-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2014-07-09
2014-07-01
2014-05-20
2014-05-06
2014-04-20
2014-04-20
2014-04-19
2013-04-19
2013-08-26
2014-01-30
2014-01-06
http://wswiecieliter.blogspot.com
Szukając Alaski to debiut Johna Greena, który zasłynął powieścią Gwiazd naszych wina, na podstawie której powstaje właśnie film. Ze względu na wzrost popularności pana Greena zostają wydane w Polsce inne jego książki i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Historii Hazel i Augustusa nie da się zapomnieć. Jak jest z Alaską?
Miles Halter to chłopak do bólu zwyczajny. Nie, właściwie nie. Nie jest po prostu popularny. Oprócz przyjaciół niczego mu nie brakuje - ma kochających rodziców, dom. Wyjazd do szkoły przygotowawczej ma być dla niego odskocznią od dotychczasowego życia - za którym nie będzie tęsknił. Rzuca się w pogoń za czymś, czego nie jest pewien, a co zna tylko z ostatnich słów poety François Rabelaisa: „Udaję się na poszukiwanie Wielkiego być może”.
Culver Creek, szkoła znajdująca się na południe od Birmingham w Alabamie przynosi ze sobą coś więcej niż pokój bez klimatyzacji i wszechogarniający upał. Już pierwszego dnia poznaje Chipa Martina - Pułkownika. Chociaż ich pierwsze spotkanie jest niezręczne szybko zaczyna łączyć ich prawdziwa przyjaźń. To dzięki niemu nauczy się jak pić i palić na terenie internatu tak, aby dyrektor - którego wszyscy nazywają Orłem - niczego nie zauważył.
"- Taa. Chodziłem do szkoły publicznej. Ale nie byłem tam Bóg wie kim, Chip. Bóg jeden wie, kim tam byłem.
- Ha! Dobre. I nie nazywaj mnie Chip. Nazywaj mnie Pułkownik.
Stłumiłem śmiech. "Pułkownik"?
- Właśnie. Pułkownik. A ciebie nazwiemy... hmmm... Klucha.
- Hę?
- Klucha. - powtórzył Pułkownik Bo jesteś chudy. To się nazywa ironia, Klucha."
Alaska to dziewczyna, która wpada w życie naszego bohatera jak burza. Ona wie, czego w życiu chce. Ma swoją filozofię, której się trzyma. Jest energiczna i to ona jest inicjatorką większości numerów w tak nudnej szkole jaką jest Culver Creek. Jej przebojowość dosłownie poraża Milesa tuż po tym, gdy on wchodzi do jej pokoju i widzi ją pierwszy raz. Dziewczyna, która fascynuje. Jest ona postacią jedyną w swoim rodzaju.
I główny bohater zdaje sobie z tego sprawę. Wie też o tym, że Alaska bardzo kocha swojego chłopaka, ale mimo to czuje do niej coraz więcej...
"(...) że gdyby ludzie byli deszczem, to ja byłbym mżawką, a ona huraganową ulewą."
Książka podzielona jest na dwie części: PRZED i PO. I od początku człowiek zdaje sobie sprawę, że napięcie w tej książce narasta i że moment kulminacyjny będzie czymś, co zmieni tą książkę. Ja sama nie byłam zaskoczona czym tak naprawdę jest moment kulminacyjny tej książki. Wiedziałam o tym już od pierwszej strony i czytałam dalej z coraz większą obawą jak będzie wyglądał ciąg dalszy.
Można by pomyśleć, że Szukając Alaski jest podobne do innych książek autora. Że historia nie wnosi niczego nowego? Że postacie nie są unikatowe? Ale... to nie będzie prawda.
Gwiazd naszych wina to książka bardziej wzruszająca, ale i zarazem pisana pod czytelników - nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę (mnie samą uświadomiła koleżanka z klasy :D), ale GNW porusza tematy popularne w ostatnich czasach. Jeśli się nad tym zastanowić to każdy to zauważy.
Papierowe miasta nie były książką, która do mnie przemówiła. Nie zrozumiałam przesłania zawartego na kartkach tamtej powieści. I na niej nie płakałam.
"Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."
A Szukając Alaski to książka, która mówi o młodości. O przyjaźni. O radości jaką daje życie. Nie jest to książka, obok której przechodzi się obojętnie.
Historia może przypominać tą z Papierowych miast, ale jednak jest zupełnie inna. Alaska mogłaby być Margo, ale jest tak naprawdę zupełnie inną osobą. Wszystkie postaci wykreowane przez Johna Greena są od siebie różne, każda z nich jest absolutnie wyjątkowa. Są oni wyraziści, a przy tym tak realni, że wydaje się, że można ich dotknąć. A z każdym kolejnym słowem są coraz bliżej.
Nie wiem, jak John Green to robi, ale potrafi sprawić, że każdą z postaci polubię. Ale robi to. I to cholernie dobrze. Za każdym razem.
"- Kiedy idziesz tak przez noc, czy nie przechodzą cię ciary, tak że chociaż to głupie i żenujące, masz ochotę po prostu zwiać do domu?
Wydawało mi się, że to zbyt osobiste i intymne, aby przyznawać się do tego komuś praktycznie obcemu, ale odpowiedziałem jej:
- I to jak!
Przez chwilę milczała, a potem chwyciłam mnie za rękę, szepcząc:
- Biegnij, biegnij, biegnij, biegnij. - I rzuciła się biegiem, ciągnąc mnie za sobą."
http://wswiecieliter.blogspot.com
Szukając Alaski to debiut Johna Greena, który zasłynął powieścią Gwiazd naszych wina, na podstawie której powstaje właśnie film. Ze względu na wzrost popularności pana Greena zostają wydane w Polsce inne jego książki i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Historii Hazel i Augustusa nie da się zapomnieć. Jak jest z Alaską?
Miles Halter...
2013-08-18
http://papierowemiasta.blogspot.com/2013/08/031-zelazny-krol-julie-kagawa.html
Żelazny król to opowieść o nastoletniej Meghan Chase, która marzy o prawdziwie bajkowej miłości, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta 'miłość' szuka właśnie jej...
Historia zaczyna się z pozoru normalnie, zwykła dziewczyna z prowincji, chodząca do szkoły, mająca jedynego bliskiego przyjaciela i sąsiada - Robbiego.
Jej przyrodni braciszek jest czterolatkiem, które widzi 'potwory z szafy' - jeszcze nie wyrósł ze swoich dziecięcych lęków. Ethan i jego maskotka Kłapcio wydają się jedynymi osobami, które pamiętają o tym, że Meghan ma niedługo urodziny...
Sama dziewczyna jednak nie łudzi się, że jej szesnaste urodziny będą czymś niezwykłym - pragnie tylko zdać w końcu na prawo jazdy i trochę uniezależnić się od rozkładu autobusów. Jednak tego dnia wszystko dzieje się trochę inaczej niż zwykle, a nieszczęśliwy rozwój dziwnych wypadków doprowadza do coraz to większych problemów. I poznania całkiem innego świata.
Ten nowy świat - świat znany z baśni o wróżkach, pradawnych królestw i pięknych, ale niebezpiecznych dworów - przenika się ze światem ludzi, ale mało kto ma o tym pojęcie. Jest niewiele osób, które potrafi spostrzec niezwykłość Nigdynigdy - a jeszcze mniej tych potrafiących o nim nie zapomnieć.
Bohaterowie nie są jacyś szczególni, chociaż moją uwagę zwrócił kot. Może dlatego, że mam lekką na nich punkcie obsesję :3 Ale mimo wszystko Grimalkin to niezwykła osoba, która sprawia, że podróż Meghan jest bardziej magiczna niż mogłoby się wydawać. Bo chociaż Puk - psotnik jako przewodnik nie jest zły, to Grimalkin jest specyficzny. Znika i pojawia się kiedy chce i pomaga za trochę rozrywki - i 'małe' przysługi. I za to go uwielbiam.
Drugą charakterystyczną postacią jest oczywiście Ash, mroczny książę. Jak można na niego nie zwrócić uwagi? Ciemny, tajemniczy - nawet bardziej od Grimalkina i jest księciem.
Mogącym zabić się w każdej chwili. Ale to szczegół, prawda?
Wiele osób porównuje Żelaznego księcia do takich książek jak Atramentowe serce Funke, Snu nocy letniej Szekspira albo Alicji w krainie czarów Dodgsona. Moim zdaniem, chociaż postacie z różnych książek są zawarte w książce Julie Kagawy, to nie jest podobna do żadnej innych. I... mniej podobała mi się niż na przykład Atramentowa trylogia. Może dlatego, że książki o podobnej tematyce często przewijały się na mojej półce i łatwo mi było przewidzieć fabułę; może dlatego że świat wydawał mi się płytki; może dlatego że sama Meghan jest według mnie mało realna...
Powiem tak: wiele recenzji jest pozytywnych co do tej książki. Moja nie jest aż taka surowa. Może was skusi historia pełna magicznych stworzeń, ale mnie nie przemówiła. Chociaż pewnie i tak przeczytam dalej, ze względu na kota.
"Można zginąć na tyle ciekawych sposobów: zostać nadzianym na szklany miecz, zaciągniętym pod wodę i zjedzonym przez kelpię, zamienionym w pająka albo krzak róży na wieki wieków...- spojrzał na mnie.- To co, idziesz?"
http://papierowemiasta.blogspot.com/2013/08/031-zelazny-krol-julie-kagawa.html
Żelazny król to opowieść o nastoletniej Meghan Chase, która marzy o prawdziwie bajkowej miłości, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta 'miłość' szuka właśnie jej...
Historia zaczyna się z pozoru normalnie, zwykła dziewczyna z prowincji, chodząca do szkoły, mająca jedynego bliskiego...
2013-11-06
2009-01-01
2013-01-01
2010-01-01
http//wswiecieliter.blogspot.com
Stephen King... Brak mi słów. To niesamowity pisarz. Potrafi przedstawić wszystko w tak niesamowicie realistyczny sposób. Sprawić, że będziesz bał się duchów, czy demonów. Jednak najbardziej niesamowite jest to, że potrafi w ten sposób pokazać człowieka. Bać się tego, czym możesz się stać.
Wielki marsz. Przyszłość (?) Stanów Zjednoczonych.
Stu chłopców do 18 roku życia wyrusza w w doroczny marsz, marsz w którym zwycięzca może być tylko jeden. Walczą o pieniądze i spełnienie najskrytszego z marzeń. Ale ta walka nie jest jedynie walką o nagrodę. Wielki marsz nie zakończy się, dopóki dziewięćdziesięciu dziewięciu z nich nie padnie. Gdy zginie przedostatni zawodnik zostanie wyłoniony zwycięzca.
Zasady są proste. Nie mogą zboczyć z trasy. Wziąć udział mogą jedynie chłopcy, którzy spełnią warunki i przejdą testy. Nie mogą się zatrzymać ani zwolnić.
"Była taka zasada w regulaminie. Dawali ci trzy upomnienia. Jak za czwartym razem zszedłeś poniżej sześciu na godzinę, to... no, to jesteś skreślony. Ale jak zaliczyłeś trzy upomnienia i udało ci się przejść trzy godziny cacy, to znów jesteś czysty jak łza. "
Ta książka nie jest długa. Podzielona jest na trzy części, a każda ma kilka rozdziałów rozpoczynających się cytatem. Nie jest też chyba jakoś specjalnie skomplikowana. Pisana lekko, częste są dialogi, ale nie jest lekką do czytania. Opisy nie są długie. Nie ważne jest, jak wygląda okolica. Czy chłopiec z numerem 81 miał czarne włosy, czy też był blondynem. Liczy się marsz. I tylko to...
Główną postacią jest Raymond Garraty. Ray. "Syn stanu Maine". To jego losy śledzimy od pierwszej strony książki. Ciężko jest powiedzieć, czy jest on postacią pozytywną, czy negatywną. Czy go polubiłam? Też ciężko mi powiedzieć. Ray jest chłopcem, który zostawił matkę i swoją dziewczynę by wziąć udział w marszu, chłopcem który nie zdaje sobie sprawy z powagi marszu dopóki sam nie znajdzie się na tej długiej drodze. Zedrze z ciebie iluzję. Zedrze z ciebie buty. Zedrze z ciebie godność. Sprawi, że będziesz myślał tylko o niej.
Inni chłopcy, których poznajemy w tej wędrówce są tak samo realni. Ale i przy tym niewiele o nich wiemy. Z jednej strony można powiedzieć, że poznajemy ich na WYLOT (ha, ha). Z drugiej... to tak naprawdę niewiele. Akcja książki to zaledwie kilka dni. McVries, Baker, Olson, Scramm. I Stebbins. Nawet Barkovitch. Inni, było ich wielu. Ciężko jest ich wszystkich spamiętać, a każdy z nich przecież jest wyjątkowy. Za każdym z nich kryje się historia. Krótsza, dłuższa...
"W tej właśnie chwili jesteśmy zajęci umieraniem. "
Już sam fakt tego, że jest ten marsz... Sam pomysł dzieci idących na rzeź. Już samo to jest makabryczne. Dodajmy do tego fakt, że jest to impreza na wielką skalę. Coś, co jest celebrowane. Jedna wielka wesoła impreza. Jezu, to jest tak makabryczne, że ciężko to znieść. Telewizja. Major, który pojawia się, aby pomachać tłumowi, dodać otuchy (czy aby na pewno?) uczestnikom marszu. Testy, które są przeprowadzane na dzieciach, aby sprawdzić ich predyspozycje. To... to wszystko sprawia, że ta książka jest tak...
Bałam się skończyć tę książkę. Bałam się i przeciągałam jej czytanie jak najdłużej. Ale wiedziałam, że leży tam, na skraju biurka i będę musiała po nią sięgnąć raz jeszcze i wrócić do Wielkiego Marszu. Stopy bolą tylko od myślenia o tej książce. A ja... w końcu go ukończyłam. I oni też.
I może skończyła się trochę szybko. Ta ostatnia strona była jakby urwana. Ale wydaje mi się, że tak miało być. Że tak byłoby, gdyby to była prawda...
"Każde zawody wydają się uczciwe, jeśli wszyscy zostali oszukani."
Przepraszam, trochę chaotycznie, ale sama jestem rozbita. Przez tę książkę.
http//wswiecieliter.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toStephen King... Brak mi słów. To niesamowity pisarz. Potrafi przedstawić wszystko w tak niesamowicie realistyczny sposób. Sprawić, że będziesz bał się duchów, czy demonów. Jednak najbardziej niesamowite jest to, że potrafi w ten sposób pokazać człowieka. Bać się tego, czym możesz się stać.
Wielki marsz. Przyszłość (?) Stanów...