-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-06-08
2012-05-01
2012-07-04
Przenieśmy się na moment myślami do świata słonecznej Prowansji, gdzie w powietrzu unosi się zapach przypraw,a w oddali słychać głosy bawiących się dzieci. Chwilami ta aura może kojarzyć się z błogim dzieciństwem każdego z nas. Kto nie chciałby na kilka dni powrócić w takie lata i poczuć w unikalny sposób zapach lipca?
Marcel Pagnol, francuski prozaik stwarza nam świetną okazję, by ponownie doświadczyć tych wszystkich emocji. Ten człowiek, który zapisał się w pamięci swoich rodaków jako postać niezwykle "dowcipna i pogodna", stworzył pod koniec życia trzy książki. Unikalne, bo autobiograficzne. Kolejno: "Chwała mojego ojca", "Zamek mojej matki" i "Czas tajemnic". Dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit, miałam okazję sięgnąć po ostatni z tych trzech utworów i nie żałuję. Czytając "Czas tajemnic" nie miałam wrażenia opuszczenia I i II części z cyklu "Wspomnień z dzieciństwa". Wręcz przeciwnie... Czytając, myślałam o tym, że książka stanowi od niczego niezależną wspaniałą opowieść o młodości i tych największych, pierwszych problemach. Z każdą stroną narastała chęć poznania jeszcze większej części, tak wspaniale przeżytego dzieciństwa Marcela Pagnola, a to właśnie mogą umożliwić poprzednie części wspomnień.
"Czas tajemnic" ukazuje nam w zabawny, a zarazem skłaniający do myślenia świat młodego Marcela. Marcel Pagnol ma przyjaciół, zaskakującą rodzinę i wiele przygód, o których każdy z nas kiedyś marzył, bądź teraz wspomina. Bohatera poznajemy w czasie wakacji, jesteśmy świadkami jego pierwszych zauroczeń i złamań serca, a także pierwszego, poważnego kroku w dorosłość, którym jest zmiana szkoły. Każdy z nas to przeżywał, stąd cała jego historia jest dla nas retrospekcją. W życiu Marcela wiele się zmienia, a my wciągnięci w tą nagłą przemianę, mamy ochotę być jej świadkami do samego końca.
Język jakim posługuje się Marcel Pagnol jest łatwy i przyjemny. Książka wręcz przepływa nam przez palce. Nie jest to jednak równoznaczne z tym, że autor swoim poziomem i stylem przypomina dziecko... Zdecydowanie nie, Marcel Pagnol wraca myślami do swojego dzieciństwa, jednak przybiera postawę człowieka doświadczonego i swym zwiewnym i delikatnym językiem kradnie nam czas. "Czas tajemnic" to książka, na którą poświęciłam dwa popołudnia i nie był to zmarnowany czas.
Szczególnie chciałam zwrócić uwagę na piękną oprawę graficzną książki. Czytając opinie innych na forach internetowych dochodzę do wniosku, że to nie tylko moje zdanie. Mówi się, że nie ocenia się książki po okładce, jednak nie da się ukryć, że to okładka współtworzy atmosferę całego dzieła. W tym przypadku rysunki francuskiego ilustratora o imieniu Jean - Jacques Sempe wprowadzają ład i harmonię, nadając lekkość i finezję całej książce.
Polecam!
Przenieśmy się na moment myślami do świata słonecznej Prowansji, gdzie w powietrzu unosi się zapach przypraw,a w oddali słychać głosy bawiących się dzieci. Chwilami ta aura może kojarzyć się z błogim dzieciństwem każdego z nas. Kto nie chciałby na kilka dni powrócić w takie lata i poczuć w unikalny sposób zapach lipca?
Marcel Pagnol, francuski prozaik stwarza nam świetną...
2013-07-24
2012-11-01
2015-03-14
Nie dziwię się, że „Time” nazwał tę książkę absolutnie genialną. Dziwię się, że nie nazwał jej „absolutnie wzruszającą”, bo już dawno nie miałam okazji przepłakać ostatnich pięćdziesięciu stron lektury. John Green stworzył książkę o młodzieży, dla młodzieży i choć czasy młodości ma już chwilę za sobą, udało mu się to jak mało komu. Zmagania z chorobą w świetle młodego wieku są czymś przerażającym i niesprawiedliwym. Młodzi ludzie z „Gwiazd naszych wina” zostali „wydarci” z normalnego życia na rzecz własnej wojny, będąc pozbawionym amunicji. Postaci wykreowane przez Johna Greena są w całości autentyczne i nie da się tu dojrzeć cienia aktorstwa. Zmuszają nas do refleksji nad życiem ze śmiertelną chorobą i po poznaniu ich, już nic nie jest takie samo, bo na długo zapada nam w pamięci obraz ciężkich doświadczeń, frustracji i walki z codziennością.
„Gwiazd naszych wina” jest także pełna miłosnych uniesień, ale uniesień pod presją umykającego pod palcami czasu. Skoro tak mało go zostało, trzeba czerpać z życia to, co najpiękniejsze - czyli samą esencję. Dla Hazel i Augustusa tą esencją jest ich miłość i wzajemna fascynacja. Czyja to wina, że owa fascynacja musiała się tak szybko zakończyć? Tylko i wyłącznie tytułowych „gwiazd”.
Choć wszystko to, do czego prowadzi choroba przemieszana z miłością zdaje się być oczywiste, to książka Johna Greena z pewnością należy do książek nieoczywistych. „Gwiazd naszych wina” to wielowarstwowa historia, w której każdy znajdzie dla siebie małe pole do refleksji. I właściwie, nawet gdy chciałabym napisać o tej książce więcej, powiem tylko, że jeśli jeszcze nie mieliście okazji jej przeczytać, to dłużej nie zwlekajcie. Rzadko mi się zdarza zaniemówić z emocji.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Nie dziwię się, że „Time” nazwał tę książkę absolutnie genialną. Dziwię się, że nie nazwał jej „absolutnie wzruszającą”, bo już dawno nie miałam okazji przepłakać ostatnich pięćdziesięciu stron lektury. John Green stworzył książkę o młodzieży, dla młodzieży i choć czasy młodości ma już chwilę za sobą, udało mu się to jak mało komu. Zmagania z chorobą w świetle młodego wieku...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-19
2021-06-27
2012-02-18
2011-12-02
„Ja, Wiktoria Biankowska (zwana dalej Potępioną), zgadzam się przez kolejne 66 lat służyć Lucyferowi i całej Niższej Arkadii na stanowisku Diablicy...”
Główną bohaterkę poznajemy tuż po jej śmierci. Jest godzina 1.43, a młoda Wiktoria staje przed drzwiami z numerem... No właśnie, jak przystało na królestwo Lucyfera, drzwi mają numer 6. Zabłąkana, nieświadoma w pełni swojego położenia i w gruncie rzeczy oszołomiona rozpoczyna życie po życiu. Potępiona, a właściwie "obywatelka piekła, bo tak jest bardziej poprawnie politycznie" musi pojąć różnicę między piekłem, a niebem. Ta różnica teoretycznie występuje w jednym aspekcie: "w piekle jest weselej"...
Wyobraźnia autorki książki czyli Katarzyny Bereniki Miszczuk jest z pewnością rozbrajająca. Nie przeczytałam jej pierwszej książki pt. "Wilk", ale zakochałam się w "Wilczycy" stąd moja ogromna ciekawość skierowana w stronę tej powieści. Nie zawiodłam się! Kolejna książka, która urzekła mnie prostotą przekazu, ukazaniem świetnego poczucia humoru i fantastycznego nakreślenia postaci, z których każda ma w sobie jakąś tajemnicę. Autorka w ten sposób nakreśliła nam Piekło, że jestem w stanie pozazdrościć bohaterce jej "feralnego" położenia.
Tyle się dzieje w tej książce, a tak naprawdę ciężko o czymkolwiek napisać, bo najlepiej byłoby całość zacytować. Motywem przewodnim jest oczywiście miłość. Ta piękna, jedyna i godna poświęceń między śmiertelnikiem i zmarłą, a z drugiej strony zauroczenie związane raczej z chęcią posiadania kogoś na wyłączność ze strony Beletha. Mimo wszystko, autorka bardziej przekonuje mnie do tego, żeby właśnie przystojnego diabła określić najciekawszą postacią całej książki, bo w istocie rzeczy, jego losy pozostały dla mnie niewyjaśnioną tajemnicą...
'Latanie... jest jak pierwsza miłość. Jak zakochanie. Nie umiałem znaleźć porównania, dopóki cię nie spotkałem.'
"Ja, diablica" to książka należąca do tych, które czyta się jednym tchem. Z każdą stroną czytelnik coraz mocniej wsiąka w fabułę. Losy bohaterów z każdą linijką stają nam się coraz bliższe. Ta powieść to idealny antydepresant z romantycznymi uniesieniami w jednym. Prawdy życiowe zamknięte na niektórych stronach, zostały przekazane lekko, bez niepotrzebnej patetyczności. W gąszczu zdrowego humoru, każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie.
Jestem ogromnie ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów."Ja, anielica", to kolejna książka, którą muszę mieć, bo naprawdę warto...
„Ja, Wiktoria Biankowska (zwana dalej Potępioną), zgadzam się przez kolejne 66 lat służyć Lucyferowi i całej Niższej Arkadii na stanowisku Diablicy...”
Główną bohaterkę poznajemy tuż po jej śmierci. Jest godzina 1.43, a młoda Wiktoria staje przed drzwiami z numerem... No właśnie, jak przystało na królestwo Lucyfera, drzwi mają numer 6. Zabłąkana, nieświadoma w pełni...
2014-05-16
Schmitt pokazuje jak łatwo wyzbyć się cech człowieka i jak łatwo przejąć kontrolę nad ludzkim istnieniem. "Kiedy byłem dziełem sztuki" to opowieść o tym, kim tak naprawdę jesteśmy. Książka Schmitta mówi także o tym, jak bardzo nie potrafimy docenić w życiu tego, co mamy. Po raz kolejny zachwycam się nad prostotą i mądrością książki tego autora. Jego utwory nigdy mi się nie znudzą i zawsze będę sięgać po nie z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam kiedy książki wyzwalają refleksje, bo nie ma nic lepszego od tego, kiedy zapisana strona potrafi sprowokować człowieka do myślenia.
>> http://niebieskaobwoluta.blogspot.com/2014/05/25-kiedy-byem-dzieem-sztuki.html
Schmitt pokazuje jak łatwo wyzbyć się cech człowieka i jak łatwo przejąć kontrolę nad ludzkim istnieniem. "Kiedy byłem dziełem sztuki" to opowieść o tym, kim tak naprawdę jesteśmy. Książka Schmitta mówi także o tym, jak bardzo nie potrafimy docenić w życiu tego, co mamy. Po raz kolejny zachwycam się nad prostotą i mądrością książki tego autora. Jego utwory nigdy mi się nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-20
2020-09-28
2011-08-16
A gdyby tak urodzić się w plemieniu Nomadów, stracić kobiecość w wieku pięciu lat, uciec z domu, by tylko nie zostać sprzedanym za pięć wielbłądów jako żona - staremu mężczyźnie... A gdyby tak nie myśleć o tradycji, zacząć żyć na własny rachunek wbrew wszystkiemu i biec gdzieś, gdzie można zażyć choć jedną setną szczęścia.
Waris Dirie jedna z wielomilionowej społeczności kobiet, które zostały w tak dziki sposób okaleczone i poddane bestialskim praktykom obrzezania. Czy może być dla kobiety coś bardziej bolesnego i upokarzającego jak utracenie tak ważnej cząstki siebie? „ Wróciłam do kamienia na którym została spełniona moja ofiara, i próbowałam odnaleźć to, co utraciłam. Nic jednak nie zostało. (...) Był to dość oczywisty dowód bezwzględności reguł rządzących naszą pustynną egzystencją.” Czym jest ucieczka z własnej Ojczyzny w takich okolicznościach. Jest uratowaniem własnego życia, czy raczej zdradą własnych korzeni? Sama zadałam to pytanie, więc sama na nie odpowiem. Z pewnością to pierwsze.
Już dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji. Płakałam, jednocześnie pochłaniając kolejne akapity tekstu. Czułam jak gdyby najbliższa w świecie mi osoba opowiadała o swoim bolesnym upokorzeniu. Czułam żal, że ktoś musiał przechodzić przez tą tragedię. Mimo woli zasłaniałam oczy, bo słowa książki udziły we mnie taką odrazę.
Pokochałam książkę od pierwszej strony. Pokochałam postać Waris Dirie - początkowo bezradnej, lecz jednocześnie dobrze znającej swój życiowy cel. Później mądrej i potrafiącej wykorzystać swoją sławę dla dobra innych. Waris jest kwiatem pustyni, który przechodzi wewnętrzną metamorfozę uczuć. Ta książka jest niesamowitą ilustracją jej życia. Pięknym obrazem, nie do podrobienia, który nie był usłany różami. „Kwiat pustyni” to bezpośrednie wyznania modelki, od której możemy się dużo nauczyć (choćby nawet o samej pracy w modelingu), jednak czytając je możemy zapomnieć o tym, jak wiele w życiu osiągnęła i jakiej kariery dosięgła.
A to co mnie najbardziej urzekło to poczucie sprawiedliwości Waris. Inna dziewczyna na jej miejscu „okradziono ją z kobiecości” winiłaby za wszystko rodziców i najbliższych, a ona „mimo gniewu wywołanego tym, co [jej] zrobiono w dzieciństwie, nie wini swoich rodziców” (...) „ Rodzice byli ofiarami tradycyjnego wychowania, zwyczajowych praktyk wykonywanych od tysiącleci”...
Podsumowując uważam, że „bez ciągłych rzutów testosteronu nie byłoby wojen, zabijania, złodziejstwa i gwałtów”, po cichu „ modlę się, żeby nadszedł dzień, kiedy żadna kobieta nie doświadczy tego bólu. I taki dzień nadejdzie.” Przyszedł czas żeby „zejść z tej starej ścieżki naznaczonej cierpieniem”..
A gdyby tak urodzić się w plemieniu Nomadów, stracić kobiecość w wieku pięciu lat, uciec z domu, by tylko nie zostać sprzedanym za pięć wielbłądów jako żona - staremu mężczyźnie... A gdyby tak nie myśleć o tradycji, zacząć żyć na własny rachunek wbrew wszystkiemu i biec gdzieś, gdzie można zażyć choć jedną setną szczęścia.
Waris Dirie jedna z wielomilionowej społeczności...
2012-06-16
"Marina" jest niesamowita. Jest utworem o uniwersalnym przesłaniu. Jest zbiorem pięknych sentencji, cudownych aforyzmów, prawd podanych w najprostszy, a jednocześnie wykwintny sposób. Czytając, czuje się rosnące napięcie. Bez wyrzutów sumienia można powiedzieć, że apetyt rośnie z każdą kartką i zapachem atramentu. "Marina" zawiera w sobie fantastyczną tajemnicę, do której się wraca i się o niej myśli. Mimo wielu sensacyjnych elementów, których nie da się opisać, gdyż wtedy książka straciłaby cały smak, myśli się tylko o życiowych prawdach i o tym co się stanie w kolejnym rozdziale. Ponadto, sama Barcelona została ukazana w takim świetle, że już w tej chwili chciałoby się pakować walizki i wyjechać w tamten świat.
Polecam.
"Marina" jest niesamowita. Jest utworem o uniwersalnym przesłaniu. Jest zbiorem pięknych sentencji, cudownych aforyzmów, prawd podanych w najprostszy, a jednocześnie wykwintny sposób. Czytając, czuje się rosnące napięcie. Bez wyrzutów sumienia można powiedzieć, że apetyt rośnie z każdą kartką i zapachem atramentu. "Marina" zawiera w sobie fantastyczną tajemnicę, do której...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-03
2016-08-21
„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to mistrzowski kryminał trzymający w napięciu, po którego przeczytaniu nie ma się wątpliwości, czy sięgnąć po kontynuację. Mikael i Lisbeth przechodzą wielką przemianę, a ich prywatne życie jest dla mnie wielkim znakiem zapytania, który mam nadzieję odkryję w „Dziewczynie, która igrała z ogniem”. Na tak rozbudowaną i genialną pod względem stylu powieść czeka się pół czytelniczego życia.
Depresyjna, chłodna, oszczędna - skandynawska. Polecam i jednocześnie nie mówię ostatniego słowa. To dopiero początek historii.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to mistrzowski kryminał trzymający w napięciu, po którego przeczytaniu nie ma się wątpliwości, czy sięgnąć po kontynuację. Mikael i Lisbeth przechodzą wielką przemianę, a ich prywatne życie jest dla mnie wielkim znakiem zapytania, który mam nadzieję odkryję w „Dziewczynie, która igrała z ogniem”. Na tak rozbudowaną i genialną pod...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-13
Kto walczy z potworami niech uważa,
by sam nie stał się potworem.
... powiedział Nietzsche. Życie w Centralnym Więzieniu we Wronkach to jednak ciągła walka, która zmusza do rezygnacji ze wszystkich wartości i ideałów. Walka, w której wygrywa silniejszy i bardziej sprytny. Jako czytelnicy jesteśmy świadkami ciągłego wyścigu o lepszy byt nie tylko głównego bohatera, nie jest on bowiem wyjątkiem. Walka jest zbiorowa. Ponadto jest odzwierciedleniem czasów trudnych - czasów z jednej strony radości wynikającej z zakończenia wojny, a z drugiej strony czasów przygotowania do kolejnego starcia i wyścigu zbrojeń. To co wysuwa się w "Skazańcu" na plan pierwszy to surowość. Począwszy od zimnych ścian, krat, ciemnych barw - po ludzi, którzy są niczym odzwierciedleniem tego wielkiego gmachu we Wronkach. Jeśli spodziewasz się, że znajdziesz tu ludzkie uczucia, to jesteś w błędzie. To właśnie ten aspekt książki sprawia, że nie możemy zaliczyć jej do literatury łatwej i przyjemnej, która zdoła poprawić nam humor w deszczowe popołudnie. "Skazaniec" to lektura, która nie oszukujmy się, będzie mogła nas zdołować, ale ja wolę określenie zmusić do refleksji i jednocześnie pochłonąć bez reszty.
Żabikowski to człowiek, który popełnił w życiu wielką głupotę. Jednak jego tragizm jest o wiele bardziej bolesny, bo wie że: czy z postanowieniami, czy też z ich brakiem - całe swoje życie, a przede wszystkim najcenniejszą młodość spędzi za kratami. Dla mnie ta książka jest obrazem klęski systemu resocjalizacji, w którym człowiek nie ma najmniejszej szansy, by w jakimkolwiek stopniu móc zmienić swoje zachowanie, stać się lepszym. Człowiek uwięziony musi dalej łamać prawo, naginać je, lub postępować wbrew swojemu sumieniu, po to żeby żyć. Z drugiej strony, warto sobie zadać pytanie, czy ci ludzie tak naprawdę chcieli się zmienić? Może byli niczym zlagrowani w czasach wojny, już po przekroczeniu progu Wronek, akceptujący żałosne realia...
Jeśli mam wymienić zalety tej książki powiem, że jest napisana bardzo dobrym językiem. Czyta się ją szybko, jest wciągająca, pełna fantastycznych sentencji, a przede wszystkim w pełni odzwierciedla specyficzny klimat tamtych czasów. "Skazaniec" to lektura dość nieprzewidywalna, autor ze strony na stronę potęguje napięcie. Pojawiają się momenty, kiedy tak naprawdę nie wiadomo czego się spodziewać. Każdy z bohaterów posiada unikalne cechy, dzięki temu powstaje świat charakterystycznych, jaskrawych postaci, które łatwiej porównywać i z którymi łatwiej się utożsamiać. Co więcej, w książce uwagę przyciągają liczne nawiązania do autentycznych wydarzeń historycznych z tamtego okresu. Zawsze zwracam uwagę na takie detale, które sprawiają że książka sprawia wrażenie szczególnie dopracowanej. W tym przypadku nie tylko sprawia takie wrażenie, ale taka jest.
Podsumowując, dla mnie "Skazaniec. Na pohybel całemu światu" to pozycja godna polecenia. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z książką o podobnej tematyce, nie mówiąc już o nawiązaniu do polskiego więziennictwa. Jestem pełna podziwu i bardzo dziękuję autorowi za udostępnienie mi ebooka. Z chęcią sięgnęłabym po drugi tom... Gdybym go tylko miała pod ręką. :-)
Kto walczy z potworami niech uważa,
by sam nie stał się potworem.
... powiedział Nietzsche. Życie w Centralnym Więzieniu we Wronkach to jednak ciągła walka, która zmusza do rezygnacji ze wszystkich wartości i ideałów. Walka, w której wygrywa silniejszy i bardziej sprytny. Jako czytelnicy jesteśmy świadkami ciągłego wyścigu o lepszy byt nie tylko głównego bohatera, nie...
2014-09-12
Jestem pod wrażeniem.
Nie spodziewałam się tak dobrej książki. Zdecydowanie się nie spodziewałam.
* * *
Nigdy nie sądziłam, że spotkam na swojej czytelniczej drodze biografię, którą się zachwycę. Nie należę do grona poszukiwaczy chwilowego podziwu nad życiem innych. Owszem, czyjś los może budzić zainteresowanie, może mnie zaintrygować i przyciągnąć moją uwagę na dłużej niż parę sekund z życia, ale bardzo rzadko decydowałam i decyduję się sięgać po „cegły” dla tej chwilowej euforii.
Książka Magdaleny Grzebałkowskiej połknęła mnie w całości, przeżuła i wypluła, a powrócić do stanu umysłu sprzed tej lektury jest mi ciężko do dzisiaj. Przypominając sobie jej fragmenty, przechodzi mnie zimny dreszcz. Ta książka wywołała we mnie bardzo silne emocje. Jestem wielbicielką kryminałów i książek grozy, a jak się okazuje najmroczniejsze scenariusze kreuje codzienne, zwyczajne ludzkie życie.
Gdybym miała możliwość wybrania dla Was jednego wątku z tej rozległej, wijącej się i zagmatwanej słodko-gorzkiej życiowej historii, to chciałabym Wam opowiedzieć o Zofii Beksińskiej. Kobiecie, która tak bardzo kochała męża i syna. Która zarówno jednemu, jak i drugiemu dawała wszystko, co miała najcenniejsze – okazywała miłość, zaangażowanie, nadając smutnej codzienności nieco koloru – a tak naprawdę nie dostawała w zamian prawie nic. Zofia – kobieta, która żyła w cieniu, a która stała się dla mnie niemą bohaterką historii opowiedzianej ustami wszystkich, tylko nie jej samej. Zofia – kobieta żyjąca dla męża, żyjąca dla syna, żyjąca obok sztuki, żyjąca dla Zdzisława.
Magdalena Grzebałkowska ulokowała swój czas i umiejętności, aby stworzyć dzieło wszechstronne, będące relacją samych bohaterów, rodziny, przyjaciół, znajomych, a na pewno i wrogów. Stworzyła tym samym książkę będącą jednocześnie dramatem psychologicznym, kryminałem i dotkliwą sensacją. Opisała losy dwóch mężczyzn, którzy do momentu swoich smutnych śmierci tak naprawdę pozostali dziećmi. Sposób, w jaki autorka odkrywa na światło dzienne ich tajemnice jest wyjątkowy. Grzebałkowska niczym analityk badający preparaty przez mikroskop próbuje dogłębnie wejść w zakamarki duszy Beksińskich i podzielić się tą wiedzą z czytelnikiem, jednocześnie eksplorując ich losy z wielkim wyczuciem.
Takich biografii się nie zapomina. Takich biografii chce się więcej. Książka o dwóch indywidualnościach, którą polecam i czekam na jej wersję na dużym ekranie.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Jestem pod wrażeniem.
więcej Pokaż mimo toNie spodziewałam się tak dobrej książki. Zdecydowanie się nie spodziewałam.
* * *
Nigdy nie sądziłam, że spotkam na swojej czytelniczej drodze biografię, którą się zachwycę. Nie należę do grona poszukiwaczy chwilowego podziwu nad życiem innych. Owszem, czyjś los może budzić zainteresowanie, może mnie zaintrygować i przyciągnąć moją uwagę na dłużej...