-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-07
2018-12
"Opowieści z Ise" to jedna z tych książek, o których nie sposób nie przeczytać, jeśli w jakikolwiek sposób jest się zainteresowanym literaturą japońską albo epoką Heian. Wszystkie te wzmianki, fragmenty tłumaczeń, aluzje spotykane w późniejszej poezji, malarstwie i drzeworytach rozbudzają ciekawość. Na pewno nie byłam ani nie jestem odosobniona w żalu, że nie powstało jeszcze pełne polskie tłumaczenie.
Angielski przekład "Opowieści z Ise" odchodzi od ścisłego zachowania liczby sylab w utworach, zamiast tego koncentrując się na oddaniu gier słów oraz aluzji, które w języku japońskim pełnią istotną rolę jakoś środki poetyckie. Wydaje mi się, że lektura byłaby łatwiejsza. gdyby komentarze do poszczególnych utworów były zamieszczone bezpośrednio pod nimi. Najważniejsze jednak, że te komentarze w ogóle są, ponieważ tłumacz wyjaśnia nie tylko symbolikę, którą posługiwali się twórcy wierszy, ale również od strony filologicznej tłumaczy, na czym polega misterna konstrukcja tej poezji oraz co odbiorcy cenili w niej najbardziej - na przykład wspomniane już gry słów, które w kręgu zachodnim traktowane są ze znacznie mniejszą przychylnością.
Czekałam na "Opowieści z Ise" mniej więcej 3 lata i była to jedna z tych książek, które nieodmiennie budziły moją wielką ciekawość. Tymczasem okazało się, że lektura była trudna i wymagająca, przede wszystkim dlatego, że jako czytelnik europejski mam zupełnie inne oczekiwania i doświadczenia związane z poezją.
Nie pomaga tu nawet porównanie do haiku: w "Opowieściach z Ise" nawet jeśli podmiot liryczny zauważa piękna otaczającej go przyrody, to zawsze będzie to tylko aluzja do całego gmachu ukrytych znaczeń, podtekstów i niewyrażonych wprost myśli, dostępnych oczywiście tylko dla czytelnika doskonale znającego realia tamtej kultury oraz niuanse języka. Czy da się to przekazać w tłumaczeniu albo czy da się to przekazać czytelnikowi o zupełnie innych doświadczeniach. Peter MacMillan podjął się tej próby i nawet jeśli nie uczyni z czytelnika Japończyka epoki Heian, to przynajmniej w mistrzowski sposób pokaże, co dla pierwotnego odbiorcy tej poezji stanowiło o jej pięknie. Nie każdy tłumacz może liczyć na podobny sukces.
"Opowieści z Ise" to jedna z tych książek, o których nie sposób nie przeczytać, jeśli w jakikolwiek sposób jest się zainteresowanym literaturą japońską albo epoką Heian. Wszystkie te wzmianki, fragmenty tłumaczeń, aluzje spotykane w późniejszej poezji, malarstwie i drzeworytach rozbudzają ciekawość. Na pewno nie byłam ani nie jestem odosobniona w żalu, że nie powstało...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10
Klasycznej poezji japońskiej jest jak na lekarstwo, a poezji dobrze przełożonej jest prawdopodobnie jeszcze mniej. "Godzina dzikiej kaczki" poniekąd wpisuje się w ten schemat, ponieważ śliczne wydanie jest edycją bibliofilską, opublikowaną w bardzo mocno limitowanym nakładzie i, co ciekawe, w całkiem przyzwoitym tłumaczeniu. Co prawda dokonując wyboru między "pięknie" a "wiernie" tłumacz zdecydował się zdecydowanie na to pierwsze, ale w przedmowie wyjaśnia, dlaczego.
W tomiku znajdziemy oczywiście fragmenty z Antologii Dziesięciu Tysięcy Liści, oczywiście fragmenty Po jednym wierszu od stu poetów zebrane w Ogura, i oczywiście sporą porcję haiku. Ale są tu również przekłady z Kokinshu i innych antologii cesarskich, są tu fragmenty poezji chińskiej i poezji - czy raczej pieśni - ludowych (i kto wie, czy nie najpiękniejsze z całego tomiku), są także tłumaczenia współczesnych poetów.
Jak na książeczkę liczącą sobie bez wstępu 52 strony - wielka przyjemność.
Klasycznej poezji japońskiej jest jak na lekarstwo, a poezji dobrze przełożonej jest prawdopodobnie jeszcze mniej. "Godzina dzikiej kaczki" poniekąd wpisuje się w ten schemat, ponieważ śliczne wydanie jest edycją bibliofilską, opublikowaną w bardzo mocno limitowanym nakładzie i, co ciekawe, w całkiem przyzwoitym tłumaczeniu. Co prawda dokonując wyboru między "pięknie"...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03
Ta przeurocza niewielka książeczka zawiera około setki haiku. Od innych zbiorów odróżnia je naprawdę szeroki wybór "nazwisk": od klasycznych poetów (Basho, Buson, Issa), ale również poetów bardziej nam współczesnych (Shiki Masaoka, Kyoshi Takahama), poetek haiku czy prawie dziś zapominanych uczniów dawnych mistrzów.
Uroku temu maleństwu dodaje wspaniały wybór ilustracji: tomik zawiera 38 reprodukcji drzeworytów i malarstwa sumi-e, oczywiście związanych z porami roku.
Edytorskie cacuszko i wielka czytelnicza przyjemność!
Ta przeurocza niewielka książeczka zawiera około setki haiku. Od innych zbiorów odróżnia je naprawdę szeroki wybór "nazwisk": od klasycznych poetów (Basho, Buson, Issa), ale również poetów bardziej nam współczesnych (Shiki Masaoka, Kyoshi Takahama), poetek haiku czy prawie dziś zapominanych uczniów dawnych mistrzów.
Uroku temu maleństwu dodaje wspaniały wybór ilustracji:...
2017-06
Tomik składa się z kilku dzienników podróżnych Basho. Są to "The Records of a Weather-exposed Skeleton" (Nozarashi Kikō) wraz z "A Visit to the Kasima Shrine" (Kashima Kikō), "The Records of a Travel-worn Satchel" (Oi no Kobumi znany też jako Utatsu Kikō) wraz z "A Visit to Sarashina Village" (Sarashina Kikō) oraz najdłuższy i uznawany za najlepszy z nich, "The Narrow Road to the Deep North" (Oku no Hosomichi).
Czytelnik dociekliwy lub mocno zainteresowany tematem zauważy zapewne, że dwa z wymienionych tu utworów zostały już (mistrzowsko!) przełożone na polski i wydane w tomiku "Z podróżnej sakwy": są to Oi no Kobumi i Sarashina Kikō.
Kto ma w pamięci doskonały przekład Agnieszki Żuławskiej-Umedy może się poczuć zniechęcony angielskim tłumaczeniem.
Mnie osobiście bardzo przeszkadza tłumaczenie haiku zaproponowane w tym zbiorze. Nawet uwzględniając argumenty tłumacza podane we wstępie (takie jak rytm i prozodia angielszczyzny oraz chęć operowana długością wiersza odpowiadającą długością naturalnej wypowiedzi), nadal uważam, że w zaproponowanych przekładach ginie gdzieś aluzyjność, a na domiar złego nie da się zauważyć ironicznego poczucia humoru, jakie przecież cechowało ten nurt poezji, reprezentowanej zwłaszcza w poetyce Basho. Czytanie 13-sylabowej poezji przełożonej bez zachowania liczby sylab to trochę jak czytanie antycznej poezji, której tłumacz zlekceważył rytm, bo wygodniej mu było całość zrymować.
Tym, którzy mają dostęp i do angielskiego przekładu, i do polskiej wersji, polecam "lekturę równoległą". Pomijając już styl i język, w przekładzie angielskim ginie bezpowrotnie wiele przysłów, aluzji literackich i nawiązań do klasycznych utworów. Te Agnieszka Żuławska-Umeda wyraźnie zaznacza, natomiast edycja Penguin pomija je całkowicie, bez choćby jednego przypisu.
Największe różnice dotyczą jednak osoby, która "mówi" w konkretnym szkicu. Prawdopodobnie Basho wzorem klasycznych japońskich pamiętnikarzy nie używał (lub używał wymiennie) zaimka "ja" zamieniając go bardziej eleganckim "on". Kłopot (nie tylko dla tłumacza) w tym, że czasem całkowicie zmienia to sens zdania: trudno powiedzieć, kto z wysiłkiem wspinał się po wzniesieniu, przewodnik czy poeta? Komu brakowało doświadczenia w wędrówkach, "wypożyczonemu" słudze czy samym podróżnikom?
Co zostaje z samego Basho? Chwilami raczej nużące zapiski o przebytych odległościach i odwiedzonych miejscach. Chwilami przepiękne fragmenty o widokach lub głębokim wzruszeniu, jakie ogarnia go na widok dowodów na przemijalność świata. Kilka anegdot o uczniach, mecenasach i przyjaciołach. Poezja, której uroku bardziej można się domyślać niż rzeczywiście go doświadczyć.
Na Amazonie książeczka kosztuje grosze, więc kto chce, niech kupuje i czyta. Ale kto może, niech szuka lepszego tłumaczenia.
Tomik składa się z kilku dzienników podróżnych Basho. Są to "The Records of a Weather-exposed Skeleton" (Nozarashi Kikō) wraz z "A Visit to the Kasima Shrine" (Kashima Kikō), "The Records of a Travel-worn Satchel" (Oi no Kobumi znany też jako Utatsu Kikō) wraz z "A Visit to Sarashina Village" (Sarashina Kikō) oraz najdłuższy i uznawany za najlepszy z nich, "The Narrow Road...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07
Krynicki jest jednym z moich ukochanych poetów i prawdopodobnie nie mam nawet po co próbować silić się na obiektywizm. Odpowiada mi specyficzny chłód jego poezji, wycofanie, jej szlachetna prostota i subtelnie wyrażona krytyka.
Z drugiej strony - wychowałam się na haiku w niedoścignionych przekładach Agnieszki Żuławskiej-Umedy i każde odstępstwo od wieloznaczności i głębi jej przekładów traktuję niemal jak świętokradztwo.
I co tu napisać?
Tomik zawiera kilka wierszy znanych z wcześniejszych zbiorków, które atmosferą i lapidarną formą nawiązują do japońskich tradycji poetyckich. Uzupełniają je nowsze kompozycje, a całość zamyka garść przekładów Issy, Basho, Busona i Shikiego, tłumaczonych głównie z języków europejskich.
Tłumaczenie tłumaczenia jest zabiegiem ryzykownym i, śmiem twierdzić, rzadko kiedy przynoszącym sukces - w tym wypadku estetyczny. Nie jestem może zachwycona, ale bez dwóch zdań haiku Krynickiego są o całe niebo lepsze, niż koszmarne masakry Miłosza.
Jako miłośniczka haiku po lekturze tego tomiku poczułam niedosyt. Jako miłośniczka poezji Krynickiego - głęboką satysfakcję. Od oceny się powstrzymam.
Krynicki jest jednym z moich ukochanych poetów i prawdopodobnie nie mam nawet po co próbować silić się na obiektywizm. Odpowiada mi specyficzny chłód jego poezji, wycofanie, jej szlachetna prostota i subtelnie wyrażona krytyka.
Z drugiej strony - wychowałam się na haiku w niedoścignionych przekładach Agnieszki Żuławskiej-Umedy i każde odstępstwo od wieloznaczności i głębi...
Za masakrę, jakiej nasz noblista z Bożej łaski dokonał na subtelnych i łagodnych haiku oraz na ich ironicznych, wulgarnych haikai. Przekład z angielskiego przekładu nie wiem, co miał udowadniać - że poeta zna język obcy? Nie ma w nich ani artyzmu, ani wyczucia, ani zachowanej myśli, ani krzty zrozumienia. Pan Miłosz powinien był tłumaczyć napisy w wychodkach, w sam raz efekt by był podobny, a niesmak mniejszy.
Za masakrę, jakiej nasz noblista z Bożej łaski dokonał na subtelnych i łagodnych haiku oraz na ich ironicznych, wulgarnych haikai. Przekład z angielskiego przekładu nie wiem, co miał udowadniać - że poeta zna język obcy? Nie ma w nich ani artyzmu, ani wyczucia, ani zachowanej myśli, ani krzty zrozumienia. Pan Miłosz powinien był tłumaczyć napisy w wychodkach, w sam raz...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-01
Niewątpliwie poprzez dobór tekstów z arcydzieł klasycznej literatury japońskiej autor chciał pokazać możliwie jak najszerszy jej obraz - i rzeczywiście jeśli nawet nie udało się tego dokonać w pełni, to jako wprowadzenie i wstęp ta książeczka jest nieoceniona - ale aż żal bierze, że to tak mało, że przekłady literatury z okresu klasycznego są tak rzadko w Polsce spotykane. Szczególnie godne uwagi wydają mi się przekłady poezji, których subtelne piękno, oszczędność i melancholię, tłumaczenie oddaje z dużym wyczuciem (dla porównania wystarczy zerknąć na fragmenty "Zbioru z Ogura" w przekładzie Kotańskiego i Kanerta).
Niewątpliwie poprzez dobór tekstów z arcydzieł klasycznej literatury japońskiej autor chciał pokazać możliwie jak najszerszy jej obraz - i rzeczywiście jeśli nawet nie udało się tego dokonać w pełni, to jako wprowadzenie i wstęp ta książeczka jest nieoceniona - ale aż żal bierze, że to tak mało, że przekłady literatury z okresu klasycznego są tak rzadko w Polsce spotykane....
więcej mniej Pokaż mimo to2008-07-01
Zbiór poezji, który z całą pewnością znany jest każdemu miłośnikowi kultury japońskiej, to znaczy „Po jednym wierszu od stu poetów” znany też jako „Zbiór z Ogura”, skompilowany przez Fujiwara no Teika. Każdy, kto zetknął się z japońską poezją tanka wie, czego się spodziewać – prywatnie bardziej przemawia do mnie antologia dawnej poezji japońskiej wydana bez mała dwadzieścia lat temu, ale i „Ogura hyakunin isshu” nie można nic zarzucić, zwłaszcza że tłumaczka, Anna Zalewska, poradziła sobie z wyzwaniem stawianym przez zbiór z absolutną maestrią.
Zbiór poezji, który z całą pewnością znany jest każdemu miłośnikowi kultury japońskiej, to znaczy „Po jednym wierszu od stu poetów” znany też jako „Zbiór z Ogura”, skompilowany przez Fujiwara no Teika. Każdy, kto zetknął się z japońską poezją tanka wie, czego się spodziewać – prywatnie bardziej przemawia do mnie antologia dawnej poezji japońskiej wydana bez mała dwadzieścia...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-11-01
Drugie, poprawione i rozszerzone, wydanie haiku w przekładach Żuławskiej-Umedy. Myślę, że moje uwielbienie dla wydania pierwszego wynika po prostu z przyzwyczajenia, ale „dwójka” w niczym mu nie ustępuje, więc obecnie zamiast dzielnie tłumaczyć tekst na łacinkę kontempluję treść tego tomiku.
Drugie, poprawione i rozszerzone, wydanie haiku w przekładach Żuławskiej-Umedy. Myślę, że moje uwielbienie dla wydania pierwszego wynika po prostu z przyzwyczajenia, ale „dwójka” w niczym mu nie ustępuje, więc obecnie zamiast dzielnie tłumaczyć tekst na łacinkę kontempluję treść tego tomiku.
Pokaż mimo toPodobne do "Samurajskich wersetów", ale mocniej widoczny przerost formy nad treścią: dokładnie 13 cytatów z "Antologii dziesięciu tysięcy liści" plus piękne ilustracje, ale za mało, żeby na dłużej przykuć uwagę. Śliczny drobiazg, nic ponadto.
Podobne do "Samurajskich wersetów", ale mocniej widoczny przerost formy nad treścią: dokładnie 13 cytatów z "Antologii dziesięciu tysięcy liści" plus piękne ilustracje, ale za mało, żeby na dłużej przykuć uwagę. Śliczny drobiazg, nic ponadto.
Pokaż mimo toPoezja Basho, jak wiadomo, obroni się sama, ale wolałabym, żeby tłumaczenia dokonał ktoś inny.
Poezja Basho, jak wiadomo, obroni się sama, ale wolałabym, żeby tłumaczenia dokonał ktoś inny.
Pokaż mimo toPodejrzewam, że moja krytyka może dotyczyć raczej przekładu niż samej poezji, ale Sienkiewicz w porównaniu do Żuławskiej-Umedy wypada raczej blado. Mimo to, warto poświęcić chwilę na odszukanie i lekturę tego tomiku: subtelne, liryczne piękno haiku broni się niezależnie od słabszego tłumaczenia.
Podejrzewam, że moja krytyka może dotyczyć raczej przekładu niż samej poezji, ale Sienkiewicz w porównaniu do Żuławskiej-Umedy wypada raczej blado. Mimo to, warto poświęcić chwilę na odszukanie i lekturę tego tomiku: subtelne, liryczne piękno haiku broni się niezależnie od słabszego tłumaczenia.
Pokaż mimo toTak, różni się od wydania drugiego, przede wszystkim przyjemnością, jaką sprawia obcowanie z tym ślicznie wydanym tomikiem. Z oczywistych względów uważam, że pierwotne wersje tłumaczeń są lepsze i bardziej mi się podobają, ale nawet jeśli ktoś ma inne wrażenia i inaczej je odbiera, za samo wydanie książka jest warta posiadania.
Tak, różni się od wydania drugiego, przede wszystkim przyjemnością, jaką sprawia obcowanie z tym ślicznie wydanym tomikiem. Z oczywistych względów uważam, że pierwotne wersje tłumaczeń są lepsze i bardziej mi się podobają, ale nawet jeśli ktoś ma inne wrażenia i inaczej je odbiera, za samo wydanie książka jest warta posiadania.
Pokaż mimo toNajwiększą zaletą tego zbioru jest dla mnie to, że utwory wielu autorów nie były wcześniej publikowane w Polsce. Czytałam go niemal równocześnie z trzecim tomem Antologii estetyki japońskiej ("Estetyka życia i piękno umierania"), stanowił zatem ciekawe dopełnienie lektury, ukazując, jak różnie odbierana i przeżywana jest śmierć, jakie wrażenia wywołuje przemijanie w kulturze innej religii i innej wrażliwości niż europejska.
Największą zaletą tego zbioru jest dla mnie to, że utwory wielu autorów nie były wcześniej publikowane w Polsce. Czytałam go niemal równocześnie z trzecim tomem Antologii estetyki japońskiej ("Estetyka życia i piękno umierania"), stanowił zatem ciekawe dopełnienie lektury, ukazując, jak różnie odbierana i przeżywana jest śmierć, jakie wrażenia wywołuje przemijanie w...
więcej mniej Pokaż mimo toDoskonała dla tych, którzy nie mają cierpliwości do czytania, czym jest zen (albo raczej: czym nie jest zen), a sama idea kojarzy im się z czymś w najwyższym stopniu zniechęcającym i abstrakcyjnym: w antologii paradoksalnie znajduje się sporo humorystycznych, dowcipnych tekstów sąsiadujących z refleksyjną, subtelną poezją pełną szlachetnej prostoty.
Doskonała dla tych, którzy nie mają cierpliwości do czytania, czym jest zen (albo raczej: czym nie jest zen), a sama idea kojarzy im się z czymś w najwyższym stopniu zniechęcającym i abstrakcyjnym: w antologii paradoksalnie znajduje się sporo humorystycznych, dowcipnych tekstów sąsiadujących z refleksyjną, subtelną poezją pełną szlachetnej prostoty.
Pokaż mimo toDla każdego, kto przyzwyczaił się do subtelnej, pełnej wyrafinowania i zasugerowanych jedynie emocji, z jakich słynie poezja japońska, zetknięcie ze spuścizną Ikkyu może być niemałym zaskoczeniem. Wiersze w "Pieśni szalonej chmury" bywają rubaszne, wulgarne, otwarcie afirmują przyjemności życia i seksu - próżno szukać tu wyciszenia, refleksji i intelektualnego wyrafinowania poezji zen. Być może ten witalizm nie raziłby tak bardzo, gdyby nie średnio udany przekład...
Dla każdego, kto przyzwyczaił się do subtelnej, pełnej wyrafinowania i zasugerowanych jedynie emocji, z jakich słynie poezja japońska, zetknięcie ze spuścizną Ikkyu może być niemałym zaskoczeniem. Wiersze w "Pieśni szalonej chmury" bywają rubaszne, wulgarne, otwarcie afirmują przyjemności życia i seksu - próżno szukać tu wyciszenia, refleksji i intelektualnego wyrafinowania...
więcej mniej Pokaż mimo toPoza Antologią dziesięciu tysięcy liści i dublującymi go Wersetami samurajów oraz 13 pieśniami o sake, jedyny taki wybór dawnej poezji japońskiej. Nie każdemu przypadnie do gustu, bowiem próżno tu szukać językowego przepychu, kunsztownych metafor, elips i przerzutni - poezja japońska jest prosta, naturalna, uderza swoim surowym pięknem i tym, jak za pomocą kilku słów zestawionych z krajobrazem oddaje cała gamę uczuć, od radości kochanka do smutku opuszczonej kobiety.
Poza Antologią dziesięciu tysięcy liści i dublującymi go Wersetami samurajów oraz 13 pieśniami o sake, jedyny taki wybór dawnej poezji japońskiej. Nie każdemu przypadnie do gustu, bowiem próżno tu szukać językowego przepychu, kunsztownych metafor, elips i przerzutni - poezja japońska jest prosta, naturalna, uderza swoim surowym pięknem i tym, jak za pomocą kilku słów...
więcej mniej Pokaż mimo toPrawdę mówiąc nie ma się czym zachwycać. Kilka cytatów z Antologii dziesięciu tysięcy liści, do tego garść pięknych ilustracji i zachwycające wydanie, które jednak nie nadrobi braków w ilości lektury. Miły drobiazg, nic ponadto.
Prawdę mówiąc nie ma się czym zachwycać. Kilka cytatów z Antologii dziesięciu tysięcy liści, do tego garść pięknych ilustracji i zachwycające wydanie, które jednak nie nadrobi braków w ilości lektury. Miły drobiazg, nic ponadto.
Pokaż mimo toJeden z moich absolutnie ukochanych tomików poezji - ponieważ nic bardziej niż poezja nie oddaje uroku, subtelności i wyrafinowania atmosfery epoki Heian.
Jeden z moich absolutnie ukochanych tomików poezji - ponieważ nic bardziej niż poezja nie oddaje uroku, subtelności i wyrafinowania atmosfery epoki Heian.
Pokaż mimo to
Że haiku jest subtelne, melancholijne i delikatne, jak w pięknych przekładach Agnieszki Żuławskiej-Umedy? Jest. Ale potrafi być również obsceniczne, wulgarne i dosadnie pieprzne, a ta doskonała antologia Penguin Classic pokazuje to chyba najpełniej ze wszystkich znanych mi książek o tej popularnej formie literackiej. Mało tego, lektura skutecznie przekonuje, że haiku sprowadzone do roli poetyckiej miniaturki o przemijaniu pór roku to haiku nudne, wykastrowane, pozbawione zasadniczego uroku, wyrywane z kontekstu.
Tradycyjnie chyba jeśli chodzi o książki Penguina wisienką na torcie jest wstęp. Adam L. Kern napisał kapitalne wprowadzenie w kulturę pisania haiku i w historię rozwoju tej formy. Co więcej, zwraca też uwagę na organiczne połączenie 17-sylabowej formy z językiem japońskim i na to, co na pewno umknie w tłumaczeniu. Warto mieć to z tyłu głowy, zanim zagłębimy się w lekturę dziesiątek złośliwych, humorystycznych, satyrycznych wierszyków - które swobodnie sąsiadują z arcydziełami subtelności i liryzmu.
Jedyne, czego się mogę czepić, to układ typograficzny. Książka oczywiście jest wydrukowana drobnym maczkiem, a przypisy zajmują tyle objętości, co sam przekładany tekst. Na ogół taka dysproporcja zniechęca mnie potwornie, ale w tym jednym wypadku jestem gotowa stwierdzić, że przypisy są fajniejsze niż poezja. Adam L. Kern w komentarzach do haiku pokazuje to, czego nie da się przetłumaczyć - na przykład układ samogłosek w wierszyku o marcujących kotach i podsłuchującej je parze kochanków, układ, który naśladuje potępieńcze miauczenie kocich amantów. Oprócz takich translatorskich imponderabiliów dostajemy też solidną porcję szczegółów kreślących kontekst, na przykład - co latarnia w zaśnieżonym ogrodzie ma wspólnego z początkiem miłości?
Warto sięgnąć po tę książkę nawet dla samego wstępu i przypisów.
Że haiku jest subtelne, melancholijne i delikatne, jak w pięknych przekładach Agnieszki Żuławskiej-Umedy? Jest. Ale potrafi być również obsceniczne, wulgarne i dosadnie pieprzne, a ta doskonała antologia Penguin Classic pokazuje to chyba najpełniej ze wszystkich znanych mi książek o tej popularnej formie literackiej. Mało tego, lektura skutecznie przekonuje, że haiku...
więcej Pokaż mimo to