-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-26
2024-05-12
Wspaniała to książka, która mogłaby się składać z bólu odchodzenia i relacji z życia dwóch sióstr - (prawie)czterdziestolatek, tórym przyszło wyczekiwać już tylko pożegnania ojca - gdyby Anna Dziewit-Miller nie uczyniła z niej przekornej i ironicznej opowieści o wszystkim, o życiu. O przeszłości, która wdziera się na Mazury historią i śląska odmiennością, ale też fantazjami zalegającymi po poprzednich związkach i pragnieniem wniknięcia w nowe tu i teraz. O przyszłości, która okupiona kredytami rysuje się raczej koślawo, lub nie ma szans w zderzeniu z detetminacją wpływającą pod skórę hormonami. I o teraźniejszości, która raz jest tak przejmujaca, że tylko płakać a raz tak kuriozalna, że tylko się śmiać. Albo na odwrót.
Dwie kobiety, półsieroty z urodzenia (albo prawie), odmienne fizycznie i mentalnie, siostry od świąt do świąt, rzadko pomiędzy - to one są tutaj gwiazdami przedstawienia. Szaleją i łkają, boją się i buntują, każda sobie gotuje los wedle wymagań społecznych, rodzinnych lub własnych, tych najbardziej nieskutecznych. Aleksandra, matka po trzykroć, żona zaniedbana, chce napisać książkę - daleką od "misiów", opiewającą wybitną astronomkę, który w siedemnastym wieku bardziej przylegała do pojęcia 'czarownica'. Marianna, prześliczna królowa paznokci i internetu, z niemal wrzaskliwym uporem dąży do macierzyństwa, które w jej mniemaniu odkupi zarzucany grzech. Ogień i woda, dzień i noc a w drugoplanowych rolach mężowie. Choć i dla ich przezroczystości autorka znajduje zastosowanie, poruszając sprawy najwyższej wagi - tej, gdzie główne skrzypce gra szacunek dla życia i pokora postawiona ponad oczekiwaniami.
Idealnie wpasowane cytaty z najwyższej literatury, stanowią komentarz do pozornie zwykłego życia. Zabawa językiem, inwersje, jadowicie kpiarskie zdrobnienia dają poczucie igrania z powagą każdej sytuacji. A tam, gdzie trzeba, żal przelewa się w tak pięknych metaforach, że potoki łez nie mogą wyhamować. Świetnie sobie autorka radzi z dwubiegonowością życia, z błotem i kwiecistą łąką codzienności rodzinnej, politycznej i mikrospołecznej. A my tak sobie niespiesznie podążamy za bardzo kobiecym tekstem, w którym i przekląć wolno i się poetycko rozczulić, i do lęku przed śmiercią się przyznać i stanąć przed słoniem i tupać w jego rytm.
Tu się można ubeczeć jak dziecko i łapać powietrze z rozpaczy i śmiać półgębkiem z samych siebie. Taka to 'powieść współczesna' do cna, przez którą prowadzi narrator - mistrz ceremonii. Forma i treść, że palce lizać. Polecam natrętnie.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
Wspaniała to książka, która mogłaby się składać z bólu odchodzenia i relacji z życia dwóch sióstr - (prawie)czterdziestolatek, tórym przyszło wyczekiwać już tylko pożegnania ojca - gdyby Anna Dziewit-Miller nie uczyniła z niej przekornej i ironicznej opowieści o wszystkim, o życiu. O przeszłości, która wdziera się na Mazury historią i śląska odmiennością, ale też fantazjami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-11
Każdą kolejną część autobiograficznych powieści Mai Angelou zarzucam znacznikami i notatkami. Nie inaczej jest w trzeciej książce, opowiadającej o życiu Marguerite - czarnoskórej, dumnej i upartej dziewczyny, która sama dla siebie kształtowała świat. W "Śpiewaj, tańcuj i wesel się" przemierzamy z nią kraje, zmieniamy wizję czarno-białego podziału i tęsknimy za tym, co najcenniejsze. I znów robimy to z pasją, energią i szeroko otwartymi oczami.
To w tej książce bohaterka staje się Mayą Angelou - artystką, śpiewaczką i tancerką, ale zanim to nastąpi jeszcze raz zabierze nas do rodzinnego domu, umocni w przekonaniu o nierównościach społecznych i rasowych, pokaże źródło niechęci zawracające nasze myśli aż do czasów niewolnictwa. Te wyniesione z domu postawy będą jej towarzyszyły w podróży życia, będą one ewoluowały pod wpływem wolności artystycznego świata i zmieniały się wraz z przenikaniem się kultury amerykańskiej i europejskiej. Mocne granice staną się płynne, konserwatywna chęć bycia przykładną panią domu runie wraz z nieudanym małżeństwem a różnice, przed którymi zostanie postawiona młoda artystka, będą nauką i umocnieniem wiary w swoją wartość.
Książka może śmiało pretendować do miana mini przewodnika po miejscach i mentalności ludzi, którzy ponad podziały stawiają piękno, przyjaźń i pasję. Ulegamy tu zachwytom Włochami, Izraelem i Paryżem, widzimy ogrom biedy i podziałów w uwielbianym Egipcie, zderzamy się z ciemiężeniem ludności komunistycznej Jugosławii. Wbrew tytułowi, nie będzie nas otaczała permanentna radość, będzie czas na uwielbienie i sławę ale też na zazdrość, prawne kruczki i niezrozumienie. Będzie się działo prawdziwe życie lat pięćdziesiątych, przepuszczone przez barwny kalejdoskop światowego tournée. Przez romanse, odkrycia i niepokorę przebijało zaś będzie łamiące serce poczucie winy, spowodowane oddaleniem od ukochanego syna.
Tutaj każde zdanie jest odkryciem. Realnym obrazem, na który nakładają się sławne nazwiska, jak Tennessee Williams, Brigitte Bardot czy Ray Bradburry. Melancholijnym spojeniem wspólnych dla czarnych Amerykanów i Izraelitów czy Egipcjan przepraw na drodze do wolności. Ugładzeniem rasowego buntu zderzonego z uwielbieniem dla sław. Namysłem nad podobieństwami i różnicami ludzi o ciemnej skórze mieszkających w Stanach, Kanadzie i Afryce Północnej. Nade wszystko, jest odkryciem dorosłości, określaniem priorytetów i zadumą nad nadrzędnymi celami. Wszystko ubrane zostało w olśniewający opis miejsc, do których natychmiast chce się biec, by poczuć oddany przez Angelou klimat.
Piękna i mądra książka, która raz jeszcze wskazuje na autorkę jako niebywale utalentowaną gawędziarkę. W tle rozbrzmiewa jazz i calypso, czarne rytmy mieszają się z operą, cytaty z pieśni ilustrują nie tylko występy ale też myśli i podróże. Wiele za mną biografii i opowieści o wlasnym życiu ale to, jak pisze o sobie Maya Angelou, pozostaje dla mnie objawieniem. Polecam gorąco siedząc z bohaterką na hawajskiej plaży i wierząc, że rodzinne więzi przetrwają najgorsze próby. Mam nadzieję, że niebawem ciąg dalszy nastąpi.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Relacja
Każdą kolejną część autobiograficznych powieści Mai Angelou zarzucam znacznikami i notatkami. Nie inaczej jest w trzeciej książce, opowiadającej o życiu Marguerite - czarnoskórej, dumnej i upartej dziewczyny, która sama dla siebie kształtowała świat. W "Śpiewaj, tańcuj i wesel się" przemierzamy z nią kraje, zmieniamy wizję czarno-białego podziału i tęsknimy za tym, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-29
To jest książka dwubiegunowa. Zbudowana z dnia, jak te pierwsze majowe, gdy słońce pada prosto w oczy, a my skaczemy z radości. I z nocy, listopadowej i mokrej, kiedy najmniejszy ruch powoduje ból. Z jaskrawych barw i szarości, z naćpania miłością i śmierci pijanej w sztok. Z Ameryki, która spełnia sen o wolności i z Polski, w której i wtedy i teraz wspomnienia mają pokraczną twarz.
Ruszamy w górę kolejką górską, wbrew problemom z wizami, wbrew aspiracjom poszkolnym, i nawet wbrew logice, bo gdzie pracować i spać, czym przemierzać przestrzenie, gdzie się kochać by nie widział cały świat. Ta pierwsza część "West Farragut Anenue" jest dwudziestoletnia, szalona, zakurzona jak Route 66 i szczęśliwa tak, że każdy opis ma za mało mocnych przymiotników i wykrzykników. Pachnie miłością, śmierdzi brudem i potem, skacze przy Beastie Boys i pije po dniu upokarzającej pracy. Musi się zejść z tej kolejki, trochę z nierównoległej miłości, bardziej z tego, że jedno świat widzi nadal po polsku, a drugie już umie oddychać tylko Zachodem.
Wiemy od początku, że Długi nie żyje. Że był wypadek i skończyło się nagle życie najpiękniejszej istoty na ziemi. Ideał sięgnął bruku... dosłownie. Jak opisać ból i żal, stupor i traumę po miłości, która się nie zdarza? Agnieszka Jelonek potrafi. Do zamknięcia, do skowytu, do niewiary pomimo zdjęć, do pogrzebu na tamtej ziemi. A potem jest i powrót. Potrzebny albo nie, weryfikujący pamięć, składający do kupy cząstki szyby, której nie było. Powrót, którego czasem lepiej nie dokonać, nawet jeśli wygna ze snów obserwatora z zaświatów, nawet jeśli objaśni i naprostuje.
Każdy ma swoje "West Farragut Avenue". Swoje Chicago, w którym zostało wspomnienie i gdzie mylą się pory roku. Gdzie układają się wersy książki o stracie z poszarpanych dwadzieścia lat wcześniej imion i wydarzeń.
Każdy ma sterty zdjęć, w które po latach ktoś dokłada swoje, zupełnie inne ujęcia tych samych dni. Każdy ma swoją Blankę i Drobnego zakochanego w Ameryce. A może i w czymś innym? Może jedni mają radomskie bloki i tęsknotę, a inni zerwaną opowieść?
Rozszalała się we mnie książka Agnieszki Jelonek a potem obudziła żal i tęsknotę. Może i jej i mnie odpowiedziała na niepotrzebne pytania, może zawróciła jej czas w mojej głowie. Przeczytałam ją z pasją i westchnieniami, z zazdrością i empatią, z miłością do szaleństwa i pokorą wobec prawd, które już się nie odwrócą. A to wszystko na mniej niż 160 stronach nie do zapomnienia. Do czytania jeszcze raz od początku. Znakomicie.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Cyranka
To jest książka dwubiegunowa. Zbudowana z dnia, jak te pierwsze majowe, gdy słońce pada prosto w oczy, a my skaczemy z radości. I z nocy, listopadowej i mokrej, kiedy najmniejszy ruch powoduje ból. Z jaskrawych barw i szarości, z naćpania miłością i śmierci pijanej w sztok. Z Ameryki, która spełnia sen o wolności i z Polski, w której i wtedy i teraz wspomnienia mają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-27
Wspaniała książka, którą w moim odczuciu najlepiej definiują często powtarzające się, występujące w jednym zdaniu, określeniu czy opisie słowa - spokój i siła. Emocji jest tutaj krocie, podobnie jak trudnych przeżyć - trauma, rozczarowanie, gniew, niezgoda, bunt, ucieczka - wszystkie mają wielką wagę w kreowaniu fabuły, ale to właśnie siła i spokój zdają się być odpowiedzią i rozwiązaniem.
Każda z postaci, na których bazują "Zwierzęta łowne" jest inna. Główny bohater to rozczarowany i poraniony chłopak zaś kobiety, które mu towarzyszą to ciotka budująca życie na wyselekcjonowanym zapominaniu i Szeptucha z otwartymi oczami i profetycznym ostrzeganiem przed nami samymi. I jeszcze kobiety powracające, chcące zamknąć drzwi, przez który niesie się stary przeciąg uniemożliwiający zaczynanie od nowa. Mloda aktywistka, którą wygnały złe języki i starsza od niej matka, chcąca jeszcze raz poszukać chłopca, który dawno temu wszedł w las.
Zaczyna się zaginięciem i łagodnymi powrotami do sielskości miejsc pamiętanych z dzieciństwa. Ale gdy zaczynają się ze sobą łączyć opowieści o ekonomicznej zależności, brutalności układów, bezpardonowym pozbywaniu się ludzi myślących i czujących odmiennie, zalewa nas fala brudnej wody, niszczącego ognia, czerwonych od wściekłości twarzy i tajemnic, przekładanych na szyderstwo. Naprzeciw ubojni, zastraszania, wykorzystywania pracowników stoi las. Las, który jest ostoją, w którym pojawiają się subtelności, zranione nogi znów są gotowe do marszu a miłość nie zna ograniczeń wieku ani płci.
Podział na drapieżników i "zwierzęta łowne" zdaje się przesądzać o przewadze tych pierwszych. Ale nie tak widzi to Szeptucha, nie tak czują to ludzie zebrani w czasie pokotu dla nagłośnienia bestialstwa. Jest w tej książce niezwykle odmienna nadzieja - oparta na tych dwóch słowach, które nieustannie krążą w mojej głowie po lekturze. Siła i spokój - szansa dla doświadczonych złym losem i dla wchodzących w życie z już wykształconą odrazą przed tym, co robimy z naszym światem.
Można posądzać Annę Mazurek o truizmy i powielanie poruszanych już tematów ale to, jak łączy obrazy znanego nam świata z wglądem w umysły bohaterów sprawia, że książka jest wyjątkowo angażująca. Stare pokolenie jest tutaj dwojakie, o pewnych ludziach można myśleć tylko z gniewem i odrazą, od innych uczyć się prawd, które muszą się sprawdzić także dla młodszych od nich. To kolejne pokolenie chce wolności w wyrażaniu uczuć, chce troski skierowanej na nich i na otaczający nas świat, chce ucieczki od złego poprzez izolację albo walkę pozbawioną przemocy.
Książka ma wielką moc ale spisana jest językiem jasnym, nawet smutek ma tutaj prześwity jak leśna przecinka. Autorka potrafiła napisać powieść głęboką w sposób, który pozwala oddychać, pozwala znaleźć przestrzeń dla dobra nawet tam, gdzie leje się krew. I chyba waga problemów i sposób ich podania sprawiają, że podobnie jak Jurek po prostu wierzymy, że się uda. Polecam.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
Wspaniała książka, którą w moim odczuciu najlepiej definiują często powtarzające się, występujące w jednym zdaniu, określeniu czy opisie słowa - spokój i siła. Emocji jest tutaj krocie, podobnie jak trudnych przeżyć - trauma, rozczarowanie, gniew, niezgoda, bunt, ucieczka - wszystkie mają wielką wagę w kreowaniu fabuły, ale to właśnie siła i spokój zdają się być odpowiedzią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-25
My, Polacy, z wielkimi sercami i ckliwymi duszami, tkwimy w bagnie chciwości, w politycznym bajorze zakłamania, w ściekach kłamstw i przemilczanych zbrodni. Nikt tak jak my nie jest podatny na uwodzenie czczymi obietnicami i blichtrem. Nikt, prócz Przemysława Piotrowskiego, nie pisze o tym z taką pasją i wyobraźnią. Przy czym oczywiście, "wszelkie podobieństwo do osób... jest przypadkowe".
"Bagno" jest kolejnym spotkaniem z komisarzem Igorem Brudnym i kolejną okazją do podążania za silnym mężczyzną bezsilnym wobec rzeczywistości, za trudną miłością, którą trudy pracy i znoszenia upokorzeń czynią bardziej wspólnym trwaniem, niż czułą kompozycją uczuć. Jest Igor i jest Julka, uparci i wierni zasadom, jest dziennikarka, która chce wyłączności ale też prawdy podanej nad ciałami maltretowanych dziewcząt... i jest świat zewnętrzny, który wciąga ich w kolejne wydarzenia, nie pozwalając zapomnieć o niedomkniętych drzwiach przeszłości. Niedomykalnych raczej...
Nowa sprawa Sędziego poraża przez moment, a potem roznosi się nad nią krzyk tłumu, który może wesprzeć i rozgrzeszyć kata żądającego zapłaty za winy. Choć śledztwo coraz jaśniej wskazuje na to, że sprawa jest bardzo osobista, to ofiary są tak bardzo publiczne, że krzywda i poczucie niesprawiedliwości niesie się po całym kraju. Zawinili, pora ich ukarać! Ale... czy tak? Spektakularnie, na oczach internautów, torturami i bezczeszczeniem zwłok? Może ślepa i bezkarna władza widzi tylko takie ostre kolory... może strach ma właśnie taki drastyczny kształt...
Brudny tej sprawy nie chciał, ale jak oprzeć się pokusie ukarania kpiących z prawa duchów poprzedniego śledztwa. Zapewne Piotrowski pisać takiej książki też nie chciał, ale rzeczywistość przekroczyła jego próg tolerancji. Jest trochę jak Sędzia z opisami "nieznanego nam" bagna, z przykładami "niepodobnych do osób publicznych" potworów powtarzających, jak pisze autor: to nie moja ręka, gdy łapie się ich po pas w gnoju chorego nadużywania władzy. Wraca wykorzystywanie dzieci, gwałty, zakłamanie kościelne, polityka kpiąca z szarych obywatel.
Czytając ten świetny, porażający prawdą, przesycony gniewem, pędzący wartką akcją kryminał, wszyscy jesteśmy trochę jak on, bo "Sędzia jest po prostu najbardziej wk...onym na środowisko polityczne obywatelem, który w końcu postanowił zrobić w kraju porządek."
Tak, można się domyślić kto skrywa się pod kacim kapturem, tak, mogą odrzucać sceny śliskie od krwi ale co z tego? Ta książka jest majstersztykiem opowiadania o dojrzewaniu do zemsty, jest wartką lawą zgniłych układów i prawd, które jak bagno, powierzchnię mają gładką, ale dno grząskie.
Świetny kryminał, który drapieżnie i z pasją dopełnia poprzednie części. Czy polecam? Bardziej nie mogę! Jest w tej książce moc brudna jak traumy, w których żyje bohater i jak świat władzy, która najczęściej plami wszystko. Czytajcie!
Pani_Ka Czyta
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca
My, Polacy, z wielkimi sercami i ckliwymi duszami, tkwimy w bagnie chciwości, w politycznym bajorze zakłamania, w ściekach kłamstw i przemilczanych zbrodni. Nikt tak jak my nie jest podatny na uwodzenie czczymi obietnicami i blichtrem. Nikt, prócz Przemysława Piotrowskiego, nie pisze o tym z taką pasją i wyobraźnią. Przy czym oczywiście, "wszelkie podobieństwo do osób......
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-17
Ach jak warto było poczekać, aż Przemysław Piotrowski wypełni inne zobowiązania, poeksperymentuje poza gatunkiem i wróci z brawurową kontynuacją serii o przywołanym niemal z zaświatów Igorze Brudnym! Ach jak było warto wejść w powieść znakomicie skonstruowaną, bogatą językowo, pełną zawirowań i odważną w wyrażaniu gniewu!
Kto nie zna jeszcze "Zarazy" ten niech sięga po kryminał, który niesie zmagania z własnymi słabościami, miłość, poczucie obowiązku i grozę. Grozę nie zakorzenioną w wyobraźni autora ale naszą, powszednią, zjadającą dusze i dobro.
Wyszliśmy z trylogii przekonani o konieczności pożegnania się z fenomenalną postacią stworzonego na jej potrzeby policjanta. Ale nie, jest pora i miejsce na wywołanie duchów, na zmartwychwstanie wartości i upór w piętnowaniu zła. Brudny, pokonany fizycznie, odarty z wiary w odzyskanie sprawności, wspiera się na silnym miłością ramieniu Julii i jako detektyw wraca do pracy. Ponownie, zza fasady zimnego, oszczędnego w wyrażaniu uczuć mężczyzny wypływa mocny, uparty glina, który serce ma gołębie a krzywdy niesione przez gangsterski świat, oszalałych wyznawców pseudonaukowych bredni i poplamiony najgorszym brudem świat polityki, zwalcza ile sił, choćby z wózka inwalidzkiego.
Przemek Piotrowski nie boi się mówić o psychopatach, łączyć definicji i wzorców pokracznych zachowań z wskazywaniem palcem na konkretnych ludzi i instytucje. Nie boi się piętnować winnych w szeregach policji i władz państwowych, a tytułowej zarazie przypisywać tylu nosicieli, na ilu to słowo zasługuje.
Warto wejść do lasu, pochylić się nad zaszlachtowaną dziewczyną i wyjść w luksusowej rezydencji, która kryje chore urojenia. Warto zobaczyć ciało, z którego spuszczono krew, by przejrzeć na oczy i ujrzeć zepsucie w najbliższym środowisku. Warto wstać na nogi, bo zawiodą do strasznych prawd o ludziach u władzy.
Dwie silne osobowości w oddzielnych śledztwach, które znajdą wspólne rozwiązanie. Świetnie rozrysowani bohaterowie drugoplanowi, na których autor buduje zwroty akcji, skojarzenia, wreszcie psychotyczny obraz ludzkiego wnętrza.
Pewne siostry nigdy nie będą już takie same, pewnych prawd nie uda się już ukryć, pewne autorytety przestaną istnieć. Zaraza objęła swym zasięgiem tych, którzy wierzą, że uchronią ich układy rodzinne i służbowe. Zaraza pleni się wśród tych, którzy za immunitetami śmieją się w głos z prawa. I tych, którzy kupczą ludzkim ciałem dla pieniędzy, dla sławy, dla budowania powiązań, czasem też dla spełnienia zachcianek.
Znakomita książka, z której wylewa się szacunek dla ludzkiego życia, dla prawdy i piętnowania zła. Kryminał z miejscem na naukę, mocne definiowanie choroby, bestialstwa, zarazy. Spisany w świetnym tempie, brutalny, prawdziwy aż do granicy rozpaczy. Zły, gorzki, gwałtowny. Taki jak nasza rzeczywistość, na którą pozwalamy.
Brawo Panie Przemku, brawo! .
Pani_Ka Czyta
Dziękuję Autorowi za emocje, @wydawnictwoczarnaowca za możliwość poznania tej historii i wyrażenie opinii .
Ach jak warto było poczekać, aż Przemysław Piotrowski wypełni inne zobowiązania, poeksperymentuje poza gatunkiem i wróci z brawurową kontynuacją serii o przywołanym niemal z zaświatów Igorze Brudnym! Ach jak było warto wejść w powieść znakomicie skonstruowaną, bogatą językowo, pełną zawirowań i odważną w wyrażaniu gniewu!
Kto nie zna jeszcze "Zarazy" ten niech sięga po...
2024-03-30
Wstępujemy w świat "Mony" z dezorientacją. Coś tkwi w niepamięci przytłumione narkotykiem, może alkoholem, na pewno wiadomościami, których bohaterka nie chce odczytywać. Biegniemy za zapisanym planem, który wsadza Monę do samolotu i kieruje nas ku Szwecji, na "Meeting" dla pisarzy, mający zakończyć się wręczeniem prestiżowej nagrody. Wreszcie zaczynamy stawiać pewne kroki, Peruwianka w prochowu i pełnym makijażu prowadzi nas przez ścieżki rozmów i rozważań o literaturze. Zmieniamy klimat, zatapiamy się w słowach i erotyce. Tylko czasem, spoza myśli, pojawia się przedziwne pytanie o to, ile czasu musi minąć, by zniknęły sińce.
Niemal całe wnętrze powieści zajmuje literatura i świat ludzi, którzy ją tworzą. Tyle samo w nim zachwytów potęgą słów co kpiny z rzeczywistości, w jakiej się one mieszają. Twórcy z całego świata tworzą Wieżę Babel złożoną nie tylko z mnóstwa języków ale i odmiennych mentalności. Przemowy zaproszonych pisarzy, skoncentrowane na 'lokalności' przekazu, zabierają nas w światową politykę, kapryśną i brutalną historię, w odmienne style budowania opowieści. Tyle w nich mocy co pychy, tyle indywidualności co kopiowania, tyle wrażliwości co bezsensu. Pisanie miesza się z cielesnością, jawna krytyka z powszedniością rodem ze spotkań integracyjnych. Wielkie nazwiska padają równie często jak ironiczne komentarze. Nie brak zachowań, przypominających o tym, że pisarze to też ludzie - czasem głupi i małostkowi, zwykle dekadenccy i zapatrzeni w siebie.
Mona nie odstaje od otaczających ją osób, jest jeszcze jednym elementem dekoracji, jeszcze jednym ciałem i głosem, który buduje literackie treści na obserwacji, na mało subtelnej miłości i głośnej nienawiści.
Finał opowieści jest szokujący. W tym świecie, inspirującym rozmowami i ogłuszającym chaosem, nic właściwie nie powinno nas zaskoczyć. Tu przecież śpiewa się w barze, rozgrywa mecze, podziwia lub wyśmiewa ciała, jak wszędzie... Tutaj mówi się o dobrej i złej literaturze, wraca do latynoskich lub skandynawskich korzeni, daje nadzieję na to, że literacki świat przetrwa wszystko, nawet sztuczną inteligencję, jak przy każdych podobnych spotkaniach... Ale na taki koniec opowieści nie jesteśmy gotowi. Na wyjaśnienie pierwszych stron powieści, na mroczną postać i poetę, który przemówi o zachodzie słońca, na gniew i decyzje podejmowane za nich, za nas.
Pola Oloixarac stworzyła powieść niezwykłą. Męczącą chaosem i przesadną ekstrawagancją artystów, przenikajacą dziką namiętnością, schozofreniczną w skrajnych obrazach pisarzy i ich myśli, zgrzytającą piaskiem i trochę straszącą nieprzewidywalnymi reakcjami. Pełną momentów zachwytu i wyczuwalnej kpiny, ironii mieszającej się z pochwałą literackich wizji.
Ta powieść może zachwycić albo zniesmaczyć, zdumienie zamienić w radość natykania się na mistrzów albo zmienić podziw w niechęć. Daje momenty stuporu i momenty nonszalanckiego zniechęcenia. Ale na pewno nie pozostawia obojętnym.
Należę do tych, którzy zostali "Moną" przytłoczeni, oszołomieni i ostatecznie utkwili w zachwycie. Jest wspaniała w absolutnie nieoczywisty sposób, przedziwa w absurdalnie genialny sposób. Polecam całą sobą ale też jestem świadoma, że nie każdy będzie chciał z nią popłynąć. Bo woda jest tutaj na przemian gorąca i lodowata, łatwo utonąć.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Glowbook.
Wstępujemy w świat "Mony" z dezorientacją. Coś tkwi w niepamięci przytłumione narkotykiem, może alkoholem, na pewno wiadomościami, których bohaterka nie chce odczytywać. Biegniemy za zapisanym planem, który wsadza Monę do samolotu i kieruje nas ku Szwecji, na "Meeting" dla pisarzy, mający zakończyć się wręczeniem prestiżowej nagrody. Wreszcie zaczynamy stawiać pewne kroki,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-26
Bywają książki o sztuce, które wcale się nimi nie wydają. Bo jak biografia fałszerza, spisana przez jednego z dziennikarzy, którzy odkryli skandal związany z oszustwami Tony'ego Tetro, może być pochwałą piękna i talentu? Otóż może, bo sam bohater, typowy bad boy, artysta i hochsztapler, kochał sztukę miłością ogromną. Dlaczego więc z niej kpił tworząc fałszywe dzieła? Bo mógł. I to też jest kwestia talentu.
Mały Tony, chłopak z podłej dzielnicy, nie wpatrywał się z podziwem w mieszkających po sąsiedzku gangsterów, lecz w malarzy. Kochał Leonarda, Michała Anioła i innych wielkich twórców, gdy więc będąc już bogatym człowiekiem udał się do Rzymu, oniemiał z zachwytu. Miał już wtedy na swoim koncie podróbki, zlekceważony malarski talent przekuł w mistrzowskie 'tworzenie na wzór". Zarabiał spore pieniądze dzięki mrówczej pracy, niebywałemu instyktowi i wyczuciu chwili, które w jego fachu okazały się być drabiną do bogactwa i sukcesu. Zaś kolejnych szczebli nie tworzył z przypadków, lecz z inteligencji i drobiazgowego studiowania życiorysów artystów. Przede wszystkim współczesnych jemu samemu, bo to żyjący malarze stworzyli pole dla możliwości wciskania fałszywek pomiędzy cenione dzieła. Nie zabrakło też inspiracji starymi mistrzami, bo i Caravaggio, ze swoim szalonym życiem aż prosił się o "uzupełnienie" teki obrazów, niemniej to Dali, Miró i Yamagata stali się źródłem najszybszych i najbardziej udanych pomysłów na oszustwa.
Książka pisana jest w pierwszej osobie, brzmi jak pamiętnik lub może opowieść życia, rewelacyjnie utrzymuje napięcie wartkimi przeskokami w kolejne fazy rozwoju, a nasycenie energii jest w całym tekście nieprawdopodobne. To, co cały czas nam towarzyszy, to pasja i, nie bójmy się użyć tego słowa, geniusz człowieka, który barwne i niedoskonałe technicznie lata 70te i 80te przekuł w kopalnię złota. Nie brakuje blichtru, ekscytacji, znanych nazwisk, kalifornijskiego rozmachu i klimatu, który przeciąga nas przez cały świat kultury - od bitników do marszandów, od kolekcjonerów do sław srebrnego ekranu. Cała opowieść tak mocno wciąga i ekscytuje, że udziela nam się gorączka kolejnych pomysłów i ich realizacji, stajemy się niemal realnymi uczestnikami szalonego życia, spisanego w sposób porównywany przez zachodnią pracę do "Chłopców z ferajny" czy "Wilka z Wall Street".
Nie byłaby to jednak dla mnie książka tak wyjątkowa, gdyby nie wspominana na początku radość z odkrywania sztuki i obcowania z nią. Tony, człowiek zły i zarabiający na naiwności, spędził całe lata na czytaniu i pogłębianiu wiedzy. Dzięki temu, nie tylko był genialny w swoim fachu ale też mógł podzielić się z nami po latach zadziwiającą wiedzą dotyczącą życia prywatnego i zawodowego artystów. Ciekawostki jakie zawiera książka zdumiewają, nawet bawią a tuż obok nich wygodnie rozsiada się dokładna analiza poszczególnych obrazów i techniki mistrzów. Tony z pietyzmem opisuje pociągnięcia pędzlem, grę światłocieni, manierę podziwianych i cóż, podrabianych autorów. Tekstura i jej brak, grube lub niemal przejrzyste warstwy farby, poprawianie palcami, ekspresyjność, nowatorstwo lub świetnie tworzony artystyczny image - wszystko to wyziera zza płócien Picassa, Dalego czy Chagalla. A wraz ze skupieniem się na ich pracy, dostajemy także każdy szczegół pracy falszerskiej, czy to poświęconej obrazom, czy pieniądzom czy wyjątkowemu modelowi Ferrari.
To książka, która jest dla mnie wyjątkowo niespodziewanym objawieniem. Gorącymi węglami, po których stąpałam z coraz większą przyjemnością mimo, że doskonale wiedziałam, że opisana kariera słusznie prowadzić musiała do kryminalnego finału. Gdybym miała namalować odczucia jakie towarzyszyły lekturze, nie odnalazłabym wystarczającej gamy kolorów.
Z kart opowieści o oszuście, szalanych dyskotekowych czasach i falszerskiej karuzeli, na którą wsiedli niemal wszyscy, łącznie z członkami brytyjskiej rodziny królewskiej, wyziera obraz wystawy eklektycznej, ba, schizofrenicznej. To jakby obok Warhola powiesić Da Vinci, a naprzeciw Dalego umieścić Caravaggia. Szalone? Oczywiście. Ale jakie bogate i energetyczne!
Jestem zachwycona. Bo mogę : ) Świetna jazda bez trzymanki tunelem zbudowanym z dzieł mistrzów. Czy aby na pewno? Przeczytajcie.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova
Bywają książki o sztuce, które wcale się nimi nie wydają. Bo jak biografia fałszerza, spisana przez jednego z dziennikarzy, którzy odkryli skandal związany z oszustwami Tony'ego Tetro, może być pochwałą piękna i talentu? Otóż może, bo sam bohater, typowy bad boy, artysta i hochsztapler, kochał sztukę miłością ogromną. Dlaczego więc z niej kpił tworząc fałszywe dzieła? Bo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-23
Odkąd poznałam prozę Georga Saundersa mam poczucie obcowania z czymś nieprzewidywalnym, potężnym różnorodnością, dociekliwie analizującym stan ludzkich myśli, zachowań i emocji. Jest przy tym w każdym dziele niesłychana lekkość, żart pozornie niefrasobliwy, dialog powyginany językowo albo surowo codzienny. Nie bez kozery nazywa się Saundersa mistrzem krótkiej formy, a najnowszy zbiór opowiadań jest tego najlepszym przykładem.
W "Dniu wyzwolenia" obok siebie mieszkają opowiadania klasyczne, lirycznie piękne i wzruszające oraz wytwory, które ciężko sklasyfikować umieszczając je w jakimkolwiek gatunku. Już perwsze, tytułowe opowiadanie zaskakuje łączeniem fantastyki, historii, kwestii społecznych i moralnych dylematów. Tak będzie również z kolejnymi, które zawiodą nas do biura, szkoły i domu, na ulice miast i salony rezydencji. Pozornie znane nam przestrzenie zamienią się w pola walki - tej dosłownej, popartej wiedzą historyczną i tej wykreowanej w umyśle gospodyni domowej. Tuż obok wejdziemy w świat miłości skromnej i uroczej niczym z 'Okularników' Osieckiej i w list ojca, który będzie oceną żalu i strachu, jaki pozostawiają za sobą decyzje społeczne i polityczne.
Już te kilka przykładów jasno wskazuje jak łatwo Saunders rozwierca dziurę w zębie, który na pozór jest tylko tknięty chorobą. Na bazie zwyczajnych zachowań wychodzimy tutaj bowiem w emocje bolesne do głębi ale i wzruszające w najbardziej oczywisty sposób. Ktoś zabija z miłości będąc marionetką, ktoś w lunaparku odgrywa role wedle prawa donoszenia na innych, ktoś w pracy niszczy najsłabsze ogniwo, ktoś eseistyczne aspiracje przekłada na bezsensowny czyn.
Biurokracja, zawiść, sterowanie. Absurdalne sytuacje z pogranicza fikcji i reporterskiej relacji. Rzeczywość tak kuriozalna, że moment, w którym odnajdujemy punkty styczne z prawdą jednocześnie bawi i przeraża. Takie są opowiadania Saudersa - niepokorne, odważne, niezależne i szydercze. A jednocześnie tkliwe i pełne szasunku dla wartości najwyższych. Trzeba mieć umysł otwarty na oścież, trzeba być gotowym na absolutnie przeciwstawne smaki, by poczuć siłę zaangażowania autora i dostrzec literackie mistrzostwo każdego z opowiadań. Wyleją się na nas traumy i lęki, otuli nas nadzieja i zachwyt najprostszymi reakcjami - a wszystko będzie wrzało jak potrawa, która mieści najszlachetniejsze składniki podane w abstrakcyjnych proporchach.
Uwielbiam, będę czytała zawsze, a "Dzień niepodległości" staje na półce z książkami, które można smakować po wielokroć, w całości lub pojedynczymi kęsami opowiadań. Niezwykle to wytrawna lektura choć wymagająca odwagi i czytania między, a nawet poza wierszami.
Znakomity przekład: Michał Kłobukowski
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak.
Odkąd poznałam prozę Georga Saundersa mam poczucie obcowania z czymś nieprzewidywalnym, potężnym różnorodnością, dociekliwie analizującym stan ludzkich myśli, zachowań i emocji. Jest przy tym w każdym dziele niesłychana lekkość, żart pozornie niefrasobliwy, dialog powyginany językowo albo surowo codzienny. Nie bez kozery nazywa się Saundersa mistrzem krótkiej formy, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-12
Znów jestem w krainie Jakuba Małeckiego. W tej ulubionej, nieco wiejskiej, nieco małomiasteczkowej i snuję się miedzy żywotami, które zmieściły się w międzywojniu, choć czasem wystają nieco wstecz, gdy trzeba na czymś oprzeć pamięć. Kiwam głową nad głosami, że ta książka taka klasycznie 'małecka' jak pierwsze zachwyty "Rdzą" i "Dygotem". Dobrze mi i strasznie w tej opowieści a przede wszystkim magicznie.
Opowieść z Koła mieści w sobie żywych i umarłych tak skutecznie, że przestajemy się dziwić stolarzowi, który jednych i drugich widzi równie wyraźnie. Siadamy przed oknem z milczącymi najstarszymi, którzy pamiętają radość i trochę już zapominają, kto jeszcze powinien w domu z nimi mieszkać. Z najmłodszymi dziewczynkami wybieramy się 'do diabła' i spotykamy miłość tak nieszczęśliwą i tak zakazaną, że musiała się skończyć dramatem. Z żalu wielkiego odcinamy palce, rozgrzebujemy grób i stajemy na moście w poczuciu wstydu po odejściu. A wielkiemi literami wrzyna się w pozornie zwykłą codzienność zniewolenie wołające o zemstę. Może nie warto żyć dla ludzi, nawet dla tych co odeszli a warto dla Boga, co zawsze obok i kormorana, co ryby wyżera? Może...
Opowiadanie treści jest w przypadku każdej powieści Małeckiego grzechem śmiertelnym, bo tutaj nie ma wyraźnych linii i podstawowych barw. Tutaj, jak na płótnie malarza, też wspominanego między historiami, "Sąsiednie kolory" tworzą nowe światy, postaci spomiędzy realiów i wyobrażeń, a jedynym Bogiem prawdziwym jest pies.
Dość napisać, że przyszedł do Koła Adam, pokochał Iwonę i ją stracił, pomieszkał u szalonej Leokadii, wysłuchał Weroniki i pomścił. Wielki był i zasłużył na lincz, przecież o nim Diabeł mówili.
Każda inna postać to kolejny taki opis, kolejne zaskoczenie, trumna, wódka i radość życia albo wielki smutek. Od młodego syna co chciał gotować i odpokutować niemoc nożem aż po Anielę, która zrywa się z nadzieją, że może jednak uda się jeszcze pożyć.
Piękna ta opowieść i straszna, bo o ludziach. Oni tu dobrzy są i pochopni, kłamią i kochają nocą po kryjomu. Przychodzą, umierają, robią krzywdę i znikają w bólu. Ot, życie. Tak pisać o nim umie tylko Jakub, wyjęty trochę z tej łąki za ostatnim domem, łąki w którą się można zagrapić ale czasem trzeba się jej bać. Co mam napisać? Polecam...
Katarzyna
Znów jestem w krainie Jakuba Małeckiego. W tej ulubionej, nieco wiejskiej, nieco małomiasteczkowej i snuję się miedzy żywotami, które zmieściły się w międzywojniu, choć czasem wystają nieco wstecz, gdy trzeba na czymś oprzeć pamięć. Kiwam głową nad głosami, że ta książka taka klasycznie 'małecka' jak pierwsze zachwyty "Rdzą" i "Dygotem". Dobrze mi i strasznie w tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-28
Szkoła, piętnastolatkowie, emocje i wyobrażenia typowe tylko dla dojrzewających dzieciaków, dostępny wróg - to powierzchnia. Pod nią domy pełne niedoskonałości, rodzice niedbali lub zbyt dbali, tajemnice i brudy, których nie wynosi się poza cztery ściany. A za plecami nieustanna wojna, huk bomb, terroryzm, spowszedniałe obrazy śmierci w telewizji, traumy przenoszone z pola walki na rodzinę, przyzwoite domy oddzielone grubą krechą od biedoty, białe rodziny i te ciemniejsze, obwiniane twarze. Dorastanie w Peru lat 90tych.
Czterech kolegów z klasy to cztery portrety psychologiczne i społeczne. Jest ten jeden zakochany, wyważony na tle ogólnego rozgardiaszu. Ten subtelny, zaczytany, wypowiadający długie słowa, wpatrzony w najbardziej nieodpowiedni obiekt uczuć. Trzeci ma głowę złożoną z filmowych klatek, wszystko widzi kinowymi obrazami, realny świat odkłada poza margines, handluje porno, jest typowym klasowym pyskaczem. Wreszcie ten, który ma wbitą w głowę potrzebę przewodzenia, dorównania ojcu żołnierzowi, niedbały ale i najdojrzalszy, za wroga mający ograniczenia więc i szkołę. W świecie wystrzałów i pogiętych ścieżek rodzinnych każdy z nich pragnie wolności, ograniczenia budzą w nich bunt, a bunt prowadzi do gniewu pozbawionego wyobraźni.
Trzeba sobie znaleźć wroga w kraju, który uczy tylko walki i przetrwania, trzeba uznać za winnego porażek kogoś, kto nie atakuje z ukrycia lecz z racji zawodu staje naprzeciw młodych gniewnych. Wróg nie może pochodzić z domu ani zza barykad, musi być łatwo dostępny dla młodych, którzy chcą się mścić - nie za konkretną szkolną karę, nie za zadania, nie za upomnienia lecz za całe popsute życie. Łatwy cel, łatwa zemsta, łatwe uznanie, że 'porządek' można zaprowadzić tylko siłą.
Książkę stanawi seria wypowiedzi, nagranie tworzone trochę z fantazji, bardziej z zuchwalstwa. Tu nie chodzi o sprawiedliwość po latach, lecz o poczucie władzy. Biegną więc opowieści czterema torami, które przecinają się pewnej nocy, tej, która pozwala zostać zapamiętanym i która jak szpilka miała ukłuć krótko ale bardzo boleśnie.
To jak Santiago Roncagliolo uwypuklił szczeniackie wyobrażenie o życiu zasługuje na oklaski. Nie jest to bowiem ani patologiczny ani nieprawdopodobny obraz. Każdy, kto pracuje z nastolatkami przyzna rację mocno nakreślonej trójce rządzącej umysłami w tym wieku: ograniczona wyobraźnia, pragnienie zaistnienia i seks. Autor spisał je grubą kreską bo stanowią w "Nocy szpilek" jedyne usprawiedliwienie przerażającej serii wydarzeń. Stworzył thriller na prawdzie psychologicznej i na motywach, które z każdą kolejną chwilą tracą sens. Chłopcy dochodzą do prawdy w najbardziej brutalny sposób - nagle, bez ostrzeżenia, z gwałtownym odwróceniem ich wizji świata rodzinnego. Nikt bowiem nie pozostanie po tych kilku dniach takim, jakim widzieli go synowie, w gruzy zawali się świat, który stworzyli dorośli by ich chronić.
Znakomity język sprawia, że książka przykleja się do naszego umysłu, wchłania nas obrzydzeniem i coraz bardziej jaskrawym pojmowaniem. Nic tutaj nie jest oczywiste, póki nie zdejmie się wierzchnich warstw. To zaś, jak tekst przełożył Tomasz Pindel to prawdziwy majstersztyk. Śmiejemy się w głos i łykamy łzy, zastosowane polskie tytuły, idiomy i zwroty idealnie przekładają się na zrozumienie zarówno głupoty jak i udręki.
To wybitny zbiór spostrzeżeń, akcja połamana odbiciem spowitego agresją Peru, psychologiczne studium przekazane z typowym dla thrillera napięciem, arcydzieło dostrzegania i przekazu. Znakomita opowieść, której nie można zapomnieć, wykrzyknik na końcu zdania opisującego obyczajowość wyjątkowo nieprzyjaznego miejsca. Polecam gorąco.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem ArtRage
Szkoła, piętnastolatkowie, emocje i wyobrażenia typowe tylko dla dojrzewających dzieciaków, dostępny wróg - to powierzchnia. Pod nią domy pełne niedoskonałości, rodzice niedbali lub zbyt dbali, tajemnice i brudy, których nie wynosi się poza cztery ściany. A za plecami nieustanna wojna, huk bomb, terroryzm, spowszedniałe obrazy śmierci w telewizji, traumy przenoszone z pola...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-06
Ciche i śpiewające w głos, żywe i martwe, powolne i rozedrgane, piękne i nachalnie brzydkie, wypowiedziane i milczące... wszystko tu jest. Jak życie - poetyckie i ordynarne, ulotne słowami wierszy i zwielokrotnionymi odbiciami światła ale też proste i cuchnące fizjologią. Z duszy i z mięsa, z odchodzenia i czuwania... "żałoba jest łakoma".
Kiedy poetka pisze powieść, wszystko zwalnia. Powtarza się echem w domu i w śniegu, cytuje poetów gdakaniem, krowim rykiem i szczekaniem. Zsuwa się zwałami ziemi, bierze jeńców ze stajni, składa ofiary w pobliskiej ubojni. I wszystko śpiewa miłością. Bo w "Łakomych" jest mnóstwo przylegania. Babki i dziadka - ona umiera, on krzątaniem zastępuje czułe słowa. Dwóch kobiet czuwających - jedna wątpi, chora sercem i wspomnieniami tamtych lat w polu, na drzewie, druga cała jest światłem, światło bada i rozsiewa spokojem. Babki i wnuczki - starsza karmi sobą raka, młodsza czyta o ptakach wydając z siebie świergot lub żałosny gwizd. Najbardziej przylega człowiek i zwierzę, natura i ręce, które ją zmieniają i jeszcze życie i śmierć. Nade wszystko te dwa łakome stany - być i nie być.
Książki Małgorzaty Lebdy się nie czyta, w nią się wchodzi. Słyszy się własny oddech i spina go z rytmem wsi. Czuje się bicie serca i synchronizuje je z pulsem choroby. Oczy przymyka się w zwolnionym tempie głaszcząc lisa, drogie ciało, starą dłoń. I kocha się świat tym wielkim uczuciem do natury, tą pokorą wobec lasu i oczu wiernego psa. Ściska się dłoń w pięść gdy wiatr przywiewa strach krów i zapach ich krwi. Czyta się jak poezję, z falowaniem, chcąc wracać i jeszcze raz przeżywać.
A na finał nic nas nie przygotuje. Spadła mi łza na wioskę Maj. Tkwię w pięknie i rozpaczy, chcę więcej...
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak
Ciche i śpiewające w głos, żywe i martwe, powolne i rozedrgane, piękne i nachalnie brzydkie, wypowiedziane i milczące... wszystko tu jest. Jak życie - poetyckie i ordynarne, ulotne słowami wierszy i zwielokrotnionymi odbiciami światła ale też proste i cuchnące fizjologią. Z duszy i z mięsa, z odchodzenia i czuwania... "żałoba jest łakoma".
Kiedy poetka pisze powieść,...
2023-12-24
Nie wiem czy jest ktoś, kto nie miałby świadomości istnienia "Opowieści wigilijnej". Często przedstawiana w uproszczonych wersjach i adaptowana dla potrzeb kinematografii czy też stanowiąca bazę dla zupełnie nowych opowieści o duchowej przemianie bohaterów, książka należy niewątpliwie do najczęściej wykorzystywanych tekstów epoki wiktoriańskiej. Warto jednak, odchodząc od popkulturowych uproszczeń, przeczytać ją uważnie i w całości po to, by skupić się nie tylko na walorach okołoświątecznych i emocjonalnych, ale też dostrzec tekst mocno zaangażowany społecznie.
Piękna opowieść moralizatorska została stworzona przez byłego dziennikarza, niezwykle wrażliwego na nierówności społeczne, typowe dla dziewiętnastowiecznej Anglii. Podobnie jak w innych powieściach, autor z premedytacją używa postaci dziecięcych, na których niedolę wszyscy jesteśmy szczególnie wrażliwi. Skrupulatnie i obrazowo opisuje też szczegóły wyglądu miejsc i osób, które przybliżyć mają kolosalną przepaść pomiędzy klasą bogatą i biedakami, budząc monetami niesmak a nawet grozę.
Tworząc "kolendę prozą" Dickens kreuje bardzo atrakcyjną w odbiorze baśń, majstersztyk narracyjny. Nic nie przemawia do nas bardziej niż odbite w lustrze przeszłe grzechy, nic nie przeraża mocniej niż wizja ponurej, samotnej starości. Pojawiające się duchy przewloką nas zatem nie tylko przez życie Scrooge'a ale też przez nasze osobiste wspomnienia, obawy i lęki. Piętnowanie skąpstwa, egoizmu, nieczułości na ludzkie krzywdy za pomocą magii i złowróżbnych proroctw przemawia do wyobraźni czytelników w każdym wieku. Jeśli dodatkowo uda nam się pobrać nauki moralne i społeczne, założenia opowieści podanej w zwrotkach zostaną w całości wypełnione.
Jak każda klasyczna powieść, także ta książka może zniechęcać językiem mało już atrakcyjnym dla współczesnego czytelnika. Tym bardziej wartościowy jest najnowszy przekład Jacka Dehnela, który zachowując klimat i styl opowieści, nadał jej bardziej współczesne brzmienie. Zaopatrzył nas też w niezwykle ciekawe przypisy przybliżające realia czasów czy też objaśniające istotne wyrazenia i dygresje wyrosłe z kultury i historii epoki, w której tworzył Dickens. O walorach estetycznych nie trzeba się rozwodzić, wystarczy wspomnieć nazwisko Lisy Aisato - ilustratorki genialnej, przekonującej, zachwycającej rozmachem i wyobraźnią.
"Opowieść wigilijna" jest tworem ponadczasowym bo jak się wydaje, ludzkość zawsze będzie produkowała jednostki zachłanne, dalekie od empatii i chęci bezinteresownej pomocy; tudno też wierzyć w spełnienie idealistycznych marzeń o równości społecznej i ekonomicznej. Tego typu książki powinny trwać w naszej świadomości, wzruszać i wywoływać chęć zmian, zachwycać samą opowieścią, dawać nadzieję i wzruszać, nauczać i zawstydzać. Jeśli można zaś czytać je w wersji tak pięknej i przyjaznej jak ta we wspomnianym wydaniu, jest szansa, że jeszcze długo kolęda Dickensa będzie stanowiła idealny prezent nie tylko na czas świąteczny. I dobrze. Bo Dickens pisał pięknie i mądrze, zapewniając sobie w ten sposób nieśmiertelność.
Polecam z czułością i pełnym przekonaniem.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Literackim
Nie wiem czy jest ktoś, kto nie miałby świadomości istnienia "Opowieści wigilijnej". Często przedstawiana w uproszczonych wersjach i adaptowana dla potrzeb kinematografii czy też stanowiąca bazę dla zupełnie nowych opowieści o duchowej przemianie bohaterów, książka należy niewątpliwie do najczęściej wykorzystywanych tekstów epoki wiktoriańskiej. Warto jednak, odchodząc od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-22
Czasem wpada nam do ucha historia wplątana w wiele innych, sklejona z kilku ledwie zdań, trochę zabawnych, trochę dziwnych. Joshua Cohen usłyszał taką od zaprzyjaźnionego, znakomitego krytyka literatury. A że usłyszał uchem pisarza, zbudował na niej opowieść niezwykłą - szaloną i refleksyjną, ubraną w okrągłe i gniewne słowa wykładu i relacje z kuriozalnych wydarzeń i dialogów. Chce nam się śmiać w głos ale równie mocno zapadamy w dylematy wyrosłe z historycznych faktów. Takie to właśnie jest "Wspomnienie przelotnego, a w ogólnym rozrachunku zupełnie nieistotnego zdarzenia w historii bardzo sławnej familii."
Netanjahu to nazwisko znane, komentowane, wielbione lub krytykowane. Wszak nosi je najdłużej urzędujący premier Izraela. Ale to nie on przynosi na niewielką uczelnię żydowski radykalizm i totalną katastrofę towarzyską. Stoi za nimi jego ojciec, na temat którego spływają do amerykańskiego wykładowcy wielce sprzeczne opinie. Ktoś opiewa wyjątkowość Bencijona, ktoś ostrzega przed jego mesjanistycznymi zapędami. Celem bohatera - doktora Bluma - nie jest ocena światopoglądu czy moralności lecz zweryfikowanie kandydatury potencjalnego pracownika. Nie uda się jednak uciec od zaskoczeń, gdy zderzą się dwa kompletnie różne style życia. Podobnie jak nie będzie można uniknąć kolizji, gdy naprzeciw siebie staną amerykańskie wychowanie i mentalność oraz zasklepiona w ekstremalnej wierze w męczeństwo walka o 'jedynie słuszną prawdę'.
Mogłaby zdarzyć nam się rozprawa bazująca na teologii i historii, wsparta na naukowych rozważaniach nad rolą iberyjskiej inkwizycji w postępującym prześladowaniu Żydów. Mogła być to też eseistyczna forma skontrastowania amerykańskiego przystosowania i mocno zakorzenionego nacjonalizmu. Moglibyśmy też otrzymać krytykę rewizjonizmu wniesionego z wplywu Żabotynskiego na sposób myślenia kontrowersyjnego akademika i jego synów. Dostajemy jednak coś więcej - połączenie kpiny z argumentacją, totalnego spustoszenia z napuszoną elegancją i prostactwa z cierpliwością pracownika dbałego o kanony gościnności. Rodzi się tragikomedia, w której śmiech przechodzi w żenadę a nuda politycznego uporu sklania mimo wszystko do reflekcji nad drobinami rozsądnych wniosków. Stąd już krok do pytań o tożsamość, o zawiłości historii kreującej skrajne postawy i do przepowiedni, które mogą zawierać w sobie nieco pokraczne ale jednak ziarno prawdy.
Cohen jest mistrzem narracji przerzucającym nas przez poletka stabilności i agresji, żywiołowych dyskusji i slapstickowych zdarzeń, przychylnego lekceważenia i zapiekłości poglądów. Posłowie zaś przesuwa naszą uwagę z tatego wydarzenia osadzonego w roku 1960tym do stanu obecnego, który może, choć nie musi, być następstwem pozornie zupełnie pobocznego zdarzenia.
Rozrzuca nas autor po kolejnych zaskakujących wydarzeniach, potem nakłania do wysłuchania bardzo zgrabnej narracji wykładu i nagle nie wiemy jak pozbyć się z głów opowieści, która, jak świetnie ujęto to w "Guardianie", jest 'wartka, bezczelna, całkowicie wciągająca.'
Jeśli komuś się wydaje, że zupełnie nie interesuje go kwestia wewnątrzżydowskich konfrontacji, niech sięgnie po "Rodzinę Netanjahu". Po to, by odkryć, że pewne uniwersalne spory nie biorą się znikąd ale też po to, by połączyć podszytą ironią zabawę z naprawdę ciekawą analizą ścieżek, które kształtują się na bazie wpajanych nauk i przekonań, zasklepienia się w swoim świecie lub wyjścia poza jego ramy.
Niezwykle ciekawe zjawisko literackie, które spisał żydowski autor, komentujący raczej niż oceniający w sposób arcyciekawy, zjadliwy i nie pozbawiony zadziorności także żydowskie ale jakże odmienne wizje świata. Polecam pozostając pod wrażeniem.
Katarzyna
Wielkie brawa za przekład dla Agi Zano. Żart, ironia, dramat tożsamości, historia, filozofia, dwoista żydowska mentalność - było to z pewnością spore wyzwanie.
Czasem wpada nam do ucha historia wplątana w wiele innych, sklejona z kilku ledwie zdań, trochę zabawnych, trochę dziwnych. Joshua Cohen usłyszał taką od zaprzyjaźnionego, znakomitego krytyka literatury. A że usłyszał uchem pisarza, zbudował na niej opowieść niezwykłą - szaloną i refleksyjną, ubraną w okrągłe i gniewne słowa wykładu i relacje z kuriozalnych wydarzeń i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-30
(2018, reread 2023)
"Jest czas na zabijanie i czas na miłość. Wszystkie historie są o miłości i śmierci, i ta też będzie właśnie o tym".
W tym złym czasie straszna jest wojna. Albo ta chwila, gdy znękana, niekochana, odrzucona dusza odnajduje wyzwolenie jedynie w śmierci - własnej lub cudzej, w zemście, w złych uczynkach. Ci, którzy przeżyją straszne lata wojenne, powojenne, czasy poddania się woli innych, czasy wybierania mniejszego zła, będą ciągnęli za sobą bagaż zbyt ciężki, bo go odrzucić i zapomnieć.
Najstraszniejszym czasem może być nie ten, który niosą ze sobą ludzie wydający rozkazy i ściskający karabiny lecz ten, który każe zostać i czekać, znosić ból i cierpienie, pogardzę wroga i swoich. Bywa bowiem i tak, że najstaszniejsza z wojen to ta z zabobonami, toczona za przyzwoleniem większości - przeciw rudym i Żydom, przeciw innym.
Z wojen rodzi się wielki strach, każący podejmować decyzje, które już nigdy nie opuszczą naszego życia. A jeśli się zdarzy, że zbledną w pamięci, to tylko po to, by przenieść uczynione zło na kolejne pokolenia. Te decyzje, okażą się lata później silniejsze niż dobry czas na miłość.
Katarzyna Zyskowska nie ocenia, daje nam zdanie, dwa i wiemy. "Wszystko płynie, wszystko się toczy. Łzy po policzkach, rude głowy po mchu. I los...". Mówią sceny, opisy, mówią bohaterowie.
Daje nam autorka Felicję, która pokocha źle dwa razy. Felicję, która w swej codzienności uciekać będzie od spojrzeń nie mogących zrozumieć jej niezwykłości i wyjątkowości. "Za dnia taka eteryczna, spokojna i introwertyczna, delikatna jak porcelanowa lalka, a pośród splatanych leśnych cieni, przy akompaniamencie spadających gwiazd, wstępuje w nią nieznana energia."
Daje nam Bronka, który przed swymi miłościami będzie uciekał nie umiejąc ich docenić ani im sprostać, nie mogąc żyć z nimi ani bez nich. Poniesie ze sobą żydowską duszę i polskie wychowanie. Będzie arystokratycznym sobą cierpiał w pozbawionej światła piwnicy i z owej piwniczej niedoli będzie wyrażał niemą zgodę na coś, co wyda mu się zbytnia naiwnością. Będzie wybierał pomiędzy rodzącym mu córkę żydowskim życiem a idealizowaną Królową Śniegu, mogącą okazać się niespełnieniem i kłamstwem.
Fela, młodzieńczy miraż, z pozornie zimnego serca wydobędzie wiele zła, lecz będzie to zło, które ma posłużyć obronie tego, co najcenniejsze i czego, prócz niej, nie zdołałby ocalić nikt.
Rudowłosa, pięknie śpiewająca Estera, pojawi się u boku Bronka i Felicji ledwie na moment lecz wyrzutem sumienia pozostanie do końca życia obojga. A także daleko poza nie, ku następnym pokoleniom, które raz obranym torem zła w imię dobra, będą podążały wiedzione przez niekoniecznie ślepy los.
Na kolejne lata, na dzieci i wnuki tych trojga, na rozsupłanie ich poplątanych jedną nicią losu autorka każe nam czekać do ostatnich stu stron. Tu wychowają się dzieci, tu zmierzą się z demonami przeszłości, okiełznując je bądź im ulegając. Wcześniej zaś będzie ciekawie i przerażająco, poważnie i oburzająco, pięknie i strasznie a przede wszystkim obezwładniająco.
Zaczynając czytać tę powieść miałam wrażenie brania w dłonie lekkiej choć mrocznej historii obyczajowej. Począwszy od dziewczyny, która wyrywa się z małego miasteczka by w Warszawie, w mieszkaniu ojca, o którym dotychczas wiedziała niewiele, spędzać czasy studiów. Tam poznaje swojego wykładowcę, zostaje jego kochanką, potem partnerką żyjącą w związku niepozbawionym brutalności i agresji. Miałam wrażenie, że przyjdzie mi umieścić "Historię złych uczynków" na półkę z typowymi thrillerami, ciut erotycznymi, ciut psychologicznymi, rozszarpującymi kolejne rany chorych związków. Ot Nina I Miłosz, prosta historia o toksycznej miłości. Tymczasem to ledwie wstęp.
"Obrażona i zarazem tęskniąca jak pies za panem, skomląca o ostatni czuły gest, o wybaczenie, sprzątałam pobojowisko, które zrobiliśmy wspólnie w mieszkaniu."
Tylko czy Miłosz, ten ze światka przestępczego, ten, który nagle znika bez śladu bezlitośnie pozostawiając na pastwę losu osamotnioną, ciężarną Ninę, to ten Miłosz, który tkwi w naszej wyobraźni dzięki pierwszemu wrażeniu? Czy Nina to ta ścigana pechem i własną chora bezwładnością to Nina, która niesie ze sobą świadectwo poprzednich pokoleń? To co przygotowała nam w odpowiedzi Pani Zyskowska to rozwiązanie wręcz niewiarygodne.
Gdyby owa trudna miłość nie pojawiła się w naszej teoretycznie prostej i zwyczajnej opowieści z początku książki, nigdy nie doszłoby do poznania faktów z przeszłości, Nina nigdy nie poznałaby matki Miłosza, nigdy nie odbyłaby ze swoją matką rozmów, powodujących zachłyśnięcie się straszną prawdą, nigdy nie doprowadziłaby nas wreszcie do finału, który jest tak szokujący, że wszystkie głoszone czy dopiero tkane teorie kompletnie tracą sens. Wszak jest czas miłości i czas śmierci...
Od drugiego rozdziału już nie jesteśmy w Warszawie, albo troszkę tylko, gdy getto stanie się faktem dla Bronka i jego ojca. Bardziej zaś jesteśmy w Aninie, w "domku dla lalek", przez który przewiną się postacie czasem szybko znikające z kart życia, czasem wulgarne, czasem nieumiejące kochać własnych dzieci, czasem pałającą żądzą do młodych dziewczynek. Ale i te siejące dobro, pokutujące za winy, zostające pośród ruin, gdy nie zostaje nikt, uciekające tylko dlatego, że przyszło im ratować własne dzieci.
Dwutorowość czasowa, historyczna to dla autorki także dwutorowość językowa. "Historia ..." łączy owe odległe czasy i miejsca w sposób wybitny. To co szybkie, związane ze współczesną Warszawa i jej stylem istnienia, także z ciemnymi sprawkami, światem gangsterskim, autorka podaje nam językiem współczesności - krótkim, niemal reporterskim, przetykanym przekleństwami nadającymi moc reakcjom, złości, brutalność. Druga zaś opowieść - ta sprzed lat, z innych traum i przeżyć, z innych salonów, lśniących lakierków, letnisk, potem zaś wojny i jej szaleństwa, napisana jest niezwykle poetycko, jest niczym opowieść snuta przez wybitnych klasycznych pisarzy pieszczących czytelnika inwersjami, formami biernymi, smakowitą polszczyzną. Zmieszanie owych języków powoduje, że wydarzenie się przenikają ale nie stapiają w jedno. Że nie tylko opisowo, ale i duchowo przenosimy się wraz ze stylem i formą w odrębne czasy, że szybko otrząsamy się z tego co zaszłe, by zmierzać dzisiejszymi torami w wulgarność PRLu i kolejnych dekad. I znów wracamy w łagodny, przejmujący styl, który tym bardziej wszystko co straszne, wojenne, czyni przenikliwym, co budzi naszą empatię i niemoc.
Przepiękna książka. W roli głównej kobiety. Silne, wytrwałe, chroniące swoje dzieci wszelkimi sposobami. Kobiety, dla których kłamstwo, upodlenie, nawet zabójstwo staje się dozwolonym środkiem, gdy chodzi o ochronę miłości - tej partnerskiej lub matczynej. Póki nie stanie się jasne, że za krzywdy, także te, które same w sobie usprawiedliwiały, muszą mieć swoje konsekwencje, muszą zostać ukarane. Jak decyduje się je karać Katarzyna Zyskowska? W sposób, któremu dają wyraz stare wierzenia, zabobony, biblijne cytaty, symboliczne wydarzenia i stworzenia. I to owe złe uczynki, które autorka uczyniła bohaterami "Historii..." i nasze subiektywne ich odbieranie powodują, że owa, rozpoczynająca się od zwyczajności powieść, prowadzi nas w zakątki niezwykłe, tak ludzkie i tak jednocześnie zależne o pohukującej w raz z sową, prastarej sprawiedliwości.
(2018, reread 2023)
"Jest czas na zabijanie i czas na miłość. Wszystkie historie są o miłości i śmierci, i ta też będzie właśnie o tym".
W tym złym czasie straszna jest wojna. Albo ta chwila, gdy znękana, niekochana, odrzucona dusza odnajduje wyzwolenie jedynie w śmierci - własnej lub cudzej, w zemście, w złych uczynkach. Ci, którzy przeżyją straszne lata wojenne,...
2023-11-02
Kiedy wydawało mi się, że poglądy na temat najlepszych reportaży roku mam już ugruntowane, pojawia się Zbigniew Rokita z książką, która łączy czułą opowieść, nieznane mi dotąd fakty i rozmowy będące dla mnie zawsze najbardziej pożądanym sposobem dokumentowania zmian. Wkracza z "Odrzanią" - krainą wyobrażoną, zamkniętą w granicach terenów zwanych Ziemiami Odzyskanymi i podważa słuszność przekazywanych nam niegdyś informacji. Zabiera w podróż do miast podzielonych, do muzeów i na podwórka, w niemiecko-polskie istnienie, które nie jest ani plakatowe ani spójne z moją wiślańską mentalnością. A pisze tak, że tylko przyklasnąć mianu, jaki sam nadał swojej książce, określając ją "knajpianym poematem reporterskim".
To ten typ literatury faktu najbardziej mi odpowiada. Sklejony żartem i wzruszeniem, pełen pytań, na które sam autor nie potrafi odpowiedzieć, sentymentalny typowo dla mieszkańca opisywanych terenów, rozbiegany po miejscach znanych mi tylko turystycznie. Map, zdjęć, dat i dokumentów tutaj nie brakuje, rozmowy podpisane są nazwiskami naukowców i pasjonatów ale daleko "Odrzanii" do suchej relacji czy dyskusji na poziomie akademickim. W tej książce się uczestniczy, poznaje się Gdańsk i Szczecin na nowo, otwiera się szeroko oczy na prawdę architektoniczną, przesiedleńczą i szabrowniczą. Wejście na zniszczone cmentarze, zjedzenie obiadu z poniemieckich talerzy, odkrycie pod warstwą farby germańskich szyldów staje się także naszym udziałem. Bo Rokita pisze do czytelnika, czasem kpi z siebie samego, często tłumaczy polityczne decyzje, które nam wydawały się nielogiczne.
1945 rok rozlewa się niemal na połowę książki bo gdyby nie on, inaczej wyglądałaby mapa, więcej byłoby napływowej pewności siebie, Wrocław byłby mniej 'rozebrany' a Gdańsk inaczej odbudowany. Potem dzieje się historia wygodna dla decydentów. Stalin stawia kreskę, aliani handlują ziemią, otwiera się dla lokalsów granica w Słubicach, innego znaczenia nabiera 'poniemieckie' jak i 'kresowe'. Mit nazwany jest mitem, nie zaś propagandową 'prawdą' a zapisy historyków słusznie wracają do podstawowych elementów - pamięci i przypuszczeń.
Znakomita opowieść reporterska, nieco łotrzykowska, nieco grzebiąca patykiem w śladach, nieco niewygodna. Przede wszystkim jest to opowieść ludzka, pojedyncza i grupowa, zaskakująca i wzruszająca, dającą do myślenia i próbująca rozumieć. Czy sam autor i czytelnicy pojmą po lekturze wyjątkowość Odrzanii? Jain. Tak, to słowo pojawia się często i daje pełen obraz. Poniemieckie 'tak i nie' będące odpowiedzią na polskie pytania. Polecam gorąco, dzieląc się zachwytem.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova
Kiedy wydawało mi się, że poglądy na temat najlepszych reportaży roku mam już ugruntowane, pojawia się Zbigniew Rokita z książką, która łączy czułą opowieść, nieznane mi dotąd fakty i rozmowy będące dla mnie zawsze najbardziej pożądanym sposobem dokumentowania zmian. Wkracza z "Odrzanią" - krainą wyobrażoną, zamkniętą w granicach terenów zwanych Ziemiami Odzyskanymi i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-27
Jest Małgorzata, która podobnie jak poprzednie kobiety, wymknęła się poza oczekiwania, w swej zbędności naraziła się na gwałtowne, nieprzemyślane skreślenie. Jest Anna, która drobnym ciałem roztacza ciepło i energię wulkanu, zamykając w drobnych dłoniach pojęcie domu i przynależności, zwykłego życia, które niesie spokój. I jest K. poszarpany walką, narcystycznie zmiatający z drogi miejsca złe i ludzi niewystarczających, "pohaltowy" emocjami i zamknięciem, wybuchający poetyckim talentem i nagłym przechodzeniem od ślepoty w objawienia.
W drodze, w rozgardiaszu poszukiwań jest jeszcze Lipa, miejsce i symbol, unicestwienie i trwanie, bo nawet gdy znika, w oczach mieszkańców tkwi chlebem przywożonym pod suchą koronę. W pociągu zaś, a potem w niewiarygodnej zjawowości przechodzi przez opowieść Pan B. - bogaty doświadczeniem czterech wcieleń, dosłowny w opowieści o bracie i spalonym miejscu, ulotny w mądrości niesionej od Baudelaire'a po osiemdziesięcioletnie tu i teraz małego miejsca w Dolinie Bobru.
Ta książka zagarnia czytelnika, bierze go we władanie bohaterem, który wzbudza miłość i gniew, którego mocno wspieramy i chcemy szarpać za ramiona i niemal wrzucać w lepsze decyzje. Trudno odejść od stron na małą chwilę, choć tajemniczej lub bogatej w dialogi akcji nie jest tu wiele. Przerzuca nas autor przez własne postrzeganie Krakowa, Warszawy, Jeleniej Góry, mami uczuciami pełnymi zawahań, otumania wiejskim spokojem, oszukuje nadzieją Anny i poucza mądrością Pana B. Kołysze pięknymi opisami uczuć i miejsc, utula poezją by obudzić wartkim poszukiwaniem rodzinnych prawd. Jest niezwykle spójnie, subtelnie i gorzko, stukają w głowie koła pociągu, szumi rzeka, wzdycha erotyczne, kiepsko spełnione napięcie.
Żal mi Anny, zadziwia Pan B., chowam pod radością z miłości złość na K. Płynę z poetą Jakubem przez jego opowieść i chcę jeszcze więcej szukania korzeni i ich wyrywania. Czekam aż z dwóch K. wstanie jeden dumny, zwyczajny człowiek.
Czytałam z zachwytem. Polecam.
(Będzie piękniej i głębiej jeśli przeczytacie też "Halt")
Katarzyna
we współpracy recenzenckiej z Autorem i Wydawnictwem Wielka Litera.
Jest Małgorzata, która podobnie jak poprzednie kobiety, wymknęła się poza oczekiwania, w swej zbędności naraziła się na gwałtowne, nieprzemyślane skreślenie. Jest Anna, która drobnym ciałem roztacza ciepło i energię wulkanu, zamykając w drobnych dłoniach pojęcie domu i przynależności, zwykłego życia, które niesie spokój. I jest K. poszarpany walką, narcystycznie zmiatający...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-04
Są książki, których wydania są prawdziwym zachwytem, szczególnie dla tych, którzy przedstawione w nich wytwory ludzkiej pracy wiążą z pasją kolekcjonowania. Taką książką, wyśmienicie łącząca wiedzę, obraz i słowa będące objaśnieniem ale i inspiracją, jest "Teraz polski dizajn" - dzieło sztuki wydawniczej skomponowane wokół sztuki użytkowej.
Nie trzeba być znawcą tematu by estetyka polskich projektów uderzyła nas wyjątkowością, jakością wykonania i niezmierzoną wyobraźnią twórców. Fotel i sofa to nie tylko wygoda ale i piękno, nie tylko praca rzemieślnicza ale też przełożenie idei na tworzenie. Jeśli ktoś ma jakąkolwiek wątpliwość co do tego, czy mebel, wazon, lampa czy zabawka mogą aspirować do miana arcydzieła, powinien sięgnąć po tę pozycję.
Wśród rozmówców znajdziemy przede wszystkim współczesnych twórców ale podzielą się oni z nami własnymi zachwytami, wymienią mistrzami, którzy inspirowali ich drogę artystyczną. Aleksandra Koperda zadba zaś o to, by wymieniane nazwiska, style czy nurty przybliżyć nam ilustrowanymi powtorami do ich twórczości. Znajdzie się też miejsce na wypowiedzi mecenasów współczesnej sztuki i prezentacje zbiorów wybitnych kolekcjonerów, na wspomnienie prekursorów i eksperymentatorów, na zadziwiające tworzywa i sztukę, która zdaje się być abstrakcyjna a jest prawdziwym użytkowym przedmiotem wykreowanym przez nieograniczoną wyobraźnię.
Przepiękna prezentacja przedmiotów na czele z moim ukochanym "kruchym pięknem" z Ćmielowa czy spod rąk Horbowego, podróż do skromnych pracowni i legendarnych już hut i wytwórni, przede wszystkim zaś czynnik ludzki - pełen pasji, wizji i skromności, to wszystko czyni książkę albumem i reportażem, pracą plastyczną i wspomnieniem wielkich postaci. Warto poznać świat szkła, ceramiki, drewna i sukna przetworzonych przez talent w to, co czyni nas dumnych z faktu, że polski dizajn zajmuje poczesne miejsce w światowych katalogów najlepszych i najciekawszych projektów. To nie tylko książka, to pasja oprawna w płótno i zachwyt. Polecam zdecydowanie.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Koncept
Są książki, których wydania są prawdziwym zachwytem, szczególnie dla tych, którzy przedstawione w nich wytwory ludzkiej pracy wiążą z pasją kolekcjonowania. Taką książką, wyśmienicie łącząca wiedzę, obraz i słowa będące objaśnieniem ale i inspiracją, jest "Teraz polski dizajn" - dzieło sztuki wydawniczej skomponowane wokół sztuki użytkowej.
Nie trzeba być znawcą tematu by...
2023-04-21
To nie bajka o drewnianych kogucikach i nie opowieść o wyprawie do domu z żółto-niebieską fasadą. To powrót do Ukrainy krwawiącej, do porozrywej rodziny, do miejsc i ścian, które skrywają przemilczane lub niedopowiedziane. 'Dom pod kogutami" to fatum, wieczne ściskanie broni, wojny i chwiejne pokoje, życie na iskrzącym styku.
Tu, w Połtawie i okolicach na TEN DOM nawet się nie patrzy. Bo połknął żywoty, bo przeinaczył prawdę, bo w jego murach słychać krzyk, jęk głodu, sowiecki przaśny śmiech.
'Ukraińska historia rodzinna' ma korzenie w miastach i wioskach nie tylko kraju, do którego wraca Victoria. Sięga wielu republik byłego ZSRR, przekracza ocean, mówi z amerykańskim akcentem i chwali różnorodność Brukseli. Gdzieś na łąkach kozackich pól, w centralnym punkcie Ukrainy, w schowanych za cmentarzem izbach kryje się odpowiedź na pytanie o tajemniczego Nikodima - tego, o którym rodzina nie rozmawia. Ktoś napisał o nim jedno zdanie, ktoś odwrócił głowę od pytania, ktoś pogubił akta. A dziewczyna, która lata temu opuściła kraj, postanawia wrócić, by pociągnąć za tę cieniutką nitkę i widzi, że jej drzewo genealogiczne ma potężne, różnorakie konary, na których przycupnęły wszystkie dramaty budujące historię Ukrainy.
Między pokoleniami przepaść, czarna dziura między tym co się mówi i co wie. Pora ruszyć do wiosek, na wojny, do więzień, w które wpędzaly kolejne wersje sowieckiego wywiadu i żołdactwa. Zapłakać nad Wielkim Głodem, śmiercią wyrobić normy bolszewików, splunąć za Stalinem, zrozumieć miłość i nienawiść dla radzieckiej potęgi, rozszyfrować poświęcenie, machnięcie ręką i sprokurowane zapiski KGB.
To książka o podróży przez ciekawość i historię. Przez straszliwy ból i tęsknotę, przez opowieści kobiet - "strażniczek wspomnień" i talent hafciarek, przez milczenie mężczyzn - żołnierzy, ojców którzy muszą palnąć sobie w łeb lub nadstawić karku. Tu miłość i rodzina wybuchają czułością i gniewem a dzieje sieją grozę i bolesne szczęście. Tę książkę się przeżywa, mieszka się w niej, stawia wśród najlepszych. A tam wojna...
Przekład: Katarzyna Bażyńska - Chojnacka. Brawo.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Mova
To nie bajka o drewnianych kogucikach i nie opowieść o wyprawie do domu z żółto-niebieską fasadą. To powrót do Ukrainy krwawiącej, do porozrywej rodziny, do miejsc i ścian, które skrywają przemilczane lub niedopowiedziane. 'Dom pod kogutami" to fatum, wieczne ściskanie broni, wojny i chwiejne pokoje, życie na iskrzącym styku.
Tu, w Połtawie i okolicach na TEN DOM nawet się...
W życiu czytelnika zdarzają się rzeczy niebywałe, a jedna z nich zdarzyła się za sprawą książki Macieja Siembiedy. Książki, która dodajmy, właśnie ukazała się w wydaniu drugim, zmienionym. W czym tkwi niebywałość? W 2018 roku czytałam "444" w pierwszej wersji i w recenzji śmiało punktowałam uwierające mnie kamyki. I oto po sześciu latach dostaję tę samą opowieść dopracowaną do perfekcji, dostaję literackie arcydzieło bazujące na świetnym pomyśle i wielkiej zagadce, opowiedziane w sposób, który zaspokaja potrzebę uczenia się, bycia zaskakiwanym i wspaniałej rozrywki.
Tajemnica kryje się w przepowiedni o możliwym zjednoczeniu dwóch wielkich religii. Ludzkość ma wedle jej słów dostać taką szansę czterokrotnie - co 444 lat. I tutaj zaczyna się podróż przez historię i fikcję, po tropach faktycznych postaci i beletrystycznie ubarwiajacych je dodatkowych bohaterów. Będzie więc arabski, zamglony dziejami świat roku tysięcznego, będzie Władysław Warneńczyk i wizja jego chrztu uwieczniona przez Matejkę, będzie potomek cara z nieprawego łoża i będzie pełne nadziei wyobrażenie możliwej przyszłości, której już nie dożyjemy. Wszystko z detalami i smakiem, obrazowo i przystępnie, z wiernością historycznym opisom i lekkością, którą podpowiada fantazja autora.
Przeplata nam autor historię śledztwem i obyczajowością skupioną na prokuraturze IPN-u i jego patrnerce, której nieżyjący dziadek ma ogromne znaczenie dla opisywanej sprawy. Nienachalnie wtapiamy się w życie tej pary, odbiegając w dygresje sięgające do jeszcze innych wydarzeń historycznych. Zresztą, z tych ostatnich możnaby stworzyć solidny podręcznik, nie braknie wśród nich bowiem lat powstańczych i wojen, partyzantki i zmian ustrojowych, zagłębienia się w historię Polski i wielu krajów muzułmańskich. Nad wszystkim zaś wisi obraz, którego zaginięcia i powroty decydują o sensacyjnej warstwie opowieści.
Jest we mnie podziw i satysfakcja po powrocie do pierwszego tomu opowieści o Jakubie Kani. Może ta książka potrzebowała czasu i doświadczenia, które Maciej Siembieda zbierał przez ostatnie lata, by przyjąć tak imponujący kształt. Może potrzebowała renowacji i dopieszczenia niczym biedronkowa farba, która ulec może destrukcji. Tak czy owak, jest to opowieść, którą widzę jako doskonałą. Znakomita, rozległa, sięgająca po proroctwo, a potem niosąca nas przez czas i przestrzeń. Nowe, dojrzalsze wydanie jest obezwładniające, mistrzowsko łączy wiedzę z talentem do snucia opowieści. Lektura obowiązkowa!
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Agora. Dziękuję Autorowi.
W życiu czytelnika zdarzają się rzeczy niebywałe, a jedna z nich zdarzyła się za sprawą książki Macieja Siembiedy. Książki, która dodajmy, właśnie ukazała się w wydaniu drugim, zmienionym. W czym tkwi niebywałość? W 2018 roku czytałam "444" w pierwszej wersji i w recenzji śmiało punktowałam uwierające mnie kamyki. I oto po sześciu latach dostaję tę samą opowieść dopracowaną...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to