-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2018-11-08
2018-11-05
2015-12-28
2014-02-28
„Czas zamykania” to zbiór dziewiętnastu utworów literackich, w którym znajduje się niepublikowane wcześniej opowiadanie „Gorąca linia”, a także tytułowa nowela, za którą Jack Ketchum otrzymał w 2003 roku nagrodę Brama Stokera, utwór ten można znaleźć również w zbiorze „Królestwo spokoju”. Ciekawostką jest też intrygujący tekst „Olivia – monolog”, który zawiera scenę otwierającą powieść „Straceni”. Bezapelacyjnie opowiadania w tym zbiorze są godne uwagi, ale antologia ta, to również wyjątkowe komentarze autora. Ketchum, pod każdym z tekstów, zdradza okoliczności powstania danego utworu, swoje poglądy na niektóre tematy, jak również tyci, tyci sekrety z prywatnego życia. Taka taktyka to nie lada gratka dla fanów Jacka Ketchuma, do których również się zaliczam.
Pisarstwo Ketchuma jest niebanalne, zaskakujące, często wręcz szokujące. Lubię tę mnogość odczuć, to najbardziej cenię sobie w pracach tego pisarza, czy to w formie krótkich utworów, czy powieści, jedynie jego cykl kanibalistyczny (Poza sezonem, Potomstwo, Kobieta) trochę mniej mnie ekscytował, ale zapewne dlatego, że zdecydowanie bardziej od nurzania się we krwi, wolę nurzanie się w emocjach. Do czego zmierzam? Ano do tego, że „Czas zamykania” jest – powiedzmy - w stylu soft, czyli sporo jest w nim psychologicznej głębi i ukazania człowieka jako naczynia dla wszelkiego zła. Lęk w tych opowiadaniach przybiera realne kształty, co więcej większości tekstów ukazuje gniew, ból i bezradność człowieka. Mnie już pierwsze opowiadanie „Powroty” rozłożyło na łopatki. Niby nic specjalnego, a jednak w piękny sposób przedstawiono w nim więź człowieka ze zwierzęciem, w podobnym tonie jest opowiadanie „Potwór”, które jest intrygującą mieszanką strachu i miłości. Oczywiście nie wszystkie teksty są równie fascynujące i niepokojące, cóż, taki to urok antologii, dlatego niespecjalnie dziwiło mnie to, że opowiadania mają zróżnicowany poziom i wydźwięk. Dla przykładu, większego wrażenia nie zrobił na mnie tekst „W domu z magnetowidem”, rozumiem, że dla niektórych seks i strach to mieszanka wybuchowa, i o ile ta krótka historia zawiera w sobie sendo sprawy, to jednak nie doświadczyłam większej przyjemności... czytania, ale z całą pewnością obejrzę „Wściekłość” z Marilyn Chambers, której rola w tym filmie, a właściwie to co miała pod bluzką, było meritum tego opowiadania. W podobnej konsternacji byłam po przeczytaniu „Rozchmurz się”, które jest swego rodzaju wyrażeniem zdania na temat wprowadzenia zakazu palenia w lokalach. Autor w komentarzu napisał, że wiele osób miało za złe wprowadzenie tego zarządzenia w nowojorskich knajpach, poza tym „(...) wielu z nas nie znosiło przemądrzałych japiszonów oraz snuło właśnie takie marzenia”, takie, tzn. jak skutecznie napędzić strachu przeciwnikom palenia. Cholera! Chyba stworzę alternatywną wersję tego opowiadania >:<
Na szczęście większość opowiadań wywarła na mnie spore wrażenie, gównie dlatego że przedstawiają liczne scenariusze tego, co może się stać jeśli nie patrzymy tam gdzie trzeba, jeśli przekraczamy granice, i kiedy odzywa się w człowieku jego mroczne oblicze. W pracach Ketchuma świat nie jest pięknym miejsce, jest ponurym obszarem gdzie na każdym kroku dzieją się tragedie, gdzie nie brakuje beznadziejności, fetyszy i okrucieństwa. „Czas zamykania” jest zbiorem niekoniecznie równym, niekoniecznie też każde z opowiadań jest pierwszorzędne, dlatego m.in. polecam tę pozycje fanom autora, raz, że zróżnicowane teksty łaskawiej przyjmą wielbiciele Katchuma, a dwa, ciekawe komentarze, z których można dowiedzieć się kilku zdumiewających rzeczy o autorze są przednim pomysłem i sprawiają, że ma się wrażenie odbywania „sentymentalnej”, ale diabelnie niepokojącej i dostarczającej wielu wrażeń, podróży ze starym znajomym.
„Czas zamykania” to zbiór dziewiętnastu utworów literackich, w którym znajduje się niepublikowane wcześniej opowiadanie „Gorąca linia”, a także tytułowa nowela, za którą Jack Ketchum otrzymał w 2003 roku nagrodę Brama Stokera, utwór ten można znaleźć również w zbiorze „Królestwo spokoju”. Ciekawostką jest też intrygujący tekst „Olivia – monolog”, który zawiera scenę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-07
„Po apokalipsie” to zbiór opowiadań amerykańskiej pisarki Maureen F. McHugh. Książka zdobyła liczne wyróżnienia i nagrody, m.in. nominację do nagrody im. Philipa K. Dicka 2011, a także została uznana przez „Publishers Weekley” za jedną z 10 najlepszych książek roku 2011. Bardzo żałuję, że nie mogę się przyłączyć do peanów na cześć tego zbioru, ponieważ teksty, które łączy jeden motyw – apokalipsa, czy to w znaczeniu globalnym, czy też przybierającym rozmiar osobistej tragedii, nie zawsze są jakościowo idealne, co więcej, bywa, że są mało ciekawe („Wyprawa do Francji”) i niekiedy słabo rozwinięte („Efekt działania siły dośrodkowej”, „Miasto ślepców”) Nie oznacza to jednak, że prace McHugh nie przypadły mi do gustu, co to, to nie. Klika opowiadań zrobiło na mnie ogromne wrażenie („Naturalista”, „Po apokalipsie”, Miesiąc miodowy”, „Bezużyteczne rzeczy”, „Specjalna ekonomia”) i sprawiło, że na chwilę zatrzymałam się analizując naturę człowieka.
W zbiorze znajduje się dziewięć opowiadań, większość to teksty, w których akcja rozgrywa się na terenach objętych zagładą np. zombie, wybuch jądrowy, promieniowanie, ptasia grypa, czy pandemia choroby prionowej, ale są też opowiadania mówiące o apokalipsie w kontekście dramatu jednostki. Autorka przewrotnie podchodzi do, tak zwanego, końca świata. To, co nam najczęściej kojarzy się z globalnym upadkiem McHugh ubiera w tragedie ludzi, całkiem przeciętnych: matki, przyjaciółki, chłopca z amnezją czy dziecka umierającej kobiety. Każda z tych postaci musi radzić sobie nie tylko z zagładą, ale też z własną naturą i emocjami uaktywnianymi przez skrajne sytuacje. Być może nie każde opowiadanie ma mocną wymowę, nie wszystkie też robią olbrzymie wrażenie, ale trzeba być ignorantem, żeby nie docenić kreatywności autorki. Większość opowiadań ma zaskakującą fabułę, opisy, jak i refleksje. Poza tym McHugh posługuje się elegancką prozą i z gracją tworzy nieznane, i niebezpieczne światy, a w nich przedstawia ludzi, w fascynujący sposób obnażając ich dwojaką naturę.
„Po apokalipsie” jest dobrym zbiorem, co prawda odrobinę nierównym, przypominającym przejażdżkę na kolejce górskiej, ale opowiadaniom nie można zarzucić braku oryginalności i zaskakujących puent. Poza tym, po raz kolejny możemy się przekonać o tym, jak silną istotą jest człowiek. Wydaje się, że w chwilach największego kryzysu upadniemy, nie damy rady podnieść się z gruzów, ale jak się okazuje, wiara i nadzieja sprawia, że żaden kataklizm, żaden dramat nie jest w stanie zabić w nas hartu ducha. Zawsze znajdziemy światełko w tunelu i bez względu na wszystko, nawet jeśli legną w gruzy nasze zasady, i kiedy zaczniemy błądzić, to i tak będziemy walczyć o istnienie.
„Po apokalipsie” to zbiór opowiadań amerykańskiej pisarki Maureen F. McHugh. Książka zdobyła liczne wyróżnienia i nagrody, m.in. nominację do nagrody im. Philipa K. Dicka 2011, a także została uznana przez „Publishers Weekley” za jedną z 10 najlepszych książek roku 2011. Bardzo żałuję, że nie mogę się przyłączyć do peanów na cześć tego zbioru, ponieważ teksty, które łączy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-11
Bardzo lubię opowiadania, trochę zabrzmi to przekornie, ale po prostu nie muszę zbyt długo czekać na rozwiązanie zagadki - oczywiście to tylko mały żarcik. Opowiadania horroru mają coś w sobie, ta krótka forma zazwyczaj zawiera maksimum treści i... w to mi graj. Skondensowany wygląd wszelkich oblicz strachu daje mi dużo radości, o ile temat, jak i wykonanie jest, powiedzmy, prawie mistrzowskie. Jeśli chodzi o „17 szram” to jak większość antologii arcydziełem nie jest. Główną bolączką tego typu zbiorów jest nie zawsze idealne ułożenie opowiadań, ale, ale, taki zarzut to żaden zarzut, ponieważ ile ludzi, tyle upodobań w zakresie konstrukcji antologii. Dlatego ustalmy, że wcale o tym nie wspomniałam.
Zazwyczaj antologie czytałam jak leci, czyli na jednym posiedzeniu przerabiałam je od A do Z. Błąd, błąd. Taka ilość mocnej treści może zmęczyć, zniechęcić i totalnie obrzydzić opowiadania, dlatego po raz pierwszy teksty dawkowałam sobie bardzo rozsądnie, dosłownie dwa dziennie. Było to dla mnie idealne rozwiązanie, bo po raz pierwszy mogę śmiało powiedzieć, że antologia opowiadań grozy bardzo mi się podobała. Nie będę streszczać tych siedemnastu opowiadań, niech to będzie niespodzianką. Napiszę tylko, że do żadnego nie mogłam się tak naprawdę doczepić. Owszem były takie które bardziej lub mniej mi się podobały, jednak każde z opowiadań miało swój oryginalny, intrygujący temat i upiorny urok. Jedynie, to już standardowo, psioczę na teksty Mastertona, dziwne to z lekka, bo jestem fanką jego twórczości, jednak w jego opowiadaniach w ogóle się nie odnajduję. Tak też było w przypadku opowiadania „W obronie Rogera Herringsa”. Autor napisał go w wieku 17 lat, więc tekst ten jest swego rodzaju perełką dla miłośników gatunku i, tak traktować go trzeba. Opowiadanie znacznie różni się od tego, do czego mistrz nas przyzwyczaił, jest lekko satyryczne z delikatnym motywem opętania, jednak mnie czegoś w nim zabrakło, może po prostu liczyłam na sporą dawkę demonicznych i krwistych ekscesów, a dostałam średniej jakości tekst ze sfiksowaniem w stronę seksu. Tak czy siak „W obronie...” jest swego rodzaju ciekawostką i daje możliwość poznania Mastertona trochę z innej strony. Innym smaczkiem jest opowiadanie Washingtona Irvinga „Legenda o Sleepy Hallow”. Na jego podstawie Tim Burton nakręcił film zatytułowany „Jeździec bez głowy” z Johnnym Deepem w roli głównej. Legenda ma specyficzny urok, magiczny wydźwięk i klasyczną atmosferę grozy.
Warto zauważyć, że w „17 szramach” dziesięć opowiadań to twórczość naszych rodzimych pisarzy grozy. Chylę przed nimi czoła, bo ich teksty robią wrażenie. Polska scena horroru nabiera coraz więcej mocy, co jest bardo pocieszające. Szczerze podoba mi się to, co wyczyniają nasi twórcy, ich pomysły na straszenie są jak najbardziej trafne i mimo że niekiedy wykorzystywane są klasyczne motywy horroru, to w wykonaniu naszych mistrzów nabierają nowego wymiaru, poza tym ich prace są wciągające, dające do myślenia, a ich puenta zawsze zaskakuje.
Ta antologia dużo bardziej podobała mi się niż „15 blizn”, nie wiem czy jest to zasługa mojego nowego systemu czytania, czy po prostu jakość opowiadań jest dużo lepsza, a może po prostu sprawdza się porzekadło, że praktyka czyni mistrza i czwarty zbiór opowiadań Repliki jest na to dowodem. W każdym razie „17 szram” to pozycja godna uwagi, która prezentuje pełny wachlarz strachów, charakteryzujący się mroczną atmosferą i zaskakującą formą. Zachęcam do lektury!
Bardzo lubię opowiadania, trochę zabrzmi to przekornie, ale po prostu nie muszę zbyt długo czekać na rozwiązanie zagadki - oczywiście to tylko mały żarcik. Opowiadania horroru mają coś w sobie, ta krótka forma zazwyczaj zawiera maksimum treści i... w to mi graj. Skondensowany wygląd wszelkich oblicz strachu daje mi dużo radości, o ile temat, jak i wykonanie jest, powiedzmy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-21
Graham Masterton jest jednym z najbardziej znanych twórców horrorów i thrillerów, autorem wielu opowiadań, powieści historycznych, wierszy, a także poradników seksualnych, dlatego nie sądzę, żeby trzeba było go w jakiś szczególny sposób przedstawiać, tym bardziej że już w latach siedemdziesiątych został uznany za mistrza horroru.
Moja sympatia do twórczości Mastertona jest wielka, a nawet bardzo wielka, podejrzewam, że zanim poznałam „Baśnie braci Grimm”, byłam już po lekturze „Manitou”, „Dżinna” i „Wyklętego”. Jako że rodzice nie pozwalali swojemu dziecięciu nurzać się w demonicznych mrokach, książki czytałam schowana głęboko pod kołderką, zaś dostawcą kolejnych tytułów był mój starszy brat, chwała starszemu rodzeństwu! Dlatego kiedy na rynku pojawiło się „Dziedzictwo Manitou”, antologia będąca hołdem dla Mastertona, który już od ponad trzydziestu lat jest guru dla wielu początkujących, jaki i doświadczonych pisarzy, postanowiłam sprawdzić jak też nasi rodzimi twórcy poradzą sobie z mastertonowskim klimatem i stylistyką. Krótko w temacie – PODOŁALI.
Antologia zawiera czternaście, różnej długości opowiadań, w tym nieopublikowane wcześniej w Polsce opowiadanie Mastertona „Obserwator”. Podobno jest to utwór zaliczany do jednego z jego najmocniejszych tekstów, podobno. Niewątpliwie jest to interesujący utwór, szalenie klimatyczny i niepokojący, ale jednocześnie, dla fana twórczości Mastertona, bardzo przewidywalny. Mimo to jest nie lada gratką dla czytelników zainteresowanych dorobkiem mistrza horroru, stanowi ono radosny bonusik, chociaż jak na drugi dzień po lekturze, dźgnęłam się długopisem w oko, nie było mi już tak radośnie, a wspomnienie związane z Fioną i jej Mamusią (bohaterki opowiadania „Obserwator”) przyprawiło mnie o bolesny skurcz żołądka.
Opowiadania pióra wielu polskich pisarzy, doskonale wpasowały się w charakterystyczny styl prozy Brytyjczyka. Teksty są zaskakujące, niesamowicie klimatyczne, nawiązują do legend i podań, w których istoty nadprzyrodzone stanowią sedno. Na kartach tego wyjątkowego zbioru, poznacie najbardziej demoniczne i krwiożercze istoty, które jak to zwykle bywa, namieszają w życiu poczciwego człowieka, doprowadzając go do obłędu, transformacji, przekroczenia granicy człowieczeństwa, a najczęściej - śmierci. Bogiem a prawdą, jest co poczytać i jest się czego przestraszyć, ponieważ historie utaplane są w krwi, koszmarnych wyczynach, seksie, bólu i rozpaczy.
Rzadko zdarza się, żeby antologia tak bardzo przypadła mi do gustu, najczęściej tego typu publikacje zawierają w sobie miszmasz różnej maści tekstów, nierównych pod względem tematycznym i jakościowym. W przypadku „Dziedzictwa Manitou” nie doznacie rozczarowania wywołanego chaosem czy drażniącą chropowatością, co prawda w zbiorze znajduje się opowiadanie Krzysztofa T. Dąbrowskiego „Miskamakus”, które na pierwszy rzut oka może wydać się totalną pomyłką, jednak jest tak doskonałą satyrą na mastertonowskie demony, powstałą z połączenia horroru i fantasy, że jej miejsce w antologii absolutnie nie jest przypadkowe.
Publikacja wydawnictwa Replika zachwyciła mnie, każde z zamieszczonych w antologii opowiadań uwiodło mnie, i wprowadziło do świata grozy, dlatego nie będę wymieniać poszczególnych tytułów, ponieważ wszyscy autorzy tekstów opublikowanych w „Dziedzictwie Manitou” wykazali się niesamowitą kreatywnością, poczuciem tematu i talentem do tworzenia niepokojącego klimatu. Dlatego zachęcam do poznania tego zbioru opowiadań, w których oprócz ciekawych tekstów, znajdziecie również interesujący wstęp przygotowany przez Roberta Cichowlasa, a także... Grahama Mastertona. Niech bodźcem do sięgnięcia po lekturę będą słowa mistrza: „Oto, dla waszej rozrywki i przyjemnego strachu, kreatorzy demonów jutra”. Zapraszam!
Graham Masterton jest jednym z najbardziej znanych twórców horrorów i thrillerów, autorem wielu opowiadań, powieści historycznych, wierszy, a także poradników seksualnych, dlatego nie sądzę, żeby trzeba było go w jakiś szczególny sposób przedstawiać, tym bardziej że już w latach siedemdziesiątych został uznany za mistrza horroru.
Moja sympatia do twórczości Mastertona...
Piękna, prosta, trafiająca w samo sedno. Książka doskonała dla zabieganych dorosłych i dla dzieci, wszak o duszę trzeba dbać niezależnie od wieku.
Piękna, prosta, trafiająca w samo sedno. Książka doskonała dla zabieganych dorosłych i dla dzieci, wszak o duszę trzeba dbać niezależnie od wieku.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to