-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
„Pani Dobrego Znaku” to już piąta i szósta część Księgi Całości. Trochę bardziej militarna, Kres popisuje się w niej przeogromną wiedzą z zakresu taktyki wojskowej, uzbrojenia, żołnierskiego sznytu. Nadal nie zapomina jednak o pełnokrwistych postaciach i pełnej zaskoczeń fabule. O warsztacie literackim wspomnę tylko krótko: Feliks Kres wielkim pisarzem jest. Basta!
„Pani Dobrego Znaku” to już piąta i szósta część Księgi Całości. Trochę bardziej militarna, Kres popisuje się w niej przeogromną wiedzą z zakresu taktyki wojskowej, uzbrojenia, żołnierskiego sznytu. Nadal nie zapomina jednak o pełnokrwistych postaciach i pełnej zaskoczeń fabule. O warsztacie literackim wspomnę tylko krótko: Feliks Kres wielkim pisarzem jest. Basta!
Pokaż mimo to2021-10
Po raz kolejny, zachwycam się nią i dorzucam swoje wersy do pieśni pochwalnej na cześć Feliksa Kresa i jego dzieła. Jak dobrze, że ta seria nie zniknęła w pomroce dziejów. Jak dobrze, że autor postanowił ją dokończyć, a Fabryka Słów wydać. Jak dobrze, że trafiłem do Grombelardu, gdzie legendy nie tylko krążą z ust do ust, ale spotkać je można na górskim szlaku. Choć jak udowadnia autor, w Księdze Całości nawet bycie legendą nie gwarantuje długiego i beztroskiego życia. Wręcz przeciwnie.
Po raz kolejny, zachwycam się nią i dorzucam swoje wersy do pieśni pochwalnej na cześć Feliksa Kresa i jego dzieła. Jak dobrze, że ta seria nie zniknęła w pomroce dziejów. Jak dobrze, że autor postanowił ją dokończyć, a Fabryka Słów wydać. Jak dobrze, że trafiłem do Grombelardu, gdzie legendy nie tylko krążą z ust do ust, ale spotkać je można na górskim szlaku. Choć jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10
Lubię legendy. Jest w nich często element prawdy, baza, na której się opierają. Jest trochę ludowej mądrości i spora dawka zwykłego, dziadowskiego pierdzielenia, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, z ust do ust. Jest też coś nieuchwytnego, bo nigdy do końca nie wiadomo, w jakiej proporcji wymieszano te składniki i gdzie kończy się prawda, a zaczyna bajanie.
⠀
Zresztą, czasem legendy są jedynym, co godne uwagi. Wszak bez legend, Grombelard to tylko deszcz i wiatr. Wierz mi, przesiedziałem w tamtejszych górach kilka ostatnich tygodni.
⠀
Przepadłem, zakochałem się, nie ma mnie. „Grombelardzka legenda. Serce gór” to trzecia część cyklu tak rozbudowanego, tak odważnego i bezkompromisowego, że tylko wytrawny rzemieślnik może się go podjąć. Feliks Kres takim rzemieślnikiem jest i chwała mu za to.
Lubię legendy. Jest w nich często element prawdy, baza, na której się opierają. Jest trochę ludowej mądrości i spora dawka zwykłego, dziadowskiego pierdzielenia, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, z ust do ust. Jest też coś nieuchwytnego, bo nigdy do końca nie wiadomo, w jakiej proporcji wymieszano te składniki i gdzie kończy się prawda, a zaczyna bajanie.
⠀
Zresztą,...
2020-08-06
2020-05-19
Znacie to uczucie, kiedy cały świat poleca Wam jakąś książkę, a Wy w końcu sięgacie po nią, ale pełni obaw, że nie będzie tak dobra jak mówili? Pewnie, że znacie.
Król horroru napisał powieść bez grozy. Gdy zapytasz jego miłośników „co przeczytać?”, w odpowiedzi usłyszysz „Dallas!”, śpiewane chórem na wiele głosów. Coś musi być na rzeczy, więc sprawdzasz, a chwilę po przewróceniu ostatniej strony dołączasz do tego chóru, by głosić dobrą nowinę: ludzie, bierzcie i czytajcie z tego wszyscy!
Jake Epping od swojego śmiertelnie chorego znajomego przyjmuje prośbę i jednocześnie zadanie. Ma przejść przez „króliczą norę”, bąbel w czasoprzestrzeni, wiodący do 1958 roku. Tam przeżyć pięć lat, by w odpowiednim momencie zniweczyć zamach na prezydenta Johna Kennedy’ego. To dzieło, zdaniem umierającego Ala, odmieni bieg historii i uratuje wiele ludzkich istnień.
Brak mi słów zachwytu nad tym, jaką pracę domową odrobił w tej książce Stephen King. Jake wchodzi w króliczą norę… i pyk. Jesteś w Ameryce lat pięćdziesiątych, wdychasz zapach niepryskanych owoców, czujesz smak prawdziwego piwa, przechadzasz się ulicami pełnymi aut, które dzisiaj kosztowałyby majątek, a które zatankowane są śmiesznie tanią benzyną. Amerykanie stoją w kolejkach dla białych i dla czarnych, a na potańcówkach tańczą lindy hopa. Amerykanie boją się zimnej wojny i rewolucji na Kubie, a jednocześnie jakoś bardziej sobie ufają, bo nikt jeszcze nie wymyślił cyberprzestępczości, Internetu i przenośnych zestawów wszelkiej inwigilacji, zwanych smartfonami.
Motyw podróży w czasie od dawna fascynował ludzi i prowokował do snucia fantazji. Tutaj stanowi zawiązanie fabuły i swoistą klamrę, ale to, co najważniejsze, jest pomiędzy. To historia o poświęceniu, miłości, refleksji nad przemijaniem, celowością naszych działań i nieprzewidywalnością ich konsekwencji. Zachwyca, wzrusza i prowokuje do myślenia.
W 1958 roku Stephen King miał jedenaście lat. Ktoś więc może powiedzieć, że to sentymentalna podróż, którą podkolorowały młodzieńcze wspomnienia. Tak nie jest. King genialnie poprowadził wątek fantastyczny, jednocześnie stawiając wierny pomnik czasom, gdy życie było niepewne, ale o wiele prostsze.
Znacie to uczucie, kiedy cały świat poleca Wam jakąś książkę, a Wy w końcu sięgacie po nią, ale pełni obaw, że nie będzie tak dobra jak mówili? Pewnie, że znacie.
Król horroru napisał powieść bez grozy. Gdy zapytasz jego miłośników „co przeczytać?”, w odpowiedzi usłyszysz „Dallas!”, śpiewane chórem na wiele głosów. Coś musi być na rzeczy, więc sprawdzasz, a chwilę po...
2020-04-29
2020-04-24
2020-04-18
2020-04-08
2020-03-17
Czy pisząc opowieść przez ponad trzydzieści lat, można utrzymać jej pierwotny zamysł? Dopilnować kolei losu, niezmiennie podążać obraną raz ścieżką? Jestem przekonany, że nie. Czy nadal może to być historia porywająca, angażująca, wywołująca emocje? Tak, a przynajmniej Stephen King tego dokonał.
O czym jest ta książka? Roland, ostatni rewolwerowiec, przemierza Świat Pośredni, by dotrzeć do Mrocznej Wieży. Wiecie co? To jakby napisać, że hobbici idą z pierścieniem do Mordoru. Czyli nie napisać nic.
Król horroru stworzył wielotomową sagę w innym gatunku i nazwał ją dziełem życia, a to o czymś świadczy. Bo Mroczna Wieża to powieść monumentalna, nie tylko ze względu na ilość stron. To hołd złożony będącemu młodzieńczą fascynacją westernowi, baśniowemu światu fantasy, zagadkom science fiction i grozie, jaką w trakcie pisania tej epopei, siał w umysłach czytelników. Postapokaliptyczny świat z krwi i kości, główny bohater, o którym nie wiemy prawie nic. No i ona. Mroczna Wieża, stojąca nie tylko w centrum Świata Pośredniego, ale w centrum wszystkich światów i rzeczywistości. Wędrujemy na falach czasu i przestrzeni, spotykamy motywy i postacie z innych książek Kinga, które w jakiś niepojęty sposób związane są z tą jedną, najważniejszą historią. Czytając tę sagę zaglądamy pod osnowę rzeczywistości. A tam, tuż za rogiem, czekają przejścia do miejsc, do których nie chcielibyśmy trafić. O których boimy się nawet myśleć.
Mroczna Wieża jest nierówna. King szarpie, odbiega od tematu, meandruje gdzieś w młodości Rolanda, by potem popchnąć wydarzenia do przodu z siłą huraganu. Ale czy można mu się dziwić? Przecież on nie wymyślił tej historii. Spisał jedynie wydarzenia, które jednocześnie już się zdarzyły i dopiero mają nadejść. Ka jest jak wicher, który porywa, i któremu musi się poddać nawet Król. Stefan Król. Karmazynowy Król. Nawet oni służą Promieniowi. Wszystko służy Promieniowi.
To nie jest książka dla fanów Kinga. To książka dla każdego, kto wie, że są inne światy niż ten i chce się w nich zanurzyć.
Czy pisząc opowieść przez ponad trzydzieści lat, można utrzymać jej pierwotny zamysł? Dopilnować kolei losu, niezmiennie podążać obraną raz ścieżką? Jestem przekonany, że nie. Czy nadal może to być historia porywająca, angażująca, wywołująca emocje? Tak, a przynajmniej Stephen King tego dokonał.
O czym jest ta książka? Roland, ostatni rewolwerowiec, przemierza Świat...
2020-03-18
2020-02-05
Pozornie dałoby się z powodzeniem opowiedzieć tę historię, wycinając z niej 200 stron. Tylko po co? 😁
⠀
Drużyna Rolanda dociera do Calla, miejscowości prześladowanej przez jeźdźców w wilczych maskach, którzy co kilkadziesiąt lat porywają dzieci. Te zaś wracają jako zidiociałe "wydmuszki", niezdolne do normalnego rozwoju i młodo umierające w męczarniach. Rewolwerowcy postanawiają pomóc mieszkańcom wioski. A raczej to przeznaczenie postanawia za nich.
Calla skrywa tez więcej tajemnic, które zadecydują o dalszych losach wyprawy. Do Mrocznej Wieży coraz bliżej geograficznie, choć w metafizycznym kontekście oddala się ona, zawiesza w czasie, już ledwo podtrzymuje wszystkie światy, które krzyżują się w niej i splatają. Co tu dużo mówić. Zabieram się za kolejny tom, zanim Wieża runie i nie będę mógł czytać. W żadnym że światów.
Pozornie dałoby się z powodzeniem opowiedzieć tę historię, wycinając z niej 200 stron. Tylko po co? 😁
⠀
Drużyna Rolanda dociera do Calla, miejscowości prześladowanej przez jeźdźców w wilczych maskach, którzy co kilkadziesiąt lat porywają dzieci. Te zaś wracają jako zidiociałe "wydmuszki", niezdolne do normalnego rozwoju i młodo umierające w męczarniach. Rewolwerowcy...
2020-01-04
Kosmiczne otwarcie roku. Książka wpadła mi w ręce w Biedronce, a że mam już jedną z poprzednich części (nadal nieprzeczytaną)… To wylądowała w koszyku.
Autor jest jedną z ikonicznych postaci w temacie popularyzacji nauki o fizyce i kosmosie. Rozpoznawalny i lubiany, często udziela się w mediach, gra nawet gościnnie w serialach. Czasami nawet można zapomnieć, że za tym wąsem chowa się ogrom wiedzy. I to w dziedzinie, która dla większości jest czarną magią.
Mnie kosmos fascynował od dziecka: bezkresna przestrzeń, pełna tajemnic i zagrożeń. Pytania jak i dlaczego. Niestety, z nauk ścisłych noga. Tym bardziej cieszę się na takie książki, w których ktoś łopatologicznie wyjaśnia najbardziej skomplikowane i zaawansowane zagadnienia. Tyson naprawdę to potrafi. Zaciekawia, wciąga, jednocześnie bawi i uczy. Uczy, bo przepaść między rozumieniem świata przez astrofizyków, a szarych zjadaczy chleba, jest porażająca. Między wierszami można nieco wyczuć irytację łebskiego faceta, który rozkłada ręce nad smutną ignorancją tak wielu środowisk.
Zirytował mnie tylko jeden rozdział, w którym Tyson wytyka nieścisłości filmowcom z Hollywood. Tu chyba przekroczył granicę czepialstwa. Gwiazdozbiory nad głowami bohaterów filmu akcji niekoniecznie muszą oddawać obraz nieba na właściwej półkuli o konkretnej porze roku.
Niemniej, tym, którzy w zadumie spoglądają w niebo, książkę absolutnie polecam.
Kosmiczne otwarcie roku. Książka wpadła mi w ręce w Biedronce, a że mam już jedną z poprzednich części (nadal nieprzeczytaną)… To wylądowała w koszyku.
Autor jest jedną z ikonicznych postaci w temacie popularyzacji nauki o fizyce i kosmosie. Rozpoznawalny i lubiany, często udziela się w mediach, gra nawet gościnnie w serialach. Czasami nawet można zapomnieć, że za tym...
2019-11-24
„Witajcie w moim Królestwie Zielonym!”
No to zawitałem. Panie Arturze Urbanowiczu, gospodarz z Ciebie niezwykły. Przerażasz, otumaniasz, szargasz nerwy, ale i tak wszyscy dziękują za gościnę. Sam też bym jeszcze posiedział.
O Gałęzistym napisano już wiele dobrego. I, kurde, słusznie. Ja odwołam się do terminologii budowlanej. Ta książka to eleganckie, ozdobne schody w dół, wykonane przez wprawnego rzemieślnika. Prowadzą tylko w jedną stronę, a im dalej, tym większy mrok. Jednak schodzi się tak lekko, a zdobienia tak przyciągają, że nie sposób się zatrzymać. A zawrócić nie można.
Przede wszystkim, to sprawnie napisana historia. Autor od samego początku buduje duszną atmosferę niepokoju. Nie ma miejsca na czcze gadki. Bohaterowie są namacalni, a wydarzenia pędzą się z niewymuszonym impetem. Gałęziste igra z naszymi pierwotnymi lękami. Przypomina, że wyciągnięci z elektronicznego i betonowego świata, stajemy w obliczu natury malutcy, nadzy i bezbronni. Jest trochę onirycznie, co sprawia, że niczego nie jesteśmy absolutnie pewni, zaciera się granica realności, potęgując strach. Dużymi fragmentami miałem silne skojarzenia ze „Szczeliną” Jozefa Kariki. Kto czytał, ten z pewnością wie, co mam na myśli.
Wciągająca lektura. Przerażający horror. Warstwa filozoficzna Gałęzistego to już wyższa szkoła jazdy, zresztą pięknie ujęta w posłowiu. No i to wydanie – czapki z głów!
„Witajcie w moim Królestwie Zielonym!”
No to zawitałem. Panie Arturze Urbanowiczu, gospodarz z Ciebie niezwykły. Przerażasz, otumaniasz, szargasz nerwy, ale i tak wszyscy dziękują za gościnę. Sam też bym jeszcze posiedział.
O Gałęzistym napisano już wiele dobrego. I, kurde, słusznie. Ja odwołam się do terminologii budowlanej. Ta książka to eleganckie, ozdobne schody w...
2019-11-18
„Istoty ludzkie to choroba. Rak, który toczy tę planetę.” – Agent Smith, Matrix.
Historia ludzkości, ale nie tak, jak to robią w szkole – Sumer, Egipt i jedziemy aż do okrągłego stołu. Harari bez ogródek mówi, skąd przybyliśmy i kim jesteśmy. I tutaj pojawia się rzecz kluczowa. Jeżeli jesteś kreacjonistą, ba, jeżeli jesteś wyznawcą jakichkolwiek bogów, to wróć do pacierza i nie zawracaj sobie głowy. Kolejne stada bóstw są tylko próbami zapełnienia pustki niewiedzy i odwrócenia uwagi od przerażającego faktu: że życie samo w sobie nie ma żadnego określonego celu.
Człowiek jest zwierzęciem, którego prymat nad innymi człowiekowatymi to efekt korzystnego dla nas toku ewolucji. 100 tysięcy lat temu byliśmy niewyróżniającym się niczym szczególnym gatunkiem, wędrującym gdzieś po Afryce. Przeżyliśmy swoich ewolucyjnych braci i siostry, część prawdopodobnie zgładziliśmy. Dla naszego spokoju psychicznego, może i dobrze, że pewne tajemnice nikną w pomroce dziejów.
Większości faktów nie da się jednak pominąć. By dostać się na szczyt łańcucha pokarmowego i opanować cały świat, mordowaliśmy, niszczyliśmy, łupiliśmy. Zmieniliśmy ekosystem całej planety. Wytrzebiliśmy florę i faunę, wyrżnęliśmy rdzennych mieszkańców odległych zakątków świata. Najpierw bez jakiejkolwiek refleksji, potem przeświadczeni o własnej wyższości nad innymi gatunkami, o byciu wybranymi przez takiego czy innego boga, który postawił nas ponad resztą. Dopuściliśmy się czynów, które w skali makro ukazują nas jako wrzód na zdrowym ciele planety.
Czy homo sapiens ma się czym pochwalić jako gatunek? Czy może powinniśmy się wstydzić? Czy ewolucja poznawcza, potem agrarna i naukowa poprawiły nasz byt względem prapradziadka, który zbierał jagody i polował na dzikie zwierzęta? Może cały postęp to jedno wielkie oszustwo? Dokąd my w ogóle zmierzamy? A gdy zajdziemy, czy nadal to będziemy „my”?
Jeśli lubicie książki, które zmieniają Wasz świat, to polecam. Bardzo.
„Istoty ludzkie to choroba. Rak, który toczy tę planetę.” – Agent Smith, Matrix.
Historia ludzkości, ale nie tak, jak to robią w szkole – Sumer, Egipt i jedziemy aż do okrągłego stołu. Harari bez ogródek mówi, skąd przybyliśmy i kim jesteśmy. I tutaj pojawia się rzecz kluczowa. Jeżeli jesteś kreacjonistą, ba, jeżeli jesteś wyznawcą jakichkolwiek bogów, to wróć do pacierza...
2019-12-04
Klasyk, który dorobił się tak wielu adaptacji i opracowań, że przemknął do popkultury i już na dobre zajął tam miejsce. Do tej pory omijała mnie zarówno książka, jak i film. Ale wydawnictwo Vesper po raz kolejny wykonało taką pracę, że tytuł wskoczył w ręce sam.
Norman Bates prowadzi podupadający motel przy bocznej drodze. Mieszka z matką, która jest jego jedynym oparciem, a jednocześnie największym życiowym hamulcem, przez który czterdziestoletni mężczyzna nie potrafi normalnie egzystować. Punktem zapalnym jest moment, gdy w motelu zatrzymuje się młoda, zdesperowana kobieta.
Czytając odnosiłem wrażenie, że już tę historię znam. To tylko potwierdza, jak silnie dzieło Roberta Blocha oddziałuje na świat, nawet kilkadziesiąt lat po napisaniu. Do świadomości przenikają sceny, teksty, motywy z „Psychozy”, funkcjonujące już w świecie własnym życiem.
Mimo to, zostałem finalnie zaskoczony i przygnieciony niebezpieczeństwem, jakie niesie ludzki umysł. Od szaleństwa oddziela nas czasem jeden impuls, okoliczność. Możemy nawet nie wiedzieć, że nasze „ja” buja się na pajęczych nogach. „Nikt z nas nie jest tak naprawdę w pełni normalny”.
I jak to zostało wydane, jak tam wszystko pasuje i wygląda… Polecam!
Klasyk, który dorobił się tak wielu adaptacji i opracowań, że przemknął do popkultury i już na dobre zajął tam miejsce. Do tej pory omijała mnie zarówno książka, jak i film. Ale wydawnictwo Vesper po raz kolejny wykonało taką pracę, że tytuł wskoczył w ręce sam.
Norman Bates prowadzi podupadający motel przy bocznej drodze. Mieszka z matką, która jest jego jedynym...
2019-09-01
Sofja to młoda, wchodząca w dorosłość dziewczyna. Podążamy jej krokami po mieście znajomym i nieznanym równocześnie. W świecie, który zarówno dla niej, jak i dla nas stanowić będzie zagadkę. Świecie, gdzie rozbuchane siły przyrody malują zielone tło wydarzeń.
Radek Rak stworzył książkę inną niż „Baśń o wężowym sercu”, lecz wyczuwam w niej tego samego, nieuchwytnego ducha tęsknoty za czymś utraconym, a może zwyczajnie… nieosiągalnym? Wiem, że ta książka będzie wspaniałą przygodą, aż do samego końca... który swoją drogą nie nastąpi tak szybko, bo autor obiecuje nam trylogię!
Agla to wspaniała opowieść o przyjaźni, dorastaniu, radzeniu sobie z przeciwnościami losu, przetykana osobliwą fascynacją przyrodą i jej wytworami. Czekam na kolejną część z utęsknieniem.
Sofja to młoda, wchodząca w dorosłość dziewczyna. Podążamy jej krokami po mieście znajomym i nieznanym równocześnie. W świecie, który zarówno dla niej, jak i dla nas stanowić będzie zagadkę. Świecie, gdzie rozbuchane siły przyrody malują zielone tło wydarzeń.
więcej Pokaż mimo toRadek Rak stworzył książkę inną niż „Baśń o wężowym sercu”, lecz wyczuwam w niej tego samego, nieuchwytnego ducha...