-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel5
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Czytam bardzo dużo i w związku z tym, coraz trudniej jest sprostać moim oczekiwaniom. Naturalną koleją rzeczy jest fakt, iż lektura, która jeszcze kilka lat temu rzucała mnie na kolana, dzisiaj mogłaby nie zadowolić mnie już w takim samym stopniu. Coraz częściej kręcę nosem, chociaż swoich ocen staram się dokonywać patrząc przez nieco szerszy pryzmat. Lubię ten moment, kiedy mogę polecić na blogu dobrą, bardzo dobrą, a nawet rewelacyjną lekturę, wypowiedzieć się o jej pozytywnych stronach. Ale najbardziej uwielbiam chwilę, kiedy mam przyjemność zapowiedzieć powieść wybitną, najdoskonalszą z najlepszych. Proszę państwa, oto ona. "Kiedyś byliśmy braćmi" autorstwa Ronalda H. Balsona.
Po II wojnie światowej wielu zbrodniarzom wojennym udało się wmieszać w tłum i zniknąć na długie lata. Ben Solomon jest pewny - właśnie natrafił na ślad jednego z nich. Oskarża uznanego członka chicagowskiej społeczności, Elliota Rosenzweiga o to, że ten w przeszłości nosił nazwisko Otto Piatek i był oficerem SS. Ben rozpoznaje w Elliocie człowieka, który, porzucony jako dziecko, został wychowany przez rodzinę Solomona. Podczas niemieckiej okupacji Otto okradł i zdradził ludzi, którzy traktowali go jak własnego syna i brata. Ben Solomon zatrudnia młodą adwokatkę Catherine Lockhart, aby udowodniła Elliotowi winę przed sądem. Czy szanowany i zamożny filantrop z Chicago wysyłał na śmierć tysiące osób? Czy Ben oskarżył właściwego człowieka?
"Kiedyś byliśmy braćmi" to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza książka, jaką przeczytałam w 2014 roku. Napisana przed debiutującego w roli pisarza chicagowskiego adwokata stanowi dopracowaną w każdym szczególe, dostarczającą wielu wzruszeń, wspaniałą książkę, będącą połączeniem thrillera prawniczego oraz powieści obyczajowej. Amerykanie również piszą o Polsce, i to w jakim stylu! Autor, jak sam przyznaje, do napisania książki został zainspirowany przez podróże do Polski, która "w dalszym ciągu naznaczona jest powojennymi bliznami". Powieści Ronalda H. Balsona nie można nic zarzucić pod względem merytorycznym, gdyż zadbał o najdrobniejsze nawet szczegóły i niuanse. "Kiedyś byliśmy braćmi" jest wynikiem ciężkiej pracy i uwagi, jaką autor poświęcił wojennej historii Polski. Klucząc pomiędzy Chicago w czasach współczesnych, a Zamościem podczas II wojny światowej Balson stworzył niezwykle prawdopodobną, realną historię. Choć całość jest fikcją literacką, powieść została umieszczona w dokładnym kontekście historycznym.
Książka stanowi przepiękny, wzruszający zapis ludzkich zmagań o sprawiedliwość. Autor połączył wątek zbrodniarza wojennego, głęboko zakopanej tajemnicy sprzed lat z niezwykłą historią ponadczasowej, wiecznej miłości Bena Solomona i jego Hanny. Sprawa, jakiej podejmuje się Catherine Lockhart sankcjonuje ją nie tylko jako adwokatkę, ale przede wszystkim - jako człowieka. "Kiedyś byliśmy braćmi" porusza głębię człowieczeństwa. Od tej książki nie sposób się oderwać, gdyż przywiązuje nas do siebie mocno. Czytelnik całym sobą żyje toczącą się opowieścią i ani na moment nie potrafi zostawić historii za sobą. Balson pozwala uwierzyć, iż istnieje na świecie jeszcze wyższa sprawiedliwość, ta, której nie kupi największa nawet fortuna. Przedstawia zderzenie dwóch światów - żyjącego przeciętnie starszego człowieka, jaki stał się ofiarą Holokaustu i pławiącego się w wielkich luksusach mężczyznę, który w przeszłości miał być zbrodniarzem wojennym znanym jako Rzeźnik z Zamościa. Kiedyś byli braćmi.
Takie książki, jak "Kiedyś byliśmy braćmi", czyta się wspaniale. Przywracają wiarę i nadzieję na to, iż niezłomność ludzkiego ducha w końcu zatryumfuje nad złem. To swoisty pomnik wystawiony wszystkim tym, którzy cierpieli. Zadośćuczynienie po latach. Powieść jest pełnym pasji, wyjątkowym i pasjonującym utworem charakteryzującym się wartką akcją, jakiej nie powstydziłby się mistrz thrillera prawniczego. Bardzo, bardzo polecam!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Czytam bardzo dużo i w związku z tym, coraz trudniej jest sprostać moim oczekiwaniom. Naturalną koleją rzeczy jest fakt, iż lektura, która jeszcze kilka lat temu rzucała mnie na kolana, dzisiaj mogłaby nie zadowolić mnie już w takim samym stopniu. Coraz częściej kręcę nosem, chociaż swoich ocen staram się dokonywać patrząc przez nieco szerszy pryzmat. Lubię ten moment,...
więcej mniej Pokaż mimo to
A gdyby tak... Mieć innego męża, nie wyjechać wtedy z rodzinnej miejscowości, nie iść na studia, nie urodzić dziecka? Czy... żałuję, że nie jest inaczej? Na te pytania odpowiedzi poszukują bohaterki powieści Małgorzaty Sobieszczańskiej "Kilka dni lata". Zanim przekonają się, że nie, nie żałują, bo to właśnie ich życie, dokonają starannej analizy i przywołają swoją przeszłość. To, co wydaje się dziś końcem świata, za rok, dwa, pięć okaże się tylko bladym wspomnieniem. Czymże więc będzie, kiedy upłynie całe życie? 18 czerwca w księgarniach pojawi się nowa powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej. Genialna powieść!
Amelia na łożu śmierci chce opowiedzieć o swojej przeszłości. W pobliżu jest tylko kilkuletni prawnuczek, który nie do końca rozumie, co też babcia próbuje mu przekazać, więc Amelia zabiera swoje tajemnice do grobu. Aby Amelia mogła godnie odejść z tego świata, jej córka, Janina, zrezygnowała z pracy, żeby móc opiekować się matką. Maja liże rany po rozwodzie. Wciąż kocha byłego męża i ma nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Tymczasowo, a konkretnie od roku, pomieszkuje wraz z synem u rodziców. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych krzyżują się losy trzech pokoleń kobiet - Amelii, Janiny i Mai. Są dla siebie najbliższą rodziną, mieszkają razem, a jednak nic o sobie nie wiedzą. Po śmierci Amelii Janina i Maja śladami zmarłej wracają do Gdańska, aby uporządkować mieszkanie i sprawy Amelii. Czy uda im się uporać z trudną przeszłością rodziny?
Schemat wydaje się być znany: opowieść o kilku pokoleniach kobiet z historią Polski w tle. A jednak w tej książce jest coś wyjątkowego, totalnie świeżego, czego nie doświadczymy w innych powieściach tego typu. Wnioski płynące z lektury okażą się być zaskakujące, a i całość mocno wyróżnia się na tle innych publikacji. Ale po kolei. Amelia, nestorka rodu, w chwili, gdy odchodzi z tego świata, ma niespełna dziewięćdziesiąt lat i piękne życie za sobą. Przeżyła II wojnę światową, panowanie komunistów w Polsce po to, by zaznać smaku demokracji i jeszcze długo móc się nim delektować. Amelia żyła w czasach, kiedy wojna odbierała ludziom miłość i trzeba się było zadowolić tym, co los podesłał w zastępstwie. Ale... czy tamta miłość była bardziej właściwa, bardziej prawdziwa? Odpowiedzi na to pytanie poszukuje również córka Amelii, Janina. Janka brała czynny udział w sierpniowych wydarzeniach osiemdziesiątego roku w Gdańsku. Wyjechała do Warszawy, gdzie urodziła córkę Maję. Co zostawiła w Gdańsku, oprócz matki, z którą nie rozmawiała przez długie lata? W końcu Maja. Musi spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy tęskni za byłym mężem czy poczuciem bycia kochaną? Jak się okaże, są to zupełnie różne rzeczy. Małgorzata Sobieszczańska w fenomenalny sposób splata ze sobą losy trzech kobiet i elementy polskiej historii współczesnej. "Kilka dni lata" to świeża i rześka powieść obyczajowa, z której czerpie się garściami. Nie sposób przejść obok tej książki obojętnie.
"Kilka dni lata" to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, które, zupełnie nieświadomie, popełniają te same błędy. Ich skomplikowane relacje nie ułatwiają życia. A przecież wystarczyłoby porozmawiać i czerpać mądrość z doświadczeń poprzednich pokoleń. To książka o dojrzewaniu do prawdy, poszukiwaniu odpowiedzi na trudne pytania. Ale zanim nasze bohaterki znajdą odpowiedź, muszą trafnie postawić pytania, co wcale nie jest łatwe. Powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej to pokrzepiająca historia o zwykłych kobietach, takich jak ja, ty, czy pani z sąsiedztwa. Autorka przekonuje nas, że mamy najlepsze z możliwych życie. Najlepsze, bo nasze. I nie ma potrzeby tego zmieniać. Człowiek jest istotą błądzącą, często zadajemy sobie pytanie "a co by było gdyby?". "Kilka dni lata" uczy odkrywać radość w codziennym życiu, doceniać szczęście, jakie staje się naszym udziałem. Genialna książka. Czyta się znakomicie, a losy bohaterek stanowią doprawdy porywającą historię.
"Kilka dni lata" to powieść, która z pewnością znajdzie się w moim podsumowaniu najlepszych polskich powieści 2015 roku. To jedna z lepszych, obok takich tytułów jak "Jedenaście tysięcy dziewic" czy "Dante na tropie", polska książka, jaką czytałam w tym roku. Bardzo gorąco polecam, jestem przekonana, że nie będziecie zawiedzeni.
A gdyby tak... Mieć innego męża, nie wyjechać wtedy z rodzinnej miejscowości, nie iść na studia, nie urodzić dziecka? Czy... żałuję, że nie jest inaczej? Na te pytania odpowiedzi poszukują bohaterki powieści Małgorzaty Sobieszczańskiej "Kilka dni lata". Zanim przekonają się, że nie, nie żałują, bo to właśnie ich życie, dokonają starannej analizy i przywołają swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Specjalistki organizacji czasu, mistrzynie logistyki. Praktyczne, przedsiębiorcze, dzielne. Takie właśnie są młode matki. A gdyby tak posadzić je na najwyższych stołkach w kraju? Na taki pomysł wpadła Linda Green, autorka powieści obyczajowej "Mamifest", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Świat Książki. Nierealne? Ależ skąd!
Sam jest mamą dwóch chłopców. Jeden z jej synów, Oscar choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Sam musi zmierzyć się z rzeczywistością matki niepełnosprawnego dziecka. Jackie bezskutecznie stara się z mężem o drugie dziecko. Tragedia z przeszłości nie pozwala kobiecie cieszyć się tym, co ma. Jej matka ma Alzheimera, a sama Jackie nie potrafi podjąć decyzji o oddaniu mamy do domu opieki. Anna jest szkolnym pedagogiem. Mimo to nie umie poradzić sobie z sytuacją, w której jej córka pada ofiarą prześladowań w szkole. Trzy kobiety postanawiają poprawić sytuację swoją i innych matek, jakie znajdują się w podobnym położeniu. Zaczyna się całkiem niewinnie. Sam, Jackie i Anna organizują protest przeciwko zwolnieniu kobiety, która dba o bezpieczeństwo dzieci i przeprowadza je przez ulicę. Szybko okazuje się, że do zrobienia jest o wiele, wiele więcej. Bohaterki zakładają partię polityczną i zaczynają przygotowywać się do wyborów.
To nie jest książka o polityce. To przepiękna, wzruszająca powieść o sile współczesnych matek. "Mamifest" wyciska łzy z oczu. Linda Green zwróciła uwagę na problemy dzisiejszego świata i opisała je w wyjątkowy sposób. Do "Mamifestu" początkowo podchodziłam nieco sceptycznie. Ot, grupa kobiet nagle zapragnęła zmienić świat i nie potrafiła zmierzyć sił na zamiary. Ale nie! Ich start w wyborach schodzi na dalszy plan, bo najważniejsza jest rodzina. I właśnie o tym jest ta powieść. O rodzinie. Linda Green stworzyła realistyczne postacie. Jej bohaterowie zapadają w pamięć przez niebywałą mądrość życiową. Sam jest niesamowita. Skąd ta kobieta czerpie siłę? Przywiązałam się do jej osoby, która okazała się być kluczowa. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, aby nie zepsuć wam lektury. Wydawca w opisie wydawniczym zdradził tyle, ile powinien. Nie za dużo. Uwierzcie mi na słowo, że ta powieść przybiera nieoczekiwany kształt.
"Mamifest" przebojem podbił moje serce. To jedna z moich ulubionych książek. Kocham takie historie. Zarwałam pół nocy, wylewając morze łez i śmiejąc się naprzemiennie. Było warto! Linda Green stworzyła rozrywającą serce, ale w końcu przynoszącą nadzieję historię kobiet, które zapragnęły walczyć o dobro swoich i setek innych dzieci. "Mamifest" opisuje mechanizmy współczesnego świata. Autorka opisała obdartą z fałszu rzeczywistość. W moim osobistym rankingu powieść zasługuje na najwyższą z możliwych not. Przyznaję jej ocenę dziesięć na dziesięć. Piękny, ważny, arcyciekawy i nieprzewidywalny. Taki jest "Mamifest". Książka obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji, a zakończenie stanowi kwintesencję dobrej powieści obyczajowej. Przeczytałam zachłannie, zakochując się w prozie Lindy Green. "Mamifest" zajmie szczególne miejsce w mej pamięci.
"Mamifest" Lindy Green to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli dobrej, ambitnej powieści obyczajowej. Przeżyłam wspaniałą literacką przygodę, do której aż chciałoby się wrócić. Nowa książka w serii Leniwa Niedziela zachwyca i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Specjalistki organizacji czasu, mistrzynie logistyki. Praktyczne, przedsiębiorcze, dzielne. Takie właśnie są młode matki. A gdyby tak posadzić je na najwyższych stołkach w kraju? Na taki pomysł wpadła Linda Green, autorka powieści obyczajowej "Mamifest", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Świat Książki. Nierealne? Ależ skąd!
Sam jest mamą dwóch...
Wbrew powszechnie panującym opiniom anoreksja nie jest chorobą, która dotyczy jedynie nastolatek. Chorują mężczyźni, osoby starsze, kobiety w ciąży. W powieści Jolanty Czarkwiani "Nie waż się" choruje świadoma siebie i swoich praw, inteligentna kobieta w średnim wieku. Choruje ona, a z nią chorują jej najbliżsi. Ale debiut Jolanty Czarkwiani to nie tylko książka o anoreksji. To powieść o wyzwalającej prawdzie i poszukiwaniu przyczyny, która tkwi głęboko w człowieku.
Brygida i Agata razem wychowywały się na jednym z otwockich osiedli. Później ich losy rozeszły się, ale spotkały się ponownie jako dorosłe kobiety i ich przyjaźń wybuchła na nowo. Brygida jest czterdziestoletnią, nieco otyłą, zdystansowaną do siebie i świata kobietą. Agata natomiast od najmłodszych lat pilnuje diety, ubiera się tylko w markowych butikach i jest dyrektorem finansowym w międzynarodowej korporacji. Kiedy Agata zachodzi w ciążę i zostaje samotną matką, decyzja, iż to właśnie Brygida będzie matką chrzestną jej córki wydaje się być naturalna. Brygida z niepokojem obserwuje Agatę, kiedy ta wciąż powtarza, że jest tłusta i obleśna, mimo iż waga pokazuje coś innego. Mijają lata, a Agata pogrąża się w swojej obsesji. Powoli i konsekwentnie niszczy swój organizm, a na próby rozmowy na temat leczenia reaguje gniewem. Brygida postanawia zaryzykować ich przyjaźń, aby uratować Agatę. Czy można pomóc dorosłej kobiecie, która stanowczo odmawia leczenia?
"Nie waż się" to jeden z tych wyjątkowych debiutów, które zdarzają się naprawdę rzadko. W moim odczuciu powieść Jolanty Czarkwiani jest debiutem na miarę pojawienia się "Motylka" Katarzyny Puzyńskiej w roku ubiegłym, chociaż gatunkowo te dwie książki dzielą lata świetlne. "Nie waż się" jest publikacją dopracowaną w najmniejszym szczególne, o niesamowitej sile rażenia. Historia, która jednocześnie wstrząsa, wzrusza, rzuca na kolana, potrafi mocno sponiewierać człowieka. Książka o prawdzie i dążeniu do niej. Dawno nie czytałam tak pełnego i silnego debiutu. Bohaterowie to wyraziste, prawdziwe postacie, a opowieść o nich zachwyca prawdą i mądrością życiową. "Nie waż się" trafi do szerokiego grona odbiorców. Anoreksja jest głównym, ale nie jedynym tematem powieści. To również opowieść o głęboko zakorzenionych krzywdach, ranach, które, mimo upływu lat, wciąż nie chcą się zabliźnić, tkwią w człowieku i czekają na moment prawdy. Jest moc i siła, prawda i oczyszczenie.
Jolanta Czarkwiani wnosi nowe spojrzenie na problem anoreksji. Podążając za powtarzanymi frazesami, anoreksja miałaby być chorobą ludzi, którzy jeść nie chcą. Czarkwiani z niesamowitą wrażliwością tworzy portret chorej kobiety, szczególną uwagę poświęcając jej psychice oraz postrzeganiu Agaty przez pryzmat świata. "Nie waż się" jest niepozbawioną empatii, prawdziwą historią. Wiernym portretem choroby, która w ciągu lat wyniszcza organizm atrakcyjnej, inteligentnej kobiety. Jolanta Czarkwiani zaskakuje nie tylko nieprzewidywalnym zakończeniem, ale również szeregiem wniosków, jakie płyną z lektury. "Nie waż się" jest książką o przyjaźni silniejszej niż choroba, o kobiecie, która postanawia ratować swoją przyjaciółkę wbrew lojalności i jej woli. Na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń. "Nie waż się" budzi tęsknotę za przyjaciółką, jaką jest Brygida.
"Nie waż się" to debiut wybitny. Napisany świeżym, soczystym językiem, prawdziwy i mocny. Historię poznajemy z perspektywy Brygidy, która przez cały czas zwraca się do nas bezpośrednio, jakby opowiadała historię swojego życia i przyjaźni z Agatą. Podczas lektury miałam wrażenie, że oto spotkałam się z dobrą znajomą przy kawie i wysłuchuję jej zwierzeń. Przywiązałam się do tej lektury i trudno było mi pożegnać się z jej bohaterkami, kiedy opowieść dobiegła końca. Dla mnie - dziesięć na dziesięć.
Wbrew powszechnie panującym opiniom anoreksja nie jest chorobą, która dotyczy jedynie nastolatek. Chorują mężczyźni, osoby starsze, kobiety w ciąży. W powieści Jolanty Czarkwiani "Nie waż się" choruje świadoma siebie i swoich praw, inteligentna kobieta w średnim wieku. Choruje ona, a z nią chorują jej najbliżsi. Ale debiut Jolanty Czarkwiani to nie tylko książka o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Osoby Sherlocka Holmesa przedstawiać nikomu nie trzeba. Bohater po raz pierwszy pojawił się w literaturze w 1887 roku i po dziś dzień jest ikoną literatury detektywistycznej. Sir Arthur Conan Doyle stworzył postać, jakiej sława przyćmiewa popularność samego dzieła. Któż z nas nie słyszał o detektywie, który zwykł nazywać siebie jedynym prywatnym konsultantem detektywistycznym? Zapewne nie znajdzie się taka osoba, wszak postać Holmesa jest głęboko zakorzeniona w kulturze popularnej. Kiedy jednak sprecyzujemy nasze zapytanie pod kątem styczności z postacią, dowiemy się, iż dla większości był to kontakt filmowo-serialowy. Tak i ja, nigdy nie miałam wcześniej przyjemności zmierzyć się z dziełem Doyle'a. Wstyd! Powieści kryminalne zajmują szczególne miejsce w moim sercu, tymczasem moja znajomość klasyki pozostawała uboga. Postanowiłam to zmienić i sięgnąć po piękne, nowe wydanie dzieła wzbogacone oryginalnymi ilustracjami Sidneya Pageta.
Wydawca uraczył nas trzema powieściami z serii o Sherlocku Holmesie. Studium w szkarłacie to pierwszy z cyklu utworów o najsłynniejszym detektywie w literaturze. Poznajemy historię z perspektywy doktora Johna Watsona, który towarzyszy nam przez cały czas i spisuje przygody swoje i Holmesa. Mężczyzna brał udział w II wojnie afgańskiej, podczas której został ranny, a następnie zdemobilizowany. Studium w szkarłacie przedstawia początek znajomości doktora Watsona z Sherlockiem oraz wyjaśnia, jak bohaterowie trafili na Baker Street, ulicę, która za sprawą charakterystycznych postaci stała się jedną z najpopularniejszych w Londynie. Jestem wdzięczna wydawcy, że moja literacka przygoda z Sherlockiem Holmesa rozpoczęła się od początku i zostałam wprowadzona w momencie, kiedy detektyw rzeczywiście pojawił się na scenie.
W pierwszej powieści, wspomnianym Studium w szkarłacie do Holmesa z prośbą o pomoc zgłasza się jeden z najbystrzejszych detektywów w Scotland Yardzie. W pustym domu zostaje odnaleziony martwy mężczyzna zamieszkały na stałe w Ameryce. Co robił w Londynie i dlaczego padł ofiarą morderstwa? Kiedy ginie kolejna osoba, sprawa wydaje się komplikować, jednak wygląda na to, że Sherlock Holmes już zna rozwiązanie zagadki..
Kolejny z utworów, Znak czterech, wprowadza następną ważną dla całej historii postać - Mary Morstan, przyszłą żonę Watsona. Młoda kobieta prosi Holmesa o pomoc w rozwikłaniu zagadki zniknięcia jej ojca. Nieistotne i proste z pozoru zlecenie zmienia się w prawdziwe śledztwo, kiedy w związku ze sprawą w zamkniętym od wewnątrz pokoju zostaje odkryte ciało mężczyzny.
Na koniec otrzymujemy najbardziej rozbudowaną i okazałą pod względem objętościowym historię - Pies Baskerville'ów. W rodzinie Baskerville'ów od lat krąży legenda, jakoby nad rodem krążyła klątwa tytułowego psa. Przed laty jeden z członków familii miał paść martwy, gdy siejące grozę, olbrzymie zwierzę przegryzło mu gardło. Teraz ginie kolejny z Baskerville'ów. Czy jego śmierć jest wynikiem wspomnianej klątwy czy też został zamordowany?
"Sherlock Holmes" należy do takiej literatury, która nie potrzebuje zbyt wielu rekomendacji. Cóż jeszcze napisać o wybitnym, XIX-wiecznym dziele, które wprowadziło postać detektywa do piśmiennictwa i w znacznym stopniu przyczyniło się do stanu i wyglądu obecnych powieści kryminalnych? Sir Arthur Conan Doyle stworzył arcydzieła godne damy i dżentelmena. Kto dziś odnajdzie się w historiach Doyle'a? Każdy. Te książki wnoszą.. świeżość. W czasach, gdy w literaturze na każdym kroku spotykamy seks i brutalność, opowieści o Sherlocku są miłą odskocznią. Współczesny odbiorca może być wręcz zaskoczony, że na kartach powieści nie uświadczy wynaturzeń, bestialskich mordów i kałuży krwi. W porównaniu z dzisiejszym kryminałem, dzieła Arthura Doyle'a pozostają delikatne i wytworne. Wyjątkowość "Sherlocka Holmesa" opiera się na nieprawdopodobnych zdolnościach detektywa, który w materii dedukcji i analizy nie ma sobie równych. To wręcz niespotykane, na podstawie jakich śladów ten mężczyzna dochodzi do swoich wniosków. Trafnych - należy dodać.
Co jeszcze odróżnia powieść detektywistyczną z drugiej połowy XIX wieku od wydawanych współcześnie książek o tematyce kryminalnej? Pomijając sprawę oczywistą, jaką jest język, którego dziś nie uświadczysz już na londyńskiej ulicy, dostrzeżemy pewną istotną różnicę. Dzieła Doyle'a są jednowątkowe, autor w danej powieści skupia się na opisywanym temacie i pozostaje mu wiernym do ostatniego napisanego zdania. To interesujące, dzięki temu możemy zaobserwować, jak ewoluował kryminał w ciągu niespełna 130 lat.
Niewątpliwą zaletą publikacji jest jej piękne wydanie. Oryginalne ilustracje w wykonaniu Sidneya Pageta, elegancka czcionka na papierze wysokiej jakości i cudna okładka - to wszystko proponuje nam Zysk i S-ka w komplecie z historiami o Sherlocku. Książka została wydana w twardej oprawie i jest naprawdę dopieszczona. Warto posiadać swój egzemplarz tego wyjątkowego wydania klasyki kryminału. U mnie stoi na honorowym miejscu!
A jeszcze bardziej - warto przeczytać to arcydzieło literatury angielskiej. Napisane w przystępny dla współczesnego czytelnika sposób przedstawiające intrygujące zagadki i genialnego detektywa, a wszystko to w niezapomnianym klimacie Anglii w epoce wiktoriańskim... O ile Znak czterech w moim odczuciu nie należy do najbardziej udanych występów Holmesa, o tyle Studium w szkarłacie wciąga do reszty, a Pies Baskerville'ów - mistrzostwo świata!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Osoby Sherlocka Holmesa przedstawiać nikomu nie trzeba. Bohater po raz pierwszy pojawił się w literaturze w 1887 roku i po dziś dzień jest ikoną literatury detektywistycznej. Sir Arthur Conan Doyle stworzył postać, jakiej sława przyćmiewa popularność samego dzieła. Któż z nas nie słyszał o detektywie, który zwykł nazywać siebie jedynym prywatnym konsultantem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiaj wszystko odkładamy na później. Wszak zdążymy jeszcze pokochać, założyć rodzinę, mieć dzieci.. Pokolenie Krzysztofa i Basi Baczyńskich wiedziało, iż tego czasu może zabraknąć. Po co czekać? Aż Niemcy odejdą? A jeśli nie odejdą? I właśnie - paradoksalnie - dlatego to pokolenie kochało mocniej, pewniej, bardziej. W najtrudniejszych dla człowieka czasach potrafili kochać miłością tak piękną, jaka nam się nawet nie śniła. Poznajcie historię niezwykłej miłości, osadzoną w murach bombardowanej Warszawy. Poznajcie Krzysztofa i Basię Baczyńskich.
W samym środku wojennej zawieruchy krzyżują się losy młodego poety, Krzysztofa Baczyńskiego i dziewiętnastoletniej Barbary Drapczyńskiej. Wystarczy jedno spojrzenie, uścisk dłoni.. Miłość wybucha z niewyobrażalną siłą. Cztery dni po pierwszym spotkaniu Baczyński oświadcza się ukochanej i zostaje przyjęty. Rodziny zakochanych sceptycznie podchodzą do tak wczesnych deklaracji młodych. Radzą poczekać na koniec wojny. Przyszli państwo Baczyńscy wiedzą jednak, iż tej wojny mogą nie przeżyć. Miłość, jaka połączyła zakochanych, rozkwita w czasach wszechobecnej śmierci i okrucieństwa. Baczyńscy są jednym.
"Piękna" to słowo, które w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru tej powieści. Tak jak Basia zastanawiała się, czy istnieje stopień wyższy od słowa "najszczęśliwsza", tak ja rozważam istnieje przymiotnika wyższego, aniżeli "najpiękniejsza". "Ty jesteś moje imię" wycisnęła łzy z moich oczu, dotknęła głębi mojej duszy po to, aby na dobre wpisać się w kanonie najcudowniejszych lektur. Tak, jak parającemu się słowem Baczyńskiemu zabrakło jasności umysłu, kiedy grom z jasnego nieba spadł na niego, gdy spotkał Basię, tak i mnie brakuje dziś słów, by opisać tę wyjątkową opowieść, którą z tak wielką dbałością o słowo spisała Katarzyna Zyskowska-Ignaciak. Najpiękniejsze historie pisze życie, lecz tylko wielcy autorzy potrafią uczynić z nich wielką powieść. Do ich grona bez wątpienia dołącza dziś Katarzyna Zyskowska-Ignaciak i jej "Ty jesteś moje imię".
Nie żałuję żadnego przeczytanego słowa, każdy znak (!) w tej powieści jest jakby dostojny. Zachwyca język, wprost literacki, a prozę w naturalny, harmonijny sposób wzbogaca poezja w najpiękniejszym wydaniu. Wiersze Baczyńskiego są najwierniejszym świadectwem miłości, a również poglądów, jakie dzieli ze sobą Barbara i Krzysztof. Ci, którzy znali młodych Baczyńskich, zgodnie twierdzili, że są jednością. I właśnie tę jedność udało się autorce oddać na kartach powieści w taki sposób, iż każdy z czytelników.. zamarzy o niej.
Opowieść zaczyna się, kiedy ciężarna Basia ukrywa się wraz z rodzicami w piwnicy jednej z warszawskich kamiennicy. Wokół odgłosy powstańczych walk, tymczasem kobieta prawie od miesiąca nie ma wiadomości od swojego męża. Jeszcze nie wie, iż ten zginął czwartego dnia powstania... Potem wraz z autorką przenosimy się w czasie do zimowych dni czterdziestego pierwszego roku. To wtedy skrzyżowały się drogi Krzysztofa i Basi. Cała powieść podzielona jest na cztery rozdziały, które poprzedzają zapisy wydarzeń z sierpnia 1944, kiedy Barbara czekała na jakąkolwiek wiadomość od Krzysztofa.
"Ty jesteś moje imię" to powieść, która zasługuje na najwyższą z możliwych not. Dzieło wspaniałe, ważne i potrzebne. Książka, na którą czeka się miesiącami, a może i latami. Przepadniesz, tak jak i ja. Będziesz miał złamane serce, ale wyniesiesz z tej publikacji o wiele, wiele więcej niż możesz przypuszczać.
Dzisiaj wszystko odkładamy na później. Wszak zdążymy jeszcze pokochać, założyć rodzinę, mieć dzieci.. Pokolenie Krzysztofa i Basi Baczyńskich wiedziało, iż tego czasu może zabraknąć. Po co czekać? Aż Niemcy odejdą? A jeśli nie odejdą? I właśnie - paradoksalnie - dlatego to pokolenie kochało mocniej, pewniej, bardziej. W najtrudniejszych dla człowieka czasach potrafili...
więcej mniej Pokaż mimo to
W latach 1929-1975 Karolina Północna w ramach Programu Sterylizacji Eugenicznej pozbawiła możliwości posiadania potomstwa ponad 7 tysięcy swoich obywateli, a wszystko to w imieniu szeroko rozumianego "dobra publicznego". Owa polityka, której skutki do dnia dzisiejszego odczuwają władze i mieszkańcy stanu, miała na celu sterylizację jednostek, a decyzję mógł podjąć pracownik socjalny opiekujący się daną rodziną. Przesłanką do zabiegu miało być upośledzenie umysłowe (w tym celu wykonywano testy na inteligencję, osoby z IQ poniżej 70 mogły się spodziewać akceptacji wniosku opieki socjalnej o kastrację), epilepsja bądź choroba psychiczna. W obiegu były ulotki propagujące "sterylizację kretynów" jako "ulepszenie populacji". Kontrowersje wokół programu i porównania do nazistowskich Niemiec powstrzymały władze stanu Karolina Północna dopiero w połowie lat 70. XX wieku. W tym tle historycznym swych bohaterów umieściła w najnowszej książce Diane Chamberlain. Książka "W słusznej sprawie" wydana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka pod patronatem klubu Kobiety to czytają! w księgarniach już od 10 kwietnia 2014.
Jane Forrester, świeżo upieczona 21-letnia mężatka, wbrew życzeniom swojego męża, podejmuje swą pierwszą pracę w Wydziale Opieki Społecznej. Robert, małżonek kobiety, widziałby raczej swą żonę w domu, przygotowującą posiłki i cierpliwie czekającą na ukochanego, aż ten wróci z pracy. Mężczyzna liczy na to, iż już niedługo doczekają się potomka, Jane ma jednak inne plany, w pierwszej kolejności pragnie zająć się karierą. Do zawodu wprowadza ją Charlotte Werkman, objaśniając również zasady Programu Sterylizacji Eugenicznej. Dziewczyna ma mieszane uczucia wobec polityki przymusowej kastracji. Pod jej opiekę trafia rodzina Hartów: nestorka rodu Winona zwana Nonnie, dwie nastoletnie dziewczęta 15-letnia Ivy i 17-letnia Mary Ella oraz synek starszej z nastolatek: William zwany Dzidziusiem, chociaż z okresu niemowlęcego już wyrósł i w chwili, gdy poznajemy familię, ma 2 lata. Członkowie klanu Hartów żyją w skrajnej nędzy, a ich podstawowym źródłem utrzymania jest zasiłek otrzymywany od państwa. Jane, zgodnie z obowiązującym prawem stanu Karolina Północna, ma doprowadzić do sterylizacji Ivy. Po wszczęciu całej procedury okazuje się, że nastolatka jest już w ciąży...
"Cała miłość świata nie pomoże, gdy na stole nie ma jedzenia"
[Charlotte Werkman]
Diane Chamberlain, W słusznej sprawie, Prószyński Media 2014
Chamberlain podjęła się niesamowicie trudnej tematyki i sprostała temu wyzwaniu w mistrzowski sposób. Najnowsza powieść autorki poruszy nawet najtwardsze serca, łamiąc je dotkliwie. Każda litera w książce jest naznaczona silnymi emocjami, wszystkie słowa łączące się w zdania zasiewają w nas wątpliwość. Czy komukolwiek wolno ingerować w tak istotny sposób w życie drugiego człowieka? Kto w rzeczywistości jest postacią tragiczną: Ivy, która ma zostać poddana przymusowej sterylizacji czy Jane, która tą decyzję ma podjąć? "W słusznej sprawie" to doskonale skonstruowana, mocna w wydźwięku, wielowątkowa opowieść pozostawiająca na stałe ślad w czytelniku. Chamberlain w tylko sobie znany sposób buduje swą zawiłą myśl, wysnuwając liczne hipotezy poprzez historie bohaterów zarówno pierwszo, jak i drugoplanowych. Postaci przedstawione w "W słusznej sprawie" to cała plejada arcyciekawych charakterów, a każdą z poszczególnych osób autorka szkicuje, tak jak i w poprzednich publikacjach, niezwykle precyzyjnie. W książkach Chamberlain nic nie jest przypadkowe, pisarka dokładnie obmyśla całą koncepcją, co potwierdziła powieścią "W słusznej sprawie". Autorka udowodniła, iż jest w fenomenalnej formie.
To, co rzuca się w oczy to kontrast. Kontrast dwóch światów: ludzi, o których się decyduje i ludzi, którzy te decyzję podejmują. Kontrast pomiędzy biedą a bogactwem, pomiędzy kontrolą narodzin wśród elity i wielodzietnością w kręgach osób niewyedukowanych, biedoty. I szereg pytań, wątpliwości. Czy dziecko czeka taki sam los, jak jego rodziców? Czy na podstawie piętnastu pierwszych lat życia można z całą pewnością przewidzieć, jaka będzie przyszłość człowieka, co osiągnie i pozbawić go możliwości na udane życie rodzinne? Nie sposób opisać uczuć, jakie targają czytelnikiem podczas lektury powieści. Nawet jeśli wydaje się nam, iż mamy jasno sprecyzowane poglądy na dany temat, Chamberlain udowadnia nam, że tak naprawdę nie wiemy nic. Tak, jak i ówczesne władze Karoliny Północnej, nie mamy prawa udawać, że posiedliśmy wiedzę pozwalającą nam na decydowanie o życiu człowieka, który takiego szczęścia nie miał i przynależność do danej grupy społecznej uniemożliwiła mu dobry start.
"W słusznej sprawie" to lektura, która wywołuje również sprzeczne decyzje wobec procesu jej czytania. Z jednej strony jest tak wciągająca, iż najchętniej stracilibyśmy dla niej noc, rozpoczęcie kolejnego, i kolejnego rozdziału wydaje się być naturalne, jednak.. Książka jest wybitna, mamy ochotę delektować się nią, nie pozwolić, aby tak szybko się skończyła. To wzruszająca, przepiękna i niebanalna powieść, coś nietuzinkowego i świeżego na rynku wydawniczym. Dla mnie - prawdziwe mistrzostwo. Nie jestem skłonna do oceniania książki wyżej, niż "dobra", "bardzo dobra", no może w skrajnych przypadkach uznam publikację za "rewelacyjną". Jednak to za mało przy najnowszej Chamberlain.. Jestem fanką twórczości autorki od pierwszego przeczytanego zdania, pochłonęłam absolutnie wszystkie powieści, które ukazały się w Polsce, jednak emocje, jakie wywołała we mnie lektura "W słusznej sprawie" zasługują na najwyższą z możliwych not. Przeczytałam wiele książek, czekałam wyjątkowo długo, aby dać się ponieść tak cudownej historii. A teraz pozostaje pustka. Pustka, bo co ja będę dalej czytać?! Nic nie przebije teraz przecież "W słusznej sprawie".. Muszę czekać. Czekać kolejne "dziesiąt" książek, może mniej, może więcej, a nuż coś się zdarzy? Jedno jest pewne: odpowiedź na pytanie "jaka jest twoja ulubiona książka?" niesie wiele wątpliwości, ale są takie tytuły, które po prostu przychodzą do głowy. "W słusznej sprawie"!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
W latach 1929-1975 Karolina Północna w ramach Programu Sterylizacji Eugenicznej pozbawiła możliwości posiadania potomstwa ponad 7 tysięcy swoich obywateli, a wszystko to w imieniu szeroko rozumianego "dobra publicznego". Owa polityka, której skutki do dnia dzisiejszego odczuwają władze i mieszkańcy stanu, miała na celu sterylizację jednostek, a decyzję mógł podjąć pracownik...
więcej mniej Pokaż mimo to
Poprzednia książka Katarzyny Kołczewskiej, "Idealne życie" znalazła się w ubiegłorocznym podsumowaniu najlepszych polskich powieści według Przeglądu czytelniczego. Wszystko wskazuje na to, że również w tym roku w zestawieniu nie zabraknie Katarzyny Kołczewskiej. Bo oto tworzy kolejną fenomenalną, mocną powieść obyczajową. "Wbrew sobie" to, obok "Jedenastu tysięcy dziewic" Joanny Marat czy "Dokąd teraz?" Iwony Żytkowiak, jeden z najlepszych obyczajów, jakie czytałam w tym roku. O ile nie w ogóle.
Ewelina i Adam od lat starają się o dziecko. W końcu udało się. Są na najlepszej drodze, by zostać rodzicami. Niestety, płód obumiera w dwudziestym drugim tygodniu ciąży, a Ewelina musi urodzić martwe dziecko. Skupiona tylko na sobie i własnym bólu, nie dostrzega swoich najbliższych. Ewelina wystawia walizki męża na próg, zraża do siebie matkę i siostrę. Kobieta traci swoją wysoką pozycję w pracy, a także odkrywa bolesną prawdę na temat swojego dzieciństwa. Jest oburzona. Wszyscy obrócili się przeciwko niej. Ewelina przez całe życie była święcie przekonana, że wszystko jej się automatycznie należy. Tymczasem boleśnie przekonuje się, iż świat może funkcjonować bez niej. I to całkiem nieźle.
"Wbrew sobie" to brawurowa powieść psychologiczno-obyczajowa. Katarzyna Kołczewska zbudowała staranne, niezwykle dokładne portrety swoich bohaterów. Wiele uwagi poświęca im charakterom, szczególnie głównej bohaterki, Eweliny. Ale świetne kreacje to nie jedyne, co wyróżnia książkę Katarzyny Kołczewskiej. "Wbrew sobie" to także wciągająca fabuła i niebanalne dialogi. Siedemset sześćdziesiąt stron czyta się błyskawicznie. Podczas lektury czas mija niezauważony. Co jeszcze sprawia, że powieść Katarzyny Kołczewskiej jest wyjątkowa? Główna bohaterka i jej... zołzowatość. Ewelina wzbudza emocje. Nie pozostawia czytelnika obojętnym. Kilkakrotnie miałam ochotę wejść w skórę bohaterów i mocno potrząsnąć Eweliną. To postać niezwykle kontrowersyjna, wzbudzająca emocje, wyróżniająca się spośród polskich bohaterek ostatnich lat. Rozpieszczona egoistka, skupiona tylko na sobie i swoim życiu. Nie dostrzega męża, matki i siostry, która poświęciła dla niej najwięcej. Co musi się wydarzyć, aby Ewelina zobaczyła coś poza czubkiem własnego nosa? Tego dowiecie się z lektury "Wbrew sobie".
"Wbrew sobie" jest powieścią wielowątkową. Ewelina musi przekonać się, że świat nie kręci się tylko wokół niej. Czytelnik wie o tym już od samego początku. Katarzyna Kołczewska wyposażyła swoją książkę w wiele wątków pobocznych. Każdy z nich jest dopracowany, dopieszczony, a w rezultacie wyposażony w morał. Autorka nie pozostawia niczego przypadkowi. Zadbała o najmniejszy nawet szczegół. "Wbrew sobie" to powieść potężna. Monumentalna. Każdy z bohaterów wnosi do opowieści coś świeżego, wyjątkowego. Naznaczeni przeszłością, bardziej lub mniej bolesną, muszą wyciągnąć wnioski z teraźniejszości, aby móc zadbać o lepszą przyszłość. Na kartach powieści spotykają się ze sobą różne światy. Medyczny, świat nocnych klubów, świat reklamy i marketingu, a to wszystko w tle życia codziennego. Katarzyna Kołczewska nie oszczędza swoich bohaterów. Chorują, umierają, tracą bliskich, pracę, przyjaciół. Muszą odnaleźć w tym wszystkim głębszy sens. I nauczyć się przyjmować pomoc.
Powieść Katarzyny Kołczewskiej to mocna, wyrazista i wspaniała literatura. To z pewnością jedna z lepszych pozycji w klubie "Kobiety to czytają". Nazwisko Kołczewska stało się swego rodzaju obietnicą. Jakością samą w sobie. Byłam przekonana, że i ta książka okaże się być wyjątkowa. Nie pomyliłam się. Katarzyna Kołczewska jest jedną z ciekawszych współczesnych polskich autorek, a "Wbrew sobie" dowodzi, iż autorka jest w fenomenalnej formie.
Poprzednia książka Katarzyny Kołczewskiej, "Idealne życie" znalazła się w ubiegłorocznym podsumowaniu najlepszych polskich powieści według Przeglądu czytelniczego. Wszystko wskazuje na to, że również w tym roku w zestawieniu nie zabraknie Katarzyny Kołczewskiej. Bo oto tworzy kolejną fenomenalną, mocną powieść obyczajową. "Wbrew sobie" to, obok "Jedenastu tysięcy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Joanne Kethleen Rowling, bo to właśnie autorka Harry'ego Pottera ukrywa się pod literackim pseudonimem Robert Galbraith, już po raz drugi napisała książkę "dla dorosłych". Po wielowątkowym, rewelacyjnie skonstruowanym "Trafnym wyborze" wydała kryminał "Wołanie kukułki". I znowu powaliła mnie na kolana.
Na jeden dziś rzuciłam wszystko i oddałam się lekturze. Historia jest niesamowicie intrygująca i wciągająca. Rowling, swoim zwyczajem, opisała bohaterów z rozbrajającą szczerością, nie szczędząc im wad i czyniąc z nich przede wszystkim ludzi ze wszystkim niedoskonałościami. Główna persona książki, prywatny detektyw Cormoran Strike, znajduje się na skraju bankructwa, gdy zjawia się u niego brat zmarłej supermodelki Luli Landry. John Bristow nie wierzy w wersję policji o samobójstwie siostry. Strike rozpoczyna swoje dochodzenie, które doprowadzi go do zaskakujących wniosków.
Kryminał jest rozbudowany pod względem zarówno ilości wątków, jak i mnogości bohaterów przedstawionych na kartach powieści. Książka jest świetnie skonstruowana i wymaga od czytelnika nieustającej czujności. Jestem pod wieloma względami oczarowana tym tytułem, udowadniającym wysoką klasę autorki. To inteligentna, mocna i ambitna publikacja. Robert Galbraith dowodzi, iż bez brutalnych scen i oddechu zabójcy na karku, można napisać dobry kryminał, skupiając się przede wszystkim na dedukcji i selekcji informacji. Akcja do ostatnich chwil trzyma w napięciu, a żaden z wykorzystanych wątków nie idzie na marne, nic nie dzieje się przypadkowo. Pisarka ma niebywały talent do kreowania świata bohaterów, wszystkie wydarzenia mają swoją genezę i przyczynę, czytelnik w żaden sposób nie czuje się rozczarowany, ponieważ wie, że nie został naiwnie "wkręcony". Zakończenie jest opcją, której w ogóle nie rozważałam podczas czytania, jednakże już "po", dostrzegamy logikę i sens w tym, co nam przedstawiono.
Galbraith po inspiracje sięga do showbiznesu i początkowo miałam obawy związane z tym źródłem, które jednak błyskawicznie zniknęły. Wątki w mniejszym lub większym stopniu zaczerpnięte z życia celebrytów, w żaden sposób nie uwłaczają temu niebywałemu dziełu literackiemu, wręcz przeciwnie - one je wzbogacają. To nie są historie rodem z "Pudelka", to opowieści o ślepym zaułku, w jaki zostają wpędzane osoby pozbawione anonimowości.
Nie chcę za dużo pisać o tej książce z jednej prostej przyczyny - poza tym, co możemy przeczytać w opisie wydawcy, wszystko zakrawa już pod spoiler. Powieść wciąga już od pierwszych stron i tak pozostaje aż do końca. Jeśli uwielbiasz dobre kryminały, to publikacja dla ciebie. Jeśli nie - również powinieneś przeczytać. Dzięki niej pokochasz ten gatunek literacki. Mistrzostwo i śmiało mogę w końcu to powiedzieć: "dziesięć na dziesięć". :)
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Joanne Kethleen Rowling, bo to właśnie autorka Harry'ego Pottera ukrywa się pod literackim pseudonimem Robert Galbraith, już po raz drugi napisała książkę "dla dorosłych". Po wielowątkowym, rewelacyjnie skonstruowanym "Trafnym wyborze" wydała kryminał "Wołanie kukułki". I znowu powaliła mnie na kolana.
Na jeden dziś rzuciłam wszystko i oddałam się lekturze. Historia jest...
Jako mama, najchętniej widziałabym na półce mojego syna książki, które nie tylko bawią, ale i uczą. Na wprost moim oczekiwaniom wychodzi Iza Skabek - polonistka z myszkowskiego liceum ogólnokształcącego. Niedawno otrzymaliśmy od pani Izy pakiet książek przeznaczonych dla najmłodszych. Zacznę od publikacji, która stała się absolutnym hitem w moim domu. "Mamo, poczytajmy Zooalfabet!" - tę prośbę słyszę nawet kilka razy dziennie.
W czym tkwi fenomen tej, bądź co bądź, krótkiej książeczki? W jej uniwersalności! "Zooalfabet" nadaje się zarówno dla maluszka, jak i nieco starszego przedszkola, czy nawet ucznia szkoły podstawowej. Ucieszy zarówno dziewczynkę, jak i chłopca. A przy okazji - wspomoże rodziców i wychowawców w ich trudnym zadaniu. Tę książkę widziałabym w absolutnie każdym przedszkolu i każdym domu. Istna rewelacja na rynku literatury dziecięcej!
"Zooalfabet" to dwadzieścia dziewięć krótkich, wpadających w ucho wierszyków. Każdej literze alfabetu odpowiada zwierzę, od tych całkiem dzieciakom znanych, jak gęś czy owca, po nieco mniej powszechne, takie jak tapir czy iguana. O owych zwierzętach Iza Skabek pisze rewelacyjne krótkie utwory. Zabawne i rytmiczne. A tym wierszykom towarzyszą przepiękne, barwne ilustracje! Cudo! Rzadko kiedy wykazuję AŻ taki entuzjazm w stosunku do lektury dziecięcej. Tym razem rozpływam się w zachwytach, bo sposobów na spędzenie czasu z tą konkretną książką jest całe mnóstwo. Możemy ją po prostu przeczytać od deski do deski, ale to nie jedyne rozwiązanie. Dla maluszków to doskonały trening i nauka mowy. Poznajemy nowe słowa, nazywamy zwierzątka na obrazku. Ze starszakami możemy pobawić się słowem. Nie zdradzajmy od razu, o czym będzie czytany wierszyk. Niech dziecko wywnioskuje to z treści! "Zooalfabet" zapoczątkował również nowy etap w moim domu. Etap pt. "mamo, a na jaką literę zaczyna się słowo pies?". Myślę, że za jakiś czas, kiedy syn podrośnie, będziemy mogli wykorzystać "Zooalfabet" do nauki liter! Sposobów na naukę i zabawę z książeczką jest o wiele, wiele więcej..
"Zooalfabet" skradł serca zarówno mamie, jak i synowi. Gorąco polecam go wszystkim rodzicom i dzieciom, tę książkę po prostu warto mieć, tak jak i inne propozycje Izy Skabek. Zwróćcie uwagę na tę autorkę, która niedawno pojawiła się na polskim rynku. Jej publikacje możecie kupić na stronie internetowej www.izaskabek.pl. Trzymam kciuki za panią Izę!
Jako mama, najchętniej widziałabym na półce mojego syna książki, które nie tylko bawią, ale i uczą. Na wprost moim oczekiwaniom wychodzi Iza Skabek - polonistka z myszkowskiego liceum ogólnokształcącego. Niedawno otrzymaliśmy od pani Izy pakiet książek przeznaczonych dla najmłodszych. Zacznę od publikacji, która stała się absolutnym hitem w moim domu. "Mamo, poczytajmy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pogoda za oknem nie nastraja optymizmem, ale przecież... potem przyjdzie wiosna! Bohaterowie najnowszej książki Agnieszki Olejnik "A potem przyszła wiosna" przekonają się, że po nawet najbardziej ponurej jesieni nadejdzie wiosna, która wyrwie ich z mroku. Powieść łamie serca po to, by potem posklejać je na nowo i poczęstować czytelnika porcją optymizmu na przyszłość. To piękna i dojrzała literatura obyczajowa.
Pola Gajda jest popularną aktorką. Gra w lubianym przez publiczność serialu, często gości na pierwszych stronach plotkarskich magazynów. Od kilku lat żyje w nieformalnym związku z mężczyzną, który również należy do warszawskiej śmietanki. Poukładane życie Poli burzy się, gdy jeden z portali publikuje zdjęcie jej partnera w objęciach innej kobiety. Pola chce skończyć ze sobą. Jedno wydarzenie uruchamia lawinę. Ku ogólnym zdziwieniu kobiety, na pomoc przychodzi wścibski paparazzo, który dotychczas ją prześladował. Ścieżki Poli i Konrada skrzyżują się w dziwny, niezrozumiały dla nich sposób. Zdrada partnera będzie tylko impulsem, który wskaże Poli drogę, w jaką niechybnie zmierza jej życie. Czy będzie w stanie zrozumieć, co jest naprawdę ważne?
"A potem przyszła wiosna" Agnieszki Olejnik to przepiękna, mądra opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i miejsca na świecie. Autorka stworzyła urzekającą historię młodych ludzi, którzy zgubili się w drodze na szczyt kariery. Jak znaleźć szczęście w blasku fleszy? Akcja powieści rozpoczyna się w październiku. W miesiącu premiery książki. Wielu czytelników odczuwa negatywny wpływ pogody za oknem, która wcale nie nastraja optymizmem. Przed nami jeszcze długa zima... Agnieszka Olejnik przywraca uśmiech i składa wiążącą obietnicę. Przekonuje nas, że potem przyjdzie wiosna. Bohaterowie książki muszą obudzić się z letargu, zacząć żyć naprawdę. Kiedy mieliby to osiągnąć, jeśli nie wiosną właśnie? "A potem przyszła wiosna" zachwyca niebanalnym stylem. Całą opowieść została napisana przepięknym językiem.
Uwielbiam sposób narracji Agnieszki Olejnik. To niezwykle sugestywna autorka. Już na początku powieści sugeruje istnienie tajemnicy, o której jednak bohaterowie nie chcą - lub nie mogą - opowiedzieć. Olejnik stopniowo wprowadza nas w sekrety swoich postaci, aż w końcu pozwala, by do głosu doszły demony przeszłości. Sposób pisania autorki sprawia, że od lektury wprost nie sposób się oderwać. Historię poznajemy z dwóch perspektyw - Poli i Konrada. Obecność dwóch narratorów pozwala zyskać czytelnikowi pełen obraz sytuacji. "A potem przyszła wiosna" zachwyca dojrzałością i trafnością przemyśleń. Agnieszka Olejnik jest doskonałym obserwatorem i swoje obserwacje w mądry sposób przekazuje czytelnikom. Nie wszystkim pisarzom udaje się oddać emocje bohaterów. Autorka "A potem przyszła wiosna" opanowała tę trudną sztukę.
"A potem przyszła wiosna" z pewnością przypadnie do gustu wielbicielom literatury obyczajowej. To powrót do klasyki gatunku, przepiękna historia zagubionych w wymagającym świecie ludzi, którzy muszą zatrzymać się, by odnaleźć odpowiedź na pytanie o to, co w życiu jest najważniejsze. Rozejrzeć się i poczekać na wiosnę.Wiosnę, która przyjdzie, bo przecież zawsze nadchodzi.
Pogoda za oknem nie nastraja optymizmem, ale przecież... potem przyjdzie wiosna! Bohaterowie najnowszej książki Agnieszki Olejnik "A potem przyszła wiosna" przekonają się, że po nawet najbardziej ponurej jesieni nadejdzie wiosna, która wyrwie ich z mroku. Powieść łamie serca po to, by potem posklejać je na nowo i poczęstować czytelnika porcją optymizmu na przyszłość. To...
więcej mniej Pokaż mimo to
Witajcie w świecie bajek. Bajek, które zdarzyły się naprawdę. Tutaj w roli Kopciuszka obsadzono Elżbietę Rakuszankę i Katarzynę I, Śpiącą Królewnę zagrały trzy siostry: Anna, Katarzyna i Zofia Jagiellonki, Księżniczką na ziarnku grochu jest Jane Grey i Eliza Radziwiłłówna , jako Piękna i Bestia występują Joanna Szalona w duecie z Filipem Pięknym oraz Joanna Grudzińska i Konstanty Pawłowicz Romanow, a Halszkę z Ostroga i księżną Sissi okrzyknięto Królewną Śnieżką. Anna Moczulska napisała książkę, którą przeczytać powinien każdy, kto twierdzi, iż historia jest zbiorem nudnych dat i bitew. Bo prawdziwych pasjonatów nie trzeba do tej publikacji przekonywać.
Kopciuszek, Śpiąca Królewna, Księżniczka na ziarnku grochu, Piękna oraz Królewna Śnieżka - czy jest na sali ktoś, kto nie słyszał nigdy o tych paniach? Każdy z nas spotkał się z tymi kultowymi postaciami, czy to na kartach baśni dla dzieci, czy na szklanym ekranie. Anna Moczulska przypisuje ich role zupełnie nowym, chociaż dobrze nam znanym postaciom. Historia da się lubić? Ależ oczywiście, pod warunkiem, że zostanie ciekawie i mądrze opowiedziana! Intrygujące losy naszych głównych bohaterów znalazły swoje odzwierciedlenie w bajkach. A może to bajki były pisane w oparciu o losy tych kobiet? W końcu w każdej fikcji jest trochę prawdy.
"Bajki, które zdarzyły się naprawdę" przeczytałam w jeden dzień. Z kilkustronicowych, krótkich opowieści o poszczególnych postaciach dowiedziałam się i zapamiętałam więcej niż... przez kilkanaście lat nauki historii! Daty powoli wylatują z mojej głowy, poszczególne bitwy mieszają się w mej pamięci z tymi sprzed stu lat. Któż byłyby w stanie je wszystkie spamiętać? Anna Moczulska zrezygnowała z chronologii, nie chciała zanudzać czytelnika suchymi faktami. Postawiła na ludzi. A konkretnie - na kobiety i ich fascynujące, zadziwiające losy. Okazało się, że to doskonały materiał na świetną książkę. Kiedy dodamy do tego trafne komentarze autorki, współczesny, momentami potoczny język oraz kontrast pomiędzy prawdziwą twarzą postaci a obliczem znanym nam z historii, otrzymamy fenomenalną publikację, którą czyta się jak wciągającą powieść obyczajową.
Anna Moczulska jest autorką bloga "Kobiety i historia", a publikacja "Bajki, które zdarzyły się naprawdę" jest owocem pracy, jaki włożyła w prowadzenie swojej strony. Chwała jej za to, co zrobiła - zmieniła oblicze historii (która, niestety, często kojarzy się źle) i opisała wydarzenia z przeszłości w sposób intrygujący, ciekawy, i tak dalej, i tak dalej, ale... Nie mogłabym nie wspomnieć o fatalnej stylistyce. Przeczytałam całą książkę i nadal nie wiem, w jakim czasie pisała autorka. Bo raz akcja rozgrywa się w teraźniejszości, by za chwilę przejść do przeszłości. Zero konsekwencji. Czas rządzi się swoimi niezrozumiałymi dla mnie prawami. Nie twierdzę, że przez to książkę czyta się źle. Moczulska pisze o tak fascynujących kobietach w tak niecodzienny sposób, że stylistyka schodzi na dalszy plan, ale ja to jednak zauważyłam i odczułam.
Za sam dobór postaci i sposób opowiedzenia o nich dałabym autorce dziesięć punktów na dziesięć. Zabrakło jednak starannego wykończenia, ale w tym przypadku nie będę zbyt czepialska. "Bajkom, które zdarzyły się naprawdę" daję mocną dziewiątkę i pędzę na bloga autorki, którego - przyznaję - nie znam, ale poznam z wielką przyjemnością. I chyba dodam do ulubionych.
Witajcie w świecie bajek. Bajek, które zdarzyły się naprawdę. Tutaj w roli Kopciuszka obsadzono Elżbietę Rakuszankę i Katarzynę I, Śpiącą Królewnę zagrały trzy siostry: Anna, Katarzyna i Zofia Jagiellonki, Księżniczką na ziarnku grochu jest Jane Grey i Eliza Radziwiłłówna , jako Piękna i Bestia występują Joanna Szalona w duecie z Filipem Pięknym oraz Joanna Grudzińska i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mama Magdaleny Parys mocno wierzyła w tę powieść. Jej córka w końcu napisała coś sensownego, a nie tylko "jakieś szpiegowskie kryminały". "Biała Rika" zaskakuje. Jest zupełnie inna niż wszystko, co do tej pory napisała Magdalena Parys. Laureatka Literackiej Nagrody Unii Europejskiej, autorka powieści, do przekładu których prawa sprzedano do kilkunastu krajów powraca z niezwykłą książką.
Dorastająca Dagmara chce poznać tajemnice swojej rodziny. Wtedy jeszcze nie spodziewa się, że dotrze do najbardziej bolesnych wspomnień i głęboko skrywanych sekretów swojej babki. Rika w 1945 roku uciekła z rodzinnego Hamburgu wraz z ukochanym Karolem. Wśród wracających z przymusowych robót Polaków uchodziła za niemowę. Nie mogła zdradzić się ze swoim niemieckim pochodzeniem. Nawet wtedy, gdy rodziła syna, milczała, chociaż ból rozsadzał ją środka. Po wojnie Rika osiedliła się wraz z mężem w Szczecinie, gdzie wszystko co "poniemieckie" budziło wstręt i odrazę. Kilkadziesiąt lat później Dagmara, poszukując własnej tożsamości, poznaje fascynujące szczegóły z życia Riki i odkrywa zupełnie nieznane karty w historii swojej rodziny.
"Biała Rika" to powieść niezwykła i, jak przyznaje sama autorka, bolesna, oparta na prawdziwych wydarzeniach i rodzinnej historii Magdaleny Parys. Pisarka szczerze i bezkompromisowo rozlicza się z przeszłością, opisuje wciąż żywe wspomnienia i porusza nawet najtwardsze serca. Magdalena Parys zaskoczyła mnie tą historią. Ta powieść jest zupełnie inna, niż dwie poprzednie książki autorki, bardziej chaotyczna, trudniejsza i zostawiająca głęboki ślad w psychice. Czytając "Białą Rikę" miałam wrażenie, że spotkałam się z dobrą koleżanką, która opowiada mi historię swojej rodziny, co chwilę wtrącając kolejne myśli i opowieści, jakie właśnie przyszły jej do głowy. Inna jest też objętość. Magdalena Parys przyzwyczaiła mnie do grubych tomiszczy, mocno zaskoczyła mnie więc już sama przesyłka z książką, sugerująca lekturę raczej skromniejszych rozmiarów.
Magdalena Parys skłania do poszukiwań. Bo ci najbardziej niezwykli ludzie są... gdzieś wśród nas. Autorka zaprasza nas w niesamowitą podróż w poszukiwaniu przeszłości najbliższej rodziny, skłania nas do refleksji i zadaje pytanie, ile tak naprawdę wiemy na temat naszych przodków. "Biała Rika" to najprawdziwsza z dotychczasowych powieści Magdaleny Parys. Czołgi przemierzające w osiemdziesiątym pierwszym roku ulice Szczecina, młoda Niemka wśród Polaków wracających z przymusowych robót w Niemczech w czterdziestym piątym, schyłek PRL-u i emigracja do Berlina Zachodniego - życie w powieści Magdaleny Parys biegnie równolegle z kluczowymi wydarzeniami dwudziestego wieku. To nasza historia, moja, twoja, autorki i naszych najbliższych. Nie można o niej zapomnieć.
Jestem zachwycona najnowszą książką Magdaleny Parys. To powieść monumentalna, bo naprawdę nie trzeba pisać książki o objętości ponad 600 stronach, aby stworzyć coś wielkiego. "Biała Rika" jest najbardziej intymną powieścią Magdaleny Parys, zupełnie inną niż "Magik" czy "Tunel". Warto poznać taką Parys. Moje serce udało jej się podbić.
Mama Magdaleny Parys mocno wierzyła w tę powieść. Jej córka w końcu napisała coś sensownego, a nie tylko "jakieś szpiegowskie kryminały". "Biała Rika" zaskakuje. Jest zupełnie inna niż wszystko, co do tej pory napisała Magdalena Parys. Laureatka Literackiej Nagrody Unii Europejskiej, autorka powieści, do przekładu których prawa sprzedano do kilkunastu krajów powraca z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najnowsza powieść Moniki Orłowskiej ujawnia głęboko skrywane tajemnice i obdziera rzeczywistość bohaterów z wszechobecnego fałszu. Piętrzące się nieporozumienia, dawne pretensje, niewypowiedziane żale od lat psuły atmosferę w domu rodzinnym. Czy śmierć matki na nowo zbliży do siebie trzy siostry? "Całuję. Mama" pod patronatem Przeglądu czytelniczego właśnie ukazuje się w księgarniach.
Beata, Joanna i Paulina. Trzy siostry, które łączą więzy krwi, a dzieli wszystko pozostałe. Wiek, poziom życia, sytuacja rodzinna, wspomnienia. Beata ma czterdzieści lat i ponad połowę swoje życia spędziła z jednym mężczyzną. Mają dorosłego syna i kilkuletnią córkę. Starszy syn Beaty znajduje się o krok od ślubu ze swoją dziewczyną. Joanna jest panią dyrektor w jednym z oddziałów cenionego banku. Bezskutecznie stara się z mężem o dziecko. Najmłodsza, Paulina jeszcze nie wie, jak będzie wyglądać jej życie. Właśnie wróciła zza granicy i szuka pomysłu na siebie. Kobiety spotykają się w mieszkaniu matki, by po jej śmierci uporządkować i podzielić między siebie pozostawione przez zmarłą przedmioty. Na jaw wychodzą głęboko skrywane tajemnice, a pomiędzy siostrami dochodzi do kłótni. Atmosfera z czasem skłania je do wyznań i odkrycia rodzinnych sekretów.
Akcja powieści "Całuję. Mama" rozgrywa się w czasie pięciu dni, podczas których siostry próbują uporządkować mieszkanie zmarłej matki. Całość dramatu rozgrywa się w czterech ścianach domu, a jednak fabuła sięga daleko poza granice niewielkiej kawalerki. Kraków, Zakopane, Londyn i niepowtarzalny zapach unoszący się w PRL-owskich pewexach - na taką wycieczką zaprasza swoich czytelników Monika Orłowska. "Całuję. Mama" to niezwykła, przesiąknięta specyficznym klimatem historia pewnej rodziny. Rodziny, jakich wiele. Z pozoru niewyróżniający się bohaterowie uczynią z tej opowieści jedną z najbardziej intrygujących polskich powieści obyczajowych tej jesieni. "Całuję. Mama" to wzruszająca i jednocześnie zabawna książka o skomplikowanych relacjach międzyludzkich. To również obraz pełen wspomnień z dorastania w okresie PRL-u.
Monika Orłowska stworzyła intrygujące portrety psychologiczne głównych bohaterek. Udało jej się powołać do życia postacie trzech sióstr oparte na zasadzie przeciwieństwa. Trzy całkowicie odmienne charaktery zamknięte w czterech ścianach mieszkania zmarłej matki spotkają się ze sobą, by wywrócić do góry nogami cały przedstawiony czytelnikowi świat. Bohaterowie ewoluują, nie są bezkształtnymi maskami, a ludźmi z krwi i kości. "Całuję. Mama" to doskonale napisana, perfekcyjnie zrobiona książka poruszająca temat śmierci oraz choroby bliskiej osoby. Czy pisząc o tak trudnych sprawach, Orłowskiej uda się wywołać na twarzy czytelnika uśmiech? Na mojej - owszem, wywołała. "Całuję. Mama" jest obciążona silnym ładunkiem emocjonalnym, jednak gdzieś pomiędzy całym dramatem związanym ze śmiercią matki Monika Orłowska wplotła pozytywne, nastrajające optymizmem elementy.
"Całuję. Mama" przeczytałam w jeden dzień. To wciągająca, emocjonująca i mądra lektura o zawiłych relacjach rodzinnych. Potrafi wzruszyć i rozbawić czytelnika. Piękna książka, którą warto poznać nie tylko ze względu na ciekawą historię, ale również nienaganny styl Moniki Orłowskiej. Zapamiętajcie ten tytuł - Monika Orłowska "Całuję. Mama".
Najnowsza powieść Moniki Orłowskiej ujawnia głęboko skrywane tajemnice i obdziera rzeczywistość bohaterów z wszechobecnego fałszu. Piętrzące się nieporozumienia, dawne pretensje, niewypowiedziane żale od lat psuły atmosferę w domu rodzinnym. Czy śmierć matki na nowo zbliży do siebie trzy siostry? "Całuję. Mama" pod patronatem Przeglądu czytelniczego właśnie ukazuje się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Diane Chamberlain jest jedną z moich współczesnych ulubionych autorek, jednak w ostatnich tytułach wydanych przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka czegoś mi brakowało. Ciężko mi było sprecyzować "czego", dopóki nie przeczytałam najnowszej powieści "Chcę Cię usłyszeć", w której owe "coś" się pojawia. Mam tutaj na myśli ważne dylematy natury moralnej, które podzieliły społeczeństwo w XX wieku. W końcu dostałam taką Diane, jaką najbardziej lubię.
Laura i jej pięcioletnia córeczka Emma znalazły się w trudnym momencie życia. Kobieta jeszcze nie zdążyła dojść do siebie po śmierci ojca, kiedy jej mąż popełnia samobójstwo, obarczając winą swoją żonę. Jedynym świadkiem śmierci mężczyzny była Emma, która w wyniku doznanego szoku... przestaje mówić. To nie jedyny problem Laury. Ojciec chwilę przed śmiercią wymógł na niej obietnicę o opiece nad niejaką Sarah Tolley, o której Laura dotychczas nawet nie słyszała. Staruszka przebywa w domu opieki i choruje na Alzheimera. Nie pamięta, co jadła na obiad ani co robiła poprzedniego dnia, jednak zna szczegóły swojego życia z dalekiej przeszłości. Niestety, nie ma pojęcia, kim był Carl Brandon i dlaczego umierając wymógł na córce obietnicę, by ta skontaktowała się z Sarah. Równocześnie w życiu Laury i Emmy pojawia się Dylan, biologiczny ojciec dziewczynki, którego Laura poznała tylko przelotnie sześć lat temu. Rodzice łączą swoje siły, by odnaleźć przyczynę wewnętrznej blokady Emmy przed mówieniem i przywrócić jej głos.
Całość recenzji: http://przeglad-czytelniczy.blogspot.com/2016/02/diane-chamberlain-chce-cie-usyszec.html
Diane Chamberlain jest jedną z moich współczesnych ulubionych autorek, jednak w ostatnich tytułach wydanych przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka czegoś mi brakowało. Ciężko mi było sprecyzować "czego", dopóki nie przeczytałam najnowszej powieści "Chcę Cię usłyszeć", w której owe "coś" się pojawia. Mam tutaj na myśli ważne dylematy natury moralnej, które podzieliły...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-04
"Piorun przeszył niebo, kiedy Kasia Winna wydała z siebie krzyk" - tak rozpoczyna się fascynująca saga rodziny Winnych spod pióra Ałbeny Grabowskiej. Ałbena wzbudza zachwyt błyskawicznie, rzuca czytelnika na kolana od pierwszego zdania i nie pozwala oderwać się od lektury, aż do ostatniego znaku. Im lepiej poznaję twórczość autorki, tym częściej zadaję sobie pytanie, jak mogłam funkcjonować wcześniej, nie czytając książek Ałbeny Grabowskiej?
Czerwiec 1914. Europa cieszy się ostatnimi gorącymi i spokojnymi dniami przed piekłem, jakie ma nadejść. W podwarszawskim Brwinowie na świat przychodzą bliźniaczki - Maria i Ania, a podczas porodu umiera ich matka Kasia Winna. Zrozpaczony mąż, Stanisław Winny, pogrąża się w żałobie, nie radząc sobie z opieką nad córkami i dwoma synami. Z pomocą przychodzi rodzina, która wspiera Stanisława w trudnych chwilach. Nadchodzą jednak kolejne ciężkie chwile. Wybucha I wojna światowa, a do Brwinowa wkraczają Rosjanie i Niemcy. Rodzina Winnych boleśnie odczuwa trudy wojny i epidemii hiszpanki, jaka dziesiątkuje Europę chwilę po zawieszeniu broni. Dziewczynki rosną, wydaje się, iż Winni mogą odetchnąć z ulgą, jednak zewsząd docierają informacje o krążącym nad Starym Kontynentem widmie kolejnej wojny.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy przeżyli" to pierwsza powieść historyczna Ałbeny Grabowskiej i również w tym gatunku autorka sprawdza się znakomicie. Pisarka w fascynujący sposób połączyła elementy historii Polski i świata z zajmującą opowieścią o rodzinie Winnych. Na kartach powieści pojawiają się zarówno postacie fikcyjne, jak i prawdziwe. Spotkamy znane z kultury, literatury i historii osobistości na tle perypetii klanu Winnych. Losy familii są mocno wplątane w dzieje ludzkości, całość łączy się w logiczny, spójny, a przede wszystkim pasjonujący utwór. Ałbena Grabowska tak mocno splątała fikcję z rzeczywistością, iż w pewnym momencie nie mamy już pewności, co jest prawdą, a co fałszem, dążymy do rozwiązania zagadki, szukamy wskazówek. A przecież właśnie temu ma służyć literatura. Powieść nie może przynosić gotowych odpowiedzi, sztuka winna jedynie naznaczać kierunek poszukiwań. I taka jest najnowsza książka Ałbeny Grabowskiej.
"Stulecie Winnych" jest porywającym obrazem życia na tle wydarzeń pierwszej połowy XX wieku. To również wnikliwy i wprost doskonały portret ówczesnego społeczeństwa. Poszczególni członkowie rodziny Winnych przedstawiają różnorodny i bogaty przekrój poglądów, zawodów, pragnień, stereotypów oraz charakterów tamtych czasów. Ałbena Grabowska wystawia swoich bohaterów na próbę, na jaką naraził ludzkość bieg historii. W tej powieści nie uświadczymy fałszu i przekłamania, "Stulecie Winnych" jest wysoce realistycznym i prawdopodobnym obrazem. A na dodatek nieprzewidywalnym, co rzadko idzie w parze. Mimo iż tło historyczne jest nam dobrze znane, jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie wydarzenie wkrótce naznaczy rodzinę Winnych, książka nadal pozostaje zaskakująca. Ałbena Grabowska kluczy w przeszłości, miesza i robi to tak dobrze, że jest w stanie zdziwić czytelnika. Wiemy, dokąd Winnych zaprowadzi historia, nie wiemy jednak, jak na ich życie wpłyną ludzkie emocje i zgubny los.
Pamiętajmy, iż "Stulecie Winnych" to przede wszystkim beletrystyka i powieść obyczajowa osadzona w przeszłości. Dramatyczne wydarzenia XX wieku pozostają tylko tłem historycznym, a fabuła skupia się przede wszystkim na rodzinie Winnych. To najlepsza, jak dotąd, powieść Ałbeny Grabowskiej i jedna z najciekawszych propozycji historyczno-obyczajowych, jakie w tym momencie ma dla nas polski rynek wydawniczy. Autorka kreśli portrety swoich bohaterów niezwykle starannie, a ich losy są na tyle pasjonujące, że nie sposób oderwać się od lektury. Zdaje się, iż "Stulecie Winnych" to kamień milowy w karierze pisarskiej Ałbeny. Ta dotąd niedoceniania autorka wchodzi tą powieścią na salony.
Mocno trzymam kciuki, gdyż kibicuję Ałbenie Grabowskiej, odkąd przeczytałam jej pierwszą książkę. To doskonała pisarka, a "Stulecie Winnych" dowodzi, iż właśnie teraz jest w najlepszej formie. Jedyną wadą tej książki jest to, że nie ukazała się równocześnie z tomem drugim i trzecim. Czekanie na dalsze losy rodziny Winnych jest istną torturą.
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
"Piorun przeszył niebo, kiedy Kasia Winna wydała z siebie krzyk" - tak rozpoczyna się fascynująca saga rodziny Winnych spod pióra Ałbeny Grabowskiej. Ałbena wzbudza zachwyt błyskawicznie, rzuca czytelnika na kolana od pierwszego zdania i nie pozwala oderwać się od lektury, aż do ostatniego znaku. Im lepiej poznaję twórczość autorki, tym częściej zadaję sobie pytanie, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
To jest jedna z lepszych polskich powieści wydanych w 2016 roku - mogę to powiedzieć z całą pewnością już dziś, chociaż do końca roku pozostało jeszcze ponad 5 miesięcy. Imponuje wszechstronnością i rozmachem, z którym obejmuje życie dwóch fascynujących kobiet i kluczowe dla Polski i Europy wydarzenia XX wieku. Maja Wolny przygląda się pogromowi kieleckiemu i pisze o najbardziej wstydliwych dla nas, Polaków sprawach.
Julia Pirotte, polska fotografka pochodzenia żydowskiego, po wojnie wraca do kraju. Na zlecenie redaktora gazety, w której pracuje, jedzie do Kielc, aby tam stworzyć relację ze zdarzenia, jakie w historii zapisze się jako pogrom kielecki. Julia jest wstrząśnięta tym, co zastaje na miejscu i nie do końca wierzy w podaną do wiadomości społeczeństwa wersję wydarzeń.
Sześćdziesiąt lat później Weronika Czerny, historyczka badająca stosunki polsko-żydowskie we wsi polskiej w latach 40., przeżywa najgorszy dramat, jaki może stać się udziałem matki. Jej córka, Laura znika bez śladu. Czy jej zaginięcie może mieć jakiś związek z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości?
"Czarne liście" to powieść o zdarzeniach, zapisujących się nie tylko w naszej pamięci, ale i w ciele, zdarzeniach przekazywanych wraz z kodem genetycznym kolejnym pokoleniom. To monumentalna powieść, zachwycająca rozległością i drobiazgowością o szczegóły. Mamy dwie kobiety, żyjące w zupełnie różnych czasach, kilku narratorów i wiele płaszczyzn, powoli nakładających się na siebie. Mamy również trudne dla Polaków wydarzenia z przeszłości, które najchętniej chcielibyśmy wymazać z pamięci. I mamy współczesny wątek kryminalny. Czyli wszystko to, co lubię najbardziej. "Czarne liście" to napisana poprawną polszczyzną, utrzymana w doskonałym stylu powieść, którą trudno wpasować w sztywne ramy gatunków literackich. Maja Wolny napisała pełną świeżości, oryginalną książkę.
O pogromie kieleckim nie mówi się wiele. To wstydliwa karta w naszej historii. Maja Wolny nie tylko opisuje samo zdarzenia, ale poświęca dużo uwagi ówczesnym i współczesnym postawom wobec wydarzeń z 4 lipca 1946 roku. Ponadto pisze o tym, co działo się na polskiej wsi w czasach okupacji hitlerowskiej i w pierwszych miesiącach po kapitulacji Niemiec. "Czarne liście" to bolesna, ale jakże potrzebna powieść. Maja Wolny rozlicza się z przeszłością, której piętno boleśnie odczuwają przedstawiciele następnych pokoleń. Autorka umiejętnie wplotła wątek o poszukiwaniu własnej tożsamości i wybaczeniu. Ta książka dla mnie jest mistrzostwem świata. Akcja toczy w zawrotnym tempie, a przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Wnioski płynące z zakończenia skłaniają do refleksji i sprawiają, że ta powieść zostanie z czytelnikiem na długo.
Nie mam do tej historii absolutnie żadnych uwag i oceniam ją bardzo wysoko. Zapragnęłam ją przeczytać, odkąd tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, a moje wrażenia po lekturze odpowiadają wyobrażeniom na temat tej powieści. "Czarne liście" to doskonała polska proza i jedna z lepszych książek, jakie zaproponowano nam, czytelnikom, w bieżącym roku. Polecam zwrócić na nią uwagę w pierwszej kolejności.
To jest jedna z lepszych polskich powieści wydanych w 2016 roku - mogę to powiedzieć z całą pewnością już dziś, chociaż do końca roku pozostało jeszcze ponad 5 miesięcy. Imponuje wszechstronnością i rozmachem, z którym obejmuje życie dwóch fascynujących kobiet i kluczowe dla Polski i Europy wydarzenia XX wieku. Maja Wolny przygląda się pogromowi kieleckiemu i pisze o...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-15
Są takie książki, których uroku nie oddadzą najpiękniejsze słowa. Żadne znaki graficzne nie mają mocy złączenia się w wyrazy, jakie miałyby opisać tę powieść. Przymiotniki w stopniu najwyższym to zdecydowanie za mało. Jak więc pisać o takich publikacjach? Do takich książek bez wątpienia zalicza się październikowa nowość Wydawnictwa Świat Książki, "Córka piekarza" autorstwa Sarah McCoy.
Garmisch, Niemcy, 1945 rok. Elsie Schmidt jest chroniona przed okrucieństwem wojny przez zadurzonego w niej oficera SS, Josefa Huba. Kiedy mężczyzna oświadcza się młodej dziewczynie, jej rodzice uszczęśliwieni gorąco namawiają córkę do tego małżeństwa. Elsie jednak nie jest pewna swoich uczuć. Lubi Josefa, jednak czy można żyć bez miłości? Gdy na progu jej domu pojawia się mały żydowski chłopiec, Elsie musi podjąć dramatyczną decyzję, która na zawsze zmieni jej losy. Świadoma, iż przed konsekwencjami tego czynu nie uchroni jej nawet Josef, decyduje się pomóc Tobiasowi. Wkrótce Elsie dotkliwie odczuje skutki tej wojny.
El Paso, Teksas, czasy współczesne. Młoda dziennikarka Reba całe życie przed czymś ucieka. Wydaje się, iż osiągnęła względną stabilizację z Rikim, oficerem Straży Granicznej. Reba otrzymuje zlecenie napisania felietonu do lokalnej gazety. Nawiązuje kontakt z właścicielką niemieckiej piekarni "U Elsie". Wkrótce okazuje się, iż nie jest to zwykły artykuły, a Elsie nie jest zwykłą kobietą. Pytania Reby powodują, iż u Elsie budzą się skrywane głęboko w zakamarkach pamięci wspomnienia z ostatnich miesięcy II wojny światowej.
"Córka piekarza" jest niebywałą powieścią, która w znakomity sposób łączy dwa zupełnie odległe miejsca i czasy. Współczesne El Paso ze swoim problemem nielegalnych imigrantów napływających z Meksyku oraz nazistowskie Niemcy u schyłku II wojny światowej to doskonale współistniejące obok siebie płaszczyzny. Sarah McCoy w mistrzowski sposób wiąże ze sobą losy mieszkańców Garmisch z dzisiejszymi Amerykanami żyjącymi przy granicy z Meksykiem. Książka jest wielowymiarowym utworem, poruszającym istotne problemy społeczno-obyczajowe zarówno świata dzisiejszego, jak i tego u schyłku II wojny światowej. Autorka stawia swoich bohaterów w niezwykle trudnym położeniu i zmusza do refleksji, co jest ważniejsze: drugi człowiek czy twarde przestrzeganie przepisów. W 1945 roku to Elsie musiała stanąć przed tym wyborem, w czasach współczesnych Riki, narzeczony Reby, jest zmuszony podjąć decyzję. Dylematy moralne to nie jedyne, co Sarah McCoy ma do zaproponowania swojemu czytelnikowi. "Córka piekarza" jest powieścią o pogodzeniu się z trudną przeszłością i poszukiwaniu w sobie odwagi, aby ją zaakceptować.
Sarah McCoy napisała książkę absolutnie wyjątkową, która wyróżnia się na tle innych współczesnych powieści. "Córkę piekarza" pochłania się jednym tchem. To nietuzinkowa i niebanalna historia, jakiej oddałam się z największą przyjemnością. Życzę sobie więcej takich publikacji! Publikacji, które samą lekturą wnoszą powiew świeżości zarówno do domowej biblioteczki, jak i do życia. Powieść Sarah McCoy jest diamentem, a diamenty mają to do siebie, że nie tylko pięknie wyglądają, ale i posiadają ogromną wartość. "Córka piekarza", przepięknie wydana, z powalającą na kolana okładką, niesie ze sobą bezcenne przesłanie. Opowiada szalenie interesującą historię, przy czym jest mądrą, dojrzałą i przemyślaną lekturą.
"Córkę piekarza" polecam z całą odpowiedzialnością. Jest to powieść z gatunku tych najpiękniejszych. Wyszlifowana, wypieszczona, oddana w ręce czytelnika dopracowana w najmniejszym szczególe. Wzruszająca, pozostawiająca na trwałe ślad w człowieku. Do Sarah McCoy mam żal tylko o to, że ta książka w końcu się skończyła. Wyrwałam dla niej kilka godzin z mojej doby, aż w końcu dotarłam do ostatniej strony i.. Chcę jeszcze!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Są takie książki, których uroku nie oddadzą najpiękniejsze słowa. Żadne znaki graficzne nie mają mocy złączenia się w wyrazy, jakie miałyby opisać tę powieść. Przymiotniki w stopniu najwyższym to zdecydowanie za mało. Jak więc pisać o takich publikacjach? Do takich książek bez wątpienia zalicza się październikowa nowość Wydawnictwa Świat Książki, "Córka piekarza"...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najnowsza powieść Joanny Marat "Jedenaście tysięcy dziewic" ukazała się 14 kwietnia. Przeczytałam i... zgłupiałam. Co to jest?! Saga, obyczaj, dramat, romans? Nie wiem! Jedno jest pewne - czegoś takiego jeszcze nie było. Joanna Marat stworzyła coś absolutnie unikatowego i wyjątkowego. Nie lada sztuka na przesyconym rynku wydawniczym.
Kilka(naście) kobiet połączonych ze sobą więzami, których są bardziej lub mniej (albo i wcale) świadome. Początki tej opowieści sięgają jeszcze II wojny światowej i roku 1945, kiedy do Gdańska wtargnęli radzieccy żołnierze i odebrali swe zdobycze wojenne. Rocznik 1946 okazał się nadzwyczaj liczny. Anka jest wnuczką jednej z tamtych kobiet. Tak jak Gosia, Monika, Honorata i wiele innych, których nie znamy z imienia. Roma nie może zaakceptować swojej starzejącej się twarzy i pomarszczonej twarzy. Wciąż myślami powraca na Długą, gdzie w jednej z kamienic spotykała się ze swoim kochankiem, a potem gorliwie modliła się w kaplicy Jedenastu Tysięcy Dziewic. Wiesiek porzucił Ankę dla innej. Dla Gosi. A Gosia, aby zatrzymać przy sobie Wieśka postanawia powiększyć sobie biust. Anka niedługo może stracić coś więcej niż dom i męża. Zdrowie już straciła. Honorata za namową Moniki postanawia zmienić swoje życie i odcina się od falowca na Przymorzu i matki, z którą tam dotychczas mieszkała. A wszystko to w mieście, które po 1945 roku musiało stać się polskie. Na gwałt, na siłę. Już. Teraz.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów najzwyczajniej w świecie.. brakuje mi słów. Joanna Marat zapowiadała, że jej najnowsza książka jest zupełnie inna od pozostałych, całkiem świeża, ale w najśmielszych marzeniach nie spodziewałam się, iż okaże się unikatem na skalę ogólnopolską. "Jedenaście tysięcy dziewic" to wielowątkowa powieść o ludzkich losach zdeterminowanych przez historię, miasto, namiętność, niewłaściwe decyzje, a także traumy z przeszłości. To również fascynująca opowieść o mieście Gdańsk, którego niezwykłe losy stały się tłem tej wyjątkowej historii. To książka o tym, jak Gdańsk stawał się polski. Kilka bądź kilkanaście pojedynczych obrazów z historii Gdańska wskakuje na swoje miejsce w układance i tworzą ekscytującą całość. Gwałty dokonywane przez radzieckich żołnierzy na polskich kobietach, wysoko postawiony członek partii pilnujący tego, aby wielokulturowy i wielonarodowy dotychczas Gdańsk szybko stał się polski - to tylko część tego, czego możecie spodziewać się po tle społecznym i historycznym powieści Joanny Marat.
Książkę czyta się doskonale ze względu na krótkie, trafiające w sedno, proste w najlepszym tego słowa znaczeniu zdania. Joanna Marat napisała powieść, która nie tylko zachwyca niebanalną treścią, ale wyróżnia się również formą. Czytelnik otrzymuje książkę dopracowaną w najmniejszym szczególe. Odnoszę wrażenie, iż każde zdanie to majstersztyk. I nie chodzi tu nawet o to, że powieść trafia w moje gusta. Jestem przekonana, iż nawet osoby, które za obyczajem nie przepadają, docenią literacki kunszt Joanny Marat. Bo "Jedenaście tysięcy dziewic" to nie jest zwykły obyczaj. To klasa sama w sobie. Książka nie jest tylko i wyłącznie dobra w kategorii powieści obyczajowej. "Jedenaście tysięcy dziewic" to przede wszystkim dobra literatura. Literatura środka, niebanalna, wyjątkowa i wspaniała. Tak inna od poprzedniej książki autorki, "Monogramu". Joanna Marat ma wiele twarzy. Czym nas jeszcze zaskoczy?
Czytam ponad sto książek rocznie. Niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć. Joannie Marat się to udało. Za książkę "Jedenaście tysięcy dziewic" przyznaję jej ocenę dziesięć na dziesięć, szóstkę, trzy gwiazdki czy co tam jeszcze chcecie. To powieść, którą znać po prostu wypada, bo wyznacza całkowicie nowe ścieżki w polskiej literaturze. Nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. "Jedenaście tysięcy dziewic" to mistrzostwo świata.
Najnowsza powieść Joanny Marat "Jedenaście tysięcy dziewic" ukazała się 14 kwietnia. Przeczytałam i... zgłupiałam. Co to jest?! Saga, obyczaj, dramat, romans? Nie wiem! Jedno jest pewne - czegoś takiego jeszcze nie było. Joanna Marat stworzyła coś absolutnie unikatowego i wyjątkowego. Nie lada sztuka na przesyconym rynku wydawniczym.
więcej Pokaż mimo toKilka(naście) kobiet połączonych ze...