rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przeglądam książki od niedawna dostępne w mojej bibliotece (czytaj powieści, które zostały wydane rok albo kilka lat wcześniej - to sie nazywa publiczna biblioteka na zadupiu) i trafiam na Intruza. Podchodzę sceptycznie, bo to w końcu Stephenie Meyer, autorka powieści, których ekranizacje usypiają mnie w zadziwiająco szybkim tempie. I jak się okazuje rozpływam się w porywającej historii o niebanalnej fabule. Z wolna roztacza się przede mną posępna wizja świata, w której ludzie zostają pozbawieni własnej woli, zdania i duszy. I równie nieśpiesznie odkrywam kolejne zaskakujące wydarzenia delektując się każdą chwilą spędzoną z powieścią. Jestem oczarowana bohaterami, (tak tak wiadomo, że chodzi mi głównie o Iana), w życiu bym się nie spodziewała, że to powiem, ale... chyba sięgnę po Zmierzch. Najwyżej czar pryśnie.

Tak, wiem, że wszyscy to już czytali. Ale moja definicja nowości jest nieco inna, niestety.

niezaginam.blogspot.com

Przeglądam książki od niedawna dostępne w mojej bibliotece (czytaj powieści, które zostały wydane rok albo kilka lat wcześniej - to sie nazywa publiczna biblioteka na zadupiu) i trafiam na Intruza. Podchodzę sceptycznie, bo to w końcu Stephenie Meyer, autorka powieści, których ekranizacje usypiają mnie w zadziwiająco szybkim tempie. I jak się okazuje rozpływam się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu opisu odniosłam nieodparte wrażenie, że powieść będzie schematyczna niczym scenariusz polskiej telenoweli. Kolejny już raz mamy do czynienia z historią idealnej nastolatki, która spotyka na swojej drodze ucieleśnienie ideału w wersji męskiej. Jednak szybko okazuje się, że to, co z pozoru nieskazitelne ma w sobie liczne pęknięcia i rysy.

Życie pięknych i młodych bohaterów nie jest usłane różami. Wręcz przeciwnie - to pasmo nieustającej walki, wyrzeczeń i istna gra pozorów. Brittany jest postrzegana jako bogata panienka, której największy dylemat to wybór koloru błyszczyka czy odprysk na pomalowanym paznokciu. Tymczasem to bardzo wrażliwa, uczciwa i skora do poświęceń nastolatka. Alex -wywołujący spustoszenie, przyspieszone bicie serca i nieopisany strach - w oczach innych jest niebezpiecznym gangsterem, którego najlepiej omijać szerokim łukiem. A jaki jest naprawdę?

„Idelana chemia” to powieść o pozorach, o tych częstych etykietkach, które nierozważnie „przylepiamy”, szufladkując konkretne osoby. Simone Elkeles w błyskotliwy sposób przedstawia historię o uczuciu z pozoru niemożliwym i o dwójce zaszufladkowanych bohaterów, którzy nie mają prawa być razem, bo dzieli ich dosłownie wszystko. Rzadko w młodzieżówkach zdarzają się tak świetnie wykreowane postacie – wieloznaczne, inteligentne i silne. Także narracja nie zawodzi, gdyż historię śledzimy z perspektywy Brittany i Alexa co pozwala nam na drobiazgowe poznanie bohaterów.

Zachwalana przez krytyków, czytelniczki Goodreads i Bóg wie jeszcze kogo „Idealna chemia” rzeczywiście jest warta przeczytania. Ale nazwanie jej współczesną wersją „Romea i Julii” jest równie niedorzeczne co określenie „M jak miłość” najlepszym polskim serialem. Opis książki jednoznacznie dawał do zrozumienia, że będzie to poruszająca do głębi, porywająca, dostarczająca wzruszeń i wielkich emocji powieść o miłości. Byłam na to przygotowana, uzbrojona w dwie paczki chusteczek, przystąpiłam do czytania. Jednak obyło się bez łez. Ani kropli.

Podsumowując, „Idealna chemia” wyróżnia się na tle młodzieżówek naprawdę ciekawą i szczerze przedstawioną historią o wartościach oraz niejednoznacznymi bohaterami, którzy walczą o swoją tożsamość. Nie jest to zapowiadany wyciskacz łez, ale na pewno jest to godna uwagi powieść o miłości, lojalności i przyjaźni.

draggle.blogspot.com

Po przeczytaniu opisu odniosłam nieodparte wrażenie, że powieść będzie schematyczna niczym scenariusz polskiej telenoweli. Kolejny już raz mamy do czynienia z historią idealnej nastolatki, która spotyka na swojej drodze ucieleśnienie ideału w wersji męskiej. Jednak szybko okazuje się, że to, co z pozoru nieskazitelne ma w sobie liczne pęknięcia i rysy.

Życie pięknych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czy to jest miłość? Ta wewnętrzna radość, której nic nie potrafi zburzyć? Świadomość, że kimkolwiek on się okaże, ona chcę być przy nim?"

Od wszystkiego co związane ze Stephenie Meyer starałam się trzymać z daleka. Filmy z Kristen Stewart i Robertem Pattinsonem w rolach głównych sprawiły, że zaczęłam wierzyć w swoje mizerne talenty aktorskie. Ekranizacja bestselleru, która zapewne miała być niezapomnianym seansem, w którym widz pochłonie każdy obraz i dźwięk będący kwintesencją mocnych wrażeń (dobra, trochę przesadziłam) okazał się absorbujący niczym kolejny odcinek telenoweli. I trafił, gdzieś w zakamarki mojej pamięci - w samym środku szuflady z napisem czas stracony.

Pewnie pomyślicie, że jestem masochistką, bo nie dość, że sięgnęłam po kolejną powieść Anny Łaciny, której wcześniejsza książka okazała się dziwacznym tworem, to jeszcze jest to lektura w jakimś stopniu związana z sagą „Zmierzch”… Jednak wychodzę z założenia, że każdy zasługuje na drugą szansę, więc z lekkim wahaniem sięgnęłam po „Czynnik miłości”.

Nastoletnia Patrycja z niezwykłą ciekawością pochłania każdą stronę ukochanej powieści, jaką jest „Zmierzch”. Jest pod ogromnym wrażeniem przystojnego wampira i z całych sił pragnie przenieść tego intrygującego bohatera do własnego życia. W pewnym momencie jest niemal pewna, że udało jej się to uczynić…
Co robi pseudo Edward w polskiej powieści? Zmaga się z problemami i... staje się obsesją Patrycji. Nie jest wampirem, choć wiele na to wskazuje. Ma na imię Eryk i mimo młodego wieku jest już nieźle doświadczony przez los.

Nastolatka przez dłuższy czas zabiega o jego względy, wszystko co z nim związane nieustannie absorbuje jej myśli. W chwilach, gdy dziewczyna nie wypatruje Eryka, spędza czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Magdą Dzik (Magdzik)., która poszukuje miłości, ma ogromną potrzebę bycia docenioną i kochaną. Dlatego jej nieco naiwne patrzenie na świat nieraz sprowadza na nią kłopoty i zawody.

Anna Łacina w swojej powieści pokazuje świat współczesnych nastolatków, którzy przeżywają pierwsze miłości, zmagają się z codziennymi problemami. Podejmuje temat miłości, która będzie poddawana niejednej próbie, pisze o prawdziwej przyjaźni i zaufaniu będącym nieodłącznym elementem każdej szczerej relacji. Jest to historia nastolatki, która musi zmierzyć się z piętrzącymi się przeciwnościami losu i problemami – brakiem zainteresowania ze strony ojca organizującego liczne imprezy, kłótniami z przyjaciółką i sekretem Eryka (nie będę wam odbierać tej przyjemności i nie zdradzę o co chodzi, chociaż spotkałam się już z opinią, w której było wszystko dokładnie opisane - to chyba gruby nietakt zdradzać tak istotny element powieści).

„Czynnik miłości” to lektura o trudnych wyborach i zmaganiach z chorobą. Joanna Łacina stworzyła w miarę ciekawą, momentami wzruszającą powieść, w której rozważa wiele istotnych aspektów. Mimo, że „Czynnik miłości” jakoś specjalnie mnie nie zaabsorbował i nie pochłonęłam go tak jak Patrycja pochłania „Zmierzch”, to muszę przyznać, że na pewno jest to powieść bardziej realistyczna i ciekawsza niż „Kradzione róże”.Może dlatego, że autorka w końcu skupiła się na kreacji bohaterów, którzy nie są już tak papierowi i przewidywalni jak poprzednio. A posługując się slangiem - naprawdę się nim posługują, a nie są to jakieś dziwne, niestworzone słowa. Polecam każdemu, kto poszukuje nieco wzruszającej powieści młodzieżowej, która ze „Zmierzchem" ma tak naprawdę niewiele wspólnego.

draggle.blogspot.com

„Czy to jest miłość? Ta wewnętrzna radość, której nic nie potrafi zburzyć? Świadomość, że kimkolwiek on się okaże, ona chcę być przy nim?"

Od wszystkiego co związane ze Stephenie Meyer starałam się trzymać z daleka. Filmy z Kristen Stewart i Robertem Pattinsonem w rolach głównych sprawiły, że zaczęłam wierzyć w swoje mizerne talenty aktorskie. Ekranizacja bestselleru,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

It's easy if you try*

„Bo gdy już dotrzesz do końca świata, to nie ma wielkiego znaczenia, którą drogę wybierzesz.”

Jeszcze tydzień temu moja wiedza na temat zombie ograniczała się do umiejętności określenia ich nawyków żywieniowych. Wiedziałam jedynie, że konsumpcja ludzkiego, świeżutkiego mózgu i mięsa to dla nich priorytet. Lektura „Wiecznie Żywego” było dla mnie niczym kompendium na temat nieumarłych. Teraz już wiem, że zombie to istoty o ironicznym poczuciu humoru, mające w sobie to bliżej nieokreślone coś, co sprawia, że obdarzyłam ich sympatią. A przynajmniej jednego z nich...

Dla R śmierć była łaskawsza niż dla innych. Wciąż jest w początkowym stadium rozkładu, co sprawia, że niektórzy mogliby uznać go za nieco zmęczonego żywego. Nie potrafi przypomnieć sobie swojego imienia ani nie ma żadnych określonych wspomnień. Mieszka na lotnisku, a jego dni mijają na "rozmowach" ze swoim przyjacielem (M), jazdą na taśmociągach i polowaniach. Te ostatnie nie tylko zaspokajają jego żywieniowe potrzeby, ale także pozwalają mu chociaż na chwilę poczuć się jak Żywy – delektując się ludzkim mózgiem, przejmuje wspomnienia, które stają się barwnymi obrazami w jego głowie. Przez ten moment może poczuć jakby, gdzieś w zakamarkach jego ciała pulsowały komórki. Na jednym z polowań R z początkowo niezrozumiałych dla siebie powodów ratuje nastoletnią Julie.

„Wiecznie żywy” to chyba najbardziej zaskakująca powieść młodzieżowa, która wpadła w moje ręce. Historia zombie została przedstawiona z nutką ironii i cynizmu. R nieustannie zaskakuje ogromnym dystansem do siebie i niezwykłą wrażliwością, z jaką dzieli się swoją historią.

„W głowie składam skomplikowane rusztowania słów, by sięgnąć sufitu katedry i namalować swoje myśli, ale gdy otwieram usta, wszystkie znikają.”

Isaac Marion stworzył postacie, o których trudno zapomnieć. Julie jest błyskotliwa, inteligentna i podobnie jak R – nieco ironiczna. Wykreowany przez autora świat, w którym włądzę przejmują Martwi wzbudza silne uczucia – momentami jest przerażający, odległy i niebezpieczny, ale czy rzeczywiście do takiego stanu rzeczy przyczynili się tylko zombie? Oczywiście w książce o nieumartych nie zabraknie dreszczyku emocji wywołanego przez nieustanne napięcie, rozlew krwi i akcję, która gna w zaskakującym tempie.

„Wiecznie Żywy” to nieszablonowa, intrygująca i przede wszystkim pełna ironicznego humoru powieść młodzieżowa. Autor poprzez historię zombie skłania nas do rozmyślań nad pewnymi aspektami. Uświadamia nam, że czasem niewiele potrzeba aby coś zmienić. Na początek wystarczy spróbować.
---------------------
*John Lennon - Imagine

draggle.blogspot.com

It's easy if you try*

„Bo gdy już dotrzesz do końca świata, to nie ma wielkiego znaczenia, którą drogę wybierzesz.”

Jeszcze tydzień temu moja wiedza na temat zombie ograniczała się do umiejętności określenia ich nawyków żywieniowych. Wiedziałam jedynie, że konsumpcja ludzkiego, świeżutkiego mózgu i mięsa to dla nich priorytet. Lektura „Wiecznie Żywego” było dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Egzamin (z) dojrzałości
Zastanawialiście się kiedyś, czy nadejdzie taki moment, kiedy zabłyśniecie pasjonującym monologiem na temat twierdzenia o dwusiecznej kąta wewnętrznego w trójkącie? Może dzięki znajomości tych jakże ciekawych kilku zdań otworzycie przed sobą niezliczenie wiele furtek do wielkiej kariery? Jak powszechnie wiadomo taka wiedza sprawdzi się wszędzie i nie jest to bezużyteczny rupieć pałętający się w naszej głowie, który wyfrunie z niej tuż po magicznej maturze.

Szkoła. W niej chmara uczniów - przeróżnych osobowości, i niezbyt przychylne grono pedagogiczne, które zatrzymało się gdzieś w przeszłości i nie zamierza zmieniać swoich nawyków. W końcu nadchodzi dzień, kiedy do szarej kadry nauczycieli dołącza Ida – świeżo upieczona absolwentka polonistyki, która tak naprawdę nigdy nie chciała zostać belferką, ale z powodu braku możliwości zrobienia doktoratu trafiła do ogólniaka. Dziewczyna musi stawić czoła zbuntowanym licealistom, a dzięki swojej błyskotliwości, poczuciu humoru oraz nieokiełznanej kreatywności w przeprowadzaniu lekcji, w końcu zaskarbia sobie ich sympatię. W swoich bajkowych t-shirtach i rozsznurowanych trampkach nieco wyróżnia się na tle kadry nauczycielskiej, której co chwila musi stawiać czoła za swoje niekonwencjonalne pomysły.

„Pierwsze koty..." to przede wszystkim powieść pełna perypetii miłosnych, które stwarzają absurdalne sytuacje. Ida będzie musiała dokonać wyboru między nastoletnim wielbicielem, byłym chłopakiem, który wciąż nie jest jej obojętny oraz nowym nauczycielem Kubą, przystojnym niczym Brad Pitt za czasów swojej młodości. Nie obejdzie się bez walki, ale młoda nauczycielka zawse może liczyć na pomoc swoich przyjaciół - zawziętą ekolożkę Adę i jej pokręconego chłopaka Qrka.

Karina Bonowicz w swojej powieści ukazuje obraz współczesnej szkoły pełnej zrzędzących, niespełnionych nauczycieli, którzy od trzydziestu lat dyktują notatki z tego samego, nieco już nadgryzionego zębem czasu zeszytu (a raczej tym, co z niego zostało). Wplata w powieść niezliczenie wiele wysublimowanych dowcipów, które przywodzą mi na myśl sobotnie popołudnie spędzone w sielankowej atmosferze w towarzystwie gospodarza Familiady. Ale nietrudno jest dopatrzyć się zalet tej niewielkiej objętościowo książki - to przede wszystkim ciekawe kreacje bohaterów, mamy pełną paletę różnych osobowości począwszy od dyrektora wuefisty, który ma dość oryginalny styl, Adę i Qrka, którzy tworzą barwną, niespotykaną parę, po malkontentne nauczycielki w średnim wieku, pozbawione pasji i pomysłów. Autorka zawarła w swojej powieści absurdy naszej polskiej, szarej rzeczywistości, z którymi zmaga się wielu z nas.

draggle.blogspot.com

Egzamin (z) dojrzałości
Zastanawialiście się kiedyś, czy nadejdzie taki moment, kiedy zabłyśniecie pasjonującym monologiem na temat twierdzenia o dwusiecznej kąta wewnętrznego w trójkącie? Może dzięki znajomości tych jakże ciekawych kilku zdań otworzycie przed sobą niezliczenie wiele furtek do wielkiej kariery? Jak powszechnie wiadomo taka wiedza sprawdzi się wszędzie i nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Jeżeli odbierzesz ludziom marzenia, uczynisz z nich niewolników.”

Biel pochłania wszelkie blaski, radości i nadzieje. Nie pozostawia żadnych złudzeń, jest wszechogarniająca i roztacza za sobą dawkę cierpień, smutków i łez. Odsłania przed nami prawdziwą definicję samotności, uświadamiając jak bardzo zagubieni i bezradni stajemy się w obliczu bolesnych sytuacji. Biel to pustka.

Czerwień to płomienna miłość, która absorbuje wszystkie myśli. Motywuje do działania, jest źródłem naszej wewnętrznej przemiany. Czyni nas szczęśliwszymi, daje nadzieję, by później znów ją odebrać…

Nastoletni Leo przypisuje barwy konkretnym emocjom i osobom. Czerwienią, a zarazem bielą jest rudowłosa Beatrycze chora na białaczkę. Miłość do niej wypełnia życie nastolatka szczęściem, ale też pustką i bólem. Chłopak staje w obliczu nieuchronnej prawdy, z którą nie potrafi sobie poradzić. W tych trudnych momentach może liczyć na Silvię, która jest jego najlepszą przyjaciółką oraz... na nowego nauczyciela nazywanego Naiwniakiem.

Alessandro D'Avenia przenosi swoich czytelników do świata nasyconego barwami, które odzwierciedlają uczucia, emocje i konkretne osoby. Kreuje nieszablonowe postacie, z których każda ma własny charakter i jest na swój sposób wyjątkowa. Leo to chłopak, który mówi to, co myśli, dosadnie wyraża swoje zdanie, buntuje się. Z drugiej strony jest bardzo wrażliwy i potrafi dostrzec to, co dla niektóry niezauważalne. Powieść napisana jest w formie pamiętnika głównego bohatera, co pozwala nam na dokładne poznanie jego emocji i całkowite przeniesienie się w ten nieznany nam świat. Świat pełen miłości, bieli i... marzeń. Za sprawą postaci Naiwniaka poruszony został bardzo absorbujący temat - naszych pragnień i realizacji zamierzonych celów. Chciałabym, żeby w moim życiu pojawił się tak inteligentny i błyskotliwy nauczyciel , który potrafi zmusić do refleksji i z każdej nawet najnudniejszej lekcji stworzyć coś niezwykłego.

Oprócz przewidywalnej fabuły trudno się do czegoś przyczepić. Myślę, że już zdążyłam się do tego przyzwyczaić, bo najważniejsze jest to, co pozostanie w pamięci po lekturze – refleksje. „Biała jak mleko, czerwona jak krew” to historia o zauroczeniu, pierwszej miłości i walce z własnymi słabościami. Powieść o marzeniach, które są źródłem inspiracji i wypełniają życie paletą barw. Marzeniach, które pobudzają nas do działania, a ich realizacja wymaga od nas ciężkiej pracy nad sobą.

draggle.blogspot.com

„Jeżeli odbierzesz ludziom marzenia, uczynisz z nich niewolników.”

Biel pochłania wszelkie blaski, radości i nadzieje. Nie pozostawia żadnych złudzeń, jest wszechogarniająca i roztacza za sobą dawkę cierpień, smutków i łez. Odsłania przed nami prawdziwą definicję samotności, uświadamiając jak bardzo zagubieni i bezradni stajemy się w obliczu bolesnych sytuacji. Biel to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Moje serce nie zawiodło. To ktoś zawiódł moje serce.”

Trzy słowa wypowiedziane przez najbliższą osobę, na dźwięk, których pęka nam serce. Słowa przepełnione bólem, cierpieniem i niedowierzaniem. Słowa, które, sprawiają, że najcieplejsze momenty z przeszłości stają się gorzkimi strzępkami wspomnień.

Nie kocham Cię

Piętnastoletniej Brie na dźwięk tych słów pęka serce. Bolesne wyznanie ukochanego doprowadza ją do śmierci, która staje się początkiem niesamowitej historii. Dziewczyna trafia w zupełnie inny wymiar jej rodzinnego miasteczka. Życie pozagrobowe, które w wyobraźni nastolatki kreśliło się jako sielankowa przestrzeń pełna puchatych obłoczków, zjeżdżalni i szczeniaków nieco odbiega od jej wyobrażeń. Jest to miejsce przesiąknięte mdlącym zapachem zgniłych kwiatów oraz... pizzy. Bo w tej innej rzeczywistości są też elementy "normalnego" życia - chociażby ulubiona pizzeria Brie i jej najbliższych o jakże zaskakującej nazwie Kawałek Nieba. Jest także (jak to w młodzieżówkach bywa) przystojny młodzieniec - siedemnastoletni Patrick, którego znakiem rozpoznawczym staje się lotnicza kurtka. Nie dość, że uroczy to jeszcze zabawny, spontaniczny i czarujący. To właśnie on pokaże jej prawdziwy kawałek nieba i niezwykłe możliwości jakie niesie za sobą "życie" w tym miejscu...

Brie daje nam się poznać z różnych stron. Przygnębiona, pragnąca zemsty, ale też zabawna i dostrzegająca swoje błędy. Załamana nastolatka, której myśli bezustannie krążą wokół ukochanego Jacoba. A w zapomnieniu stara się jej pomóc Patrick, który dzięki błyskotliwości, a momentami bezczelności momentalnie zdobył moją sympatię.

Fabuła jest intrygująca i, co rzadko zdarza się w młodzieżówkach - naprawdę nieschematyczna. Decyzje podejmowane przez Brie nieustannie nas zaskakują. Jess Rothenberg w swojej powieści tworzy unikalny klimat także dzięki oryginalnemu pomysłowi - każdy rozdział książki nosi tytuł piosenki, która w jakiś sposób się z nim wiąże.

Autorka przedstawia nam życie pozagrobowe, jako inny wymiar rzeczywistości pełnej wyjątkowych, zapierających dech w piersiach miejsc, ale także mrocznych zakamarków, od których lepiej trzymać się z daleka. Jest to powieść, która uświadamia nam, że każdy zasługuje na drugą szansę. Historia przepełniona miłością ukazaną w wielu aspektach.- tą, która otwiera przed nami zupełnie inne możliwości, jest największą wartością w życiu i nawet śmierć nie jest w stanie jej zniszczyć.

draggle.blogspot.com

„Moje serce nie zawiodło. To ktoś zawiódł moje serce.”

Trzy słowa wypowiedziane przez najbliższą osobę, na dźwięk, których pęka nam serce. Słowa przepełnione bólem, cierpieniem i niedowierzaniem. Słowa, które, sprawiają, że najcieplejsze momenty z przeszłości stają się gorzkimi strzępkami wspomnień.

Nie kocham Cię

Piętnastoletniej Brie na dźwięk tych słów pęka serce....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Olly, Niki, Diletta i Erica (ONDE) – cztery najlepsze przyjaciółki powierzające sobie najskrytsze tajemnice. Fale na wzburzonym morzu, którym jest wariackie życie pełne buntu, nieprzewidzianych zdarzeń i przyjaźni, która przetrwa wszystkie przeciwności losu...

Wszystko zaczyna się od wypadku, kiedy to Niki pędzi na swoim skuterze i zderza się z przystojnym i nieco starszym nieznajomym. Gdy odzyskuje świadomość i dostrzega Alexa, jest pewna, że właśnie znalazła się w niebie. Przypadek, czy przeznaczenie? A może zwykły zbieg okoliczności? Pełna wdzięku, młodzieńczej energii i zwariowanych pomysłów nastolatka jest pewna, że to nie był zwykły przypadek… Ale czy różnica dwudziestu lat nie będzie przeszkodą w realizacji jej szaleńczego marzenia? Może pomóc jej w tym obecna sytuacja Alexa, który właśnie rozstał się ze swoją kobietą.

„Wybacz, ale będę Ci mówiła skarbie” pozwala nam poznać losy nie tylko Alexa i Niki, ale także jej najlepszych przyjaciółek, które momentami przypominały mi, znaną chyba wszystkim z kabaretu – Mariolkę. Trudno im znaleźć czas na coś innego poza przesiadywaniem w lodziarni, zakupami, plotkami i realizacją swoich niekonwencjonalnych pomysłów. Jeśli ktoś zapytałby mnie, jakie słowo występowało najczęściej w tej liczącej ponad pięćset stron powieści, nie miałabym problemu z odpowiedzią – zajebiście. Federico Moccia kreuje, a przynajmniej stara się kreować swoją bohaterkę jako inteligentną nastolatkę, która ma w zanadrzu niezliczoną ilość głębokich cytatów, jednocześnie momentami zachowuje się infantylnie niczym nieporadne, zagubione dziecko.

Alex to taki typ bohatera, który pozostał mi całkowicie obojętny – on po prostu jest i nie wzbudza większych emocji. Mimo, że jest dyrektorem kreatywnym w agencji reklamowej to jego twórcze zacięcie chyba tkwi gdzieś głęboko ukryte… Jego pomysł na kampanię reklamową, który staje się światowym hitem jest tak oklepany, że aż trudno uwierzyć, że coś tak banalnego mogło odnieść sukces. Autor mógł wykazać się większą pomysłowością, w końcu to tą cechą miał obdarzyć swojego bohatera.

Równolegle toczy się historia Maria, który jest zagubionym i leniwym chłopakiem, sprawiający problemy i ciągnącym za sobą niezliczone kłopoty. Jedynym promieniem w jego beznadziejnym życiu jest Paula, którą darzy wielką miłością. Jest to odrębna historia, która nadaje powieści innego wymiaru i pokazuje, jak okropni stajemy się, kiedy wyjawia się przed nami niechciana prawda.

Strasznie irytujące jest to, jak Federico Mocca informuje nas o dalszych losach bohaterów. Akcja toczy się powoli, jest pełna przypadkowych zbiegów okoliczności, o których autor informuje nas przedwcześnie, zanim jeszcze się wydarzą. Coś typu ...ale Niki jeszcze wtedy nie wiedziała, że go spotka w najbliższym czasie...

„Wybacz, ale będę Ci mówiła skarbie” to według mnie trochę lepsza wersja „Piosenek dla Pauli”, które uważam za najgorszą książkę młodzieżową. Widać, że Blue Jeans inspirował się losami Niki, można dostrzec wiele podobieństw między tymi powieściami. Jakieś plusy? Cytaty i niektóre refleksje warte zapamiętania. Poza tym pokazanie ( choć momentami w dość karkołomny sposób ) tego, że nie ma jednej konkretnej definicji miłości i szczęścia. Może dla niektórych będzie to barwna powieść o drodze do własnego szczęścia, pokonywaniu przeciwności losu i prawdziwym uczuciu nie raz wystawionym na próbę. Może, jednak dla mnie to po prostu kolejna lektura, która nie zachwyca, a momentami wręcz irytuje.

draggle.blogspot.com

Olly, Niki, Diletta i Erica (ONDE) – cztery najlepsze przyjaciółki powierzające sobie najskrytsze tajemnice. Fale na wzburzonym morzu, którym jest wariackie życie pełne buntu, nieprzewidzianych zdarzeń i przyjaźni, która przetrwa wszystkie przeciwności losu...

Wszystko zaczyna się od wypadku, kiedy to Niki pędzi na swoim skuterze i zderza się z przystojnym i nieco...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dowiadujesz się, że zostało ci kilka miesięcy życia...

Możesz rozpaczać, zamknąć się w sobie i w hermetycznym pokoju czekać na swój koniec.
Możesz obwiniać wszystkich dookoła i mścić się na swoich najbliższych, którzy dzielą z tobą psychiczny ból.
Możesz mieć ślepą nadzieję i nieustannie wmawiać sobie, że wszystko jeszcze ułoży się po twojej myśli.
Masz kilka opcji i tylko od Ciebie zależy, jaką drogę wybierzesz.

Szesnastoletnia Tess jest poddawana ciągłym badaniom. Wyczerpana psychicznie i fizycznie, tuż po tym, jak dowiaduje się, że zostało jej kilka miesięcy postanawia doświadczyć życia. W tym celu tworzy listę dziesięciu rzeczy, które chce zrobić w swojej krótkiej egzystencji. Ma jej w tym pomóc najbliższa przyjaciółka – Zoey. Na kolejnych stronach dowiadujemy się o planach dziewczyn dotyczących spełnienia wszystkich dziesięciu punktów. Nastolatka ma na swojej liście między innymi seks, czy złamanie prawa. Zoey zabiera się do pomocy z wielkim zapałem, jednak jej wczesny entuzjazm z czasem staje się coraz mniejszy.

Dzięki narracji pierwszoosobowej, możemy dokładniej poznać Tess i jej uczucia. Towarzyszymy jej podczas zmagań z chorobą, a także samą sobą. Patrzymy na świat jej oczami, co sprawia, że staje się on szary i przygnębiający, by potem nabrać barw i wypełnić emocjami.

Jenny Downham stworzyła bohaterkę, która nie może pozostać nam obojętna. Jej irytujące, okropne zachowanie jest w dużym stopniu usprawiedliwione chorobą. Z drugiej strony Tess potrafi być pewnych chwilach ciepłą i troskliwą siostrą, córką i przyjaciółką… Zoey również wzbudziła we mnie mieszane uczucia. To bohaterka, która za sprawą pewnego wydarzenia przechodzi wielką metamorfozę. Poznajemy także tajemniczego i niezbyt przystojnego Szymona oraz najbliższych Tess, którzy na naszych oczach próbują "oswoić" się z całą sytuacją, każdy z nich robi to na swój sposób.

Fabuła książki nie jest zbyt skomplikowana - nastolatka, która musi zmagać się z nieuleczalną chorobą, nietrudno domyślić się, jakie będzie zakończenie. Ale to nie znaczy, że nie warto sięgać po tę powieść - wręcz przeciwnie, szczegółowe opisy zmagań z chorobą mogą sprawić, że nieraz popłyną łzy...

Pełna skrajnych emocji, wzruszająca, dająca do myślenia. - tak podsumowałabym powieść, „Zanim umrę". O tym, że nie zawsze potrafimy w pełni docenić życie, które jest największym darem, jaki otrzymaliśmy.

draggle.blogspot.com

Dowiadujesz się, że zostało ci kilka miesięcy życia...

Możesz rozpaczać, zamknąć się w sobie i w hermetycznym pokoju czekać na swój koniec.
Możesz obwiniać wszystkich dookoła i mścić się na swoich najbliższych, którzy dzielą z tobą psychiczny ból.
Możesz mieć ślepą nadzieję i nieustannie wmawiać sobie, że wszystko jeszcze ułoży się po twojej myśli.
Masz kilka opcji i tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Intrygująca, tajemnicza, pobudzająca wyobraźnię okładka „Candy” idealnie oddaje charakter tej ciekawej historii. Mroczne zdjęcia zawierają w sobie tyle pytań, że momentalnie pragniemy przenieść się w ten nieznany nam świat.

Joe był zwyczajnym, przeciętnym i trochę zakompleksionym chłopakiem, dopóki nie poznał Candy. Zobaczył ją na stacji – błyszczące migdałowe oczy, słodki głos, idealna figura. Od tamtej pory już nic nie było takie samo… Nastolatek nie może przestać myśleć o tej pięknej dziewczynie, na szczęście los mu sprzyja - i ponownie spotyka ją na swojej drodze. Rozmawiają, śmieją się, świetnie się rozumieją. Rodzi się między nimi uczucie. Tę sielankową pogawędkę przerywa czarnoskóry olbrzym, który wszczyna niezłą awanturę. Co zrobi Joe, kiedy dowie się, że ta urocza nastolatka jest prostytutką uzależnioną od narkotyków, a ten niezbyt uprzejmy pan to jej alfons?

Joe jest tekściarzem, gitarzystą i najbardziej irytującym bohaterem, jakiego miałam przyjemność „poznać”. Na początku można odnieść wrażenie, że jest strasznie niedowartościowany i pełen kompleksów. Nastolatek wybiera się do Londynu i zastanawia, czy czapka, którą włożył jest cool. Po czym przyznaje, że jest żałosny.„Tak, to żałosne. Ale bycie żałosnym nie jest takie straszne, są gorsze rzeczy.” Najwidoczniej artyści tak mają.

Candy to dosyć tajemnicza postać, dopiero pod koniec lektury mamy okazję dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Za jej sprawą Joe poznaje zupełnie inny świat - pełen narkotyków, agresji i przemocy. Taki, o którym chcemy zapomnieć, staramy się go nie zauważać. Ale on istnieje i trudno wyrwać się z tej mrocznej rzeczywistości.

Bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni też odgrywają tu dosyć ważne role. Jedną z nich jest starsza siostra Joe. Bardzo ciekawie i szczerze są przedstawione ich relacje – mimo małych sprzeczek mogą zawsze liczyć na wzajemne wsparcie.

Kevin Brooks napisał powieść, która zmusza do refleksji, ukazuje nam to, czego na co dzień nie zauważamy. Porusza bardzo ważny temat w sposób szczery i drobiazgowy. W trakcie czytania udzielały mi się emocje bohaterów, nie mogłam oderwać się od lektury. Bezskutecznie próbowałam domyślić się, jaki będzie koniec tej mrocznej historii. Dreszczyk emocji, wartka akcja, bohaterowie, którzy muszą stawić czoła ponurej rzeczywistości tworzy intrygujące połączenie. Jeśli szukasz ciekawej, zapadającej w pamięć lektury to sięgnij po „Candy”!

draggle.blogspot.com

Intrygująca, tajemnicza, pobudzająca wyobraźnię okładka „Candy” idealnie oddaje charakter tej ciekawej historii. Mroczne zdjęcia zawierają w sobie tyle pytań, że momentalnie pragniemy przenieść się w ten nieznany nam świat.

Joe był zwyczajnym, przeciętnym i trochę zakompleksionym chłopakiem, dopóki nie poznał Candy. Zobaczył ją na stacji – błyszczące migdałowe oczy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Najlepiej napisana recenzja będzie dla mnie zawsze mniej znaczyć, niż najgorzej nakręcony film.”

Niekryty Krytyk, czyli człowiek z poczuciem humoru króla Juliana, specyficznym postrzeganiem świata, ogromnym dystansem do siebie i bujną wyobraźnią. Dzięki swojej błyskotliwości i inteligencji zdobywa coraz szersze grono fanów. Tak, ja też do niego należę, więc ta (pseudo)recenzja będzie jeszcze bardziej subiektywna niż zazwyczaj.

„Zeznania Niekrytego Krytyka” uzależniają jak wcinanie czekolady z orzechami. Codziennie wracam do moich ulubionych fragmentów książki, które poprawiają samopoczucie i motywują do działania. Maciej Frączyk podobnie jak ja nie lubi przedmiotów ścisłych i utwierdza mnie w przekonaniu, że w życiu liczy się przede wszystkim pasja. Uświadamia nam, że te kilku(nasto) minutowe filmiki, które oglądamy to efekt końcowy ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. To coś, do czego dążył przez kilka lat, pełen determinacji, ale także zwątpienia. A wszystko po to, aby spełnić swoje marzenia i poprawiać humor innym.

Niekryty pisze między innymi o spełnianiu marzeń, dążeniu do celu, hejtingu, edukacji seksualnej, subkulturach... „Zeznania…” to taka osobista, szczera paplanina ( w pozytywnym tego słowa znaczeniu ) na różne tematy. Głównie młodzieżowe, ale tak naprawdę dotyczące każdego z nas. Maciej Frączyk ze znanym sobie poczuciem humoru i dystansem komentuje podesłane przez internautów kwestie, zmuszając nas przy tym do przemyśleń. Narzeka, ironizuje i wplątuje w to wszystko angielskie słówka. Dla niektórych może to wydawać się chaotyczne, ale przecież Niekryty taki jest. Zdziwiłabym się, gdyby była to niezwykle spójna lektura bez śladów sarkazmu i chaosu. Frączyk jest dla mnie pozytywnym wariatem i niech tak zostanie.


„Jeśli ktoś nie podziela twoich poglądów, a ty wciąż pozostajesz przy swoim, to znaczy, że rozpoczął się u ciebie jeden z najważniejszych procesów, jakie mogą spotkać człowieka. Samodzielne myślenie.”

Podsumowując, Niekryty Krytyk napisał książkę, która pomogła mi inaczej spojrzeć na niektóre kwestie ( przede wszystkim mojej blogowej działalności ) i zmusiła do stawiania sobie pytań dotyczących przyszłości. O tym jak nie zostać ofiarą "palcowdupizmu" i jak dążyć do zamierzonego celu. To 135 stron wypełnionych po brzegi dobrym humorem, ciekawymi spostrzeżeniami i.. fajnymi obrazkami.

draggle.blogspot.com

„Najlepiej napisana recenzja będzie dla mnie zawsze mniej znaczyć, niż najgorzej nakręcony film.”

Niekryty Krytyk, czyli człowiek z poczuciem humoru króla Juliana, specyficznym postrzeganiem świata, ogromnym dystansem do siebie i bujną wyobraźnią. Dzięki swojej błyskotliwości i inteligencji zdobywa coraz szersze grono fanów. Tak, ja też do niego należę, więc ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

RÓŻNE OBLICZA SAMOTNOŚCI

Dopada nas w najmniej oczekiwanych momentach. Może stać się utrapieniem, jest nieodłączną częścią naszego życia. Z drugiej strony potrafi zmobilizować do działania, jest twórcza... Samotność to uczucie, które jest znane każdemu z nas. Barbara Kosmowska pisze o nim szczerze, bez zbędnej moralizacji.

Dla każdego z bohaterów samotność ma zupełnie odmienną definicję. Wiktor - licealista opuszczony przez matkę, która w celu zdobycia lepszej pracy wyjechała do Anglii - musi zaopiekować się swoją chorą babcią. Nastolatek aby zdobyć pieniądze na życie, wraz ze swoimi "przyjaciółmi" wplątuje się w nielegalne interesy. Joanna jest przyrodnią siostrą Zosi, siostry po śmierci matki muszą nauczyć się ze sobą żyć, rozpocząć wszystko od nowa. Są zdane tylko na siebie.

Po odłożeniu książki na półkę wciąż miałam w pamięci obraz bohaterów. Postacie wykreowane przez Barbarę Kosmowską są bardzo charakterystyczne. Joanna to dziewczyna o kręconych rudych włosach, taka której nie da się nie zauważyć. Ciężkie buty i wojskowa kurtka to jej znaki rozpoznawcze. Dziewczyna takim strojem podkreśla swój buntowniczy i mocny charakter. Mimo pozorów, które stwarza tak naprawdę jest bardzo wrażliwa i uczuciowa, a gdy odnajduje prawdziwą przyjaźń to zaczyna o nią walczyć. Zosia jest nauczycielką polskiego, chociaż jak dla mnie nieco wyidealizowaną. Zatroskana wszystkimi problemami swoich uczniów, gotowa pomóc w każdej sytuacji, w stu procentach zorganizowana. Gdzie są tacy nauczyciele?

Historie bohaterów splatają się w jedną ciekawą historię, z elementami wzruszenia i odrobiną dobrego humoru. Autorka doskonale ubiera emocje w słowa tworząc bardzo życiową powieść.Posługuje się prz tym prostym językiem i na szczęście nie jest to 'sztuczny' slang. Pierwsza miłość, prawdziwa przyjaźń, brak akceptacji ze strony rówieśników, podejmowanie trudnych decyzji i branie za nich odpowiedzialnośći. Czyli wszystko, co łączy się z okresem dojrzewania i nietylko. Myślę, że każdy znajdzie w tej lekturze coś dla siebie. „Samotni.pl” to idealna odtrutka od banalnych, przewidywalnych paranormali wałkujących w kółko jeden i ten sam schemat. To książka o wartościach, z inteligentnymi bohaterami w roli głównej. Lektura, która niesie za sobą wiele prawdy i wzruszeń, a mimo tego porusza temat w optymistyczny sposób.

draggle.blogspot.com

RÓŻNE OBLICZA SAMOTNOŚCI

Dopada nas w najmniej oczekiwanych momentach. Może stać się utrapieniem, jest nieodłączną częścią naszego życia. Z drugiej strony potrafi zmobilizować do działania, jest twórcza... Samotność to uczucie, które jest znane każdemu z nas. Barbara Kosmowska pisze o nim szczerze, bez zbędnej moralizacji.

Dla każdego z bohaterów samotność ma zupełnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Listy do Boga Patrick Doughtie, John Perry
Ocena 7,6
Listy do Boga Patrick Doughtie, J...

Na półkach:

Jak zmierzyć się z tym, co nieodwracalne.

Listy do Boga to lektura, która zmienia w pewien sposób patrzenie na świat. Jest to historia siedmioletniego Tylera, który dowiaduje się o swojej nieuleczalnej chorobie. Chłopak nie załamuje się, postanawia przyjąć z pokorą wszystko, co przyniesie przyszłość. Taką mentalną terapią jest dla niego pisanie listów do... Boga. Może wydawać się to śmieszne, infantylne, ale tak naprawdę ten siedmiolatek okazuje się mądrzejszy i odważniejszy od niejednego dorosłego. Nie dość tego musi sobie poradzić z brakiem ojca, który jest mu znany tylko ze zdjęć.

Zapoznając się z historią Tylera zapominamy o rzeczywistości. Trudno oderwać się od wciągającej fabuły i ciekawych bohaterów. Trzeba wspomnieć o koleżance Tylera, Sam, która jest gotowa bronić go przed całym światem. Bardzo energiczna postać, która budzi sympatię. Ale nie wszyscy bohaterowie muszą wzbudzać w nas pozytywne emocje. Taką postacią jest Ben, brat głównego bohatera. Jest to typowy nastolatek - zbuntowany, uciekający w świat muzyki, która według niego rozwiąże wszystkie problemy. Jednak w pewnych momentach pokaże nam się z zupełnie innej strony.


O tym, jak zmierzyć się z tym, co nieodwracalne. O prawdziwej miłości, odnajdywaniu pozytywnych stron nawet w najtrudniejszych sytuacjach Momenty wzruszenia, chwile uśmiechu i przede wszystkim energii, która daje nam nadzieję, że nie wszystko stracone. Dawno nie płakałam podczas czytania, jednak tym razem nie mogłam się powstrzymać. Listy do Boga to dla mnie coś więcej niż książka. Ta chwytająca za serce powieść już na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

draggle.blogspot.com

Jak zmierzyć się z tym, co nieodwracalne.

Listy do Boga to lektura, która zmienia w pewien sposób patrzenie na świat. Jest to historia siedmioletniego Tylera, który dowiaduje się o swojej nieuleczalnej chorobie. Chłopak nie załamuje się, postanawia przyjąć z pokorą wszystko, co przyniesie przyszłość. Taką mentalną terapią jest dla niego pisanie listów do... Boga. Może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodziewałam się ciekawej powieści o miłości z odrobiną dobrego humoru, która sprawi, że w te do bólu szare jesienne dni, choć na chwilę zaświeci słońce. Tymczasem otrzymałam przygnębiającą lekturę o tym, co zrobić, żeby utrudnić sobie życie pod każdym względem. Zero promieni, tylko szare niebo pełne kłębiastych, czarnych chmur. Zbiera się na ulewę.


Po pierwsze: Jedź na wakacje ze swoim byłym, który cię zdradził.

Ona, Jaśmina jest studentką medycyny, zawsze zorganizowana i systematyczna. W jej poukładanym życiu nie brak miejsca na uczucia, które czynią ją niezdecydowaną i irytującą. On, przystojny, zamożny i po prostu czarujący. Spotykają się w pociągu i… zakochują. Brzmi znajomo? Na drodze ich uczucia będą stawały liczne przeszkody. W tym przypadku przybiorą one postać młodej dziewczyny, z którą Romek zdradzi Jaśminę. Nie wspominając o licznych konfliktach, które polegają na głupich niedomówieniach. Jego zawiłe relacje z przyszłą panią doktor jeszcze bardzie popląta wspólna wycieczka do słonecznej Grecji, na którą decydują się wraz z paczką przyjaciół.

Po drugie: Ufaj każdemu, kogo spotkasz na swojej drodze.

Losy tej dwójki bohaterów przeplatają się z historią Róży, siostry Jaśminy. Dziewczyna postanawia wybrać się na pielgrzymkę, gdzie spotyka tajemniczego Ariela. Faceta, który potrafi zamienić się w kogo tylko chce. Dobiera odpowiednie maski i dla każdej dziewczyny jest kimś innym, lecz zawsze wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. Tym razem odgrywa rolę pełnego sekretów, zagubionego młodzieńca, który jest nieuleczalnie chory. I te „ostatnie dni” pragnie spędzić właśnie z nią. Tymczasem zaniepokojeni rodzice postanawiają odszukać swoją ukochaną córkę, przeżywają najgorsze dni w swoim życiu.

Po trzecie: Przeczytaj „Kradzione róże"

Najbardziej irytuje mnie zawarte w książce moralizatorstwo. Zagłębiając się w lekturę czułam, jakby autorka była kimś w rodzaju wrednego nauczyciela- stała nade mną i patrząc z góry dawała swoje „cenne” rady i natarczywie upominała. Zapewne chciała przekazać jak ważne są wartości tj. rodzina, lecz jak dla mnie przyniosło to wręcz odwrotny skutek. Jaśmina to wyidealizowana postać, na każdym kroku postępująca według dekalogu… Natomiast Róża jest tak łatwowierną osobą, że aż trudno w to uwierzyć. I oczywiście za swoją naiwność musi słono zapłacić.

„Kradzione róże” to książka przepełniona miłością opartą na wytartych schematach. Szczęśliwy zbieg okoliczności, dwójka zupełnie różnych bohaterów i na końcu… Nie mogę zdradzić, ale łatwo się tego domyślić. Nawet ten cały slang studentów wydaje się dziwny. Za oddanie klimatu Grecji i poruszenie trudnego tematu mimo licznych niedociągnięć 3+

draggle.blogspot.com

Spodziewałam się ciekawej powieści o miłości z odrobiną dobrego humoru, która sprawi, że w te do bólu szare jesienne dni, choć na chwilę zaświeci słońce. Tymczasem otrzymałam przygnębiającą lekturę o tym, co zrobić, żeby utrudnić sobie życie pod każdym względem. Zero promieni, tylko szare niebo pełne kłębiastych, czarnych chmur. Zbiera się na ulewę.


Po pierwsze: Jedź...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na "Skrzydła Laurel" natrafiłam przeglądając nowości w bibliotece. Nie spodziewałam się po niej zbyt wiele, gdyż na okładce widniała rekomendacja Stephanie Meyer, która zapewniła mnie, iż jest to "znakomity debiut". Jak już zapewne wiecie za autorką "Zmierzchu" nie przepadam, więc nastawiłam się do książki dość sceptycznie. Do tego słodziutka okładka z piękną blondynką zapowiadała infantylną historyjkę. Jednak postanowiłam nie myśleć stereotypowo i... sięgnąć po tę pełną magii lekturę.

Pełną magii? To chyba za dużo powiedziane. Mimo, iż jest to powieść (z założeni ) o wróżkach ,tej magicznej atmosfery nie odnajdziemy za wiele. Przez większą część książki śledzimy losy tytułowej Laurel - pięknej, długonogiej, szczupłej blondynki, która zaczyna naukę w nowej szkole. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, poza tym, że ma nieskazitelną cerę, je tylko warzywa i owoce i wygląda jak... modelka. Chodzi mi głównie o to, że nie wykazuje żadnych szczególnych umiejętności odróżniających ją od zwykłych ludzi. Przynajmniej na początku...

Wszystko zaczęło się od...guza na plecach. Laurel jest zaniepokojona, podejrzewa, że ma raka. Jednak gdy z pleców zaczynają wyrastać piękne skrzydła wszystko się wyjaśnia. Nastolatka dowiaduje się, że jest wróżką od Tamaniego, to on wyjaśnia jej ten skomlikowany proces. Chłopak o czarno-zielonych włosach już na samym początku daje do zrozumienia, że dziewczyna nie jest mu obojętna. Jest to chyba jedyny wyróżniający się bohater. Oprócz tego, że jest wrażliwy i inteligentny wplata w powieść odrobinę magii, której brakuje od samego początku historii. Jednak zanim Laurel odkrywa prawdę o sobie musi zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest nowa szkoła.

Nowa szkoła to ogromny stres dla dziewczyny. Jednak już w pierwszych dniach poznaje Davida, który służy pomocą i jest przystojny jak Brad Pitt. Z tym, że jest od niego młodszy, ma kręcone włosy i... kosi trawę. Tak, ten moment najbardziej zapadł mi w pamięci. Opis tej czynności w wykonywaniu nastolatka był tak banalny, śmieszny i infantylny, że aż zabrakło mi słów. Sytuacja wyglądała następująco: David kosi trawę, zauważa go Laurel i ich wspólna przyjaciółka. Po niezwykle umięśnionym ciele nastolatka ( jest bez koszulki) zaczynają spływać krople potu. I w tym momencie obydwu dziewczynom opadają szczęki.

Kolejny raz oceniłam książkę po okładce, jednak tym razem się nie pomyliłam. "Skrzydła Laurel" to przewidywalna historia z niezajmującą fabułą, niewyróżniającą się (poza swoimi magicznymi mocami) główną bohaterką i przystojnymi chłopakami. Czyli wszystkim tym, czym cechuje się typowa, przeciętna młodzieżówka. Mnie nie zachwyciła, prawie przy niej zasnęłam...

Na "Skrzydła Laurel" natrafiłam przeglądając nowości w bibliotece. Nie spodziewałam się po niej zbyt wiele, gdyż na okładce widniała rekomendacja Stephanie Meyer, która zapewniła mnie, iż jest to "znakomity debiut". Jak już zapewne wiecie za autorką "Zmierzchu" nie przepadam, więc nastawiłam się do książki dość sceptycznie. Do tego słodziutka okładka z piękną blondynką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Mamy siebie. Póki mamy siebie, wszystko się ułoży."

Przyznam się, że dość sceptycznie podchodziłam do książki "Życie, które znaliśmy", pierwszej części trylogii Ocaleni. Nie byłam przekonana do powieści o końcu świata, wydawały mi się dziwne, wręcz komiczne. Nie miałam też ochoty zagłębiać się w świat niezliczonych katastrof, epidemii i głodu... A jednak postanowiłam zacisnąć zęby i na złość samej sobie przebrnąć przez tę niewesołą lekturę.


I już na początku przekonuję się, że powieść o końcu świata, wcale nie musi być w stu procentach przygnębiająca. W niektórych momentach jest naprawdę zabawnie, za sprawą dosyć cynicznego humoru naszych bohaterów. A jeśli już o nich mowa...

Główna bohaterka to szesnastoletnia Miranda. Na pierwszy rzut oka zwyczajna nastolatka. Wszystkie swoje przemyślenia przelewa na papier opisując każdy dzień w pamiętniku. Życie nastolatki kręci się wokół szkoły i łyżew, które są jej największą pasją.. Wraz ze swoim młodszym bratem i mamą mieszka w Pensylwanii.

Spokojne, zwyczajne życie zostaje nagle przerwane. Za sprawą uderzenia asteroidy w Księżyc, (które jak wcześniej przewidziano miał być niesamowitym, nieszkodliwym zjawiskiem ) powstają nieodwracalne zmiany. Tsunami, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, epidemie... W takich momentach trudno myśleć o jakiejkolwiek przyszłości. Nagle wszystkie dotychczasowe plany i marzenia Mirandy zostają jej odebrane, pozostaje tylko wsparcie i miłość najbliższych.

Susan Beth Pfeffer niezwykle dokładnie opisuje zmagania Mirandy i jej najbliższych. Sprawy zupełnie oczywiste, takie jak codzienne posiłki stały się największym luksusem. W czasach, kiedy sklepy nie istnieją zdobycie pożywienia jest wręcz nierealne. Na szczęście bohaterowie są niezwykle kreatywni i inteligentni, co ułatwia im odnajdywanie coraz to nowszych sposobów na przeżycie. Są gotowi do największych poświęceń, nawet za cenę życia.

Książka jest napisana w formie pamiętnika głównej bohaterki, czyta się szybko, jednak warto delektować się każdą stroną, która niesie za sobą nieprzewidziane zdarzenia. Chyba nie będę potrafiła zapomnieć o Mirandzie, która z dnia na dzień musiała stać się dorosła. Wzięła sprawy w swoje ręce i ze zwyczajnej nastolatki stała się niezwykle odważną i odpowiedzialną kobietą. Zdecydowanie kreacje bohaterów zasługują na pochwałę. Na pewno jeszcze nieraz będę wracała do tej powieści, a tymczasem z niecierpliwością czekam na drugą część.

Momenty śmiechu, mieszają się z chwilami zwątpienia. Trudno jest zachować obojętność wobec tej lektury, co jest jej ogromną zaletą. Autorka potrafi zmusić nas do przemyśleń na temat własnej egzystencji. Życia pełnego wygód, luksusów i rozrywki. A jednak życia, którego tak często nie potrafimy docenić...

draggle.blogspot.com

„Mamy siebie. Póki mamy siebie, wszystko się ułoży."

Przyznam się, że dość sceptycznie podchodziłam do książki "Życie, które znaliśmy", pierwszej części trylogii Ocaleni. Nie byłam przekonana do powieści o końcu świata, wydawały mi się dziwne, wręcz komiczne. Nie miałam też ochoty zagłębiać się w świat niezliczonych katastrof, epidemii i głodu... A jednak postanowiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Upadłe anioły, wilkołaki, wampiry i inne istoty nie z tego świata wypełniają kartki wielu powieści. Coraz więcej takich książek trafia w moje ręce i to zazwyczaj zupełnie niespodziewanie. Nie ukrywam, że paranormal romance to gatunek, do którego wciąż podchodzę dość sceptycznie.. Zastanawiam się, czy warto zagłębiać się w takie historie. Czy pozostawić je młodszym czytelnikom, którzy może dostrzegą w nich coś, czego ja do tej pory nie potrafię zobaczyć.

Tytułowa Scarlett to szesnastoletnia dziewczyna o jasnych blond włosach i niebieskich oczach, które szarzeją w chwilach smutku i zwątpienia. Właśnie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu, spowodowany przeprowadzką do Sieny. Nowa szkoła i zupełnie nieznane twarze wzbudzają w niej niepokój. Już w pierwszy dzień szkoły poznaje przystojnego Umberto, który niespodziewanie wybawia ją z opresji i daje do zrozumienia, że nie jest mu obojętna. Jednak dziewczynie podoba się ktoś zupełnie inny...
Muskularne ramiona, szerokie barki, kasztanowe włosy, cudowne kryształowe oczy, magnetyzujący wzrok - tak w skrócie można opisać obiekt westchnień Scarlett. Ma na imię Mikael, jest basistą zespołu Dead Stones, a do tego ma ujmujący głos, na dźwięk, którego mdleją wszystkie fanki (dobra, może trochę mnie poniosło). Czy ktoś tak idealny może być prawdziwy?

To pytanie wręcz nurtuje Scarlett - upartą, a zarazem wrażliwą dziewczynę. Polubiłam ją już na samym początku, jest inteligentna, błyskotliwa i ma w sobie coś magicznego. Uwielbia czytać i rysować. Spędza mnóstwo czasu w bibliotece, gdzie poznaje kogoś wyjątkowego. Akcja książki toczy się głównie w szkole, gdzie przewija się tłum licealistów. Poznajemy Catherinę i Genzianę - dwie najlepsze przyjaciółki Scarlett oraz - jak to w szkole bywa - nieznośne, zapatrzone w siebie dziewczyny pragnące zemsty.

Na tle szkolnego życia toczy się niewyjaśniona, tajemnicz sprawa zbrodni. Scarlett nie może pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego jej sercu. Czuje, że jest w niebezpieczeństwie, co potwierdza pojawienie się strasznego ducha o ognistych oczach...

Przejdźmy do pozostałych bohaterów. Jak już kiedyś pisałam wyidealizowane postacie nigdy nie zdobędą mojej sympatii, dlatego Mikael odpada już na samym początku. Jest nieskazitelny, co bardzo mnie irytuje. Na szczęście, pozostałe kreacje bohaterów zasługują na pochwałę. Barbara Baraldi stworzyła postacie z charakterem, które mają własne pasje i są jedyne w swoim rodzaju. Kolejny plus za unikalny gotycki klimat, tajemnicę towarzyszącą nam podczas czytania. Dodajmy do tego wartką akcję, prosty język a otrzymamy całkiem przyzwoitą lekturę.

Mimo tych wszystkich pochwał, jedno pozostaje takie samo - to kolejny paranormal z niesamowicie przystojnym facetem, który okazuje się być... (hah, nie zdradzę). Facetem, który nosi czarne ciuchy i powoduje, że dziewczyny nie mogą oderwać od niego wzroku. Natomiast Scarlett to kolejna bohaterka zakochana w chłopaku, z którym nawet nie gadała! I kolejne och i achy, jaki on jest piękny. No błagam, czy to nie jest nieco infantylne? Przyznajcie, że "piękny" brzmi dość banalnie i jest w wielu przypadkach nadużywane.

„Scarlett" to lektura, która zapewne zachwyci miłośników paranormal romance, ze względu na klimat, nagłe zwroty akcji i ciekawe kreacje bohaterów. Jednak dla mnie to za mało. Mam już dość wymuskanych aniołów, wampirów i demonów, którzy poświęcają się w imię miłości. Czy nie można wymyślić, czegoś mniej schematycznego? Tak, wiem, że tych wszystkich elementów wymaga się od tego gatunku, ale czy nie można było dodać do tej historii czegoś nowego. Dlaczego wszystkim męskim bohaterom przypisane są czarne ciuszki,niesakzitelna cera i wielkie ciemne oczy, a dziewczyny zakochują się w nich od pierwszego wejrzenia?

draggle.blogspot.com

Upadłe anioły, wilkołaki, wampiry i inne istoty nie z tego świata wypełniają kartki wielu powieści. Coraz więcej takich książek trafia w moje ręce i to zazwyczaj zupełnie niespodziewanie. Nie ukrywam, że paranormal romance to gatunek, do którego wciąż podchodzę dość sceptycznie.. Zastanawiam się, czy warto zagłębiać się w takie historie. Czy pozostawić je młodszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Crescendo” swoją mało wyrazistą, nieprzemyślaną oprawą graficzną nie przyciągnęło mojego wzroku. Mimo tego jestem bardzo mile zaskoczona tą powieścią.

Odkąd Patch został aniołem stróżem Nory mogłoby się wydawać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jednak to tylko pozory, będzie on musiał stawić czoła Archaniołom, którzy nie zamierzają ułatwiać mu życia. Wynikną z tego niezłe kłopoty, a niektóre sekrety w końcu wyjdą na jaw. Jednak skrywane tajemnice mogą okazać się zbyt bolesne i pogodzenie z przeszłością będzie czymś niemożliwym…

W „Crescendo” możemy zaobserwować metamorfozę Nory, która nie jest już tak łatwowierna. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw, które mogą wyniknąć z jej miłości do upadłego anioła, dlatego jest bardzo ostrożna. Mimo tego w niektórych momentach wciąż zachowuje się dziecinnie, głównie wtedy, gdy chce odegrać się na Patch’u. Myśli o nim bez przerwy, co momentami staje się dosyć irytujące. Zbyt długie opisy, "ochy" i "achy", jak bardzo go kocha, jak się o niego troszczy i jak bardzo jest na niego zła są nużące i trudne do przełknięcia.

Banalne, nic nie wnoszące do powieści opisy to na szczęście jedna z niewielu wad tej książki. Powieść dostarcza nam tym razem jeszcze więcej emocji, cały czas coś się dzieje, trudno nadążyć za akcją. Oczywiście momentami jest przewidywalnie, jednak nie zmienia to faktu, że jest to powieść godna uwagi i na pewno ciekawsza i bardziej dopracowana od swojej poprzedniczki. Becca Fitzpatrick w końcu skupiła się na bohaterach, dodała im trochę zalet, głównie rozsądku, dzięki czemu nie są już tak sztuczni jak poprzednio. Dodajmy do tego niespotykany, tajemniczy klimat, nagłe i nieoczekiwane zwroty akcji, a otrzymamy ciekawą historię dla nastolatek.

Warto sięgnąć po kontynuację „Szeptem”, aby poczuć dreszczyk emocji, rozwikłać pewne sekrety oraz poznać nowych bohaterów, którzy mają wiele do ukrycia. Co prawda nie jest to książka, która bardzo mnie zachwyciła, ale nie zmienia to faktu, że wyróźnia się na tle nie tylko swojej poprzedniczki, ale też książek z tego gatunku, które wpadły w moje ręce.

draggle.blogspot.com

„Crescendo” swoją mało wyrazistą, nieprzemyślaną oprawą graficzną nie przyciągnęło mojego wzroku. Mimo tego jestem bardzo mile zaskoczona tą powieścią.

Odkąd Patch został aniołem stróżem Nory mogłoby się wydawać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jednak to tylko pozory, będzie on musiał stawić czoła Archaniołom, którzy nie zamierzają ułatwiać mu życia. Wynikną z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie żyjesz. Zastrzelono cię, umarłeś na grypę, a może potrącił cię samochód . Nieważne. I tak prędzej, czy później trafisz do…GDZIE INDZIEJ.

Liz ma piętnaście lat, własne plany i marzenia. Plany, których już nigdy nie zrealizuje i marzenia, które już nigdy się nie spełnią. Dziewczyna przechodząc przez ulicę zostaje potrącona. Zapada w śpiączkę poczym trafia na statek podążający w kierunku wcześniej wspomnianego miejsca – Gdzie Indziej.

Nie można tego porównać z piekłem, czyśćcem, czy niebem. Trafiają tam wszyscy zmarli, bez względu na swoje ziemskie poczynania. Muszę przyznać, że taka opcja jak najbardziej mi odpowiada. Dlaczego? Gdzie Indziej to miejsce, w którym ludzie z roku na rok stają się młodsi. Znajdują sobie pracę związaną z zainteresowaniami, zarabiają i wydają pieniądze, mogą podglądać swoich bliskich przez specjalne lornetki. W ten sposób wciąż mają pewien kontakt z prawdziwym światem. I „żyją” podobnie jak my – zakochują się, opiekują zwierzętami, spacerują…

Liz nie może pogodzić się ze śmiercią, ma wrażenie, że to tylko zły sen. Poznaje swoją babcię zmarłą przed jej narodzinami, Curtisa z jej ulubionego zespołu Machine oraz o rok starszą od niej dziewczynę Thandi. Jednak to nie powstrzymuje jej przed ucieczką na Ziemię. Dziewczyna jest zrozpaczona, nie wyobraża sobie życia bez przyjaciół i bliskich. Jest przekonana, że już nigdy nie zdobędzie prawa jazdy, nie będzie miała dzieci, nie zakocha się...


„Gdzie Indziej” to najbardziej nietypowa książka, która trafiła w moje ręce. Fabuła jest niezwykle oryginalna, podobnie jak tytuł. W pierwszej chwili zwracamy uwagę na okładkę, która w tym przypadku skrywa w sobie pewną tajemnicę, przyciąga uwagę czytelnika. Pomińmy na chwilę stronę graficzną i powróćmy do bohaterów. Postacie wykreowane przez autorkę wydają nam się bardzo realistyczne. Babcia Liz, Betty jest bardzo ciepłą i miłą osobą, którą już na samym początku obdarzamy sympatią. Curtis, muzyk, który postanowił skończyć z dotychczasowym zajęciem, stwierdzając, że w pewien sposób przez muzykę utracił życie. Nie dziwi nas także zachowanie Liz, która nie może pogodzić się z losem. Gabrielle Zevin stworzyła unikalny klimat, nieszablonowych bohaterów i historię, która wciąga od pierwszej strony. O tym, że jest bardzo utalentowaną pisarką mogłam przekonać się już po przeczytaniu "Zapomniałam, że cię kocham".


„Gdzie Indziej” to powieść, dzięki której zupełnie inaczej spojrzymy na śmierć. Śmierć, jako nowy początek, a może nawet narodziny. Brzmi intrygująco i pozytywnie. Jestem jak najbardziej za!

draggle.blogspot.com

Nie żyjesz. Zastrzelono cię, umarłeś na grypę, a może potrącił cię samochód . Nieważne. I tak prędzej, czy później trafisz do…GDZIE INDZIEJ.

Liz ma piętnaście lat, własne plany i marzenia. Plany, których już nigdy nie zrealizuje i marzenia, które już nigdy się nie spełnią. Dziewczyna przechodząc przez ulicę zostaje potrącona. Zapada w śpiączkę poczym trafia na statek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Milion małych kawałków”nie jest typową autobiografią. To trochę ubarwiona historia o narkomanii i alkoholizmie, z którymi walczył James Frey. Już na samym początku autor informuje nas o głównych powodach, dla których napisał tę książkę. Jak sam twierdzi chciał zawrzeć w lekturze relację walki rozgrywającej się w jego głowie, pragnął zainspirować ludzi znajdujących się w trudnej sytuacji.

James ma dwadzieścia trzy lata, jest uzależniony od narkotyków i alkoholu. Jego historię poznajemy od momentu, gdy budzi się na pokładzie samolotu. Ma wybite zęby, złamany nos , a jego ubranie jest brudne od moczu, wymiocin i krwi. Nie może sobie przypomnieć jak tu trafił, ani co działo się tydzień wcześniej. Z lotniska odbierają go rodzice, dzięki którym trafia do zamkniętego ośrodka dla alkoholików i narkomanów.

„Gdyby istniał Bóg, splunąłbym mu w twarz za oddanie mnie na coś takiego. Gdyby istniał Diabeł, sprzedałbym mu duszę, żeby to przetrwać. Gdyby istniało coś Wyższego, co kontroluje nasze indywidualne losy, powiedziałbym mu, żeby wzięło mój los i wsadziło sobie w pierdoloną dupę.”

Ten fragment idealnie oddaje charakter przeżyć Jamesa w ośrodku. Autor nie szczędzi wulgaryzmów, których nadmiar po raz pierwszy nie przeszkadza mi w książce. Gdyby ich zabrakło historia wydawałaby nam się dosyć naciągana. Bohater w ten sposób wyraża swoje emocje- ból, cierpienie, ale też radość i satysfakcję. Z tego fragmentu wyłania się także obraz samego James’a – niezwykle odważnego i upartego faceta, który pragnie zapomnieć o swojej mrocznej przeszłości.

James Frey opisuje swoje przeżycia w sposób tak realistyczny i drobiazgowy, że sami odczuwamy je na własnej skórze. Wprowadza nas w świat nałogów, którym codziennie musi stawiać czoła. Na swojej drodze spotyka wiele osób, z pozoru zupełni e do niego niepodobnych – prawnika, sędziego, byłą gwiazdę boksu, tajemniczego biznesmena, czy siwego staruszka. Co ich łączy? Nałogi, a raczej próba zerwania z alkoholem, crackiem, czy kokainą. Zawiązuje się między nimi nić porozumienia, są w podobnej sytuacji i wspierają się wzajemnie. Jeśli już mowa o wsparciu to muszę wspomnieć o rodzicach James'a, którzy są dla niego oparciem i nie tracą nadziei, że jeszcze wszystko może się ułożyć. Jednak cały czas obwiniają się za wszystkie nieszczęścia, które spotkały ich syna.

Drobiazgowe opisy zmagań z nałogiem sprawiają, że współczujemy a jednocześnie wspieramy James’a w jego walce. Trzymamy za niego kciuki, dopingujemy mu, śmiejemy się, a momentami nie potrafimy powstrzymać napływających nam do oczu łez.

„Milion małych kawałków” to powieść o nadziei, nieustannej walce z samym sobą i miłości, dzięki której stajemy się silniejsi.

Nie spodziewałam się, że będę aż tak poruszona tą powieścią. Czytałam już kilka książek poruszających temat narkomanii, ale nie wywołały one we mnie, aż takich emocji. Myślę, że autorowi w pełni udało się spełnić wcześniej postawione zamierzenia.

draggle.blogspot.com

„Milion małych kawałków”nie jest typową autobiografią. To trochę ubarwiona historia o narkomanii i alkoholizmie, z którymi walczył James Frey. Już na samym początku autor informuje nas o głównych powodach, dla których napisał tę książkę. Jak sam twierdzi chciał zawrzeć w lekturze relację walki rozgrywającej się w jego głowie, pragnął zainspirować ludzi znajdujących się w...

więcej Pokaż mimo to