-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2015-10-29
2015-09-21
2015-05-15
Steven Erikson długo trzymał karty blisko piersi, ale w końcu jego monumentalna historia zaczyna nabierać konkretnych kształtów. Poszczególne elementy układanki wpadają na właściwe miejsca i tak oto przygotowana została scena do wielkiego finału. Przy dziewiątym tomie większość serii już dawno popadłaby w marazm. Tymczasem "Pył snów" nie tylko trzyma poziom. Jak dla mnie jest to jedna z najlepszych części całego cyklu. Erikson dobrze wiedział, co funkcjonowało w poprzednich książkach, a co nie i pozbył się zbędnego balastu. W ten sposób powstała powieść harmonijna, stanowiąca doskonałe uosobienie tego wszystkiego, z czym cykl ten kojarzę od dawna. Książka pełna jest sarkazmu, cynizmu, ironii, ale również bohaterstwa, wzruszeń i tragicznych wyborów. "Pył snów" zawiera całą gamę emocji, a wszystkie one wygrane zostały perfekcyjnie. Uwielbiam również to, że Erikson potrafi przekształci to, co inni autorzy umieściliby w jednym zdaniu lub akapicie w ciekawe mini-historyjki. Powinny one irytować jako spowalniacze tempa, ale w jego wykonaniu sprawiają odwrotne wrażenie. To właśnie ta dygresyjność funkcjonuje jako metronom odmierzający rytm i zarazem nadaje głębię i bogactwo całej opowieści. Boję się tylko, że finał może nie sprostać oczekiwaniom po takim wstępie.
Steven Erikson długo trzymał karty blisko piersi, ale w końcu jego monumentalna historia zaczyna nabierać konkretnych kształtów. Poszczególne elementy układanki wpadają na właściwe miejsca i tak oto przygotowana została scena do wielkiego finału. Przy dziewiątym tomie większość serii już dawno popadłaby w marazm. Tymczasem "Pył snów" nie tylko trzyma poziom. Jak dla mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-08
"Fury Study" okazało się przyjemnym czytadłem, ale niczym więcej. Co mnie zupełnie nie zdziwiło, w końcu nie jest to pierwsza książka Snyder, którą czytam. Tym razem nieco mniej było romansu, więcej intrygi, ale niewiele to zmieniło. Intryga bowiem skomplikowała się tak bardzo, że dla jej rozwiązania potrzeba było cudu, który oczywiście musiał się pojawić, przez co finałowa część jest mało satysfakcjonująca. Snyder ma też nieco męczącą skłonność do powtarzania tych samych zwrotów, co chwilami zgrzytało. Muszę też przyznać się do tego, że główna bohaterka coraz bardziej zaczyna mnie irytować, przez co wcale aż tak bardzo jej nie kibicowałem. Ale akcja wartko się toczy i w zasadzie nie ma tu miejsca na nudę. Dlatego też w sumie oceniam książkę pozytywnie.
"Fury Study" okazało się przyjemnym czytadłem, ale niczym więcej. Co mnie zupełnie nie zdziwiło, w końcu nie jest to pierwsza książka Snyder, którą czytam. Tym razem nieco mniej było romansu, więcej intrygi, ale niewiele to zmieniło. Intryga bowiem skomplikowała się tak bardzo, że dla jej rozwiązania potrzeba było cudu, który oczywiście musiał się pojawić, przez co finałowa...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-19
Po "Zabójczy Księżyc" sięgnąłem za sprawą innej serii N.K. Jemisin. I może przez to miałem wobec tego tytułu zbyt duże oczekiwania. Książka niestety im nie sprostała, ale to wciąż całkiem dobrze skrojone fantasy. Spodobał mi się świat, w którym akcja powieści się rozgrywa. Jeszcze bardziej spodobały mi się niejednoznaczne, a raczej wieloaspektowe, relacje łączące poszczególnych bohaterów. Wbrew temu, co jest dość częste w literaturze fantasy, tu nie ma sztywnego podziału na dobro i zło. Każda ze stron ma tyle samo racji. Każda ze stron w dążeniu do osiągnięcia swoich celów godzi się na makiaweliczną drogę postępowania. To, że kibicujemy akurat jednej z nich, wynika wyłącznie z faktu, że to przedstawiciele tejże strony są bohaterami i to przez pryzmat ich poglądów i racjonalizacji oglądamy wszystkie wydarzenia. Ale Jemisin od czasu do czasu wrzuca przeciwną perspektywę, co nie pozwala czytelnikowi za bardzo zamknąć się w kokonie pewności i słuszności postępowania głównych bohaterów. Mimo tych wszystkich ewidentnych zalet, jest w tej książce jakaś rysa, która nie pozwalała mi do końca cieszyć się lekturą. Nie wiem dokładnie, co to jest, ale wiem, że kiedy skończyłem czytać książkę, nie poczułem zachwytu.
Po "Zabójczy Księżyc" sięgnąłem za sprawą innej serii N.K. Jemisin. I może przez to miałem wobec tego tytułu zbyt duże oczekiwania. Książka niestety im nie sprostała, ale to wciąż całkiem dobrze skrojone fantasy. Spodobał mi się świat, w którym akcja powieści się rozgrywa. Jeszcze bardziej spodobały mi się niejednoznaczne, a raczej wieloaspektowe, relacje łączące...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-19
No cóż. Jedno jest pewne. Marie V. Snyder w ogóle się nie rozwija jako autorka. Wszystko, co napisałem przy "Sile trucizny", mógłbym tu spokojnie powtórzyć. "Dotyk magii" to czytadło, lekkie i przyjemne, ale w gruncie rzeczy mało oryginalne czy ciekawe. Autorce udało się stworzyć intrygującą galerię bohaterów i to oni (niekoniecznie z Yeleną na czele) sprawiają, że chcę kontynuować lekturę. Fabuła w drugim tomie jest niestety mniej ekscytująca. Całość sprawia raczej wrażenie przydługiego wstępu do historii, która dopiero się rozwinie. Na szczęście Snyder nie "przynudza", akcja wartko się toczy, drugi i trzeci plany skupia no sobie uwagę, gdy pierwszy zawodzi. W sumie więc była to miła lektura.
No cóż. Jedno jest pewne. Marie V. Snyder w ogóle się nie rozwija jako autorka. Wszystko, co napisałem przy "Sile trucizny", mógłbym tu spokojnie powtórzyć. "Dotyk magii" to czytadło, lekkie i przyjemne, ale w gruncie rzeczy mało oryginalne czy ciekawe. Autorce udało się stworzyć intrygującą galerię bohaterów i to oni (niekoniecznie z Yeleną na czele) sprawiają, że chcę...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-02
Jestem rozdarty. Z jednej strony jest historia, która podobnie jak w przypadku pierwszej części, jest fantastycznym połączeniem romansu rycerskiego z dojrzałą, inteligentną powieścią fantasy. Keck świetnie wymieszał świat magiczny z realiami feudalnego społeczeństwa. "In a Time of Treason" to opowieść o powinności toczącej wieczną wojnę z potrzebą serca. W tej powieści bohaterowie dokonują heroicznych czynów, ale sami nie są herosami. Wszyscy bohaterowie są ludźmi słabymi, którzy chcą czynić to, co jest właściwe i ciągle przegrywają z własnymi słabościami, pragnieniami, marzeniami. Takie historie po prostu uwielbiam.
Z drugiej strony jest język Kecka, który niestety nie uległ w poprawie w stosunku do pierwszego tomu. Jego styl kompletnie mi nie pasował. Zdania brzmiały chropowato, wszystko mi tu zgrzytało, brakowało płynności i spójności. Chwilami budowane przez niego zdania były tak nieznośne, że musiałem po prostu przerywać lekturę. Język Kecka psuł mi przyjemność obcowania z opowiadaną historią, czego bardzo ale to bardzo żałuję, bo tak przemyślana fabuła zasługuje na równie dobrą oprawę.
Jestem rozdarty. Z jednej strony jest historia, która podobnie jak w przypadku pierwszej części, jest fantastycznym połączeniem romansu rycerskiego z dojrzałą, inteligentną powieścią fantasy. Keck świetnie wymieszał świat magiczny z realiami feudalnego społeczeństwa. "In a Time of Treason" to opowieść o powinności toczącej wieczną wojnę z potrzebą serca. W tej powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-30
Standardowe czytadło fantasy. Są jednak dwie sprawy, które wyróżniają książkę w morzu setek podobnych tytułów. Pierwszą jest scenografia. Ahmed nadał całości muzułmańskiego charakteru, co w świecie opanowanym przez wizje rycerskiej Europy, naprawdę jest bardzo odświeżającym pomysłem. Co prawda, ta orientalna scenografia jest dość powierzchowna, ale na bezrybiu i rak ryba, więc i tak nie narzekam. Drugą jest uczynienie z głównego bohatera (a przynajmniej kilku z głównych bohaterów) człowieka już niemłodego. Literatura fantasy jest zdominowana przez młodzików i dorastające panny. A tu mamy kilka postaci wyraźnie zmęczonych życiem, które zupełnie inaczej patrzą na świat, ale kiedy trzeba, potrafią z determinacją dążyć do uratowania świata. Rozczarował mnie trochę koniec, który wydał mi się napisany trochę na kolanie, jakby Ahmed nie mógł się doczekać rozwiązania, więc poszedł na skróty. Liczę, że przy drugim tronie swojej trylogii, autor pójdzie po rozum do głowy i dopracuje wizję świata.
Standardowe czytadło fantasy. Są jednak dwie sprawy, które wyróżniają książkę w morzu setek podobnych tytułów. Pierwszą jest scenografia. Ahmed nadał całości muzułmańskiego charakteru, co w świecie opanowanym przez wizje rycerskiej Europy, naprawdę jest bardzo odświeżającym pomysłem. Co prawda, ta orientalna scenografia jest dość powierzchowna, ale na bezrybiu i rak ryba,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-17
Takie książki, jak ta Cunninghama zawsze przyprawiają mnie o depresję. "By Nightfall" to rzecz niezwykle intymna. W tej książce tak naprawdę niewiele się dzieje. Ot kilka dni z życia pewnego 40-latka. Wydarzenia nie mają tu większego znaczenia, ponieważ to, co istotne rozgrywa się w głowie. Peter, główny bohater Cunninghama, zostaje całkowicie obnażony poprzez ukazanie strumienia jego myśli. Jest w tym tak sugestywny, że nieuchronnie zmuszał mnie do przyglądania się mnie samemu. Nie wiem, czy wszyscy ludzie są równie samoświadomi, analizują wszystko, roztrząsają, ale ja tak mam. Jest to dla mnie stan tak normalny, że w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Jest to rzecz równie oczywista, jak to, że oddycham. Kiedy jednak przyglądałem się za sprawą prozy Cunninghama Peterowi, nie mogłem nie zacząć zastanawiać się nad wyrywkową ślepotą procesu myślowego, nad dogłębną intuicyjną wiedzą, która pozostaje w głowie tworząc przepaść między tym, co się myśli, tym, co się mówi i tym, co się czyni, nad samooszukiwaniem i olśnieniem, pięknem i banałem. I tak jak Peter jest w gruncie rzeczy egocentrykiem, tak i ja czytając książkę kierowałem uwagę głównie na siebie. "By Nightfall" jest bolesną lekturą nie tylko za sprawą tego co opisuje (choć scena rozmowy telefonicznej Petera z córką rozdziera serce), ale ponieważ zmusza czytelnika (a przynajmniej mnie) do zadawania sobie trudnych pytań o to, kim się jest we własnych oczach i kim jest się w oczach innych.
Takie książki, jak ta Cunninghama zawsze przyprawiają mnie o depresję. "By Nightfall" to rzecz niezwykle intymna. W tej książce tak naprawdę niewiele się dzieje. Ot kilka dni z życia pewnego 40-latka. Wydarzenia nie mają tu większego znaczenia, ponieważ to, co istotne rozgrywa się w głowie. Peter, główny bohater Cunninghama, zostaje całkowicie obnażony poprzez ukazanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-12
Sympatyczne czytadło. Po trosze opowieść o dorastaniu i odkrywani własnej tożsamości. Po trosze intryga polityczna. Po trosze romans. Snyder jest sprawną autorką, choć może niezbyt utalentowaną. Dlatego też jej książkę czyta się bardzo dobrze, ale fabule brakuje oryginalności, a chwilami opisy trochę rażą niezdarnością. Dużym plusem powieści jest ciekawy zestaw bohaterów. Niby Snyder korzysta ze standardu, ale jednocześnie bardzo fajnie go przemodelowała. Udanie wypada zwłaszcza drugi plan. Książka wydała mi się na tyle ciekawa, że z całą pewnością sięgnę po kolejne tomy.
Sympatyczne czytadło. Po trosze opowieść o dorastaniu i odkrywani własnej tożsamości. Po trosze intryga polityczna. Po trosze romans. Snyder jest sprawną autorką, choć może niezbyt utalentowaną. Dlatego też jej książkę czyta się bardzo dobrze, ale fabule brakuje oryginalności, a chwilami opisy trochę rażą niezdarnością. Dużym plusem powieści jest ciekawy zestaw bohaterów....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-26
2013-05-08
2013-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2008-01-01
Muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się to, co wymyślił Redick. "Sprzysiężenie Czerwonego Wilka" wydawało mi się w porządku, ale bez rewelacji. Tom drugi już jednak przykuł moją uwagę. Co prawda nadal uważam, że czegoś Redickowi brakuje, że jego fabuła mogłaby być jeszcze bardziej poplątana. Teraz gmatwanina jest w dużym stopniu pozorna, bo de facto sprowadza się do tego, w jakim stopniu bohaterowie stoją po jednej z dwóch stron konfliktu. A ja wolałbym, żeby Redick porzucił dualizm na rzecz pluralizmu motywacji i celów. Mimo wszystko zaprezentowany świat wciągnął mnie. Spodobały mi się fanatyczne szczury i nowe informacje na temat przeszłości. Powieść ma też bardzo dobre zakończenie. Liczę więc, że progresja będzie kontynuowana w kolejnym tomie.
Muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się to, co wymyślił Redick. "Sprzysiężenie Czerwonego Wilka" wydawało mi się w porządku, ale bez rewelacji. Tom drugi już jednak przykuł moją uwagę. Co prawda nadal uważam, że czegoś Redickowi brakuje, że jego fabuła mogłaby być jeszcze bardziej poplątana. Teraz gmatwanina jest w dużym stopniu pozorna, bo de facto sprowadza się do...
więcej Pokaż mimo to