-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-10-11
2020-11-13
Co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście- życie. Tylko co będzie, kiedy ono już się skończy? "To takie niesprawiedliwe, że niektórzy muszą umierać nie skończywszy nawet 10 lat"(cytat nie jest dokładny, pisze go z pamięci). Astrid Lingred w sposób niepowtarzalny przedstawia nam, co będzie póżniej.
Co jest najważniejsze w życiu? Oczywiście- życie. Tylko co będzie, kiedy ono już się skończy? "To takie niesprawiedliwe, że niektórzy muszą umierać nie skończywszy nawet 10 lat"(cytat nie jest dokładny, pisze go z pamięci). Astrid Lingred w sposób niepowtarzalny przedstawia nam, co będzie póżniej.
Pokaż mimo to2016-08-13
Jak trudno powiedzieć choćby parę słów o tej książce, ale tak aby zachęcić do jej przeczytania, a nie streścić fabułę czy powypisywać wszystkie swoje przemyślenia, kłębiące się w głowie, bo każdy przecież sam może do nich dojść(chyba, w przypadkach niektórych znanych mi osób jest to więcej niż wątpliwe).
Więc powiem minimalną opinię:
Przeczytaj, bo warto! Tak styl pisarza, jak i opowiedziana historia są wspaniałe. Filmu nie polecam, a przynajmniej nie przed książką.
Polecam
Jak trudno powiedzieć choćby parę słów o tej książce, ale tak aby zachęcić do jej przeczytania, a nie streścić fabułę czy powypisywać wszystkie swoje przemyślenia, kłębiące się w głowie, bo każdy przecież sam może do nich dojść(chyba, w przypadkach niektórych znanych mi osób jest to więcej niż wątpliwe).
Więc powiem minimalną opinię:
Przeczytaj, bo warto! Tak styl pisarza,...
2014-10-22
Dawno dawno temu, gdzieś za oceanem- żyły sobie dwie małe dziewczynki. Były do siebie bardzo podobne: każda z nich miała swoje marzenia i cele, obie miały kochające matki i łączyła je przyjaźń.
Tylko, że tak to już jest na tym świecie, że ludzi których tak wiele łączy, równie wiele dzieli. A co takiego dzieliło Sarę i Hetty? W szczególności dwie sprawy: kolor skóry i 500 dolarów.
"Czarne skrzydła" to cudowna powieść o ludzkiej godności, o walce o prawa, tych którym odmawia się wolności. Sue Kidd Monk wyciąga z kart historii dwie niezwykłe kobiety, które nie tylko aktywnie popierały abolicjonizm, ale stworzyły również podstawy feminizmu- ideologię obecnie obrzucaną błotem i kompletnie nierozumianą.
To książka, która powinna stać się obowiązkową lekturą dla wszystkich kobiet, zwłaszcza tych, które uważają feminizm za głupotę i twierdzą, że dobrze im w domu- bo nie oto w tym chodzi.
Polecam
Dawno dawno temu, gdzieś za oceanem- żyły sobie dwie małe dziewczynki. Były do siebie bardzo podobne: każda z nich miała swoje marzenia i cele, obie miały kochające matki i łączyła je przyjaźń.
Tylko, że tak to już jest na tym świecie, że ludzi których tak wiele łączy, równie wiele dzieli. A co takiego dzieliło Sarę i Hetty? W szczególności dwie sprawy: kolor skóry i 500...
2015-05-23
C.S. Lewis to nazwisko, które mówi bardzo wiele. Pisarz ten jest nazywany jednym z "ojców fantastyki". Jednak autor "Opowieści z Narnii" był na swój sposób teologiem.
"dopóki mamy twarze" to fascynujący traktat filozoficzny. Jest to historia zaprzeczeni wierze, a jednocześnie głębokim jej poszukiwaniu.
Powieść przyjmuje formę oskarżenia, wniesionego przez narratorkę przeciw bogom. Historia zainspirowana losami mitycznej Psyche i jej dwóch sióstr, staje się w wykonaniu Lewisa wykładnią wierzeń chrześcijańskich.
W "dopóki mamy twarze" czytelnik znajdzie całą game uczuć, emocji i barw. Co ciekawe można tu wyczuć nawet dźwięki. Ta historia wciąga od pierwszej strony, nie daje ani chwili nudy(tak to przynajmniej odbieram ja). Jest jednak spokojna i opanowana.
Na zakup książki miałam ochotę od paru lat, ale dopiero niedawno udało mi się wcisnąć przycisk "Zamów". Nie żałuję, ponieważ spędziłam nad nią bardzo miło czas i jestem pewna, że moja domowa biblioteka nie jednej osobie ją zaoferuje.
Mam tylko pretensje w sprawie okładki, która(chociaż całkiem ładna) kompletnie nie oddaje treści. To nie tylko moje zdanie, bo prezentując okładkę paru osobom, przeczytałam im na głos opis i wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że te zdjęcie nie pasuje.
Podsumowując: to wspaniała książka, która będzie idealną lekturą dla każdego kto lubi myśleć, rozmyślać, zastanawiać się itd. Jest to piękna głęboka powieść, niekoniecznie dla osób oczarowanych "Opowieściami z Narnii", które są przeznaczone dla dzieci. "dopóki mamy twarze" jest dziełem bardzo wyważonym, dorosłym i przemyślanym - widać iż jest to dzieło literackiego geniusza.
Gorąco polecam
C.S. Lewis to nazwisko, które mówi bardzo wiele. Pisarz ten jest nazywany jednym z "ojców fantastyki". Jednak autor "Opowieści z Narnii" był na swój sposób teologiem.
"dopóki mamy twarze" to fascynujący traktat filozoficzny. Jest to historia zaprzeczeni wierze, a jednocześnie głębokim jej poszukiwaniu.
Powieść przyjmuje formę oskarżenia, wniesionego przez narratorkę...
2016-12-12
Przeczytałam 4 tomy "Szklanego tronu", wszystkie nowelki i jestem z powrotem w połowie pierwszego tomu.
Innymi słowy: uwielbiam Sarah J. Maas i nie mogłam ominąć "Dworu cierni i róż".
Choć próbowałam z całych sił. Dlaczego? Nie mam czasu na po-czytelniczego kaca, z którym niestety wciąż się mierzę(stąd też powrót do "Szklanego tronu"), a może na szczęście.
Zaryzykuję i stwierdzę, że "Dwór cierni i róż" jest dużo lepszy od poprzedniej i wciąż trwającej serii pisarki.
Feyra jest najmłodszą z trzech sióstr, w rodzinie, której upadek z powodu długów nastąpił wiele lat temu, gdy była jeszcze małą dziewczynką. My poznajemy ją podczas polowania, na które wybiera się, ponieważ jest jedyną żywicielką rodziny(starszych sióstr i kulawego ojca).
W lesie spotyka olbrzymią bestię - wilka, którą zabija bez szczególnego powodu.
I zaczynają się problemy!
Fabuła powieści jest oparta na baśni "Piękna i Bestia", ale uważny czytelnik dostrzeże w niej wiele innych inspiracji, szczególnie widoczny był dla mnie motyw mitycznej Psyche(ale nie tak szybko).
Maas bawi się konwencją baśni i mitów, plącze wątki, niejednokrotnie sięgając po oklepane rozwiązania i robi to z niezwykłą gracją. W tak często poruszanych tematach, mogłaby ślizgać się jak po lodzie, ale nie mam wątpliwości, że moja ulubiona pisarka dobrze naostrzyła łyżwy.
Choć "Piękna i Bestia" została w całości przedstawiona w tej historii(i to ze szczegółami), to bardzo ucieszyła mnie głęboka analiza psychologiczna bohaterów, jakby nie patrzeć drugoplanowych(Wiwat siostrzyczki!). Podobało mi się też to, że miałam wątpliwości czy aby na pewno akcja potoczy się określonym torem.
To co absolutnie zachwyciło mnie w "Dworze..." to świat przedstawiony.
Takie stwierdzenie, jak w powyższej linijce chyba nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło(i za to powieść dostała 10 gwiazdek).
Jestem słuchowcem i kinestetykiem, a nie wzrokowcem. Wszelkie opisy mnie męczą, nie znoszę świata przedstawionego, który za bardzo różni się od tego mi znanego, jeśli książkę czytam po raz drugi to omijam te fragmenty. Więc jeśli czytałam opisy z przyjemnością i potrafiłam sobie to wyobrazić, to można powiedzieć, że zdarzył się cud(nie będę więc odbierać Wam radości czytania, opisując swoje dalsze wrażenia w tej kwestii). Jestem więc zachwycona.
Akcję powieści podzielić można na dwie części.
Część pierwsza, to krótko mówiąc "Piękna i Bestia". Poznajemy w szczegółach dwór, w którym zamieszkuje Feyra, jego mieszkańców i samą bohaterkę(o której rozpiszę się później). Historia posuwa się powoli i stopniowo wtajemnicza czytelnika w skomplikowany świat fae(pojęcie znane bardzo dobrze czytelnikom "Szklanego tronu", autorka zdaje się uwielbiać te stworzenia, a ja nieszczególnie ją w tym popieram, mimo to czytam dalej).
W spokojnie toczące się życie bohaterów, wciąż wcina się skrywana mroczna tajemnica Tamlina(o którym też się rozpiszę, ale wspomnę teraz, że jest to oczywiście odpowiednik naszej baśniowej Bestii).
W połowie następuje zwrot o 180 stopni, ponieważ docieramy do chwili, w której powinien nastąpić szczęśliwy koniec baśni. Oględnie mówiąc: tak się nie dzieje. I za to kocham czytać książki Sarah Maas! Myślę, że zbliżam się do końca opowieści i kubłem zimnej wody jestem uświadamiana, że jednak nie.
Cześć druga, to mieszanka najróżniejszych motywów, znanych z baśni, mitów i legend. Przeważa historia Psyche(spokojnie nie będzie wrednej teściowej, ale i tak znajdzie się pewne paskudne babsko). Świat fae ukazuje drugą, mroczniejszą twarz... I to tyle, więcej nie powiem.
Czas wziąć się w karby z bohaterami. Czyli elementem, który absolutnie uwielbiam w "Szklanym tronie"(tak Aelin, to Aelin, ale kocham i ją i Doriana i Lyssandrę i całą resztę, poza Rowanem). I tu chyba pojawia się największy mankament powieści. To nie tak, że postacie są kiepskie. Jednak trzeba wiele stron, aby się do nich przekonać.
Feyra potrzebowała prawie połowy tomu, abym poczuła do niej sympatię. Nie jest podobna do nad-wszystko Caleany, co pewnie jest jej zaletą(choć Caleanę uwielbiam, to wiem, że jest przecholowana). Feyra nie ma tego czegoś, co zjednałoby jej czytelnika ze startu. Dopiero z czasem nabiera kolorytu. I budzi podziw. Jednak moje serce dla niej, zdobyły jej "złe" siostry, rozwiązanie tego wątku jest moim zdaniem najlepszym pomysłem autorki(zresztą obie dziewczyny okupują razem drugie miejsce wśród moich ulubionych bohaterów powieści).
Tamlin mnie nie przekonuje i ewidentnie coś z nim nie gra. Antypatię budzi też nazbyt widoczne skojarzenie z Rowanem(który miał swoją szansę, zmarnowaną szansę). Coś jest na rzeczy, nie lubię takich zbyt doskonałych postaci.
Nie, nie będę nic mówić o Rhysie i Lucienie. Wystarczy tyle: oni zdobyli moje serce z marszu(kolejno pierwsze i trzecie miejsce).
Mogłabym się rozpisywać w nieskończoność(zwłaszcza nad martwiącym mnie brakiem prawdziwych mężczyzn, plagą opanowującą w zastraszającym tempie również świat literatury i widoczną w tej powieści(w której pierwsze skrzypce grają aż dwie kobiety)), ale wtedy ta recenzja byłaby jeszcze jakieś trzy razy dłuższa, więc POLECAM.
PS: Należałoby dodać do ogólnej opinii, że powieść zdecydowanie nie jest skierowana do zbyt młodych czytelników. Jest w niej sporo pikantnych scen i brutalności(ale u Maas to nie nowość).
Przeczytałam 4 tomy "Szklanego tronu", wszystkie nowelki i jestem z powrotem w połowie pierwszego tomu.
Innymi słowy: uwielbiam Sarah J. Maas i nie mogłam ominąć "Dworu cierni i róż".
Choć próbowałam z całych sił. Dlaczego? Nie mam czasu na po-czytelniczego kaca, z którym niestety wciąż się mierzę(stąd też powrót do "Szklanego tronu"), a może na szczęście.
Zaryzykuję i...
2017-04-22
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je przeskoczył.
Spodziewałam się tego co zawsze od Sarah dostaje - szybkiej i rozbudowanej fabuły i genialnych postaci pierwszego i drugiego planu, które zapełnią mi rozrywkę i masę emocji na kilka zbyt krótkich godzin. I tak było.
Ale bohaterów tego drugiego planu naprawdę pokochałam. Jeśli kogoś tu w ogóle mogę nazwać drugoplanowym bohaterem.
Bowiem widzicie, moim zdaniem najodpowiedniejsza wizytówką dla twórczości Sarah J. Maas są pewne pamiętne dwie strony drugiego tomu "Szklanego tronu", na których poznajemy bohaterkę, która nigdy wcześniej ani nigdy później się w serii nie pojawia, nie znamy nawet jej imienia... a jednak ona tam jest i to czujemy i...
Każdy z bohaterów tej pisarki żyje i boli nazywanie go drugoplanowym. Postać drugiego planu to znajomy, postać pierwszego planu to przyjaciel(nawet gdy go nie lubimy), którego znamy jak własną kieszeń.
Aby wytłumaczyć mojej mamie, dlaczego jej córka od grudnia tacha za sobą grube tomiska serii "Szklany tron" choć już przecież je czytała, a następnie zabija na miejscu wzrokiem, za jakąkolwiek przeszkodę w czytaniu "Dworu mgieł i furii" i wyrazić swój zachwyt, powiedziałam tak:
"Mamo ona pisze jak Sienkiewicz!"
(co w języku tak jednej, jak i drugiej z nas jest największym możliwym komplementem dla pisarza, jaki można wyrazić słowami).
Właściwie, to muszę się przyznać, że każdy pisarz jest przeze mnie oceniany za pomocą porównania do Sienkiewicza, a każdy bohater przyrównywany do bohaterów jego trylogii.
Tak więc Feyra w pierwszym tomie odgrywała wedle zamysłu pisarki rolę Belle, ale w mojej głowie została Skrzetuskim, a Tamlin został Heleną(co nie jest chyba zbyt dobrą wróżbą).
Ale tak naprawdę to liczy się w książce pojawienie postaci takiej jak Zagłoba. I w "Dworze(...)" on jest(w dodatku w liczbie mnogiej(a i nie chodzi o podobieństwo w kwestii braku jednego oka)).
Chyba czas na recenzję właściwą:
Feyra walczy ze stresem pourazowym, swoim nowym ciałem i niechęcią do wszystkiego, co wiąże się z jej nadchodzącym ślubem z Tamlinem(którego nadal nie cierpię, zresztą wiedziałam, że coś z nim nie tak). Nadchodzi ślub, ona wygląda jak beza i...
w odwiedziny wpada Rhys(którego dla odmiany uwielbiam, jak chyba wszystkie czytelniczki).
Z Tamlina wyszła świnia, zresztą już wcześniej pokazywał tego zaczątki. Nie wiem jak Feyra(to znaczy wiem, bo już przeczytałam, ale Wam nie powiem), ale ja wyznaję zasadę: jak mnie nie chcesz jaką masz, to nie będziesz mieć wcale.
Koniec i kropka
Szkoda, że nad Tamlinem nie taka kropka(ale cicho sza!)
Dwór Nocy niestety już mnie tak opisami nie zachwycał, jak w poprzednim tomie Dwór Wiosny i okolice, ale opisy w końcu musiały mi się znudzić(poprzednio za ten element przydzieliłam 10 gwiazdek).
Fabuła, fabułą. Nic ponad powyższe nie powiem, bo widzicie: za często autorka zmienia sytuację, aby nie spoilerować. Ważne, że siostrzyczki wróciły do gry! i to na dobre...
Muszę Wam powiedzieć, że TO TRZEBA PRZECZYTAĆ
Tak na marginesie, nowi bohaterowie to moi nowi ulubieńcy(co nie zmienia faktu, że 1. Rhysand; 2. siostrzyczki; 3. Lucien pozostało na swych miejscach), kocham Dwór Snów, a Amrena w mojej głowie ma twarz i sylwetkę pewnej projektantki mody z filmu "Iniemamocni" - kto oglądał, ten zrozumie.
Nadal nie przepadam za Feyrą choć jest świetnie poprowadzoną bohaterką, która ma swoje wzloty i upadki, wady i zalety, mocne i słabe strony, a jej odczucia i reakcje są tak autentyczne. Nie przepadam, ale parę razy oklaski dostała(zwłaszcza jak coś sobie w głowie zaczęła układać). Jej zmiana jest bardzo widoczna i trzymam kciuki na przyszłość.
"Dwór cierni i mgieł" jest drugim tomem trylogii, co ponoć nadal aktualne pozostaje i w co trudno mi uwierzyć. To oznacza, że następny tom będzie ostatni, ale przepraszam niby jakim prawem? Wiem, że autorka wydaje grube tomy, ale trzeci będzie musiał być chyba grubości "Don Kichota"(którego nie czytałam, ale widziałam te jakże "małe" tomiszcze w Empiku), aby to wszystko, co się zaczęło, sensownie, klarownie i zgodnie z oczekiwaniami na odpowiednim(czytać: najwyższym) poziomie zakończyć.
Nie mogę się doczekać.
Polecam(tak Sarah J. Maas, jak i Sienkiewicza, po jej zakończeniu do powtórzenia)
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je...
2017-05-22
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji proszę nie czytać, jeśli nie czytaliście jeszcze tomów poprzednich.
Polecam
"Imperium burz" niestety mógł otrzymać tylko ocenę 10/10. Dlaczego niestety? Bo mi się skala skończyła. W sumie ostatnie trzy tomy serii(z tą włącznie) utrzymuje się na jednym poziomie, więc jeszcze mogę to wytrzymać(gorzej sprawa ma się z "Dworem(...)").
W tej części przewija się multum postaci i dzieje się tyle, że nie wiadomo na którym wątku się skupić. W dodatku serce moje, biednego czytelnika jęczało parokrotnie z rozpaczy i nie było w stanie płakać, ponieważ autorka postanowiła wzloty i upadki, radości i tragedie tak poprzeplatać, że nie miałam czasu skupić się na konkretnym uczuciu, bo zaraz wpadałam w kolejne i jedynym sposobem na cieszenie się daną chwilą było chwilowe od lektury się oderwanie(jak wiadomo niemożliwe). Na szczęście moja rodzina widziała w jakim jestem stanie(zwłaszcza przy końcu) i była wyrozumiała dla tych dziwnych wahań nastrojów(to znaczy mama była, bo brat nie rozumiał czemu chcę go zamordować za znalezienie się między mną a książką).
Aelin nie ma czasu na wytchnienie. Czy komuś nie podobało się idylliczne zakończenie "Królowej cieni"(mi się podobało)? W takim razie zapewniam, że piąty tom rujnuje wszystkie nadzieje baśniowe rozwiązanie problemów. Rozpoczyna się wojna.
Czas nawiązać nowe sojusze, pościągać długi, odnaleźć starych przyjaciół i zaciekłych wrogów. Pora przewartościować konkretne znajomości i zrewidować poglądy.
Jeśli do tej pory nie przeczytaliście nowelek z "Zabójczyni", to nadszedł czas aby to w końcu nadrobić. I to czas najwyższy! Bo stracicie sporo radości przy czytaniu "Imperium burz" w momentach pojawienia się pewnych imion i za nimi samych bohaterów.
Ciekawym odkryciem tego tomu są Lorcan i Elide, których ścieżki niespodziewanie się schodzą(oj, schodzą), którzy(a przynajmniej Elide) nie byli szczególnie pasjonujący w "Królowej cieni".
Osobiście kocham przekomarzania Aediona i Lysandry, nadal uwielbiam każdy moment, kiedy Aelin wchodzi w rolę zabójczyni bądź królowej i cieszę się nieobecnością w tej części Chaola(choć podejrzewam, że w kolejnym się to pewnie zmieni).
Z mojej strony nastąpiła jedna pewna i jedna nowa reakcja na dwie postacie.
Doriana uwielbiam od pierwszej części(zdecydowanie mój ulubiony bohater z racji książek i bałaganu w pokoju) i jestem przeszczęśliwa, że tym razem było go naprawdę dużo. Jego stosunki(mogę już mówić o związku?) z pewną wiedźmą zapowiadają się całkiem ciekawie.
Druga reakcja dotyczy Rowana - otóż polubiłam gościa. I nie wiem dlaczego. Może dlatego, że kiedy na parę stron oddalił się od Aelin, to nagle nabrał na powrót charakteru, za czym przyszła moja sympatia(no i te zakończenie(taka piękna akcja, a później...) o którym nic nie wspomnę).
W celu przetrzymania czasu do premiery "Imperium burz" musiałam na nowo przeczytać wszystkie poprzednie tomy i wspomóc się jeszcze drugą serią pisarki, czyli "Dworem cierni i róż". Zastanawiam się jak wytrzymam do pojawienia się tomu szóstego, który wydaje się na tę chwilę tak daleki...
Pewnie znowu zacznę od początku(na szczęście gdzieś po drodze ma się pojawić finish "Dworu(...)"). Ah...
Kocham, kocham i kocham...
No i polecam
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji...
2017-11-23
"Jej Wysokość Marionetka" to finał trylogii "Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury. Oba poprzednie tomy przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Pierwsza część była historią Twylli, która jako potomkini bogów, Daunen Wcielona mieszkała w zamku Lormere i była zaręczona z następcą tronu. Na skutek manipulacji i oszustw bliskich jej osób jej życie skrajnie się zmieniło.
Druga część "Śpiący książę", to historia Errin, siostry Liefa-ukochanego Twylli, a jej akcja dzieje się w kilka miesięcy później po finale pierwszej.
Los obu bohaterek splótł się z sobą już w drugim tomie przygód, ale szybko zostały brutalnie rozdzielone. Teraz każda z nich musi radzić sobie z nowymi wyzwaniami.
Errin zostaje uwięziona przez Aureka(Śpiącego Księcia) w zajętym przez niego zamku Lormere, ale nie poddaje się i dalej szuka sposobu na: zabicie go, ucieczkę, uwolnienie Silasa... W każdym razie ma sporo do roboty, ale sama nie jest...
Errin przypadła zaledwie 1/3 narracji w tym tomie, ale wykorzystała je w pełni. I choć jej punkt widzenia zajmuje środkową część książki, to początkowe rozdziały są rozdzielane krótkimi epizodami z jej losów.
Dziewczyna budzi naprawdę sporo sympatii i choć jej romansik jest od czapy to szczególnie nie przeszkadza.
Mówiąc szczerze, choć polubiłam Errin i uważam, że II tom trylogii był lepszy od I, to jednak miałam nadzieję, że finał trylogii będzie poświęcony w większej mierze Twylli. I tak się stało.
Córka Zjadaczki Grzechów znajduje się na początku "Jej Wysokości Marionetki" w sytuacji nawet gorszej od Errin. Została sama w podziemnym mieście, które stało się już jedynie miastem trupów. Otacza ją śmierć i pustka, a w jej głowie biją się myśli. Teoretycznie wie już wszystko, ostatnia rozmowa z matką dała jej oczekiwaną prawdę, ale co z nią zrobi? I jak ma zrozumieć ludzi, których los postawił na jej drodze?
W finale trylogii autorka świetnie wytonowała z sobą wydarzenia i nadała im właściwe tempo. W tym tomie, zaledwie trochę obszerniejszym od poprzednich, dzieje się naprawdę wiele. Pisarce udało się to jednak zgrabnie sklecić w całość i ani przez moment nie mogłam marudzić na to, że dzieje się za mało bądź za dużo. Pani Salisbury doszła też do mądrego wniosku, że nie wszystko trzeba opisać bądź streścić, a po prostu zostawić w spokoju. Więc w miejsce szczegółowych działań powstańców i relacji z podróży, poświęciła miejsce na psychikę bohaterów.
O głównych bohaterkach już pisałam. Są to postacie kobiece, jakie chciałabym stale spotykać na kartach książek. Z przyjemnością stwierdzam, że te panie nie mają problemów z problemami z powodu problemów. I zamiast rozwodzić się nad swoimi uczuciami - rozmawiają. Piękne.
Trzecią bohaterką, o której nie mogę nie wspomnieć jest Nadzieja. To dojrzała i rozsądna kobieta, która robi w tej historii nie tylko za mentorkę młodocianych, ale i wojowniczkę z ogromnym doświadczeniem i ostrym charakterem. Kilka scen z jej udziałem i książka zyskuje na jakości.
Ale, ale... Panie grają pierwsze skrzypce, ale męska część bohaterów też robi ile może, aby nie zostać definitywnie zepchniętym na margines.
Lief to typ faceta, który wszędzie wlezie i wszyscy mają go szybko dosyć. W życiu rzeczywistym są to osoby niezwykle nieznośne, ale w książkach często wypadają pozytywnie. Powód? To proste: to co nas irytuje, gdy musimy to znosić osobiście, na odległość bawi i dodaje smaku do historii. Ale nie tym razem. Lief to jedna z bardziej zagadkowych postaci powieści młodzieżowych w ostatnim czasie, co mu siedzi w głowie pozostaje tajemnicą, ale z pewnością ta gnida napędza akcję w całej trylogii.
Aurek, czyli sam Śpiący Książę we własnej osobie, to czarny, wręcz diaboliczny charakter, który w tej książce jest głównym złym i to by było na tyle. Tego pana w książce jest tyle co kot napłakał, a może i mniej. Zdecydowanie najsłabszy element historii.
Merek, czyli mój ulubiony bohater tej historii, z którego powodu zdenerwowałam się w drugim tomie, na szczęście żyje. I byłam pod dużym wrażeniem tego, jak dojrzała jest to postać. Młody król jest niezwykle dobrze napisanym bohaterem, który potrafi podejmować mądre, przemyślane decyzje i jest przeuroczy. Jeśli wrócę(a wrócę) do tej trylogii, to głównie dla niego.
Podsumowując całą trylogię, to zdecydowanie jest ona moją numer 1(na współę z "Malfetto") w tym roku serią fantasy.
Po pierwsze to trylogia, a trylogia jest uznawana przeze mnie za najlepszą formę serii. A po drugie wypadła naprawdę świetnie na tle innych, a autorka stworzyła niesamowitą historię, umieszczając ją w zrozumiałym i przedstawionym w pełni świecie.
Dodatkowo(jak na ironię) napisała trzeci, finałowy tom serii, tak jak miała to zrobić Victoria Avejard, co tej drugiej zdecydowanie nie wyszło(czasem to dobrze, że seria nie robi zbyt dużo szumu, przynajmniej pisarze nie kombinują, jakby tu z(a)robić więcej;)).
Całą trylogię
POLECAM
i to z serduszkiem
PS: Takie tam a propos. W tym tomie jedna z bohaterek pobiła chyba jakiś rekord w zmienianiu koloru włosów w jednym tomie. Z moich obserwacji wynika, że bohaterki robią to góra dwa razy na serię, a ścinają włosy raz na serię w ramach zasady: zmienię swoje życie - zacznę od fryzury. Z jakiegoś powodu zwykle zmienianie swojego życia kobiety zwykle zaczynają od fryzury, nie rozumiem tylko dlaczego zwykle na tym też ten proces kończą(a jestem kobietą). Na szczęście w tym wypadku tak do końca nie było...
Choć(spojler spojler spojler) zaczynam tęsknić za ślubami na końcu bajki:(
"Jej Wysokość Marionetka" to finał trylogii "Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury. Oba poprzednie tomy przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Pierwsza część była historią Twylli, która jako potomkini bogów, Daunen Wcielona mieszkała w zamku Lormere i była zaręczona z następcą tronu. Na skutek manipulacji i oszustw bliskich jej osób jej życie skrajnie się...
2014-06-30
Łał! Naprawdę niesamowita, poryczałam się! I wiem już, że na pewno pójdę do kina na ekranizację.
23.03.2015- Dziś przyszedł czas na uzupełnienie powyższej, bardzo emocjonalnej, nieskładnej i napisanej minutę po skończeniu powieści( a przez to nie obiektywnej) opinii.
Nie, nie mam zamiaru zmienić oceny, dziesięć gwiazdek się należy i kropka Mimo, że od przeczytania tej lektury minął już prawie rok, wciąż jestem pod jej wielkim wrażeniem. Po prostu myślę, że należy coś tutaj dodać.
Zacznę od tego, że tak jak wcześniej się zarzekałam, tak do kina pojechałam i wyszłam tak samo zapłakana jak po przeczytaniu książki.
Mia jest zwyczajną nastolatką, wkraczającą w dorosłość, ma swoje wzloty i upadki. Do niedawna myślała, iż najtrudniejszą decyzją jaką przyjdzie jej, w najbliższym czasie podjąć, będzie wybranie drogi życiowej- czy wyjedzie na studia muzyczne na drugim krańcu kraju czy zostanie w rodzinnym stanie i spędzi życie z Adamem z którym chodzi już od dwóch lat? Jest to dla niej trudne, ale jeszcze trudniej będzie dla niej wybranie pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy tymi których straciła, a tymi którzy zostali. Życie bywa okrutne.
Mia będąc w zawieszeniu między dwoma światami musi znaleźć odpowiedź na pytania: Jak potoczy się jej życie jeśli zostanie? Czy udźwignie ciężar straty? Czy nie lepiej będzie jeśli się podda i powędruje w strony nieznane za swoimi bliskimi?
To książka przy której płacze się wraz z główną bohaterką, gdy odkrywa, właśnie co odkrywa? Tego nadal nie wiem. Straciła wszystko, a jednak chyba zostało jeszcze coś, jakiś powód dla którego warto zostać. Co liczy się w młodym życiu? Jak podjąć decyzję, której nie będzie się później żałować? "Jeśli zostanę" zachęca do refleksji na ten i inne tematy. Jest też zarazem portretem zwyczajnej, szczęśliwej rodziny, ta książka pokazuje piękno wspólnego czasu spędzonego z rodzicami, rodzeństwem i innymi bliskimi, których tak często się nie docenia. A co jeśli nagle przyjdzie nam stracić kogoś z nich? Czy patrząc w przeszłość będziemy mogli wspominać piękne spędzone z nimi chwile? Czy może będziemy żałować, że nie spędzaliśmy z nimi więcej czasu albo na myśl będą nam przychodzić kłótnie, nieporozumienia i przykre słowa? Warto o tym myśleć już zawczasu.
Ze względu na te aspekty powieści Gayle Forman polecam książkę pod tytułem "Jeśli zostanę", a nie wymyślonym przez jakiegoś tępaka "Zostań, jeśli kochasz"- który budzi u mnie nieprzyjemne uczucie przymusu do takiej, a nie innej decyzji. Z pewnością, jeśli pisarka postanowi napisać jeszcze jakąś książkę, to będę pierwsza która wrzuci ją na półkę: Chcę przeczytać
Łał! Naprawdę niesamowita, poryczałam się! I wiem już, że na pewno pójdę do kina na ekranizację.
23.03.2015- Dziś przyszedł czas na uzupełnienie powyższej, bardzo emocjonalnej, nieskładnej i napisanej minutę po skończeniu powieści( a przez to nie obiektywnej) opinii.
Nie, nie mam zamiaru zmienić oceny, dziesięć gwiazdek się należy i kropka Mimo, że od przeczytania...
2015-12-04
"Karuzela uczuć" to druga książka Jodi Picoult, która mi wpadła w ręce. Okazała się warta uwagi na równi z "Bez mojej zgody".
Jodi Picoult ma talent do znajdywania trudnych tematów dla swoich powieści i pierwszorzędnego ich przedstawienia, zarówno pod względem stylu i treści, jak wątków prawnych. Naprawdę zdziwiłam się, dowiedziawszy iż nie ma wykształcenia prawnego, a humanistyczne. Przecież już po raz drugi przeczytałam w jej książce świetne sceny sądowe i mowy prawnicze, a z opisów reszty powieści dedukuję, że nie trafiłam na jedyne.
Emily i Chris wychowywali się w swoim sąsiedztwie, prawie jak rodzeństwo. Właśnie - prawie. W pewnym momencie przyjaźń i braterskie przywiązanie Chrisa przeradzają się w coś nowego, głębszego i przez ponad dwa lata wydaje się, że dzieje się tak również z Emily. Jednak nie wszystko idzie po myśli rodziców "młodej pary".
Kiedy w środku nocy w obu domach rozlega się dzwonek telefonu, a głos w słuchawce wzywa ich do szpitala, świat czwórki rodzicieli, przyjaciół, sąsiadów wywraca się do góry nogami. Chris jest ranny, Emily też? Nie, Emily nie jest ranna. Ona nie żyje.
Pakt samobójczy? A może morderstwo? Czy może istnieć inne wytłumaczenie? Wszyscy chcieliby się tego dowiedzieć(oprócz prawnika rzecz jasna, on woli nie wiedzieć), ale PRAWDĘ znają tylko dwie osoby, a jedna z nich nie może już nic powiedzieć.
To właśnie staje się tematem powieści - PRAWDA. Czym jest? Jak stwierdzić co ją pokazuje? I czy można jej wierzyć?
Powieść jest świetna, naprawdę porusza wszystkie struny uczuć. Rozkłada na części każdą postać. Emocje, odczucia bohaterów są częścią elementarną historii i zsuwają na dalszy wszystko inne, nawet tajemnicę Emily.
Polecam
"Karuzela uczuć" to druga książka Jodi Picoult, która mi wpadła w ręce. Okazała się warta uwagi na równi z "Bez mojej zgody".
Jodi Picoult ma talent do znajdywania trudnych tematów dla swoich powieści i pierwszorzędnego ich przedstawienia, zarówno pod względem stylu i treści, jak wątków prawnych. Naprawdę zdziwiłam się, dowiedziawszy iż nie ma wykształcenia prawnego, a...
Czytałam to nieskończoną ilość razy i zawsze śmieje się przez całą książkę i płaczę na koniec. Nie tylko z powodu smutnego zakończenia, ale też dlatego że to koniec książki!
Czytałam to nieskończoną ilość razy i zawsze śmieje się przez całą książkę i płaczę na koniec. Nie tylko z powodu smutnego zakończenia, ale też dlatego że to koniec książki!
Pokaż mimo to
Sytuacja patowa - sytuacja, z której nie ma dobrego wyjścia, nie da się podjąć decyzji słusznej. Właśnie w takim położeniu znajduje się rodzina Fitzgeraldów. Rodzice muszą wybrać pomiędzy dobrem jednej ze swych córek, a życiem drugiej. Anna toczy walkę, w której nie jest pewna czy pragnie zwycięstwa. Jeff już dawno przestał się liczyć dla kogokolwiek, nawet siebie. I jest jeszcze Kate - siedemnastolatka umierająca na białaczkę promielocytową od drugiego roku życia, dziewczyna, której udało się żyć dłużej niż ktokolwiek by się spodziewał, ale teraz jej własny organizm mówi: STOP.
Ta historia jest wstrząsająca, przerażająca. Czytelnik zadaje sobie nie tylko pytania: o to co będzie dalej, co zrobią postacie, jak potoczy się proces, czy Kate umrze? -zastanawia się raczej: co bym zrobił/a będąc na miejscu którejś z postaci? Czy ktoś potrafi sobie odpowiedzieć zgodnie z prawdą?
Sama fabuła nie jest głównym tematem tej książki. Ona została napisana by zadawać pytania. Pytania bez odpowiedzi. Tak dokładniej - bez właściwej odpowiedzi. Uczyłam się w gimnazjum etyki. Etyka jest nauką o moralności. Co jest moralne, a co właściwe? Brak odpowiedzi. Co jest ważniejsze samo życie czy jego jakość? Brak odpowiedzi. Wreszcie główna bohaterka zadaje sobie pytanie: kim jestem? Nie znalazła odpowiedzi.
Jestem pełna podziwu dla tej powieści i sposobu w jaki sposób autorka ukazała w niej emocje i uczucia. To niezapomniane przeżycie, takie książki mogę czytać w nieskończoność.
Z całego serca POLECAM
Sytuacja patowa - sytuacja, z której nie ma dobrego wyjścia, nie da się podjąć decyzji słusznej. Właśnie w takim położeniu znajduje się rodzina Fitzgeraldów. Rodzice muszą wybrać pomiędzy dobrem jednej ze swych córek, a życiem drugiej. Anna toczy walkę, w której nie jest pewna czy pragnie zwycięstwa. Jeff już dawno przestał się liczyć dla kogokolwiek, nawet siebie. I jest...
więcej Pokaż mimo to