-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-01-01
2022-11-21
💦💦💦
Niektórzy z tego typu lekturami wyczekują aż do grudnia. Inni już początkiem listopada zakopują się pod kocykiem, z kubkiem ciepłej herbaty i zaczytują w śnieżnych opowieści. Są też tacy, którzy jako wyznacznik rozpoczęcia czytania takich książek biorą pierwszy śnieg w danym roku (gorzej, jak on w ogóle się nie pojawia!). Ja za to należę do jeszcze innej grupy czytelników (zakładam z nadzieją, że tacy oprócz mnie istnieją!), bowiem nie ma dla mnie znaczenia to, czy jest grudzień czy lipiec, ja cały rok na okrągło mogę czytać świąteczne powieści. Muszę po prostu mieć na nie ochotę, a reszta nie gra dla mnie roli.
💦💦💦
Gdy ujrzałam okładkę książki “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” Agaty Przybyłek doszłam do prostego wniosku. Mianowicie, że będzie to wprost idealna pozycja do rozpoczęcia w tym roku maratonu z tego typu lekturami. W Sieci zbierała ona bardzo pozytywne opinie, więc tym bardziej byłam zachęcona do lektury. Zasiadłam wygodnie pod ciepłą pieżyną, pod ręką miałam ciasteczka i ciepłą herbatę (nie lubię gorącej) i zaczęłam przygodę. Niestety, dość szybko opadłam podczas tej przejażdżki.
💦💦💦
To będą z pewnością inne święta. Amanda przygotowuje się do nich z pewnym pietyzmem, zwłaszcza że za rok zasiądzie przy wigilijnym stole już ze swoim mężem, Tomkiem. Mikołaj ma za to dużo zobowiązań, za które cały czas musi teraz płacić. Wiecie, błędy młodości i może trochę zuchwałości. Pracuje więc w wypożyczalni świętych Mikołajów i każdego dnia zabawia kolejne dzieci, które mniej lub bardziej cieszą się z jego obecności. Do świąt przygotowuje się również Grzesiek, jakby nie patrzeć szef Mikołaja, które w przeszłości popełnił błąd, ale o tym, że podjął wtedy najgorszą decyzję przekonuje się dopiero po długich latach. Po pewnym wypadku, przez który całe życie stanęło mu przed oczami, stwierdza, że czas wziąć tego byka za rogi, a raczej bałwana i wyprostować wszystko, co swego czasu skrzywił własnymi rękami. Od rana krząta się również Justyna, która jak co roku stara się przygotować najlepszą rybę po grecku, jaką tylko świat widział i próbował. Próbuje żyć codziennością, teraźniejszością, za to w myślach niekiedy podróżuje do przeszłości. Jej serce oklejone jest plastrami na wszystkie strony, a mimo to nie potrafi zapomnieć o pewnym mężczyźnie. Dla Magdy i Kajtka to będą z pewnością dziwne święta. Ona po raz pierwszy spędzi je bez męża, a on bez ojca. Oboje nie potrafią pogodzić się z tą sytuacją, chociaż starają się żyć normalnie. Mówią, że święta to czas cudów, magii i spełniania wszelkich życzeń (nawet tych największych). Ale czy starczy ich dla wszystkich naszych bohaterów?
💦💦💦
Autorka posłużyła się tutaj naprawdę lekkim stylem pisania. Ciężko mi się było niekiedy oderwać od lektury. Uważam jednak, że okładka wprowadza czytelników trochę w błąd. Jest piękna i mam wrażenie, że bardzo przemyślana, że każdy jej element ma znaczenie. Przypomina kalendarz adwentowy i faktycznie wspólnie z bohaterami odliczamy dni do Wigilii i towarzyszymy im w sumie codziennych problemach i czynnościach, które i nas dotykają. Ale okładka sugeruje też, że to będzie świąteczna opowieść. Ja tej magii nie poczułam. Przykro mi to pisać, ale w powieści tej zabrakło tego uroku, jaki zawsze towarzyszy grudniowi, zabrakło tej ekscytacji, że to już, zaraz będą święta. Owszem, rozumiem, że dorośli też i w prawdziwym życiu się aż do tego stopnia nie cieszą z tego okresu, ale uważam, że powinno to być nieco bardziej podkreślone. Tak naprawdę dopiero na kilku ostatnich stronach dopiero można odczuć, że to faktycznie są święta, a nie jakiś inny, dowolny w roku okres.
💦💦💦
Bohaterowie dla odmiany zostali tutaj świetnie wykreowani. Polubiłam ich od razu, wystarczyły tak naprawdę pierwsze zdania, abym stwierdziła, że chcę trzymać za nich kciuki, by im się udało wszystko ułożyć po ich myśli. Nie zdołałam zapałać cieplejszymi uczuciami tylko do jednej osoby. Mianowicie Amandy. W moim odczuciu ona była aż do przesady oddana swojemu facetowi i zwyczajnie nie zauważała prostych sygnałów, że ten chłopak jej tak naprawdę nie kocha. Swoją drogą zadziała się tutaj dziwna rzecz. Mianowicie chociaż z reguły unikam takich osób, jaką był Tomek, narzeczony powyższej bohaterki, tak w tej powieści nie potrafiłam go znielubić. Z wypiekami na twarzy czytałam o jego spotkaniach z kochanką i nawet uważałam, że mu się nie dziwię. Możecie mówić, co chcecie, ale wyraźnie było widać różnicę pomiędzy spotkaniami z nią, a z Amandą. Z tą drugą było nudno, praktycznie nic się nie działo, brakowało także uczuć. Amanda była strasznie naiwna i żyła w jakiejś bańce mydlanej, którą sobie stworzyła. Sądziła, że Tomek ją kocha i tylko to tak naprawdę się dla niej liczyło, niczego więcej nie zauważała.
💦💦💦
Polubiłam niezwykle mocno także Mikołaja. Słuchajcie, to jest typ takiej osoby, którą chciałabym poznać w swoim życiu. Pomimo tego, że popełnił błędów bez liku to jednak później to zauważył i stanął na wysokości zadania. Myślę, że niejeden mężczyzna, będąc na jego miejscu, czmychnął by gdzie pieprz rośnie. Momentami nawet mu współczułam, bo jednak konsekwencje jego działań będą się ciągnąć za nim tak naprawdę już do końca życia.
💦💦💦
Autorka stworzyła tutaj historię fikcyjną, ale na każdym kroku miałam wrażenie, że mogłaby się ona wydarzyć każdemu z nas. Każdy z bohaterów nie był papierowy, czy sztuczny, a wręcz przeciwnie, wydawać się mogło, że zaraz wyjdzie z kart powieści i stanie naprzeciwko mnie. Pomiędzy wierszami zostało tutaj przemyconych kilka ważnych rad. Jedną z nich jest to, że w świętach najważniejsza jest obecność tej drugiej osoby. Nieważne, ile potraw będzie na stole, ile podarunków pod choinką. Bo co z tego, że będziemy opływać w luksusach, jak w głębi serca będziemy się czuć niezwykle samotni.
💦💦💦
Historia ta pokazuje także, że jesteśmy tylko ludźmi i niekiedy zdarzy nam się popełnić błąd. Nie warto się jednak tym przejmować, o ile później jesteśmy w stanie twardo podnieść czoło i przeć dalej do przodu. No i gdy jesteśmy zdolni do przeprosin bliskich naszych serc osób. Agata Przybyłek udowadnia tutaj jako kolejny autor, że święta to naprawdę magiczny czas. Grudzień sam w sobie ma coś takiego, co sprawia, że ludzie na ulicy uśmiechają się do siebie, ślą sobie życzenia i są bardziej dla siebie życzliwi.
💦💦💦
Bardzo spodobało mi się to, że autorka oddała w tej historii głos nie jednej postaci, a kilku. Dzięki temu jesteśmy od razu rzuceni na głęboką wodę, ale także łatwiej jest nam zrozumieć motywy postępowania danego bohatera. Początkowo obawiałam się, że się pogubię w tych imionach oraz w tym, kto jest kim dla kogo, ale to była tylko chwilowa obawa, która z początkiem lektury zaraz szybko odpuściła. Ponadto w moim przypadku taki układ książki zawsze sprawia, że o wiele szybciej mi się daną lekturę czyta. Tak też było i tym razem.
💦💦💦
Oczywiście, zagłębiając się coraz bardziej w tę lekturę byłam niezmiernie ciekawa jej zakończenia. Niektórzy bohaterowie byli pozytywnie przewidywalni, ale inni już nie do końca. Najbardziej ciekawiło mnie to, czy Amanda dowie się o zdradach Tomka, a jeśli tak, to w jaki sposób. Poza tym mój apetyt na ostatnie sceny zaostrzyły recenzje tej książki, na które co i rusz natrafiałam w odmętach Internetu i w których zgodnie twierdzono, że takiego zakończenia się nie spodziewali i że chcieliby już drugą część. No dobrze, a jak było ze mną? Nie mogę napisać, że zakończenie było zaskakujące, bo dla mnie wcale takie nie było. Przykro mi, ale takiego obrotu sprawy spodziewałam się praktycznie od samego momentu, jak tylko przekonałam się, co porabia sobie w wolnym czasie Tomek. Ale było na tyle dramatyczne, że doszłam do wniosku, że faktycznie jest tak, jak czytałam w opiniach innych: że od razu chciałabym sięgnąć po kolejną część przygód Amandy i reszty ferajny.
💦💦💦
Kompletnie nie spodziewałam się tego, że to nie będzie jednak zamknięta historia, tylko że kiedyś pojawi się jej kontynuacja. Z reguły jednak świąteczne powieści pojawiają się pojedynczo, a nie w seriach na ileś tomów. Ale tym bardziej jestem ciekawa, co też autorka jeszcze zgotuje swoim bohaterom i jak skomplikuje ich życiowe ścieżki. Za takie zakończenia autorom powinny należeć się srogie kary.
💦💦💦
A teraz mała chwila wyjaśnienia. Dlaczego do tej recenzji użyłam emotikon kropel deszczu a nie na przykład śniegu? Bo zwyczajnie dla mnie ta powieść była mało świąteczna. Wydaje mi się, że idealnie się ona nada dla tych osób, które jeszcze nie chcą czytać typowo około wigilijnych historii, a pomimo tego, chcą już poczuć trochę tego specyficznego klimatu. Rozpoczynając lekturę “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” miałam ogromną nadzieję, że będzie to historia przesycona magią, lampkami, śniegiem i tym podobnymi rzeczami. W efekcie otrzymałam dość lekko napisaną powieść, gdzie autorka przemyciła sporo ważnych tematów, ale zapomniała o tym, że akcja dzieje się w grudniu. Dopiero pod koniec książki czytelnik dostaje wręcz niczym obuchem w twarz elementy świąteczne, takie jak gotowanie ryby po grecku, ubieranie choinki czy wzmianka o tym nieszczęsnym białym puchu. Dla mnie było tego za mało, ale wiem, że są osoby, którym to bardzo odpowiadało.
💦💦💦
W tym miejscu może was dziwić fakt, że oceniłam tę pozycję na aż dziewięć gwiazdek. To tym bardziej pokazuje, że to nie jest zła historia. Spodobała mi się jej fabuła oraz sami bohaterowie na tyle, że brak świątecznej atmosfery zszedł na dalszy plan i mocno nie przeszkadzał mi w odbiorze tej lektury. Na koniec powiem, że to jest taki typ lektury, w którym odłożenie jej na bok, bo musicie na przykład iść spać czy zamieszać zupę w garnku, sprawia wam fizyczny ból. Kiedy zaś miałam perspektywę poczytania “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” to na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech i już nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy będę mogła to zrobić. Jak sami widzicie, nie jest to zła lektura. Śmiem nawet powiedzieć, że chciałabym takich historii poznawać, jak najwięcej.
💦💦💦
Podsumowując, “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” autorstwa Agaty Przybyłek to historia wzruszająca, niekiedy irytująca, ale także niezwykle dająca do myślenia. Nad pewnymi kwestiami się nie zastanawiamy, przyjmujemy je takimi jakimi są, a święta sprzyjają chwilom wyciszenia, spowolnienia i zastanowienia się nad pewnymi aspektami z naszego życia. Autorka przemyciła w tej historii sporo ważnych tematów, jak porzucenie przez ojca czy też zdrada. Książka utrzymana jest w bardzo lekkim stylu, a oprócz tego podzielono ją na kwestie konkretnych bohaterów, dzięki czemu można ją pochłonąć nawet w jeden wieczór. Bardzo lubię Boże Narodzenie i może to w tym przypadku mnie zgubiło. W moim odczuciu było tutaj zbyt mało tej magii, świąt jako takich i wspominek chociażby o zabawach na śniegu. Z tego też względu myślę, że spodoba się ona w szczególności tym osobom, które nie przepadają za przeładowaniem świątecznym w książkach.
💦💦💦
Niektórzy z tego typu lekturami wyczekują aż do grudnia. Inni już początkiem listopada zakopują się pod kocykiem, z kubkiem ciepłej herbaty i zaczytują w śnieżnych opowieści. Są też tacy, którzy jako wyznacznik rozpoczęcia czytania takich książek biorą pierwszy śnieg w danym roku (gorzej, jak on w ogóle się nie pojawia!). Ja za to należę do jeszcze innej grupy...
2022-03-02
✊✊✊
Czy lubicie czytać świąteczne książki? Należycie do osób, które robią to tylko w grudniu czy miesiąc nie ma dla was większego znaczenia, a liczy się po prostu chęć przeczytania danego tytułu? Niewątpliwie należę do tej drugiej grupy. Nie należę do osób, którym przeszkadza czytanie książek ze świętami w tle chociażby w lecie, ani tym bardziej w lutym. Akurat tej książki od dłuższego już czasu byłam bardzo ciekawa, a że grudzień tak szybko mija to nie wyrobiłam się z nią akurat wtedy. No i książkę otrzymałam później także to też wykluczyło zapoznanie się z nią w odpowiednim okresie.
✊✊✊
Dominik od kiedy pamiętał był sam. Kiedyś, jak był malutki to miał jeszcze mamę. Pamięta, jak poszli razem do lunaparku i się świetnie bawili. Ale potem przyszli jacyś źli ludzi i go zabrali. Codziennie siedział w oknie i wypatrywał mamusi. Aż w końcu dotarło do niego, że ona po niego nie wróci. Chociaż dyrektorka domu dziecka, w którym znalazł się Dominik mówiła mu, że jego mama nie żyje to ten nie chciał w to wierzyć. Ufał, że ta po prostu musiała go na chwilę zostawić, ale w końcu nadejdzie taki dzień, kiedy go odbierze z tego paskudnego miejsca i wszystkim oko zbieleje. Ale tak się nigdy nie zdarzyło… Ksawery za to uważa, że wszystko, co miało go spotkać w życiu to już przeżył. Czuje się bardzo samotny, od kiedy jego żona zmarła, a syn wyjechał za granicę układać codzienność po swojemu. Niefortunny wypadek połączy tych dwóch mężczyzn. Czy to aby na pewno jedynie gra losu, że ich drogi się złączą w pewnym momencie?
✊✊✊
Nie spodziewałam się, że ta historia aż do tego stopnia mnie wzruszy. Jest niezwykle życiowa i łatwo odnieść wrażenie, że poszczególnych bohaterów można by spotkać na swojej drodze w prawdziwym życiu. Powieść ta dotyczy dwóch osób, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale tak naprawdę łączy je chociażby jedna rzecz - obydwie pragną znów być dla kogoś kimś ważnym, kimś godnym do rozmowy i posiedzenia w ciszy, wreszcie chcą oni czuć, że komuś na nich zależy, że mają na czyim ramieniu się wesprzeć w trudnych sytuacjach. Autorka poruszyła tutaj szereg ważnych i niezwykle trudnych tematów. Na prowadzenie wychodzi, rzecz jasna, pobyt Dominika w domu dziecka, co przeżył niezwykle mocno, chociaż próbował to ukrywać przed innymi. Ale pojawia się tu również temat wypalenia w małżeństwie, tego, że po urodzeniu dziecka wcale różowo nie jest a także jak nasza ocena bliskich może się różnić od tego, jak jest naprawdę.
✊✊✊
Nie da się tej powieści czytać bez jakichkolwiek emocji. Osobiście niezwykle mocno przeżywałam opisy tego, jak mały Dominik trafił do domu dziecka. Miejsca zimnego, bez czułych ramion (chociaż niektóre opiekunki próbowały je zastępować), przypominającego dżunglę, w której najważniejsze jest przetrwanie do następnego dnia. Łzy same się przy tych fragmentach cisnęły do oczu.
✊✊✊
Pomimo tego, że akcja rozgrywa się w okolicach Świąt Bożego Narodzenia to jakoś mocno nie przeszkadzało mi w jej odbiorze i samej lekturze. Wręcz przeciwnie z racji tego, że autorka podzieliła książkę na krótkie rozdziały czytało mi się ją niezwykle szybko. Poza tym ucieszyłam się bardzo, że oddano tutaj głos dwóm głównym bohaterom, dzięki czemu można było poznać ich osobne osądy danych sytuacji czy wydarzeń i lepiej je przy okazji zrozumieć.
✊✊✊
Ale “Zapomniana piosenka” to nie tylko wzruszenie czy smutek, ale to także nadzieja, że któregoś dnia na nowo można odnaleźć osoby, na których będzie nam zależeć, a które jednocześnie pokażą nam jeszcze, jaki świat potrafi być cudowny i piękny. Autorka ukazała tutaj jedną ważną prawdę - nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze w szarej codzienności może spotkać i że zawsze powinnyśmy wyczekiwać z otwartymi ramionami tych radosnych momentów.
✊✊✊
Sam tytuł nabiera nowego znaczenia już po zakończeniu lektury. Myślę, że dzięki temu książka nabiera jeszcze innego znaczenia, a także przybiera inny wymiar i na dłużej pozostaje w głowach czytelnikach. Bo to naprawdę nie jest zwyczajna historia rozgrywająca się w okolicach Bożego Narodzenia. Posiada ona swoją ukrytą głębię, którą każdy z nas, jeśli tylko tego chce, musi ją odkryć samodzielnie.
✊✊✊
Podsumowując, “Zapomniana piosenka” to bardzo wzruszająca opowieść o poszukiwaniu swoich korzeni, bliskich i zrozumienia. To odnajdywanie powodów do pożegnań, ale także do witania nowych rzeczy. To nadzieja płynąca z tego, że jeśli tylko mamy obok siebie, które w nas wierzą to możemy tak naprawdę wszystko. Wreszcie to historia o uczeniu się siebie na nowo i docenianiu tego, co się ma. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy nam tego zabraknie, kiedy los nam odbierze nasze ukochane osoby. To historia przesiąknięta emocjami, które wnikają bardzo głęboko w duszę czytelnika. Myślę, że to taka powieść, która jeszcze na długo zostanie ze mną i w głowie i w sercu. Szczerze polecam ją każdemu i to nie tylko od święta!
🍧🍧🍧
Za możliwość udziału w tym booktourze dziękuję bardzo @zaczytana.zaczarowana 🥰🥰🥰
✊✊✊
Czy lubicie czytać świąteczne książki? Należycie do osób, które robią to tylko w grudniu czy miesiąc nie ma dla was większego znaczenia, a liczy się po prostu chęć przeczytania danego tytułu? Niewątpliwie należę do tej drugiej grupy. Nie należę do osób, którym przeszkadza czytanie książek ze świętami w tle chociażby w lecie, ani tym bardziej w lutym. Akurat tej książki...
2021-12-27
Po lekturze w zeszłym roku “Uwierz w Mikołaja” również autorstwa pani Magdaleny Witkiewicz czułam się oczarowana, otulona niczym najcieplejszym kocem i pozostałam w poczuciu, że czas spędzony na lekturze tej powieści, nie okazał się czasem straconym. Tym bardziej byłam pewna, że kiedyś na pewno jeszcze sięgnę po coś tej autorki i nastąpiło to stosunkowo szybciej niż zakładałam. Czy “Drzewko szczęścia” również daje od siebie tyle ciepła i rodzinnej atmosfery, co “Uwierz w Mikołaja”? Przekonajcie się sami…
Kornelia Trzpiot obserwuje swoją rodzinę z przerażeniem. I chociaż wszyscy dookoła niej sądzą, że ona to już niczego nie dostrzega, ta jednak widzi najmniejsze mankamenty. Pewnej wieczerzy wigilijnej postanawia uderzyć dłonią w stół (tak mocno, że śledzie prawie tracą swoją pierzynkę!) i zaprotestować. Oraz dać rodzinie coś, co sprawi, że chociaż na chwilę będą musieli ze sobą na nowo zacząć współpracować. Oznajmia wszystkim, że dopóki jej rodzina nie znajdzie w swoim drzewie genealogicznym jakiegoś herbu, to ona nie zamierza umrzeć! Z początku wszyscy biorą to za istne żarty, ale szybko się okazuje, że herb po prostu musi się znaleźć. Czy jednak jego poszukiwania pozwolą scalić na nowo rodzinę Kornelii?
Muszę przyznać, że powieść ta oczarowała mnie ponownie i dała poczucie, że rodzina to jednak powinna być najważniejsza. Nikt nie chce spędzać szarej codzienności samotnie. Magdalena Witkiewicz z niezwykłą starannością, ale także ciepłem stworzyła swoich wszystkich bohaterów. Tutaj nawet, jak ktoś się źle zachowuje, to nie da się go nie lubić. Najbardziej pokochałam Kornelię, to chyba wybór oczywisty. Chciałabym mieć taką babcię, której wszędzie pełno i każdego dnia ma jakieś ciekawe pomysły na spędzanie czasu wolnego. Ale również w odpowiednich momentach jest gotowa rzucić wszystko i biec na ratunek na przykład na ratunek swojej ukochanej wnuczce. Albo chciałabym w tak zacnym i pięknym wieku, dziewięćdziesięciu kilku lat tryskać energią, być niezależną i pełną pasji babcią. Historia poniekąd również dotyka ważnych tematów, o których w dzisiejszych czasach mówi się jeszcze trochę za mało. Mianowicie dotyczy LGBT, tego jak są postrzegane takie osoby, jak otoczenie na nie reaguje (chociaż w książce zostało to niezwykle sympatycznie wspomniane), a także dotyczy trudnych niekiedy relacji pomiędzy matką a córką, ale ukazująca jednocześnie, że kiedy taka relacja całkowicie zaniknie ma to nieodwracalny skutek na rozwój i postrzeganie świata przez dziecko. Niezwykle intrygującym momentem okazały się fragmenty z krową Felicją, do której wszyscy uwielbiali się przytulać, co pomagało ogarnąć trudy życia. Najbardziej jednak w napięciu trzymały wzmianki o tajemniczym Szkocie, który szykował się właśnie do wyjazdu, tylko nie wiadomo z kim i po co… A wyjaśnienie tego było po prostu mistrzowsko poprowadzone! Warto było na nie czekać cierpliwie, bez zaglądania na koniec!
Podsumowując, “Drzewko szczęścia” to niezwykła historia o rodzinie, która gdzieś po drodze zaplątała się w niuanse życia. Nie potrafią już doceniać tego, co mają i kogo mają u swego boku (albo nigdy tego nie robili?), prą tylko do przodu i dla jednych liczy się tylko przygoda i poznawanie nowości, a dla drugich kariera i wspinanie się po drabinie awansów (a ta, zdaje się, że nie ma końca…). W końcu uświadamia czytelnikom w bardzo subtelny sposób, co powinno być najważniejsze w ich życiu, na czym warto się skupić, a co jednocześnie odrobinę odpuścić…
Po lekturze w zeszłym roku “Uwierz w Mikołaja” również autorstwa pani Magdaleny Witkiewicz czułam się oczarowana, otulona niczym najcieplejszym kocem i pozostałam w poczuciu, że czas spędzony na lekturze tej powieści, nie okazał się czasem straconym. Tym bardziej byłam pewna, że kiedyś na pewno jeszcze sięgnę po coś tej autorki i nastąpiło to stosunkowo szybciej niż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-09
Nie spodziewałam się po tej powieści, że będzie aż tak poważna. Bardziej myślałam, że okaże się ona wesołą historią, od której nie będę potrafiła się oderwać, ale i nie będę umiała przestać się śmiać. Tymczasem było zgoła inaczej…
Antonina i Marcel zagubili się i na rozstaju swojej wspólnej drogi zaczęli iść w zupełnie inne strony. Ona już ma dość Wigilii, stresu, czy wszystkie potrawy dobrze wyjdą. Poza tym ma dość tej mrocznej tajemnicy, którą skrywa na dnie swego serca. Marcel za to ukrywa przed żoną, że otrzymał propozycję dobrej pracy, ale z jej powodu będzie musiał wyjechać z ich miasta. Też od jakiegoś czasu ma dość Wigilii, Świąt i tych wszystkich ludzi, aż tak kochają ten okres w roku. Czy tych dwoje będzie umiało na nowo się odnaleźć? Czy magia grudnia tutaj zadziała?
Nie mam pojęcia, jak Natasza Socha to uczyniła, ale pokochałam dosłownie każdego bohatera. Miałam wrażenie, że dwójka głównych bohaterów ma do przebycia konkretną drogę, na której spotkają pewnych ludzi, potrzebujących ich pomocy. Jest szalona Bronia, która kocha wszystkie zwierzęta, a nie potrafi obdarzyć uczuciem swojego syna. Jest Marianna, której się wydaje, że się zakochała, ale jej ukochany nagle się na nią obraża, a ta nie rozumie dlaczego. Wreszcie jest ukochana córka Antoniny i Marcela, która potrzebuje ich ogromnego wsparcia. Tych wszystkich ludzi z początku nic nie łączy, źle z czasem potrafią się ze sobą zaprzyjaźnić i każdy na każdego może liczyć. Czytałam ich przygody z zapartym tchem i chociaż historia ta okazała się nad wyraz poważna, to nie żałuję ani minuty spędzonej na jej lekturze. Czytelnik odczuwa całą gamę emocji, od wzruszenia do radości, że wszystko może być dobrze. Autorce udało się stworzyć sporą plejadę postaci, a jednak nie ma tutaj dwóch takich samych osób. Każdy z tego tłumu wyróżniał się czymś oryginalnym, a dzięki temu nie da rady się pogubić w tym, kto jest kim. Książkę tę czytałam z niezwykłą przyjemnością. Intrygującym okazał się pewien zabieg, którego dopuściła się Natasza Socha, a mianowicie poprzeplatanie teraźniejszości z przeszłością. Ale dzięki temu, czytelnik mógł krok po kroku, bardzo stopniowo odkrywać tajemnice z przeszłości Antoniny. Mnie najbardziej w zdumienie wprawił początek, jak i zakończenie tej historii. Ten pierwszy, bowiem w pierwszej chwili nawet nie załapałam o co w tym chodzi i nawet nie od razu zauważyłam w tym coś specjalnego. Ale nieco później dotarło do mnie, co chciała osiągnąć autorka. Mianowicie pragnęła ukazać, że niekiedy łatwiej jest nam rozmawiać z kimś zupełnie obcym, kto nas nie zna, nie wie, co lubimy, a czego wręcz nie znosimy niż z osobą, która powinna być najbliższa naszemu sercu. Ta historia okazała się niezwykle mądrą i pouczającą opowieścią o trudach życia, o zagubieniu się w tym wielkim świecie, dążeniu do tego, aby wszyscy wokół byli zadowoleni, a zapominaniu o sobie. A przecież my również jesteśmy tak samo ważni. To opowieść o powolnym oddalaniu się od siebie, o coraz rzadszym rozmawianiu o codzienności, o problemach w pracy czy o tym, że ekspedientka nie chciała nam czegoś sprzedać. To wreszcie historia małżeństwa, które gdyby nie przeszłość i nie pewne wydarzenia może nawet, by nie istniało. Autorka stworzyła mądrą powieść o dwóch sercach, którym nie było do siebie blisko. Zakończenie zaskoczyło mnie dlatego, że spodziewałam się zupełnie czegoś innego. W tym przypadku mam wrażenie, że to swoista furtka dla każdego z nas, kto czyta tę opowieść, aby wyrobił sobie samemu zdanie na temat tego, jak się to zakończyło.
Podsumowując, “Wigilia z nieznajomym” to zaskakująca i pełna emocji historia dwojga ludzi, tworzących małżeństwo. Żyją razem, a jakby osobno. Tu cierpienie przewija się ze śmiechem przez łzy. A co może wydarzyć się w grudniowy wieczór? Wszystko.
Nie spodziewałam się po tej powieści, że będzie aż tak poważna. Bardziej myślałam, że okaże się ona wesołą historią, od której nie będę potrafiła się oderwać, ale i nie będę umiała przestać się śmiać. Tymczasem było zgoła inaczej…
Antonina i Marcel zagubili się i na rozstaju swojej wspólnej drogi zaczęli iść w zupełnie inne strony. Ona już ma dość Wigilii, stresu, czy...
2021-11-21
Alek Rogoziński przyzwyczaił mnie już do swoich pełnych ciepła i dobrego humoru historii. Za każdym razem, kiedy sięgam po jego książki czuję się wręcz rozpieszczana. Znacie to przysłowie, że przez żołądek do serca? To u mnie ono się sprawdza idealnie, ale odnośnie literatury. Wszak dobra książka jest jak świetna maseczka na twarz - poprawia humor, odciąga od szarej rzeczywistości i relaksuje. Czy i tym razem Alek Rogoziński stworzył historię ku pokrzepieniu serc?
Emilia wspólnie z Marią trafiają do domu spokojnej starości. Są pewne, że jedyne co teraz ich czeka to powolne oczekiwanie pożegnania z tym światem. Co dziwniejsze, takie same myśli krążą po głowie Justynie, młodszej od nich o dobre trzydzieści lat kobiety, będącej dyrektorką rzeczonego domu, a jednocześnie przebywającej właśnie na rozstaju dróg w swoim życiu, bo w trakcie rozwodu. Jedyną bohaterką, która nie traci jeszcze nadziei na to, że coś dobrego ją w życiu może spotkać jest Lena - wolontariuszka, która opiekuje się pensjonariuszami w każdej swojej wolnej chwili. Kiedy na jaw zaczynają wychodzić tajemnice poszczególnych osób, do wszystkich dotrze, że jesień życia wcale nie musi być nudna, tylko wszystko zależy od nas samych i od naszego podejścia. W pewnym momencie do wszystkiego jeszcze wmiesza się Amor, a wtedy… Okaże się, że placówce, którą wszyscy zaczęli traktować jak własny dom, grozi zamknięcie… Ale właśnie zbliża się okres cudów, miłości i niespodzianek. Okres, kiedy wszystko jest możliwe, tylko trzeba mocno chcieć.
Po raz kolejny okazało się, że Alek Rogoziński potrafi pisać i to jak! Tym razem zadziałał w duecie z Anną Kasiuk, co sprawiło, że historia jeszcze bardziej była wciągająca. Ten tytuł to pierwsza książka, o tematyce trochę świątecznej, dzięki której zaczęłam powoli się wprowadzać w tą magiczną atmosferę i klimat. Sama powieść, pomimo tego, że niekiedy dotyczy ważnych tematów, jak na przykład oddawanie swoich bliskich do tego typu placówek, to jednak cały czas utrzymywana jest w bardzo lekkim stylu. Bohaterów nie sposób jest nie polubić. W książce pojawia się ich sporo, a każdy z nich jest bardzo oryginalny na tle pozostałych. Jest Benedykta, która twierdzi, że nigdy nie podsłuchuje, a tylko przypadkowo przechodzi obok i słyszy pewne rzeczy. Jest Maria, która próbuje rozkręcić całe towarzystwo. Jest Emilia, dla której to będą wyjątkowe Święta, bowiem po raz pierwszy spędzi je bez męża. Jest także Lena, młodziutka dziewczyna, która źle się czuje w swojej rodzinie i w głębi serca bardzo pragnie miłości. Niby tak różni są oni od siebie, ale z drugiej strony również bardzo podobni. Myślę, że ta historia niesie wiele nadziei i ciepła, pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać i zawsze czerpać z życia pełnymi garściami. Jedynym minusem tej książki jest fakt, że rozdział dwunasty z niewiadomych przyczyn powtarza się dwa razy! Aż musiałam się podczas lektury wrócić, bo coś mi się nie zgadzało. Czytałam też opinie, że pojawia się w powieści sporo literówek. U mnie również były, ale czy było ich aż tak dużo? Nie sądzę.
Podsumowując, “Dom (nie) spokojnej starości” to świetna lektura na grudniowe wieczory. Pokazuje, że nigdy nie jest za późno na odnalezienie szczęścia i miłości. Jest niezwykle ciepła i przyjemna w odbiorze, chociaż niekiedy i łza wzruszenia pojawiła się w moim oku. Nie ma w niej miejsca na nudę, akcja pędzi na łeb na szyję, a intryga pogania kolejną. Po twórczość Alka Rogozińskiego mogę już śmiało sięgać w ciemno. Polecam gorąco!
Alek Rogoziński przyzwyczaił mnie już do swoich pełnych ciepła i dobrego humoru historii. Za każdym razem, kiedy sięgam po jego książki czuję się wręcz rozpieszczana. Znacie to przysłowie, że przez żołądek do serca? To u mnie ono się sprawdza idealnie, ale odnośnie literatury. Wszak dobra książka jest jak świetna maseczka na twarz - poprawia humor, odciąga od szarej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02-08
Rozpoczynając tę recenzję muszę nadmienić, że początkowo moja ocena była nieco wyższa. Ale z racji tego, że minęło kilka dni, pewne rzeczy mi się ułożyły w głowie i niestety, ocena spadła. I uprzedzam - w tej recenzji będzie sporo spojlerów, więc jeśli ktoś ma w planach tę lekturę niech dalej po prostu nie czyta ;)
Pewnego zimowego dnia Tara Willson wracając do domu, dostrzegła, że ktoś uległ wypadkowi i wpadł do rowu. Dzwoni po służby i następnie odjeżdża z miejsca wypadku. Jeszcze nie wie, że los na stałe związał ją z mężczyzną, któremu uratowała mu życie… Erick Walker odpracował swoje w więzieniu, teraz postanowił się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Z ogromnym poświęceniem odśnieża uliczki swojego miasteczka. A pod brodą ukrywa blizny przeszłości. Gdy tych dwoje się spotka nic już nie pozostanie takie samo.
Szczerze? Jak można się oprzeć takiej ślicznej okładce. Ja nie potrafiłam! Ze zdziwieniem stwierdziłam, że książka liczy sobie jedynie dwieście stron, stwierdziłam więc, że czytanie pójdzie szybko. I właśnie to są dwa plusy tej historii. Oprawa graficzna, która przykuwa wzrok oraz lekki styl pisania autorki, który sprawia, że przebrnięcie przez tą historię nie było jakoś bardzo męczące. Ale co z tego, skoro cała reszta wyszła koszmarnie wręcz? Jak na tak mało stron to ilość przekleństw jest w tej powieści porażająca. Mogę zrozumieć, że są sytuacje, w których inaczej po prostu nie da się oddać emocji targających bohaterem, ale tutaj to była już przesada. Serio, praktycznie na każdej stronie trzeba podkreślać to jakim draniem jest były mąż Tary? Wystarczy napisać to raz, czytelnik naprawdę jest w stanie to zapamiętać. Niezwykle irytujące było wieczne zdziwienie głównej bohaterki na widok praktycznie każdej osoby w jej życiu, co okazywała za każdym razem słowami: “Co ty tu robisz?”. Podobne odczucia miałam przy wszystkich scenach, kiedy to były mąż zrobił jej kolejną scenę, zaś Erick stawał w jej obronie. Przewidywalny i to mocno był dialog jaki wtedy się między obojgiem panów wywiązywał: “- Grozisz mi? - Nie, ostrzegam!”. No ile można?! Pomysł na fabułę można na siłę uznać za całkiem niezły, ale samo wykonanie mocno kulało. Mało życiowe jest to, że najpierw Tara ratuje Ericka, zaś rok później w dosłownie w tym samym miejscu role się odwracają i to on ją ratuje. Poza tym tutaj praktycznie nic się nie dzieje, co jest o tyle dziwne, że książka nie była na siłę wydłużana, jest naprawdę cienka. Oprócz wiecznych przepychanek Tary i jej byłego męża i przemyśleń Ericka na temat tego, czy zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Tara to ta powieść nie ma treści. Na koniec doszłam do wniosku, że “Zimowe serca” idealnie nadają się do publikowania na blogu czy wattpadzie, ale na pewno nie jako pełnowartościowa powieść. Zakończenie zaś było bardzo łatwe do przewidzenia, zwłaszcza dla osób, które takich tytułów już kilka w swoim życiu poznało. W tym przypadku sprawdza się porzekadło, żeby książki nie oceniać po okładce - ja oceniłam i niestety, srogo się zawiodłam.
Rozpoczynając tę recenzję muszę nadmienić, że początkowo moja ocena była nieco wyższa. Ale z racji tego, że minęło kilka dni, pewne rzeczy mi się ułożyły w głowie i niestety, ocena spadła. I uprzedzam - w tej recenzji będzie sporo spojlerów, więc jeśli ktoś ma w planach tę lekturę niech dalej po prostu nie czyta ;)
Pewnego zimowego dnia Tara Willson wracając do domu,...
2021-01-27
Alek Rogoziński po raz kolejny nie zawodzi! Tym razem stworzył dla swoich czytelników historię odrobinę makabryczną oraz świąteczną. Możecie zapytać, co takiego magicznego jest w morderstwie? Już spieszę z odpowiedzią. Może nic, ale na Świętego Mikołaja również może się ktoś zaczaić tuż za rogiem i go… pozbawić życia! Pewne małżeństwo, borykające się z wiecznymi problemami wraca do swojego mieszkania. Już na klatce zauważają coś dziwnego, mianowicie drzwi wejściowe są otwarte, zaś Maria jest przekonana o tym, że przed wyjściem zamykała. Kiedy wchodzą do środka okazuje się, że w salonie oprócz licznych świątecznych ozdób ktoś pod ich choinką zostawił podarunek. Ciało mężczyzny, który w tym magicznym okresie roznosi prezenty. Rozpoczyna się śledztwo pełne zabawnych sytuacji. Czy uda się rozwikłać kto stoi za morderstwem Świętego? Po raz kolejny nie zawiodłam się. Autor już nie raz i nie dwa udowodnił, że potrafi połączyć makabryczne wydarzenia z zabawnymi scenami czy też dialogami. Jego książki zdecydowanie nadają się na poprawę humoru. I po raz kolejny formułuję zarzut, że powieść ma za mało stron, bo co to jest 300 stron? I to jeszcze utrzymanych w tak sympatycznym klimacie! Plusem jest fakt, iż oprócz bohaterów, z którymi czytelnik ma styczność po raz pierwszy, ale gościnnie pojawiają się i tacy, których już się dobrze zna - komisarz Darski oraz jego narzeczona Betty. Niezmiernie spodobały mi się ksywki gangsterów - Tygrys Złocisty oraz Gepard Grzywiasty, czyż nie są one zabawne? (To, rzecz jasna, pytanie retoryczne!). Autor tym razem postanowił również wprowadzić do fabuły dwójkę dzieci, które są bardzo ciekawskie, wszystko muszą sprawdzić na własną rękę i ostatecznie okaże się, że to właśnie one miały “nosa”. Czy chociaż tym razem udało mi się wskazać sprawcę? Niestety, ale nie. Po raz kolejny autor wyprowadził mnie na manowce i to nawet kilka razy, bowiem co jakiś czas zmieniałam swoją koncepcję. Ogólnie historia bardzo mi się podobała. Jedynym minusem były dość liczne błędy - nie wypowiadam się na temat papierowej książki, tylko ebooka na Legimi. Przykładem może być przekręcenie imienia jednego z dzieci. Przez większość książki był Kacprem, żeby raz czy dwa zmienić się w Kamila. Niby mały detal, ale jednak mający wpływ na odbiór lektury przez czytelnika.
Alek Rogoziński po raz kolejny nie zawodzi! Tym razem stworzył dla swoich czytelników historię odrobinę makabryczną oraz świąteczną. Możecie zapytać, co takiego magicznego jest w morderstwie? Już spieszę z odpowiedzią. Może nic, ale na Świętego Mikołaja również może się ktoś zaczaić tuż za rogiem i go… pozbawić życia! Pewne małżeństwo, borykające się z wiecznymi problemami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-31
Rzutem na taśmę zdążyłam jeszcze w tym roku przeczytać świąteczną antologię. Miało być pikantnie i niegrzecznie. Serce miało dostawać palpitacji. A wyszło trochę przeciętnie…
Tytuł ten to antologia dziesięciu różnorodnych opowiadań znanych i lubianych autorów. Każda historia jest zupełnie inna od pozostałych, nie ma dwóch jednakowych. A oto one:
“Świąteczna ucieczka” - złodziejka i policjant. Czy może ich połączyć miłość? Opowiadanie czytało się naprawdę dobrze, nie było miejsca na nudę czy zastanawianie się nad tym, ile jeszcze stron pozostało. Oceniam je na 8/10.
“Śnieg w jej włosach” - tak jak lubię to co tworzy Robert Ziębiński, tak w tym przypadku kompletnie nie rozumiem, po co powstała ta historia. Nudna, bez żadnego najmniejszego sensu. Oceniam na 2/10.
“Dziewczyna pod choinkę” - historia ta jest bardzo urocza, chociaż nie przesłodzona. Autorka pokazała w niej, że okres świąteczny ma w sobie osobliwą magię, która sprawia, że faktycznie może się wszystko zdarzyć. Oceniam na 7/10.
“Nim skończy się rok” - historia ta pokazuje, że z reguły nie mamy wpływu na to, co przygotował dla nas los. Zwykłe i niewielkie spóźnienie na lot do Londynu na imprezę sylwestrową może całkowicie odmienić życie. A może nawet pomóc w odnalezieniu prawdziwej miłości. Oceniam na 7/10.
“Nieproszony gość” - cóż, ta historia łatwo przypomina zupełnie inną, która odniosła niemały sukces zarówno na rynku wydawniczym jak i filmowym. Jest młoda dziewczyna, jest szef mafii, są porachunki i sporo akcji. Czytało się dobrze, ale mocno przeszkadzały skojarzenia właśnie z twórczością Blanki Lipińskiej. Oceniam więc na 6/10.
“Wigilijny napad” - historia, w której dość łatwo się pogubić. Poza tym nie sprawiała wrażenia mocno prawdopodobnej. Oceniam na 5/10.
“Rozpakuj mnie jak prezent” - oj, ta historia urzekła mnie od pierwszych stron. Polubiłam głównych bohaterów, a i całość sprawiała wrażenie takiej, że mogłaby się wydarzyć w realnym świecie. Oceniam na 10/10.
“Sylwester w rytmie kizomby” - kolejna opowieść bardzo życiowa i prawdopodobna. Ukazuje, że nigdy nie możemy być pewni tego, kiedy i gdzie spotka nas miłość. Oceniam na 9/10.
“Noworoczne wspomnienie” - historia ta od początku mnie zaciekawiła, dobrze się ją czytało, ale w pewnym momencie jakby straciła odrobinę na swej autentyczności. Oceniam ją na 7/10.
“Pocałunek pod jemiołą” - i na koniec opowiadanie spod pióra mojej jednej z ulubionych autorek, czyli Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zupełnie się nie spodziewałam akurat takiej historii, takiego tła do fabuły. Mogę śmiało napisać, że to co najlepsze w tym zbiorze pozostawiono na koniec. Oceniam na 10/10.
Największe rozczarowanie? Może to głupio zabrzmi, ale miało być niegrzecznie, a w sumie sceny z seksem można policzyć na palcach jednej ręki. Możnaby tu dodać odrobinę więcej pikanterii.
Rzutem na taśmę zdążyłam jeszcze w tym roku przeczytać świąteczną antologię. Miało być pikantnie i niegrzecznie. Serce miało dostawać palpitacji. A wyszło trochę przeciętnie…
Tytuł ten to antologia dziesięciu różnorodnych opowiadań znanych i lubianych autorów. Każda historia jest zupełnie inna od pozostałych, nie ma dwóch jednakowych. A oto one:
“Świąteczna ucieczka” -...
2020-11-12
Książkę tę mogę zaliczyć do jednych z pierwszych o tematyce świątecznej, jakie w ogóle przeczytałam. Wiecie, na tego typu literaturę trzeba mieć odpowiedni nastrój. “Wigilijna przystań” bardzo miło mnie zaskoczyła. Jest tu sporo emocji, nie tylko pozytywnych, ale także i negatywnych, ale autorka umiejętnie stworzyła ciepłą atmosferę, z jaką każdego roku przychodzi do nas Boże Narodzenie. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że ten szczególny okres ma w sobie pełno magii i niesie ze sobą nadzieję i pocieszenie. A także jakoś tak wpływa na ludzi, że bardziej są gotowi pomagać innym.
“Wigilijna przystań” to historia kilku osób, których życie pokiereszowało w mniejszym bądź większym stopniu. Klaudia Sobótko do tej pory nie lubiła świąt, może dlatego, że u niej w rodzinie jakoś za bardzo ich nie obchodzili. Jagoda, jej mama, zawsze była zajęta czymś w pracy, a jej małżonek, Marcin, starał się sprostać jej ciągle rosnącym wymaganiom. Nie spodziewają się nawet jaką tajemnicę skrywa w swoim sercu Klaudia i jak ona wpłynie na ich rodzinę. Maja Lubińska to licealistka, marząca o zostaniu dziennikarką. Kiedy zostaje ogłoszony konkurs na najlepszy artykuł na zadany temat nie waha się ani minuty. Ma już wybranych kandydatów do wywiadu, ale nie przeczuwa, że jeden z nich sprawi jej dość sporo kłopotów… Iwona Lubińska to starsza siostra Mai. Jej mąż wyjechał na misję, pozostaje im więc kontakt jedynie przez internet. I choć kobiecie czasami jest naprawdę ciężko, to wierzy, że niedługo Tomek do niej wróci i utuli ją w swoich ramionach. Malwina i Hilary… Tych dwoje łączy coś niesamowitego, co pokaże swoją moc właśnie w wigilijny wieczór.
Tyle osób, tyle losów splecionych ze sobą. A wszyscy spotykają się w Niechorzu, przepięknej i urokliwej miejscowości, w której wszystko może się zdarzyć. Powieść ta jest piękna, wzruszająca, wywołująca uśmiech na twarzy i dająca nadzieję na lepsze jutro. Aż chce się czytać!
Książkę tę mogę zaliczyć do jednych z pierwszych o tematyce świątecznej, jakie w ogóle przeczytałam. Wiecie, na tego typu literaturę trzeba mieć odpowiedni nastrój. “Wigilijna przystań” bardzo miło mnie zaskoczyła. Jest tu sporo emocji, nie tylko pozytywnych, ale także i negatywnych, ale autorka umiejętnie stworzyła ciepłą atmosferę, z jaką każdego roku przychodzi do nas...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-09
Każdy chce mieć piękne święta, tylko czy zawsze jest to możliwe?
Agnieszka jak co roku pragnie wyjechać do babci i to z nią zasiąść do stołu skromnie zastawionego potrawami. Jednak w tym roku dystyngowana starsza pani ma inne plany, które nie obejmują wnuczki... Mikołaj wraz z siostrą wybierają się na Malediwy. Czy jest coś w życiu takiego, co skłoniłoby tego przystojnego mężczyznę o tak zobowiązującycm imieniu do zmiany zdania i pozostania w kraju? Zosia zaś marzy o wielkiej choince i górze prezentów. Jej święta zapowiadają się jednak zupełnie inaczej... Tych wszystkich ludzi łączy jedno – w głębi duszy pragną, aby ich święta były magiczne i w towarzystwie najbliższych (nawet jeśli otwarcie tego nie przyznają). Ta historia jest po prostu piękna i bardzo życiowa. Daje ona nadzieję na lepsze jutro, a poza tym w przepiękny i ujmujący sposób opisuje relacje czasem zupełnie obcych sobie ludzi oraz przygotowania do tego magicznego okresu. Czyta się ją niezwykle szybko, wręcz pochłania. Jest cudowna, magiczna i oby więcej takich historii!
Każdy chce mieć piękne święta, tylko czy zawsze jest to możliwe?
Agnieszka jak co roku pragnie wyjechać do babci i to z nią zasiąść do stołu skromnie zastawionego potrawami. Jednak w tym roku dystyngowana starsza pani ma inne plany, które nie obejmują wnuczki... Mikołaj wraz z siostrą wybierają się na Malediwy. Czy jest coś w życiu takiego, co skłoniłoby tego przystojnego...
2019-11-27
Zabierając się za tę lekturę nawet nie sądziłam, że aż tak mi się ona spodoba. Mówi się, że święta i okres wokół nich sprzyja przeróżnym cudom. Może i faktycznie jest w tym ziarenko prawdy? Mieszkańcy pewnej historycznej już kamienicy przy ulicy Śródmiejskiej nie znają się wcale, albo tylko z widzenia, ze spotkań przy windzie czy śmietniku. Jednak los szykuje dla nich jedną, wspólną historię. Teodor to stateczny pan, mający ukochanego wnuka, Mateusza, który woli by wszyscy mówili do niego Mati i syna, Olafa. Nie jest im łatwo od kiedy odeszła od nich Zyta, bowiem poważnie zachorowała. Sylwia pragnie i marzy o miłości wielkiej i rozpalającej wszystkie serca. Spotyka się z pewnym mężczyzną, który jest sporo od niej starszy i wierzy we wszystko co on szepcze jej do ucha. Nawet nie przypuszcza, jakie tajemnice kryje w swoim wnętrzu. Alicja to pielęgniarka, a prywatnie kolejna kobieta, marząca o tym Jedynym. Pomimo grubego muru jakim odgradza się od innych, w głębi serca jest bardzo samotna. Jest jeszcze Bogna, która w odróżnieniu od poprzednich bohaterek wierzy, że właśnie odnalazła faceta swego życia. Ale czy na pewno? Losy ich wszystkich i jeszcze innych postaci splotą się w całość. Autorka dysponuje lekkim stylem, dzięki czemu lektura to sama przyjemność. Książka została podzielona na małe rozdziały, każdy z nich jest perspektywy innego bohatera, a więc czytelnik nie musi się domyślać dlaczego ona postąpiła tak a nie inaczej, zaś on powiedział to i to. Wszystko jest tutaj jasne i klarowne, nie ma miejsca na domysły. Bohaterów niby jest sporo, ale są tak różnorodni, że naprawdę ciężko byłoby się pogubić w tym wszystkim. Obok żadnego z nich nie można przejść obojętnie, jednych się lubi bardziej, innych mniej, nie ma tu miejsca na neutralność. Czy są jakieś minusy? Dla mnie osobiście minusem jest to, że książka ta liczy sobie jedynie prawie 500 stron. Takie historie można by czytać i czytać. Ale dla innych ta ilość stron może stanowić wadę, niektórzy zwyczajnie nie lubią grubych powieści. „Kamienica pod śniegiem” to pełna nadziei, ciepła, czasem wzruszenia historia, pokazująca, że to nasi bliscy powinni być dla nas najważniejsi. I że często, nawet niezbyt świadomie ich bardzo ranimy. Ku pokrzepieniu serc!
Zabierając się za tę lekturę nawet nie sądziłam, że aż tak mi się ona spodoba. Mówi się, że święta i okres wokół nich sprzyja przeróżnym cudom. Może i faktycznie jest w tym ziarenko prawdy? Mieszkańcy pewnej historycznej już kamienicy przy ulicy Śródmiejskiej nie znają się wcale, albo tylko z widzenia, ze spotkań przy windzie czy śmietniku. Jednak los szykuje dla nich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bohaterów z "Uwierz w Mikołaja" pokochałam z całego serca, tak więc tutaj mi było bardzo przyjemnie do niektórych wrócić. Jeżeli chodzi o samą fabułę to autorce udało się tutaj stworzyć taki magiczny nastrój, ale jednak sama historia była o wiele za krótka, żebym mogła się w nią w pełni wciągnąć. Podobnie rzecz się miała z bohaterami, bowiem nim zdążyłam się z nimi tak na dobre zżyć i spróbować poczuć ich emocje, to już następował koniec tego opowiadania. Moim zdaniem, lepiej by to wyszło, gdyby autorka jednak poświęciła odrobinę więcej czasu na napisanie tej historii, dopracowanie jej szczegółów i jednak stworzyła po prostu drugi tom "Uwierz w Mikołaja". Jako taka krótka forma przekazu, ta historia naprawdę sporo traci. Nie mówię jednak, że opowiadanie jest złe, bo wcale takie nie jest. Idealnie się nada dla tych, którzy jeszcze choć na chwilę, choć na sekundę pragną zatopić się jeszcze w świecie dobrze znanych sobie bohaterów, a także poznać zupełnie nowych. Dla mnie Magdalena Witkiewicz pozostanie jedną z ulubionych autorek, bowiem jej powieści niezmiennie mnie wciągają i zdobywają moje serducho!
Bohaterów z "Uwierz w Mikołaja" pokochałam z całego serca, tak więc tutaj mi było bardzo przyjemnie do niektórych wrócić. Jeżeli chodzi o samą fabułę to autorce udało się tutaj stworzyć taki magiczny nastrój, ale jednak sama historia była o wiele za krótka, żebym mogła się w nią w pełni wciągnąć. Podobnie rzecz się miała z bohaterami, bowiem nim zdążyłam się z nimi tak na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to