-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
Szczerze mówiąc, mam trudności z oceną tej lektury. Diane Chamberlain jest jedną z moich ulubionych pisarek, a to jedna z jej słabszych książek. Nie zachwyciła mnie tak, jak "W słusznej sprawie", "Milcząca siostra" czy "Zatoka o północy", jednak Diane nadal pozostaje Diane Chamberlain, jedną z ciekawszych, moim zdaniem, współczesnych autorek powieści obyczajowych. Postanowiłam wam opowiedzieć, dlaczego moja ulubiona pisarka tym razem nie sprostała moim oczekiwaniom.
Długo zastanawiałam się, czego mi tu właściwie brakowało. Bo "W cieniu", tak jak i poprzednie powieści pisarki, opowiada szalenie intrygująca historię. Są tutaj dylematy natury moralnej, które wprost uwielbiam w literaturze obyczajowej. Joelle zachodzi w ciążę z mężem swojej przyjaciółki. Przyjaciółki, która już nigdy nie będzie żoną dla swojego męża, gdyż dostała wylewu, który wywołał nieodwracalne zmiany w jej mózgu. To historia, która ma ogromny potencjał, którego Chamberlain, niestety, nie wykorzystała. Nie w pełni. Pierwszy zarzut - bohaterowie nie potrafili we mnie wzbudzić konkretnego uczucia. Owszem, było całe mnóstwo emocji, ale nie umiałam, a może nie chciałam opowiedzieć się po żadnej ze stron i dziś nie potrafię określić, czy bohaterów rozumiem, potępiam, czy może im współczuję. Nie zapisali się w mojej pamięci, nie odcisnęli piętna na mojej psychice. Drugi zarzut - przewidywalność. Cóż, chyba za dużo książek Chamberlain już przeczytałam, aby dać się nabrać, a szkoda, bo zakończenie mogłoby się okazać zaskakujące gdybym, no właśnie! Gdybym go nie przewidziała. Trzeci zarzut - mało porywająca według mnie równoległa historia. Te opowieści zawsze dodawały smaku lekturom Chamberlain, a teraz po historii cudownej uzdrowicielki pozostał jedynie niesmak.
"W cieniu" po raz pierwszy została wydana w Stanach w 2002 roku. Mam wrażenie, że te pierwsze książki Chamberlain są dużo słabsze od tych nowszych, i żałuję, że Wydawnictwo Prószyński najpierw sięgnęło po te świeższe, gdyż wydało już same perełki, a teraz wraca do tych gorszych powieści autorki. Nie zrozumcie mnie źle. To NADAL jest dobra powieść obyczajowa, którą postawię na półce w mojej biblioteczce, jednak przekonałam się już, że Diane stać na dużo, dużo więcej. Tym razem daję mojej ulubionej autorce żółtą kartkę i z niecierpliwością czekam na powieść, która mnie zachwyci w takim stopniu, jak "W słusznej sprawie" czy "Milcząca siostra".
Szczerze mówiąc, mam trudności z oceną tej lektury. Diane Chamberlain jest jedną z moich ulubionych pisarek, a to jedna z jej słabszych książek. Nie zachwyciła mnie tak, jak "W słusznej sprawie", "Milcząca siostra" czy "Zatoka o północy", jednak Diane nadal pozostaje Diane Chamberlain, jedną z ciekawszych, moim zdaniem, współczesnych autorek powieści obyczajowych....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Na polskim rynku wydawniczym każdego miesiąca pojawiają się setki nowych tytułów. Trudno jest w tych warunkach stworzyć coś oryginalnego, wyjątkowego. "Dopóki śmierć nas nie połączy" to moje drugie spotkanie z twórczością Danuty Noszczyńskiej. Pierwsze okazało się udane, jednak miałam pewne wątpliwości, dlatego dałam tej autorce jeszcze jedną szansę, na szczęście. "Dopóki śmierć nas nie połączy" to świeży powiew na polskim rynku wydawniczym i totalnie niesztampowa powieść obyczajowa.
Motyw biednej dziewczyny ze wsi, która szuka szczęścia w wielkim mieście, nie jest w zasadzie niczym nowym, a jednak Danucie Noszczyńskiej udało się napisać oryginalną powieść, której główna bohaterka jest właśnie taką nieco stereotypową młodą kobietą. Narratorką jest jej sąsiadka, która, mimo początkowych trudności, obdarzyła dziewczynę sporą sympatią. Przez życie Gosi przewijają się kolejni mężczyźni, a ona sama staje się dla nich łakomym kąskiem. Jest już blisko dna, kiedy pojawia się On. Szablonowo? Nie tym razem. "Dopóki śmierć nas nie połączy" jest jedną z tych powieści, których zakończenia nie jesteśmy w stanie przewidzieć w najmniejszym stopniu. Gosia, postać raczej tragiczna, z pewnością zaskoczy wielu czytelników, zdumionych kierunkiem, w jakim podąży ta lektura. Czytam mnóstwo polskich obyczajówek i niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć, a Danucie Noszczyńskiej udała się ta sztuka. Ta powieść skłania do refleksji, nie tylko nad tym, co nas otacza, ale również nad rzeczami, "o których się nie śniło filozofom".
Wysoko oceniam powieść nie tylko za fabułę, ale również za formę. Zaletami książki są nie tylko naturalne dialogi, ciekawe kreacje bohaterów czy oryginalna historia, ale również świetny warsztat oraz nienaganna polszczyzna. Po "Farbowanej blondynce", która przekonała mnie w siedemdziesięciu pięciu procentach, jestem bardzo mile zaskoczona nową powieścią Danuty Noszczyńskiej. "Dopóki śmierć nas nie połączy" to rewelacyjna powieść obyczajowa, którą polecam miłośnikom gatunku.
Na polskim rynku wydawniczym każdego miesiąca pojawiają się setki nowych tytułów. Trudno jest w tych warunkach stworzyć coś oryginalnego, wyjątkowego. "Dopóki śmierć nas nie połączy" to moje drugie spotkanie z twórczością Danuty Noszczyńskiej. Pierwsze okazało się udane, jednak miałam pewne wątpliwości, dlatego dałam tej autorce jeszcze jedną szansę, na szczęście....
więcej mniej Pokaż mimo to
Inni mają lepiej? Czyżby? Agnieszka Olejnik powraca ze swoją nową powieścią i poddaje w wątpliwość to stwierdzenie. Julia i Julita - dwie bliźniaczki prowadzą niebezpieczną grę: wchodzą w życie i przejmują tożsamość tej drugiej. Podczas jednej z takich zamian Julia i jej kochanek zostają zamordowani. Wszyscy są przekonani, że zginęła Julita, tymczasem Julita... żyje życiem Julii i ma się całkiem dobrze. Czy z takiej zamiany może wyniknąć coś dobrego?
Cóż, jak się zapewne domyślacie - niespecjalnie, ale... No właśnie. Przeczytajcie tę powieść, będącą swoistym połączeniem powieści obyczajowej i kryminalnej. Śledztwo prowadzone w sprawie śmierci Julity, a tak naprawdę - Julii, przeplata się z obrazkami z życia, jakie próbuje prowadzić Julia, czyli Julita. Bohaterka (a wraz z nią czytelnik) są na prostej drodze do szaleństwa. Pochłonęłam w dwa dni, na dobre zatracając się w historii bliźniaczek. Dobra proza obyczajowa. Jedyne zastrzeżenia mam do nieco zbyt przegadanego wstępu, który może zniechęcić (pierwsze 70-80 stron czytało mi się wyjątkowo opornie, nie mogłam "poczuć" fabuły") i nierzeczywistego zakończenia. Jestem jednak w stanie przymknąć oko na te niedociągnięcia, gdyż Olejnik miała na tę książkę bardzo dobry pomysł i w pełni wykorzystała jego potencjał.
Powieść polecam jako przyjemny sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Ciekawa fabuła, bardzo dojrzały warsztat i zaskakujące zwroty akcji z pewności przekonają nawet najwybredniejszego czytelnika.
Inni mają lepiej? Czyżby? Agnieszka Olejnik powraca ze swoją nową powieścią i poddaje w wątpliwość to stwierdzenie. Julia i Julita - dwie bliźniaczki prowadzą niebezpieczną grę: wchodzą w życie i przejmują tożsamość tej drugiej. Podczas jednej z takich zamian Julia i jej kochanek zostają zamordowani. Wszyscy są przekonani, że zginęła Julita, tymczasem Julita... żyje życiem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta powieść miała swoją premierę w styczniu bieżącego roku, a ja wahałam się, odkąd tylko zobaczyłam okładkę w zapowiedziach. Tak, najpierw urzekła mnie okładka. Pełna subtelności, delikatności i tajemniczości. O ile nie czytuję pozycji znajdujących się na półce z literaturą erotyczną, o tyle tym razem dałam się przekonać i... jestem mocno usatysfakcjonowana wątkami obyczajowymi, w które obfituje ta powieść. Na szczęście (moje szczęście) nie jest to klasyczny erotyk, a intrygująca historia, w której seks, owszem, ma ogromny wpływ na związek głównych bohaterów, ale stanowi swoistą wisienkę na torcie, gdyż Augusta Docher ma do zaoferowania o wiele, wiele więcej.
Przyznaję - sceny seksu nie przekonały mnie w pełni (patrz wyżej), więc na nich nie będę się skupiać. Sama uważam, że recenzent nieprzepadający za fantastyką, z góry zjedzie dzieło na miarę "Władcy pierścieni", a redaktor nieorientujący się w kwestiach związanych z literaturą erotyczną, nie powinien w ogóle zabierać się za recenzję erotyku, dlatego ja skupię się na tym, co wychodzi mi najlepiej. "Anatomia uległości" to świetna obyczajówka, a to, co zachwyciło mnie szczególnie to portrety psychologiczne głównych bohaterów, ze szczególnym naciskiem na Melanię, główną bohaterkę. Typowa liderka, harpia i modliszka. Zaczyna się dość stereotypowo, kiedy Adam zamierza usidlić tego demona seksu. Później już szablonowo nie będzie. Uwielbiam inteligentnych, ironicznych bohaterów, dlatego za najmocniejszą stronę tej powieści uważam dialogi pomiędzy Melanią i Adamem. Czytałam je z ironicznym i głupowatym uśmiechem na twarzy, zachwycona sarkazmem, jakim w umiejętny sposób operuje autorka. Augusta Docher przekonała mnie przygotowaniem merytorycznym i dokładnym researchem, jaki poczyniła przed przystąpieniem do pisania. Cóż, nie chcę i nie mogę zdradzić zbyt wiele, aby nie psuć frajdy z lektury, musi wam wystarczyć zapewnienie, że autorka nie ocenia i nie potępia, lecz wiernie oddaje charakter związku opartego na BDSM. Czasem jest ostro, aby za chwilę było subtelnie i tajemniczo.
"Anatomia uległości" to powieść napisana z wielkim rozmachem. Czytelnik bezwstydnie obserwuje głównych bohaterów przez dziurkę od klucza i, choć czasem przeszkadzał mi upór głównych bohaterów, lekturę, ku swemu ogromnemu zdziwieniu, zaliczam do naprawdę udanych.
Ta powieść miała swoją premierę w styczniu bieżącego roku, a ja wahałam się, odkąd tylko zobaczyłam okładkę w zapowiedziach. Tak, najpierw urzekła mnie okładka. Pełna subtelności, delikatności i tajemniczości. O ile nie czytuję pozycji znajdujących się na półce z literaturą erotyczną, o tyle tym razem dałam się przekonać i... jestem mocno usatysfakcjonowana wątkami...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mocno osadzona w polskich realiach, mroczna i hipnotyzująca - taka jest powieść kryminalna Huberta Hendera "Kolejność". Czytałam totalnie oderwana od rzeczywistości i nawet kiedy już zmusiłam się do odłożenia książki, aby złapać kilka godzin snu, nie mogłam zasnąć, bo myślami wciąż byłam na Dolnym Śląsku i główkowałam kto, do cholery, zabił tych facetów, wywołując we mnie obezwładniający strach. Premiera "Kolejności" już 17 sierpnia.
Kowary, Dolny Śląsk. Miasteczko swoje lata świetności już dawno ma za sobą, a stare kopalne zarabiają na siebie już tylko dzięki turystom. To właśnie tutaj jeden z pracowników starej kopalni zostaje zamordowany. Tymczasem komisarz Iwanowicz i podkomisarz Gawłowski prowadzą swoje śledztwo w Jeleniej Górze, jednak przyjeżdżają do Kowar, aby tam wspomóc lokalnych policjantów. Szybko okazuje się, że ofiar jest więcej, a śledczy po omacku próbują znaleźć jakiś sensowny trop, element, który połączyłby poszczególne części układanki. Niestety, ofiary zdają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Jedyne, co ich łączy, to sposób, w jaki ich ciała zostały ponumerowane. Czy śledczym uda się rozwikłać zagadkę, zanim brutalny zabójca zaatakuje ponownie?
Oto nieznany autor powieści kryminalnych wydaje powieść, która ma szansę stać się hitem. Powieść, za sprawą której nazwisko Hender będzie wymieniane wśród reprezentantów młodych i uzdolnionych twórców polskiej literatury kryminalnej. Jeśli przeczytaliście trylogię Mroza o komisarzy Forście i macie ochotę na więcej, "Kolejność" może okazać się doskonałym wyborem. Hubert Hender potrafi wzbudzić w czytelniku strach, co jest nie lada sztuką. Tworzy na tyle sugestywne opisy, że potrafi sprowokować najgłębiej uśpione odruchy i uczucia. Już pierwszy rozdział, w którym szczegółowo została opisana scena morderstwa (bez zdradzania tożsamości sprawcy, rzecz jasna) sprawia, że chce się więcej i więcej, a przecież to dopiero początek. Niesamowite. Prezentowane wydarzenia są fikcyjne, jednak lęk o życie jest tutaj najprawdziwszy.
Wielki plus za opisy wewnętrznych przeżyć i rozterek komisarza Iwanowicz, które dodają lekturze smaku. Hubert Hender stworzył postać realistyczną, człowieka z krwi i kości, a nie bezdusznego robota zaprogramowanego na rozwiązywanie zagadek kryminalnych. Tacy są prawdziwi policjanci. Mają wątpliwości, przeżywają rozterki związane z charakterem ich pracy, a zło, którego stają się świadkami, odciska ogromne piętno na ich psychice. Hender to rozumie, przez co jego powieść zyskuje prawdziwy wymiar. Kolejną zaletą powieści są opisy miejsc. Nigdy nie byłam w Kowarach, nie znam tamtych terenów, a jednak za sprawą "Kolejności" udało mi się przenieść w czasoprzestrzeni. Dokładana topografia, charakter miasteczka i osobliwe postacie przenoszą czytelnika głęboko w świat opisywanych zdarzeń.
"Kolejność" to mocna propozycja dla miłośników literatury kryminalnej. Niemal każdy rozdział kończy się nieprzewidywanym zwrotem akcji, a zakończenie pozwala spojrzeć na tę powieść zupełnie inaczej niż na klasyczne kryminały. Gdzie przebiega granica między dobrem a złem? Czy zło zawsze trzeba dobrem zwyciężać? Te pojęcia w "Kolejności" nabierają całkiem nowego znaczenia. Koniecznie przeczytajcie.
Mocno osadzona w polskich realiach, mroczna i hipnotyzująca - taka jest powieść kryminalna Huberta Hendera "Kolejność". Czytałam totalnie oderwana od rzeczywistości i nawet kiedy już zmusiłam się do odłożenia książki, aby złapać kilka godzin snu, nie mogłam zasnąć, bo myślami wciąż byłam na Dolnym Śląsku i główkowałam kto, do cholery, zabił tych facetów, wywołując we mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Michał Fajbusiewicz, prowadzący pobijającego niegdyś rekordy popularności programu telewizyjnego 997, napisał o tej książce: "Był ktoś gorszy od Trynkiewicza. Ta książka to wciągający pościg za największym potworem-zabójcą dzieci w historii polskiej kryminalistyki." Nie sposób się z nim nie zgodzić. "Mężczyzna w białych butach" to książka, która zawiera wszystkie cechy dobrego reportażu i trzymającego w napięciu kryminału.
Kiedy w 1991 roku na jednym z poznańskich osiedli zostaje zamordowany kilkunastoletni chłopiec, policjanci dość szybko łączą tę sprawę z zabójstwami i gwałtami na dzieciach, do jakich dochodzi w całej Polsce. Bytom, Wrocław, Szczecin, Kutno, Oława i w końcu Poznań. Wszystko wskazuje na to, że w kraju grasuje groźny zabójca, który pod byle pretekstem dostaje się do prywatnych mieszkań i morduje w nich dzieci. Te wydarzenia na początku lat 90. wstrząsnęły Polską. Czy drepczącym po piętach policjantach uda się schwytać przestępcę, zanim zginie kolejny chłopiec?
Przeczytałam tę książkę w jeden dzień. Nie dało się inaczej. Wciąga już od pierwszej strony, chwyta za gardło i nie puszcza aż do samego końca. Autorzy przedstawili nam dokładny portret psychologiczny "Dusiciela" i opisali blady strach, jaki padł wówczas na społeczeństwo. "Mężczyznę w białych butach" czyta się tak dobrze, jak najbardziej emocjonującą powieść kryminalną, mimo iż gatunkowo bliżej książce do reportażu. Publikacja Michała Larek i Waldemara Ciszak wykracza daleko poza sztywne ramy gatunku. Udało im się napisać powieść, która łączy wszystko to, co najlepsze w literaturze faktu i beletrystyce, i stworzyli absorbującą powieść inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Lubię publikacje z dziedziny literatury faktu podejmujące tematy kryminalne, jednak często przychodzi mi borykać się z topornym językiem i brakiem swobody wypowiedzi. "Mężczyzna w białych butach" jest wyjątkiem, dlatego czytało mi się tę książkę rewelacyjnie.
Publikacja została wzbogacona o oryginalne materiały prasowe i zapis rozmowy, jaką jeden z autorów przeprowadził ze znanym polskim psychoanalitykiem na temat Tadeusza Kwaśniaka, który "cieszy się" w polskiej kryminalistyce niechlubną sławą jednego z najokrutniejszych dzieciobójców. W lekturze odnajdziemy liczne nawiązania również do kultury i życia codziennego w latach 90. Pamiętam, jak oglądałam wieczorami wszak zakazany dla dzieci, ale jakże emocjonujący magazyn 997, w którym przedstawiono sprawę "Dusiciela". Na kartach "Mężczyzny w białych butach" pojawia się znany z telewizji Michał Fajbusiewicz, a głównymi bohaterami są policjanci, którzy rozpracowali Kwaśniaka. Książka niesie ze sobą dużą wartość publicystyczną, a jednocześnie zapewnia doskonałą rozrywkę. Spodoba się nie tylko wielbicielom literatury faktu, ale przede wszystkim miłośnikom kryminału.
Inteligentne, szybkie dialogi, pościg za groźnym mordercą i realny strach, że śledczy nie zdążą na czas - oto dlaczego uważam tę książkę za jedną z ciekawszych przeczytanych przeze mnie publikacji z pogranicza literatury faktu i beletrystki. Gorąco polecam, ja jestem zachwycona.
Michał Fajbusiewicz, prowadzący pobijającego niegdyś rekordy popularności programu telewizyjnego 997, napisał o tej książce: "Był ktoś gorszy od Trynkiewicza. Ta książka to wciągający pościg za największym potworem-zabójcą dzieci w historii polskiej kryminalistyki." Nie sposób się z nim nie zgodzić. "Mężczyzna w białych butach" to książka, która zawiera wszystkie cechy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Krystyna Mirek zdobyła serca czytelniczek pełnymi ciepła, pozytywnymi historiami, w których każdy z nas może odnaleźć część siebie. Pisze o problemach codzienności, dodając otuchy i sprawiając, że każde, nawet największe zmartwienie traci na znaczeniu. W swojej najnowszej powieści, będącej kontynuacją "Większego kawałka nieba", porusza ważne problemy: alkoholizm w rodzinie, kłopoty finansowe i samotne macierzyństwo. A to nie wszystko, co znajdziecie na kartach "Wszystkich kolorów nieba".
Iga już wie, że Wiktor ją kocha. Przed dziewczyną otwierają się całkiem nowe perspektywy, jednak ona nie zamierza biernie przyglądać się biegowi wydarzeń. Próbuje odnaleźć się w świecie, do którego nie pasuje, jednak sytuacji nie ułatwiają zawistne koleżanki z pracy i przyszła teściowa. Pani Janicka próbuje dyktować narzeczonej syna warunki. Zdaje się nie pamiętać, że kilkadziesiąt lat temu była zwyczajną, prostą dziewczyną, całkiem jak Iga.... Wiktor również nie ułatwia ukochanej startu w nowym życiu. Chce zapewnić Idze godny byt, dlatego prosi ją, aby ta rzuciła pracę. Iga jednak nie zamierza być utrzymanką narzeczonego. Tymczasem w życiu przyjaciela Wiktora, Janka dużo się dzieje. Na horyzoncie pojawiają się dwie kobiety, a Janek nie potrafi się zdecydować, z którą z nich ułożyć swoje życie.
Najnowsza powieść Krystyny Mirek odpręża, relaksuje i pomaga oderwać się od codzienności. Co ważne, autorka nie unika trudnych tematów, a z lektury jej książki płyną życiowa mądrość i doświadczenie. Pisarka potrafi znaleźć pozytywne strony w najtrudniejszej nawet sytuacji, czego uczy swoje czytelniczki. W życiu nie zawsze wszystko kończy się przesłodzonym happy endem, a Krystyna Mirek stworzyła zupełnie nowe znaczenie pojęcia "szczęśliwe zakończenie" w polskiej literaturze. Cóż, nie wszystkie problemy możemy rozwiązać. We "Wszystkich kolorach nieba" podoba mi się dojrzałe podejście do tematu problemu alkoholowego w rodzinie czy samotnego macierzyństwa. Krystyna Mirek bez lukru pisze o trudnych sprawach, a mimo to jej powieść jest niesamowicie pozytywna i niesie optymistyczne przesłanie.
Czytelniczki kochają takie historie. Sekret popularności Krystyny Mirek tkwi w tym, że autorka poznała pragnienia kobiet i oddaje w ich ręce książki, w jakich odnajdują siebie, swoich bliskich, przyjaciół i znajomych. Bohaterowie "Wszystkich kolorów nieba" to ludzie tacy jak my. Krystyna Mirek zbudowała ciekawe portrety całkiem zwyczajnych ludzi. Nieobce są nam ich problemy, dlatego czytamy książkę z wypiekami na twarzy. Kolejnym plusem są stworzone przez autorkę plastyczne opisy. Wykreowany świat został opisany przepiękną, cieszącą oko polszczyzną. Właściwie nie mam do tej powieści żadnych zastrzeżeń, gdyż przeczytałam z największą przyjemnością. Mogę jedynie wspomnieć o tym, o czym pisałam już w recenzji "Większego kawałka nieba" - ta historia jest bardzo dobra, jednak moim zdaniem nie było potrzeby, aby dzielić ją na dwie części.
"Wszystkie kolory nieba" nie zawiodą wiernych czytelniczek Krystyny Mirek. Książka już znajduje się w czołówce najlepiej sprzedających się książek na empik.com, z pewnością odniesie duży sukces. Zasłużenie, bo co jak co, ale ta kobieta potrafi pisać świetne powieści obyczajowe, czego "Wszystkie kolory nieba" są kolejnym dowodem.
Krystyna Mirek zdobyła serca czytelniczek pełnymi ciepła, pozytywnymi historiami, w których każdy z nas może odnaleźć część siebie. Pisze o problemach codzienności, dodając otuchy i sprawiając, że każde, nawet największe zmartwienie traci na znaczeniu. W swojej najnowszej powieści, będącej kontynuacją "Większego kawałka nieba", porusza ważne problemy: alkoholizm w rodzinie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść historyczna nie musi być nudna, a o przeszłości można pisać inaczej niż opisując liczne bitwy i podsuwając czytelnikowi mnóstwo dat. Okazuje się, że można stworzyć książkę, której akcja rozgrywa się w przeszłości, i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. "Marianna" to przede wszystkim świetna powieść obyczajowa, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom powieści historycznych.
Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, Marianna przywdziała męski mundur, ścięła włosy i ruszyła w bój. Po upadku powstania cała i zdrowa wraca do domu, jednak okazało się, że jej zniknięcie wywołało liczne plotki, a rodzinie mogą grozić liczne represje ze strony Rosjan. Marianna nie ma wyjścia. Aby zapobiec konfiskacie majątku i wywózce najbliższych na Syberię, musi wyjść za mąż. Matka szybko podsuwa jej odpowiedniego kandydata. Marianna, nie mając innego wyjścia, zgadza się z sugestią rodzicielki i wyjeżdża do majątku narzeczonego, aby tam poślubić mężczyznę. Kandydat na męża w zasadzie ma wszystko, czym powinien się wyróżniać przyszły mąż - jest bogaty, młody, przystojny i wykształcony. Dlaczego więc tak rozpaczliwie poszukuje żony? Co jest z nim nie tak, skoro żony musiał szukać na dalekiej Litwie?
Przeczytałam "Mariannę" w dwa wieczory, z najwyższą przyjemnością. Lubię powieści historyczne, ale dawno nie czytałam książki rozgrywającej się w przeszłości, która byłaby napisana tak lekko i płynnie. Magdalena Wala posiada ciekawe pióro i cięty język, o czym przekonała czytelników swojej debiutanckiej powieści "Przypadki pewnej desperatki". Wówczas poznaliśmy opowieść o współczesnej dziewczynie, jednak w tle również obserwowaliśmy wydarzenia z przeszłości. Jak autorka wypadła w klasycznej powieści historycznej? Równie dobrze, a może nawet lepiej. Magdalena Wala prowadzi akcję mocną ręką i, mimo iż bohaterowie biorą ślub w jednym z pierwszych rozdziałów, ich "żyli długo i szczęśliwie" wciąż wydaje się odległą przyszłością. Przy tej książce nie sposób się nudzić, a wszystko to dzięki licznym zwrotom akcji i mnogości wątków. Świetny pomysł na powieść i nie mniej udane wykonanie - "Marianna" to powieść napisana lekkim językiem i utrzymana w duchu kobiecej literatury obyczajowej.
Magdalena Wala zaprasza nas do świata XIX-wiecznych intryg. Tytułowa Marianna jest silnym charakterem, inteligentną kobietą, a jej potyczki słowne z mężem i miejscowymi intrygantkami wywołały wiele ironicznych uśmiechów na mej twarzy. Obawiałam się, że nowa powieść Magdaleny Wali, wszak publikacja historyczna, będzie pozbawiona tego pazura, który tak przypadł mi do gustu w "Przypadkach pewnej desperatki". Niesłusznie, gdyż pikanterii tej książce dodaje sama główna bohaterka. Z Marianną nie sposób się nudzić. Uwielbiam takie kobiety w literaturze. Silne, niebojaźliwe, wyprzedzające swoje czasy. Mam wrażenie, że Marianna posiada trochę współczesnych cech, co w zderzeniu z jej światem wyszło wprost kapitalnie. "Marianna" to przepiękna historia miłości głównej bohaterki i jej męża, Michała. Tutaj ślub jest dopiero początkiem przygody, a w drodze do szczęścia nasza Marianna będzie musiała dowiedzieć się, kto tak bardzo chce jej zaszkodzić i pozbyć się z posiadłości.
Ach, czy wspominałam już, że uwielbiam imię Marianna i przepadłam, kiedy tylko zobaczyłam tytuł nowej powieści Magdaleny Wali? Sama nazwałam tak bohaterkę mojej debiutanckiej powieści... Marianny to wspaniałe kobiety, a ja wyczułam pismo nosem, wietrząc świetną powieść obyczajowo-historyczną. Przeczytajcie, jestem pewna, że nie będziecie zawiedzeni.
Powieść historyczna nie musi być nudna, a o przeszłości można pisać inaczej niż opisując liczne bitwy i podsuwając czytelnikowi mnóstwo dat. Okazuje się, że można stworzyć książkę, której akcja rozgrywa się w przeszłości, i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. "Marianna" to przede wszystkim świetna powieść obyczajowa, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ojciec autora publikacji, Jerzy Ciszewski brał udział w Powstaniu Warszawskim, a "Ojciec'44" jest swego rodzaju hołdem złożonym ku jego czci. Czytelnicy otrzymali książkę, której autor nie zastanawia się nad sensem zrywu narodowowyzwoleńczego, nie opisuje życia codziennego Warszawiaków i nie kreuje bohatera romantycznego. Nie. Jeśli szukacie właśnie tego, zajrzyjcie do innych publikacji o Powstaniu. Tutaj doświadczycie przede wszystkim czystej sensacji.
Kim był Jerzy Ciszewski, pseudonim "Mötz"? Jako jedynemu powstańcowi udało mu się zestrzelić nad Warszawą samolot wroga. Był jedną z najbardziej znanych postaci walczących z Niemcami podczas Powstania Warszawskiego. Został ranny podczas pamiętnego sierpniowego zrywu, i prawdopodobnie właśnie to pozwoliło mu przeżyć. Jego syn, Jerzy Ciszewski junior próbuje przybliżyć nam sylwetkę ojca, opisując dni walczącej Warszawy w niezwykle realistyczny sposób.
"Ojciec'44" to ciekawy portret jednego z powstańców walczących o Warszawę, a jednocześnie powieść sensacyjna mocno osadzona w realiach drugiej wojny światowej. To obraz miasta, w którym wciąż tli się iskierka nadziei, mimo beznadziejnego położenia. "Ojciec'44" nie jest książką dla ludzi o słabych nerwach. Opisy są bardzo naturalistyczne, dzięki czemu Ciszewskiemu udaje się przybliżyć skalę tragedii. Jeśli dotychczas czytaliście tylko romantyczne historie z powstaniem tłem, to dobra lektura na otrzeźwienie. Sceny Warszawy na skraju epidemii ze względu na piętrzące się stosy trupów czy wzmianki o cywilach wykorzystywanych przez Niemców jako przynęta na "bandytów" otwierają oczy i pozwalają zrozumieć, co w 44. roku tak naprawdę działo się w Warszawie. Współcześnie w popkulturze powstanie obrosło wieloma mitami, z którymi "Ojciec'44" skutecznie się rozprawia.
Książkę warto przeczytać ze względu na realistyczne opisy i portret głównego bohatera, jednak nie do końca jestem przekonana co do rozwiązań fabularnych. To nie jest klasyczna powieść, gdyż jest pozbawiona głównego wątku, intrygi, wokół której rozgrywałaby się całość. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie wyobrażałam sobie powieść sensacyjną osadzoną w czasach powstania, co sugeruje wydawca w blurbie. Autor próbował pozbierać wspomnienia ojca w jedną całość, dodał trochę fikcji literackiej, jednak zabrakło mi głównego przedmiotu fabuły. Jest tutaj całe mnóstwo wątków pośrednich, każdy rozdział opowiada właściwie inną historię, ale jeśli już publikacja jest sprzedawana czytelnikom jako powieść, powinien pojawić się dominujący, główny wątek, dlatego nie przyznaję "Ojcu'44" bardzo wysokiej oceny, chociaż oczywiście polecam i cieszę się, że ta książka powstała. To piękne, że pamiętamy.
Ojciec autora publikacji, Jerzy Ciszewski brał udział w Powstaniu Warszawskim, a "Ojciec'44" jest swego rodzaju hołdem złożonym ku jego czci. Czytelnicy otrzymali książkę, której autor nie zastanawia się nad sensem zrywu narodowowyzwoleńczego, nie opisuje życia codziennego Warszawiaków i nie kreuje bohatera romantycznego. Nie. Jeśli szukacie właśnie tego, zajrzyjcie do...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od opisywanej historii. Mimo iż początkowo nie zwróciłam większej uwagi na tę powieść, poprosiłam o egzemplarz do recenzji. Przepadłam. Oto jeden z najlepszych polskich debiutów ostatnich lat.
Anita jest pogrążoną w depresji kobietą. Od kilku lat bezskutecznie stara się o dziecko, a jej małżeństwo sypie się niczym domek z kart. Idealną odskocznią od rzeczywistości są kamery miejskiego monitoringu. Wystarczy kilka sekund i Anita może znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie. Szczególnie upodobała sobie Pragę. Pewnego dnia wokół Anity zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mąż znika gdzieś na całe dnie, a ona sama znajduje w swojej szafie ubrania, jakich nigdy nie kupiła, a w torebce pomadkę, która na pewno nie jest jej własnością. Czy Anita jest na prostej drodze do szaleństwa? A może to ktoś inny steruje jej życiem? Dlaczego?
Taka powieść zdarza się raz na setki przeczytanych publikacji. Wszystkie opinie, jakie miałam okazję przeczytać na temat tej książki, znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, a szum, jaki zaistniał wokół "Idealnej" jeszcze premierą, nie jest tylko efektem działania dobrych marketingowców, chociaż rzeczywiście, książka ma świetną promocję. Zasłużenie. Magda Stachula zasługuje, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zasługuje, aby Polacy usłyszeli o diabelsko utalentowanej rodaczce, która właśnie zdecydowanym krokiem weszła na rynek wydawniczy. Oto pojawia się na scenie pisarka (tak, tak, pisarka, nie autorka), która potrafi przyciągnąć uwagę niemal każdego czytelnika. Trafia idealnie w niszę na rynku. Bo "Idealna" to nie tylko thriller, kapitalny zresztą, ale też świetna powieść psychologiczna z mocno zarysowanym tłem obyczajowym. Problemy z niepłodnością i kryzys małżeński przeplatają się z wątkami czysto sensacyjnymi i kryminalnymi.
Na stronie autorki czytamy, że książka zaliczana jest do nowego nurtu w literaturze domestic noir, którego cechami charakterystycznymi są psychologiczny suspens oraz małżeńska dysfukncja. "Idealna" jest rekomendowana jako powieść dla fanów "Dziewczyny z pociągu", ale moim skromnym zdaniem to niegrzeczność wobec Magdy Stachuli. Nie mogłam przebrąć "Dziewczyny z pociągu", a w "Idealnej" akcja pędzi w zastraszającym tempie. Czytam bardzo dużo, a rzadko trafiam na książkę, której nie mogę przerwać, mimo iż powieki opadają ze zmęczenia, a wskazówki zegara wskazują nieprzyzwoicie późną porę. "Idealna" to debiut idealny, cóż więcej mogę dodać? Pisarka stworzyła niezapomniane portrety psychologiczne głównych bohaterów, a na szczególną uwagę zasługuje Marta, która w powieści nieźle namiesza. Nie znosiłam jej, pałałam wobec tej postaci żądzą mordu, jednak nie mogłam wyjść z podziwu, jak udanie "zrobiła" ją Stachula.
To będzie hit. Książka z pewnością uzyska status bestsellera i przez miesiące będzie okupywać pierwsze miejsca listy najlepiej sprzedających się powieści w kraju. A potem? Może sprzedaż praw za granicę? W końcu mamy się czym, a raczej kim chwalić. Magda Stachula to prawdopodobnie najbardziej utalentowana debiutantka w kraju. Nie polecam, nie pozostawiam waszej uwadze. Nie macie wyjścia, MUSICIE to przeczytać.
Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Czarna wołga" to literacki debiut Macieja Żurawskiego, dziennikarza i dokumentalisty i, choćbym nie wiedziała, czym zajmuje się na co dzień autor, z pewnością strzeliłabym bez pudła. Miała być powieść, tymczasem dziennikarskie zacięcie i zamiłowanie do dokumentu nieco utrudniły Żurawskiemu zadanie, bo wyszło tajemnicze "coś", co najtrafniej można określić słowami "więcej niż dokument, mniej niż powieść".
Lata 80., Wrocław. Nie ucichły jeszcze echa stanu wojennego, a tymczasem kapitan Kazimierz Zgrobel musi zmierzyć się z najtrudniejszą sprawą w swojej karierze. Reprezentując znienawidzoną przez społeczeństwo formację, milicjant próbuje znaleźć seryjnego mordercę, który grasuje po mieście i z zimą krwią zabija mężczyzn, a ich okaleczone zwłoki pozostawia w windach. Opinia publiczna żąda ujęcia sprawy, a naciski "z góry" wcale nie ułatwiają sprawy, która sama w sobie jest trudna i skomplikowana. Zgrobela to dochodzenie kosztuje więcej, niż wszystkie prowadzone przez niego w przeszłości śledztwa, gdyż usiłując się dowiedzieć prawdy, będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania kim jest i w jaką stronę zmierza jego małżeństwo.
Najpierw plusy. Debiutancka powieść Macieja Żurawskiego naszpikowana jest smakowitymi kęskami w postaci elementów rzeczywistości Polaków w schyłkowym PRL-u, po upadku stanu wojennego. Mamy tutaj stosunek rodaków do ówczesnej milicji, którą reprezentują maksymalnie stereotypowe postacie, przez co "Czarna wołga" zyskuje specyficzny klimat PRL-owskich spelun i smak gorzkiej wódki popijanej przez funkcjonariuszy milicji obywatelskiej. Mamy tutaj również wzmianki o głośnych sprawach kryminalnych PRL-u, choćby o sprawie Marchwickiego czy tytułowej czarnej wołgi. Mamy tutaj również produkty, jakich dziś próżno szukać na półkach, a które podbijały serca i portfele Polaków w latach 80. Autor w interesujący i przystępny dla czytelnika sposób dzieli się wynikami swojej pracy dokumentalisty. To plus, ale też minus.
Podczas lektury czasem odnosiłam wrażenie, jakoby same tło było ważniejsze od dochodzenia prowadzonego przez Zgrobela. Żurawskiemu bliżej do dokumentalisty niż do autora, dlatego jego powieść jest zawieszona jakby pomiędzy. Autor nie może się zdecydować, w którą stronę pójść. Czy to źle i czy aby to na pewno jest minus? Chyba nie do końca. "Czarną wołgę" czyta się momentami jak reportaż, ale dzięki temu czytelnik wierzy w sens prezentowanej historii i zastanawia się, czy to rzeczywiście jest tylko fikcja. Minusem jest natomiast brak elementu zaskoczenia, bo czytelnik szybko dowiaduje się, kto zabija i właściwie do końca ma nadzieję, że to wszystko nie jest takie proste, ale jednak, niestety, jest. Oczywiście, powieść nie jest kompletnie pozbawiona zwrotów akcji, jednak rozwiązanie tej najważniejszej zagadki zostało podsunięte zbyt szybko.
"Czarną wołgę" przeczytałam z niemałym zainteresowaniem, choć dość szybko byłam świadoma wad tej powieści, co jednak nie zabrało mi frajdy z lektury, bo uwielbiam kryminały osadzone w przeszłości, a okres PRL-u jest jednym z moich ulubionych w polskiej historii. Uważam, że warto przeczytać książkę, chociaż nie nastawiajcie się na wielkie "wow".
"Czarna wołga" to literacki debiut Macieja Żurawskiego, dziennikarza i dokumentalisty i, choćbym nie wiedziała, czym zajmuje się na co dzień autor, z pewnością strzeliłabym bez pudła. Miała być powieść, tymczasem dziennikarskie zacięcie i zamiłowanie do dokumentu nieco utrudniły Żurawskiemu zadanie, bo wyszło tajemnicze "coś", co najtrafniej można określić słowami...
więcej mniej Pokaż mimo to
Agata Przybyłek, młodziutka autorka, znana czytelniczkom z zabawnej powieści "Nie zmienił się tylko blond" czy ambitniejszej obyczajówki "Bez ciebie", nie próżnuje. Właśnie wydała trzecią już w tym roku książkę, którą Przegląd czytelniczy nie bez dumy objął patronatem medialnym. Uwaga! To zdecydowanie najlepiej napisana książka Agaty Przybyłek.
Zuzanna, lat dwadzieścia osiem, na stanie przystojny, choć nieco nieobecny mąż, czteroletni syn Marcel i duży dom. Bajka? Chyba jednak nie do końca. Ludwik, zamiast spędzać wieczory w towarzystwie małżonki, woli biegać po okolicznych lasach i szukać skarbów. Zuza czuje się samotna, a kiedy zupełnie przypadkiem trafia na spotkanie autorskie pewnej znanej trenerki motywacyjnej, zachęcona słowa psycholożki, postanawia zawalczyć o uwagę Ludwika. Zanim jednak wcieli swój plan w życie, na głowę zwali jej się nastolatka będącą zadeklarowaną fanką gotyku i... Przeczytajcie sami. Zastanawialiście się kiedyś, do czego posunie się zaniedbana przez męża kobieta? Możecie się przekonać.
Nie zgodzę się, że Agata Przybyłek pisze komedie, chociaż wydawca uparcie podsuwa nam takie sugestie na okładkach książek napisanych przez młodą autorkę. "Takie rzeczy tylko z mężem" to lekka obyczajówka, przy której, oczywiście, z pewnością szeroko się uśmiechniecie, jednak Agacie bliżej do obyczaju, niż do klasycznej komedii. Jej powieść, oprócz oczywistych, czystych rozrywkowych walorów, niesie ze sobą ciekawą naukę dla młodych mężatek. To książka, która z pewnością przypadnie do gustu miłośniczkom prozy Magdaleny Witkiewicz czy Nataszy Sochy. Podoba mi się nieograniczona wyobraźnia Agaty i jej życiowe obserwacje. Można by rzec, że "Takie rzeczy tylko z mężem" to samo życie, podczas gdy autorka jest panną i w kwestii małżeńskich problemów raczej nie posiada własnego doświadczenia. Drżyjcie więc, gdyż Agata jest przede wszystkim doskonałą obserwatorką, a wyciągnięte wnioski przedstawia w krzywym zwierciadle. Może więc zobaczycie w tej powieści siebie?
Czytam każdą książkę Agaty. Byłam jedną z pierwszych recenzentek "Nie zmienił się tylko blond", dlatego jestem pod ogromnym wrażeniem progresu, jaki poczyniła autorka od czasu wydania debiutanckiej powieści. Różnicę widać przede wszystkim w stylu. "Takie rzeczy z mężem" to z pewnością najlepiej napisana książka autorki, a i fabuła zaspokoiła moje wcale niemałe wymagania. Przeczytałam tę powieść w jeden wieczór i jedno popołudnie. Książkę czyta się doskonale, a przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami następują w płynny sposób. Krótkie rozdziały, intrygujące zwroty akcji są największymi zaletami tej powieści. Jedynym minusem jest dla mnie zakończenie, a właściwie jego brak, gdyż osobiście za seriami nie przepadam, a jeśli już mam je czytać, wolę, aby wszystkie wątki zostały domknięte, a kolejna książka poruszała zupełnie nowe tematy, tak jak w przypadku poprzedniego cyklu autorki, w którym dotychczas ukazały się powieści "Nie zmienił się tylko blond" i "Nieszczęścia chodzą stadami".
Najnowsza książka Agaty Przybyłek z pewnością trafi do kobiet zaczytujących się w utrzymanej w lekkim tonie literaturze obyczajowej. Cieszę się, że ta powieść jest taka udana i mocno kibicuję Agacie w dalszej karierze, a książkę, oczywiście, serdecznie wam polecam. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.
Agata Przybyłek, młodziutka autorka, znana czytelniczkom z zabawnej powieści "Nie zmienił się tylko blond" czy ambitniejszej obyczajówki "Bez ciebie", nie próżnuje. Właśnie wydała trzecią już w tym roku książkę, którą Przegląd czytelniczy nie bez dumy objął patronatem medialnym. Uwaga! To zdecydowanie najlepiej napisana książka Agaty Przybyłek.
Zuzanna, lat dwadzieścia...
Niedawno zapytałam czytelników bloga, czym kierują się, wybierając lekturę i co sprawia, że decydują się na daną książkę. W przypadku "Listów z dziesiątej wsi" najpierw zakochałam się w okładce, później zachwycił mnie blurb, będący obietnicą dobrej, może nieco mistycznej lektury. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku tak uczyniłam i nie żałuję.
Beata żyła, jak tysiące innych kobiet w Polsce. Dom, mąż, dzieci. Nigdy nie pracowała, kiedy więc mąż zostawia ją dla innej, Beata zostaje bez środków do życia. Pewnego dnia, gdy jest już naprawdę źle, w jej mieszkaniu zjawia się brat, spłaca długi i zabiera Beatę z powrotem do domu. Do Zwierzyńca. Beata nie poznaje rodzinnej wsi, która podążyła z duchem czasu i zmieniła się w plantację kukurydzy. Kobieta buntuje się przeciwko zmianom, a w sercu wciąż ma dawny obraz rodzinnego domu. Próbuje poukładać swoje życie, zaczyna pracę i... poznaje mężczyznę. Jednocześnie, zgłębiając treść znalezionych na strychu starych listów, poznaje historię nieszczęśliwej miłości swojej babki i opowieść o mężczyźnie, którego los nigdy nie rozpieszczał. Wraz z Beatą podążymy jego śladami do Oświęcimia i komunistycznej Warszawy.
Przeczytałam "Listy z dziesiątej wsi" prawie tydzień temu i długo zastanawiałam się, co chcę zawrzeć w recenzji. Chciałabym wiernie oddać naturę tej powieści, ale to chyba niemożliwe bez znajomości jej treści. Debiut Agnieszki Olszanowskiej to dobra, nieco mroczna i tajemnicza literatura obyczajowa. To nie jest jedna z tych powieści, które z góry wiemy, jak się skończą, chociaż mogłaby to sugerować ta część z "poznaje mężczyznę" w tle. Nie, to nie jest książka w stylu Grocholi czy Kordel. To nie jest powieść o kobiecie, która wyjeżdża na wieś, buduje dom, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Mnóstwo tu niedopowiedzeń i sugestii, przez co książka zyskuje specyficzny, niezapomniany klimat. Niewiele debiutantek może pochwalić się tak plastycznymi opisami świata przedstawionego. Realistyczne i wierne portrety psychologiczne bohaterów są kolejnymi atutami powieści.
Debiutantce nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć, jednak jestem w stanie przymknąć na nie oko, gdyż całość wypada bardzo korzystnie. Może rzeczywiście dwieście dziewięćdziesiąt sześć stron to za mało, aby zamknąć zgrabnie wszystkie rozpoczęte wątki, a pomysłów starczyłoby co najmniej na trzy książki, jednak jestem przekonana, że "Listy z dziesiątej wsi" są zapowiedzią czegoś większego. Mam nadzieję, iż to nie jednorazowy flirt Agnieszki Olszanowskiej z pisarstwem, gdyż na uwagę zasługuje nienaganny styl, poprawna polszczyzna oraz ciekawe rozwiązania fabularne. Odczuwam lekki niedosyt, chciałabym, aby w szczególności wątek prześladowanego przez władze PRL księdza został pociągnięty, dlatego wspomniałam o niedociągnięciach, przed jakimi nie uchroniła się debiutantka.
Lubię takie powieści. Niejasne, niełatwe i tajemnicze. Agnieszka Olszanowska rozbudziła moją ciekawość i na pewno przeczytam jej kolejną powieść, aby przekonać się, jak rozwija się ta interesująca autorka i w jaką poszła stronę. Tymczasem polecam lekturę jej literackiego debiutu, gdyż moim zdaniem naprawdę warto.
Niedawno zapytałam czytelników bloga, czym kierują się, wybierając lekturę i co sprawia, że decydują się na daną książkę. W przypadku "Listów z dziesiątej wsi" najpierw zakochałam się w okładce, później zachwycił mnie blurb, będący obietnicą dobrej, może nieco mistycznej lektury. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku tak uczyniłam i nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Bestseller" to moje czwarte spotkanie z twórczością Joanny Opiat-Bojarskiej i... zdecydowanie najbardziej udane. Autorka najlepiej wypada w klasycznym kryminale, czego przykładem jest jej najnowsza powieść. Potrzeba nie lada odwagi, by nazwać swoją książkę "Bestsellerem". Opiat-Bojarska odważyła się i wygrała.
Emila Sienkiewicz, zwyciężczyni literackiego talent show i wschodząca gwiazda polskiej literatury rozrywkowej, kilkanaście dni przed premierą swojej drugiej powieści zostaje zamordowana. Śledztwo prowadzą niezawodni Majewski i Burzyński - para policjantów z poznańskiego Wydziału Kryminalnego. Trop prowadzi za kulisy telewizyjnego programu. Śledczy odkrywają pełen obłudy i zakłamania świat, napędzany przez naprawdę duże pieniądze. Czy Emilia zginęła, bo naraziła się komuś z programu? A może padła ofiarą zazdrosnego narzeczonego? W rozwiązaniu zagadki pomocna okaże się antropolog sądowa Anita Broll.
"Bestseller" zachwycił mnie drobiazgowością. Jestem pod wrażeniem nie tyle samej historii, która, rzecz jasna, jest świetna, ale przede wszystkim bogatego tła. Podziwiam Joannę Opiat-Bojarską, że wykorzystała rewelacyjny pomysł na kryminał i uczyniła z niego właściwie tylko tło swojej opowieści, swoistą wisienkę na torcie. Musi mieć głowę pełną pomysłów, skoro wykorzystuje jeden z nich, aby stworzyć drugi plan. Ta powieść jest najlepszą spośród książek Opiat-Bojarskiej, które miałam okazję czytać, a autorka najlepiej odnajduje się w klimatach czysto kryminalnym, co właśnie udowodniła "Bestsellerem". Książka jest zdecydowanie o wiele lepiej napisana niż wydana w tym roku "Gra pozorów", miałam wrażenie, że czytam powieść zupełnie innej autorki. Nie znalazłam tu żadnego błędów, nie złapałam pisarki na najmniejszym potknięciu. Pozwoliłam sobie wysnuć wnioski o dużej zasłudze redakcji. Powieści zostały wydane w dwóch różnych wydawnictwach, a już kiedyś zwracałam uwagę na drobiazgowość redakcji i dokładność korekty w książkach wydawanych przez Czarną Owcę.
Muszę pochwalić autorkę za rzetelny research. Joanna Opiat-Bojarska zasiadła do pisania doskonale przygotowana, a jej rozległa wiedza imponuje szczególnie podczas czytania fragmentów o pracy antropologa sądowego. Czytelnik czuje, że ta książka nie została napisana na podstawie informacji wyszukanych w Googlach. Opiat-Bojarska kocha to, co robi i zaraża tą miłością odbiorców swojej książki. "Bestseller" to powieść napisana z pasją. To również ciekawe spojrzenie na współczesny rynek wydawniczy. Autorka dzieli się poczynionymi obserwacjami, a wykreowany przez nią świat wcale nie różni się od tego, w jakim pisarka na co dzień się obraca. "Bestseller" wyróżnia się więc nie tylko ciekawym wątkiem kryminalnym, skomplikowaną intrygą i pędzącą w zawrotnym tempie akcją, ale też niebanalnym tłem obyczajowym.
Nie czytałam "Konesera" i chyba muszę nadrobić zaległości, jeśli powieść utrzymana jest w podobnych klimatach, jak "Bestseller". Na szczęście, sama autorka mówi, że kolejność czytania jest dowolna, bo choć bohaterowie są ci sami, to wszystkie wątki w poprzedniej książce zostały zakończone, a "Bestseller" to inna historia. Jeśli jeszcze nie znacie więc twórczości Joanny Opiat-Bojarskiej, premiera jej nowej, dziewiątej już powieści jest doskonałą okazją, by nadrobić zaległości.
"Bestseller" to moje czwarte spotkanie z twórczością Joanny Opiat-Bojarskiej i... zdecydowanie najbardziej udane. Autorka najlepiej wypada w klasycznym kryminale, czego przykładem jest jej najnowsza powieść. Potrzeba nie lada odwagi, by nazwać swoją książkę "Bestsellerem". Opiat-Bojarska odważyła się i wygrała.
Emila Sienkiewicz, zwyciężczyni literackiego talent show i...
Trudno zaklasyfikować tę książkę. Komedia? Chyba nie. Obyczaj? Bardziej, ale też nie do końca. Zresztą czy to ważne? To najlepsza powieść Aśki! Genialne spojrzenie na damsko-męskie relacje, kilka mocno absurdalnych (ale nie nieprawdopodobnych!), zabawnych scen, ale przede wszystkim mocny kop motywacyjny dla wszystkich kobiet, którym brakuje odwagi, żeby zacząć jeszcze raz. Idealna na taką deszczową niedzielę, jak dziś! Tylko za szybko się kończy... Pochłonęłam ją w kilka godzin. 😉
Trudno zaklasyfikować tę książkę. Komedia? Chyba nie. Obyczaj? Bardziej, ale też nie do końca. Zresztą czy to ważne? To najlepsza powieść Aśki! Genialne spojrzenie na damsko-męskie relacje, kilka mocno absurdalnych (ale nie nieprawdopodobnych!), zabawnych scen, ale przede wszystkim mocny kop motywacyjny dla wszystkich kobiet, którym brakuje odwagi, żeby zacząć jeszcze raz....
więcej Pokaż mimo to