-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-06-26
2020-07-02
2020-06-24
2021-02-16
2014-03-26
Pierwsza książka, która wywołała u mnie wypieki na twarzy. I to nie te, spowodowane szybką akcją. Ten kto czytał "Aniołka", wie, co mam na myśli. Opisy podbojów Mateusza, jego wyczynów w snach kobiet i tak dalej. Efekt spotęgowany tym bardziej, że przeczytałam ją po raz pierwszy mając 11 lat. Po kilku latach chciałam tą książkę przeczytać ponownie. W bibliotece, w której wypożyczyłam ją za pierwszym razem, nie mogli jej znaleźć, chociaż nie była na liście wypożyczonych. Postanowiłam więc ją kupić. W księgarniach same wydania związane z ekranizacją, której swoją drogą nie zamierzam nigdy obejrzeć, bo zupełnie nie tak wyobrażałam sobie Mateusza. Dla mnie Mateusz ma raczej twarz Marka Grechuty, gdy miał już koło 40 lat. Nie wiem, to pierwszy obraz, jaki pojawił się w mojej głowie, przy czytaniu o tym bohaterze. Znalazłam na aukcji za parę złotych to wydanie z dzieciństwa, z aniołkiem i jabłkiem na okładce i od razu zamówiłam. Po ponownym przeczytaniu, po 8 latach, książka spodobała mi się jeszcze bardziej. Teraz widzę więcej. Zwracam uwagę na świetny język autorki, na jej cudne metafory, porównania i opisy. Na to, w jaki sposób zapisuje rozmowy pomiędzy bohaterami, ich emocje. Jak doskonale uchwyciła charakter głównej bohaterki. Dostrzegam też właściwy temat, którym jest miłość. Piękna miłość. Myślę, że z każdym kolejnym przeczytaniem, będę dostrzegać jeszcze więcej, bo będę mądrzejsza i bardziej doświadczona.
To jedna z tych książek, o których nie mogę myśleć inaczej jak tylko "śliczna i przecudna".
Pierwsza książka, która wywołała u mnie wypieki na twarzy. I to nie te, spowodowane szybką akcją. Ten kto czytał "Aniołka", wie, co mam na myśli. Opisy podbojów Mateusza, jego wyczynów w snach kobiet i tak dalej. Efekt spotęgowany tym bardziej, że przeczytałam ją po raz pierwszy mając 11 lat. Po kilku latach chciałam tą książkę przeczytać ponownie. W bibliotece, w której...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-01
Rany rany rany. Pierwsza fantastyka, po jaką sięgnęłam. Książka, film, Limahl i jego bajeczna fryzura - no same piękne rzeczy. Uwielbiam bardzo i marzę wciąż o takim psie. I szukam tego jednego wydania, które czytałam w dzieciństwie. Muszę je mieć na półce.
Rany rany rany. Pierwsza fantastyka, po jaką sięgnęłam. Książka, film, Limahl i jego bajeczna fryzura - no same piękne rzeczy. Uwielbiam bardzo i marzę wciąż o takim psie. I szukam tego jednego wydania, które czytałam w dzieciństwie. Muszę je mieć na półce.
Pokaż mimo to2018-02-23
2016-07-16
Minęło ponad pół roku, odkąd przeczytałam tą książkę. Chociaż od początku mi się podobała, tuż po skończeniu wystawiłam jej jedynie 6 gwiazdek. Kilka dni temu zmieniłam tą ocenę na 8. A teraz czuję się niemal w obowiązku, żeby napisać tych parę zdań. Dopiero po pół roku zauważyłam, jak ogromny wpływ miała na mnie powieść pana Extence'a. Na jak wiele spraw otworzyła mi oczy, albo pozwoliła patrzeć na różne, nieraz trudne rzeczy, z nowej, bardzo mi potrzebnej perspektywy. Nieczęsto zdarza się, żeby książka wpłynęła na mnie w ten sposób. Jest to dla mnie tym bardziej niezwykłe, biorąc pod uwagę, z jakim opóźnieniem to dostrzegłam. Dopiero teraz widzę, że nałożyło się na siebie kilka czynników. Pewien konkretny moment mojego życia i nastroje, w jakie wpadałam, a także pewna osoba, która zaprzątała mi wtedy myśli i rozpętała prawdziwą rewolucję, sprawiając, że zaczęłam kwestionować wszystko, co tylko da się kwestionować, a nawet i więcej. Książka trafiła w moje ręce w idealnym momencie i okazała się być tak doskonałym obrazem wszystkiego, co działo się wtedy w mojej głowie, że sama nigdy bym tego lepiej nie opisała. Gavin Extence zadał za mnie każde pytanie i nakierował na odpowiedzi na kilka z nich. Moje bardzo osobiste podejście do tematu może nie być zbyt pomocne dla osób, które zastanawiają się, czy sięgnąć po tą powieść, trzeba więc dodać, że historia w niej opisana jest zwyczajnie niezwykła, pełna wyjątkowych bohaterów, wzrusza i rozbawia, zmusza do zastanowienia, jest ciepła i bardzo bezpośrednia. Czasem trochę boli. Czyli książka idealna.
Minęło ponad pół roku, odkąd przeczytałam tą książkę. Chociaż od początku mi się podobała, tuż po skończeniu wystawiłam jej jedynie 6 gwiazdek. Kilka dni temu zmieniłam tą ocenę na 8. A teraz czuję się niemal w obowiązku, żeby napisać tych parę zdań. Dopiero po pół roku zauważyłam, jak ogromny wpływ miała na mnie powieść pana Extence'a. Na jak wiele spraw otworzyła mi oczy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-11
Chociaż niektóre decyzje i wybory Jane, a zwłaszcza JEDNA decyzja, były dla mnie momentami niezrozumiałe i wręcz frustrujące, jest to jedna z najlepiej napisanych bohaterek wszech czasów, a nastrój tej książki jest tak intensywny, że spędzając cały dzisiejszy dzień pod kocem i czytając, czułam każdy powiew zimnego wiatru, każdą kroplę rosy, słyszałam każdy dźwięk i widziałam wyraźnie każdą osobę opisaną przez Charlotte Bronte. Piękna historia o miłości i wielkiej sile ludzkiego charakteru. Dziewiąta gwiazdka to taki prezent ode mnie, bo zwyczajnie uwielbiam wszelkie filmy i powieści dotyczące Anglii XVIII, XIX i początku XX wieku. I starszy pan w księgarni mnie nie okłamał. Rzeczywiście, bardzo lekko się czyta, bez względu na to, ile ta książka ma już lat. Niezwykle współczesny język, jak na ten typ powieści.
Chociaż niektóre decyzje i wybory Jane, a zwłaszcza JEDNA decyzja, były dla mnie momentami niezrozumiałe i wręcz frustrujące, jest to jedna z najlepiej napisanych bohaterek wszech czasów, a nastrój tej książki jest tak intensywny, że spędzając cały dzisiejszy dzień pod kocem i czytając, czułam każdy powiew zimnego wiatru, każdą kroplę rosy, słyszałam każdy dźwięk i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-09
Koło godziny trzeciej nad ranem, zakończyłam moją przygodę z serią "Akademia Wampirów". Kiedy zaczęłam ją czytać, w życiu bym nie powiedziała, że tak bardzo mi się spodoba, a już na pewno nie pomyślałabym, że po wszystkich sześciu książkach, będę miała tego książkowego kaca, kiedy nie mogę się ogarnąć, chociaż wiem, że to koniec i nie wyobrażam sobie nawet wzięcia do ręki innej książki. Po pięćsetnym upewnieniu się w internecie, że nie ma części siódmej, pogodziłam się z myślą, że to jednak koniec. Ale bardzo piękny. Sytuacja Dymitr-Roza rozwiązana odrobinę banalnie, ale nic mnie to nie obchodzi, tak ma być. Co do Sonii, Jill, Lissy i tego kto zamordował Tatianę - wow. Punkty za zaskoczenie czytelnika. Przy części piątej pisałam o mojej nadziei, że Rose nie złamie serca Adriana za bardzo, bo że to zrobi, było dla mnie raczej oczywiste i potraktowałam to jako (przykro mi) środek do celu, jakim był kowboj-rosjanin. Mimo wszystko, po ostatniej rozmowie małej dampirzycy z Adrianem, pomyślałam sobie "Rose, you bitch!". No ale wszystko jedno. Wszystko jedno, oprócz Dymitra. I bardzo dobrze.
Koło godziny trzeciej nad ranem, zakończyłam moją przygodę z serią "Akademia Wampirów". Kiedy zaczęłam ją czytać, w życiu bym nie powiedziała, że tak bardzo mi się spodoba, a już na pewno nie pomyślałabym, że po wszystkich sześciu książkach, będę miała tego książkowego kaca, kiedy nie mogę się ogarnąć, chociaż wiem, że to koniec i nie wyobrażam sobie nawet wzięcia do ręki...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-03
O rany. O rany rany rany rany. Czytając pierwszą część cyklu, byłam pewna, że jest on średni i po kolejną sięgnęłam tylko z ciekawości, ale bez większych nadziei. Część druga - odrobinę lepsza. Część trzecia - bardzo dobra. Ale to część czwarta zwaliła mnie z nóg i jeśli ta tendencja zwyżkowa się utrzyma, to ja fizycznie nie wyrobię, bo tylko siedzę i czytam "Akademię wampirów". Czy przejmuję się burczeniem w brzuchu, zdrętwiałymi plecami i kotem, który niemalże wyzionął ducha przy pustej misce na karmę? NIE. Jak mam się przejmować czymkolwiek, oprócz tego, co się dzieje w tej książce?! TO jest dokładnie TO, co miałam na myśli pisząc przy wcześniejszej części, że mam nadzieję, na niebanalne rozwinięcie wątku Rose - Dymitr. O rany rany rany. Jak bardzo podoba mi się i jednocześnie przeraża mnie, zupełnie nowe oblicze kowboja-rosjanina. Jakie to nieziemsko ciekawe obserwować tak diametralną zmianę postaci. Kiedy czytałam fragmenty, w których był z Rose, czułam dosłownie wszystko to, co ona. Jednoczesne przyciąganie i sympatię, a zaraz obok strach i wielką niepewność. Raz byłam zadowolona z chwil jakie razem spędzają, za chwilę przypominałam sobie, że to nie tak, jak powinno być i spinałam się, krzycząc w myślach "Uciekaj idiotko!". Sytuacja na moście - nieczęsto płaczę przy książkach - ryczałam jak bóbr. Sama końcówka książki, znowu - chyba najsilniej - zmieszanie smutku i radości, strachu i podekscytowania. Nie napisałam chyba nigdy tak długiej opinii, o żadnej książce. Cóż, jeśli tak dalej pójdzie, to kolejna będzie jeszcze dłuższa i pojawi się pewnie jutro, bo dla piątej części cyklu, zapewne zarwę noc. Kolejną. Cholera. Chwała Bogu, za moje pomaturalne wakacje, które mogę z najwyższą przyjemnością trwonić na serie o wampirach o kowbojach-rosjaninach.
O rany. O rany rany rany rany. Czytając pierwszą część cyklu, byłam pewna, że jest on średni i po kolejną sięgnęłam tylko z ciekawości, ale bez większych nadziei. Część druga - odrobinę lepsza. Część trzecia - bardzo dobra. Ale to część czwarta zwaliła mnie z nóg i jeśli ta tendencja zwyżkowa się utrzyma, to ja fizycznie nie wyrobię, bo tylko siedzę i czytam "Akademię...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-01
Książka mojego dzieciństwa. Miałam chyba 8 lat, gdy ją przeczytałam. Potem zrobiłam to jeszcze dwukrotnie. Stawiam ją na półce obok "Małej księżniczki" i "Tajemniczego ogrodu". Postawiłabym obok też "Anię z Zielonego Wzgórza", gdyby nie to, że Anię przeczytałam już gdy byłam starsza, więc mój odbiór trochę się zmienił. A "Pollyanna" spodobała mi się na tyle, że przez jakiś czas próbowałam być jak ona. Grać w tą jej grę, być dla wszystkich miła, radosna, urocza i tak dalej. Średnio wychodziło i miałam kompleks Pollyanny, ale książkę wspominam bardzo dobrze i cieszę się, że mam ją na półce i mogę zajrzeć od czasu do czasu.
Książka mojego dzieciństwa. Miałam chyba 8 lat, gdy ją przeczytałam. Potem zrobiłam to jeszcze dwukrotnie. Stawiam ją na półce obok "Małej księżniczki" i "Tajemniczego ogrodu". Postawiłabym obok też "Anię z Zielonego Wzgórza", gdyby nie to, że Anię przeczytałam już gdy byłam starsza, więc mój odbiór trochę się zmienił. A "Pollyanna" spodobała mi się na tyle, że przez jakiś...
więcej mniej Pokaż mimo to
Myślę, że od przeczytania tej książki mogę nazywać siebie zapalonym czytelnikiem. Zawaliłam wtedy wszystkie obowiązki. Po prostu całe popołudnie przeleżałam na kanapie, a duchem byłam w Hogwarcie :) Po raz pierwszy książka wciągnęła mnie tak bardzo, że zapomniałam o bożym świecie. Miałam wtedy chyba 11 lat. Dzisiaj mam 19 i magia działa tak samo.
Myślę, że od przeczytania tej książki mogę nazywać siebie zapalonym czytelnikiem. Zawaliłam wtedy wszystkie obowiązki. Po prostu całe popołudnie przeleżałam na kanapie, a duchem byłam w Hogwarcie :) Po raz pierwszy książka wciągnęła mnie tak bardzo, że zapomniałam o bożym świecie. Miałam wtedy chyba 11 lat. Dzisiaj mam 19 i magia działa tak samo.
Pokaż mimo to