rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Że góry potrafią być niebezpieczne, wie chyba każdy rozsądny człowiek. Ten nierozsądny ma albo za mało szarych komórek, żeby to zrozumieć, albo jest zbyt arogancki, więc to lekceważy. Książka opisuje dość sporo takich przypadków i to jest trochę jej problem. Służy bowiem bardziej jako zbiór ciekawostek przyrodniczych o Homo sapiens, aniżeli wartościowe źródło informacji. Niczego nowego o Tatrach się nie dowiedziałem.

Że góry potrafią być niebezpieczne, wie chyba każdy rozsądny człowiek. Ten nierozsądny ma albo za mało szarych komórek, żeby to zrozumieć, albo jest zbyt arogancki, więc to lekceważy. Książka opisuje dość sporo takich przypadków i to jest trochę jej problem. Służy bowiem bardziej jako zbiór ciekawostek przyrodniczych o Homo sapiens, aniżeli wartościowe źródło informacji....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten King to strasznie dziwny jest. Czasami tak rozmienia swój talent na drobne, że aż normalnie szkoda pieniędzy. Innym razem z kolei machnie taką książkę, że aż przywraca wiarę niby zimny porter w ciężki, tragicznie upalny dzień. Jeśli ktoś chce zacząć Kinga i się nie zrazić, niech przeczyta sobie te opowiadania.

Ten King to strasznie dziwny jest. Czasami tak rozmienia swój talent na drobne, że aż normalnie szkoda pieniędzy. Innym razem z kolei machnie taką książkę, że aż przywraca wiarę niby zimny porter w ciężki, tragicznie upalny dzień. Jeśli ktoś chce zacząć Kinga i się nie zrazić, niech przeczyta sobie te opowiadania.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugie z rzędu spotkanie z Hemingwayem. Cóż, mamy tu trochę powierzchowny obrazek, jak to się dawniej bawiono. Wakacyjna, lekka pocztówka z Paryża i Hiszpanii sprzed prawie 100 lat. Sam Hemingway prezentuje się jako dziennikarz-eunuch (kontuzja wojenna), który ze względu na swoje kalectwo nie może zadowolić kochanej przez siebie Brett, arystokratki-nimfomanki. W grę wtłoczono też kilku innych przedstawicieli elit tamtych kolorowych dni, co razem tworzy grupę przedszkolaków. Duże dzieci, niedojrzałe jednostki skupione na tym, aby żyć na fali poza odpowiedzialnością. Czasami przebijają się przez to histeryczne łzy samej Brett, które oferują namiastkę jakiejś powagi. Przedszkolaki są bowiem bardzo kruche, gdy zabierze im się opiekę i dostęp do pieniędzy. Myślę, że to chciał nam powiedzieć Hemingway.

Drugie z rzędu spotkanie z Hemingwayem. Cóż, mamy tu trochę powierzchowny obrazek, jak to się dawniej bawiono. Wakacyjna, lekka pocztówka z Paryża i Hiszpanii sprzed prawie 100 lat. Sam Hemingway prezentuje się jako dziennikarz-eunuch (kontuzja wojenna), który ze względu na swoje kalectwo nie może zadowolić kochanej przez siebie Brett, arystokratki-nimfomanki. W grę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta recenzja dotyczy nie tylko "Dyktatora", ale całej trylogii rzymskiej. Takie podsumowanie z mojej strony. Pierwsze dwa tomy są naprawdę znakomite. Jak już zaznaczyłem w przypadku pozycji #1, Robert Harris dobrze wykorzystuje moc storytellingu, aby zwykłego czytelnika utrzymać do końca lektury. W przypadku finalnej pozycji #3 natomiast takie podejście zanika na rzecz bardziej kronikarskiej narracji. Wielka szkoda i rozczarowanie, albowiem liczyłem na wspanialsze zakończenie trylogii rzymskiej. Na pewno nie pomogło mi to, że czytałem wszystko pod rząd i we znaki dało mi się zmęczenie materiału. Być może to był z mej strony błąd taktyczny i powinienem był zrobić sobie przerwę?

Niemniej, drodzy koledzy/koleżanki, jestem wielce ukontentowany pracą Roberta Harrisa. Wydaje mi się, że w sposób doskonały sprowadził realia starożytnego Rzymu do poziomu współczesnego czytelnika. Ja ekspertem od historii nie jestem. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo Harris zniekształcił fakty. Z pewnością wiele ponaginał i nawymyślał, ale to w końcu fikcja literacka, jak by nie patrzeć. Tak więc Harrisowi można wybaczyć. Bez względu jednak na to autor musiał wykonać kolosalny research. Podobnie jak nasz własny Endriu Sapkołski, który wykreował swoje husyckie fantasy również w postaci trylogii. Oba dzieła odznaczają się miejscami drobiazgowością, choć Harris z tym nie przesadza i nie przytłacza czytelnika nadmiarem postaci oraz faktów. I bez tego w Rzymie dzieje się grubo, oj tak.

Nie jest niczym odkrywczym to, że Rzym w starożytności był sceną, na której toczyły się rzeczy okrutne i krwawe. Wiadomym jest, że polityka w tamtym okresie to śmiertelnie niebezpieczna gra, a czasami kleiste bagno. Wyjątkowo cuchnące zgnilizną. I tak sobie myślę, że niewiele się od tamtych czasów zmieniło. Obserwując sytuację wokół Donalda Trumpa, Putina i prawicowych oszoło... polityków w Polsce, wyraźnie daje się poczuć ten sam odór zgnilizny. Być może Władek Putin sam skończy jak Juliusz Cezar, gdy go w końcu zadźgają wierni towarzysze? Chociaż pewnie nawet się o tym nie dowiemy, bo Kreml wymyśli zawał serca czy jakąś inna bzdurę, a potem urządzi uroczysty pogrzeb. W każdym razie podejście Harrisa do opowiadania o historii utwierdza w przekonaniu, że standardy za kuluarami władzy mają stałą naturę. Szczęśliwy ten, który trzyma się od tego z daleka.

Polecam trylogię rzymską. Wiem, że istnieje wydanie 3 in 1, ale jest jakoś podejrzanie krótkie. Lepiej zorganizować sobie trzy osobne książki i po #2 zrobić przerwę, żeby trójka za bardzo nie zmęczyła. Jako całość z czystym sumieniem oceniam na 8 gwiazdeczek.

Ta recenzja dotyczy nie tylko "Dyktatora", ale całej trylogii rzymskiej. Takie podsumowanie z mojej strony. Pierwsze dwa tomy są naprawdę znakomite. Jak już zaznaczyłem w przypadku pozycji #1, Robert Harris dobrze wykorzystuje moc storytellingu, aby zwykłego czytelnika utrzymać do końca lektury. W przypadku finalnej pozycji #3 natomiast takie podejście zanika na rzecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znakomite political fiction. Książka skrojona na potrzeby bardziej szerokiego odbiorcy niż wprawnego zapaleńca starożytnego Rzymu, ale to akurat dobrze. Harris to storyteller i na tym się skupia. Powieść jest przez to w miarę lekkostrawna. Jak sałatka z oliwkami wprost spod żyznych grani Wezuwiusza. Z przyjemnością wszamam tom drugi!

Znakomite political fiction. Książka skrojona na potrzeby bardziej szerokiego odbiorcy niż wprawnego zapaleńca starożytnego Rzymu, ale to akurat dobrze. Harris to storyteller i na tym się skupia. Powieść jest przez to w miarę lekkostrawna. Jak sałatka z oliwkami wprost spod żyznych grani Wezuwiusza. Z przyjemnością wszamam tom drugi!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Żaden tam Harry Potter. To badziew i ściema. Wernica dzieciom czytać trzeba! Daję 10 gwiazdeczek z pozdrowieniami od siostrzeńca.

Żaden tam Harry Potter. To badziew i ściema. Wernica dzieciom czytać trzeba! Daję 10 gwiazdeczek z pozdrowieniami od siostrzeńca.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Interesująca pozycja. Już w Trylogii husyckiej widać, że Sapkowski to nie byle skryba i nie tworzy bajek na kolanie ku zadowoleniu pozbawionych ambicji mas. Research, solidna wiedza historyczna i znajomość szczegółów stanowią fundament, na którym Endriu Sapkołski buduje coś swojego. Dlatego Trylogia jest dobra. W tej książce mamy okazję trochę spojrzeć na ten mechanizm. Zestawienie eseju z opowiadaniem dobrze go uwypukla. Polecam fanom Trylogii husyckiej.

Interesująca pozycja. Już w Trylogii husyckiej widać, że Sapkowski to nie byle skryba i nie tworzy bajek na kolanie ku zadowoleniu pozbawionych ambicji mas. Research, solidna wiedza historyczna i znajomość szczegółów stanowią fundament, na którym Endriu Sapkołski buduje coś swojego. Dlatego Trylogia jest dobra. W tej książce mamy okazję trochę spojrzeć na ten mechanizm....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Umysł Dicka to doprawdy labirynt. Ale jest tam sens i logika. Jest ścieżka, która prowadzi do centrum i do wyjścia po drugiej stronie. Żadne AI nie będzie w stanie podrobić takiej twórczości.

Umysł Dicka to doprawdy labirynt. Ale jest tam sens i logika. Jest ścieżka, która prowadzi do centrum i do wyjścia po drugiej stronie. Żadne AI nie będzie w stanie podrobić takiej twórczości.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść króciutka, ale i napisana w taki sposób, że dzisiaj żaden wydawca by tego nie puścił. Nie znaczy to jednak, że Jądro ciemności jest nieważne. Jest bardzo ważne.

Powieść króciutka, ale i napisana w taki sposób, że dzisiaj żaden wydawca by tego nie puścił. Nie znaczy to jednak, że Jądro ciemności jest nieważne. Jest bardzo ważne.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Poziom Parku jurajskiego to to nie jest...

Poziom Parku jurajskiego to to nie jest...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dochodzi do zaginięcia. Sprawa elektryzuje małą społeczność i przez to wychodzą na wierzch różne grzybki. Niektóre z nich okazują się trujące... Ta powieść to wielowątkowa historia, mieszanka nastrojów i zabawa konwencjami literackimi. Przypomina rozsypane puzzle, które autor z uśmiechem kawałek po kawałku układa w jakiś finalny obrazek. Po drodze celowo wprowadza nas w błąd lub włącza jakiś punkt zwrotny, a gdy wszystko wydaje się rozstrzygnięte, następuje kolejny myk i całość wywraca się do góry nogami. Idzie poznać w tym wszystkim nutę eksperymentu. Taką jazzową improwizację, gdzie debiutujący pisarz testuje własne umiejętności. Bada tworzywo, jakim są gatunkowe schematy oraz storytelling w ogóle. Cieszy go ta zabawa, choć nie wszystko wychodzi perfekcyjnie.

Klimat to chyba największy sukces autora. Akcja dzieje się przy wschodniej granicy w otoczeniu przyrody, która jest w sumie jednym z bohaterów. Tekst jest do tego sugestywny i pobudza wyobraźnię, jak powinien. Czuć zapachy, słychać dźwięki. Opisy są przy tym w miarę zwięzłe, a dialogi nie przypominają rozmów żuli spod sklepu. Całość podkreśla włożony gdzie nie gdzie specyficzny humorek. Tomasz Demm bierze na warsztat autorytety moralne oraz życie rodzinne i takie tam, a to wszystko z nienachalną domieszką absurdu. Książka ma swoją unikalną osobowość, choć nie ulega wątpliwości, że to nie jest żadna komedia. To raczej próba ironicznego spojrzenia na świat i literackie konwencje; swoiste połączenie słodkiego z kwaśnym. Coś jakby gulasz, gdzie smak krwistego mięsiwa miesza się z limonką i szczyptą czegoś ostrego na wierzchu. I byłoby to wielkie osiągniecie, gdyby nie fakt, że w tym garncu pływa za dużo składników. Jest sporo postaci, a czytanie dodatkowo zamulają liczne wtrącenia i flashbacki, które niekoniecznie są potrzebne. Miejscami można się w tym pogubić.

No więc jaki werdykt, koledzy/koleżanki? Hmmm... Myślę, że między tymi bukami uczciwe sześć gwiazdeczek mogę postawić. Rzecz nie jest doskonała, lecz wydaje mi się, że to tego typu literatura, którą trzeba brać na klatę indywidualnie. Obiektywna ocena jest w tym wypadku trudna. Mnie zmęczył nadmiar wątków, ale klimat to mocny plus. Mówiłem już, że ta powieść ma własną osobowość?

Dochodzi do zaginięcia. Sprawa elektryzuje małą społeczność i przez to wychodzą na wierzch różne grzybki. Niektóre z nich okazują się trujące... Ta powieść to wielowątkowa historia, mieszanka nastrojów i zabawa konwencjami literackimi. Przypomina rozsypane puzzle, które autor z uśmiechem kawałek po kawałku układa w jakiś finalny obrazek. Po drodze celowo wprowadza nas w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No więc nadszedł w końcu Czerwony świt. Trzeci tom serii z Niną Warwiłow, która wyszła spod pióra Jędrzeja Pasierskiego pod okiem fachowców z wydawnictwa Czarne. Choć Czarne specjalizuje się w zupełnie odmiennych klimatach, rozumiem jego zainteresowanie tym kryminałem. Jest poprawnie skonstruowany. Mamy wąskie grono bohaterów i jedno przestępstwo. Autor nie kombinuje zbytnio z fabułą, żeby ją poplątać i przy okazji nasiekać nikomu niepotrzebnych stron. Wujek Polański mógłby zrobić z tego fajny film, mówiąc krócej.

Wątki obyczajowe to mocny plus. Autor pozwala nam zajrzeć w sprawy osobiste głównej bohaterki, która jest postacią bardzo realistyczną. Widzimy ją jako świeżo upieczoną matkę i policjantkę, która myśli i zachowuje się jak każdy człowiek z krwi i kości. Największym problemem większości książek z tego gatunku jest właśnie to, że autorzy próbują grubą krechą nakreślić swoich detektywów. Jest taki Igor Brudny na przykład z książki Przemesława Piotrowskiego, który w moim przekonaniu jest sztuczny jak jego nazwisko. Chcesz mieć brudnego bohatera, daj mu na nazwisko Brudny i połowa pracy za tobą. Tak to działa mniej więcej w tym przypadku i dla mnie to po prostu tandeta, na którą nabrać się mogą tylko najmniej wymagający czytelnicy. Ja siebie uważam za trochę bardziej wymagającego, więc doceniam subtelny portret Niny Warwiłow. Pod tym względem Jędrzej Pasierski jest po stokroć lepszym pisarzem niż Piotrowski i smuci mnie fakt, że Polacy wolą tego drugiego.

W moim odczuciu Pasierski wygrywa też pod względem stylistycznym. Czerwony świt nie ocieka chamstwem ani beznadzieją spotęgowaną na maxa czy wulgaryzmami. To również cecha wielu kryminałów zaprojektowanych pod dyktando mamony, myślę. Wydawnictwo Czarne widać nie interesuje się zyskiem za cenę godności, więc serię z Niną Warwiłow czyta się przyjemnie i z uwagą. Wierzy się w to wszystko i podczas lektury nie chce się rzygać. To bardzo dobrze świadczy o autorze. Czerwony świt to jak dotąd najlepsza część serii i z entuzjazmem sięgnę za kolejne.

No więc nadszedł w końcu Czerwony świt. Trzeci tom serii z Niną Warwiłow, która wyszła spod pióra Jędrzeja Pasierskiego pod okiem fachowców z wydawnictwa Czarne. Choć Czarne specjalizuje się w zupełnie odmiennych klimatach, rozumiem jego zainteresowanie tym kryminałem. Jest poprawnie skonstruowany. Mamy wąskie grono bohaterów i jedno przestępstwo. Autor nie kombinuje...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski
Ocena 7,8
Kukuczka. Opow... Dariusz Kortko, Mar...

Na półkach:

Taką biografię mieć... Kukuczka to chyba raz na 100 lat się zdarza. Fascynująca książka. Wręcz genialna. Everest!

Taką biografię mieć... Kukuczka to chyba raz na 100 lat się zdarza. Fascynująca książka. Wręcz genialna. Everest!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio wielu Polakom Spitsbergen może kojarzyć się z tym, że Twardoch jeździ tam trzaskać sobie foty. Harald Soleim natomiast, bohater reportażu, lubi być sam i nie interesuje go uwaga świata. W gruncie rzeczy książka to portret nie tyle człowieka, co pewnej postawy. Harald jest zdystansowany i nie obchodzi go wyścig o popularność czy majątek. Nie chce być częścią masy ludzkiej, która jest pod presją społeczną, jaką sama sobie tworzy. Ale takie życie nie jest łatwe, zwłaszcza na północy. Harald ma mnóstwo wyzwań i nie trudno go podziwiać za to, że sobie z nimi poradził. Ekstrawertycy mogą jednak uznać go za postać niesympatyczną, wręcz wroga. W każdym razie polecam ten krótki reportaż.

Ostatnio wielu Polakom Spitsbergen może kojarzyć się z tym, że Twardoch jeździ tam trzaskać sobie foty. Harald Soleim natomiast, bohater reportażu, lubi być sam i nie interesuje go uwaga świata. W gruncie rzeczy książka to portret nie tyle człowieka, co pewnej postawy. Harald jest zdystansowany i nie obchodzi go wyścig o popularność czy majątek. Nie chce być częścią masy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraźcie sobie Michaela Jordana. Wielki sportowiec, który pojawia się na boisku, wszystkie kamery na niego i... nawet jednego wsadu nie zrobił. Ani rzutu za 3 punkty, ani dwutaktu. Albo ten Jordan stoi w miejscu, albo buja się z kąta w kąt nie wiadomo dokładnie po co. No i takim właśnie Jordanem jest "Ostatni Don". Mario Puzo odcina kupony po serii o rodzinie Corleone i zasuwa na swojej sławie. Niestety bardzo mało z tego wynika... Cholera, nie lubię, gdy utalentowani pisarze robią takie rzeczy. Takiego Ostatniego Dona to by mógł jakiś tam debiutant z Palermo sobie wymyślić, ale nie TEN Puzo.

Wyobraźcie sobie Michaela Jordana. Wielki sportowiec, który pojawia się na boisku, wszystkie kamery na niego i... nawet jednego wsadu nie zrobił. Ani rzutu za 3 punkty, ani dwutaktu. Albo ten Jordan stoi w miejscu, albo buja się z kąta w kąt nie wiadomo dokładnie po co. No i takim właśnie Jordanem jest "Ostatni Don". Mario Puzo odcina kupony po serii o rodzinie Corleone i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze spotkanie z Cobenem oceniam całkiem całkiem, chociaż różni koledzy/koleżanki mi podpowiadają, że to chyba najlepsza powieść autora, więc stąd już tylko równia pochyła. Dlatego póki co wstrzymam się z dalszą eksploatacją.

Pierwsze spotkanie z Cobenem oceniam całkiem całkiem, chociaż różni koledzy/koleżanki mi podpowiadają, że to chyba najlepsza powieść autora, więc stąd już tylko równia pochyła. Dlatego póki co wstrzymam się z dalszą eksploatacją.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacząłem, licząc na wampiryczny relaks, a dostałem przyziemny zawrót głowy. Główna bohaterka nam opowiada o tym, że jednak głównym bohaterem jest ktoś inny i ten ktoś słucha jej opowieści, jednocześnie w niej uczestnicząc. Ambitne zadanie, aby taki pogmatwany storytelling ugryźć technicznie i to po prostu nie wyszło. Nie mam ochoty się przez to dłużej przeciskać. Nie daję oceny, ale kontynuować lektury też mi się nie chce. Może w innym terminie, chociaż wątpię.

Zacząłem, licząc na wampiryczny relaks, a dostałem przyziemny zawrót głowy. Główna bohaterka nam opowiada o tym, że jednak głównym bohaterem jest ktoś inny i ten ktoś słucha jej opowieści, jednocześnie w niej uczestnicząc. Ambitne zadanie, aby taki pogmatwany storytelling ugryźć technicznie i to po prostu nie wyszło. Nie mam ochoty się przez to dłużej przeciskać. Nie daję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak bym był Amerykaninem, byłbym zagorzałym demokratą. Ta powieść tylko mnie w tym utwierdziła. Nie dziwi mnie też to, że Steinbecka FBI pod wodzą Hoovera inwigilowało jako podejrzanego o komunizm. Ale chrzanić to. Książka bliska ludzi, książka normalna i ponadczasowa tak naprawdę. I dziś w USA banki, a raczej te bezosobowe i wiecznie głodne potwory, wykańczają statystycznych, co zresztą pięknie zobrazował Barack Obama w swojej autobiografii. I u niego, i u Steinbecka mogłoby jednak być trochę krócej. Czuję się zmęczony lekturą, niemniej ukontentowany jej jakością.

Jak bym był Amerykaninem, byłbym zagorzałym demokratą. Ta powieść tylko mnie w tym utwierdziła. Nie dziwi mnie też to, że Steinbecka FBI pod wodzą Hoovera inwigilowało jako podejrzanego o komunizm. Ale chrzanić to. Książka bliska ludzi, książka normalna i ponadczasowa tak naprawdę. I dziś w USA banki, a raczej te bezosobowe i wiecznie głodne potwory, wykańczają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No cóż, amerykańska literatura piękna nie bez powodu podbiła świat. Mieli tam pisarzy, cholera. John Steinbeck zachwyca niewymuszoną normalnością swojego storytellingu. Nie ma tutaj udziwnień. Nie ma bicia piany pod gusta jakichś tam elit intelektualnych. Jest opowieść skierowana do ludzi. Prosta jak źdźbło trawy na ranchu gdzieś tam w Kalifornii, skąd do raju jest naprawdę bardzo daleko. I wcale nie trzeba być jakimś włóczęgą, żeby tego doświadczyć. Żona Curleya, która teoretycznie ma wszystko, czego kobieta według patriarchalnych standardów potrzebuje, w praktyce jest skrajnie nieszczęśliwa. A to, jak ją autor podsumował pod sam koniec to majstersztyk w najczystszej postaci.

Tak, warsztat Steinbecka to ideał. Doskonale wyważone proporcje między formą a treścią. Postacie, jak zresztą cała fabuła, skonstruowane są w sposób dosyć skrótowy, niemniej nie brakuje im niczego. Ani słowa więcej, ani mniej - równowaga jak marzenie. To samo mogę powiedzieć o opisach przyrody, która przebija się to tu, to tam. Steinbeck tak jakby posługuje się slajdami, i w niektórych powieściach takie coś może drażnić. Tutaj jednak jest inaczej. Wszystko zostało doskonale ze sobą połączone w smutną historię o życiu i śmierci oraz wyborach między jednym a drugim. Więcej nie powiem, bo mogę zaspojlerować.

Ale powiem za to kilka słów o korekcie... której chyba nie było. Są w tej książce takie omsknięcia, że aż krew człowieka zalewa. "Wiesz co, Lennie? Już z grubsza SKARKULOWAŁEM z tymi królikami". Microsoft Word widać współczesnym korektorom nieznany, bo inaczej zapewne udałoby im się skalkulować, że coś jest nie tak w tym zdaniu. To jeden z kilku błędów, które wyłapałem gołym okiem. Zdumiewające jest to tym bardziej, że "Myszy i ludzie" to powieść krótka i nieskomplikowana. Jak czytam czasem e-booki po angielsku, nawet z jakiegoś słabego wydawnictwa, to nie ma tam tak złej korekty jak w polskich książkach. I to chyba nie jest kwestia trudności naszego języka, tylko zwyczajnego odwalania maniany. Paskudna sprawa, nie sądzicie?

No cóż, amerykańska literatura piękna nie bez powodu podbiła świat. Mieli tam pisarzy, cholera. John Steinbeck zachwyca niewymuszoną normalnością swojego storytellingu. Nie ma tutaj udziwnień. Nie ma bicia piany pod gusta jakichś tam elit intelektualnych. Jest opowieść skierowana do ludzi. Prosta jak źdźbło trawy na ranchu gdzieś tam w Kalifornii, skąd do raju jest naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"W ciszy żyje bóg, który wyszorował tę rozległą ziemię piaskiem i popiołem". To chyba najbardziej literackie zdanie, jakie znalazłem w tej powieści. Poniekąd uzasadnia ono szorstkość stylu, jaki prezentuje tu Cormac McCarthy, lecz z mojego punktu siedzenia było to bolesne przeżycie. Joel i Ethan Coenowe dostali Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany, jednak oni właściwie żadnej szczególnej adaptacji to nie dokonali i nie zdziwiłbym się, gdyby nawet w samych literkach niewiele pozmieniali, tylko kopiuj wklej do scenariusza i gotowe, możemy robić film i zgarniać nagrody. "To nie jest kraj..." na to pozwala.

Nasz kolega Almos niedawno opublikował recenzję książki J. Irvinga, zwracając uwagę na lekkość i płynność lektury, choć to nie najkrótsza powieść na świecie. Ja dorzucę do tego Larry'ego MacMuyrtry'ego, który specjalizował się w westernach i mamy zupełnie inny wymiar literatury amerykańskiej. Coś, co aż się samo rwie do czytania i te kilkaset stron nic a nic nie przeszkadza. Dobry storytelling to jednak podstawa i na tym McCarthy się wyłożył. Jego powieść nie ma nawet 250 stron, ale zmęczyła mnie tą swoją do przesady szorstką oschłością. Cholera, to tak, jakbym czytał paragon fiskalny.

Można by powiedzieć, że tak właśnie powinno być, żeby wszystko współgrało z przekazem opowieści i atmosferą Teksasu oraz nieustającego zabijania wynikającego bardziej z ludzkiej natury niż okoliczności. Ale i u MacMuyrtry'ego są takie wątki, i u niego można znaleźć sadystycznych, pełnych nienawiści psycholi. I co? "Na południe od Brazos" to perełka, którą z dumą mam ją na półce. "To nie jest kraj dla starych ludzi" zaś trafia u mnie gdzieś tam w kąt.

Tego samego autora "Droga" z kolei mnie w jakiś sposób urzekła. Tam to inaczej ze sobą zagrało. Może chodzi o to, że praktycznie cały czas trzymamy się głównej pary bohaterów – ojca i syna – przemierzających zdruzgotany świat? Tutaj natomiast rozdrabniamy się na części składowe i skaczemy od postaci do postaci, bardzo pobieżnie wszystko traktując. Nie sposób mi było choćby na pół sekundy zaangażować się w tę teksańską masakrę. Masakra po prostu :/

"W ciszy żyje bóg, który wyszorował tę rozległą ziemię piaskiem i popiołem". To chyba najbardziej literackie zdanie, jakie znalazłem w tej powieści. Poniekąd uzasadnia ono szorstkość stylu, jaki prezentuje tu Cormac McCarthy, lecz z mojego punktu siedzenia było to bolesne przeżycie. Joel i Ethan Coenowe dostali Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany, jednak oni właściwie...

więcej Pokaż mimo to