrafiłam zrozumieć. Wiki denerwowała mnie tym, że nie potrafiła się zdecydować, którego mężczyznę wybrać - Piotrka, z którym w sumie sporo przeżyła i sporo ją łączyło czy może jednak Beletha, przystojnego diabła, który ciągle zabiegał o jej względy. Wiecznie zachowywała się jakby skakała z kwiatka na kwiatek i sprawiała wrażenie, jakby było jej tak zwyczajnie wygodnie. Piotrek za to… No po prostu był irytujący, w moim odczuciu nie da się go lubić. Chyba, że zmieniłby się diametralnie, ale to przecież nie jest możliwe. Pokochałam za to jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe!) Azazela i Beletha. Niby twierdzili, że się nie lubią, a jednak w sytuacjach tego wymagających potrafili okazać sobie nawzajem zrozumienie i wsparcie. Ich wzajemne żarty były zabawne i sprawiały, że warto było brnąć dalej w tą historię. Podsumowując tom ten był odrobinę gorszy od poprzedniego, mniej zabawny i wciągający, ale w ostatecznym rozrachunku i tak doszłam do wniosku, że warto go przeczytać. Dla fanów fantastyki to sprawdzony prezent!
Po przeczytaniu pierwszego tomu o przygodach Wiktorii Biankowskiej byłam wręcz zachwycona i również nie mogłam się doczekać momentu, aż przekonam się, co takiego jeszcze spotka ją w dalszych wydarzeniach. Dlatego od razu zabrałam się za drugą część serii o tej bohaterce, z ogromnymi wręcz oczekiwaniami. Niestety, ale nastąpił tutaj syndrom drugiego tomu. Bowiem okazał się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-15
Książkę tę dostałam w ramach kolejnego booktouru, tym razem organizowanego przez @zaczytana_bloodyneczka. Już kiedyś miałam do czynienia z tą autorkę i przyznam szczerze, że nie było to udane spotkanie. Historia okazała się taka sobie, zaś ja miałam dość wysokie wymagania. Postanowiłam jej jednak dać jeszcze jedną szansę…
Sky to dziewczyna z pozoru szczęśliwa. Mieszka ze swoją mamą, Karen, zaś tuż obok siebie ma ukochaną i najlepszą przyjaciółkę, Six. Do niedawna uczyła się w domu, w tym roku postanowiła jednak to zmienić. Niestety, ale jej bratnia dusza opuszcza ją, bowiem wyjeżdża za granicę. Sky nawet nie przypuszcza, jak mocno jej życie się odmieni i to już niedługo. Nie wie, że do tej pory żyła w kłamstwie… A odkrycie prawdy okaże się dla niej wręcz zabójcze.
Jeśli mam być szczera, gdzieś do połowy lektury byłam znudzona. Na początku tej historii praktycznie nic się nie dzieje, wręcz fabuła mija w ślimaczym tempie. Cały czas miałam z tyłu głowy myśl i wątpliwość: czym wszyscy się tak zachwycali, jak tu nic, kompletnie nic nie sprawia, że czytelnik koniecznie musi dowiedzieć się tego, co będzie na następnej stronie. Męczyłam się niezmiernie i zastanawiałam, kiedy w końcu się coś zacznie dziać. A kiedy w końcu dotarłam do tego momentu zwrotnego to… Serio? Jak można coś takiego robić czytelnikowi?! Nie mogłam się oderwać, ba, nawet kilka razy się wzruszyłam, a musicie wiedzieć, że akurat podczas lektury rzadko mi się to zdarza. Bardzo polubiłam zarówno Sky jak i Six, czy też chłopaka, który potem odmienił całe życie tej pierwszej dziewczyny.
Podsumowując, mam mieszane odczucia odnośnie tego tytułu. Z jednej strony druga połowa była znacznie lepsza od tej pierwszej, co z pewnością wywindowało moją ocenę w górę. Jednak nie przekonała mnie ona do końca, dość długo nie potrafiłam się w nią wciągnąć, co za tym idzie, los bohaterów, zwłaszcza Sky i Deana był mi zupełnie obojętny. Aaaaa, zapomniałabym o najważniejszym! Początkowo miałam wrażenie, że dostałam w swoje ręce trochę gorszą wersję innej popularnej serii, a mianowicie After. Całe szczęście jednak okazało się, że “Hopeless” jest tą lepszą w tym zestawieniu ;)
Książkę tę dostałam w ramach kolejnego booktouru, tym razem organizowanego przez @zaczytana_bloodyneczka. Już kiedyś miałam do czynienia z tą autorkę i przyznam szczerze, że nie było to udane spotkanie. Historia okazała się taka sobie, zaś ja miałam dość wysokie wymagania. Postanowiłam jej jednak dać jeszcze jedną szansę…
Sky to dziewczyna z pozoru szczęśliwa. Mieszka ze...
2021-03-29
Długo zbierałam się do przeczytania któregoś tomu z serii o małych przyjaciołach należących do bandy Burej. I w końcu nadszedł ten moment. Ale mam odrobinę mieszane uczucia. Czemu? To zaraz napiszę, najpierw jednak zaznajomię was pokrótce o czym w ogóle ta książka była. Tymon mieszka razem z mamą w Dziurze, czyli niewielkiej mieścinie. Chodzi do szkoły, spotyka się ze swoimi przyjaciółmi - Jurkiem, Julką, Wiktorem i ma swoje osobiste przemyślenia. Wraz z nastaniem wiosny przyroda budzi się do życia. Ale także Banda Burej! Znów jej członkowie stają przed rozwiązaniem kolejnej zagadki. Muszą zadać mnóstwo pytań, dociekać i uprzykrzać odrobinę życia innym.
Po tym opisie oraz uroczej okładce spodziewałam się sympatycznej historii skierowanej nie tylko do młodszych czytelników, ale również i tych starszych. I poniekąd to otrzymałam. Ale niestety nie do końca. Większość tej krótkiej powieści to przemyślenia Tymona, czyli głównego bohatera. I jak mogę zrozumieć ton, w jakim zostały one utrzymane, bowiem jednak dzieci częściej sięgają po ten tytuł, tak nie mogę zrozumieć, po co skupiać się na nich przez większość historii? Sądziłam, że autorka skupi się bardziej na śledztwie, które młodzi bohaterowie zaczną prowadzić, a jednak zajęło ono nikłą część historii. Niewątpliwym plusem zaś jest sam styl Magdaleny Witkiewicz, który jest lekki, dzięki czemu lektura za bardzo nie męczy, zaś młodego czytelnika może zaciekawić na tyle, że będzie chciał się przekonać jakie będzie zakończenie. Z pewnością sięgnę kiedyś po wcześniejsze tomy tej serii, chociażby z czystej ciekawości, jakie przygody tam spotkały małych śledczych. Czy jednak polecam tę książkę? Myślę, że każdy musi sam się przekonać na własnej skórze, czy jest to historia właśnie czy to dla niego czy dla jego dzieci. Seria ta może być początkiem przygody z poważniejszymi pozycjami małego czytelnika. A właśnie - na koniec muszę wspomnieć o pięknych ilustracjach, które nie dość, że stanowią ozdobę książki to wzbogacają całą historię i ukazują, jakby mogli wyglądać członkowie Bandy Burej ;)
Długo zbierałam się do przeczytania któregoś tomu z serii o małych przyjaciołach należących do bandy Burej. I w końcu nadszedł ten moment. Ale mam odrobinę mieszane uczucia. Czemu? To zaraz napiszę, najpierw jednak zaznajomię was pokrótce o czym w ogóle ta książka była. Tymon mieszka razem z mamą w Dziurze, czyli niewielkiej mieścinie. Chodzi do szkoły, spotyka się ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-21
Czy macie już dość tego ciągłego zamykania i otwierania wszystkiego? Macie już dość ciągłego mówienia o koronie? Osobiście już dawno nie oglądam wiadomości w TV, nie śledzę tego, bowiem doszłam do wniosku, że szkoda nerwów. Staram się oddać macierzyństwu i odpoczywaniu, kiedy Mała śpi, a nie zastanawianiu, ile zakażeń będzie kolejnego dnia. Ale z drugiej strony ostatnimi czasy kwarantanna to idealny wręcz temat do napisania książki. I widać to na rynku wydawniczym. Robert Ziębiński również postanowił przedstawić swoją historię, w której wirus to tło, zaś na pierwszy plan wychodzi los, jaki spotkał główną bohaterkę, czyli Olgę. Kobieta do niedawna miała wszystko. Była bogata, właśnie znajdowała się w trakcie budowy Edenu, czyli niezwykłego centrum handlowego w Warszawie. Myślała, że za pieniądze można kupić wszystko. Pewnego dnia jednak przekonuje się, że nie jest to takie łatwe… Dominika, jej córka zostaje porwana, zaś zbrodniarze oczekują okupu. Nie byłoby w tym problemu, gdyby towarzyszyły temu normalne okoliczności. Trwa, niestety, epidemia, wszystko powoli jest zamykane, zaś działalność banków zostaje zamrożona. Olga nie może jednak czekać, tutaj liczy się czas. Musi coś wymyślić, aby odzyskać córkę…
Szczerze mówiąc, mam trochę mieszane uczucia odnośnie tej lektury. Sama tematyka podobała mi się, podobnie jak poszczególne przygody Olgi i jej starania o odzyskanie córki. Autor jednak postanowił wpleść w główną fabułę opisy tego, jak coraz bardziej ludzie wpadają w panikę odnośnie wirusa. Opisy te niekiedy są naprawdę krwawe i mrożące krew w żyłach, ale należy sobie postawić pytanie, co autor chciał nimi osiągnąć? Może tylko sprawić, że książka będzie miała więcej stron? Bowiem sceny te same w sobie nie miały wpływu na to, co działo się z Dominiką czy też Olgą. Drugim minusem tej powieści w moim odczuciu było to, że początkowo akcja rozwijała się bardzo powoli, wręcz w ślimaczym tempie. Co po niektórych czytelników może to zrazić i spowodować, że zrezygnują z tej lektury. Samo zakończenie okazało się za to dość mocno przewidywalne. Całość oceniam jednak pozytywnie, bowiem autor dysponował lekkim stylem pisania, lektura nie męczyła i ukazywała w sumie to, co mamy obecnie tuż za oknem. Jeżeli ktoś nie potrzebuje oderwania od tematyki epidemicznej, nie chce się od tego oderwać chociaż na chwilę to z pewnością ta lektura może mu się spodobać.
Czy macie już dość tego ciągłego zamykania i otwierania wszystkiego? Macie już dość ciągłego mówienia o koronie? Osobiście już dawno nie oglądam wiadomości w TV, nie śledzę tego, bowiem doszłam do wniosku, że szkoda nerwów. Staram się oddać macierzyństwu i odpoczywaniu, kiedy Mała śpi, a nie zastanawianiu, ile zakażeń będzie kolejnego dnia. Ale z drugiej strony ostatnimi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02-11
Po takiej końcówce drugiego tomu, jaki zaserwowała autorka nie widziałam innego wyjścia jak sięgnąć również po kontynuację przeżyć Ruby, Jamesa i pozostałych.
Ruby została zawieszona w prawach ucznia. Jest załamana, a jeszcze bardziej jej życie zamienia się w gruzowisko, kiedy wychodzi na jaw, kto się do tego przyczynił. James za to ma spore problemy związane ze swoim ojcem, który z miłości jest w stanie dla niego poświęcić wszystko (oczywiście, to ironia). Czy związek Ruby i Jamesa przetrwa i tę próbę?
Niedawno pisałam, że druga część serii “Maxton Hall” niezbyt mi przypadła do gustu, chociaż sama końcówka okazała się zaskakująca i trzymająca w napięciu. Jak widać po ocenie kolejnego tomu, moje odczucia podczas jego lektury były znacznie lepsze. Owszem, tutaj w moim odczuciu autorka stworzyła naprawdę świetną opowieść. Fabuła została bardzo dobrze poprowadzona, akcja była wartka, przez większość czasu czułam się niczym na rollercoasterze, który jedzie jedynie do góry i na tym szczycie zostałam do ostatniego zdania. Do tej pory nie potrafiłam polubić Jamesa, irytował mnie i często przypominał Hardina z innej serii dla nastolatków. Równie mocno nie potrafiłam zrozumieć jego sposobu zachowania. W tomie trzecim zaś odniosłam wrażenie, jakby przeszedł jakąś metamorfozę. Z chłopca przemienił się w dojrzałego mężczyznę, potrafiącego zawalczyć zarówno o siebie, jak i osobę na której mu bardzo zależy. To była miła odmiana. Jeszcze bardziej polubiłam Ember, siostrę Ruby, która okazała się wspaniałą osobą, pełną empatii i zrozumienia dla innych. Pozytywnie zaskoczył mnie Wren, a także Cyril, chociaż może to niektórych dziwić, zwłaszcza po tym, jak się zachował. Jeszcze większą nienawiścią za to obdarzyłam ojca Jamesa. To co zrobił swoim dzieciom nie mieściło mi się w głowie i nadal mi się nie mieści. Ten tom stanowi bardzo dobre zamknięcie wszystkich wydarzeń z życia Ruby i Jamesa, chociaż po cichutku liczę, że może pojawią się tomy o Ember i Wrenie, bo jestem ciekawa, co jeszcze autorka byłaby w stanie dla nich wymyślić :)
Po takiej końcówce drugiego tomu, jaki zaserwowała autorka nie widziałam innego wyjścia jak sięgnąć również po kontynuację przeżyć Ruby, Jamesa i pozostałych.
Ruby została zawieszona w prawach ucznia. Jest załamana, a jeszcze bardziej jej życie zamienia się w gruzowisko, kiedy wychodzi na jaw, kto się do tego przyczynił. James za to ma spore problemy związane ze swoim...
2021-01-23
Czy dwie osoby zupełnie z innych światów mogłyby odnaleźć swoje wspólne szczęście? Ona nie ma praktycznie nic, życie już zdążyło ją porządnie poorać, zostawiając blizny, które mogą nigdy się nie zabliźnić. On ma wszystko czego chce, ale też życie go nie oszczędzało. Rodziców stracił w wypadku, a wujek, który się nim opiekował nie pokazał mu wcale codzienności w kolorach tęczy. Każde z nich próbuje przetrwać kolejne dni na swój indywidualny sposób. A kiedy w końcu się ze sobą spotkają to może z tego powstać jedynie pożar uczuć.
Erotyk erotykowi nie równy. To prawda, którą zna każdy czytelnik nie od dziś. Agnieszce Lingas-Łoniewskiej udało się stworzyć dość dobrą historię o dwójce młodych ludzi, którzy próbują odnaleźć się w tym paskudnym świecie. Nie zabrakło tutaj również pewnych tajemnic, które skłaniają czytelnika do brnięcia dalej w tą historię. Osobiście polubiłam zarówno Kastora, czyli Konstantego Lombardzkiego, który ma dwie twarze - za dnia jest prezesem prężnie działającej firmy, zaś w nocy schodzi do podziemi, gdzie oddaje się walkom MMA. Ma oddanych przyjaciół, którzy byliby w stanie wskoczyć za nim do ognia. A pomimo to ten mężczyzna nie jest szczęśliwy, jego serce raczej jest w kawałkach i bije ostatkiem sił; jak i Anitę Sokół - młodziutką dziewczynę, która skrywa mroczną tajemnicę wspólnie ze swoim przybranym bratem. Autorce udało się ukazać tę nić porozumienia, która pojawia się, kiedy ta dwójka się ze sobą spotyka. Nie muszą oni niczego przed sobą ukrywać. Bardzo podobało mi się zachowanie Kastora względem dziewczyny, kiedy wyszły jej mroczne doznania z przeszłości. Nie zmuszał jej do niczego, wręcz przeciwnie, do wszystkiego podchodził z rezerwą i bardzo powoli, przeprowadzał z ukochaną swego rodzaju terapię. Ktoś mógłby zadać pytanie, że skoro aż tak ta książka mi się podobała dlaczego moja ocena nie jest wyższa. Otóż dlatego, że pojawiły się również pewne zgrzyty. Najpoważniejszym z nich jest fakt, że ta dwójka bardzo szybko się do siebie zbliżyła. W moim odczuciu nastąpiło to zdecydowanie za szybko, jestem romantyczką, ale na pewno nie do tego stopnia, żeby wierzyć, że po kilku dniach dosłownie rozwija się taka więź, że dziewczyna jest w stanie zapomnieć o wszystkich strasznych czynach, jakich doświadczyła w przeszłości, zwłaszcza, że nie chodziła wtedy na żadną terapię. W ogólnym rozrachunku jest to bardzo dobra historia, w której nie seks gra najważniejszą rolę, a właśnie uczucia i emocje dwójki głównych bohaterów. Na koniec jeszcze tylko dodam, że równie mocno polubiłam najlepszego kumpla Kastora, czyli Patryka i bardzo się cieszę, że drugi tom tej serii będzie właśnie o nim, bo kibicuję mu z całego serca :)
Czy dwie osoby zupełnie z innych światów mogłyby odnaleźć swoje wspólne szczęście? Ona nie ma praktycznie nic, życie już zdążyło ją porządnie poorać, zostawiając blizny, które mogą nigdy się nie zabliźnić. On ma wszystko czego chce, ale też życie go nie oszczędzało. Rodziców stracił w wypadku, a wujek, który się nim opiekował nie pokazał mu wcale codzienności w kolorach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-07
Przyznam szczerze, że już sama okładka mnie zaintrygowała. Owszem, jest minimalistyczna, ale po lekturze stwierdzam, że idealnie wręcz oddała treść tej książki. Nie mogłam się doczekać, kiedy dostanę ją w końcu do recenzji. A kiedy już dotarła… Odrobinę mi mina zrzedła po zapoznaniu się z opisem z tyłu okładki. W moim umyśle powieść zaczęła się jawić jako jakieś przemyślenia wewnętrzne głównego bohatera, psychologiczne rozważania i już obawiałam się, że będzie to bardzo nudne. Jakże się myliłam… Od pierwszych stron zostałam wciągnięta w fabułę. Miałam problem z Konradem, czyli głównym bohaterem tej powieści. Z jednej strony nie chciałabym się z kimś takim zadawać w prawdziwym życiu - masturbacja, seks, alkoholowe libacje… A do tego ten narcyzm, bowiem co kilka stron można natrafić na opisy, jak to chwali się on rozmiarami swego przyrodzenia. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Ale! Z drugiej strony autor stworzył tę postać w taki sposób, że nie potrafiłam jej nie polubić. W pewnym momencie nawet zorientowałam się, że kibicuję Konradowi, aby w końcu odnalazł swoje osobiste szczęście, w ramionach tej wyjątkowej kobiety. Jest to historia mroczna, smutna i miejscami wulgarna, nie jest odpowiednia dla wszystkich czytelników, nawet niektórzy dorośli mogą być nią rozczarowani. Nie brakuje tu wyuzdanych scen seksu, a także dość licznych przekleństw. Co dziwne, jak zazwyczaj te ostatnie bardzo mi przeszkadzają (zwłaszcza jak pojawiają się często), tak w tym przypadku sprawiały one, że jeszcze lepiej mi się czytało tę pozycję. Naprawdę nie spodziewałam się, że przypadnie mi ona aż tak do gustu. Autor podzielił całość na dość krótkie rozdziały. To w połączeniu z jego lekkim stylem pisania powoduje, że tytuł ten można “połknąć” w jeden wieczór. Nie ma tu miejsca na jakikolwiek uśmiech, bo nie jest to historia szczęśliwa. Z kart tej powieści przebija niewyobrażalny smutek i samotność. Ale może naszemu bohaterowi uda się w końcu znaleźć tą Jedyną? ;)
Przyznam szczerze, że już sama okładka mnie zaintrygowała. Owszem, jest minimalistyczna, ale po lekturze stwierdzam, że idealnie wręcz oddała treść tej książki. Nie mogłam się doczekać, kiedy dostanę ją w końcu do recenzji. A kiedy już dotarła… Odrobinę mi mina zrzedła po zapoznaniu się z opisem z tyłu okładki. W moim umyśle powieść zaczęła się jawić jako jakieś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-31
Rzutem na taśmę zdążyłam jeszcze w tym roku przeczytać świąteczną antologię. Miało być pikantnie i niegrzecznie. Serce miało dostawać palpitacji. A wyszło trochę przeciętnie…
Tytuł ten to antologia dziesięciu różnorodnych opowiadań znanych i lubianych autorów. Każda historia jest zupełnie inna od pozostałych, nie ma dwóch jednakowych. A oto one:
“Świąteczna ucieczka” - złodziejka i policjant. Czy może ich połączyć miłość? Opowiadanie czytało się naprawdę dobrze, nie było miejsca na nudę czy zastanawianie się nad tym, ile jeszcze stron pozostało. Oceniam je na 8/10.
“Śnieg w jej włosach” - tak jak lubię to co tworzy Robert Ziębiński, tak w tym przypadku kompletnie nie rozumiem, po co powstała ta historia. Nudna, bez żadnego najmniejszego sensu. Oceniam na 2/10.
“Dziewczyna pod choinkę” - historia ta jest bardzo urocza, chociaż nie przesłodzona. Autorka pokazała w niej, że okres świąteczny ma w sobie osobliwą magię, która sprawia, że faktycznie może się wszystko zdarzyć. Oceniam na 7/10.
“Nim skończy się rok” - historia ta pokazuje, że z reguły nie mamy wpływu na to, co przygotował dla nas los. Zwykłe i niewielkie spóźnienie na lot do Londynu na imprezę sylwestrową może całkowicie odmienić życie. A może nawet pomóc w odnalezieniu prawdziwej miłości. Oceniam na 7/10.
“Nieproszony gość” - cóż, ta historia łatwo przypomina zupełnie inną, która odniosła niemały sukces zarówno na rynku wydawniczym jak i filmowym. Jest młoda dziewczyna, jest szef mafii, są porachunki i sporo akcji. Czytało się dobrze, ale mocno przeszkadzały skojarzenia właśnie z twórczością Blanki Lipińskiej. Oceniam więc na 6/10.
“Wigilijny napad” - historia, w której dość łatwo się pogubić. Poza tym nie sprawiała wrażenia mocno prawdopodobnej. Oceniam na 5/10.
“Rozpakuj mnie jak prezent” - oj, ta historia urzekła mnie od pierwszych stron. Polubiłam głównych bohaterów, a i całość sprawiała wrażenie takiej, że mogłaby się wydarzyć w realnym świecie. Oceniam na 10/10.
“Sylwester w rytmie kizomby” - kolejna opowieść bardzo życiowa i prawdopodobna. Ukazuje, że nigdy nie możemy być pewni tego, kiedy i gdzie spotka nas miłość. Oceniam na 9/10.
“Noworoczne wspomnienie” - historia ta od początku mnie zaciekawiła, dobrze się ją czytało, ale w pewnym momencie jakby straciła odrobinę na swej autentyczności. Oceniam ją na 7/10.
“Pocałunek pod jemiołą” - i na koniec opowiadanie spod pióra mojej jednej z ulubionych autorek, czyli Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zupełnie się nie spodziewałam akurat takiej historii, takiego tła do fabuły. Mogę śmiało napisać, że to co najlepsze w tym zbiorze pozostawiono na koniec. Oceniam na 10/10.
Największe rozczarowanie? Może to głupio zabrzmi, ale miało być niegrzecznie, a w sumie sceny z seksem można policzyć na palcach jednej ręki. Możnaby tu dodać odrobinę więcej pikanterii.
Rzutem na taśmę zdążyłam jeszcze w tym roku przeczytać świąteczną antologię. Miało być pikantnie i niegrzecznie. Serce miało dostawać palpitacji. A wyszło trochę przeciętnie…
Tytuł ten to antologia dziesięciu różnorodnych opowiadań znanych i lubianych autorów. Każda historia jest zupełnie inna od pozostałych, nie ma dwóch jednakowych. A oto one:
“Świąteczna ucieczka” -...
2020-12-27
Książkę tę miałam okazję przeczytać w ramach BookTouru u @livrocat.
Szczerze? Nie spodziewałam się, że będzie to aż tak dobra lektura. Isobel do niedawna prowadziła w pełni normalne życie. Chodziła do szkoły, spędzała czas ze znajomymi, no i miała chłopaka, Brada. Poza tym była chirliderką, piekną i popularną w swojej szkole. Pewnego dnia na jej drodze stanie tajemniczy i ponury got, Varen. Co dziwne, Isobel nie będzie mogła od niego oderwać oczu. I to za jego sprawą zaczną się wokół niej dziać dziwne rzeczy. Czy w naszym świecie mogą żyć istoty paranormalne? Czy naprawdę jest tak, że nasz świat przenika się z innymi?
“Kruk” to historia miłosna dwóch osób, które są zupełnie inne. jedna jest popularna, zawsze w centrum uwagi, druga zaś woli pozostać z boku. To również horror, bowiem pojawiają się istoty z innych światów, a niekiedy opisy ich są dość sugestywne. Wreszcie nie zabraknie tutaj szczypty humoru, dzięki czemu z łatwością pokonuje się kolejne strony. Autorce udało się stworzyć historię o ciekawej fabule, w której występują bardzo wyraziste postaci. Jest jakiś minus? Owszem, chociaż ciężko mi określić, co nim konkretnie jest. W pewnym momencie po prostu akcja siada do tego stopnia, że przebrnięcie przez kilka kolejnych stron stanowiło cud. A potem znów było ok. Jeden z bohaterów dość mocno mnie irytował. Mam tu na myśli wspomnianego wcześniej Brada. Nie lubię facetów, którzy uważają się za pępek świata i uważają, że każda dziewczyna tylko marzy o tym, aby być właśnie z nim. Poza tym jednym mankamentem to lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, czytało się szybko, polubiłam chyba wszystkich bohaterów (nawet tych negatywnych) i bardzo jestem ciekawa, co też wydarzy się w kolejnym tomie. Bowiem zakończenie pozostawia w czytelniku spory niedosyt.
Książkę tę miałam okazję przeczytać w ramach BookTouru u @livrocat.
Szczerze? Nie spodziewałam się, że będzie to aż tak dobra lektura. Isobel do niedawna prowadziła w pełni normalne życie. Chodziła do szkoły, spędzała czas ze znajomymi, no i miała chłopaka, Brada. Poza tym była chirliderką, piekną i popularną w swojej szkole. Pewnego dnia na jej drodze stanie tajemniczy i...
2020-11-29
Potrafi być wszechogarniająca. Jest czasem niebezpiecznym żywiołem. Niekiedy jest życiodajna. Woda. Czasem zachwyca swym kolorytem i ciepłem, a czasem wręcz przeraża… Właśnie latem 1997 roku pokazała do czego jest zdolna i jakich zniszczeń może dokonać. I przy okazji odmieniła życie czwórki młodych chłopaków.
Pod koniec lipca 1997 roku ukraińscy żołnierze zmierzają nam na pomoc w walce z powodzią. To właśnie oni dokonują makabrycznego odkrycia - w korycie rzeki, na pniu drzewa odnajdują powieszone zwłoki pewnego chłopaka, który zaginął dwa tygodnie wcześniej.
Tymczasem w Głuchołazach, małej mieścinie tuż pod granicą polsko-czeską czwórka kolegów rozpoczyna swoje wakacje. Nie psuje im nastroju nawet ciągle padający z nieba deszcz oraz prognozy meteorologów, iż niedługo nadejdzie największa powódź. Zmagają się z własnymi słabościami, problemami, spotykają pierwsze miłości i żyją z dnia na dzień. Nie wiedzą jeszcze, że już niedługo dokonają wstrząsającego odkrycia, które doprowadzi do śmierci jednego z nich…
Książkę tę czytałam dzięki akcji Czytaj PL. Do tej pory nie miałam styczności z twórczością Jakuba Ćwieka, więc w sumie przed lekturą nie miałam większych oczekiwań. No, może oprócz tego, żeby ta historia nie okazała się zbyt nudna. I połowicznie moje oczekiwania zostały spełnione. Czyta się szybko, autor potrafi snuć opowieść w taki sposób, jakby siedział obok nas przy barze i opowiadał o czymś, co go właśnie spotkało. I poniekąd tak było. W Posłowiu wyjaśnia, że sam jak harcerz właśnie pomagał powodzianom w Głuchołazach, więc tym bardziej historia staje się autentyczna. Nie zmienia to faktu, iż Jakub Ćwiek do książki dodał sporo zmyślonych faktów, albo że niektóre sytuacje po prostu przyspieszył, bo inaczej czytanie byłoby w pewnym momencie po prostu żmudne dla czytelnika. Co mnie odrobinę rozczarowało (albo nawet bardziej) to fakt, iż spodziewałam się, że autor skupi się bardziej na śledztwie odnośnie odnalezionych zwłok chociażby. Natomiast w “Topieli” na pierwszy plan wyraźnie wychodzą główni bohaterowie, opisy ich rodzin i poszczególnych przygód letnich, natomiast same zwłoki zostały zepchnięte gdzieś dalej, stanowią jedynie makabryczne, ale jednocześnie niewiele znaczące tło. Poza tym powieść oceniam bardzo pozytywnie, myślę, że w przyszłości jeszcze sięgnę po niejedną książkę spod pióra tego pana :)
Potrafi być wszechogarniająca. Jest czasem niebezpiecznym żywiołem. Niekiedy jest życiodajna. Woda. Czasem zachwyca swym kolorytem i ciepłem, a czasem wręcz przeraża… Właśnie latem 1997 roku pokazała do czego jest zdolna i jakich zniszczeń może dokonać. I przy okazji odmieniła życie czwórki młodych chłopaków.
Pod koniec lipca 1997 roku ukraińscy żołnierze zmierzają nam na...
2020-09-08
Od kiedy zaczęłam swoją przygodę z Alkiem Rogozińskim, bardzo polubiłam komedie kryminalne. Dlatego też sięgnęłam i po ten tytuł. Miało być zabawnie, zaskakująco i niekiedy tajemniczo… A wyszło mocno średnio. Sceny, na których faktycznie się zaśmiałam mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Zaskakujące zwroty akcji? A jakże, może z jeden czy dwa się znalazły, ale na tym koniec. Pomimo tych minusów książkę oceniłam dość wysoko, bowiem czytało się ją szybko, lektura nie męczyła, a co najważniejsze, autorce naprawdę dobrze udało się oddać klimat warsztatów z jogi, czasem miałam wrażenie, że sama osobiście biorę w nich udział. Spodziewam się, że dość szybko zapomnę o tej pozycji, ale nie zmienia to faktu, iż idealnie nadaje się ona na jeden czy dwa jesienne wieczory, do oderwania od szarej codzienności.
Od kiedy zaczęłam swoją przygodę z Alkiem Rogozińskim, bardzo polubiłam komedie kryminalne. Dlatego też sięgnęłam i po ten tytuł. Miało być zabawnie, zaskakująco i niekiedy tajemniczo… A wyszło mocno średnio. Sceny, na których faktycznie się zaśmiałam mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Zaskakujące zwroty akcji? A jakże, może z jeden czy dwa się znalazły, ale na tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Historia od samego początku swoim klimatem przypominała mi o starych i dobrych kryminałach, które tworzyła Agatha Christie. Od razu moje serce zdobyły główne bohaterki, czyli Will Parker oraz jej mentorka, Lillian Pentecost. Można pokusić się nawet o określenie, że były one niczym damska wersja Sherlocka Holmesa i jego wiernego przyjaciela , doktora Watsona. Sama fabuła tutaj ukazana oraz mnogość zagadek sprawiły, że dość często zatracałam gdzieś poczucie czasu. Gdybym nie była wieczorami aż tak zmęczona, to z pewnością nie jedną nockę bym dla lektury zarwała. Przez większość powieści odczuwałam swego rodzaju dreszczyk emocji i niepokój, co też wydarzy się na dosłownie następnej stronie. Autor ma niezwykle przyjemny i lekki styl pisania, ale... No właśnie. Niestety, gdzieś w połowie tej lektury moja miłość do Will i jej przygód została gdzieś definitywnie zagubiona. Nie wiem, jak to w sumie uargumentować, ale nagle przestałam być zainteresowana dalszymi losami początkującej detektywki, tym co wydarzy się na koniec, jedyne o czym myślałam to fakt, ileż jeszcze stron mi pozostało do końca. Myślałam, że już tak pozostanie do samego końca, jednak... Ta lektura to po prostu była dla mnie istna przejażdżka kolejką górską, bowiem na sam koniec powieści znów zaczęłam się stopniowo wznosić na szczyt i tym samym odczuwać wręcz zniecierpliwienie tym, że nie potrafię szybciej czytać, aby już teraz natychmiast dowiedzieć się, kto stał za tymi wszystkimi morderstwami. Zakończenie można potraktować jako swoistą furtkę do kolejnego tomu i mam nadzieję mimo wszystko, że on powstanie i że będzie lepszy od tego.
Historia od samego początku swoim klimatem przypominała mi o starych i dobrych kryminałach, które tworzyła Agatha Christie. Od razu moje serce zdobyły główne bohaterki, czyli Will Parker oraz jej mentorka, Lillian Pentecost. Można pokusić się nawet o określenie, że były one niczym damska wersja Sherlocka Holmesa i jego wiernego przyjaciela , doktora Watsona. Sama fabuła...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to