-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Biblioteczka
2015
Ponoć początki powinny mieć to w sobie, żeby zachęcić czytelnika do brnięcia dalej w historię bohaterów. Powinny zmuszać odbiorcę do powiedzenia: "tak, chcę cię przeczytać, chcę więcej!". Zabierając się za wersję wattpadową (jakiś czas temu, nim wiedziałam, że będę czytać ją w papierowej), ciężko było mi przebrnąć przez sam prolog. Wyłączyłam. Ale książce z tak dobrymi opiniami trzeba dać drugą szansę. Niestety, znów się zawiodłam, przez co nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do całości. Ciągłe przeskoki czasowe oraz nierozwinięte ważne kwestie, które mogłyby zostać dopowiedziane, a w istocie zostałt całkowicie ukrócone, to coś, co dobrze nie zapowiada książki. Tym razem jednak udało mi się przebrnąć przez początek. Dałam radę. Czy żałuję? Absolutnie nie.
(...)
Już po kilku następnych rozdziałach przekonałam się, że dobrze zrobiłam, nie rezygnując na samym początku. Nie wiem, czy autorka po prologu zmieniła taktykę pisania tej książki, ale wciągnęłam się całkowicie. Pozwoliłam sobie stanąć obok Livii i obserwować jej zmagania w zespole,radzenie sobie z celebrytą, któremu woda sodowa uderzyła do głowy, zmieniające się uczucia oraz rosnącą miłość. Książka wyzwalała we mnie różne emocje, przez co nie dało się nudzić. Śmiałam się (czasami aż do płaczu), wzruszałam i krzyczałam, mając ochotę wskoczyć do historii, żeby mocno potrząsnąć bohaterami. Podobało mi się również to, że mogłam poznać świat show-biznesu od tej drugiej strony, podobnie jak w uwielbianej przeze mnie Ostatniej Spowiedzi. Książka ukazuje również tę ścieżkę miłości, która nie zawsze bywa kolorowa i usłana różami - jest brutalna, nieszczęśliwa i zdradliwa (dosłownie). Nie zmylcie się, DSL nie jest ckliwym romansidłem, ani nudną historyjką dla nastolatek.
(...)
"Dance&Sing&Love. Miłosny układ" to świetny debiut polskiej autorki z pewnością zasługujący na laury. Historia pełna zwrotów akcji, wzlotów, upadków i namiętności. Przede wszystkim to rollercoaster emocji, który nie pozwoli ci odłożyć lektury na później. Wciągnie cię do reszty, a potem pozostawi po sobie niedosyt i ból oczekiwania na kolejny tom oraz dalszy rozwój wydarzeń. Polecam ją fanom young/new adult, romansów i obyczajówek. To książka, obok której nie można przejść obojętnie.
Link do pełnej recenzji:
http://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/09/recenzja-dance-miosny-ukad-layla-wheldon.html
Ponoć początki powinny mieć to w sobie, żeby zachęcić czytelnika do brnięcia dalej w historię bohaterów. Powinny zmuszać odbiorcę do powiedzenia: "tak, chcę cię przeczytać, chcę więcej!". Zabierając się za wersję wattpadową (jakiś czas temu, nim wiedziałam, że będę czytać ją w papierowej), ciężko było mi przebrnąć przez sam prolog. Wyłączyłam. Ale książce z tak dobrymi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?
Powieść ta jest dobrą książką dla young adult. Ania świetnie odnajduje się w tym gatunku, co dało się zauważyć podczas czytania. Ma wszystko, czego tak naprawdę można oczekiwać od młodzieżowej obyczajówki. W dodatku autorka ma bardzo lekki styl pisania, dzięki czemu książkę czytało mi się błyskawicznie. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Świat przedstawiony w "Uratuj mnie" był niezwykle rzeczywisty i prawdziwy, dzięki czemu mogłam śledzić losy bohaterów tak, jakbym stała tuż obok nich, a to w książkach uwielbiam najbardziej. Spójność i płynność fabuły to również ogromne zalety tejże pozycji.
Niestety, są pewne minusy, o których muszę powiedzieć. Przede wszystkim dialogi. Nie mówię tu o całokształcie, ale w pewnych momentach rozmowy między bohaterami wydawały się po prostu sztuczne. Reakcje danej postaci sprawiały wrażenie nieadekwatnej do wypowiedzi innej. Niektóre dialogi pojawiały się znikąd i wtedy w ogóle nie wiedziałam, o co chodzi. Zadawałam sobie pytanie: „czy jakiś fragment przypadkiem nie został tutaj wycięty?”. Wiem, że autorka wprowadzała pewne modyfikacje w tekście, dodawała sceny, uzupełniała i usuwała, ale niekiedy w pewnych miejscach coś mi nie zgrzytało.
"Uratuj mnie" Anny Bellon to dobry debiut literacki idealnie wpasowujący się w klimaty young adult. Jest to polska mieszanka wybuchowa Colleen Hoover, Jennifer L. Armentrout oraz Kirsty Moseley. Wzruszająca, wciągająca i elektryzująca. Mimo kilku rażących wad, książka zasłużyła na miano bestsellera.
Link do pełnej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-uratuj-mnie-anna-bellon.html
Debiut Anny Bellon ogłoszony został wielką sensacją Wattpada. Wszyscy czytający i publikujący na tym portalu chociażby słyszeli o "Uratuj mnie", a że ja jestem jedną z nich, postanowiłam z zapoznaniem się z opowiadaniem poczekać do ukazania się wersji papierowej, która miała swoją premierę już jakiś czas temu. Czy książka faktycznie zasługuje na laury?
Powieść ta jest...
2016
Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie buduje napięcie. Wywiera na czytelniku ogromne emocje, przenosi mnie magicznie do świata bohaterów, sprawia, że czuję się, jakbym stała obok Rebeki, albo się w nią wcieliła. To było tak cholernie prawdziwe i rzeczywiste. Powiem Wam, że niewiele jest takich książek, które w taki sposób wpływają na odbiorcę. Za to ogromnie szanuję autorkę.
(...)
Autorka ma to w sobie, że pisze dość dosadnie i ze szczegółami. To, że bohaterka ma okres i spełnia potrzebę fizjologiczną są rzeczami całkowicie normalnymi w naszym życiu (miesiączka, jeśli chodzi o płeć piękną), a niewiele autorów podejmuje się opisywania tego w swoich książkach. Mówią: "a po co o tym pisać? Przecież wiadomo, to naturalne i nie ma potrzeby, by o czymś takim wspominać". Natomiast Kasia się odważyła. Pokazuje to otwarcie. W końcu bohaterki książkowe też mają okres! I nie boi się tego. Ale jaki jest minus? W niektórych momentach był już przesyt. Robiło się niesmacznie, przez co zaczynałam się krzywić. Co za dużo, to niezdrowo.
(...)
Tak czy inaczej, "Na Szczycie" na stałe wryło mi się w pamięć. Pozostawiło na mnie swe piętno, które nie pozwala o sobie zapomnieć. Jestem święcie przekonana, że jeszcze nie raz wrócę do tej pozycji z taką samą radością, z jaką czytałam ją za pierwszym i drugim razem. Mogę użyć wielu przymiotników opisujących "Na Szczycie", ale żaden nie byłby wystarczający. Całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to totalny, elektryzujący i momentami dramatyczny rollercoaster emocji powodujący gwałtowny skok ciśnienia i przyprawiający o szybsze bicie serca.
Link do całej recenzji: https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/08/recenzja-na-szczycie-kn-haner.html
Do tej książki mam ogromny sentyment. Była pierwszym erotykiem, z jakim przyszło mi się zmierzyć, i oczywiście nie ostatnim. W dodatku wciągnęła mnie bez reszty tak, że przez następny cały miesiąc miałam potężnego kaca książkowego, którego w żaden sposób nie dałam rady wyleczyć. Dopóki nie przeczytałam "Na Szczycie" po raz kolejny. :')
Przede wszystkim Kasia świetnie...
Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka, że moje serce nie zabiło z wrażenia ani razu podczas czytania. Z tego, co się dowiedziałam, „Czerwona Królowa” jest debiutem autorki, więc to jeszcze byłam w stanie wybaczyć, bo sama piszę i wiem, jak trudno budować napięcie w książce.
Wątek miłosny... Okej, uwielbiam romanse, miłości w książkach, jestem duszą romantyczki. Ale, obserwując ciąg (bo nie powiem rozwój) relacji Maven-Mare, Cal-Mare, Kilorn-Mare, krzywiłam się z niesmakiem i dodatkowo kręciłam głową z politowaniem podczas czytania. Nie dość, że ten czworokąt jest pchany na siłę, bo oczywiście w głównej bohaterce, jak w typowych dystopiach bywa, muszą się podkochiwać wszystkie osobniki płci przeciwnej, to jeszcze koniecznością jest, by ona miała dylemat, którego woli i którego kocha bardziej. Niczego banalniejszego i dziecinniejszego autorka do tej książki nie mogła wymyślić. Gdyby to jeszcze pasowało do fabuły, czy chociaż znikomej akcji...
(...)
Bardzo duży nacisk autorka położyła na opisach i ich dokładności. Niektórzy uznaliby to za minus, ponieważ zamiast skupić się na rozwoju akcji oraz dopięciu historii, Victoria Aveyard postanowiła dopieścić monologi. Z jednej strony jest to błędem, bo fabuła jest niedopracowana, na czym cierpi, ale z drugiej strony autorka ma fenomenalny styl pisania wyróżniający się na tle innych. Dzięki temu, że go w pełni wykorzystała, nadała swojej książce charakteru i uroku. Wykreowała i opisała świat fantastycznie. Cały ten brud toczącej się wojny, państwo spowite mrokiem, rzeź, litry zmarnowanej ludzkiej krwi Czerwonych, walka o przeżycie... coś niesamowitego. Ten pozytyw stawia książkę w nieco lepszym świetle, dzięki czemu ma ona czym się bronić.
Chciałabym na koniec pochwalić jeszcze oprawę wizualną książki. Mimo niewielu elementów znajdujących się na niej, jest przepiękna. Oddaje charakter i tajemniczość historii zawartej w dość opasłym tomie, co przyciąga wzrok oraz ciekawość odbiorcy.
Szczerze, nie wiem, jak mogłabym podsumować recenzję. Do tej pory jestem wściekła po przeczytaniu lektury, ale mimo wielu minusów, znalazłam też ogromne dwa plusy (bo okładki jako tako nie liczę) na jej obronę.
Komu mogę polecić „Czerwoną Królową”? Na pewno nastolatkom, którzy nie doszukują się wad książki i nie są bardzo wymagającymi czytelnikami, a jedynie co, lubią przy czytaniu zagłębić się w lekturę reprezentującą dany gatunek. Jeżeli natomiast jesteś osobą preferującą ambitniejsze książki lub nie możesz się zdecydować, czy przeczytać tę czy jakąś inną dystopię, na Twoim miejscu odpuściłabym sobie na razie „Czerwoną Królową”. Nie ma tego wielkiego wow, którego się spodziewałam, nie znalazłam tego czegoś, na co tak czekałam podczas czytania powieści. Na księgarskiej półce oznaczonej „książki dla nastolatków” czy „fantastyka” znajdziecie mnóstwo lepszych pozycji od tej.
Link do całej recenzji:
https://ksiazkowarecenzownia.blogspot.com/2017/06/recenzja-czerwona-krolowa-victoria.html#more
Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka,...
więcej Pokaż mimo to