-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2011
2020-08
Nie łatwo recenzować klasyki. Tylu ludzi już je czytało, tylu o nich się wypowiedziało, a tu wypadałoby dodać coś niebanalnego, a przynajmniej swojego. Skupię się więc na moich odczuciach podczas lektury. Już po pierwszych stronach zauważyłem, że jest to powieść co najmniej dziwna – wesoła, złośliwa gromadka diabłów urządza sobie wycieczkę do komunistycznej Moskwy, aby… w sumie to tylko psocić. Dochodzi do gargantuicznej ilości sytuacji wręcz absurdalnych, gdyż Woland i jego kompania są wybornymi, chociaż niezwykle złośliwymi, kawalarzami. W całym tym chaosie trzeba się mocno skupić aby czegoś nie przeoczyć, a zapewniam, że nie jest to łatwe, a akcja rozwija się w szalonym tempie. Z czasem historia zaczyna się stawać poważniejsza, pojawiają się również wątki biblijne, ale humor bohaterów i autora nie opuszcza aż do ostatniej strony. W ramach tej historii rozgrywa się jednak druga i czasami odnosiłem wrażenie, że perypetie Mistrza, Małgorzaty i zagranicznych diabłów są tylko pretekstem do jej opowiedzenia. Nie oznacza to, jednak że nie warto się z nimi zapoznać, gdyż Mistrz i Małgorzata to powieść wybitna, choćby ze względu na same postaci bohaterów.
Nie łatwo recenzować klasyki. Tylu ludzi już je czytało, tylu o nich się wypowiedziało, a tu wypadałoby dodać coś niebanalnego, a przynajmniej swojego. Skupię się więc na moich odczuciach podczas lektury. Już po pierwszych stronach zauważyłem, że jest to powieść co najmniej dziwna – wesoła, złośliwa gromadka diabłów urządza sobie wycieczkę do komunistycznej Moskwy, aby… w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05-01
Ta książka, powstała już po śmierci pisarza, z pewnością nie jest tym, co próbował nam zasugerować wydawca. Nie ma ona nic wspólnego z cyklem ,,Autostopem przez galaktykę", chociaż odwołania do kosmicznej sagi pojawiają się w niej od czasu do czasu. Jest raczej pośmiertną autobiografią lub wywiadem rzeką z Douglasem Adamsem. To zbiór krótkich lub bardzo krótkich tekstów o setkach spraw które zajmowały tego autora: o muzyce (bardzo dużo), ekologii, nowoczesnych technologiach, ratowaniu zagrożonych gatunków, o religii (a właściwie jej bezsensie, gdyż autor ,,Autostopem..." był stuprocentowym ateistą) i o ludzkiej naturze i mentalności. Teksty są przeróżne, jedne poważne, inne zabawne i w większości raczej ciekawe. Pozwalają sporo dowiedzieć się o autorze - ja po jej przeczytaniu czułem się, jakbym znał go od lat. Sam ,,Łosoś zwątpienia" zajmuje niewielką część tekstu - ok. 30%. To zabawna, przyzwoicie się zapowiadająca powieść o Dirku Gentlym. Fabuła powieści (wyraźnie jeszcze będącej przed fazą ostatnich szlifów) niestety nagle się urywa, pozostawiając czytelnika zaciekawionego, zdezorientowanego i... rozczarowanego, z poczuciem pustki po czymś, co już prawie mieliśmy i co nagle nam zabrano, co odczuwają pewnie wszyscy fani powieści Dauglasa Adamsa.
Ta książka, powstała już po śmierci pisarza, z pewnością nie jest tym, co próbował nam zasugerować wydawca. Nie ma ona nic wspólnego z cyklem ,,Autostopem przez galaktykę", chociaż odwołania do kosmicznej sagi pojawiają się w niej od czasu do czasu. Jest raczej pośmiertną autobiografią lub wywiadem rzeką z Douglasem Adamsem. To zbiór krótkich lub bardzo krótkich tekstów o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-04
Swoje zdanie o tej książce zmieniałem kilka razy. Po pierwszych opowiadaniach byłem zachwycony – w końcu klimatyczna powieść grozy! Jednak gdy przyszło do lektury kolejnych – często podobnych do siebie opowiadań, fascynacja ta ustąpiła zniżeniu. Dopiero po tym jak przeczytałem bardzo dobre podsumowanie, zrozumiałem, że całość ma głębszy sens. Ale co z tego? Oceniam przecież jakość tekstu, a nie poglądów czy lęków autora… Ocena „Zgrozy w Dunwich” jest niełatwa. To 15 opowiadań, wśród których są prawdziwe perełki (jedno nawet przedstawia świat z perspektywy potwora!); z drugiej strony, są one dosyć powtarzalne. Męczył mnie motyw samotnego badacza, który od początku nie ufa w istnienie sił ciemności, potem zaczyna coś podejrzewać, śledzi je do ich jamy, a następnie niszczy. Wiem już, że celem autora było pokazanie, że to my jesteśmy potworami, ale zupełnie to do mnie nie przemawiało. Tym bardziej, że wszyscy bohaterowie tego tomu reagują zawsze tak samo! Nie brakuje jednak i lepszych historii, takich jak „Kolor z innego wszechświata”. W nich Przedwieczni pokazali swoją prawdziwą potęgę, uświadamiając przerażonym bohaterom i czytelnikom, jak to jest być jedynie pyłkiem na mapie wszechświata. I choćby dla tego fantastycznego klimatu (i kilku pełnych zwrotów akcji perełek) warto „Zgrozę…” przeczytać, chociaż radzę przyjmować ją w małych dawkach.
Swoje zdanie o tej książce zmieniałem kilka razy. Po pierwszych opowiadaniach byłem zachwycony – w końcu klimatyczna powieść grozy! Jednak gdy przyszło do lektury kolejnych – często podobnych do siebie opowiadań, fascynacja ta ustąpiła zniżeniu. Dopiero po tym jak przeczytałem bardzo dobre podsumowanie, zrozumiałem, że całość ma głębszy sens. Ale co z tego? Oceniam przecież...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHobbit, w przeciwieństwie do Władcy pierścieni to wesoła bajka dla dzieci - właściwie bez przemocy (nawet gdy występuje jest przedstawiona łagodnie), pełna czarów (nie na zasadzie ściągania błyskawic i ciskania na adwersarzy kulami ognia, tylko takiej tajemniczej, pięknej i lekkiej), piosenek i humoru. Walki faktycznie się w niej zdarzają, jednak są one jedynie przerywnikiem, tłem, a nie sensem fabuły, którym jest wędrówka, zuchwała wyprawa po skarb z marzeń i żądza przygód.
Hobbit, w przeciwieństwie do Władcy pierścieni to wesoła bajka dla dzieci - właściwie bez przemocy (nawet gdy występuje jest przedstawiona łagodnie), pełna czarów (nie na zasadzie ściągania błyskawic i ciskania na adwersarzy kulami ognia, tylko takiej tajemniczej, pięknej i lekkiej), piosenek i humoru. Walki faktycznie się w niej zdarzają, jednak są one jedynie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-17
2020-07-17
2020-07-17
2010-06
Arcydzieło literatury antycznej. Nawet dzisiaj czyta się je przyjemnie. I chociaż losy śmiertelników są ustalone już od początku, to już bohaterowie są bardzo ciekawymi postaciami. Oczywiście, ich działania są bez znaczenia przy woli bogów, ale to tylko dodaje dramaturgii ich działaniom.
W kwestii fabularnej - jest to w całości epos wojenny. Wątek Parysa i Heleny praktycznie nie istnieje. Liczy się konflikt pomiędzy Achillesem a Agamemnonem, poświęcenie i męstwo Hektora i bohaterskie czyny herosów. Tarcze trzeszczą, włócznie pękają, martwi padają a zwycięscy świętują. Bardzo optymistyczny opis wojny, chociaż Homer nie ukrywał jej czarnych stron (w końcu, Hektor jest gorącym patriotą, Priam to władca mądry i sprawiedliwy, a Parys po prostu się zakochał; Trojanie nie są czarnymi charakterami, o ich upadku zadecydowali okrutni bogowie). Sporo to mówi o greckiej obyczajowości i moralności z ,,Wieków ciemnych".
Arcydzieło literatury antycznej. Nawet dzisiaj czyta się je przyjemnie. I chociaż losy śmiertelników są ustalone już od początku, to już bohaterowie są bardzo ciekawymi postaciami. Oczywiście, ich działania są bez znaczenia przy woli bogów, ale to tylko dodaje dramaturgii ich działaniom.
W kwestii fabularnej - jest to w całości epos wojenny. Wątek Parysa i Heleny...
2014
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia przychodzi policja, informując was, że jesteście aresztowani. Po czym wychodzi. Absurd, farsa, żart. Tak też uznał Józef K. - na chwilę się zdenerwował, po zapomniał o sprawie i wrócił do normalnego życia. Jak się jednak okazało, biurokratyczna machina ruszyła, zmieniając jego życie na zawsze. Zaczął się niekończący ciąg poszukiwania prawników, apelacji do coraz większych instancji, a wreszcie panika przechodząca w paranoję. Ciężko na psychice oskarżonego odbija się sam przebieg procesu - Józef nie wie o co został oskarżony, nie dostaje adwokata, nie zostaje powołany na świadka, nie zna dat posiedzeń sądu... daremne próby dowiedzenia się czegokolwiek powodują tylko dalsze zdezorientowanie i frustrację.
Książka Franza Kawki to przerażające przedstawienie działania władzy, nie tylko w krajach totalitarnych. Pokazuje, że dezorientowanie, straszenie (nawet dyskretne i nieoficjalne) i budowanie aury nie dostojności są najlepszą metodą wywoływania uległości wśród obywateli. Początkowo butny Józef K. zostaje uznany za nieodpowiedzialnego warchoła i odseparowany od społeczeństwa bez najmniejszej ingerencji władzy - w końcu ktoś, kto jest o coś sądzony, a w dodatku okazje takie lekceważenie władzy, musi mieć coś na sumieniu. Najgorsza jest konkluzja jaka przychodzi po zakończeniu lektury - to wszystko wynika z szacunku do prawa!
Lektura ,,Procesu" nie jest lekka, przynajmniej na początku. Jednak gdy już zagłębimy się w tych oparach absurdu, to karykaturalne przedstawienie realiów wymiaru sprawiedliwości naprawdę wciąga, zmuszając do myślenia.
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia przychodzi policja, informując was, że jesteście aresztowani. Po czym wychodzi. Absurd, farsa, żart. Tak też uznał Józef K. - na chwilę się zdenerwował, po zapomniał o sprawie i wrócił do normalnego życia. Jak się jednak okazało, biurokratyczna machina ruszyła, zmieniając jego życie na zawsze. Zaczął się niekończący ciąg poszukiwania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-27
To, że przeczytałem tę książkę traktuję jako spore osiągnięcie, zarówno moje, jak i autora, bo od jakiejś dekady mój kontakt z fizyką ograniczał się do pamiętania, że jeżeli stracę równowagę, to upadnę. Mimo tego, jakoś przebrnąłem przez ten wykład i podejrzewam, że coś z niego zrozumiałem.
Książka ta jest zarówno wykładem z historii badań nad fizyką, jak i opisem aktualnego stanu wiedzy i celów, które naukowcy chcą zrealizować. Bardzo to ułatwia zadanie laikom, gdyż starsze, zdezaktualizowane już często teorie są prostsze i stanowią dobre wprowadzenie do nowszych – złośliwość losu sprawia, że naukowcy nigdy nie odkrywają, że coś jest prostsze niż myśleli i kolejne teorie są coraz bardziej skomplikowane. Autor ubarwił je licznymi przykładami i anegdotami (moja ulubiona, to historia o bezsilności Hawkinga, który nie mógł przekonać swoich adwersarzy, że teoria przedstawiona w jego własnym doktoracie była błędna), co pozwala czasem odsapnąć od zagadnień, od których mózg się gotuje. Mimo starań autora, niektóre fragmenty były dla mnie całkowitą abstrakcją (teoria strun, stożki czasu, spora część fizyki kwantowej). Mimo tego, lektura była dla mnie prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza rozważania na temat osobliwości i natury wszechświata. Bardzo podobały mi się również liczne odwołania do teologii i filozofii (która podobno już nie radzi sobie z tempem rozwoju nauk ścisłych): czy teoria o świecie bez końca i początku wyklucza istnienie Boga? Dlaczego powstał świat? Autor stawia takie pytania i próbuje na nie czasem odpowiedzieć, chociaż robi to bardzo ostrożnie i z wyczuciem. Niekiedy nie rozumiem jego podejścia – zwłaszcza założenia, że skoro stan sprzed wielkiego wybuchu nie ma wpływu na świat obecny, to nie ma potrzeby się tym zajmować, ani stwierdzenia, że skoro prawa fizyki są niezmienne, to Bóg (o ile istnieje) nie mógł ingerować w świat po jego stworzeniu. W końcu, kiedy chcemy przewiesić obraz na ścianie, nie musimy od razu przebudowywać domu. Z kolei świadomość naszej bezsilności w wielu dziedzinach nieco mnie zmartwiła. Lektura tej książki uświadomiła mi, że naukowcy błądzą po omacku – najpierw zauważają coś dziwnego, zgadują co to jest, a potem doświadczalnie potwierdzają lub obalają swe teorie. Każda z nich jest mniej lub bardziej niedokładna i jej udoskonalenie jest kwestią czasu, jednak każda odpowiedź rodzi dziesiątki nowych pytań… I chociaż zrozumiałem jak wiele nie rozumiem, to cieszę się, bo i ja zacząłem zadawać sobie nowe pytania.
To, że przeczytałem tę książkę traktuję jako spore osiągnięcie, zarówno moje, jak i autora, bo od jakiejś dekady mój kontakt z fizyką ograniczał się do pamiętania, że jeżeli stracę równowagę, to upadnę. Mimo tego, jakoś przebrnąłem przez ten wykład i podejrzewam, że coś z niego zrozumiałem.
Książka ta jest zarówno wykładem z historii badań nad fizyką, jak i opisem...
2020-01
Co sprawiło że Homo sapiens zdołali zdominować całą planetę, a nawet wzbić się pomiędzy gwiazdy? I co się z nami stanie gdy je podbijemy? Sprawa jest dosyć złożona, a analiza tego zjawiska wymaga głębokiej znajomości biologii, psychologii, historii i ekonomii. Yuwal Noah Harrari podjął się analizy tego zjawiska, z uporem przekopując się przez kilka dziedzin wiedzy i tysiąclecia historii. Rezultatem jest imponująca praca będąca zwariowanym miksem różnych zagadnień. Podsumować ją jednak można krótko: decydujące były rewolucje: poznawcza, agrarna, naukowa i (w mniejszym stopniu) przemysłowa. Rewolucja poznawcza, czyli zdolność mówienia o rzeczach które fizyczne nie istnieją (którymi według autora są rzeczy jak wolność, pieniądz, dobro i zło, bóg), co pozwoliło ludziom tworzyć idee łączące we wspólnym trudzie całe miliony. Rewolucja agrarna pozwoliła ludzkości osiągnąć populację liczącą miliardy osobników. Rewolucja naukowa, czyli uświadomienie sobie własnej niewiedzy i wybuch rządy poznania świata. Trzecia z nich była jedynie konsekwencją poprzednich, jednak pozwoliła ludzkości zaprząc do pracy siły inne niż moc mięśni.
Autor przedstawia swój wywód w sposób barwny i ciekawy (w dodatku odważny, gdyż człowiek nie jest w nim – przynajmniej początkowo – głównym bohaterem wywodu), chociaż zdecydowanie opowiada się po jednej ze stron biorących udział w debacie, niezbyt chętnie przyjmując argumenty przeciwników. Osobiście niezbyt zgadzam się z poglądami autora, zwłaszcza z jego entuzjazmem do niektórych rodzajów badań genetycznych (wyhodowanie małego neandertalczyka tylko po to, żeby robić na nim eksperymenty to nic złego, ale cierpienie zwierząt hodowlanych już jest potworne), ale nie jest to miejsce na dyskusje w kwestiach niejednoznacznych. Skupię się więc na sprawach w których nie przekonały mnie jego argumenty.
Zaczynając od najstarszych dziejów – jak rewolucja poznawcza mogła zadecydować o zwycięstwie Homo sapiens nad neandertalczykami, skoro sam autor stwierdził, że ci np. wierzyli w życie pozagrobowe czyli – dokonali rewolucji poznawczej! Nie rozumiem również, dlaczego autor stwierdził że dopiero w XV wieku ludzie zaczęli się interesować światem? Nie przekonuje argumentowanie, że starożytni Rzymianie nie czuli potrzeby podbijania daleko położonych terenów (i, wbrew stwierdzeniom autora, jak najbardziej rozumieli ideę turystyki – każdy bogaty senator za punkt honoru stawiał sobie zobaczenie piramid). Otóż odczuwali, ba, wielu cesarzy marzyło o wyprawie do Indii i kontynuowaniu wędrówki śladami Aleksandra; ale w starożytności zwyczajnie nie dało się transportować dużych armii na dalekie akweny, gdyż istniejące w tamtych czasach okręty musiały codziennie przybijać do brzegu. Starożytni i ich potomkowie przeprowadzali nawet typowe ekspedycje badawcze (Irlandię znano już w starożytnej Grecji; Fenicjanie bezskutecznie próbowali opłynąć Afrykę; Aleksandrowi Wielkiemu podczas jego wyprawy towarzyszyli liczni uczeni, którzy mieli skorzystać z mądrości Indii do rozwoju greckiego stanu wiedzy). A czy krucjaty nie były pewnego rodzaju wyprawą badawczą? Przecież przyczyniły się do przeniesienia wielu zdobyczy arabskiej nauki do Europy. Czym więc względem różnili się ci zdobywcy od swoich potomków z XVIII wieku?
Również teoria o tym, jak szkodliwe (z punktu widzenia przetrwania gatunku, nie jednostek!) dla ludzi było rolnictwo budzi moje wątpliwości. Gdyby działalność łowców-zbieraczy było tak wydajna, to ludność osiadła nigdy nie zdołałaby ich zdominować! Z jakiegoś powodu, rolnictwo mogło jednak wyżywić wielkie populacje, a zbieractwo nie…
W paru miejscach autor użył również dosyć dziwnych przykładów. Chociażby stwierdzenie, że podbój Izraela przez Rzymian i późniejsza diaspora doprowadziła do tak wielkich zmian w kulturze Żydów, że król Dawid nie mógłby rozpoznać współczesnego Izraela. Cóż w tym dziwnego? Upłynęły trzy tysiące lat! A czy Iwan Groźny nie zdziwiłby się na widok dzisiejszej Rosji, mimo iż ta nie została przez nikogo podbita po jego śmieci? A co Ryszard Lwie Serce powiedziałby widząc współczesną Brytanię?
W paru miejscach pan Harrari dokonał dziwnych uproszczeń, np. stwierdzając że istotą sporu pomiędzy protestantami a katolikami był konflikt czy miłość Boga jest ważniejsza od dobrych uczynków. Różnice teologiczne są znaczne, ale najważniejszą z nich była kwestia predestynacji, czyli wpływu wolnej woli człowieka na jego zbawienie (protestanci uważają, że Bóg już zdecydował, kto będzie zbawiony).
Z jakiegoś powodu autor uznał również, że osoba cyniczna i pozbawiona wartości i niewierząca w żadne społeczne osoby nie może być chciwa, gdyż zwyczajnie nie wierzy w coś takiego jak bogactwo. Zapomniał jednak, że nawet osoba nie wierząca w moc pieniądza może nim obracać. Dla portugalskich kupców muszle i lusterka nie były cenne, ale wykorzystywali oni to, że ich kontrahenci przyznawali im wartość. Nawet osoba kierowana najprymitywniejszymi popędami będzie ceniła pieniądze, gdyż pozwalają one ich zaspokojenie.
Niezrozumiałe jest również zdziwienie autora, dlaczego kobiety tak rzadko dowodziły armiami i zdobywały władzę. Przykład wodzów-eunuchów, na który się powoływał, był dosyć odosobniony. W większości przypadków, wodzowie, a nawet królowie, brali osobisty udział w walce, nierzadko ponosząc rany lub ginąc, więc nic dziwnego, że kobiety rzadko były w stanie poprowadzić tysiące zbrojnych na wojnę. Na zdominowanie władzy przez przez mężczyzn wpływ miało ich zamiłowanie do ryzyka, które pozwalało im zdobywać najwyższe laury (nawiasem mówiąc, ono też wynika z biologii i szkoda, że właśnie biolog tego nie zauważył!).
Jak widać, zarzutów miałem niemało. Starannie sobie je wynotowałem, jednak była to zaledwie mała część spostrzeżeń autora, które mnie zainteresowały. Ta książka to prawdziwy skarbiec złotych myśli i celnych spostrzeżeń (zwłaszcza w kwestiach ekonomicznych); pewne błędy nie powinny nikogo dziwić. To, że nieraz nie zgadzałem się z autorem, to też swego rodzaju zaleta, gdyż raz za razem autor skłaniał mnie do myślenia.
Co sprawiło że Homo sapiens zdołali zdominować całą planetę, a nawet wzbić się pomiędzy gwiazdy? I co się z nami stanie gdy je podbijemy? Sprawa jest dosyć złożona, a analiza tego zjawiska wymaga głębokiej znajomości biologii, psychologii, historii i ekonomii. Yuwal Noah Harrari podjął się analizy tego zjawiska, z uporem przekopując się przez kilka dziedzin wiedzy i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-06
O „Jądrze ciemności” usłyszałem głównie jako powieści będącej inspiracją dla „Czasu apokalipsy”. Jak się jednak okazało, jest jedynie luźna inspiracja. Przede wszystkim, powieść rozgrywa się w XIX-wiecznym Kongo, a tłem akcji jest nie krwawa wojna, a prowadzony pod płaszczykiem niesienia cywilizacji handel kością słoniową. Pod tym względem, jest to opowieść przerażająca – wszyscy bohaterowie tyle mówią o niesieniu cywilizacji, że można by uwierzyć, że naprawdę w to wierzą. Słowa te rychło okazują się wydmuszką, gdy pobożni misjonarze cywilizacji obojętnie patrzą na umierających z głodu niewolników i bez żalu wyrzucają ich ciała krokodylom na pożarcie.
Szkoda tylko, że główny wątek tej historii jest tylko pretekstem do podróży. A ta ciągnie się żmudnie, niepotrzebnie spłycając opowieść. Dla kontrastu, punkt kulminacyjny jest krótki i niemal pozbawiony konkluzji. Narrator (a właściwie osoba streszczająca narrację) tak długo obiecuje spotkanie z Kurtzem, że po jego nastąpieniu poczułem się tak jak sam Marlowe – rozczarowany i zdezorientowany.
O „Jądrze ciemności” usłyszałem głównie jako powieści będącej inspiracją dla „Czasu apokalipsy”. Jak się jednak okazało, jest jedynie luźna inspiracja. Przede wszystkim, powieść rozgrywa się w XIX-wiecznym Kongo, a tłem akcji jest nie krwawa wojna, a prowadzony pod płaszczykiem niesienia cywilizacji handel kością słoniową. Pod tym względem, jest to opowieść przerażająca –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-04
Była sobie studentka z szeroko pojętej „prowincji”. Dosyć ładna, raczej inteligentna i bardzo pracowita. Zdobyła stypendium w szanowanej uczelni i dostała się na praktyki do Nowego Jorku; wydawałoby się że jest bliska spełnienia marzeń, tylko nieco samotna i… niepewna czego chce w życiu. W zasadzie opis pasuje do połowy współczesnych „dziestolatków”. Większość z nich radzi sobie ze swoimi problemami i znajduje – lepszy lub gorszy – pomysł na życie. Nasza bohaterka, inspiracją dla losów której były faktyczne problemy autorki, przekracza tę cienką linię, dzielącą przejściowego „doła” od otchłani szaleństwa.
Zawarty w książce opis rozwoju i walki z chorobą jest niezwykle sugestywny i w pewnym sense przerażający, gdyż uświadamia, że choroba psychiczna nie jest niczym niezwykłym, czymś co zdarza się tylko niesprecyzowanym „im”. Esther, bo tak na imię narratorce, to całkiem normalna dziewczyna, której – przynajmniej początkowo – zdarzały się normalne rzeczy. Sylvia Plath doskonale wiedziała jak w jaki sposób postępuje depresja, gdyż w 1963 roku, po kilku próbach samobójczych, odebrała sobie życie.
Gdy matkę bohaterki zapytano o przyczynę problemów jej córki, odparła: „to lęk przed utratą talentu. Bała się, że już nigdy niczego nie napisze”. Nie wiem, czy obawy takie byłyby uzasadnione w przypadku Ether, ale Sylvia Plath na brak talentu nie mogła narzekać. Mimo iż niezwykle rzadko czytam „takie” powieści, ba jest to dla mnie tak nietypowe, że nawet za bardzo nie wiem do jakiego gatunku ją przyporządkować, to „Szklany klosz” przeczytałem wręcz z marszu, bardzo niechętnie odrywając się od problemów głównej bohaterki, które – po upływie ponad pół wieku od wydania – nic nie utraciły ze swojej aktualności.
Była sobie studentka z szeroko pojętej „prowincji”. Dosyć ładna, raczej inteligentna i bardzo pracowita. Zdobyła stypendium w szanowanej uczelni i dostała się na praktyki do Nowego Jorku; wydawałoby się że jest bliska spełnienia marzeń, tylko nieco samotna i… niepewna czego chce w życiu. W zasadzie opis pasuje do połowy współczesnych „dziestolatków”. Większość z nich radzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Powieść ta postrzegana jest powszechnie jako przestroga przed komunizmem, czy też ogólnie totalitaryzmem. Przesłanie jej jest jednak głębsze - to opowieść o żądzy i potędze władzy, niezależnej od ustroju i czasów, oraz o bezradności człowieka który nawet nie zdaje sobie sprawy (może i dobrze?) ze swojej kruchości i potęgi systemu którego jest częścią. Jest to też opowieść o miłości. Miłości wyjątkowej - bo przegranej. Co do spraw technicznych, czyta się ją w miarę lekko, chociaż bez rewelacji - fabuła rozwija się powoli, pozwalając czytelnikowi na oswojenie się z systemem. Nawet okrutny finał, chociaż oryginalny i przewidywalny zarazem jest zapowiedziany i można się z nim zawczasu oswoić - chociaż nie pogodzić.
Powieść ta postrzegana jest powszechnie jako przestroga przed komunizmem, czy też ogólnie totalitaryzmem. Przesłanie jej jest jednak głębsze - to opowieść o żądzy i potędze władzy, niezależnej od ustroju i czasów, oraz o bezradności człowieka który nawet nie zdaje sobie sprawy (może i dobrze?) ze swojej kruchości i potęgi systemu którego jest częścią. Jest to też opowieść o...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to