-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2023-10-16
2020-09-25
2019-07-16
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/07/pierwszy-reportaz.html
Książka jest podzielona na dwanaście rozdziałów i w każdym jest opisana jedna historia - dwanaście historii, dwanaście muzułmanek. Historie są, tak dobrane, że każda porusza w pewnym sensie inne zagadnienie dotyczące islamu lub życia muzułmanek. Głównie tego z czym muszą się zmagać lub musiały w przeszłości. Wszystkie kobiety łączy to, że mieszkają lub mieszkały w Polsce. W Polsce, która nie jest łatwym krajem do życia. Zwłaszcza dla muzułmanów, zwłaszcza teraz.
Można przeczytać historie konwertytek, które muszą nie tylko zmierzyć się z komentarzami, że zdradziły swój kraj i "swoją" religię, ale też z innymi konwertytkami i muzułmankami od urodzenia, bo okazuje się, że nie jest, tak prosto, jak się zdawało. W końcu każdy wie lepiej.
Historie Tatarek, których rodzina mieszka od pokoleń w Polsce, a mimo to są "wyrzucane do siebie". W tych historiach można zobaczyć różnice między "ogólnym islamem", a islamem tatarskim. Oczywiście to nie są naukowe określenia islamów.
Historia uchodźczyni, która miała odnaleźć spokój w Polsce.
I wiele innych historii. Każda inna jak odmienny potrafi być człowiek. Wiele poglądów. Nie każdy może się podobać, ale powinno się go akceptować. Zresztą dzięki tylu historiom autorka pokazuje, że muzułmanki i islam nie jest jeden, taki sam dla każdego. Tak samo jak chrześcijanki nie są identyczne, tak i muzułmanki.
Dużym plusem jest to, że autorka nie boi się pytać swoich rozmówczyń o sprawy, które ciekawią niemuzułmanów. Chce dowiedzieć się u źródła, chce, żeby czytelnicy wiedzieli jak jest. Nie bazowali tylko na tym, co w telewizji, Internecie i w głowach osób, które mają bardzo małe pojęcie o islamie. Czasem odpowiedzi są całkiem inne, niż byśmy chcieli, ale niektóre odpowiedzi sami sobie stworzyliśmy. Zresztą nie zawsze jest, tak jakbyśmy chcieli, oczekiwali.
Oprócz wypowiedzi kobiet, autorka pyta się również o opinię w niektórych kwestiach imama i muftiego, więc możemy zapoznać się również z bardziej naukowymi i teologicznymi poglądami.
Spora grupa czytelników na pewno ucieszy fakt, że autorka tłumaczy niektóre sformułowania i nazwy z języka arabskiego, dzięki czemu, jeśli ktoś nie umie rozróżnić nakryć głowy muzułmanek i mylnie wszystkie nazywa burką - po książce będzie wiedział, co jest czym.
Czy mnie coś zaskoczyło lub zszokowało? Mało rzeczy mnie zaskoczyło, ale to głównie dzięki temu, że obserwuję profile polskich muzułmanek na Instagramie. Ale trochę nie rozumiałam zachowania jednej z kobiet, które według mnie było niezrozumiałe, ale cóż... Nie mnie oceniać jej zachowanie.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/07/pierwszy-reportaz.html
Książka jest podzielona na dwanaście rozdziałów i w każdym jest opisana jedna historia - dwanaście historii, dwanaście muzułmanek. Historie są, tak dobrane, że każda porusza w pewnym sensie inne zagadnienie dotyczące islamu lub życia muzułmanek. Głównie tego z czym muszą się zmagać lub musiały w...
2019-05-02
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/05/czytamyniedoceniane.html
Eden jest zwykłą, spokojną i grzeczną uczennicą... Do czasu. Do czasu, kiedy jedno wydarzenie zaczyna silnie wpływać na jej życie. Wydarzenie to chyba złe określenie. Nie wiem, jakie słowo będzie dobre... Może "sytuacja"?
Eden została zgwałcona przez osobę bliską jej rodzinie. Bliską jej. Z pewnych przyczyn dziewczyna od razu nie ujawnia tego swoim najbliższym, a jej historię śledzimy przez 3 lata liceum.
To dobre, że życiu Eden przyglądamy się przez, tak długi odcinek czasu, ponieważ gwałt nie jest czymś, co po prostu znika po kilku tygodniach. Nie zapomina go się, tak szybko i nie przechodzi się nagle do porządku dziennego. Owszem, to książka dla młodzieży, ale o ważnych rzeczach i traktuje te problemy oraz czytelników poważnie. Tak naprawdę tę książkę może przeczytać każdy.
Te kilka lat pozwala zobaczyć, jak bardzo człowiek może się zmienić przez traumatyczne przeżycia i co myśli ta osoba. Ponieważ... Na początku główna bohaterka zachowuje się, tak jak wg. niektórych osób "powinna". Co to znaczy? Chodzi mi o to, że jest grupa ludzi, która uważa, że osoba zgwałcona jest wyciszona, oddala się od ludzi itp. To takie jakby stereotypowanie. "Tak powinno być." Tylko, że właśnie nie musi, tak być. Każdy jest indywidualnym człowiekiem i może zareagować różnie.
Po pewnym czasie Eden zmienia się diametralnie, tak, że... Gdyby ktoś przeczytał tylko urywki trzeciej części to myślałby, że czyta całkiem inną książkę. A przynajmniej może nie od razu zgadłby o czym ta książka jest.
Ciężko ocenić mi Eden. Nie rozumiałam niektórych jej zachowań. Zwłaszcza w tej trzeciej części. To była już całkiem inna bohaterka, ale... Z drugiej strony nie mi to oceniać. To znaczy jej zachowanie. Nie wiem, jak ja bym zachowała się na jej miejscu, a w tym przypadku gdybanie jest słabym pomysłem. Z jednej strony ją nie rozumiałam, z drugiej jakoś szukałam usprawiedliwienia w jej zachowaniu. Na pewno nie winię jej za to, że tyle czasu zajęło jej do wyjawienia tajemnicy, bo to naprawdę musiało być... jest... trudne i trzeba wielkiej odwagi, żeby powiedzieć to wszystko na głos.
Powiedziałabym, że Eden wychowuje się w przeciętnej amerykańskiej rodzinie. Nie ma najgorzej, ale też nie najlepiej. Z jednym rodzicem ma lepszy kontakt, a z drugim... Cóż, bardzo napięte stosunki. Więź z bratem również nie jest czymś obcym wśród nastolatków, którzy mają starsze rodzeństwo. Dobrze, że autorka nie poszła w jakieś skrajności i stworzyła bohaterkę z którą można się utożsamić. Z Eden może się utożsamić spora grupa młodzieży, ponieważ ta dziewczyna to również problemy rodzinne i dorastanie.
Dorastanie w którym młody człowiek może się łatwo pogubić.
Niektóre czytelniczki lubią znajdywać sobie "książkowych chłopaków". Za bardzo tego nie rozumiem, a tym bardziej ich wyborów. Najczęściej to jakiś przystojniak, który ma jeszcze ciekawy charakter, ale to tylko tyle. Po prostu jest sobie jakiś tam John.
W "Co mnie zmieniło na zawsze" wybieranie Josha na swojego chłopaka ma duży sens. To nie jest przeciętny męski bohater, który ma po prostu być, żeby był jakiś wątek miłosny. Chodzi mi o to, że on rzeczywiście ma znaczenie i jego postać jest ważna. Co prawda nie wiemy o nim wszystkiego, ale autorka pokazuje, że nie wiemy o nim wszystkiego, dlatego, że on nie należy do wylewnych osób, woli troszczyć się o kogoś innego, ale też nie kłamie na temat swojego życia. Fabuła skupia się na Eden i o tym trzeba pamiętać. A dzięki temu, że Josh jest jaki jest... To ma również duży wpływ na nią. Cieszę się, że chłopak okazał się fajną postacią.
Osoby, które przeżyły to co Eden potrzebują takich Joshów.
Historia zawiera jeszcze kilka sekretów o których nie mogę napisać, ponieważ rozwiązują się one dopiero pod koniec książki. Mogę napisać, że każdy bohater ma znaczenie. W pewnym sensie chciałoby się napisać "niestety".
To dość brutalna książka. Bo temat do łatwych nie należy, ale myślę, że autorka potrafiła wyśrodkować fabułę. Raczej nikogo nie odrzucą poszczególne fragmenty, ale zarazem mają one moc i przesłanie. Szkoda, że tak mało mówi się o poważnych książkach dla młodzieży, tak jakby młodzież nie rozumiała świata, jakby nie mogła czytać o brutalnej prawdzie. Ważne tematy - to jest klucz. Trzeba mówić o wielu sprawach, a nie udawać, że nic się nie dzieję lub co gorsza robić z tego normę i romantyczność.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/05/czytamyniedoceniane.html
Eden jest zwykłą, spokojną i grzeczną uczennicą... Do czasu. Do czasu, kiedy jedno wydarzenie zaczyna silnie wpływać na jej życie. Wydarzenie to chyba złe określenie. Nie wiem, jakie słowo będzie dobre... Może "sytuacja"?
Eden została zgwałcona przez osobę bliską jej rodzinie. Bliską jej. Z pewnych...
2019-02-21
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/02/wspomnienia-buduja-przyszosc.html
Dawno nie zaskoczyła mnie, tak fabuła książki, jak w "More happy than not". Wszystko spokojnie sobie "idzie", aż tu nagle punkt kulminacyjny! Można napisać: punkt kulminacyjny, który obraca historię o 180 stopni. Odkrywamy, że historia jest, tak naprawdę o czym innym.
Nie będzie spoilerów. Nie napiszę za wiele o drugiej połowie książki. :)
Szczerze, na początku książka mnie nie porwała. Nie widziałam w niej, aż takiego zachwytu o którym mówili inni, bo historia Aarona i Thomasa przypominała mi historię 3. sezonu SKAM (norweski serial młodzieżowy). Może nie rzucałoby mi się to, tak w oczy, gdybym ok. miesiąc temu nie skończyła 2. sezonu włoskiego remake'u i nie była w trakcie oglądania 3. sezonu francuskiego (oba poruszają te same/podobne wątki). Chociaż nie jestem pewna. W każdym razie później historia zmienia tor i już nie przypomina SKAM.
Aaron jest spokojnym chłopakiem, który próbuje ułożyć sobie jakoś życie po dwóch złych wydarzeniach w swoim życiu. Na szczęście nie jest do końca z tym wszystkim sam - u jego boku jest dziewczyna Genevieve, która zrobiłaby dla Aarona wszystko. Pewnego letniego dnia, jednak dziewczyna wyjeżdża na obóz i szesnastolatek zostaje sam. To znaczy nie całkiem sam... Ma rodzinę i kolegów, ale brak mu przyjaciela z prawdziwego zdarzenia. Wtedy poznaje Thomasa, który będzie miał duży wpływ na życie Aarona.
Wiem, jak ten opis wygląda, ale nie zrażajcie się. Uwierzcie mi, całość jest o wiele lepsza niż to co widać w opisie (zwłaszcza tym na okładce). To nie jest zwykła historia miłosna z happy endem. Daleko jej do tego...
Chciałabym teraz coś napisać o drugiej części, ale co więcej mogę tu napisać, niż to, że jest zaskakująca, szokująca i... smutna? Bardzo prawdziwa.
Jeśli chodzi jeszcze o fabułę... W "More happy than not" pojawia się wątek tzw. science fiction, czyli instytucja/szpital, gdzie można wymazać wybrane wspomnienia. Po prostu zapomnieć o czymś na zawsze. Brzmi to trochę dziwnie i nie pasuje na pozór do fabuły, okej. Nic bardziej mylnego. Adam Silvera przemyślał praktycznie każdy szczegół napisanej historii - ta instytucja/szpital gra bardzo ważną rolę w całej książce, a zarazem nie udziwnia on fabuły jakoś bardzo. Może raz miałam wrażenie, że to jest jakieś dziwne, ale na pewno nie, że to jest absurdalne.
Oczywiście nie każdemu może przypaść to do gustu.
Chociaż zaznaczę tylko, że nie przepadam za science fiction i lubię wyłącznie z tego gatunku tylko "Gwiezdne Wojny". :)
Nie wiem, czy muszę o tym wspomnieć... Bo dla mnie w książkach ten wątek nie ma znaczenia, ale chyba warto uprzedzić niektóre osoby. Nie każdy lubi czytać książki z wątkiem LGBT. A więc tak, jest wątek LGBT, ogólnie z orientacją seksualną u młodych osób i wszystkimi problemami z tym związanymi. To nie jest miła historia jak "Simon oraz inni homo sapiens", to szczera i... momentami brutalna historia. Adam Silvera opisuje większość, jeśli nie wszystkie problemy z którymi musi się zmierzyć młoda osoba. Nie zawsze je dokładnie opisuje, czasami wystarczy, tylko jedna-dwie sceny, które mówią wystarczająco. Nic więcej nie musi dodawać. To sztuka. Dosłownie kilka scen wystarczy, żeby "dobić" czytelnika. Fabuła, tak szybko nie znika z głowy, jak przy niektórych książkach.
Podczas pisania zastanawiałam się, co mogłabym napisać o głównym bohaterze - Aaronie. Kurcze, nie wiem. To według mnie bohater poniekąd uniwersalny. Reprezentuje pewną grupę nastolatków, bo... myślę, że wielu nastolatków może się z nim utożsamić. I to nie tylko osób homoseksualnych, ponieważ Aaron ma też problemy, które dotyczą również nastolatków heteroseksualnych. Wszystkich. Właśnie o to chodzi w tej postaci. Nie patrzysz na nią wyłącznie przez pryzmat orientacji.
Thomas... Thomas to dość skomplikowana postać. Nie jestem do końca pewna, czy ją zrozumiałam. Trochę się zawiodłam pod koniec na tej postaci, ponieważ myślałam, że coś więcej się kryje za tą postacią, ale okej. Dobrze jest, jak jest. Nie każdy musi być superbohaterem. Rozumiem zamysł na tego bohatera.
Jeśli chodzi o dziewczynę Aarona... Cóż, biedna trochę postać. :-/
Wracając do problematyki książki.
Nie pamiętam, żebym się spotkała z książką, która, tak umiejętnie poruszałaby zagadnienie samotności, bólu, szczęścia i złych wspomnień. Podziwiam autora za te sprawy i umiejętne pisanie o nich. Nawet sprawę samobójstwa... Na początku zdawało mi się, że to będzie potraktowane byle jak, bo tak się zapowiadało, na szczęście w większej części odmieniło się to później.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2019/02/wspomnienia-buduja-przyszosc.html
Dawno nie zaskoczyła mnie, tak fabuła książki, jak w "More happy than not". Wszystko spokojnie sobie "idzie", aż tu nagle punkt kulminacyjny! Można napisać: punkt kulminacyjny, który obraca historię o 180 stopni. Odkrywamy, że historia jest, tak naprawdę o czym innym.
Nie będzie spoilerów....
2018-07-20
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/07/smutno-wesoy-koniec.html
Mieliście kiedyś, tak, że nie chcieliście kończyć serii? Tak wam spodobała się ona, że aż szkoda ją zakończyć, ponieważ nie będzie już następnych części. Powiedzmy o dużym prawdopodobieństwie, że nie będzie następnych części. Autor zawsze może napisać nowe. Od siebie lub pod presją czytelników.
Chociaż dwunasty tom serii "Ulysses Moore" nie jest praktycznie ostatnim tomem (jest chyba jeszcze sześć) to... Na początku było założenie, że na tym tomie kończy się historia. Wszystko się rozwiązuje i splata. Oczywiście, jest też tom szósty, który kończy jeden etap serii, ale... On, chociaż zakończył jedną część to zostawił wiele furtek otwartych. One były na tyle otwarte... Przymknięty, że pozostawiały wybór autorowi. Trudno to wytłumaczyć. W tej drugiej części p. Baccalario wraca do wątków z pierwszych sześciu tomów, umiejętnie je splata, wyjaśnia. Druga część to poniekąd uzupełnienie. Przy trzeciej części... Nie wiem, jak to rozegra autor. Zamierzam przeczytać te tomy, które zostały przetłumaczone na język polski, wtedy się zobaczy. Nie słyszałam dobrych opinii. Według mnie nie trzeba tego, aż tak tego rozwijać, chociaż, racja - świat wykreowany przez autora ma dużo pytań.
W ostatnich rozdziałach "Ogrodu Popiołu" do Kilmore Cove przybyło zagrożenie. Zagrożenie z którym żaden mieszkać miasteczka jeszcze się nie spotkał. Napaść piratów. Tak to można nazwać. Rodzeństwo Covenant musi zrobić wszystko, co w swojej mocy, że ochronić nadmorskie miasto. W pewnym sensie są zdani tylko na siebie. Okej, z pomocą przychodzą im jeszcze dwie osoby, ale to i tak mało, jak na zgraje dziwnych postaci, które chcą zniszczyć Kilmore Cove.
Rick znajduje się w Wenecji, a Ulysses... Dał nogę, że tak się wyrażę. To znaczy, wiemy od poprzedniego tomu, że mężczyzna poszukuje swojej zaginionej żony. Nadal szuka Penelopy. Poniekąd można go zrozumieć, ale... Momentami myślałam: naprawdę ich zostawiłeś? jak mogłeś!
Pisałam w recenzji "Ogrodu Popiołu", że nowy antagonista, czyli kapitan Spencer jest, tak ważny, że potrzebował oddzielnej książki, żeby wprowadzić jego postać. Taak, tutaj pokazuje się realnie. Chociaż.. Mało jest scen z nim w roli głównie. Jeśli się nie mylę to dwie. Zbyt mało według mnie. Mężczyzna jest dodatkowo owiany tajemnicą, że pojawiają się nowe wątki z nim związane. Coraz bardziej czytelnik może zrozumieć jego czyny, Nawet poznajemy go od tej ludzkiej strony. I... To wszystko pozostawia niedosyt po całej książce. Wielki zły o którym chce się czytać więcej. To już o Klubie Podpalaczy było więcej informacji, a przede wszystkim mieliśmy więcej z nimi do czynienia. Miałam nadzieję, że może tego bohatera polubię. I nic. To znaczy ani go polubiłam, ani nie. Stał się obojętną postacią, która wzbudza ciekawość. Przecież nie można znienawidzić kogoś tylko przez to, że jest brutalny. Nawet przez morderstwa jakich dokonał.
Oczywiście są jeszcze pozostali bohaterowie, ale w tym tomie na ich tle wybija się również bohater zbiorowy, czyli mieszkańcy miasteczka. To zwykli ludzie, którzy nie rozumieją skąd nagle wzięli się piraci w Kilmore Cove. To brzmi jak bajka, a wygląda jak sen. Jasne jest, że ci ludzie się boją, ale, tak jak przy powodzi było, tak i teraz oni stanowią w grupie siłę. Każdy opiekuje się każdym, starsi pocieszają młodszych, dają im jakąś nadzieję, ponieważ tamci wiedzą, co robić, jak się zachować. Może to trochę dziwne, że akcja ratunkowa przebiega nadzwyczaj dobrze, ale to jednak małe miasteczko - każdy zna każdego. Zresztą... W filmach wojennych też mamy większą ilość osób, które chronią się w bunkrach na znak syreny.
Ulysses jak Ulysses. W pewnym sensie jest on z charakteru znany czytelnikowi, jednak teraz poznajemy go znowu od innej strony. On wie, co chce zrobić. Może nie ma stuprocentowej pewności, gdzie znajduje się Penelopa, ale ma świadomość, że żyje i to jest najważniejsze. Nic więcej mu nie potrzeba. Poznajemy jego zawziętość i siłę, ale też... Spokojniejszą stronę - zarezerwowaną tylko dla najbliższych.
Pisałam o powracaniu do starych wątków. Nie można o nich napisać bez spoilerów. Ale... Mogę napisać, że się zdziwicie. To nieoczywiste potoczenie wątków.
Przez całe sześć tomów (w drugiej części) przewijał się wątek podróży Leonarda Minaxo i Kalipso - spokojnie, on nie był niepotrzebny; autor nie zapomniał o nich.
W ogóle mam wrażenie, że p. Baccalario zadbał o praktycznie wszystko. Każdy zaczęty wątek ma koniec. Tu nie ma nic niepotrzebnego, ponieważ każdy gra konkretną rolę i to nie tylko chodzi o ludzi. ;)
Żeby nie było, tak różowo to pod koniec zauważyłam lukę, która w żadnym stopniu nie została wyjaśniona. Może to gdzieś przegapiłam. Czysto ogólnie: rodzice bliźniaków.
Koniec jest... Przez pewne wydarzenia trochę smutny. No i kończymy jakąś tam przygodę w końcu. Ale nie kończy się też jakoś bardzo źle. Rozumiem zabieg związany z rodziną Covenant - inaczej się nie dało. Koniec świetnie nadaje się na scenę w filmie. Ciekawie mogłoby to wyglądać na ekranie.
Cóż więcej?
Humor p. Baccalario jest genialny! Potrafi zaskoczyć czytelnika. Nie raz to pokazał, ale tutaj to niespodzianka za niespodzianką! Jedne dobre, głównie dobre, ale są też smutne,
Ogólnie tyle się dzieje, że bardzo łatwo było zaskoczyć czytelnika w jednej kwestii. ;)
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/07/smutno-wesoy-koniec.html
Mieliście kiedyś, tak, że nie chcieliście kończyć serii? Tak wam spodobała się ona, że aż szkoda ją zakończyć, ponieważ nie będzie już następnych części. Powiedzmy o dużym prawdopodobieństwie, że nie będzie następnych części. Autor zawsze może napisać nowe. Od siebie lub pod presją...
2018-07-07
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/07/potwory-ludzie-ludzie-potwory.html
Prawdziwość - miasto w którym żyją Kate i August, jest podzielona na dwie części. Południe i Północ. W pierwszej poluje się na potwory, niszczy zagrożenie, w drugiej (na pozór bezpieczniejszej) płaci się za bezpieczeństwo przywódcy Północy - Harkerowi, który ma układ z potworami. Z tego, co zrozumiałam, są pod jego władzą. Tak jest od sześciu lat. Sześć lat od wojny, która stworzyła zamieszanie, strach i... potwory. Konkretnie trzy rodzaje potworów, które są skutkiem ciężkich grzechów ludzi.
Niestety rozejm upada... A wraz z nim maleje bezpieczeństwo, a za to rośnie liczba potworów.
Kate Harker to jedna z najsilniejszych książkowych bohaterek. Wie, co chce osiągnąć i zrobi wszystko, żeby to spełnić. Nie jest grzeczną dziewczyną, która zgadza się ze stanem rzeczy, jaki jest. Jej cel jest ważniejszy od własnego bezpieczeństwa. Kate chce udowodnić ojcu swoją wartość, chce mu pokazać, że należy jej się nazwisko Harker. Pragnie, żeby jej ojciec był z niej dumny.
Jednak przy okazji nie jest zaślepiona. Dziewczyna jest w stanie dostrzec to, co wokół niej się dzieje. Potrafi rozróżnić dobro i zło.
August to... potwór. W dodatku ten z najgorszego rodzaju, a raczej z tego rodzaju, który rodzi się z najgorszych zbrodni, jakie można sobie wyobrazić.
Na słowo "potwór" od razu na myśl przychodzi obraz czegoś okropnego, brzydkiego. Jednak u Sunajów, bo tym jest August "najokropniejsze" jest to, że przybierają kształt ludzki. Oraz to, że sposób w który mogą zabijać jest zwyczajnie "piękny".
Chłopak trafia (specjalnie) to szkoły w której również uczy się Kate. A dlaczego? Cóż, rozejm niknie z dnia na dzień, trzeba łapać się każdego koła ratunkowego.
Ale to tylko początek, tak naprawdę. Część całość. Znacząca, ale jednak mała część całości. Później następują wydarzenia, dzięki którym poznajemy stronę miasta o której najmniej w pewnym sensie się mówi. Potwory. Potwory, które niby są tylko pustymi potworami, których pragnieniem jest żądza ludzkiej krwi. Okazuje się, że potwory nie są, takie bezmyślne jak część miasta uważa...
Przyglądamy się upadkowi miasta. I ludzkości.
Najciekawsze w książce jest to, że stawia przed czytelnikiem wiele pytań. Moralnych, jak i egzystencjalnych. Po prostu filozoficznych. Zwłaszcza, jeśli chodzi o potwory. Tutaj dobro i zło nie jest, aż tak jasno zarysowane w przeciwieństwie do granicy Prawdziwości. Strona zła również ma swoje racje i powody do buntu (i to nie byle jakie). Antagonista nie wysuwa się na pierwszy plan przez połowę książki, mówiąc: hej, to ja. Czytelnik ma szansę się zastanowić, kto stoi za tym wszystkim, Chociaż jeśli o mnie chodzi to miałam pewne przypuszczenia, które nie zniszczyły mi fabuły, ponieważ byłam ciekawa, czy moja teoria się sprawdzi i jak dojdzie do odkrycia prawdy.
Całość bardzo mi się podobała, jednak koniec... Trochę mi zgrzytał z tym, co było wcześniej napisane o tej sytuacji. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie grało znaczącej roli w drugiej części i jeden bohater nie okaże się superbohaterem, który zbawi świat. Ale patrząc na to, że przez znaczną część bohaterowie byli przeciętni, jak tylko mogli być to myślę, że autorka nie zniszczy tego, tak bardzo.
W ogóle po ostatnim rozdziale... Następna część musi być świetna, jeśli będzie rozwijać te wątki o których jest mowa w zakończeniu. I przede wszystkim jestem ciekawa tego jak zostaną ukazani ludzie i ich czyny...
Koncepcja miasta w zamknięciu i ukazaniu różnych ludzkich zachowań (głównie tych złych) w obliczu niewiedzy, zagrożenia i strachu przywołała mi na myśl "Dżumę" Alberta Camusa. Prawdziwość też została w pewnym sensie zamknięta na świat. To miasto, które jest zatrute przez strach i potwory.
Forma książki również jest bardzo ciekawa. Do pewnego momentu rozdziały są przeplatane: August, Kate. Numeracja rozdziałów jest niespotykana, ponieważ dotyczy ona ściśle fabuły, a konkretnie Augusta, ale nie będę, aż tak zdradzać wszystkiego. ;) Zwykła książka jest podzielona na części, tutaj... Tutaj są wersy, ponieważ muzyka w "Okrutnej Pieśni" gra dużą rolę.
Prawie wszystko świetnie, ale... Jest jedno główne zastrzeżenie, które może przeszkadzać czytelnikowi to błędy w tłumaczeniu, takie jak np. pomyłka w czasie w którym jest pisana książka. To tylko mała uwaga, nie będę wymieniać wszystkiego. Nie tylko ja tu zauważyłam, dlatego uważam, że warto uprzedzić/zaznaczyć.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/07/potwory-ludzie-ludzie-potwory.html
Prawdziwość - miasto w którym żyją Kate i August, jest podzielona na dwie części. Południe i Północ. W pierwszej poluje się na potwory, niszczy zagrożenie, w drugiej (na pozór bezpieczniejszej) płaci się za bezpieczeństwo przywódcy Północy - Harkerowi, który ma układ z potworami. Z tego, co...
2018-06-09
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/06/blue-jacques.html
Bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać tę książkę jeszcze przed obejrzeniem filmu. Kiedyś obiło mi się o uszy, że trochę zmieniono fabułę - zobaczymy pod koniec czerwca, czy to prawda. ;)
Chociaż już po zwiastunie zauważam lekkie różnice... Ale to tylko zwiastun i montaż. Cała historia może się różnić od tego, co widać na ok. trzyminutowym zwiastunie.
"Simona..." chciałam przeczytać praktycznie od razu, kiedy tylko o nim usłyszałam, zobaczyłam premierę tej książki w Internecie. Coś mnie zaciekawiło w tej książce i to nie jest nic konkretnego. Czasem po prostu książka cię przyciąga i tyle. Nie ma wyjaśnienia. Podobnie chyba z ludźmi. Niby wiemy, dlaczego się z kimś przyjaźnimy, ale gdy mamy powiedzieć, dlaczego to... Coś mamroczemy pod nosem, ale te słowa nie oddają tego prawdziwego sensu. Chce się rzec, bo tak. I tyle. Nie musi to przy tym oznaczać, że jesteśmy puści lub leniwi.
Simon Spier to zwyczajny nastolatek. Jeden z najbardziej zwyczajnych bohaterów na jakich można natrafić w książkach. Praktycznie niczym się nie wyróżnia. Ma przyjaciół (którzy w porównaniu do niego czymś innym się wyróżniają np. zainteresowaniem mangą lub atrakcyjnością), rodzinę (która jest chyba taką typową rodziną nastolatka) i... kogoś jeszcze. Tym kimś jest Blue - chłopak z którym Simon wymienia maile. Nie ma, co ukrywać - więź między chłopakami staje się czymś znacznie większym, niż zwykła internetowa przyjaźń. Tu właśnie wkracza kolega Simona z kółka teatralnego (Simon ma genialny talent aktorski) - Martin, który... Postanawia go zaszantażować. Albo Simon spełni warunki szantażu, albo wszyscy dowiedzą się prawdy o Simonie oraz Blue.
Opis brzmi trochę oklepanie, prawda? Za dużo tej zwykłości i przeciętności. Nic bardziej mylnego. Ta "zwyczajność" w kontekście fabuły jest dobra, całkowicie uzasadniona. Nie mamy mieć cudownego, wyróżniającego się nie wiadomo czym bohatera, ponieważ mamy, możemy się z nim jak najbardziej utożsamić. Zrozumieć jego życie, decyzję i rodzinę. Myślę, że większość czytelników będzie mogła znaleźć wspólne punkty, sytuacje z Simonem. A nawet nie tylko z nim, bo historia nie dotyczy wyłącznie jego i jego problemów.
Jak wcześniej napisałam - chłopak ma przyjaciół. Może trochę się wyróżniają na jego tle, ale pozostają nadal zwykłymi licealistami. Ich wątki... Głównie jeden. Czy to będzie spoiler, jeśli dam mu nazwę? Tzw. friendzone, który jest chyba "na czasie". Ten wątek istnieje w prawie każdej książce, jest dość oklepany, zwłaszcza, że dotyczy to często głównej bohaterki/głównego bohatera. I potem mamy przez 3/4 książki wielką rozpacz. Tutaj, to tak jakby drugoplanowy wątek. To dziwne, ale wcale mi on nie przeszkadzał. Nie wiem, może to dlatego, że to wyszło, tak naturalnie? Jak cała fabuła zresztą. Mamy uzasadnienie tego "friendzonu". Może komuś się nie spodoba zachowanie bohaterki, ale... Da się ją zrozumieć. Jeśli, oczywiście się chce.
To ciekawe, ale w tej książce "ten zły" jest innym "złym", niż w większości książek, które czytałam. Nie mam na myśli uzasadnienia jego czynów, ponieważ przy większości antagonistów są powody (chyba tylko Sauron z "Władcy Pierścieni" jest czystym złem ;) ). Ale... Martin jest jakiś inny. On... Hm, dość trudno to wytłumaczyć. O! To jest jedna z zachęt do sięgnięcia po "Simona..."! Zagadka, o co chodzi z tym Martinem! :D
Zanim przejdę do więzi Simona z Blue.
Simon lubi oreo. Simon lubi Harry'ego Pottera. HARRY'EGO POTTERA!!! Coś jeszcze trzeba dodawać? ;)
Pisanie maili jest bardzo współczesnym wątkiem. Nie wszyscy się zgadzają z tym, że w Internecie można znaleźć przyjacielską duszę, a tym bardziej osobę z którą zwiążemy się na dalszą część życia. Kontakty internetowe są niebezpieczne, racja, chyba zawsze jakaś ich część, taka pozostanie, ale mamy społeczeństwo, jakie mamy. Rozwijamy się, a technologia to część naszego życia. Zwłaszcza nastolatków. Komunikatory, fora, a nawet maile ułatwiają w pewnym sensie życie niektórych nastolatków. W tym Simona. I Blue. Ich kontakt jest o tyle... Hm, tajemniczy i ciekawy, że nie korzystają oni z komunikatorów typu Messanger. Piszą e-maile, które pod jakimś kątem są lepsze, niż zwykły komunikator. Może trochę staroświeckie - nie wiem, nie nadążam. ;)
Więź jaka się rodzi między chłopakami jest... No, urocza. Tak, chyba pierwszy raz korzystam z tego słowa opisując jakiś bohaterów (oraz książkę) odkąd prowadzę bloga, a może i jeszcze dłużej. W każdym razie nie za często używam tego określenia.
To jest, takie naturalne. Zwykłe. I nie nagłe. To nie, tak, że piszą ze sobą tydzień i już wielka miłość, i się spotkajmy. Jeśli chodzi o spotkanie to, tak szybko nie następuje, jak się można spodziewać. Ale kiedy w końcu mamy do czynienia z Blue... Przyznam szczerze, że nie wpadłam na to kim on jest w świecie rzeczywistym. Zakładałam dwie opcje. Nawet trzy. Dwie trochę szalone, ale życie w końcu jest poplątane. Żadna się nie sprawdziła. To dobrze, bo byłoby dziwnie i płytko. Znaczy się zbyt oczywiste to by było wtedy.
Podoba mi się okładka książki. Nie przepadam szczególnie za czerwonym, ale nie jest, tak źle. xD Podoba mi się to, że na okładce widnieje rysunek, lubię, kiedy na okładce jest coś narysowanego lub namalowanego. Zdjęcia są oklepane. Szczególnie, jeśli mają przedstawiać bohatera. Rysunek, jednak lepiej oddaje postać. Okładka jest minimalistyczna, a jednak młodzieżowa. Według mnie. ;) Na pewno jest lepsza od filmowej. Przepraszam, ale nie przepadam za filmowymi okładkami. Zwłaszcza, że ta od "Simona..." ma zmieniony tytuł na filmowy.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/06/blue-jacques.html
Bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać tę książkę jeszcze przed obejrzeniem filmu. Kiedyś obiło mi się o uszy, że trochę zmieniono fabułę - zobaczymy pod koniec czerwca, czy to prawda. ;)
Chociaż już po zwiastunie zauważam lekkie różnice... Ale to tylko zwiastun i montaż. Cała historia może się...
2018-05-13
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/05/powrot-do-dziecinstwa.html
Z serią "Ulysses Moore" wiąże się długa i trochę poplątana historia. Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w któreś z pierwszych klas szkoły podstawowej. Jeszcze wtedy była wydawana w formie dwóch tomików, które dodawane były chyba do gazet, jeśli się nie mylę. Coś było takiego... Później przeczytałam kilka dalszych tomów. W gimnazjum... Tak, to chyba było w gimnazjum, bo wtedy założyłam bloga na bloggerze. W każdym razie wtedy natknęłam się w Empiku na tom dziesiąty. Zdziwiłam się, że nadal są wydawane te tomy i zaczęłam powoli wracać do nich. Najpierw czytać je od środka, a potem... znów przerwa. Zaczęłam je kompletować w liceum, żeby całą serię w końcu przeczytać od początku do końca. W końcu by wypadało to zrobić.
Pierwszy tom wprowadza czytelnika do całej tej historii. Bliźniaki Julia i Jason przeprowadzają się z zatłoczonego Londynu do tajemniczego nadmorskiego miasteczka Kilmore Cove. Tam zamieszkują ogromną i starą Willę Argo, która skrywa nie jeden sekret... Tajemnicze drzwi. Pomieszczenia. Klucze. Jak przystało na ciekawych świata jedenastolatków dzieci zapragną odkryć wszystkie tajemnice domu wraz z nowo poznanym Rickiem. A to co odkryją to dopiero początek.
Jak wyżej napisałam: ten tom to dopiero początek. W pewnym sensie po nim nie można stwierdzić, czy chce się zostać z trójką jedenastolatków na dłużej, czy nie, ponieważ dla niektórych te 200 stron to może być za mało. Nie ma jako tako akcji, ale to wg. mnie nie jest minusem "Wrót Czasu". Pierwsza (powiedzmy, że) część ma sześć tomów, zazwyczaj, tak jest, że w takich seriach pierwszy tom to tylko wprowadzenie. Jednak już to wprowadzenie może zaciekawić. Okej, nie tych, którzy czytają wiele książek o podróżach dla młodzieży. W ogóle dużo książek i mają te plus szesnaście lat. Bo jednak te osoby będą patrzeć na tę książkę inaczej. Ale chyba z założenia ta seria była pisana dla młodszych osób.
Bohaterowie mają te 11 i 12 lat, ale to nie jest, tak, że to typowa książka dla dzieci. Z jednej strony dzieci zachowują się na trochę starsze (nie są dziecinne), a z drugiej podejmują, takie działania, że u starszych bohaterów by one denerwowały, a tu im się to wybacza. Bo jednak to nie są nieustraszone nastolatki z amerykańskich powieści.
W ogóle ta książka nie jest dziecinna. Okej, czasem opisy działań, czy czegoś innego są zbyt ubogie i chciałoby się czegoś więcej, ale nie ma czegoś, co by mogło zanudzić czytelnika. Zwłaszcza młodszego. Bo nie zapomnijmy, że dziecko, które ma 11-13 lat, nie ma aż, tak wygórowanych oczekiwań. Fabuła ma zaciekawić, bohaterowie mają być interesujący, a tak właśnie jest.
W dodatku główna tajemnica serii... Sławny Ulysses Moore. Nie wiem, czy o niej pisać. Czy znajdzie się jeszcze osoba, która będzie jak ci jedni z pierwszych czytelników, którzy uwierzyli w tę tajemnicę. W każdym razie autor użył zabiegu, który nie jest stosowany za często, a tutaj wspaniale się udał. Dzięki temu jego seria nabrała czegoś więcej... Jakieś swoistej magii, uroku, które wypełniło, chociaż część dzieciństwa. Rozwinęła wyobraźnię.
Sposób w jakim została wydana cała seria powinna być punktowana na dziesiątkę. To po prostu cudo! Nie spotkałam się jeszcze, żeby jakakolwiek książka była, aż tak pięknie wydana. W dodatku za przystępną cenę (aktualnie jeden tom kosztuje ok. 23 zł). Rysunki, zdjęcia... I twarda okładka! Okładka, która przypomina okładkę starego dziennika! To wszystko kryje się pod równie ładną obwolutą i na stronach historii.
Szkoda, że mało osób zna tę serię, bo powinno znać więcej. To idealna książka dla każdego. Chociaż, i tak dobrze trzymają się te książki w porównaniu z "Serią Niefortunnych Zdarzeń" (która to zresztą jest pod jednym względem podobna do UM), którą można zakupić chyba tylko przez Allegro. Niby jest wznowienie, ale to wznowienie jest, tak dziwne... W dodatku tylko kilku tomów.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2018/05/powrot-do-dziecinstwa.html
Z serią "Ulysses Moore" wiąże się długa i trochę poplątana historia. Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w któreś z pierwszych klas szkoły podstawowej. Jeszcze wtedy była wydawana w formie dwóch tomików, które dodawane były chyba do gazet, jeśli się nie mylę. Coś było takiego... Później...
2017-10-30
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/10/przerazajaca-prawda.html
Aktualnie wiele dzieje się na świecie. Trudno za wszystkim nadążyć. Co ileś minut prawdopodobnie, gdzieś na ziemi umiera człowiek z różnych okoliczności. W ciągu kilkunastu miesięcy mówi się głównie o Państwie Islamskim oraz uchodźcach, którzy są z nim związani. Opinie są różne, nie podważam żadnej, jednak... Warto się zapoznać z historią tych ludzi zanim wyda się jakąkolwiek opinię.
Rakka była miastem jak każde inne. Po prostu zwyczajne miasto. Niestety miała to nieszczęście, że panowały w niej rządy, które przypominały totalitarne. I właśnie to miasto postanowiło zająć PI. Poniekąd w łatwy sposób. W sposób, który jest znany w historii wielu państw świata.
Samir jest młodym mężczyzną, który nie wyróżnia się niczym szczególnym oprócz odwagi. A trzeba być nie lada odważnym, żeby zgodzić się opisać to, co dzieje się w Racce (przepraszam, za prawdopodobnie złą odmianę). Mężczyzna opisuje życie cywila. Jak wszystko wpływa na przeciętnego mieszkańca miasta, co czuje, z czym musi się zmierzyć. Opis zdarzeń zaczyna się "wyzwoleniem" miasta i z nadziejami, które się z tym wiązały, a które... Wszyscy wiedzą, jak się skończyło.
Ta historia to głównie emocje i uczucia. Nadzieja, zwątpienia. Przede wszystkim strach, który ciągnie się za każdym mieszkańcem Rakki codziennie. Czy dzisiaj zginę? A jeśli, tak to jak? A może pójdę do więzienia? Wspomnienia Samira pokazują, że ci ludzie nie tyle martwią się o siebie, co o swoich bliskich. Bo życie każdego jest powiązane z drugą osobą.
To przejmująca książka. Nie trzeba podawać wydarzeń, które się w niej dzieją, żeby domyślić się, że zawarte są w niej brutalne sceny. Może nie są one, tak opisane, że od razu odechciewa się czytać. To nie są filmowe opisy, ale... Mają w sobie to coś, co przeraża. Samir był świadkiem tych wydarzeń. To nie są zmyślone bajki i rzeczywiście mieszkańcy miast na terenach PI (i nie tylko) muszą się z nimi zmagać na co dzień. Tak naprawdę nie można przejść do tego na porządku dziennym.
Czy przez takie sceny, dzieci nie powinny czytać tej książki? Uważam, że to zależy od dziecka i rodzica. Niestety, tak wygląda świat. Nie ma się, co oszukiwać. Nie każdy ma szczęście żyć spokojnie w domu. Wątpię, że brutalność scen przerazi młodszych czytelników, ale każdy ma inną wrażliwość. Jednak myślę, że trzeba przynajmniej być choć trochę dojrzałym, żeby zrozumieć tę historię. To nie jest żadna propaganda, tylko prawda. To nie tylko Polacy przeżywali zło na kartach swojej historii.
Z narracji czasami bije... bólem. Ból, który mówi, gdzie się podziała reszta świata?
Nie da się ukryć, że Samir jest muzułmaninem. Dzięki temu możemy wprost zobaczyć, jakie są różnice pomiędzy tym, co mówi islam, a tym, co PI. Że to wszystko nie łączy się, tak bardzo, jak niektórym się zdaje.
Zresztą to nie ma znaczenia, jakiej wiary ludzie, którzy muszą się z tym wszystkim zmagać na, co dzień. Ma znaczenie tylko to, że to też są ludzie, a każdy ma prawo na szacunek. Każdy ma prawo żyć.
Okładka swoją minimalistycznością urzeka. Nic więcej nie jest jej potrzebne. Żadnych wzorków i obrazków. Piękna okładce dodaje również to, że jest ona twarda. Miękka okładka nie miałaby już tego uroku.
W książce znajdują się też ilustracje, które nadają atmosferę całości. Atmosferę poniekąd grozy.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/10/przerazajaca-prawda.html
Aktualnie wiele dzieje się na świecie. Trudno za wszystkim nadążyć. Co ileś minut prawdopodobnie, gdzieś na ziemi umiera człowiek z różnych okoliczności. W ciągu kilkunastu miesięcy mówi się głównie o Państwie Islamskim oraz uchodźcach, którzy są z nim związani. Opinie są różne, nie podważam żadnej,...
2017-04-13
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/04/najlepsza-ksiazka-tego-roku.html
Nie wiem, naprawdę nie wiem, ile tygodni czytałam tą książkę. Wolę nie sprawdzać nawet konkretnej daty. Wstyd. Ale nie rzuciłam tej książki zaraz po omówieniu jej w szkole, bo przecież mogłabym. A jednak ją dokończyłam. Po jakimś czasie, ale jednak. I nie żałuję. Opłacało się przeczytać do końca. Żałuję, że nie mogłam przeczytać tylko tej lektury ciągiem. Bez długich przerw. Ale przeczytam drugi raz. Na pewno, mam już kupiony egzemplarz.
Najprościej, bez wyjawiania spoilerów, fabułę można opisać tak: główny bohater, czyli Rodion Romanowicz Raskolnikow popełnia niewyobrażalny czyn - morduje kobietę. Nie zostaje od razu złapany i wsadzony do więzienia, jednak... To byłaby dla niego najlżejsza kara, ponieważ teraz musi się zmierzyć z samym sobą. Ze swoją psychiką i myślami. W końcu wszystko ma wpływ na naszą osobowość.
"Zbrodnia i kara" to powieść psychologiczna. Ze strony na stronę wgłębiamy się nie tylko psychikę głównego bohatera, ale też postaci pobocznych, zwłaszcza bohatera o nazwisku Swirdygajłow. Ale bez spoilerów. Chociaż mam wielką ochotę napisać coś więcej napisać o tej postaci, zwłaszcza o jego... dziwnej naturze, zainteresowaniach? To chyba dobre określenia. Uważam, że poniekąd jego też tyczy się ten główny motyw zbrodni i kary... Taaak, dość specyficznej kary.
Rodion to najzwyklejszy bohater. Nic w nim nadzwyczajnego. Jego prostota jest, aż "przerażająca", ponieważ łatwo można się z nim utożsamić, a co za tym idzie przeżywać jego losy, zmagania z samym sobą. Powód morderstwa jest... zarazem prosty jak i skomplikowany. Jest też opcja, że żadnego powodu nie było. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, chociaż... Czy zawsze umiemy wytłumaczyć swoje czyny? Ile razy w życiu powiedzieliśmy "bo tak"? Próbujemy się usprawiedliwić, a jednak...
Sama zbrodnia i jej skutki otwiera furtkę wielu pytaniom. Jest ich ogrom, nie sposób ich zliczyć. Jednego z (chyba) głównych to, czy Raskolnikow jest wariatem? Odpowiedź zależy od czytelnika. Od jego moralności. Cóż... Rodion to specyficzna postać. Jednak nie należy przyklejać łatki wariata. Przede wszystkim zadajmy sobie pytanie, jak każdy z nas zachowałby się po dokonaniu takiego przestępstwa. Przeanalizujmy zachowanie Rodiona przed zbrodnią. Nie ma natury psychopatycznego mordercy. Jest zwykły.
Kontrastującą bohaterką do Rodii jest Sonia. Sonia to opiekuńcza i bardzo religijna dziewczyna, która musi utrzymywać dom, pracując, jako prostytutka. Niestety tylko to daje, taki zarobek z którego jako tako może wyżyć z rodziną. Nie jest to łatwe, kiedy jej ojciec przepija praktycznie wszystko. Jednak nie należy skreślać dziewczyny przez to, co robi. Nie znając jej przeszłości i teraźniejszość. Co poniekąd jest dziwne, Sonia jest głęboko wierzącą osobą i dla Boga jest w stanie zrobić wszystko. To dzięki Bogu jest w stanie normalnie funkcjonować, co zadziwia Raskolnikowa. Przecież wiele dziewczyn nie wytrzymało... Wiara jest pierwszą nicią łączącą bohaterów. Najpierw wiara religijna, potem... wiara w miłość.
Wszyscy bohaterowie są bardzo interesujący, nie ma bohatera, który byłby słabo opisany. Oni są po prostu żywi. Żywiołowość zaznacza się w Razumichinie (wiernym przyjacielu Rodiona) i Porfirym. Porfiry to w ogóle dziwna postać. Jest tak zbudowana, że zachowanie Porfirego irytuje, przyjmujemy postawę Raskolnikowa. Czy Porfiry jest serio głupi, czy tylko udaje głupiego?
Uwagę moją zwrócił fragment w którym możemy poznać dziewiętnastowieczny stosunek Rosjan do muzułmanów. Myślę, że większa część Europy miała podobną opinię co do islamu, więc można napisać, że poznajemy ogólną dziewiętnastowieczną opinię na temat islamu. Czy zmieniła się ona z biegiem lat...? Odpowiedź zawiera się na kartach powieści.
Interesujący jest wątek dwóch "rodzajów" ludzkości. Według tej teorii ludzie dzielą się na lepszych i gorszych. Najogólniej pisząc lepsi to inteligencja, która jest stworzona do wielkich rzeczy. Nie ma w tej grupie miejsca na tłumaczenie się ze swoich czynów... Niby to tylko teoria, ale czy teraz nie ma poniekąd takiego mniemania? Trudno to opisywać, nie wdrażając się w szczegóły. Tak naprawdę równości ludzi nie było i nigdy nie będzie. Nawet w tych wspaniałych wizjach przyszłości nie ma równości.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2017/04/najlepsza-ksiazka-tego-roku.html
Nie wiem, naprawdę nie wiem, ile tygodni czytałam tą książkę. Wolę nie sprawdzać nawet konkretnej daty. Wstyd. Ale nie rzuciłam tej książki zaraz po omówieniu jej w szkole, bo przecież mogłabym. A jednak ją dokończyłam. Po jakimś czasie, ale jednak. I nie żałuję. Opłacało się przeczytać do...
2016-08-15
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/08/rzeczywistosc-pieka-na-ziemi.html
Profesor harvardzki - Robert Langdon budzi się w szpitalu. Nic nie pamięta, nawet tego, jak się znalazł w państwie oddalonym setki kilometrów od Stanów Zjednoczonych. Jednak to, czy coś pamięta, czy nie, nie ma znaczenia dla misji, którą musi wypełnić, żeby uratować ludzkość. Musi odnaleźć coś, co może spowodować wymarcie części ludzi.
Nie pierwszy raz spotykam się z twórczością p. Browna i postacią Roberta Langdona. Prawdę mówiąc jest to już trzecie spotkanie. Poniekąd muszę stwierdzić "niestety trzecie". "Niestety", ponieważ kilka rzeczy się powtarza. Staje się widoczny pewien schemat. Chociaż w tej części jest on już trochę zmieniony. Jednak nie na tyle, żeby napisać, że "Inferno" nie ma podobieństw do "Aniołów i demonów" oraz "Kodu Leonarda da Vinci". Akurat z tym ostatnim najwięcej ma elementów podobnych. Ale to mogę wybaczyć. W końcu... Jaki mężczyzna, który ma do rozwiązania zagadkę, nie ma przy sobie pomocnika w postaci kobiety?
Lekarka Sienna Brooks jest tajemniczą postacią i można to dostrzec głównie na początku fabuły. Tajemniczość, którą w miarę czytania czytelnik może sobie jakoś wytłumaczyć. Nie mogę o niej wiele napisać, ale jej pojawienie się w fabule ma znaczenie. Ważne znaczenie.
Robert Langdon to typowy profesor z uniwersytetu, który posiada wspaniałą wiedzę na temat symboli i ikonografii. Dzięki jego wiedzy czytelnik może się dowiedzieć rzeczy o których wcześniej nie mógł mieć nawet pojęcia. Bo skąd? Zwłaszcza, jeśli chodzi o hagiografię; na religii o symbolach się nie mówi, a jeśli już to tylko o jednym ich znaczeniu. Trudno coś więcej powiedzieć o Langdonie poza tym, że może zaimponować wiedzą, bo oprócz tego to zwyczajny czterdziestoparolatek.
Jednak najbardziej interesującą postacią jest bohater, który pojawia się raz na kiedyś. Przeplata się on dość często w fabule, ale we własnej postaci niezbyt występuje. Piszę tu o człowieku, który stworzył broń masowej zagłady. Na początku może się zdawać, że to przysłowiowy "wariat". Jednakże, jeżeli ktoś wgłębi się w jego opisy i charakterystykę, to da się dostrzec, że mężczyzna nie jest wariatem. Jego zachowanie jest uzasadnione.
Kogoś to zdziwi. Jak stworzenie takiej broni, może być uzasadnione? Tutaj pojawia się jeden z wielu problemów, które porusza "Inferno". A jest ich wiele i dlatego lubię książki p. Browna. Czy bycie geniuszem jest łatwe we współczesnym świecie? W ogóle w świecie, którym reszta traktuje cię, albo jak cud natury lub dziwoląga. Co może stać się z człowiekiem, którego nikt nie chce lub nie potrafi zrozumieć. I główny problem fabuły - czy koniec świata jest taki daleki? Oczekujemy, że Ziemię zniszczy jakiś meteoryt, wybuch superwulkanu, Bóg, wysoki poziom wody. Czy naprawdę tylko to może nas zniszczyć? Sami siebie łatwo możemy zniszczyć. Jeśli kogoś interesuje, co się kryje pod tym zdaniem zapraszam do sięgnięcia po "Inferno", bo po przeczytaniu tejże książki może się narodzić wiele dyskusji na ten temat.
Podoba mi się też to, że czytelnik nie ma do czynienia tylko z jedną ze stron tego problemu. Tak jak w "Aniołach i demonach" czytający czytał rozmowę dotyczącą wiary, religii, między duchownym, a kimś, kto zwyczajnie nie wierzy w Boga, tak tutaj przeczytać można rozmowę, która pokazuje dwa rozwiązania pewnego problemu, ale też tyczy się ona moralności człowieka. Do kiedy człowiek będzie ludzki i w zgodzie sam ze sobą.
Jak sam tytuł nawiązuje, sporo jest w książce o pierwszej części "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri. Jednak samo nawiązanie nie dotyczy tylko tego średniowiecznego utworu, ale też obrazów dla których "Boska Komedia" była inspiracją. Większa część dotyczy obrazu Botticelliego, który przedstawił Piekło Dantego ze szczegółami. Z cierpieniem, strachem i makabrycznością. Jeśli, ktoś nie chciał sięgnąć po "Boską Komedię" to myślę, że po tej książce będzie chciał się zapoznać z tymże poematem.
Droga ku zagrożeniu jest dla Roberta usłana zagadkami. Jedne bardziej proste, drugie wręcz przeciwnie. Jedną część tej trudniejszej zagadki udało mi się rozszyfrować zaraz po... rozczarowaniu się bohaterów pewnym miejscem. Jednakże najlepszą zagadką w całej książce jest zagadka dla czytelników. Jeśli zobaczycie, jak zmyłka została łatwo napisana to prawdopodobnie będziecie się uśmiechać w duchu, jeżeli, ktoś da się nabrać tak jak ja. Po prostu... Ten zabieg jest tak prosty, ale chyba nie często spotykany w książkach.
Na koniec o "najśmieszniejszym" minusie "Inferna", czyli o nagłym przebudzeniu. Jak wcześniej napisałam Langdon nic nie pamięta. W miarę rozwiązywania zagadek, pamięć zaczyna się otwierać powoli przed nim. Najczęściej w postaci nagłego olśnienia. Pstryk i nagle coś jest wiadome. Dla mnie to... Nie, to nie było szczególnie dziwne, to było... Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Poniekąd frustrujące. Jakby profesor bez tych przebłysków nie potrafił znaleźć rozwiązań.
Okładka. Obwoluta, jak i prawdziwa okładka są piękne. Szczerze pisząc, dawno nie spotkałam się z okładką, która ma tyle powiązań z treścią książki. Często okładki mają niewiele wspólnego z tym, co czytamy, albo skrywają błędy. W tej okładce wszystko współgra. I ten krajobraz Florencji, portret Dantego (autorstwa Botticielliego), a przede wszystkim okręgi na tym portrecie i litery. Kręgi to oczywiście kręgi Piekła, a litery... Tu już ważne nawiązanie do fabuły. Dodatkowo litery są wypukłe. Zarazem tytuł, jak i imię oraz nazwisko autora. Prawdziwa, twarda okładka jest czerwona. I jak często bywa przy okładkach w obwolucie - oprócz tytułu i nazwiska pisarza, nie ma na niej nic.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/08/rzeczywistosc-pieka-na-ziemi.html
Profesor harvardzki - Robert Langdon budzi się w szpitalu. Nic nie pamięta, nawet tego, jak się znalazł w państwie oddalonym setki kilometrów od Stanów Zjednoczonych. Jednak to, czy coś pamięta, czy nie, nie ma znaczenia dla misji, którą musi wypełnić, żeby uratować ludzkość. Musi odnaleźć...
2016-06-30
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/06/koniec-tajemnic.html
Wreszcie przeczytałam ostatni tom "Wybranych"! Książka stała na mojej półce od jakiegoś roku... Ubolewam nad tym. Chociaż z jednej strony to dobrze, że sięgnęłam po ten tom dopiero teraz. Bo to już koniec... Już nie ma nic... Zanim znajdę coś równie dobrego lub nietypowego miną chyba wieki. Mam nadzieję, że następna seria autorki dorówna tej.
Dlaczego tak bardzo podkreślam, że seria "Nocna Szkoła" różni się od innych serii dla nastolatków? Jeśli ktoś nie czytał recenzji poprzednich tomów to już wyjaśniam. Tam nie ma magii i czarów, to nie jest zwykła obyczajówka, której rzecz dzieje się w szkole z internatem. Nie. Książki poniekąd można by nazwać kryminałami/thirllerami dla młodzieży. Sporo tu polityki, tajnych organizacji, zabójstw... Ogólnie to nie jest seria dla czytelników, którzy chcą przeczytać coś bardzo lekkiego, zrobić sobie taką odskocznię od czytania książek "z wyższej półki". Akurat po okładce "Niezłomnych"... Okładkę zostawię lepiej na koniec, ponieważ mam do niej wiele zastrzeżeń.
Allie, całe grono pedagogiczne Akademii Cimmeria oraz jej uczniowie stają przed jedną z najtrudniejszych misji z jaką mieli kiedykolwiek do czynienia - muszą uwolnić Cartera Westa z rąk Nathaniela Saint Johna (chyba się nie pogubiłam w nazwiskach). To nie będzie łatwa misja zważywszy na to, że Nathaniel jest inteligentnym i wybuchowym mężczyzną. Trzeba zakończyć z nim kłótnię raz na zawsze, ale jak tego dokonać? Zostało tak niewiele czasu, by rozwiązać ten problem...
Autorka nie zawiodła mnie przy zakończeniu cyklu o Allie Sheridan i Akademii Cimmeria. Praktycznie od razu wpadamy w akcję na której zakończył się czwarty tom, czyli "Zbuntowani". Dlatego, jeśli ktoś zrobił sobie dłuższą przerwę od tych dwóch części to na początku może troszkę się pogubić, co się dzieje. To zagubienie nie jest frustrujące, ale takie... Po prostu (przynajmniej) ja się cieszyłam, że nie mamy jakiegoś rozbudowanego wprowadzenia, ale że od razu p. Daugherty przechodzi do rzeczy, dzięki czemu fabuła od początku nabiera dynamizmu. Jednakże, jeśli ktoś nie lubi takich początków to mam pocieszenie - za kilka stron autorka przypomina, co się wydarzyło poprzednio.
Właśnie, przypomnienia... Nie pamiętam dokładnie, czy tylko w tej części, czy również w innych... Ale w fabule pojawiają się raz na kiedyś fragmenciki bardzo podobne. One nie dotyczą głównie wydarzeń, ale opisów pomieszczeń. Jakby twórczyni "Niezłomnych" chciała ciągle przypominać czytelnikom, jak wygląda Akademia. Uważam, że to nie jest dobry zabieg, ponieważ to ostatnia część. Czytelnicy zdążyli tak zapoznać się z Akademią Cimmeria, jakby to była rzeczywista szkoła w Wielkiej Brytanii. A nawet, jeżeli ktoś tak bardzo jej sobie nie wyobraził to powtarzanie jest uciążliwe. Na szczęście nie było tego za wiele.
Jeśli już przeszłam do minusów to niestety muszę napomnieć o szpiegu i Nathanielu. W "Zbuntowanych" fantastycznie została opisana postać szpiega i ten bohater był tak świetny, że chciałam się o nim dowiedzieć więcej. Myślałam, że jak sięgnę po następną część to w niej ten bohater będzie mieć coś jeszcze do powiedzenia. Ale nie. A co tam. Zawiodłam się. Jeden z lepszych bohaterów... (wszyscy bohaterzy są świetni) Musiałam się z tym uporać. Przechodząc do Nathaniela... Geniusz sam w sobie. Nie, to nie jest psychopata, który by wszystkich pozabijał to rozsądny człowiek (na ile on mógł być rozsądny). Mogą osoby, które już przeczytały "Niezłomnych" z tym się nie zgadzać, ale taka prawda. Inny bohater jest świrem. Nie napiszę, jaki, bo to byłby spoiler dla tych, którzy nie zaczęli "Wybranych". Ale niestety nie rozwinięto postaci Nathaniela w tą stronę, co bym chciała... Jego wyrzuty sumienia, przeszłość. Oczywiście, jest mowa o jego przeszłości, ale... O niej mówią o sobie trzecie w subiektywny sposób, więc to nie jest to. Co prawda jest jedna scena, kiedy Nat pokazuje się z... bardziej ludzkiej strony, lecz to tylko napomknięcia. Jednakże nie chodzi mi tylko przy Nathanielu o rozwinięcie postaci (w gruncie rzeczy jest on interesująco opisaną postacią, dzięki czemu należy do listy moich ulubionych czarnych charakterów)... Chodzi mi o zakończenie akcji. Gdzie pod koniec niej jest Nat?! Nie wierzę w to, że facet z takim charakterem, tak by się zachował... Raczej nie zachował. Oczekiwałam jakiegoś... Jakieś następnej akcji. W ogóle zakończenie jego wątku i rozwiązanie sprawy było dla mnie... Za spokojne i łatwe, jak na to wszystko, co ten facet zrobił. Próbował coś pod koniec uknuć, ale "magicznie" jego plan nie wypalił. Myślałam już, że zginie on albo okaże się, że jest ojcem Allie (I'm your father ---> zdecydowanie za dużo "Gwiezdnych Wojen"). W każdym razie... Ale jeśli ktoś polubił zabójstwa w tej książce to nie zawiedzie się, bo i w tej części jest morderstwo. Chciałabym napisać coś więcej, ale... Bym chyba coś zaspoilerowała wtedy.
Z zachwytu przeszłam do marudzenia... Niestety, nic nie poradzę, że polubiłam Nathaniela. Teraz, coś, co chyba już każdy ma dość, czyli trójkącik. Trójkąciki są beznadziejne w każdej książce. Może kiedyś będzie jakiś, który polubię, ale na razie na granicy jest ten: Carter, Allie, Sylvian. Jak w pierwszej części ten wątek był bardziej poboczny, dopiero w później zaczęło się go więcej wylewać... To teraz jest akurat. Jest go więcej niż w "Wybranych", ale jakoś p. Daugherty musiała zakończyć to wszystko. Na szczęście Allie wybrała tego, któremu kibicowałam od samego początku i się bardzo cieszę z tego. To nie książka fantasy, więc koniec końców nie skończyła z oboma. :D Ale inny wątek miłosny, który się pojawia w "Niezłomnych" jest taki... To nie jest typowy związek i odgadłam go po kilku przypadkowych wzmiankach, ale to nie ma znaczenia. Chodzi mi o to, że ten wątek jest taki delikatny i jak to jedna bohaterka powiedziała "słodki", że... No, dlaczego zwykłego, głównego wątku miłosnego się tak nie dało napisać? No tak... Nie dało się, bo tak naprawdę, tak się da tylko napisać związki bardzo poboczne.
Wbrew wszystkiemu są w "Niezłomnych" momenty zabawne. Nie jakoś bardzo, nie rozbawią Was do łez. Ale fragmenty, które wywołają uśmiech na pewno na twarzy, jeżeli ktoś podejdzie trochę z dystansem do postaci Zoe. Zoe jest najmłodszą bohaterką, ale przez to, że jest supermądra jest na równi z resztą bohaterów. Niestety, może jest i bardzo mądra, ale odbija się to na jej bezemocjonalności. Nie rozumie niektórych zachowań, żartów, wyrażenia uczuć i tego typu rzeczy (ma stwierdzony zespół którego nazwy nie pamiętam, ponieważ to trudna nazwa i nie, to nie jest Asperger), przez co, niektóre sceny są dość zabawne. Ale zaraz ktoś powie, że śmieję się z takich ludzi. Nie śmieję się, po prostu jedna-dwie sytuacje z Zoe powodują uśmiech na twarzy.
Teraz najgorsze... Okładka. Boże, kto na to pozwolił. Okładka może i by była dobra na zakończenie romansu, ale nie czegoś z zabójstwami i polityką w tle. Uwierzcie mi, wątek miłosny nie jest w tej serii kluczowy. To nie na tym się opiera wszystko. Pomijając kwestię, że okładka zupełnie nie pasuje (przypominam, że okładka "Zbuntowanych" bardzo mi się podobała). Dziewczyna (która przedstawia Allie) jest ustawiona nijako, jej twarz ma zapytanie: "czy teraz dobrze się ustawiłam?". Już mogła się spojrzeć na tego chłopaka... Jeszcze chwilkę zostanę przy niej: sukienka wg. mnie w ogóle nie w
guście głównej bohaterki. Nie rozumiem jej stroju. No, a teraz chłopak. Serio? Goła klata? I tak jej nie widać, a zresztą tak bardzo pasuje do stroju dziewczyny, że... Ogólnie ta para stoi jak jakiś posąg, ten ręce w kieszeni, ona patrzy się niepewnie na fotografa... Jeśli się dowiecie, kto jest na okładce i porównacie sobie zachowanie tej pary w książce to będziecie jeszcze bardziej załamani okładką. Sztuczne to takie... Motyw potłuczonego szkła, lustra, szyby, lodu jest ciekawy i pasujący do cyklu. Wszystko się wali, pęka to, co Allie uważała za znajome i bezpieczne... Ale widać nie temu miało służyć, a dzięki temu zasłonięta jest twarz chłopaka... Pęknięcia są okej, ale zastanawia mnie, dlaczego to na włosach dziewczyny jest koloru białego. Przez to przypomina mi się postać jednej dziewczyny z serii "X men". I po boku mamy postacie Sylviana i Cartera! Którzy niczym duchy krążą wokół Allie. Dobrze, że przynajmniej w książce główna bohaterka szybko się zdecydowała na któregoś...
Mała ogólna ciekawostka: Polska jest wspomniana w fabule. Nie jakoś byle jak, jak np. polska restauracja, ale Polska jako kraj. Mnie to osobiście zaskoczyło, ponieważ nie często w książkach dla młodzieży wspomina się nasz kraj... Jeszcze jak zobaczycie w jakim znaczeniu została przywołana Polska... Myślę, że dzięki polskim fanom, tak się zadziało.
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2016/06/koniec-tajemnic.html
Wreszcie przeczytałam ostatni tom "Wybranych"! Książka stała na mojej półce od jakiegoś roku... Ubolewam nad tym. Chociaż z jednej strony to dobrze, że sięgnęłam po ten tom dopiero teraz. Bo to już koniec... Już nie ma nic... Zanim znajdę coś równie dobrego lub nietypowego miną chyba wieki. Mam nadzieję,...
2015-05-30
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2015/05/wkraczajac-w-bramy-srodziemia.html
Podziwiam pana Tolkiena za całą fabułę, bardzo szczegółową zresztą fabułę. Jednym jest wymyślenie jakiegoś świata, a drugim skonstruować ze wszystkimi szczegółami: od otoczenia, przez język, kulturę, legendy, po prostu wszystko, co powinien mieć świat, czy państwo. Oprócz tego autor tak wszystko przemyślał, że stworzono (lub stworzył, nie wiem) mapy ilustrujące Śródziemie. Cóż więcej mówić? Geniusz!
http://my-opinion-of-books.blogspot.com/2015/05/wkraczajac-w-bramy-srodziemia.html
Podziwiam pana Tolkiena za całą fabułę, bardzo szczegółową zresztą fabułę. Jednym jest wymyślenie jakiegoś świata, a drugim skonstruować ze wszystkimi szczegółami: od otoczenia, przez język, kulturę, legendy, po prostu wszystko, co powinien mieć świat, czy państwo. Oprócz tego autor tak...
2015-01-11
Nie spodziewałam się, że "Oskar i pani Róża" tak mi się spodoba. Myślałam, że to będzie smętna, nudna historia. Nudna jak GNW. Na szczęście ta książka jest całkiem inna. Język jakim posługuje się Oskar jest zwykły, codzienny, nie ma ozdobników, trzeba coś powiedzieć dosadnie? Proszę bardzo! Nie ma żadnego ukrywania.
Chociaż jest to opowieść o czymś smutnym, strasznym - o śmierci, chorobie i przemijaniu to czytelnik nie czuje tej przygnębiającej atmosfery. Niektóre momenty naprawdę śmieszą... Życie się toczy...
Nie spodziewałam się, że "Oskar i pani Róża" tak mi się spodoba. Myślałam, że to będzie smętna, nudna historia. Nudna jak GNW. Na szczęście ta książka jest całkiem inna. Język jakim posługuje się Oskar jest zwykły, codzienny, nie ma ozdobników, trzeba coś powiedzieć dosadnie? Proszę bardzo! Nie ma żadnego ukrywania.
Chociaż jest to opowieść o czymś smutnym, strasznym - o...
2014-11-10
"Brzydcy" należą do tej samej kategorii co IŚ lub "Niezgodna". Jednak jest coś, co wyróżnia tą trylogię od pozostałych dwóch: bardziej przemyślana fabuła i wątki, które mogą dotyczyć naprawdę współczesnych nastolatków. Może obrażę fanów wyżej wymienianych książek... Hm, bardzo lubię IŚ, a trzeba być szczerym. To jest lepsze.
"Brzydcy" należą do tej samej kategorii co IŚ lub "Niezgodna". Jednak jest coś, co wyróżnia tą trylogię od pozostałych dwóch: bardziej przemyślana fabuła i wątki, które mogą dotyczyć naprawdę współczesnych nastolatków. Może obrażę fanów wyżej wymienianych książek... Hm, bardzo lubię IŚ, a trzeba być szczerym. To jest lepsze.
Pokaż mimo to2014-07-16
Nigdy mnie jakoś nie interesowały książki, gdzie fabuła dzieje się w czasach wojen. Ta mnie miło zaskoczyła. II Wojna Światowa jest opisana oczyma dziecka i... stworzenia/postaci, która nie jest nigdy brana za narratora. Ten pomysł bardzo mnie zaskoczył.
Dzięki takiej, a nie innej fabule (zwykłe życie zwykłej dziewczyny w czasie wojny) dowiedziałam się więcej i zapamiętałam te czasy lepiej, niż na historii. :)
Książka godna polecenia!
Nigdy mnie jakoś nie interesowały książki, gdzie fabuła dzieje się w czasach wojen. Ta mnie miło zaskoczyła. II Wojna Światowa jest opisana oczyma dziecka i... stworzenia/postaci, która nie jest nigdy brana za narratora. Ten pomysł bardzo mnie zaskoczył.
Dzięki takiej, a nie innej fabule (zwykłe życie zwykłej dziewczyny w czasie wojny) dowiedziałam się więcej i...
2014-06-08
Ta książka jest świetna! Przez ostatnie lata/miesiące nie byłam tak wciągnięta w fabułę jak w "Drugiej Szansie". To co przeżywa główna bohaterka... Wątpliwości... Elementy grozy... To wszystko stwarza ciekawą, zagadkową atmosferę. Trzyma do ostatniej strony! Jeszcze nie nigdy nie czytałam czegoś takiego. Zdecydowanie lepsza lektura od "Ja, diablicy". :)
Ta książka jest świetna! Przez ostatnie lata/miesiące nie byłam tak wciągnięta w fabułę jak w "Drugiej Szansie". To co przeżywa główna bohaterka... Wątpliwości... Elementy grozy... To wszystko stwarza ciekawą, zagadkową atmosferę. Trzyma do ostatniej strony! Jeszcze nie nigdy nie czytałam czegoś takiego. Zdecydowanie lepsza lektura od "Ja, diablicy". :)
Pokaż mimo to
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2020/09/zrozumiec-czowieka.html
Następny reportaż godny uwagi, jednak wyróżniający się na tle pozostałych, które czytałam tym, że autorka nie tylko jest dziennikarką, ale i sama jest dzieckiem imigrantów oraz muzułmanką. Co to oznacza dla historii? Można powiedzieć, że zna ludzi o których pisze, stara się ich zrozumieć, ponieważ często miała podobne życie do nich. Jest kimś, kto łączy dwa światy Zachód i kraje Zatoki Perskiej, Turcji oraz Afryki Północnej. Patrzy krytycznie na każdą z tych stron, ale też ze zrozumieniem. Co ważne, pozwala zabrać głos osobom, których mało kto chce słuchać, ponieważ większość osób mieszkających w Europie i Ameryce ma swoją prawdę, więc nie chcą znać drugiej strony.
Czy trzeba jakiegoś przygotowania przed czytaniem tego reportażu? Cóż, powiedziałabym, że niekoniecznie, ale na pewno trzeba mieć otwarty umysł. Nie być uprzedzonym do jednej strony. Patrzeć na świat biało-czarno. Autorka wiele razy podkreśla, że są różni muzułmanie. Liczy się zrozumienie. Niektóre informacje dotyczące Ameryki i polityki Zachodu mogą zaskoczyć, ale to nie znaczy, że trzeba zamknąć książkę i mówić, a bo ona usprawiedliwia terrorystów. Nikogo nie usprawiedliwia.
Książka jest podzielona na kilka rozdziałów i każdy opowiada o innej sprawie dotyczącej sytuacji na Bliskim Wschodzie lub w Europie, czy Ameryce. Dziennikarka pokazuje je poprzez rozmowy z cywilami i osobami, które pracują w armii lub należą do organizacji terrorystycznych. Wywiady z tymi ostatnimi najbardziej mnie zaciekawiły, ponieważ pewnie wielu zastanawia się, dlaczego ci ludzie tam są i robią to co robią. I jakkolwiek o nich się myśli to warto przeczytać, co sami mają do powiedzenia. I nie krytykować ich od razu. Poprzez rozmowy z potomkami imigrantów, którzy dołączyli do organizacji terrorystycznych pokazuje, jakie tak naprawdę ma problemy Zachód i jak głęboko sięga rasizm (nie tylko zresztą na Zachodzie). Niestety nieprędko to się zmieni. Oczywiście nie tylko jedna strona jest zła.
Jeden z ostatnich rozdziałów jest poświęcony radykalizacji młodych osób. Temat ten jest nadal aktualny i nie wszyscy go rozumieją. Najczęściej te osoby uważa się za "głupich" lub rozmowa się z rodzinami, które niekoniecznie rozumieją powody odejścia dziecka i kończy się na tym, że my byliśmy kochani, a to on/ona zniknął/zniknęła. Co prawda mowa tu głównie o młodych osobach, których rodzice są imigrantami, ale niektóre sprawy dotyczą też osób, które nie miały wcześniej żadnego powiązania z islamem lub nieeuropejskimi korzeniami.
Jest też rozdział poświęcony wolności słowa. To znaczy już nie pamiętam, czy cały. Wolności słowa i podwójnych standardach. Podwójne standardy, które nawet pojawiły się w ostatnich dniach we Francji, która widocznie niczego się nie nauczyła. Laickość swoją drogą, ale... No, wg. mnie strój, czy biżuteria (w przypadku chrześcijan) same w sobie nie zaprzeczają laicyzmowi. Nikt samym symbolem nie zachęca do wiary. Dobra, bo zbaczam z tematu. Chcę pokazać, jak bardzo aktualny jest ten reportaż.
Swoją aktualność pokazuje też rozdziałem o nowej fali imigrantów w Europie. Kontrowersyjny temat, gdzie prawda leży znowu po środku. I problemy, które Europa już wcześniej nie miała rozwiązanych i które będą dalej się nasilać.
Ogólnie uważam, że Souad Mekhennet ma dużo szczęścia. Nie każdemu dziennikarzowi, a tym bardziej dziennikarce udało się porozmawiać z np. bojownikami wyższą rangą i jeszcze wyjść z tego cało. Ale dzięki niej możemy poznać historię z różnych stron.
Reportaż czyta się bardzo szybko, chociaż liczy ponad 500 stron. Dla tych, którzy chcieliby wiedzieć więcej na jakiś temat będą czekać przypisy, których jest bardzo wiele. Często są odnośnikami do tego skąd autorka wie daną rzecz, przynajmniej, tak to zrozumiałam. Bo p. Mekhennet nie wie wszystkiego, ale to ją wyróżnia, że chce wiedzieć, a nie że myśli, że wie.
W reportażu nie podobała mi się tylko swego rodzaju krytyka dla hijabu i niqabu. Jeśli chodzi o niqab to rozumiem, bo autorka wyjaśnia swoje poglądy na jego temat, jednak... Hm, nie uważam, żeby zakładanie niqabu, a już w ogóle hijabu miało oznaczać, że kobieta ma radykalne poglądy, chociaż w niektórych przypadkach pewnie, tak jest... To właśnie pokazuje, że ten reportaż nie jest dla osób, które mają prawicowe poglądy, których nie zamierzają zmieniać, bo wyciągną z książki to co chcą i będą powielać te opinie.
Świat nie jest czarno-biały. Jak ze wszystkim: problemy tkwią o wiele głębiej, niż nam się wydaje na pierwszy rzut oka.
https://my-opinion-of-books.blogspot.com/2020/09/zrozumiec-czowieka.html
więcej Pokaż mimo toNastępny reportaż godny uwagi, jednak wyróżniający się na tle pozostałych, które czytałam tym, że autorka nie tylko jest dziennikarką, ale i sama jest dzieckiem imigrantów oraz muzułmanką. Co to oznacza dla historii? Można powiedzieć, że zna ludzi o których pisze, stara się ich zrozumieć, ponieważ...