-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-17
2023-02-22
2019-09-12
2018-01-17
2017-02-18
2016-11-08
2016-04-24
2016-01-22
2015-11-15
2015-09-01
2015-08-03
2015-06-28
2014-12-14
2015-02-17
Na pewno wiele osób chciałoby oszukać śmierć. Zatrzymać się na etapie dwudziestu pięciu lat, mieć wiecznie gładką cerę, zawsze piękne dłonie i szyję bez śladu zmarszczek. A co, gdyby stało się to możliwe? Co gdyby wymyślono lekarstwo na śmierć, na starzenie się? W 2019 roku dochodzi to do skutku. Lekarstwo zatrzymuje każdego w wieku, w którym je przyjął. Należy jednak pamiętać o tym, że nadal można umrzeć na raka, zginąć w wypadku, bądź zwyczajnie z choroby. To oczywiste, że każdy widzi zalety wiecznego życia, ale co z wadami?
Książka ta podzielona jest na cztery części, w której każda dzieje się w innym okresie życia głównego bohatera. John Farrel, przyjął lekarstwo w wieku dwudziestu dziewięciu lat. W każdej z nich obserwujemy, jak zmienia się jego światopogląd oraz podejście do lekarstwa, ale też nie tylko jego. Widzimy, jak świat się zmienia, jacy stają się ludzie, a co gorsza, rząd. Ataki terrorystyczne, podejście władzy do tematu nieśmiertelności, które nie różni się za wiele od tego, co wyprawiają zamachowcy, to wszystko jest na porządku dziennym.
Powieść nazwałabym bardzo dobrą, powiedziałabym wręcz, że świetną, gdyby nie pewien szczegół, o którym wspomnę za moment. Tematyka nieśmiertelności jest poruszana bardzo często w powieściach science-fiction, ale szczerze? Nie znalazłam jeszcze autora, który opisałby przy tym wszystkie problemy, które mogłyby wyniknąć z faktu, że ludzie na zawsze pozostają młodzi. Zwróćmy uwagę na to, że w pewnym momencie dojdzie do przeludnienia planety. Co z małżeństwami? Kiedy ludzkość stałaby się nieśmiertelna, czy naprawdę ktoś chciałby wypowiedzieć słowa "i nie opuszczę cię aż do śmierci"? Żywność i woda? Przecież te zasoby nie są wieczne. Gdy na świecie żyje tyle ludzi, w końcu może zacząć ich brakować.
Technicznie nie mam autorowi nic do zarzucenia. Pisze w prosty, bardzo przystępny sposób, a jego książkę czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Magary sprawnie posługuje się naukowym językiem, nie zanudzając przy tym czytelnika i nie wchodzi w szczegóły na tyle, by ktoś nieobeznany z tematem poczuł się skołowany, bądź zniechęcony. Dodatkowo pojawia się mnóstwo artykułów z internetu, gazet, wywiadów, co tylko sprawia, że możemy poczuć się tak, jakbyśmy rzeczywiście żyli w świecie, gdzie wymyślono ów lekarstwo. Niestety nie wszystko jest takie kolorowe. Bardzo żałuję, że mam coś do zarzucenia tej książce, gdyż autor urzekł mnie swoim podejściem do tematu. Ostatnia część miała sobie potencjał. Taki wielki potencjał, że czekałam na nią z zapartym tchem. Niestety, Magary mnie rozczarował, gdyż była po prostu nudna i naciągana. Samą końcówkę czytałam już tak, że omijałam co drugie zdanie, bo naprawdę nic ona nie wnosiło do lektury i nie musiałam się aż tak nad nią skupiać. Była zdecydowanie zbyt przegadana. Nie będę wchodzić w szczegóły, przeczytajcie i sami się przekonajcie, dlaczego tak bardzo mnie rozzłościła czwarta część.
Na końcu chciałam zaznaczyć jedną rzecz. Mimo iż jest to lektura science-fiction, to po przeczytaniu jej mam pełno pytań w głowie. Tak jak już wspomniałam wcześniej, autor poruszył takie tematy, nad którymi się nie zastanawiałam. W końcu wielu ludzi marzy o wiecznym życiu (ja jednak nie należę do tego typu osób), więc myślę, że warto by przemyśleć pewne kwestie. Czy wydarzenia przedstawione przez Drew Magary'ego mogą mieć miejsce? Mam nadzieję, że nie, jednak nauka pędzi do przodu i nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
Na pewno wiele osób chciałoby oszukać śmierć. Zatrzymać się na etapie dwudziestu pięciu lat, mieć wiecznie gładką cerę, zawsze piękne dłonie i szyję bez śladu zmarszczek. A co, gdyby stało się to możliwe? Co gdyby wymyślono lekarstwo na śmierć, na starzenie się? W 2019 roku dochodzi to do skutku. Lekarstwo zatrzymuje każdego w wieku, w którym je przyjął. Należy jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co by było, gdybyście utknęli na bezludnej wyspie? Myślicie, że dalibyście sobie radę? Ja zapewne nie, znając moją zdolność do wpadania w panikę i czarną rozpacz. A co, jeśli to nie byłaby wyspa na morzu barwy lazuru, pełna przyjemnego zapachu i smacznych owoców, tylko obca planeta? Sami pośrodku niczego, sami z nadzieją na ratunek, który może nigdy nie nadejść. Mnie na samą myśl przechodzą dreszcze. Coś takiego jednak przydarzyło się głównemu bohaterowi książki Andy'ego Weira pt. Marsjanin.
Burza piaskowa zmusza załogę marsjańskiej ekspedycji do opuszczenia planety w pośpiechu. Wylatują wszyscy, prócz Marka Watneya. Mężczyzna został ciężko ranny, nic więc dziwnego, że załoga pomyślała, że ten nie żyje. Kiedy odzyskuje przytomność, czeka go nie lada niespodzianka. Został całkiem sam, bez nadziei na ratunek, któż ma bowiem wiedzieć, że jednak żyje? Rozpoczyna się heroiczna walka o przetrwanie...
To, czy książka nam się podoba, czy nie w dużej mierze zależy od naszych oczekiwań. Po książce sci-fi można spodziewać się wiele, ale chyba nie często tego, że można się przy niej pośmiać! To właśnie ujęło mnie najbardziej - pomimo sytuacji w której znalazł się mężczyzna, nie tracił swojego poczucia humoru, lekko sarkastycznego, ironicznego, ale jednak ciepłego. Nie stracił pogody ducha, nie załamał się, ale walczył o każdą minutę życia. Ponadto nie użalał się nad sobą (jak to zapewne ja bym robiła), tylko działał! Nie ma tutaj wewnętrznych rozterek bohatera. To jest właśnie fajne, bo mamy w literaturze wystarczającą ilość marudzących bohaterów.
Historię poznajemy z dziennika głównego bohatera, w którym opisuje swoje codzienne życie na obcej planecie. W pewnych momentach przeskakujemy do siedziby NASA oraz do pojazdu kosmicznego członków ekspedycji, w której brał też udział Mark. Co do stylu powieści, przyznam się szczerze, że były momenty, w których moja chęć na dalsze czytanie zwalniała, by po kilku kolejnych stronach autor sprawił, że mój apetyt rósł. Było wiele naukowych zwrotów, wiele tłumaczenia zjawisk fizycznych, jednak nie zrażajcie się do tego, gdyż nie utrudnia to w żaden sposób czytania. Fakt jest jednak taki, że to jedna z nielicznych książek, która nie działała na moją wyobraźnię, co niestety jest dla mnie sporym minusem.
Niestety, nie wiem, co mogłabym więcej napisać na temat tej powieści. Myślę, że jest to książka, którą należy poznać, aby wyrobić sobie o niej własne zdanie. A przyznaję z ręką na sercu, że jest tego warta. Nie chcę też zdradzać za wiele z fabuły. Wystarczy Wam to, że Mark jest urodzonym wojownikiem.
http://biblioteka-ell.blogspot.com/2014/12/marsjanin-andy-weir.html
Co by było, gdybyście utknęli na bezludnej wyspie? Myślicie, że dalibyście sobie radę? Ja zapewne nie, znając moją zdolność do wpadania w panikę i czarną rozpacz. A co, jeśli to nie byłaby wyspa na morzu barwy lazuru, pełna przyjemnego zapachu i smacznych owoców, tylko obca planeta? Sami pośrodku niczego, sami z nadzieją na ratunek, który może nigdy nie nadejść. Mnie na...
więcej Pokaż mimo to