-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2018-05-02
2018-01-24
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/01/na-granicy.html
Niektóre osoby mówią o tej książce, że jest obrzydliwa przez opisy choroby, którą jest tytułowa dżuma oraz szczury. Uściślijmy: martwe szczury.
Cóż... Nie pierwszy raz spotykam się z tematem dżumy. Co prawda czytałam tylko jedną książkę przed tą o tej tematyce - "Inferno". Ale wcześniej np. oglądałam film "Medicus" lub po prostu o tych epidemiach mówi się na lekcjach historii i języka polskiego. Krótko, długo, ale coś jest. Nie wierzę, że nikt nie spotkał się ze sławnym strojem średniowiecznego lekarza podczas epidemii. Ale to było dawno... "Nasza" dżuma jest we współczesnym mieście. Rzecz na pozór nieprawdopodobna... Swoją drogą (odbiegając trochę od tematu) kilka miesięcy temu wpadła mi w oko informacja o epidemii dżumy na Madagaskarze. Był to rok 2017.
Fabuła książki nie jest "niesmaczna". Jest po prostu przygnębiająca, wręcz pesymistyczna. Niby są tam przesłanki trochę optymistyczne, pocieszające, ale przyćmiewa je mrok choroby. Dawno nie stwierdziłam, że książka jest przygnębiająca, czyli coś to znaczy. Nie mamy tutaj pesymistycznych wypowiedzi i pewnego żalu, który poniekąd występuje np. w "Serii Niefortunnych Zdarzeń", gdzie spora grupa czytelników chce te książki rzucić w kąt po kilku pierwszych zdaniach. W "Dżumie" atmosfera całej treści oddziałuje na czytelnika. Czytelnik nie potrzebuje specjalnej zachęty, żeby się "zdołować". Na początku fabuły jeszcze nie można tego odczuć. Nawet przy pierwszych ofiarach jakoś można być obojętnym na to co się dzieje. Ale pod koniec... Ta chmura, mgła śmierci, ciemności
i światopoglądu robi się gęstsza, spada z dwukrotną siłą. Nie piszę, że to źle. Przynajmniej można coś czuć podczas czytania - to nie będzie następna książka przeczytana i odłożona na kupkę. Przynajmniej można coś wynieść. Nasuwają się myśli. Jakiekolwiek. Nie można przejść koło takiego czegoś obojętnie. Po prostu nie można. Może nie cała treść będzie do rozważania dla czytelnika, ale na pewno chociaż fragmenty. Przecież tam jest tyle współczesnych problemów... Pytań, które zadają sobie ludzie w 2018 roku i będą zadawać do końca trwania ludzkości.
Według mnie spotęgowanie myśli na temat dżumy, śmierci i ludzkości nie ma związku z bohaterami "Dżumy". Nie powiem, nie są bardzo obojętni. Mają charaktery, jednak nie tak dobrze zarysowane. Głównym problemem jest to, że bohaterów jest sporo. Niby są wyszczególnieni, to przedstawiciele pewnych grup ludzi, ale... Nie, jakoś to mi średnio pasuje. To nie było, tak jak w "Chłopach", gdzie po pewnym czasie zrozumiałam, kto jest kim. W tej lekturze... Było trudne rozróżnienie niektórych bohaterów. Dopiero później, może w połowie jakoś po swojemu ustaliłam, kto jest kim. Nie wiem, może to przez francuskie imiona. W każdym z żadnym bohaterem nie zżyłam się. Nie współczułam im. Chociaż... Poniekąd głównym bohaterem można nazwać doktora Rieux, który pod koniec przypominał mi bohatera z książek akcji lub fantasy. Ale to spoiler...
Oprócz postaci z imienia i nazwiska występuje również bohater zbiorowy. Rzadko spotyka się, takiego typowego bohatera zbiorowego. To oczywiście mieszkańcy Oranu, czyli miasta zainfekowanego przez dżumę. Ci ludzie najbardziej są ludzcy i bliscy, że tak się wyrażę. Ich strach, zwątpienie i radość można przyrównać do każdej społeczności, mniejszej, czy większej.
Nawet....
Nawet nie w trakcie epidemii, co wojny. Tak, podczas interpretacji tego utworu można się spotkać z tym, że to "powieść - parabola". Że dżuma to wojna. Szczerze mówiąc nie byłam do tego na początku przekonana. A takie tam wymyślanie, interpretacje. Ale... W miarę czytania można stwierdzić, że to nie takie całkiem głupie i od czapy. Co prawda wirus nie jest stuprocentowo wojną, ale zachowania ludzi i izolacja miasta, praktycznie ją przypomina. To znaczy bardziej izolacja miasta. Gdzie jesteś uwięziony, odcięty od świata i nie wiesz, co przyniesie jutro, czy w ogóle przeżyjesz do jutra. Przez to treść dzieła Camusa jest bardziej aktualna i będzie przez wiele lat. Bo wojny nigdy się nie zakończą.
W fabule przejawia się też mowa o dżumie, jako o Złu, które jest od zawsze w człowieku. Zło, które zatruwa życie miliona osób. Zło, które cały czas wraca. Którego nie da się wyleczyć. I na tej podstawie rozciąga się szeroka filozoficzna płaszczyzna niektórych wątków... Pytań. Zagadnień.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/01/na-granicy.html
Niektóre osoby mówią o tej książce, że jest obrzydliwa przez opisy choroby, którą jest tytułowa dżuma oraz szczury. Uściślijmy: martwe szczury.
Cóż... Nie pierwszy raz spotykam się z tematem dżumy. Co prawda czytałam tylko jedną książkę przed tą o tej tematyce - "Inferno". Ale wcześniej np. oglądałam film...
2017-11-11
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/11/najlepsza-lektura-w-liceum.html
Groteskę trudno się przedstawia, ale postaram się opowiedzieć zarys fabuły, jak najlepiej.
Artur - student medycyny, chce wprowadzić w swojej rodzinie jakieś zasady, ramy, które określałyby życie. W rodzinie, w której wszystko można, wszystko jest poniekąd obojętne. Nic się niczym nie przejmuje... Brzmi ciekawie dla niektórych? A jednak Artur przeciwstawia się temu wszystkiemu.
Przez tyle lat edukacji trzeba przeczytać, tak wiele lektur, które często są nudne i staroświeckie, i pod koniec tego wszystkiego... Trafia się, taka perełka, nagroda - "Tango". Prawdopodobnie nieliczna lub jedyna lektura, która Was prawdziwie rozśmieszy. Nie trzeba się doszukiwać drugiego dna, żeby fabuła bawiła. Myślę, że każdy tam znajdzie humor dla siebie. Jeśli ja się śmiałam to większość osób będzie ten dramat bawić, ponieważ mnie rzadko bawią książki. To nie jest coś w stylu "Zemsty", która ma bawić, ale nie bawi za wiele osób.
Jeżeli chodzi o bohaterów... To jednostki. Każdy jest kimś, danym przedstawicielem jakieś grupy ludzi. Bohaterowie są bardzo, ale to bardzo realistyczni, czytelnik może mieć różne odczucia, co do nich. Podczas wszystkich trzech aktów można nie raz zmienić o kimś opinię, trzeba uważnie czytać, żeby wyłapać niektóre rzeczy, które zdradzają bohaterów. Na pierwszy rzut oka zdaje się całkiem, co innego niż jest naprawdę. Ale czy nie jest, tak w rzeczywistości? Wystarczy nam tylko kilka minut, żeby ocenić nowo-poznaną osobę.
Głębszy sens tego dramatu jest dużo bardziej skomplikowany, niż wierzch fabuły, jednak... Nie tak do końca. Są ramy interpretacyjne, które oczywiście powinno się trzymać, ale... Uważam, że czytelnik może odczytać "Tango" na swój sposób. I prawdopodobnie jego interpretacja nie będzie, aż tak odległa od głównej. Co to znaczy? A to, że po przeczytaniu lektury nie ma się pustki w głowie typu: "a o czym to było?", "ale ja nic nie rozumiem". Nie ma czegoś, takiego, że nic się nie wie po przeczytaniu. A uwierzcie mi - już się spotkałam, niestety z taką lekturą, dramatem.
Po przeczytaniu, polecam obejrzeć spektakl teatralny z roku 1999 (o tym samym tytule). Pomaga on jeszcze bardziej rozeznać się w fabule i poukładać bohaterów, jeśli komuś się oni mylili (ponieważ większość z nich ma imiona na "E"). Zresztą nie tylko, dlatego polecam ten spektakl. Oglądnijcie go sobie po prostu dla rozrywki, żeby się pośmiać.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/11/najlepsza-lektura-w-liceum.html
Groteskę trudno się przedstawia, ale postaram się opowiedzieć zarys fabuły, jak najlepiej.
Artur - student medycyny, chce wprowadzić w swojej rodzinie jakieś zasady, ramy, które określałyby życie. W rodzinie, w której wszystko można, wszystko jest poniekąd obojętne. Nic się niczym nie...
2017-07-21
2017-07-03
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/07/powiew-wolnosci.html
Mówiono mi o tej książce, że jest interesująca, ale konkretniej nikt nic nie mówił, dlaczego, tak jest. A czy nie o to chodzi w zaciekawieniu fabułą? W końcu każdy ma inny gust... Na szczęście te osoby się nie myliły i "Przedwiośnie" spodobało mi się. Przynajmniej pierwsza część, a pozostałe dwie części... Nie były najgorsze.
Książka składa się z trzech części, które opowiadają poszczególny etap życia Cezarego Baryki, który zamieszkuje tereny Rosji, a dzisiejszego Azerbejdżanu. Rewolucja bolszewicka oraz konflikt turecko-ormiański zmuszają chłopaka do podróży, która będzie mieć wpływ na jego dotychczasowe życie i charakter. Podróż ta jest podróżą do nowo odrodzonej Polski.
1/3 fabuły toczy się w Rosji, kiedy to Cezary jest młodym chłopakiem, który jest zachwycony życiem oraz ideologią komunistyczną. To właśnie w Rosji zrozumie, że człowiek potrafi być gorszy od dzikich zwierząt oraz, jak ważna jest rodzina w życiu każdego z nas.
Następnie wydarzenia dzieją się już w Polsce. Na pewnym dworze pozna smak miłości i wszystkiego, co z nią związane.
W ostatniej części akcja przenosi się do Warszawy, gdzie główny bohater zapoznaje się z sytuacją gospodarczą oraz polityczną Polski. I właśnie ta część jest według mnie najmniej ciekawa. Może to przez tę politykę... Ale też według mnie nie ma tam konkretnych ciągów wydarzeń, które mogłyby wciągnąć czytelnika. Przede wszystkim można w tej części oceniać już całkowicie Cezarego...
Cezary Baryka jest najwyraźniej opisany podczas swojego pobytu w Rosji. Jego charakter jest konkretny. Może nie maluje się w jasnych barwach, ale nie są to też ciemne odcienie. Typowy okres dojrzewania, który przechodzi każdy człowiek. Poznajemy jego zainteresowanie komunizmem, widzimy jego buntownicze zachowanie, gdzie nie ma miejsca dla szacunku. Jednak przez konkretne zdarzenia charakter Cezarego się zmienia. Po prostu jest to bardziej interesujące, niż poznawanie jego uczuć do kobiet.
Wątek miłosny jest w "Przedwiośniu" bardzo skomplikowany. Jeśli ktoś nie przepada za trójkątami miłosnymi to nie będzie zachwycony, że tu pojawia się coś w rodzaju czworokąta. Głównego bohatera otaczają trzy urodziwe kobiety, które na początku mi się mieszały. Zwłaszcza dwie z nich są dość do siebie podobne. Jednak na plus (jeżeli to może być na plus) jest to, że było wiadome, że tam, gdzie aż trzy kobiety i jeden mężczyzna, tam będzie się dziać. I dzieje się.
Wracając do Baku (bo to stamtąd pochodzi Cezary) i konfliktu ormiańsko-tureckiego. Został on opisany bardzo wyraźnie. Można, aż sobie wyobrazić te brutalne sceny i widoki.
Przy okazji Polska tam jest nazywana Lechistanem, co spowodowało, że się uśmiechnęłam pod nosem, ponieważ interesuję się trochę kulturą turecką i to, że kiedyś Polskę nazywano Lechistanem ma swoje skutki we współczesnym języku tureckim (tureckie słowo "polski" - Lehçe).
Te wydarzenia zmieniłby każdego...
Lektura pokazuje, że to odzyskanie po 123 latach niepodległości, wcale nie było, tak piękne i wesołe, jak mogłoby się zdawać. Wiele jeszcze Polska i Polacy musieli przejść, żeby nasz kraj wyglądał, tak jak teraz.
Baryka jest bohaterem zagubionym, nigdzie nie pasującym. Ani Rosjanin, ani do końca Polak. Ale nie tylko, dlatego... Jednak na to już każdy sam musi sobie dopowiedzieć po przeczytaniu tejże historii.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/07/powiew-wolnosci.html
Mówiono mi o tej książce, że jest interesująca, ale konkretniej nikt nic nie mówił, dlaczego, tak jest. A czy nie o to chodzi w zaciekawieniu fabułą? W końcu każdy ma inny gust... Na szczęście te osoby się nie myliły i "Przedwiośnie" spodobało mi się. Przynajmniej pierwsza część, a pozostałe dwie...
2017-04-13
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/04/najlepsza-ksiazka-tego-roku.html
Nie wiem, naprawdę nie wiem, ile tygodni czytałam tą książkę. Wolę nie sprawdzać nawet konkretnej daty. Wstyd. Ale nie rzuciłam tej książki zaraz po omówieniu jej w szkole, bo przecież mogłabym. A jednak ją dokończyłam. Po jakimś czasie, ale jednak. I nie żałuję. Opłacało się przeczytać do końca. Żałuję, że nie mogłam przeczytać tylko tej lektury ciągiem. Bez długich przerw. Ale przeczytam drugi raz. Na pewno, mam już kupiony egzemplarz.
Najprościej, bez wyjawiania spoilerów, fabułę można opisać tak: główny bohater, czyli Rodion Romanowicz Raskolnikow popełnia niewyobrażalny czyn - morduje kobietę. Nie zostaje od razu złapany i wsadzony do więzienia, jednak... To byłaby dla niego najlżejsza kara, ponieważ teraz musi się zmierzyć z samym sobą. Ze swoją psychiką i myślami. W końcu wszystko ma wpływ na naszą osobowość.
"Zbrodnia i kara" to powieść psychologiczna. Ze strony na stronę wgłębiamy się nie tylko psychikę głównego bohatera, ale też postaci pobocznych, zwłaszcza bohatera o nazwisku Swirdygajłow. Ale bez spoilerów. Chociaż mam wielką ochotę napisać coś więcej napisać o tej postaci, zwłaszcza o jego... dziwnej naturze, zainteresowaniach? To chyba dobre określenia. Uważam, że poniekąd jego też tyczy się ten główny motyw zbrodni i kary... Taaak, dość specyficznej kary.
Rodion to najzwyklejszy bohater. Nic w nim nadzwyczajnego. Jego prostota jest, aż "przerażająca", ponieważ łatwo można się z nim utożsamić, a co za tym idzie przeżywać jego losy, zmagania z samym sobą. Powód morderstwa jest... zarazem prosty jak i skomplikowany. Jest też opcja, że żadnego powodu nie było. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, chociaż... Czy zawsze umiemy wytłumaczyć swoje czyny? Ile razy w życiu powiedzieliśmy "bo tak"? Próbujemy się usprawiedliwić, a jednak...
Sama zbrodnia i jej skutki otwiera furtkę wielu pytaniom. Jest ich ogrom, nie sposób ich zliczyć. Jednego z (chyba) głównych to, czy Raskolnikow jest wariatem? Odpowiedź zależy od czytelnika. Od jego moralności. Cóż... Rodion to specyficzna postać. Jednak nie należy przyklejać łatki wariata. Przede wszystkim zadajmy sobie pytanie, jak każdy z nas zachowałby się po dokonaniu takiego przestępstwa. Przeanalizujmy zachowanie Rodiona przed zbrodnią. Nie ma natury psychopatycznego mordercy. Jest zwykły.
Kontrastującą bohaterką do Rodii jest Sonia. Sonia to opiekuńcza i bardzo religijna dziewczyna, która musi utrzymywać dom, pracując, jako prostytutka. Niestety tylko to daje, taki zarobek z którego jako tako może wyżyć z rodziną. Nie jest to łatwe, kiedy jej ojciec przepija praktycznie wszystko. Jednak nie należy skreślać dziewczyny przez to, co robi. Nie znając jej przeszłości i teraźniejszość. Co poniekąd jest dziwne, Sonia jest głęboko wierzącą osobą i dla Boga jest w stanie zrobić wszystko. To dzięki Bogu jest w stanie normalnie funkcjonować, co zadziwia Raskolnikowa. Przecież wiele dziewczyn nie wytrzymało... Wiara jest pierwszą nicią łączącą bohaterów. Najpierw wiara religijna, potem... wiara w miłość.
Wszyscy bohaterowie są bardzo interesujący, nie ma bohatera, który byłby słabo opisany. Oni są po prostu żywi. Żywiołowość zaznacza się w Razumichinie (wiernym przyjacielu Rodiona) i Porfirym. Porfiry to w ogóle dziwna postać. Jest tak zbudowana, że zachowanie Porfirego irytuje, przyjmujemy postawę Raskolnikowa. Czy Porfiry jest serio głupi, czy tylko udaje głupiego?
Uwagę moją zwrócił fragment w którym możemy poznać dziewiętnastowieczny stosunek Rosjan do muzułmanów. Myślę, że większa część Europy miała podobną opinię co do islamu, więc można napisać, że poznajemy ogólną dziewiętnastowieczną opinię na temat islamu. Czy zmieniła się ona z biegiem lat...? Odpowiedź zawiera się na kartach powieści.
Interesujący jest wątek dwóch "rodzajów" ludzkości. Według tej teorii ludzie dzielą się na lepszych i gorszych. Najogólniej pisząc lepsi to inteligencja, która jest stworzona do wielkich rzeczy. Nie ma w tej grupie miejsca na tłumaczenie się ze swoich czynów... Niby to tylko teoria, ale czy teraz nie ma poniekąd takiego mniemania? Trudno to opisywać, nie wdrażając się w szczegóły. Tak naprawdę równości ludzi nie było i nigdy nie będzie. Nawet w tych wspaniałych wizjach przyszłości nie ma równości.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/04/najlepsza-ksiazka-tego-roku.html
Nie wiem, naprawdę nie wiem, ile tygodni czytałam tą książkę. Wolę nie sprawdzać nawet konkretnej daty. Wstyd. Ale nie rzuciłam tej książki zaraz po omówieniu jej w szkole, bo przecież mogłabym. A jednak ją dokończyłam. Po jakimś czasie, ale jednak. I nie żałuję. Opłacało się przeczytać do...
2017-03-01
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/03/w-kregu-gosci-kos-i-marzen.html
Przeważnie lubię czytać dramaty. Przeważnie. "Wesele" miało coś w sobie, co powodowało, że trudno mi się czytało ten dramat. Może nie, aż tak, ale jednak. Okej, rozumiałam główną myśl utworu i nic poza tym, prawie. To wszystko przez ten symbolizm.
Symbole w tym dramacie są wszędzie. Prawie wszystko jest symbolem i ze sobą wszystko się łączy. Pisząc "wszystko" przesadziłam. Jest parę głównych symboli, które dopiero są zrozumiałe po przeczytaniu całej lektury.
"Wesele" (można by rzec, że) opowiada o weselu chłopki i inteligenta. Na weselu są zgromadzeniu różni goście, z różnych klas społecznych. Jak można się domyślić pokazane są tutaj te różnice pomiędzy miastem, a wsią; niezgodność praktycznie wszystkiego; zafascynowanie pana młodego wsią. Ale i też... Marzenia Polaków o wolności, o powstaniu. Oczywiście, każdy ma inny pogląd na owe powstanie... W między czasie pojawiają się postaci fantastyczne, które bardzo namieszają wśród gości.
Postaci fantastyczne są bardzo ważne dla tego utworu to one poniekąd nadają mu sens. To one rozwijają postacie, zadają nurtujące pytania, straszą, a nawet dają misję. Pod ich wpływem bohaterowie się bardziej odsłaniają. Widzimy, że pod ich walecznością i duchem walki mało, co się kryje.
Przez chyba cały dramat można się lekko pogubić z postaciami. Jest ich bardzo dużo, na pierwszy rzut oka są oni nie potrzebni, ale później dociera do czytelnika, że jednak każdy jest po coś. Najbardziej zdziwiło mnie to, że większość (97%) bohaterów to ludzie, którzy rzeczywiście istnieli. "Wesele" powstało na podstawie prawdziwych postaci, chociaż interwencja była spora. W końcu to jego własna książka.
Moją ulubionym bohaterem został Hetman. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Hetman jest symbolem zdrady Polski. Mówi pogardliwie o Polsce, nie widzi w niej i jej istnieniu sensu.
W różnych interpretacjach jest mowa o pokazaniu Polaków w "Weselu" w krzywym zwierciadle, mowa o wyśmiewaniu się z cech Polaków. Trudno się z tym nie zgodzić. Te wady... I pomyśleć, że minęło tyle lat! Weźmy za przykład chociaż marzenia - ilu ludzi marzy, wymyśla, mówi, co to nie on by zrobił... I tak się kończy. Pozostaje na marzeniach. Na ich spełnienie potrzebny jest czas, prawdziwe chęci oraz wiele czynników. Nie wystarczy pomyśleć, nie wystarczy powiedzieć.
Czy mi się spodobało "Wesele"? Uważam, że wbrew tym symbolom, skomplikowanej budowie i tym zawirowaniom to tak, ale potrzebowałam do zrozumienia tego dramatu trochę czasu, rozmów, no i lekcji języka polskiego. Jeżeli, ktoś sam chce się zabrać za "Wesele" to powinien również zabrać się za jego interpretację (co nie równa się streszczenie ;) )
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/03/w-kregu-gosci-kos-i-marzen.html
Przeważnie lubię czytać dramaty. Przeważnie. "Wesele" miało coś w sobie, co powodowało, że trudno mi się czytało ten dramat. Może nie, aż tak, ale jednak. Okej, rozumiałam główną myśl utworu i nic poza tym, prawie. To wszystko przez ten symbolizm.
Symbole w tym dramacie są wszędzie. Prawie...
2017-02-22
Recenzja dotyczy tylko księgi I
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/02/a-taki-zy-ten-pan-reymont.html
Tyle narzekania na tych "Chłopów". Tyle złych opinii słyszałam o nich przed i w trakcie ich czytania: że nudne, że dziwny język lub... beznadziejne, bo tak. Cóż... Nie wiedziałam sama, co to będzie. Skoro tylu ludziom ta książka się nie spodobała, no to jak? A tak - spodobała mi się. Nie porwała mnie, nie jest to też moja ulubiona lektura, czy książka, ale polubiłam ją. To na pewno nie był czas stracony na czytanie. Żałuję tylko, że przedtem obejrzałam film (przedstawia wszystkie cztery części powieści) (w klasie oglądałam, żeby nie było). Bo wiadomo, jak to jest, kiedy się obejrzy najpierw film...
Ogólnie "Chłopi" przedstawiają losy mieszkańców wsi Lipce w tym głównie Macieja Boryny oraz jego rodziny. Wątki tych postaci przeplatają się z uroczystościami religijnymi oraz obrządkami typowo wiejskimi. Na życie bohaterów ma wpływ natura (pory dnia i roku). Wszystko jest dostosowane do rytmu przyrody.
Wcale to wbrew wszystkiemu nie nudzi. Wiadome, co kto lubi. Ale ten (w pewnym sensie) monotonny rytm dnia, nie jest, aż taki monotonny. Dlaczego? Przede wszystkim nie ma opisaych (oczywiście) ponad sześćdziesięciu dni po kolei, styl Reymonta nie nuży, dzięki gwarze staropolskiej i nie tylko staropolskiej (w niektórych regionach Polski nadal występują niektóre słowa, czy sposób mówienia) staje się on momentami zabawny; no i jak to na wsi - nigdy nie jest nudno: a to komuś ukradną świnie, a to umiera krowa, to jakaś potańcówka.
Właśnie, gwara. Czy przez to, jednak język fabuły nie jest trudny do zrozumienia? A no, nie. A na pewno nie, aż tak jak w "Panu Tadeuszu". Słowa jak słowa. Dajcie spokój, że ten język, tak bardzo odbiega od współczesnej polszczyzny. Jest nawet bardziej zrozumiały, bo prosty, swojski, taki "chłopski" (nie obrażając nikogo). A czego się na pierwszy rzut oka nie zrozumie, to można sobie z łatwością wywnioskować z kontekstu zdania. Nie ukrywam, było jedno lub dwa słowa, których nie znałam znaczenia, ale pozostałe zdania wytłumaczyły je.
Część "Jesień" skupia się na przedstawieniu bohaterów, zrękowinach i weselu jednego z bohaterów. Co... przysparza wielu kłopotów.
W fabule występuje wielu bohaterów. Nie piszę już o bohaterach dalszoplanowych, ale o tych, którzy występują cały czas. Maciej Boryna, Antek, Hanka i Jagna. Już w tej czwórce można na początku się pogubić, kto jest kim. Jeszcze dodać dwóch parobków to już mamy miks imion. I co teraz? Nie pozostaje nic innego, jak dalej czytać. W miarę czytania wszystko się ładnie ustawia na swoje miejsce. Kto komu ojcem, kto kogo kocha (szczerze? staropolski trójkąt). Oczywiście można od razu przeczytać te więzi w opracowaniu, ale po co? Po co niszczyć sobie przyjemność z czytania? Skoro ja się połapałam... A nie połapałam się w "Zemście" Fredry... ;) Naprawdę, nie jest źle.
Jak wszystko w tym utworze, postacie też są "swojskie". W gąszczu bohaterów można znaleźć każdego przedstawiciela danej grupy w społeczeństwie: jest osoba, która łatwo poddaje się emocją, ładna dziewczyna, która chce brać życie garściami, głowa rodziny, trzymając głowę na karku (do czasu), a jednak poniekąd beznadziejnie zakochana. Bo nie może być, przecież pięknie, prawda? Życie to życie, jeśli książka ma przedstawiać realia to musi być kłamstwo i "zło".
Irytujący bohaterowie? Niestety są. Konkretnie jeden. I to tak bardzo, że aż chciało się powiedzieć, żeby się ogarnął. Irytuje, ale pod koniec bierze się w garść. Trochę, ale jednak. To... taka, jakby ulega (no nareszcie się ogarnia!).
Na uwagę zasługuje opowiadanie pielgrzyma o psie... Jezusa. To nie jest pomyłka. O psie Jezusa. To opowiadanie jest, takie... Nie umiem tego nazwać, bo "miłe" to zły przymiotnik. Rodzinne? Chodzi o to, że to takie proste... Przypomina trochę tłumaczenie, jakie niektórzy mówią dzieciom, żeby czegoś złego nie robiły. Nie będę pisać więcej na ten temat, bo może ktoś będzie sam chciał się dowiedzieć o co z tym psem chodzi. ;)
Recenzja dotyczy tylko księgi I
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/02/a-taki-zy-ten-pan-reymont.html
Tyle narzekania na tych "Chłopów". Tyle złych opinii słyszałam o nich przed i w trakcie ich czytania: że nudne, że dziwny język lub... beznadziejne, bo tak. Cóż... Nie wiedziałam sama, co to będzie. Skoro tylu ludziom ta książka się nie spodobała, no to jak? A...
2017-01-16
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/01/aura-podziwu-i-mroku.html
Czytając książkę uważałam ją za tą jedną z tych beznadziejnych lektur, która praktycznie nic nie wnosi do życia człowieka. Strony się dłużyły, a kartki wcale się nie przewracały. Praktycznie przez 3/4 stron nic interesującego. Nawet po przeczytaniu nie zmieniłam zbytnio zdania. Może tylko tę część w której mówiłam, że lektura nic nie wnosi do życia czytelnika. Bo wnosi - wiele pytań. Musiałam po prostu wszystko sobie ułożyć. Ponieważ to trudne dzieło.
"Jądro ciemności" jest opowieścią Marlowa o podróży w głąb Afryki. O podróży, która była jego marzeniem od zawsze. Tam spotyka się z brutalną prawdą i obcą kulturą. Prawdą o życiu mieszkańców Afryki pod pieczą Europejczyków.
Jak się można spodziewać traktowanie czarnoskórych przez białych nie należy do najlepszych. Wręcz okrutnych: kary, poniżanie, bicie. Każdy chyba coś słyszał na ten temat. Mamy świadomość, że skolonizowanie Afryki nie było różowe. Ale to do pewnego momentu jeszcze można znieść (nie chodzi mi tu, że to było dopuszczalne). Gorzej zaczyna się, kiedy poznajemy inną postać, która będzie mieć znaczący wpływ na Marlowa. Ta postać... Nie ma po prostu sumienia. Wie co chce osiągnąć i nie obchodzi go cała reszta. Jego tok myślenia to: biali mogą wszystko, nawet zabijać. Człowieczeństwo tej postaci skończyło się nie z zabójstwem, a czynem, który... jest lub był spotykany wśród dzikich plemion.
I tutaj właśnie kryje się następny główny problem. Gdzie jest ta granica? Czy człowiek potrafi być tylko zły i nie posiadać żadnego dobra w sobie? A może to otoczenie miało taki, a nie inny wpływ na psychikę bohaterów? Czy nie mówiąc i nie zwracając uwagi na zło sami się do niego przyczyniamy? Czy to w ogóle nasza wina?
Bohater, który praktycznie pojawia się dopiero pod koniec "Jądra ciemności" jest zagadkowy. Praktycznie jego scena to epizod, ale nie możemy przejść koło niego obojętnie, tak jak Marlow czy pewien Rosjanin. Postać posiada w sobie taką aurę władzy i podziwu, że ta dwójka bohaterów jest dla niego zrobić wszystko. Można go porównać do historycznych dyktatorów. Miał taki dar przekonywania i mowy, że każdy był wstanie wszystko wybaczyć. Okrucieństwo, które nie mieściło się w głowie. Z drugiej strony, jednak jest przedstawiona jego lepsza i kochająca strona. Jednakże autor nie pozwala nam się głębiej jej przyjrzeć. Dostrzegamy ją przez pryzmat osoby zakochanej. Możemy tworzyć pytania i domysły, czy to była prawda, a może tylko kłamstwa, które byly wypowiadane z ust osoby zaślepionej.
O Marlowe nie można za wiele powiedzieć. Zwykły marynarz, któremu udało się spełnić marzenie. A może i koszmar? Nie rozumie świata afrykańskiego, nie jest nawet przygotowany na to, co spotka. Dżungla przedstawia mu obrazy zamierzchłych czasów, a religia i zachowanie Murzynów - starożytne, albo i prehistoryczne ludy. Nie traktuje on się ludzi o innym kolorze skóry. Ale też im jakoś nie współczuje. Przytakuje na to wszystko, co się wokół niego dzieje. Zagadką jest, dlaczego na to wszystko pozwala osobie, która powinna być przykładem dla innych. Milczy. Nic nie komentuje. Nawet, gdy nadarza się... Właśnie. Czy w końcu główny bohater się przełamuje?
Język utworu nie należy do trudnych, a jednak posiada w sobie taką ospałość i ciężkość, że jedna strona dłuży się z minuty na minutę, co zniechęca do czytania.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/01/aura-podziwu-i-mroku.html
Czytając książkę uważałam ją za tą jedną z tych beznadziejnych lektur, która praktycznie nic nie wnosi do życia człowieka. Strony się dłużyły, a kartki wcale się nie przewracały. Praktycznie przez 3/4 stron nic interesującego. Nawet po przeczytaniu nie zmieniłam zbytnio zdania. Może tylko tę część w...
2016-10-09
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/10/poczatku-antysemityzmu-w-pozytywizmie.html
Nowele to krótkie formy, jednak można czasem powiedzieć o nich wiele. A czasem krótko.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że, tak naprawdę chciałabym znacznie więcej napisać o tej noweli od tego, co będzie w tej recenzji napisane. Problem w tym, że przy takich utworach braknie mi słów. Albo po prostu z elektronicznych stron mniej przyswajam treści, niż z papierowych stron. Ale czasami trzeba przeczytać książki w formie e-booka.
Głównym bohaterem nowelki jest tytułowy Mendel Gdański. Tak, to imię oraz nazwisko mężczyzny. Nie ukrywam, że na początku mnie to zdziwiło, jednak po paru stronach zdziwienie minęło. Można by napisać, że nazwisko postaci składa się na logiczną całość w odniesieniu do całej fabuły.
Mendel jest żydem, mieszkającym w Polsce od urodzenia. Żyje on sobie spokojnie, nikomu nie zawadza. Opiekuje się wnukiem o imieniu Jakub. I tak sobie żyją jak przeciętny mieszkaniec Polski... Do czasu. Z dnia na dzień część, dość znaczna część Polaków zaczyna nienawidzić żydów. Ich nienawiść przybiera z minuty na minutę na sile. Nie ma dla nich znaczenia, czy to dziecko, czy starzec, ważne, że żyd.
Ktoś powie, że to jest niemożliwe, żeby nagle człowiek zmienił zdanie, swoje przekonania. Dlaczego nie? Wiele było takich sytuacji w długiej historii świata. Znikąd zmiana? No, nie tak do końca. Na takie zachowanie przyczyniło się kilka czynników: zdanie niektórych ludzi, strata, frustracja, trudna teraźniejszość, zazdrość i wiele innych.
Autorka pokazuje tę sytuację ze strony osoby poszkodowanej, osoby, która nie była niczemu winna. Mendel nie jeden raz podkreśla, że nie widzi sensu w tym, że to jego i innych jego typu żydów kara się i uważa się za obcych, skoro nic złego nie zrobili, przecież nie są obcy, skoro wychowali się w tym samym kraju, co ludzie, którzy ich atakują.
Jeśli chodzi o Mendla Gdańskiego to uważam, że jednak mężczyzna był za bardzo pewny siebie, rozumiem, że był pewny swoich racji. Jednakże, kiedy staje w oko w oko z niebezpieczeństwem i widzi, że ludzie zachowują się niczym (przepraszam za porównanie) psy spuszczone ze smyczy... To nie dociera do niego, stoi przy swoim. Miałam ochotę nim potrząsnąć, krzyknąć, żeby uciekał. Nie ukrywajmy tego, rozwścieczony tłum nie cofnie się przed niczym. Według mnie Mendel był za bardzo dumny. Okej, duma nie jest czymś złym. Zwłaszcza, kiedy uczył swojego wnuka, żeby nie przejmował się wyzwiskami i nie wstydził się tego kim jest. Z drugiej jednak strony, potrafię go zrozumieć, że nie chciał zachować się jak tchórz i że nie potrafił zrozumieć, tej nagłej zmiany w Polakach. Zawsze jest w końcu jakaś mała nadzieja, że to, co złe się odmieni... Że to sen.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/10/poczatku-antysemityzmu-w-pozytywizmie.html
Nowele to krótkie formy, jednak można czasem powiedzieć o nich wiele. A czasem krótko.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że, tak naprawdę chciałabym znacznie więcej napisać o tej noweli od tego, co będzie w tej recenzji napisane. Problem w tym, że przy takich utworach braknie mi słów. Albo...
2016-05-22
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/05/szlachecka-historia-miosna.html
I w końcu przyszedł czas na jedno z kultowych czytelniczych wyzwań mej licealnej przygody, czyli słynna epopeja narodowa - "Pan Tadeusz". Miałam różne myśli za nim sięgnęłam po tą lekturę. Z jednej strony bałam się jej czytać, ponieważ przerażała mnie jej długość i tematyka. Ta cała polityka i... opisy przyrody. Tak, opisy przyrody to coś, czego nie lubię w jakichkolwiek książkach. Zwłaszcza, jeśli są długie i szczegółowe. Nie bałam się tego, co niektóre osoby może przerażać, czyli wersowanej budowy utworu. Czytałam rok temu "Grażynę" (również Adama Mickiewicza) i podoba mi się ten sposób przedstawienia treści. Niestety, "Grażyna" jest krótsza, a "Pan Tadeusz"... Może i ma ok. czterysta stron, co może wydawać się śmieszne dla kogoś, kto od małego czyta, jednak... to nieepicki zapis. Według mnie, więc trzeba przemnożyć liczbę stron razy dwa.
"Pan Tadeusz" głównie opowiada nieszczęśliwą historię Tadeusza i Zosi. Dlaczego nieszczęśliwą? Oboje, niczym Romeo i Julia pochodzą z dwóch zwaśnionych rodów szlacheckich, które rozdzieliła przeszłość. A przeszłość, nie odchodzi z dnia na dzień i trzyma w szponach teraźniejszość. Oprócz głównego wątku mamy tu spór pomiędzy rodami i obraz historyczny na ówczesne czasy Litwy. Jednak dla mnie tło historyczne nie miało, aż tak wielkiego znaczenia, jak może by powinno. Uważam, że poeta chciał przede wszystkim stworzyć historię, która zawierałaby wszystko, co łączyło się z jego domem, czyli przyrodę, kulturę, zwyczaje, język. Bo jeśli się jest poza ojczyzną i się za nią tęskni to wydaje się to wszystko czymś naturalnym - historia ta jest w czymś rodzaju skarbnicy wiedzy, rycerza, który ma chronić to, co się jeszcze pamięta. Uchronić przed zapomnianym. Poza tym... Ostatnie sceny, gdzie oba rody walczą u swojego boku... Według mnie miało to wezwać ludzi do połączenia się przeciwko wrogowi. Litwin, Polak, razem może się udać. Samemu naród nie jest w stanie nic zrobić, ale jeśli połączy się z drugim... W dwóch narodach większa siła. Wiem, że to może być nadinterpretacja, bo często mi się to chyba zdarza przy utworach poetyckich.
Język sam w sobie nie jest czymś, co przeszkadza w czytaniu, bo staropolskiego nie ma, tak dużo jak ja myślałam. Nazwy nie są takie trudne. Bardziej czytanie dłuży się przez długie opisy, mnogość wątków i postaci. I głównie to, że nie wiadomo jak przerwać czytanie. Przychodzi po prostu w końcu taki moment przy czytaniu, że się gubisz lekko, trzeba się cofać, przypominać. Głównie to przez taką budowę, a nie inną.
Ale jeśli chodzi o opisy... Niektóre z nich polubiłam, bo nie były one takimi zwykłymi opisami. Różne porównania do czegoś innego, czasem nawet ożywianie przyrody lub uosabianie jej, naprawdę oddziałowuje wyobraźnie czytelnika. Nawet bardziej, niż zwykłe opisy.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/05/szlachecka-historia-miosna.html
I w końcu przyszedł czas na jedno z kultowych czytelniczych wyzwań mej licealnej przygody, czyli słynna epopeja narodowa - "Pan Tadeusz". Miałam różne myśli za nim sięgnęłam po tą lekturę. Z jednej strony bałam się jej czytać, ponieważ przerażała mnie jej długość i tematyka. Ta cała polityka...
2016-04-22
Recenzja dotyczy tylko III części
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/04/teskno-mi-panie.html
Powoli zaczynam się przekonywać to twórczości polskich poetów i pisarzy... Powoli, ale na pewno mam aktualnie lepszą opinię o nich, niż... z jakieś dwa-trzy lata temu. Chociaż nadal uważam, że Słowacki w swoich utworach za bardzo inspirował się Szekspirem, a grotesek Mrożka nigdy chyba nie zrozumiem. Jednakże, jeśli chodzi o Mickiewicza... Jest coraz lepiej. Zobaczymy jak będzie przy "Panu Tadeuszu"...
Drugą część "Dziadów" czytałam w gimnazjum i wspominam ją dobrze. W liceum przyszła pora na trzecią i fragmenty czwartej... Uważam, że trzecia część porusza problemy ważniejsze niż reszta (jednakże jest to tylko moja subiektywna ocena).
Patriotyzm. Czymże on właściwie jest? W pokoju pozornie trudno go okazać, a jak jest w momencie zagrożenia? Ludzie nagle się zmieniają i stają się superbohaterami? Nie.
Akcja tej części "Dziadów" dzieje się podczas zaborów, gdzie na ziemiach polskich panoszą się Prusacy, Rosjanie i Austriacy. Akurat w fabule jest ukazany zabór rosyjski i rządy Nasilowa w imieniu cara.
Podoba mi się to w lekturze, że Mickiewicz ukazał różne natury ludzkie. Jedni rwą się do walki (mogliby nawet zginąć za drugiego, za ojczyznę), drudzy są obojętni, a inni... nawet sprzymierzają się z wrogami. Bo przecież lepiej dobrze żyć z kimś, kto ma większą siłę, prawda? Jednak te natury, sumienia, myśli nie są prosto ukazane. Nie. Dodane są do fabuły postacie fantastyczne - anioły i demoniczne duchy "upadłe anioły". Dzięki tym postaciom jakoś łatwiej jest pojąć wszystkie myśli i zwątpienia człowieka. Każde ludzkie wahanie to wojna nieba i piekła. O każdy nasz czyn walczą istoty z odmiennych miejsc. Jest to interesujący zabieg, zwłaszcza w scenie załamania jednego z głównych bohaterów - Konrada. Bo gdzie jest Bóg w wojnie i zaborach? W tym całym okrucieństwie.
Jeśli chodzi o postać Konrada... Nie wiem, czy to spoiler, czy nie, dlatego napiszę dość ogólnie. Postać Konrada łączy się ściśle z postacią samobójcy z IV części. Na pierwszy rzut oka nie ma to żadnego związku, ale jeśli wierzyć różnym interpretacją - obie postacie są samym Adamem Mickiewiczem. Po fragmencie IV części trudno zauważyć cechy podobne głównego bohatera do poety, ale za to w całej części III... To ma sens. Autor chciał się zrekompensować po tym, jak nie wziął udziału w powstaniu listopadowym, próbował jakoś to nadrobić. Myślę, że ukazał on bohatera, który próbował walczyć, lecz niekoniecznie bronią. Kto powiedział, że można walczyć tylko bronią? A kto obroni polskość, polską kulturę? Ktoś musi.
Co mi się jeszcze podobało w lekturze? Wizje, przewidzenia, które nadawały dreszczyku emocji, ale też czegoś, czego nie umiem opisać. No właśnie, w dramacie jest pewien fragment, który według mnie jest przepowiednią. Pewnie Mickiewicz również "bawił się" w mistycyzm, więc czemu, nie? Skoro Słowacki mógł przewidzieć polskiego papieża to dlaczego nie... Mowa o bohaterze, obrońcy, który wskrzesi naród, "a jego imię to czterdzieści i cztery". Czytając o tym... Od razu przyszedł mi na myśl rok 1944. Czy to nadinterpretacja, czy naprawdę o to chodzi? Dlaczegóż by, nie? Ciekawe...
Co mi się nie podobało? Lubię, kiedy w książkach przewija się inny język, ale... Oh, dlaczego francuski? Nie umiem francuskiego. Oczywiście są przypisy, ale nie lubię przerywać treści i zerkać na przypisy, to wybija z rytmu. Zresztą... To jest takie dziwne, kiedy nie wiesz jak przeczytać te słowa, i co? Po prostu przewinąć stronę, a przedtem zerknąć na przepisy, żeby załapać, chociaż sens wypowiedzi? To takie dziwne... Nic tylko uczyć się francuskiego! Łacinę jeszcze dało się zrozumieć. Ogólny sens. Przynajmniej, jeśli ktoś choć trochę się interesuje tym językiem. ;) Drugą rzeczą, która mocno przykuła moją uwagę - pewien bohater ginie... przez piorun. Co ci romantycy mieli do tych piorunów? Bóg niczym grecki Zeus zsyła na zwyrodnialców grzmoty, błyskawice i pioruny. Pocieszenie, że każdy odpokutuje za swoje, że każdy bez względu na wszystko umrze. Jeśli w ogóle to jakieś pocieszenie... Chociaż (bodajże) w baroku to było jakieś pocieszenie.
Recenzja dotyczy tylko III części
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/04/teskno-mi-panie.html
Powoli zaczynam się przekonywać to twórczości polskich poetów i pisarzy... Powoli, ale na pewno mam aktualnie lepszą opinię o nich, niż... z jakieś dwa-trzy lata temu. Chociaż nadal uważam, że Słowacki w swoich utworach za bardzo inspirował się Szekspirem, a grotesek...
2016-01-10
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/01/bo-czowiek-ni-biel-anielska-ni.html
Dotychczas niewiele czytałam utworów Szekspira. Kojarzę tytuły, ale tylko kojarzę, do niedawna mylił mi się "Hamlet" z "Makbetem" i na odwrót. Ogólnie do... któreś tam klasy gimnazjum sądziłam, że pisarz/poeta/dramaturg nie pisze jakoś ciekawie. Ale zaskoczyłam się już po "Romeo i Julii".
"Makbet" wbrew wszystkiemu jest po części trudny do przeczytania, ze względu głównie na słownictwo i budowę zdań. Nie jest to też bardzo stary język, ale w każdym razie ma coś takiego w sobie... Niektóre książki po prostu potrzebują ciszy, skupienia. Nie czytania na czas.
Bohaterów w fabule jest bardzo dużo, co jest niestety utrapieniem. Po części. Akcja dzieje się głównie w Szkocji, więc imiona są szkockie, a one... Nie należą do prostych. Więc... Nie, to nie jest dramat, gdzie wiesz wszystko który, co i jak. Myślę, że tu chodzi o ogólny sens, a nie jak miał na imię ktoś tam.
W tym roku trafiam trzeci raz na lekturę, która w pewnym sensie dotyczy losu, przeznaczenia człowieka. Trzy Czarownie wywróżyły Makbetowi, że stanie się królem. Ale nie tylko to - również wywróżyły jego koniec, który na przerwy rzut oka jest dziwny, zagadkowy, który nie powinien się spełnić. Główny bohater nie przejął się zbytnio tym drugim, ale tym pierwszym...
Właśnie. Władza. Kogo ona nie kusi? Większość osób w głębi duszy chciałoby być nad kimś, posiąść wyższe stanowiska... Nie piszę, że zaraz ktoś marzy o zostaniu prezydentem, bo wątpię, żeby przeciętnemu Kowalskiego marzył się takowy zawód. W każdym motyw władzy jest każdemu bardzo dobrze znany. Nie trzeba szukać bardzo daleko.
Makbet... Był na początku osobą, której nawet się nie śniło o byciu królem. Miał swój jakiś zameczek i tyle. Jednak po przepowiedni coś się zaczęło w nim dziać... Rozmyślał coraz częściej nad nią, w końcu myśl o zostaniu królem, tak go ogarnęła, że po namowach żony, zaczął mordować ludzi.
Można powiedzieć, że facet był potworem, prześladował poniekąd ludzi i nie dziwne, że w końcu zwariował, jednakże... I to właśnie podoba mi się w baroku. Makbet sam nie wie, co ma robić, boi się, ma wyrzuty sumienia, staje się silny, godzien jest zabić. Jego natura jest rozdwojona. Nie chcę go wybielić, ale można go jakoś zrozumieć. Przez to wszystko staje się on bardziej ludzki, niż reszta postaci, które można spotkać w ogóle w książkach. Spodobała mi się ta postać. Chociaż... Jego szaleństwo według mnie było troszkę słabo opisane. Przynajmniej przy końcu, kiedy zbliżał się jego czas. W przeciwieństwie do szaleństwa jego żony - Lady Makbet, która jest po prostu osobą złą, bez przejawów dobroci, łaskawości, czy skrupułów. Zrobi wszystko by coś osiągnąć, namawia męża do czynów okropnych, tak mu mota w głowie, że to jest niepojęte. Lecz... Jak to w wyrokach boskich bywa, w końcu na kobietę musi spaść sroga kara.
Jeżeli chodzi o innych bohaterów godnych uwagi to... Można wymienić Malcolma, który z tego, co zrozumiałam nie chce korony po ojcu, ale... Jednak go do niej ciągnie. Tak czasami jest. W każdym razie dzięki jednej scenie postać na chwilę bardziej się uczłowiecza. Z jednej strony przyznaje się do wad, ale za chwilę je skreśla, bo przecież korona... Władza. Królestwo.
Temat władzy nie jest tutaj główną rzeczą. Tu bardziej chodzi... O to, że człowiek nie jest jednoznaczny. Nie jest dobry. Nie jest zły. Jest przewrotny. Dobro może stać się złem, zło dobrem. To burzy teorię współczesnych ludzi, którzy nadal wierzą, że człowiek może być taki lub taki. Że dobremu człowiekowi wszystko można wybaczyć, a złemu nie dawać szansy poprawy.
Głównie nie podobało mi się zakończenie książki. Takie... Wolałabym, żeby sytuacja tytułowego bohatera została wprost opisana, a nie dowiadujemy się o niej w pewnym sensie pobocznie. Uważam, że byłoby to ciekawsze. Miałam małe wrażenie, że zakończenie jest trochę sztuczne, zakończone szybko.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/01/bo-czowiek-ni-biel-anielska-ni.html
Dotychczas niewiele czytałam utworów Szekspira. Kojarzę tytuły, ale tylko kojarzę, do niedawna mylił mi się "Hamlet" z "Makbetem" i na odwrót. Ogólnie do... któreś tam klasy gimnazjum sądziłam, że pisarz/poeta/dramaturg nie pisze jakoś ciekawie. Ale zaskoczyłam się już po "Romeo i...
2015-11-05
Jeśli ktoś czyta długo i uważnie moje recenzje może zauważyć, że nie przepadam za typowo romantycznymi historiami i wątkami. Dlaczego? Ponieważ są one głównie zbudowane tak samo i nie ma jakiegoś zaskoczenia, czegoś innego. Nie znaczy to, że skreślam wszystkie wątki miłosne i wszystkie powieści miłosne. Nie, mam nawet listę książek, które są głównie powieściami miłosnymi, a chcę je przeczytać ze względu na to, że podobno skrywają coś więcej, większe problemy od "dwóch chłopaków mi się podoba, co ja teraz zrobię". Ale o tej liście w grudniu.
Czasy średniowiecza, które kojarzą się każdemu z czymś innym, zawierały piękne podania i legendy, które miały w sobie magię i ukazywały też potęgę uczuć. Wśród tych pieśni i opowieści znalazła się historia dwóch nieszczęśliwie zakochanych kochanków - Tristana i Izoldy. Ich przygody nie były znane tylko w jednym kraju, a w prawie (jeśli nie w całej) całej Europie.
Tristan - rycerz, który w dzieciństwie stracił ojca i matkę, ma przywieść do Kornwalii narzeczoną dla swojego króla. Konkretną narzeczoną, tą, której włos znalazł król Marek. Może wydawać się to daremnym zadaniem, ale Tristan wie o kogo chodzi. Zabija pewnego stwora, który grasuje w Irlandii i zabiera irlandzką księżniczkę na statek. Tam wypijają niechcący napój, który zmienił raz na zawsze ich życie. Napój miłosny, a tą księżniczką była Izolda. Jak widać kochankowie będą przeżywać burzliwe losy, w końcu Izolda będzie kogo innego żoną...
Można w fabule znaleźć inne problemy, ale głównym jest właśnie ta nieszczęśliwa miłość... Nie wiem, nad czym tak się zastanawiać i ją analizować jako przykład wielkiej miłości, dlatego, że uważam to uczucie za nieprawdziwe, za magię. Inaczej byłoby, przecież, gdyby tego nie wypili i byli w sobie naprawdę zakochani. Nie mówię, pewnie czuli coś tam do siebie jeszcze przed wypiciem eliksiru, ale przez tamto uczucie nie zachowywali się tak głupio. Cała historia jest tak opowiedziana, jakby ta miłość naprawdę była piękna i szlachecka, a jednak... Uważam ten wątek za jakiś absurd. Tym bardziej, że pod koniec książki jest dość interesująca scena, gdzie się z całą pewnością przekonałam, że to uczucie to była tylko iluzja. Ale oczywiście, każdy może inaczej rozpatrywać całą historię...
Zdaję mi się, że drugą nadrzedną rzeczą jest przeznaczenie. Chyba czytelnicy po tej lekturze będą dzielić się na dwie grupy, przynajmniej tak mi się zdaję... W końcu i tak ponieśli w pewnym sensie karę za to wszystko, może nie tak jak w Balladynie, że piorun po prostu trzasnął w nich, ale za pomocą osoby trzeciej... Bo nie dziwię się, że osoba, która postąpiła tak, a nie inaczej zrobiła to bez żadnego powodu. Jest trochę ukazana, jako ta gorsza postać, jednak trzeba zrozumieć jej sytuacje. Miało Tristanowi i Izoldzie przejść wszystko płazem?
Również koniec książki nawiązuje w pewnym sensie do mitu o Tezeuszu, a konkretnie do losu Ajgeusa (ojca Tezeusza). Nie chcę wyjawiać konkretnie o co chodzi, ale ma to związek ze statkami i żaglami.
Fabuła jest zbudowana dość ciekawie ze względu na to, że każdy rozdział zaczyna się fragmentem historii kochanków po bodajże staroniemiecku, francusku i w innych jeszcze językach; nie wiem dokładnie, jakie to są. Minusem dla mnie był niejednolity czas. Głównie występował czas przeszły, ale były momenty, gdzie nagle zjawiał się czas teraźniejszy, który czasami przeszkadzał w czytaniu.
Jeśli ktoś czyta długo i uważnie moje recenzje może zauważyć, że nie przepadam za typowo romantycznymi historiami i wątkami. Dlaczego? Ponieważ są one głównie zbudowane tak samo i nie ma jakiegoś zaskoczenia, czegoś innego. Nie znaczy to, że skreślam wszystkie wątki miłosne i wszystkie powieści miłosne. Nie, mam nawet listę książek, które są głównie powieściami miłosnymi, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-14
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2015/09/starozytna-wyobraznia.html
Los. Fatum. Przeznaczenie. Bóg, bogowie. Jakkolwiek nie nazwać zrządzenia losu, zawsze (lub prawie zawsze) będzie się kojarzyć ludzkości z tym samym - nie mamy na to wpływu. Jest grupka (nawet znaczna) ludzi, która uważa, że to jednak człowiek decyduje o swoim losie. Mają rację, przynajmniej po części. Bo cóż... Jeśli będziemy siedzieć na kanapie i nic nie robić to raczej nie staniemy się nagle dyrektorem wielkiej firmy lub (taaaaak, zawód bardzo opłacalny) pisarzem bestsellerów. Nasza przyszłość zapisana w gwiazdach? Albo w fusach herbacianych? I takie są poglądy. Nawet w XXI wieku. Jak widać nasze życie i jego przyszłość, od dawien dawna interesowała ludzi. Jak to jest z tą przyszłością? Ktoś rządzi nią, czy nie? Może to Mojry decydują, kiedy mamy się narodzić, jak długo ma trwać nasze życie i w końcu kiedy umrzemy? Można mówić, co się chce o greckiej (w ogóle o wszelkiej; pomijając rzymską, bo jestem sceptycznie do niej nastawiona) mitologii, ale jedno trzeba przyznać - Grecy mieli wybujałą wyobraźnię. Nawet jeśli całe te wierzenia tworzyli po "pijaku i na haju".
Na rodzie Labdakidów ciąży nieuchronna klątwa. Przepowiednia mówi, że syn Lajosa i Jokasty zabije ojca, a swoją matkę weźmie za żonę. Okropne prawda? Przeciw woli boskiej przeciwstawiają się rodzice chłopaka (kto by zresztą chciał, aby przepowiednia się wypełniła?). Jednakże, nie byłoby wcale tego dramatu, gdyby chłopiec nie przeżył. Oczywiście dorasta i znając swoje przeznaczenie, robi wszystko by do niego nie doszło.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2015/09/starozytna-wyobraznia.html
Los. Fatum. Przeznaczenie. Bóg, bogowie. Jakkolwiek nie nazwać zrządzenia losu, zawsze (lub prawie zawsze) będzie się kojarzyć ludzkości z tym samym - nie mamy na to wpływu. Jest grupka (nawet znaczna) ludzi, która uważa, że to jednak człowiek decyduje o swoim losie. Mają rację, przynajmniej po...
2015-02-07
Gdy czytam opis dołączony do tej książki na lubimy czytać to w pewnym sensie śmiać mi się chcę. Ludzie mają różne gusta. I pisanie w opisach (teraz już ogólnie), że coś jest świetne i w ogóle jest trochę głupie. Sięga się po książkę, bo widzi się, że na okładce jest napisane, że to arcydzieło. Wierzysz opisowi i... można się przez to zawieść. Nie rozumiem, dlaczego krytykom literackim tak bardzo spodobała się ta książka. Dobrze, porusza jakieś ważne problemy, choć niewiele; ale prawie każda książka porusza jakiś problem. W "Weiserze..." fabuła jest tak zawiła i momentami nudna, że... Najlepiej to czytelnik ma na końcu. Nie lubię książek, które nic w końcu nie wyjaśniają. Okej, takie coś skłania do przemyśleń... Gdy jest jako taka fabuła i wydarzenia. Tu, jest pomieszanie czasów. Powiedziałabym, że to bardziej pamiętnik, niż powieść. Zapiski, które większość ludzi pisze, ale tutaj jest to ubrane w jakieś konkretne słowa i dołączenie tytułowego Dawida, który nadaje tajemniczości zapiskom.
Gdy czytam opis dołączony do tej książki na lubimy czytać to w pewnym sensie śmiać mi się chcę. Ludzie mają różne gusta. I pisanie w opisach (teraz już ogólnie), że coś jest świetne i w ogóle jest trochę głupie. Sięga się po książkę, bo widzi się, że na okładce jest napisane, że to arcydzieło. Wierzysz opisowi i... można się przez to zawieść. Nie rozumiem, dlaczego krytykom...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-11
Nie spodziewałam się, że "Oskar i pani Róża" tak mi się spodoba. Myślałam, że to będzie smętna, nudna historia. Nudna jak GNW. Na szczęście ta książka jest całkiem inna. Język jakim posługuje się Oskar jest zwykły, codzienny, nie ma ozdobników, trzeba coś powiedzieć dosadnie? Proszę bardzo! Nie ma żadnego ukrywania.
Chociaż jest to opowieść o czymś smutnym, strasznym - o śmierci, chorobie i przemijaniu to czytelnik nie czuje tej przygnębiającej atmosfery. Niektóre momenty naprawdę śmieszą... Życie się toczy...
Nie spodziewałam się, że "Oskar i pani Róża" tak mi się spodoba. Myślałam, że to będzie smętna, nudna historia. Nudna jak GNW. Na szczęście ta książka jest całkiem inna. Język jakim posługuje się Oskar jest zwykły, codzienny, nie ma ozdobników, trzeba coś powiedzieć dosadnie? Proszę bardzo! Nie ma żadnego ukrywania.
Chociaż jest to opowieść o czymś smutnym, strasznym - o...
2014-10-19
Większość jakoś się zachwyca tą książką, ja... uważam, że jest ona zwyczajnie nudna. Przynajmniej przez większość fabuły.
"Kamienie na szaniec" są takim sprawozdaniem z życia Alka, Zośki i Rudego. Może nie całego życia, ale najważniejszego etapu. Sposób pisania jest suchy, w sensie, że nie ma w nim za bardzo emocji. Zrobili to - udało się. Zrobili to - nie udało się. Rozumiem, że pan Kamiński chciał zachować w pamięci zachowanie tych chłopaków, ich bohaterstwa oraz dać wzór pokoleniom, ale... Napisane jest na wstępie i pod jakimś zdjęciem, że autor dając do spisania książkę swojej żonie był rozemocjonowany. Hm, ja tych emocji nie widzę.
I nie chodzi o to, że tematyka mi nie odpowiadała, bo właśnie przeciwnie. Zaciekawiły mnie te czasy, zresztą z tematem wojny spotkałam się też w innych książkach. Tamte były lepsze od tej.
Na koniec... Żal Alka, bo był tak samo dobry jak Zośka lub Rudy. Może nie był takim szefem jak Zośka, albo nie zginął przez gestapo, ale... Też walczył, też chciał wolnej Polski. A teraz i wcześniej mówi się głównie o pozostałych dwóch.
Większość jakoś się zachwyca tą książką, ja... uważam, że jest ona zwyczajnie nudna. Przynajmniej przez większość fabuły.
"Kamienie na szaniec" są takim sprawozdaniem z życia Alka, Zośki i Rudego. Może nie całego życia, ale najważniejszego etapu. Sposób pisania jest suchy, w sensie, że nie ma w nim za bardzo emocji. Zrobili to - udało się. Zrobili to - nie udało się....
2014-09-10
Sięgnęłam po tę książką z... przymusu. Jedynki w szkole nie chciałam zarobić.
Od początku tak jakoś sceptyczna byłam do tej lektury. Przez tytuł? Okładkę? Raczej tak.
Jednak ponownie kłania się motto książek, że fabuła jest ważniejsza od okładki.
Pierwsze zdanie "Dobrej pani" mnie trochę przeraziło. Jedno zdanie rozpisane na ok. cztery linijki strony. Jeszcze na dodatek tak trochę skomplikowanie napisane. Lepiej brzmiałoby, gdyby był podzielone na części, ale już nieważne. Wgłębiając się coraz bardziej w fabułę miałam dwa wrażenia:
1. (Tak mniej więcej w połowie) To pewnie jest coś podobnego do "Ani z Zielonego Wzgórza", w sensie takim, że tytułowa Dobra Pani będzie całkiem inna. Albo może, że tak jak w "Złodziejce książek" bohaterka jest w głębi serca inna.
2. (Bardzo pod koniec) To bardzo piękna nowela. Może i jest krótka, ale ma bardzo ważną treść. Opowiada o przywiązaniu i zarazem odrzuceniu. O brutalnym egoiźmie. Nie ma co ukrywać - na końcu płakałam i nie wstydzę się tego. Każdego wzrusza inna książka i fabuła, mnie akurat ta.
Sięgnęłam po tę książką z... przymusu. Jedynki w szkole nie chciałam zarobić.
Od początku tak jakoś sceptyczna byłam do tej lektury. Przez tytuł? Okładkę? Raczej tak.
Jednak ponownie kłania się motto książek, że fabuła jest ważniejsza od okładki.
Pierwsze zdanie "Dobrej pani" mnie trochę przeraziło. Jedno zdanie rozpisane na ok. cztery linijki strony. Jeszcze na dodatek...
2014-03-23
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/05/najduzej-czytana-ksiazka-w-zyciu.html
"Lalkę" omawiałam w szkole ponad rok temu... To był dziwny czas na czytanie, takich książek. Ledwo miałeś sięgnąć po Prusa, to już kłaniał się Dostojewski, a nie zapomnij uczniu jeszcze o Reymondzie! Zaczęłam czytać, ale... Trzeba było czytać, co innego, a potem zwyczajnie się nie chciało. Bo komu się chce czytać lektury?
Mi. Ale obiecałam sobie, że skoro już zaczęłam czytać "Lalkę" to ją skończę. I skończyłam. Dziś jest ten cudowny dzień, gdzie witają mnie zaległe ciekawsze (oby) książki. No może za tydzień... Po maturach.
O czym opowiada "Lalka"? Cóż... Głównym wątkiem jest miłość Stanisława Wokulskiego do Izabeli Łęckiej (bardzo uroczy wątek). Ale oprócz tego jest mowa o przemianach społecznych i politycznych w Polsce, jak i na świecie. A nawet o roli człowieka w tym całym pośpiechu, zgiełku miasta. O roli kobiety, która w dziewiętnastym wieku ulega powoli przemianie. I ten motyw nie jest rozwiązany wcale, tak jak w większości książkach, które przynajmniej ja czytałam.
Może zacznę od Izabelli Łęckiej, która wg. mnie jest nie potrzebnie obrażana i wyśmiewana. I to głównie przez osoby, które nie przeczytały tej powieści. Iza jest, że tak to nazwę typową szlachcianką, ale sama z siebie, taka się nie stała. Tak ją ojciec wychował, dawał wszyscy, co chciała jedynaczka. A że to dwudziestokilkuletnia dziewczyna to, co się dziwić, że amory były jej w głowie. Nie dziwię się trochę jej postępowaniu. Co nie znaczy, że to popieram. Ale wyzwiska są nie służne xd Inna postać męska była gorsza.
Wokulski to postać przez, którą dosłownie odechciewało mi się czytać. Wielki romantyk. Wielki romantyk zakochany na zabój w Łęckiej. I żeby on jeszcze był zwyczajnie zakochany to nie. On świata poza nią nie widział. Na początku dało się to jeszcze przeżyć, ale im bliżej końca... Gorsze niż romans. Nawet jest jedna nadzieja, że może jednak mężczyzna przejrzał na oczy. Uwierzyłam w nią. Niestety, Prus pograł ze mną i wystarczyło kilka zdań, żeby nadzieja legła w gruzach. Szczerze to przez ostatnie... sto-dwieście stron chciałam, żeby Wokulski był, niczym Werter... Oszczędzono by trochę stron...
Jedną z ciekawszych postaci jej Ignacy Rzecki, który prowadzi pamiętnik, dzięki któremu poznajemy historię trochę z jego strony. Trochę, bo przez sporą część Rzecki opisuje swoje życie. Które zresztą nie jest, takie nudne. Bohater był żołnierzem i to właśnie, dzięki niemu poznajemy politykę lat 70. XIX wieku i wcześniej. Myślałam, że będzie mnie to nudzić, ale jest to opisane w taki sposób, że da się to przeczytać z ciekawością. Na pozór Ignacy to nudna postać, ale chyba jedna z najbardziej "trzeźwych" umysłowo postaci. Potrafi od razu zauważyć, że coś nie gra z przyjacielem. Gdyby się tylko go posłuchał... Gdyby...
Nie ukrywam, że gdyby nie nie opisy, książka prawdopodobnie nie byłaby, aż tak gruba. I... O dziwo, te opisy są całkiem odmienne, niż u Sienkiewicza, czy Hugo. Nie przytłaczają. Nie ma się wrażenia "o Boże, znowu opis"! Zresztą to dość ciekawe, kiedy czyta się opis poszczególnych miejsc w Warszawie, a potem za jakiś czas, kiedy jesteś w stolicy wszystko ci się przypomina. Idziesz szlakiem Wokulskiego... ;)
A teraz przejdźmy do rzeczy, która najbardziej mi się spodobała! Wiecie, czym jest magnetyzm? A znacie metal lżejszy od powietrza? Rzecz, którą teraz zna praktycznie każdy i nadal wzbudza wielkie zainteresowanie. Hipnoza. Przyszłość, która jest nawet przyszłością dla nas. Coś, co nawet w roku 2018 może zachwycać. :D Wystarczy trochę wyobraźni.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/05/najduzej-czytana-ksiazka-w-zyciu.html
więcej Pokaż mimo to"Lalkę" omawiałam w szkole ponad rok temu... To był dziwny czas na czytanie, takich książek. Ledwo miałeś sięgnąć po Prusa, to już kłaniał się Dostojewski, a nie zapomnij uczniu jeszcze o Reymondzie! Zaczęłam czytać, ale... Trzeba było czytać, co innego, a potem zwyczajnie się nie...