-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2011-01-09
2012-05-08
2012-09-12
2012-12-31
2016-10-27
O.
Przepadłam.
Ta powieść naprawdę ujęła mnie za serce.
Córka lasu to piękna, romantyczna i bardzo nastrojowa opowieść; historyczne fantasy z akcją osadzoną w Irlandii i Brytanii mniej więcej w IX w. Marillier garściami czerpie z baśni, irlandzkiego folkloru i dawnych irlandzkich wierzeń. I jak w każdej dobrej opowieści jest tu magia, miłość, poświęcenie i okrutnie trudne zadanie, które bohaterka będzie musiała wykonać.
Powieść wyraźnie nawiązuje do Sześciu łabędzi braci Grimm (albo, w wersji Andersena, Dzikich łabędzi). Juliet Marillier bardzo ściśle trzyma się oryginalnej ścieżki fabularnej. To właściwie dokładne odtworzenie tej baśni - tym razem żadnych sztuczek, żadnego przewrotnego traktowania elementów historii. Nie, dostajemy znaną już intrygę, ale znacznie bogatszą w szczegóły, ciekawszą i bardziej rozbudowaną. Zawsze jakoś wyjątkowo lubiłam Dzikie łabędzie, a Juliet Marillier tchnęła w tę opowieść życie. I to jest piękne - uwielbiam w retellingach eksperymentowanie z pierwowzorem, przewrotne zabawy z oryginalną fabułą, wykręcanie historii tak, by wciąż była to ta sama opowieść, a jednak, by była inna i wyjątkowa. A Marillier stawia na całkowitą prostotę i tą prostotą zachwyca. Można wiedzieć, co się stanie, co przynajmniej powinno stać, a mimo to czytać z zapartym tchem, czytać tak, jakby kartki parzyły. Bo przecież znamy tylko szkielet opowieści, wiemy co się wydarzy, ale nie wiemy jak.
Tak, to baśń. Piękna, wspaniała, magiczna. Pełna smutku i melancholii, ale też radosna. W końcu wszystko musi zmierzać do szczęśliwego zakończenia, prawda? Tylko że Marillier tę swoją baśń wypełnia bardziej realistycznymi szczegółami, wprowadza do niej prawdziwych ludzi i prawdziwe emocje. Córka lasu zachowuje więc fabułę i nastrój oryginalnej opowieści, ale (przynajmniej do pewnego stopnia) rezygnuje z baśniowej schematyczności.
Bo zresztą Marillier po prostu umie pisać tak, że czytelnik (no, przynajmniej ja) odczuwa wszystko bardzo głęboko, że przeżywa czytanie naprawdę mocno. Córka lasu naprawdę pozwala się przenieść do innego świata, jest tak plastycznie i prawdziwie napisana. Łatwo też identyfikować się z Sorchą, delikatną, ale pełną wewnętrznej siły Sorchą, odczuwać w czasie lektury to samo, co ona. Akcja potrafi być szalenie wciągająca, ale dajcie jej trochę czasu na rozkręcenie się. Marillier się nie spieszy, momentami może nawet tempo mogłoby być szybsze. Moje uwielbienie dla Córki lasu było nagłe i niespodziewane - byłam zadowolona od samego początku, bo to piękna, bardzo nastrojowa powieść, ale pierwszą jedną trzecią książki czytałam jak na mnie naprawdę długo. Ale, gdy już byłam w połowie, nic mnie poza Córką lasu nie obchodziło, wiedziałam, że będę czytać, póki nie skończę.
Naprawdę, idźcie i czytajcie. Pobawię się w marketingowca i, żeby zachęcić więcej osób, zrobię kilka porównań do szalenie popularnych w tej chwili autorek. Wydaje mi się, że powieść Marillier powinna spodobać się fankom Sary J. Maas (szczególnie Dworów) i Diany Gabaldon. Książki tych pisarek to wciągające romanse fantasy nawiązujące do folkloru z Wysp Brytyjskich, Maas i Marillier dodatkowo bazują na baśniach. Z drugiej strony myślę, że możecie polubić Córkę lasu, nawet jeśli Dwór cierni i róż albo Obca Was zawiodły (bo na przykład, tak jak ja, macie poczucie, że niebezpiecznie blisko im do harlequinów). Córka lasu to według mnie po protu lepsza powieść. Tak, romans jest tu bardzo ważny, ale nie ma tu tanich chwytów i wszystko jest bardziej wyważone.
Czasem jakaś książka, pewnie nie najambitniejsza, pewnie wcale nie najlepsza pod słońcem, trafia do nas tak jak dawno żadna inna. Tak mam właśnie z Córką lasu - jestem w niej zakochana od dwóch lat, a powtórna lektura była jak kojący powrót do domu.
I musicie wiedzieć, że drugi tom jest równie cudowny! Miejmy nadzieję, że też trafi do Polski.
O.
Przepadłam.
Ta powieść naprawdę ujęła mnie za serce.
Córka lasu to piękna, romantyczna i bardzo nastrojowa opowieść; historyczne fantasy z akcją osadzoną w Irlandii i Brytanii mniej więcej w IX w. Marillier garściami czerpie z baśni, irlandzkiego folkloru i dawnych irlandzkich wierzeń. I jak w każdej dobrej opowieści jest tu magia, miłość, poświęcenie i okrutnie trudne...
2017-02-20
2010-11-28
Są historie, które się chyba nigdy nie znudzą. Dla mnie jedną z nich jest „Doktor Żywago”. Widziałam wcześniej dwie ekranizacje (starszą z Omarem Sharifem i Julie Christie naprawdę niedawno), a teraz przeczytałam książkę. I za każdym razem losy Jurija Żywago tak samo mnie porywały i wzruszały. Z wielką chęcią i ciekawością brnęłam przez to opasłe tomisko, liczące sobie ponad siedemset stron, a mojego zapału wcale nie ostudzał fakt, że wiedziałam, co będzie dalej. A jednak myślę, że żaden film nie da rady w pełni oddać charakteru tej epickiej powieści. Burzliwe losy bohaterów zajmują już aż nadto czasu ekranowego, więc tak ważna w „Doktorze Żywago” rosyjska historia, pewnie z konieczności, zostaje gdzieś z tyłu.
A przecież w książce bolszewizm, rewolucja październikowa i wszelkie jej następstwa nie są tylko tłem. Można powiedzieć, że wysuwają się na prowadzenie, dominują nad całą historią. Niewątpliwie losy doktora Żywago potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby żył w innych, spokojniejszych czasach. Tymczasem bieg historii jest bezlitosny, a Jurij, Lara, czy Tonia muszą mu się poddać. Losy bohaterów plączą się coraz bardziej i poruszają swoją tragicznością. Co jednak ciekawe, Pasternak wcale nie potępia komunizmu. W „Doktorze Żywago” tym gigantycznym, historycznym pejzażu, przytacza różne opinie, pokazuje też jak zmienia się stosunek do rewolucji Jurija Andriejewicza. Pasternak nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, daje czytelnikowi wolność wyboru. Przedstawia sprawę w sposób obiektywny i uznaje racje rewolucjonistów. Warto tu wspomnieć, że Borys Pasternak w Rosji padł ofiarą publicznej nagonki i został zmuszony do odmówienia odebrania Literackiej Nagrody Nobla, którą przyznano mu w 1958 roku. Wszystko dlatego, że „Doktor Żywago” został uznany za powieść antyradziecką. Napiętnowany autor zmarł w 1960 roku.
Jest to dzieło wielkie, wprost monumentalne. Autor kreśli pełny, bogaty obraz tamtejszej Rosji. Oddaje ówczesne nastroje i poglądy, przybliża nam postawy mnóstwa ludzi. Przez całą książkę przewijają się niezliczone rzesze bohaterów drugoplanowych, którzy książkę ożywiają, „zaludniają”, czynią bardziej prawdziwą i różnorodną. Wszystko to sprawia, że, choć losy głównych bohaterów poruszają i fascynują, to są one nieco przygniecione przez monumentalność i barwność obrazu tamtejszej Rosji. Pasternak stworzył go z ogromną dokładnością oraz pietyzmem i uzupełnił je rozważaniami filozoficznymi.
Proza Pasternaka nie jest trudna, ale wymaga pewnego skupienia i uwagi. Może nie ma w niej nic szczególnego, ale mimo to jest po prostu piękna. Dałam się ponieść nurtowi tej opowieści, czytanie sprawiało mi nadzwyczajną przyjemność. Akcja nie toczy się szybko, ale powieść została podzielona na naprawdę krótkie rozdziały - dość często przechodzimy od bohatera do bohatera, co nadaje „Doktorowi Żywago” pewnej dynamiczności.
Cóż więcej rzec? Piękna historia i wspaniałe wykonanie. Dzieło Pasternaka daje czytelnikowi długie godziny przyjemności, wynikające z obcowania ze świetną literaturą.
Są historie, które się chyba nigdy nie znudzą. Dla mnie jedną z nich jest „Doktor Żywago”. Widziałam wcześniej dwie ekranizacje (starszą z Omarem Sharifem i Julie Christie naprawdę niedawno), a teraz przeczytałam książkę. I za każdym razem losy Jurija Żywago tak samo mnie porywały i wzruszały. Z wielką chęcią i ciekawością brnęłam przez to opasłe tomisko, liczące sobie...
więcej mniej Pokaż mimo toŚwietnie skonstruowana, wielowymiarowa. Rozważania o człowieku i miłości na tle mitu o Erosie i Psyche.
Świetnie skonstruowana, wielowymiarowa. Rozważania o człowieku i miłości na tle mitu o Erosie i Psyche.
Pokaż mimo to
Marilyn Monroe
Gdy słyszymy to nazwisko, od razu w naszych głowach pojawia się obraz platynowej blondynki z krótkimi, falowanymi włosami, pieprzykiem na policzku i z seksownie rozchylonymi ustami. A może jako pierwszy pojawia się widok Marilyn przytrzymującej białą sukienkę, którą podwiewa podmuch z kratki wentylacyjnej nowojorskiego metra? Myślimy: legenda kina, symbol seksu. Nie ma chyba nikogo, kto nie znałby Marilyn Monroe, nie ma nikogo, kto nie kojarzyłby jej twarzy. Zmarła pół wieku temu, a nadal jest ikoną kultury masowej. Marilyn jest wszędzie. Ale kim była Norma Jeane?
Joyce Carol Oates postanowiła wniknąć w zagmatwaną psychikę tej kobiety. Co kryło się w środku jej głowy? Jaka była? O czym myślała, co czuła, co było dla niej ważne? Oates stara się przeniknąć przez wizerunek pięknej blondynki, uwielbianej przez tłumy. Co kryło się za tą wszechobecną do dziś maską blondwłosej aktorki?
Wiedziałam o Marilyn Monroe bardzo niewiele, raczej same ogólniki. Aktorka przyszła na świat jako Norma Jeane. Wychowywała się głównie w sierocińcach i rodzinach zastępczych, matka przebywała w zakładzie psychiatrycznym. Pierwszy raz wyszła za mąż w wieku szesnastu lat, rozeszła się z mężem cztery lata później. To wtedy zaczęła pozować do zdjęć, co było jej pierwszym krokiem do kariery aktorskiej. Kojarzy nam się jako ikona seksu, jako przedmiot zachwytu. Ale słyszymy też o tym, że przy całym tym uwielbieniu dla jej osoby, była okropnie nieszczęśliwa. Ludzie widzieli Marilyn, ale nie mogli dostrzec Normy Jeane. A ona nie chciała uwielbienia dla swojej urody. Chciała, żeby ktoś ją rozumiał, kochał bezwarunkowo i rozpędzał jej lęki.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron pomyślałam, że będzie ciężko. Piękny, ale dość trudny język autorki, różnorodność formy (czasem sprawiająca wrażenie chaosu), duszna atmosfera. Tak, to wszystko faktycznie sprawia, że lektura jest dość wyczerpująca. "Blondynka" wymaga pewnego skupienia. Szybko jednak przekonałam się, że ta wymagająca książka naprawdę potrafi pochłonąć myśli. Wciągnęłam się. Mogłabym powiedzieć, że "Blondynka" niemal wchodzi czytelnikowi w mózg.
Oates we wstępie zastrzega, że jej dzieło nie jest biografią, ale powieścią. Autorka zmienia niektóre fakty i zdaje się, że jej głównym celem faktycznie nie jest opowiedzenie losów Monroe, a raczej wniknięcie w jej psychikę. To bogaty, różnorodny obraz charakteru. Charakteru niejasnego, zmiennego, pełnego sprzeczności. To nakreślony z wrażliwością i rozmachem szkic licznych neuroz, bolączek, urojeń, utajonych lęków i pragnień. To zapis radości i smutków, wzlotów i upadków. Oates przedziera się przez Marilyn Monroe i stara się dotrzeć do Normy Jeane, tej prawdziwej (jak nam się przynajmniej zadaje) Normy Jeane. Jako wnikliwy obraz psychiki jest to dzieło wprost genialne. Nie wiem jak naprawdę było z Marilyn Monroe, na ile obraz Oates ma pokrycie w rzeczywistości. Jednak jest to na pewno niezwykle szczegółowe, piękne i głębokie studium psychiki kobiety, bohaterki książki. Oates nie podaje jasnych rozwiązań, układa swój obraz z miliona rozmaitych kawałków, niczym puzzle. Elementy łączą się w nieraz zaskakujący sposób w całość – nierówną, skomplikowaną i wciąż tajemniczą. Marilyn Monroe - gwiazda ekranu, ikona seksu, wielka gwiazda. A w niej Norma Jeane – pełna bólu, nieuzasadnionego strachu, stale pod wpływem traumatycznego dzieciństwa, po trzech nieudanych małżeństwach, wciąż czekająca na ojca, który nigdy nie zapragnął jej poznać.
"Blondynka" to dzieło wprost monumentalne. Na prawie ośmiuset stronach autorka skupia się tylko na jednej postaci, ale robi to z niezwykłą drobiazgowością. Nie brakuje jej też pomysłowości, książka jest świetna językowo, a autorka podróż przez życie Marilyn potrafi ciekawie urozmaicić. Niektóre rozdziały są napisane zupełnie inaczej niż reszta, często wtrącane są „wypowiedzi” różnych osób. Wraz z postępem akcji zmienia się też nieco styl, który staje się bardziej chaotyczny, co odpowiada pogarszającemu się stanowi psychicznemu Monroe. Nie wiem do końca, czemu ma służyć zastępowanie większości nazwisk odpowiadającymi im określeniami (jej drugi mąż, Joe DiMaggio jest Eks-Sportowcem, trzeci, Arthur Miller – Dramaturgiem itd.), co na dłuższą metę jest troszkę irytujące. Jeszcze bardziej nie rozumiem, czemu jej pierwszy mąż otrzymał w książce zupełnie inne nazwisko (z Jamesa Dougherty’ego powstaje Bucky Glazer). Gdyby tutaj też podać kryptonim, byłaby w tym przynajmniej jakaś metoda. Być może jest w tym jakiś ukryty cel, nie wiem. Zresztą w porównaniu z niezaprzeczalnymi dla mnie zaletami tej książki, nie ma to w gruncie rzeczy żadnego znaczenia.
"Blondynka" to według mnie wielka (nie tylko dosłownie) książka – obraz Monroe stworzony przez Oates wydaje się prawdziwy, głęboki, nieschematyczny. Autorka wnika w umysł Marilyn, a tą książką głęboko wniknęła także w mój. Doskonale udaje jej się obdarcie ikony kultury z pierwszej warstwy, ukazanie nie pięknej powierzchowności, ale najprawdziwszego wnętrza. Wdarcie się do jej prawdziwej istoty.
Norma Jeane
Marilyn Monroe
więcej Pokaż mimo toGdy słyszymy to nazwisko, od razu w naszych głowach pojawia się obraz platynowej blondynki z krótkimi, falowanymi włosami, pieprzykiem na policzku i z seksownie rozchylonymi ustami. A może jako pierwszy pojawia się widok Marilyn przytrzymującej białą sukienkę, którą podwiewa podmuch z kratki wentylacyjnej nowojorskiego metra? Myślimy: legenda kina, symbol...