Biblioteczka
2012-11-24
2011-04-02
Kolejna pozycja, przykuwająca uwagę mrocznym opisem na tyłach okładki, zwiastującym powieść z elementami grozy. Grozy nie ma, nie łudźcie się. Mamy tu powieść akcji, fantasy, obyczajowo-psychologiczną, ale nie grozy. Każdy z tych aspektów można docenić, bo i każdy nadaje książce charakterystyczny posmak.
Na zdecydowaną korzyść można zapisać barwne postacie i przyjemne dialogi. Podoba mi się poczucie humoru autorki, styl pełen ciętych ripost i sytuacyjnych żartów pomiędzy postaciami, nawet jeśli nie obyło się bez jakiejś pomniejszej wpadki. W rankingu sympatii najpewniej przodować będą bohaterowie męscy, z których każdy jest bardzo wyraźnie zarysowany, określony tłem i specyficznym stylem, który sprawia, że postacie nie zlewają się ze sobą, pomimo że jest ich sporo. Gorzej na tym tle wypada Lilith czy też Bura. W toku akcji, jak się okazuje początkowo nieatrakcyjna, płaska, szara i zaniedbana dziewczyna o trudnym charakterku okazuje się być najbardziej pożądanym towarem na rynku i to nie tylko ze względu na swoją dziwność. Widać pewną przesadę w tym, jak każda jedna napotkana osoba, która zadała sobie trud poznania jej bliżej, natychmiast pała do niej sympatią (chyba że wybitnie się stara, żeby było inaczej, a i to czasami nie skutkuje). Nawet wrogowie pragną ją mieć tylko dla siebie.
Kolejne spostrzeżenie dotyczy narracji. Akcja całej powieści jest jakby pofragmentowana, przyspieszona, czasami czułam się, jakbym czytała streszczenie. „Przez miesiące robili to, działo się to, było tak i tak” – podobną konstrukcję ma zbyt wiele zdań w książce. Rozumiem cel zabiegu, kiedy w powieści jest tyle przeskoków czasu i miejsca lub zwrótów akcji, które tego wymagają, ale tu po prostu mamy nadmiar. Szczególnie uderza to na początku, kiedy od wątku z Kapitanem nagle przechodzimy na wątek z drużyną Koshego i nie wiadomo jak to ugryźć.
Co rzuca się w oczy i według mnie nie zalicza się do pozytywów, to bardzo ostrożne szafowanie informacjami, czasami wręcz sztuczna tajemniczość. Kilka razy w ciągu lektury chwytałam się za głowę, cofając się wiele stron wstecz, żeby sprawdzić, czy coś mi się nie skleiło, bo kompletnie nie rozumiem ciągu przyczynowo skutkowego(moment kiedy Lilith twierdzi że nienawidzi Invocato, co było dla mnie niezrozumiałe i właściwie do samego końca nie okazało się sensownie wytłumaczone). Tajemniczość objawiała się między innymi w przewidywalnym rozwoju relacji Kaztez-Lilith, upartym ukrywaniu jej imienia… To sekrety, które drażnią, ale nic nie wnoszą, nie przykuwają do lektury, więc równie dobrze możnaby nie mącić obrazu.
A obraz, niestety, często bywa mętny. Skrótowa narracja, przeskakiwanie z punktu widzenia jednej postaci na drugą i całe strony zapisane bez wspomnienia imienia osoby wykonującej czynność albo mówiącej daną kwestię sprawiają, że czasami czyta się ciężko.
Podtytuł każe nam się spodziewać kolejnych tomów, ale dopiero konstrukcja całości pokazuje, że bez drugiego tomu ciężko cokolwiek począć z tą książką. Te rozdziały to jak gra wstępna, zapoznajemy się z realiami, z postaciami, mamy jakąś nieznaczną akcję, ale nieszczególnie rzeczową fabułę, dużo wątków jest obciętych i przerzuconych na tom drugi, dużo aspektów niewyjaśnionych (np. czemu Klecha to Klecha?). Całość kręci się wokół tajemnicy, czyli kogo szuka bohaterka i dlaczego, ale nie jest to dość fascynujące i gdyby nie naprawdę barwne charakterki męskich bohaterów, odpuściłabym tej lekturze.
Zakończenie mało satysfakcjonujące, po tej dozie napięcia oczekiwałoby się czegoś ogromnego, a nie napomknienia na pięć zdań. Owszem, w nieprzewidywalności tych konkretnych okoliczności wyjątkowe, ale czy ta nieprzewidywalność nie wyszła trochę karykaturalnie?
Po drugi tom sięgnę na pewno, choćby po to żeby poczytać odzywki Koshego i ekipy, mając jedynie nadzieję, że nie skupi się on nazbyt na wątkach romansowych i savoir vivre związanym z życiem w wyższych sferach…
Kolejna pozycja, przykuwająca uwagę mrocznym opisem na tyłach okładki, zwiastującym powieść z elementami grozy. Grozy nie ma, nie łudźcie się. Mamy tu powieść akcji, fantasy, obyczajowo-psychologiczną, ale nie grozy. Każdy z tych aspektów można docenić, bo i każdy nadaje książce charakterystyczny posmak.
Na zdecydowaną korzyść można zapisać barwne postacie i przyjemne...
2010-12-30
Ostatnio mam smaki na tematykę anielską, diabelską i wszelaką tej maści, więc mimo kiczowatej okładki z ekscytacją rzuciłam się na tę pozycję w Empiku. Od tej okładki zatem zaczynając, bo okładka to rzecz ważna. Muszę podkreślić, że na całe szczęście moja pozycja ma ją jakby podwójną - nie wiem czy to standard, bo na necie widzę wersje ze zwyczajną. Chodzi o to, że na wierzchu jest Wiktoria bez płonących oczu, pod spodem już z nimi, z tyłu za to umowa o pracę diablicy przysłania, niech wszystkim bożkom literatury będą dzięki, zdjęcia bohaterów - Beletha i Piotrka.Odrzuca mnie wrzucanie podobizn postaci do książki. Po pierwsze dlatego, że morduje aspekt wyobraźni. Nie po to czytam książki, żeby mi ktoś narzucał, jak mam sobie wyobrażać postacie, nie mam pięciu lat, żeby wymagać ilustracji jak w Kubusiu Puchatku. Po drugie, kojarzy mi się to z blogami trzynastoletnich autorek, gdzie można znaleźć nawet fotkę toalety, na którą siada główna bohaterka. Jeśli autorka sobie tak wyobraża swoich bohaterów - super, szczęścia życzę. Ale ja domagam się moich praw nie zaśmiecania mi obrazu zdjęciami. Nie mówiąc o tym, że jest to kompletny strzał w stopę, bo tak jak koncepcje tego co przerażające, piękno jest relatywne, więc dla mnie aparycja tych panów kompletnie nie pokrywa się z wizją bohaterów.
Wracając już do sedna. W książce mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową. Główną bohaterką jest Wiktoria, która na pierwszych kartach powieści zostaje diablicą. Pierwsze szwy na szytej grubą nicią charakterystyce postaci zaczynają się uwydatniać. Niby Wiki coś tam popłakuje, coś tam tęskni za życiem, rozmyśla o swojej śmierci, dobrym punktem są koszmary nocne, ale jednak ma się wrażenie, że autorka łatwo zapomina, że postać powinna być przez chwilę w szoku, żałobie, no nie wiem co się czuje po śmierci, ale mam wrażenie, że nie ochotę na flirt z nowopoznanym diabłem.
Co do samej postaci Wiktorii, długo można dywagować. Nie przypadła mi do serca, ale nie znienawidziłam jej dogłębnie, mimo że raczej nie wykazała się zbytnią bystrością w całym ciągu zdarzeń, nie mówiąc o naiwnej i dziecinnej "miłości" do infantylnie określanego przez cały czas Piotrusia. Wiktoria popełnia dużo błędów, niektóre jej przeoczenia i bezmyślność doprowadzają wczuwającego się w klimat czytelnika do pasji, ale z drugiej strony, czyż nie bardziej irytowałaby ludzka kobieta, która w dwa dni po swojej śmierci jest już cwańsza od tysiącletnich diabłów, nie daje się nigdy wyrolować, przejrzy każdy postęp, a poza tym powinna pretendować do szatańskiego tronu? Mimo wszystko wolę bohaterkę troszkę głupią, niż taką, która pozjadała wszystkie rozumy, i samego autora przerasta wizja wymyślenia czegoś, czemu ona nie podoła. Jedyne co naprawdę ukłuło mnie po oczach, to próba wyjaśniania każdego najmniejszego aspektu intryg Azazela, mimo że w większości dość łatwo się połapać. Psuje to smak intrygi i samej postaci.
Na uwagę zasługuje też reszta postaci, Beleth, Azazel i Piotr. Tutaj niestety dostanie się każdemu tworowi wyobraźni. Postać Piotra jest bezbarwna i pozbawiona sensu, nie rozumiem po co rozpraszać czytelnika jego nieciekawą obecnością, skoro jest tyle do eksploatowania w samym Los Diablos? Nie mówiąc o tym, że gorszy od śmiertelnika byłby chyba tylko anioł, ale i tak przez ten wątek "Ja, Diablica" może stanąć w równym szeregu z całym zatrzęsiem modnych ostatnio romansów, w których bohaterka przeżywa dramatyczny miłosny trójkąt między tym złym i tym dobrym. Obok postaci kobiecej i ziemskiego amanta mamy dwa diabły, przebiegłego Azazela i odrobinę tragicznego Beletha. Odczuwam ogromny zawód postacią tego pierwszego, bo jego wejście było spektakularne. Miałam nadzieję, że będzie naprawdę zły, podły, przemyślny, knujący… Prawdziwie diabelski, wbrew żartobliwej kanwie piekła. Niestety także w jego postać wkrada się komizm, zostaje on odarty z tajemniczości i wplątany w toporne dialogi. Uważam że został spłaszczony, a jego potencjal zmarnowany. Drugi diabeł przez większość czasu ujmuje nas niezłomną pewnością siebie czarującego kobieciarza i gdyby nie kompletnie pozbawiające godności odzywki w stylu „Wiki kochanie! Nic ci nie jest?! Powiedz coś! Skarbie, tak się martwiłem!”, to nie byłoby się do czego przyczepić. Pozostałe kreacje nie dostały zbyt wiele światła, ale Belfegor czy Kleopatra były wyraźnie postaciami z przymrużeniem oka, które zresztą powinno być głównym nurtem interpretacji, jeśli ktoś chce przeczytać tę powieść z przyjemnością. Cała ideologia piekła i nieba, wszystkie postacie i wydarzenia noszą znamiona pisania pół-żartem. Nie zazna się tam prawdziwego mroku, zła, ciemności. Diabły są uśmiechnięte i nawiązują relacje niekiedy bliższe niż ludzie, piekło to wesołe miejsce, gdzie przychodzi się poimprezować, a grzesznicy, którzy nie są gwałcicielami i mordercami mogą liczyć na wybór lokum w życiu po życiu. Niestety nie można też liczyć na zbyt konkretną fabułę, bo chociaż w pewnym momencie akcja schodzi z romansu, to ma się wrażenie, jakby za połową książki autorka zorientowała się, że zapomniała o czymś ważnym. Przez to rozwój wydarzeń jest później karkołomny, mało spójny i trochę na siłę. Zakończenie jest do przewidzenia, a na drodze do niego często uderza myśl, że przydałoby się wykorzystać tę ostateczną kartę wcześniej, zanim niosła ze sobą nieprzyjemne konsekwencje.
Podsumowując, lektura lekka, przyjemna, ale niepowalająca. Pomysł intrygujący, ale nie do końca wykorzystany.
Ostatnio mam smaki na tematykę anielską, diabelską i wszelaką tej maści, więc mimo kiczowatej okładki z ekscytacją rzuciłam się na tę pozycję w Empiku. Od tej okładki zatem zaczynając, bo okładka to rzecz ważna. Muszę podkreślić, że na całe szczęście moja pozycja ma ją jakby podwójną - nie wiem czy to standard, bo na necie widzę wersje ze zwyczajną. Chodzi o to, że na...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-09-18
Waham się w ocenie między dobre, a bardzo dobre, najchętniej dałabym połówkę pomiędzy tymi gwiazdkami. Zaznaczam, że opis książki to moje wolne tłumaczenie tyłu okładki w oryginale, a polska premiera tej części podobno zanosi się na Styczeń 2011.
Ta część wciąga bardzo łatwo, chociaż wbrew oczekiwaniom po zakończeniu poprzedniej nie zaczyna się aż taką wartką akcją. Ogólnie mam wrażenie jakby pan Carey miał taką manierę wolnego rozkręcania akcji, ale jak już wątek się zawiąże to koniec - obiad spalony, autobus uciekł, tylko ja i Castor przez następne nieważne-ile-godzin. Autor zapowiadał przełomowe informacje pojawiające się w tej części i na tym polu moim zdaniem czytelnik obchodzi się smakiem, większy obraz nadal pozostaje mglisty i tajemniczy (co dla niektórych jest zapewne elementem wielkiego smaku, dla mnie przyczyną lekkiego znużenia, bo po pięciu tomach człowiek chciałby w końcu wiedzieć co się wokół dzieje). W tej części mamy Asmodeusza biegającego na wolności z wywalonym jęzorem i bliższy kadr na wielkie imperium Jenny-Jane. Jak zwykle świat przedstawiony jest bardzo szczegółowy, fascynująco bogaty w scenerie i genialnie nakreślone postacie, a ostatecznie wszystkie elementy układanki okazują się niezbędne na swoim miejscu. Jeśli chodzi o bohaterów, moim faworytem będzie Gilbert McClennan, kolejny ze znienawidzonej rodzinki pomniejszych antagonistów, który jako pierwszy okazuje się nieco mniej ograniczony w horyzontach. Mamy standardową zagrywkę Careya, czyli drugi wątek, na polu którego dzieją się jakieś postępy, odciągający nas nieco od ponurych widoków na pozbawioną perspektyw sprawę Asmo, co tak naprawdę utrzymuje akcję w toku. Bo swoim męczącym zwyczajem, Felix na nic nie jest w stanie wpaść sam. Mam mieszane uczucia w tej kwestii, bo to już kolejna część, gdzie rozwiązania albo okazują się nieboskim fartem, albo Castor potyka się o nie niechcący, albo jakiś dobry znajomy jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Tu można odczuć ten fakt przez większą część książki, dopiero na ostatnich kartach bohaterowie zaczynają trybić i tym razem ich własny wysiłek na coś się zdaje. Kosztem obecności w kadrze Pen Bruckner, pojawia się Trudie Pax, niestety, jak większość damskich bohaterów pozytywnych w cyklu, jest nakreślona nieco słabiej od pozostałych (co do niezbyt pozytywnych, JJ przechodzi sama siebie w wyrazistości. Przy takim podejściu dziękuję wszystkim bożkom literatury, że jak dotąd nie zabrał się do wprowadzania wątku romansowego.
Ucinając rozwlekłe dywagacje, piątej części cyklu nie muszę właściwie polecać ani zachwalać. Jeśli ktoś doszedł tak daleko czytając te powieści, na pewno nie zrezygnuje z sięgnięcia po kolejną, a jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to i tak musi zacząć od pierwszej. Niemniej jeśli istnieją wątpliwości, czytać dalej warto. Może i piąta część nie zaskakuje niczym nowym, ale zapewnia taką samą dozę wrażeń, przyjemne tempo, no i genialną narrację Castora, z doskonałym wyczuciem sarkazmu, plus oferuje rozwiązanie nurtującego wątku demonicznego pasażera.
Waham się w ocenie między dobre, a bardzo dobre, najchętniej dałabym połówkę pomiędzy tymi gwiazdkami. Zaznaczam, że opis książki to moje wolne tłumaczenie tyłu okładki w oryginale, a polska premiera tej części podobno zanosi się na Styczeń 2011.
Ta część wciąga bardzo łatwo, chociaż wbrew oczekiwaniom po zakończeniu poprzedniej nie zaczyna się aż taką wartką akcją....
2010-07-07
Co do tej części mam mieszane odczucia. Z jednej strony zarys świata, relacje piekło-ziemia powoli nabierają wyraźniejszego konturu, a postać Matta od początku mi się podobała i miałam nadzieję, że będzie go więcej, niestety nawet w części, w której można rzec jest ważnym elementem, nadal jest traktowany trochę po macoszemu. Niestety kiepskie relacje braci Castor przekładają się na to, że za cenę realizmu i cudownej narracji pierwszoosobowej Matt nadal pozostaje niedookreślony, poniekąd obcy. Za to historia pierwszoplanowa jest po prostu słaba. Teoretycznie ma potencjał, ale w praktyce nie zostaje on wykorzystany, brakuje wprowadzenia jakiegoś elementu, który grałby nam na emocjach już na początku - wszystkie karty odsłaniają dopiero ostatnie strony powieści. Niemniej nie mogę odmówić książce wartkiej akcji i świetnej narracji (epitety i porównania, którymi operuje Fix są dla mnie po prostu perełkami, nawet jeśli jest ich trochę mniej niż na początku). Pozycja godna polecenia dla kogoś kto czytał poprzednie tomy, chociaż nie polecam inwkizytorskiego podejścia pod tytułem "bo jest słabsza niż poprzednie!" - potraktujcie to jako jedną wielką powieść, bo wiele wątków wciąż jest otwartych (wręcz mało który jest zamknięty).
Co do tej części mam mieszane odczucia. Z jednej strony zarys świata, relacje piekło-ziemia powoli nabierają wyraźniejszego konturu, a postać Matta od początku mi się podobała i miałam nadzieję, że będzie go więcej, niestety nawet w części, w której można rzec jest ważnym elementem, nadal jest traktowany trochę po macoszemu. Niestety kiepskie relacje braci Castor...
więcej mniej Pokaż mimo toBez przekazu, nudna, bez polotu, niepotrzebnie wypełniona niepotrzebnymi opisami seksu (z typowo męskiego punktu widzenia, mimo że główna bohaterka to kobieta), które kompletnie nic nie wnoszą, sprawia wrażenie miękkiego porno dla ludzi tamtych czasów, do czytania pod kołdrą z wypiekami na twarzy przez nieuświadomione seksualnie nastolatki lat dawno minionych.
Bez przekazu, nudna, bez polotu, niepotrzebnie wypełniona niepotrzebnymi opisami seksu (z typowo męskiego punktu widzenia, mimo że główna bohaterka to kobieta), które kompletnie nic nie wnoszą, sprawia wrażenie miękkiego porno dla ludzi tamtych czasów, do czytania pod kołdrą z wypiekami na twarzy przez nieuświadomione seksualnie nastolatki lat dawno minionych.
Pokaż mimo toKońcówka sagi zaczyna powoli narzucać się z filozoficzną stroną rozważań autorki, co przytłacza i spowalnia akcję. Nowi bohaterowie mi niezbyt przypadli do gustu, za to starych jest nieco zbyt mało, żeby można się było nacieszyć. Nic odkrywczego.
Końcówka sagi zaczyna powoli narzucać się z filozoficzną stroną rozważań autorki, co przytłacza i spowalnia akcję. Nowi bohaterowie mi niezbyt przypadli do gustu, za to starych jest nieco zbyt mało, żeby można się było nacieszyć. Nic odkrywczego.
Pokaż mimo toOptymistyczna puenta dla całej trylogii. Trochę bawią mnie te opisy na tyłach okładek, o niebezpiecznych intrygach i brudnej polityce. Przez cały czas ktoś nam wmawia, że gdzieś tam coś jest naprawdę złe i brudne i trudne, ale tak naprawdę nawet bieda i głód są ubrane w ładne ciuszki, żeby nie przerażać i nie kojarzyć się z prawdziwym życiem. Nie wiem czy ze względu na docelową publikę czy na wrodzoną powściągliwość autorka kazała nam [SPOILER] wierzyć, że Sonea jest wiatropylna. Byłam w całkiem pokaźnym szoku, kiedy od trzymania się za rączki z Akkarinem zaszła w ciążę. Największą frustrację stanowi postać Savary, która po prostu fizycznie, technicznie i jakby na to nie patrzeć NIC nie wnosi. Cały tom czekałam na to aż okaże się ukrytym asem w rękawie, wniesie jakiś zwrot akcji, choćby odświeżenie, ale okazało się, że po prostu była. Była. To wszystko co o niej można rzec. W sumie żaden zawód, nie spodziewałam się już wiele po poprzednich częściach, raczej kontynuowałam z uporu i niechęci do niedokańczania książek.
Optymistyczna puenta dla całej trylogii. Trochę bawią mnie te opisy na tyłach okładek, o niebezpiecznych intrygach i brudnej polityce. Przez cały czas ktoś nam wmawia, że gdzieś tam coś jest naprawdę złe i brudne i trudne, ale tak naprawdę nawet bieda i głód są ubrane w ładne ciuszki, żeby nie przerażać i nie kojarzyć się z prawdziwym życiem. Nie wiem czy ze względu na...
więcej mniej Pokaż mimo toDobry kryminał. Zaskoczyły mnie rozmiary trylogii, bo przywykłam do wizji kieszonkowych wydań w stylu Agathy Christie i taki kolos wydał się na pierwszy rzut oka odpychający. Mikael nie sprawił że pokochałam go od pierwszego wejrzenia i przebrnięcie przez początek zajęło mi dość długo, ale gra była warta świeczki, bo całość jest świetna. W późniejszym etapie charakterystyczna i ostra jak brzytwa Lisbeth jest doskonale równoważona przez spokojniejszego, bardziej ludzkiego Mikaela, a oboje mają coś w sobie. Szczególny podziw wzbudziła we mnie obrazowość powieści, miałam wrażenie jakbym oglądała scenerię i wydarzenia na własne oczy. Ciekawe rozwiązanie, z kolejnymi stronami wydarzenia nabierają tempa, myślę, że nie można narzekać na sztampę.
Dobry kryminał. Zaskoczyły mnie rozmiary trylogii, bo przywykłam do wizji kieszonkowych wydań w stylu Agathy Christie i taki kolos wydał się na pierwszy rzut oka odpychający. Mikael nie sprawił że pokochałam go od pierwszego wejrzenia i przebrnięcie przez początek zajęło mi dość długo, ale gra była warta świeczki, bo całość jest świetna. W późniejszym etapie...
więcej mniej Pokaż mimo toNiesamowita książka. Fascynująca, wartka, ze świetnym klimatem. Autor posługuje się słowem tak dobrze, że w opisach jego upału sama zaczynałam się pocić. Pozycja, którą polecę każdemu.
Niesamowita książka. Fascynująca, wartka, ze świetnym klimatem. Autor posługuje się słowem tak dobrze, że w opisach jego upału sama zaczynałam się pocić. Pozycja, którą polecę każdemu.
Pokaż mimo toNic specjalnego, chociaż na fali mody na wampiry spragnieni krwi czytelnicy mogą się pokusić. Da się odczuć, że książka pisana jest przez nastolatkę, niektóre rozwiązania rażą banalnością, a bohaterowie nie mają w sobie nic co kazałoby pamiętać tę pozycję dłużej niż inne albo do niej wracać.
Nic specjalnego, chociaż na fali mody na wampiry spragnieni krwi czytelnicy mogą się pokusić. Da się odczuć, że książka pisana jest przez nastolatkę, niektóre rozwiązania rażą banalnością, a bohaterowie nie mają w sobie nic co kazałoby pamiętać tę pozycję dłużej niż inne albo do niej wracać.
Pokaż mimo toNad kartami tej książki usiadłam i płakałam. Ostateczny cios zadany mojej wierze w Coelho. Romans romansem poganiany i to na dodatek tani, już bez udawania, że to co innego. Dla tych którzy to lubią pewnie świetne i poruszające, dla spodziewających się czegoś innego pożerająca czas pułapka.
Nad kartami tej książki usiadłam i płakałam. Ostateczny cios zadany mojej wierze w Coelho. Romans romansem poganiany i to na dodatek tani, już bez udawania, że to co innego. Dla tych którzy to lubią pewnie świetne i poruszające, dla spodziewających się czegoś innego pożerająca czas pułapka.
Pokaż mimo toNa tle cyklu ta trylogia wypada średnio; bohaterów można polubić, chociaż słodka i naiwna natura głównej bohaterki i szczególny rodzaj jej zdolności sporadycznie nuży, na szczęście inne postacie, jak Skif albo Kris, podnoszą poziom.
Na tle cyklu ta trylogia wypada średnio; bohaterów można polubić, chociaż słodka i naiwna natura głównej bohaterki i szczególny rodzaj jej zdolności sporadycznie nuży, na szczęście inne postacie, jak Skif albo Kris, podnoszą poziom.
Pokaż mimo to
Ilość gwiazdek zrobiła się tu ostatnio coś niewymierna, nie będę oskarżać zbyt wielu książek o bycie arcydziełem, ale ta trylogia to kawał dobrego dark fantasy w najlepszym, ponurym wydaniu. Opisy i narracja są nieco chaotyczne, można się pogubić, miejscami można się również znużyć. Postacie są zarysowane ciekawie, ale przez wszechobecną tajemniczość w książce, większość z nich nie daje się tak naprawdę poznać. Narracja oddaje brudny, bezwzględny świat i równie bezwzględnie rozprawia się z romantycznymi czy wręcz naiwnymi oczekiwaniami czytelnika, udowadniając, że nawet książka nie musi być sprawiedliwa, a pewne sekrety zabierane są do grobu... Niezwykła w swej okropności.
Ilość gwiazdek zrobiła się tu ostatnio coś niewymierna, nie będę oskarżać zbyt wielu książek o bycie arcydziełem, ale ta trylogia to kawał dobrego dark fantasy w najlepszym, ponurym wydaniu. Opisy i narracja są nieco chaotyczne, można się pogubić, miejscami można się również znużyć. Postacie są zarysowane ciekawie, ale przez wszechobecną tajemniczość w książce, większość z...
więcej Pokaż mimo to