-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Biblioteczka
2015
2016
2016
2016
2016
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka, że moje serce nie zabiło z wrażenia ani razu podczas czytania. Z tego, co się dowiedziałam, „Czerwona Królowa” jest debiutem autorki, więc to jeszcze byłam w stanie wybaczyć, bo sama piszę i wiem, jak trudno budować napięcie w książce.
Wątek miłosny... Okej, uwielbiam romanse, miłości w książkach, jestem duszą romantyczki. Ale, obserwując ciąg (bo nie powiem rozwój) relacji Maven-Mare, Cal-Mare, Kilorn-Mare, krzywiłam się z niesmakiem i dodatkowo kręciłam głową z politowaniem podczas czytania. Nie dość, że ten czworokąt jest pchany na siłę, bo oczywiście w głównej bohaterce, jak w typowych dystopiach bywa, muszą się podkochiwać wszystkie osobniki płci przeciwnej, to jeszcze koniecznością jest, by ona miała dylemat, którego woli i którego kocha bardziej. Niczego banalniejszego i dziecinniejszego autorka do tej książki nie mogła wymyślić. Gdyby to jeszcze pasowało do fabuły, czy chociaż znikomej akcji...
(...)
Bardzo duży nacisk autorka położyła na opisach i ich dokładności. Niektórzy uznaliby to za minus, ponieważ zamiast skupić się na rozwoju akcji oraz dopięciu historii, Victoria Aveyard postanowiła dopieścić monologi. Z jednej strony jest to błędem, bo fabuła jest niedopracowana, na czym cierpi, ale z drugiej strony autorka ma fenomenalny styl pisania wyróżniający się na tle innych. Dzięki temu, że go w pełni wykorzystała, nadała swojej książce charakteru i uroku. Wykreowała i opisała świat fantastycznie. Cały ten brud toczącej się wojny, państwo spowite mrokiem, rzeź, litry zmarnowanej ludzkiej krwi Czerwonych, walka o przeżycie... coś niesamowitego. Ten pozytyw stawia książkę w nieco lepszym świetle, dzięki czemu ma ona czym się bronić.
Chciałabym na koniec pochwalić jeszcze oprawę wizualną książki. Mimo niewielu elementów znajdujących się na niej, jest przepiękna. Oddaje charakter i tajemniczość historii zawartej w dość opasłym tomie, co przyciąga wzrok oraz ciekawość odbiorcy.
Szczerze, nie wiem, jak mogłabym podsumować recenzję. Do tej pory jestem wściekła po przeczytaniu lektury, ale mimo wielu minusów, znalazłam też ogromne dwa plusy (bo okładki jako tako nie liczę) na jej obronę.
Komu mogę polecić „Czerwoną Królową”? Na pewno nastolatkom, którzy nie doszukują się wad książki i nie są bardzo wymagającymi czytelnikami, a jedynie co, lubią przy czytaniu zagłębić się w lekturę reprezentującą dany gatunek. Jeżeli natomiast jesteś osobą preferującą ambitniejsze książki lub nie możesz się zdecydować, czy przeczytać tę czy jakąś inną dystopię, na Twoim miejscu odpuściłabym sobie na razie „Czerwoną Królową”. Nie ma tego wielkiego wow, którego się spodziewałam, nie znalazłam tego czegoś, na co tak czekałam podczas czytania powieści. Na księgarskiej półce oznaczonej „książki dla nastolatków” czy „fantastyka” znajdziecie mnóstwo lepszych pozycji od tej.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/recenzja-czerwona-krolowa-victoria.html#more
Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka,...
więcej Pokaż mimo to