-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2016
2016
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...
więcej mniej Pokaż mimo to2016
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...
więcej mniej Pokaż mimo to2016
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?
(...)
"Ostatnia Spowiedź" to wciągający, powalający, poruszający i nieprzewidywalny rollercoaster emocji. Bohaterowie oraz świat przedstawiony w fabule jest tak rzeczywisty, że nie sposób się w nim całkowicie nie zatracić. To, co, i jak, stworzyła pani Nina Reichter uważam za wzorzec bardzo dobrej książki z gatunku literatury kobiecej. Nie ma możliwości nie zakochać się w tej historii i genialnym piórze autorki.
Jestem pod wielkim wrażeniem i gratuluję pani Ninie pomysłu oraz pięknego wykonania. Może być Pani z siebie dumna.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/07/recenzja-ostatnia-spowiedz-nina-reichter.html
Seria jak najbardziej zasługuje na brawa, a autorka na niskie pokłony. Czegoś takiego nikt nie może się spodziewać przed rozpoczęciem przygody z tą serią. Ja się nie spodziewałam, choć słyszałam pochlebne opinie już wcześniej. Pierwsza połowa pierwszego tomu zapowiadała przyjemną obyczajówkę, ale to, co działo się potem... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Czy pozytywnie?...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Przebudzenie Morfeusza" zaczęłam czytać z ogromnym entuzjazmem. Zresztą jak każdą książkę Kasi. Uwielbiam patrzeć jak rozwija swoją umiejętność pisarską, a jej kariera nabiera rozpędu. Wydaje coraz więcej z coraz większym rozmachem. I jak większa część tejże pozycji mi się podobała, tak końcówka sprawiła, iż trzecią część Mafijnej miłości uważam za najgorszą ze wszystkich powieści autorki.
(...)
Książka trzymała w napięciu niemal przez cały czas. Doczekałam się zwrotów akcji, i gorących, namiętnych momentów (choć w dalszym ciągu mówię stanowcze nie dla związku Adama i Cassandry). Przy niej nie da się nudzić!
Na plus zaliczyłam również duże ograniczenie scen erotycznych. Naprawdę duże. Oczywiście, to nie oznacza, że nie ma ich tam w ogóle, bo są, ale nareszcie w odpowiedniej ilości. Nie odstrasza to od książki, wręcz przeciwnie, na pewno na tym nie traci, tylko zyskuje.
No i ten nieszczęsny finał... Pogubiłam się, a autorka chyba wraz ze mną. Zadawałam sobie pytanie: "co tu się, do cholery, wyprawia?". Te trzy zakończenia, które razem pojawiły się na końcu, można by rozwinąć na kolejne książki. Te fragmenty nie miały między sobą żadnej spójności, tutaj logiczna całość się urwała. Byłam skołowana, a jednocześnie czułam niedosyt, bo... co dalej? Jak to się w końcu skończyło? No cóż. Chyba się nie dowiem.
Podsumowując, "Przebudzenie Morfeusza" to świetne zakończenie serii z niekoniecznie udanym finałem. Mimo ograniczenia erotyki, książka wciąż miała w sobie tę namiętność, napięcie, emocje (dużą dawkę emocji) i wciągającą akcję, co w poprzednich dwóch częściach. Kasia Haner znów nie zawiodła, wręcz przeciwnie, zachwyciła i zabrała w swój własny, mroczny świat Morfeusza.
Link do pełnej recenzji: http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/12/recenzja-w-finale-miao-zaponac-nawet.html
"Przebudzenie Morfeusza" zaczęłam czytać z ogromnym entuzjazmem. Zresztą jak każdą książkę Kasi. Uwielbiam patrzeć jak rozwija swoją umiejętność pisarską, a jej kariera nabiera rozpędu. Wydaje coraz więcej z coraz większym rozmachem. I jak większa część tejże pozycji mi się podobała, tak końcówka sprawiła, iż trzecią część Mafijnej miłości uważam za najgorszą ze wszystkich...
więcej mniej Pokaż mimo to2017
Zaczynając przygodę z tą pozycją, liczyłam na parę zmian. Między innymi na jakąkolwiek metamorfozę bohaterów. Adam jaki był, taki pozostał - denerwujący, bezwzględny i dupkowaty. Od początku do końca miałam nadzieję, że jednak wydarzy się coś, co go przełamie. Niestety, z każdą kolejną stroną utwierdzałam się w przekonaniu, iż tak się nie stanie. Cassandra również pozostała bez zmian - nadal tak samo dziecinna, płaczliwa, głupiutka i napalona na Adama. ;) Obydwoje denerwowali mnie niemiłosiernie. Schodzili się, rozstawali... ale co dalej?
(...)
To, o czym napisałam powyżej nie zmieniło jednak faktu, że "Koszmar Morfeusza" z całej serii podobał mi się najbardziej. Jeśli miałabym porównywać "Na szczycie" z "Mafijną miłością" pod względem stylu pisania ta druga jest bez porównania lepsza. Kasia zrobiła ogromne postępy. Dużo pracuje nad doskonaleniem własnej umiejętności i dzięki temu widać efekty. A to się naprawdę ceni. Z coraz większą przyjemnością czytam każdą następną pozycję autorki.
(...)
"Koszmar Morfeusza" czytało się przyjemnie i szybko. Fabuła została dobrze przemyślana. Ku mojemu zaskoczeniu (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu), nie zauważyłam zbędnych zapychaczy. Wszystko miało swój sens i było ubrane w logiczną całość. Dialogi sprawiały wrażenie naturalnych, a opisy wiarygodnych i ciekawych.
Podsumowując, "Koszmar Morfeusza" nie zawodzi (no, w dużej mierze), wręcz przeciwnie. Jest to rollercoaster emocji pełny wzlotów i upadków bohaterów, dramatów, tragedii i romansów, wszystkiego po trochu. Mimo kilku mankamentów, to naprawdę dobra pozycja zapowiadająca fantastyczny finał tejże historii w "Przebudzeniu Morfeusza".
Komu więc mogę ją polecić? Na pewno czytelniczkom Kasi Haner, jak i osobom lubiącym klimaty dark romance. Odradzam natomiast czytania jej tym, którzy poznali już twórczość autorki i nie przypadła im ona do gustu. Jak powiedziała blogerka z bloga "Lustro Rzeczywistości", z którą całkowicie się zgadzam, po co czytać coś, co i tak potem skrytykujemy? Po co brać do ręki powieść, jak wiemy, że nam się nie spodoba? Lepiej odpuścić, by wziąć pozycję w naszym guście, niż potem specjalnie wyżywać się na książce czy autorce w swojej recenzji. ;)
Link do pełnej recenzji: http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/10/recenzja-koszmar-morfeusza-kn-haner.html
Zaczynając przygodę z tą pozycją, liczyłam na parę zmian. Między innymi na jakąkolwiek metamorfozę bohaterów. Adam jaki był, taki pozostał - denerwujący, bezwzględny i dupkowaty. Od początku do końca miałam nadzieję, że jednak wydarzy się coś, co go przełamie. Niestety, z każdą kolejną stroną utwierdzałam się w przekonaniu, iż tak się nie stanie. Cassandra również pozostała...
więcej mniej Pokaż mimo to2016
Może zacznę od tego, że ani trochę nie polubiłam głównych bohaterów. Cassandra to głupiutka panienka, która nie potrafi swojego pożądania utrzymać na wodzy, a Adam to dupek do potęgi entej, który nie myśli głową, a... tym, co ma na dole. :) Duet idealny, czyż nie? Miałam ochotę rozszarpać ich oboje.
(...)
Mimo mojej sympatii do autorki oraz pozytywnego nastawienia do tej książki, muszę powiedzieć, iż troszkę się zawiodłam. Jestem absolutną zwolenniczką romansów. Uwielbiam obserwować narastające uczucia między bohaterami i ich historię. Co do miłosnej przygody Cassandry i Adama już nie tak bardzo mi się to uśmiechało. Dlaczego? Bo to wcale nie była miłość. Czytałam różne recenzje "Snów Morfeusza" i widzę, że nie tylko ja to zauważyłam. Miłość nie może opierać się na dominacji, brutalności oraz gwałcie. To, co połączyło tych dwoje, okazało się jedynie pożądaniem. Jak wspominałam o tym przy mojej opinii "Na Szczycie", co za dużo, to nie zdrowo. Granica ponownie została przekroczona. Tym bardziej, że sceny łóżkowe znajdowało się co kilka stron, w dodatku były przepełnione przekleństwami i okrucieństwem. Te momenty zamiast powodować ciepło na sercu, wzbudzały niesmak. Oczywiście jest wiele osób, którym to nie przeszkadza, a nawet powiedziałabym, że im się to podoba, nie oceniam. Lecz ja jestem przeciwniczką takich toksycznych relacji (inaczej tego się nazwać nie da), na tym nie da się zbudować miłości opartej na bezpieczeństwie i zaufaniu.
Co muszę zdecydowanie pochwalić? Zauważyłam poprawę stylu, jakim posługuje się autorka. W "Snach Morfeusza" jest znacznie mniej błędów, opisy są bogatsze, a język bardziej nabrał kolorów, że tak to ujmę. Kasia się rozwija i to widać. Za to ogromny plus dla autorki oraz książki.
Reasumując, "Sny Morfeusza" to brutalny erotyk dla czytelników o mocnych nerwach. Ciągłe zwroty akcji i niebezpieczeństwa nadają powieści charakteru. Zdecydowanie nie jest to zwykły, szablonowy romans, jakich teraz pełno. Mimo niektórych sprzeczności, nie żałuję, że przeczytałam tę książkę i wciąż kibicuję Kasi w jej pisarskiej karierze, a także z niecierpliwością czekam na jej kolejne utwory.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/09/recenzja-sny-morfeusza-k-n-haner.html#more
Może zacznę od tego, że ani trochę nie polubiłam głównych bohaterów. Cassandra to głupiutka panienka, która nie potrafi swojego pożądania utrzymać na wodzy, a Adam to dupek do potęgi entej, który nie myśli głową, a... tym, co ma na dole. :) Duet idealny, czyż nie? Miałam ochotę rozszarpać ich oboje.
(...)
Mimo mojej sympatii do autorki oraz pozytywnego nastawienia do tej...
Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?
Powieść ta jest dobrą książką dla young adult. Ania świetnie odnajduje się w tym gatunku, co dało się zauważyć podczas czytania. Ma wszystko, czego tak naprawdę można oczekiwać od młodzieżowej obyczajówki. W dodatku autorka ma bardzo lekki styl pisania, dzięki czemu książkę czytało mi się błyskawicznie. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Świat przedstawiony w "Uratuj mnie" był niezwykle rzeczywisty i prawdziwy, dzięki czemu mogłam śledzić losy bohaterów tak, jakbym stała tuż obok nich, a to w książkach uwielbiam najbardziej. Spójność i płynność fabuły to również ogromne zalety tejże pozycji.
Niestety, są pewne minusy, o których muszę powiedzieć. Przede wszystkim dialogi. Nie mówię tu o całokształcie, ale w pewnych momentach rozmowy między bohaterami wydawały się po prostu sztuczne. Reakcje danej postaci sprawiały wrażenie nieadekwatnej do wypowiedzi innej. Niektóre dialogi pojawiały się znikąd i wtedy w ogóle nie wiedziałam, o co chodzi. Zadawałam sobie pytanie: „czy jakiś fragment przypadkiem nie został tutaj wycięty?”. Wiem, że autorka wprowadzała pewne modyfikacje w tekście, dodawała sceny, uzupełniała i usuwała, ale niekiedy w pewnych miejscach coś mi nie zgrzytało.
"Uratuj mnie" Anny Bellon to dobry debiut literacki idealnie wpasowujący się w klimaty young adult. Jest to polska mieszanka wybuchowa Colleen Hoover, Jennifer L. Armentrout oraz Kirsty Moseley. Wzruszająca, wciągająca i elektryzująca. Mimo kilku rażących wad, książka zasłużyła na miano bestsellera.
Link do pełnej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-uratuj-mnie-anna-bellon.html
Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?
Powieść ta jest...
2016
Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie buduje napięcie. Wywiera na czytelniku ogromne emocje, przenosi mnie magicznie do świata bohaterów, sprawia, że czuję się, jakbym stała obok Rebeki, albo się w nią wcieliła. To było tak cholernie prawdziwe i rzeczywiste. Powiem Wam, że niewiele jest takich książek, które w taki sposób wpływają na odbiorcę. Za to ogromnie szanuję autorkę.
(...)
Autorka ma to w sobie, że pisze dość dosadnie i ze szczegółami. To, że bohaterka ma okres i spełnia potrzebę fizjologiczną są rzeczami całkowicie normalnymi w naszym życiu (miesiączka, jeśli chodzi o płeć piękną), a niewiele autorów podejmuje się opisywania tego w swoich książkach. Mówią: "a po co o tym pisać? Przecież wiadomo, to naturalne i nie ma potrzeby, by o czymś takim wspominać". Natomiast Kasia się odważyła. Pokazuje to otwarcie. W końcu bohaterki książkowe też mają okres! I nie boi się tego. Ale jaki jest minus? W niektórych momentach był już przesyt. Robiło się niesmacznie, przez co zaczynałam się krzywić. Co za dużo, to niezdrowo.
(...)
Tak czy inaczej, "Na Szczycie" na stałe wryło mi się w pamięć. Pozostawiło na mnie swe piętno, które nie pozwala o sobie zapomnieć. Jestem święcie przekonana, że jeszcze nie raz wrócę do tej pozycji z taką samą radością, z jaką czytałam ją za pierwszym i drugim razem. Mogę użyć wielu przymiotników opisujących "Na Szczycie", ale żaden nie byłby wystarczający. Całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to totalny, elektryzujący i momentami dramatyczny rollercoaster emocji powodujący gwałtowny skok ciśnienia i przyprawiający o szybsze bicie serca.
Link do całej recenzji: https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-na-szczycie-kn-haner.html
Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie...
Twórczość pani Niny miałam przyjemność poznać poprzez serię "Ostatnia spowiedź", która urzekła mnie stylem, w jaki została napisana, i niesamowicie wzruszającą historią. Po kilku latach w końcu w swoje ręce dostałam kolejne dzieło tej autorki, tym razem w bardziej… dojrzalszym klimacie oraz w pięknej oprawie wizualnej. Czy powieść "LOVE Line" dotrzymało poziomem "Ostatniej spowiedzi"?
Główna bohaterka, Bethany McCallum jest dziennikarką popularnego magazynu dla kobiet, która otrzymuje zlecenie napisania artykułu mającego na celu zdradzenie, jak naprawdę działają zawodowi podrywacze i że nie zawsze funkcjonują oni zgodnie z zasadami. Dzięki temu poznała Matthew Hansena – mężczyznę, który swój sukces zawdzięcza znanej audycji radiowej LOVE Line doradzającej kobietom w sprawach sercowych i relacjach damsko-męskich. Beth chciała jedynie zdobyć od niego informacje, lecz nie spodziewała się, że oprócz informacji zdobędzie też coś więcej…
(...)
Powieść ta urzekła mnie głównie pod względem stylu, w jakim została napisana. Bogactwo słów, dokładność opisów, naturalność dialogów, lekkość – idealny zestaw, aby rozkochać w sobie czytelnika. Już przy "Ostatniej spowiedzi" chwaliłam niesamowity warsztat autorski, którego pani Ninie niejedna osoba mogłaby pozazdrościć, i tutaj również nie zawiodła. To jest bardzo istotny element wyróżniający jej książki. Gdyby ktoś poprosił mnie o pozycję napisaną w nietuzinkowy sposób, która wciągnie odbiorcę w swój świat bez reszty, bez zastanowienia poleciłabym właśnie "LOVE Line".
Bohaterowie z biegiem trwania historii zostali poddani różnym analizom, ich otoczenie również. Odbierałam wrażenie, że wszystko było rozkładane na czynniki pierwsze, dokładnie opisywane, wręcz skanowane przez czujny wzrok autorki. Czy to zaliczyłam do plusów, jak poprzednie wymienione przeze mnie aspekty, które zawiera książka? No nie do końca. Mówi się, że „co za dużo, to niezdrowo”. Zauważyłam, że wiele pisarzy ma problem ze znalezieniem złotego środka, tutaj sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Pani Nina ciut przesadziła z ilością opisów, których było w tej pozycji aż nazbyt dużo. Akcja momentami traciła swój dynamizm i nudziła. Przez pierwszą połowę ledwo przebrnęłam, bo miałam wrażenie, że już nic ciekawego się nie wydarzy, że to jest wszystko, co autorka chce nam, czytelnikom, w tej książce przekazać. Za bardzo uwaga skupiała się na tych wątkach bardziej psychologicznych, niż na rozwoju i tempie fabuły. Oprócz tego czytanie utrudniła masa tak zwanych „zapychaczy”, czyli zbędnych dodatków w postaci zwyczajnych czynności wykonywanych przez bohaterów. Gdyby tak większość z nich usunąć, przebrnięcie przez całość byłoby znacznie łatwiejsze, przyjemniejsze i przede wszystkim – nie byłoby męczące.
"LOVE Line" to książka z pewnością niezwykła wśród innych z tego samego gatunku, czy to autorów zagranicznych czy polskich. Hipnotyzująca, wciągająca w przedstawiony nam świat, pełna wzlotów i upadków głównych bohaterów oraz opowiadająca o miłości wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Po zwalającej z nóg końcówce zdecydowanie sięgnę po drugi tom, który, swoją drogą, wychodzi już niedługo.
Twórczość pani Niny miałam przyjemność poznać poprzez serię "Ostatnia spowiedź", która urzekła mnie stylem, w jaki została napisana, i niesamowicie wzruszającą historią. Po kilku latach w końcu w swoje ręce dostałam kolejne dzieło tej autorki, tym razem w bardziej… dojrzalszym klimacie oraz w pięknej oprawie wizualnej. Czy powieść "LOVE Line" dotrzymało poziomem...
więcej Pokaż mimo to