-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-01-28
2023-01-30
„What Beauty There Is” jest jedną z tych historii, które rozdzierają serce kawałek po kawałku, aż nic z niego nie zostanie. To jedna z tych historii, której ból poczujesz nawet w kościach i zostaje on z tobą jeszcze na trochę po jej przeczytaniu. Tyle emocji!
Już dawno nie czytałam nic tak ciężkiego, mrocznego, przygnębiającego i smutnego. Od dawna nie miałam tak dużego problemu, żeby zebrać myśli i napisać kilka słów o tym, co przeczytałam. Książka ta jest tak świetna i dołująca jednocześnie, że nie mogę się zdecydować, co do jej oceny. Muszę ją pochwalić za to, jak zostali wykreowani bohaterowie. Zarówno Jack, jak i Ava są tak boleśnie prawdziwi, dojrzali, wielowymiarowi i intensywni w swoich przemyśleniach oraz działaniach, że zasługują na uznanie. Jack jest dzieciakiem, bratem i jednocześnie dorosłym. Musiał zachować zimną krew i przestawić swoje myślenie w zaledwie chwilę. Z jednej strony napierały na niego ból i rozpacz, a z drugiej strach i odpowiedzialność za młodszego brata. Niepewność kolejnego dnia była dotkliwa, a każda źle podjęta decyzja mogła wyrządzić wiele bólu i cierpienia. Mamy też Avę, która do tej pory żyła kontrolowana na każdym kroku. Dziewczyna z jednej strony chciała pomóc, ale bała się też konsekwencji swoich działań. Bała się zaufać i otworzyć swoje serce na drugiego człowieka, bała się miłości. Rozdarta i przerażona, a jednocześnie dzielna.
Świat, w którym przyszło im żyć, był brutalny i zimny. Zbyt okropny dla kilku młodych ludzi.
Dla młodych ludzi, którzy zasługiwali na wszystko, co najlepsze, na szczęścia, miłość i szczęśliwe zakończenie.
Jeżeli nie boicie się emocjonalnego rollercoastera, który złamie wam serce, to czytajcie w ciemno!
Czy polecam? Ciężko jest polecić coś, co pozostawia za sobą żal i ból, ale tak. Polecam.
-------
Jack i Matty są braćmi, których łączy głęboka więź. Gdy więc pewnego dnia Jack wraca ze szkoły i znajduje ciało ich matki, która popełniła samobójstwo, doskonale zdaje sobie sprawę, że musi zająć się młodszym bratem. Pomimo ogromnego bólu spowodowanego tą stratą, samodzielnie zakopuje ciało, a braciszkowi jej nieobecność tłumaczy wyjazdem na wycieczkę. W tym momencie zaczyna się walka o przetrwanie, bo chłopcy nie mają nikogo bliskiego. Ich ojciec? Odsiaduje w więzieniu wyrok za kradzież pieniędzy.
Ava jest nastolatką, która od zawsze żyła w odosobnieniu, którą ojciec odciął od świata. Kontrolował jej życie, każdy jej ruch. Nie wolno jej było nikomu ufać, nikogo lubić ani kochać. W jej życiu nagle pojawiają się Jack oraz Matty, którzy wywracają jej świat i potrzebują pomocy. Dziewczyna stoi przed dylematem. Jaką decyzję podejmie?
„What Beauty There Is” jest jedną z tych historii, które rozdzierają serce kawałek po kawałku, aż nic z niego nie zostanie. To jedna z tych historii, której ból poczujesz nawet w kościach i zostaje on z tobą jeszcze na trochę po jej przeczytaniu. Tyle emocji!
Już dawno nie czytałam nic tak ciężkiego, mrocznego, przygnębiającego i smutnego. Od dawna nie miałam tak dużego...
2023-01-20
Jack Tamerlaine od dziesięciu lat żyje na kontynencie, gdzie został wysłany jako kilkuletni chłopiec by kształcić się na muzyka. Z dala od swojej rodziny, wioski oraz klanu. Klanu, w którym nigdy nie czuł się chciany ani akceptowany, a na czym bardzo mu zależało. Kiedy więc dostaje list od lairda z prośbą o powrót, jest zaskoczony i niechętny, żeby rzucić wszystko i wrócić. Ciekawość jednak zwycięża i Jack udaje się w podróż na wyspę. Na miejscu dowiaduje się, że we wiosce w niewyjaśnionych okolicznościach znikają dziewczynki i tylko Jack przy pomocy swojej harfy może je odnaleźć.
Rok 2023 niedawno się rozpoczął, a ja już wiem, że ta książka będzie jedną z ulubionych. Pierwszym, co zasługuje na uwagę, jest panujący w niej klimat – deszczowy, ciężki i tajemniczy. Magia, która panuje na wyspie i poza nią jest odczuwana na każdym kroku. Jest częścią życia mieszkańców. Nie tylko magia jest silna i podstępna. Żywioły również mają znaczący wpływ na życie mieszkańców, a szczególnie wiatr. Podstępny, knujący i uwielbiający plotkować – nic się przed nim nie ukryje. Podoba mi się to, że magia jest praktyczna i pokazana nie tylko w samych superlatywach - w tym przypadku używanie jej ma swoje konsekwencje, bo w życiu nie ma nic za darmo.
Oprócz świata na uwagę zasługują także bohaterowie i to nie koniecznie ci pierwszoplanowi. Całym sercem pokochałam Sidrę i Torina, których relacja może początkowo nie leży nawet blisko ideału, ale wydarzenia dziejące się na wyspie sprawiają, że nabierają mądrości wobec samych siebie. Ich relacja dojrzewa, staje się trwalsza i piękniejsza. Co do Jacka i Adairy mam mieszane uczucia, bo jako główne postaci powinni być wyraźniejsi, bardziej charakterni, powinni być JACYŚ. W moim odczuciu nie byli. Jedynie Jack miał momenty, które sprawiały, że stawał się dla mnie widoczny. Był to potencjał, który nie został wykorzystany.
Co do samej historii. Uważam, że pióro autorki jest bardzo dobre. Wszystko to jak opisywała wydarzenia, jak czerpała z celtyckiej mitologii poprzez samo budowanie zdań i używanie zwrotów często zapomnianych sprawiło, że czułam się jakbym była tam naprawdę. Walki klanów, duchy, mroczne strony mocy... było tego tak dużo, a zarazem tak niewiele! Liczę na to, że autorka jeszcze bardziej wykorzysta potencjał ukryty w tej historii, bo można z niej jeszcze sporo wyciągnąć, a zwłaszcza z Jacka i Adairy.
Jack Tamerlaine od dziesięciu lat żyje na kontynencie, gdzie został wysłany jako kilkuletni chłopiec by kształcić się na muzyka. Z dala od swojej rodziny, wioski oraz klanu. Klanu, w którym nigdy nie czuł się chciany ani akceptowany, a na czym bardzo mu zależało. Kiedy więc dostaje list od lairda z prośbą o powrót, jest zaskoczony i niechętny, żeby rzucić wszystko i wrócić....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-02
Przez połowę książki cholernie się nudziłam, bo nic się nie działo, NIC. Wojna na tweety była bezsensowna i przede wszystkim nudna. Chemia między bohaterami dobrze się przede mną ukryła, bo nie mogłam jej znaleźć. Zabawnych momentów jak na lekarstwo.
Miało być lekko, przyjemnie i uroczo.
Było nudno, rozwlekle, a uroczo tylko w tytule.
Nie znalazłam w niej niczego dla siebie, ale to nie jest zła książka!
Przez połowę książki cholernie się nudziłam, bo nic się nie działo, NIC. Wojna na tweety była bezsensowna i przede wszystkim nudna. Chemia między bohaterami dobrze się przede mną ukryła, bo nie mogłam jej znaleźć. Zabawnych momentów jak na lekarstwo.
Miało być lekko, przyjemnie i uroczo.
Było nudno, rozwlekle, a uroczo tylko w tytule.
Nie znalazłam w niej niczego dla...
2022-12-19
2022-12-19
Huk! Rozlega się tak nagle i niespodziewanie, że nie jesteś tego świadom_
Szybko orientujesz się, że nie wiesz, czym był on spowodowany ani przez kogo. Nie wiesz, kim jesteś ani gdzie się znajdujesz. Orientujesz się, że otaczają cię ludzie, których nie znasz, ale oni świetnie znają ciebie. Zadajesz sobie pytanie „co się dzieje?”, ale odpowiedź nie przychodzi. Wszystko jest takie dziwne, a ty chcesz, żeby było normalnie.
Charlie i Silas to dwoje nastolatków, którzy pewnego dnia tracą pamięć. Nie pamiętają siebie nawzajem, nie wiedzą ,kim dla siebie są i nie wiedzą, co ich łączy. Mimo wszystko czują, że byli kiedyś dla siebie bliscy. Znalezione zdjęcia, pamiątki oraz listy tylko ich w tym utwierdzają. Silas za wszelką cenę chce odnaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania i dowiedzieć się, co się z nim stało. Charlie pomimo pytań woli zostawić przeszłość za sobą. Czy uda im się osiągnąć zamierzone cele? Czy poznają prawdę o swoim losie? Czy odnowią uczucie, które kiedyś ich łączyło?
„Zamierzam sprawić, że znów się we mnie zakochasz”
CoHo słynie z romantycznych książek dla dorosłych odbiorców. W tym przypadku dostaliśmy powieść YA, w której wątek romantyczny jest ważny, ale nie kluczowy. Wszystko za sprawą Tarryn, która zajęła się poprowadzeniem tego wątku. Tajemnice i niedopowiedzenia trzymają nas w napięciu, a my zagłębiając się w treść, coraz bardziej chcemy poznać odpowiedzi na wiele pytań. Pragniemy dowiedzieć się wszystkiego o przeszłości naszych bohaterów, a także, co spowodowało, że zapomnieli o sobie i łączącym ich uczuciu.
Książkę tę czytałam kilka lat temu, a dzięki wydawnictwu Moondrive miałam okazję ponownie po nią sięgnąć. Nie zmieniam jednak zdania. Pomimo upływu lat wciąż uwielbiam tę historię, którą wam polecam. Na pewno sięgnę po nią ponownie, za jakiś czas.
Huk! Rozlega się tak nagle i niespodziewanie, że nie jesteś tego świadom_
Szybko orientujesz się, że nie wiesz, czym był on spowodowany ani przez kogo. Nie wiesz, kim jesteś ani gdzie się znajdujesz. Orientujesz się, że otaczają cię ludzie, których nie znasz, ale oni świetnie znają ciebie. Zadajesz sobie pytanie „co się dzieje?”, ale odpowiedź nie przychodzi. Wszystko jest...
2022-12-05
Becca nie jest typem romantyczki. Chroni swoje serce jak największy skarb, bo uważa, że miłość ma swoją datę przydatności, więc po co wystawiać je na rozczarowanie. Jedyne miłosne uniesienia, których doświadcza to te przeżywane w książkach – są one bezpieczne, nierealne i nie złamią jej serca na pół.
Brett to szkolny przystojniak i sportowiec, ale pomimo swojej pięknej buźki i sławy nie jest kobieciarzem ani imprezowiczem. Szanuje każdego, jest miły, uczynny i przeuroczy.
Już dawno nie przeczytałam tak uroczej historii. Historii, gdzie bohaterowie są bardzo naturalni i lekko nieporadni. Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że nie dostaliśmy tutaj żadnego bad boya, demoralizujących zachowań ani toksycznych relacji, przez co od początku do końca było przyjemnie. Może nawet za bardzo, ale czy zawsze muszą dziać się jakieś dramaty? Pojawiają się lekko trudniejsze sprawy, ale zostały bardzo dobrze wplecione w pozostałą treść, przez co nie było to ciężkie ani przytłaczające.
Minusy? Trochę przewidywalna i zdecydowanie ZA KRÓTKA, co odbiło się na rozwinięciu niektórych wątków. Myślę, że te 100-150 stron więcej przyniosłoby tej historii wiele korzyści, ale mogę się mylić. Może cały jej urok tkwi w tym, że jest krótka i lekka?
Idealna na jesienno-zimowy wieczór!
Becca nie jest typem romantyczki. Chroni swoje serce jak największy skarb, bo uważa, że miłość ma swoją datę przydatności, więc po co wystawiać je na rozczarowanie. Jedyne miłosne uniesienia, których doświadcza to te przeżywane w książkach – są one bezpieczne, nierealne i nie złamią jej serca na pół.
Brett to szkolny przystojniak i sportowiec, ale pomimo swojej pięknej...
2022-09-21
2022-11-20
Kiedy Mickey dostaje się do uczelnianej drużyny hokejowej, wydawać by się mogło, że ma już prawie wszystko. Rozpoznawalność, sławne nazwisko, przywileje i ogromną karierę na wyciągnięcie ręki. O ile Mickey uwielbia hokeja, tak od dawna nie odczuwa już przyjemności z tej gry. Podąża drogą wymarzoną przez jego rodzinę, a szczególnie ojca, który bardzo chce, żeby jego syn przedłużył hokejowy ród. Napływające z każdej strony oczekiwania, ciągłe patrzenie na ręce, a także zacięta rywalizacja ze swoim największym rywalem – Jaysenem – wpychają chłopaka w coraz większą przepaść.
Nie pomaga też fakt, że Mickey zmaga się z depresją, która nasila się każdego dnia, ani to, że jest biseksualny, co jest zmuszony ukrywać. Świat sportu, a zwłaszcza hokeja, jest przepełniony toksyczną męskością. Utarło się, że to sport tylko dla „prawdziwych heteroseksualnych mężczyzn”, najlepiej białych. Jak więc można być sobą i jednocześnie czerpać radość z życia? Jest to cholernie trudne, więc przed chłopakiem wiele trudnych wyzwań, z którymi będzie musiał sobie poradzić.
Może być pewny tego, że jego największy rywal – Jaysen – będzie bacznie go obserwował, nie tylko pod względem rywalizacji, ale też prawdziwego zainteresowania, które sprawi, że hokejowy lód zapłonie.
„Icebreaker” to jedna z tych historii, które wciągają od pierwszych stron, chociaż na początku nie zdajesz sobie sprawy, dlaczego tak się dzieje. Może dlatego, że główny bohater nie jest przepełniony testosteronem, nie należy do wysokich, szczególnie umięśnionych ani nie imprezuje na każdym kroku? Tak, to zdecydowanie ma swój urok, taka odskocznia od tego wszechobecnego testosteronu.
Największymi zaletami tej historii było przedstawienie wielu realnych problemów, z którymi zmagają się młodzi ludzie, a bardzo często są one ignorowane czy umniejszane do stwierdzeń typu: „narzekasz”, „jesteś leniw_ i wymyślasz” „co ty wiesz o życiu”. Zapominają jednak, że na każdym etapie życia te problemy wyglądają inaczej i nie należy im umniejszać w żaden sposób. Depresja, homofobia czy zbyt duża presja narzucana przez otoczenie są jak najbardziej realne i coraz bardziej powszechne, dlatego cieszy mnie ich nagłaśnianie.
Miałam mały problem z wątkiem romantycznym między naszymi bohaterami. Zabrakło mi czegoś pomiędzy zaciętą rywalizacją a gorącym uczuciem. Zabrakło mi tych wszystkich sytuacji pośrodku, które mogły się rozwinąć, ale nie będę narzekać. Od początku było czuć przyciąganie między nimi.
Historia miejscami bardzo urocza, cukierkowa, przeplatana różnymi problemami, ale ostatecznie osiągająca swój happy end. Czego chcieć więcej?
Kiedy Mickey dostaje się do uczelnianej drużyny hokejowej, wydawać by się mogło, że ma już prawie wszystko. Rozpoznawalność, sławne nazwisko, przywileje i ogromną karierę na wyciągnięcie ręki. O ile Mickey uwielbia hokeja, tak od dawna nie odczuwa już przyjemności z tej gry. Podąża drogą wymarzoną przez jego rodzinę, a szczególnie ojca, który bardzo chce, żeby jego syn...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-18
Gdybym miała stworzyć listę książek, które w tym roku wywołały u mnie smutek i żal, to na jej szczycie znalazłoby się „My Policeman”.
Wielka Brytania w latach pięćdziesiątych. Młodziutka Marion wdycha głębokimi uczuciami do brata swojej najlepszej przyjaciółki, Toma. To uczucie nie znika nawet wtedy, gdy Tom idzie do wojska, a gdy wraca do domu i zostaje policjantem, postanawia zdobyć jego serce. Ich związek jest prawie jak z bajki – przystojny policjant i piękna nauczycielka. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy Tomas poznaje Patricka – przystojnego kustosza muzeum sztuki. Ten wykształcony mężczyzna wzbudził Tomasie uczucia, których wcześniej nie śnił nawet czuć. Spędzając ze sobą czas, uświadomili sobie, że to, co ich łączy jest piękne, głębokie i przede wszystkim, zakazane. W tamtych latach nie było na świecie miejsca dla homoseksualizmu, a osoby podejrzane o taką dewiację trafiały do więzienia. Żeby móc być ze sobą, mężczyźni musieli uruchomić sieć kłamstw, w której ofiarą była Marion. Tomas kłamał żonie w twarz, udawał przykładnego i oddanego męża, ale jego myśli i serce wciąż były przy Patricku.
Historię o tych wydarzeniach poznajemy z perspektywy Marion i Patricka, co było dla mnie minusem. Cały czas brakowało mi spojrzenia Tomasa na to wszystko, w końcu był jedną z głównych postaci w tym miłosnym trójkącie. Ciekawiło mnie co on myśli i czuje w danym momencie. Chciałam poznać jego przemyślenia odnośnie do całej sytuacji oraz wiedzieć, co czuje w związku z Marion. Kobieta, przez długi czas nieświadoma, rywalizowała o względy swojego ukochanego z innym mężczyzną i nieważne jak bardzo się starała, ciągle była w tyle nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Było mi jej tak bardzo szkoda i rozumiem jej reakcję po tym, gdy dowiedziała się prawdy.
Uważam, że Marion zasługiwała na więcej. Nie zasłużyła na bycie zdradzoną i oszukiwaną. Patrick i Tomas również mogli dostać więcej od życia. Zasługiwali na to, żeby móc kochać i być kochanymi. Zasługiwali na to by być sobą i nie musieć się ukrywać. Zasługiwali na to, by ich miłość nie była uważana za odrażającą i skrzywioną. Pomimo tych wszystkich kłamstw, których się dopuścili, szczególnie wobec Marion, zasługiwali na szczęście. Szkoda tylko, że przy tym czyjeś serce musiało pęknąć.
Zakończenie mnie przytłoczyło, dobiło i pozostawiło za sobą smutek, ale i niedopowiedzenie. Taka historia, która się skończyła, ale nadal o niej myślisz i zastanawiasz się, jakby to było, gdyby… gorzko-gorzkie zakończenie.
Gdybym miała stworzyć listę książek, które w tym roku wywołały u mnie smutek i żal, to na jej szczycie znalazłoby się „My Policeman”.
Wielka Brytania w latach pięćdziesiątych. Młodziutka Marion wdycha głębokimi uczuciami do brata swojej najlepszej przyjaciółki, Toma. To uczucie nie znika nawet wtedy, gdy Tom idzie do wojska, a gdy wraca do domu i zostaje policjantem,...
2022-11-10
„Korona za złoconych kości” nie zawiodła moich oczekiwań. Już od pierwszych stron znajdujemy się w samym centrum wydarzeń, które rozpoczęło się w poprzednim tomie, a „im dalej w las” tym jest jeszcze ciekawiej. Przez to, że cały czas coś się działo ciężko było mi odkładać książkę i zająć przyziemnymi sprawami, które niestety nie chciały poczekać. Nowe informacje nawarstwiają się jedna po drugiej, przygniatając czytelnika swoim ciężarem. Poznajemy odpowiedzi na wiele pytań, które mogliśmy zadać sobie w poprzednich tomach. Dowiadujemy się o przeszłości, która skrywała liczne tajemnice i mroczne sekrety. Zdejmujemy fałszywe maski tym, którzy wydawali się przyjaciółmi. Dostajemy nieoczekiwaną pomoc oraz wsparcie. Odnajdujemy w sobie siłę, by przeciwstawić się złu i cierpieniu.
Trzeci tom w większości skupia się na postaci Poppy, na jej przeszłości, pochodzeniu, mocy i odkrywaniu samej siebie. Na wolności, podejmowaniu decyzji, ponoszeniu konsekwencji własnych działań, na próbach i błędach. Pokazuje nam, jak ogromną moc daje miłość oraz do czego może prowadzić poświęcenie w jej imieniu. Ujrzymy świat, gdzie prawdziwa przyjaźń jest towarem deficytowym, a także jak ważne i cenne jest zaufanie. Będziemy świadkami tego, jak główna bohaterka rozkwita i rośnie w siłę – zaimponowała mi swoich zachowaniem na końcówce!
Znajdziemy też sporo miłosnych scen, a także tych bardziej pikantnych, dla fanów czegoś grzesznego. Intensywność tych drugich mogłaby być odrobinę mniejsza, bo czasami kłóciło mi się to z całą otoczką przed i po, ale nie zamierzam narzekać. Mam słabość do pewnego ciemnego typa, który w tej części usunął się trochę w cień i stanowił tło oraz podporę dla głównej bohaterki. Był przy jej boku, wspierał ją jak tylko mógł, bronił honoru i nie pozwalał, by ktokolwiek podważał jej zdanie. Był prawdziwym partnerem, filarem jej siły, tarczą i słabością jednocześnie.
Czy to wszystko wystarczy, by zakończyć tę pętlę kłamstw, która jest jeszcze bardziej zawiła niż wydawała się na początku? Czy uda się to wszystko zakończyć, by ustało cierpienie niewinnych?
Wierzę, że tak.
„Korona za złoconych kości” nie zawiodła moich oczekiwań. Już od pierwszych stron znajdujemy się w samym centrum wydarzeń, które rozpoczęło się w poprzednim tomie, a „im dalej w las” tym jest jeszcze ciekawiej. Przez to, że cały czas coś się działo ciężko było mi odkładać książkę i zająć przyziemnymi sprawami, które niestety nie chciały poczekać. Nowe informacje...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-31
Magia to nie tylko wymachiwanie różdżką czy rzucanie zaklęć. Towarzystwo Aleksandryjskie jest bardzo tajemniczą organizacją, która w swoich szeregach ma wielu potężnych Madejów. Żeby zasilić swoje szeregi, co dziesięć lat zapraszają sześcioro najzdolniejszych magów, którzy przez rok muszą ze sobą współpracować i jednocześnie rywalizować o miejsce w Stowarzyszeniu. Mają rok na to, żeby posiąść tajną wiedzę oraz popracować nad swoimi umiejętnościami. Na tych, ktorzy się dostaną do Stowarzyszenia, czeka władza, bogactwo oraz ogromna wiedza. Ktoś jednak będzie musiał odpaść, bo wolnych miejsc jest jedynie pięć.
Gdybym miała stworzyć listę książek idealnych na jesień, to „The Atlas Six” na pewno by się na niej znalazła. Panujący w niej klimat dark academy, tajemniczo-ponura aura i powoli rozwijająca się fabuła nadają tej książce całkowicie jesieniarski vibe. Nie mam na myśli tej pięknej i złotej jesieni, a tę szarą, ponurą i deszczową. Dla wielu osób wolno rozwijająca się akcja może być problemem, ale uważam, że w tym przypadku był to bardzo dobry zabieg. Dzięki temu mamy więcej czasu na to, by dokładniej zagłębić się w poszczególne zagadnienia, które dla laika takiego jak ja, mogą być całkowicie obce. Nie jesteśmy rzucani przez autorkę na głęboką wodę i pozostawieni sami sobie. Zaznajamiamy się ze wszystkim powoli, niespieszno, bardziej dogłębnie, mamy więcej czasu na to, by wczuć się w sytuację i poczuć ją. Czymś, co mnie bardzo zaskoczyło było pokazanie wydarzeń z perspektywy (aż) sześciu osób! SZEŚĆ! Z reguły w książkach mamy do czynienia z perspektywą jednej lub maksymalnie dwóch osób, bardzo rzadko zdarza się, by były to trzy osoby, a co dopiero sześć. Początkowo miałam problem z przyzwyczajeniem się do tego rozwiązania i momentami było to męczące, ale im dalej zagłębiałam się w treść, tym bardziej zaczęłam to doceniać. Dostałam możliwość poznania każdego z bohaterów w bardziej wielowymiarowy sposób, z perspektywy każdego z nich, a nie jedynie osoby będącej obok i wyrażającej swoje zdanie na temat innych.
Uważam, że wszystkie postacie zostały dobrze wykreowane, nie są wyidealizowane jak to często bywa. Magia każdej z osób jest inna, skupia się na czymś innym, dzięki czemu w grupie świetnie się uzupełniają, a w osobnym starciu dostarczają czytelnikowi rozrywki. Nie jestem w stanie wskazać swojego ulubieńca, bo każdy z Madejów zasługuje na zainteresowanie. Nawet jeżeli niektórzy są bardziej irytujący od pozostałych.
Mam wrażenie, że ten tom jest tak naprawdę wprowadzeniem do tego, co będzie się działo dalej. Było to dla mnie coś nowego i innego, ale miało w sobie wszystko, żeby mnie przyciągnąć i zostać na dłużej. Jestem zdecydowanie na tak i pragnę więcej, o wiele więcej akcji!
Magia to nie tylko wymachiwanie różdżką czy rzucanie zaklęć. Towarzystwo Aleksandryjskie jest bardzo tajemniczą organizacją, która w swoich szeregach ma wielu potężnych Madejów. Żeby zasilić swoje szeregi, co dziesięć lat zapraszają sześcioro najzdolniejszych magów, którzy przez rok muszą ze sobą współpracować i jednocześnie rywalizować o miejsce w Stowarzyszeniu. Mają rok...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-27
Wraz z uzyskaniem statusu idola nastolatek, należy liczyć się z tym, że dotychczasowe życie nie będzie takie samo jak wcześniej. Z zestawie z rozpoznawalnością, sławą i pieniędzmi dostaje się brak prywatności, a każde słowo, decyzje czy najdrobniejsze gesty są obserwowane, analizowane i szeroko komentowane. Żeby przeżyć w takim świecie, należy udawać, dopasowywać się, ukrywać i chować w sobie prawdziwe ja w obawie przed tym, że może to się komuś nie spodobać.
Chłopaki z Saturday przekonali się o tym na własnej skórze. Pomimo tego, że uwielbiają swoje życie, to dostrzegają minusy, które wiążą się z byciem najpopularniejszym boysbandem w Ameryce.
Muszą być tacy, jakich wyobrażają ich sobie inni, a o wszystkim decyduje wytwórnia - od fryzur, po ubrania czy repertuar, który nagrywają. Są lalkami sterowanymi przez rekinów biznesu, których interesują jedynie pieniądze. Kreują ich na kogoś, kim nigdy nie byli i nie są. Tworzą ich od nowa I dopasowują do aktualnych ideałów, do których wzdychają tysiące nastolatek.
Ich problemy, marzenia i pragnienia nie mają znaczenia. Decydując się na sławne życie, podpisali kontrakt i zaprzedali duszę celebryckiemu diabłu.
Muszą tłumić w sobie to, co czują, to czego pragną i to, co chcieliby mieć. Muszą tłumić swoje uczucia, zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzi miłość do osoby tej samej płci. Muszą na swój sposób radzić sobie z tym, co ich przytłacza i niszczy od środka, a wybierane metody nie zawsze są odpowiednie.
"A jak to się wyda" to interesująca historia o tym, jakie jest życie na świeczniku, o braku prywatności, o nastoletnich problemach, o przyjaźni i sile miłości, która może wzbudzić kontrowersje i ogromną niechęć. Historia ta pokazuje, jak wygląda życie wielu znanych ludzi, których cenimy i uwielbiamy.
Historia o byciu sobą w tym pokręconym świecie.
Bardzo przyjemna i wciągająca lektura.
Wiadomo, że ma swoje minusy, ale to też jest jej urok, bo nie jest idealna tak samo, jak prawdziwe życie.
Wraz z uzyskaniem statusu idola nastolatek, należy liczyć się z tym, że dotychczasowe życie nie będzie takie samo jak wcześniej. Z zestawie z rozpoznawalnością, sławą i pieniędzmi dostaje się brak prywatności, a każde słowo, decyzje czy najdrobniejsze gesty są obserwowane, analizowane i szeroko komentowane. Żeby przeżyć w takim świecie, należy udawać, dopasowywać się,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-23
Dla Emilii rodzina zawsze była najważniejsza. Kiedy więcej jej siostra zostaje zamordowana, gotowa jest udać się do samego piekła i zawrzeć pakt z diabłem, byleby odkryć kto i dlaczego stoi za morderstwem jej siostry.
Jedyną osobą, której może ufać jest ona sama,bo jak wiemy – demony nie zasługują na większe zaufanie, a ich wymijające odpowiedzi tylko to potwierdzają. Jeżeli jednak chce przeżyć w tym świecie jak najdłużej musi zawrzeć tymczasowe przymierze z jednym z Książąt Piekieł – Panem Gniewu. Nie oznacza to jednak, że może mu ufać – nawet nie powinna. Zdrowy rozsądek podpowiada jej, żeby miała zawsze oczy dookoła głowy. Serce zaś nie potrafi dogadać się z rozumem.
Kierowana gniewem i chęcią zemsty zrobi wszystko, co trzeba, że dowiedzieć się prawdy.
Przy okazji odkryje sprawy, które nie powinny ujrzeć światło dzienne, a także takie, które wprowadzą jeszcze większy zamęt w jej dotychczasowym życiu.
---
Akcja „Królestwa Przeklętych” kręci się w piekle, co trochę mnie zasmuciło, bo włoski klimat z pierwszego tomu zachwycał i na dłużej utknął w pamięci. Opisy miejsc, jedzenia, ziół – raj dla wszystkich zmysłów, wyobraźnia szalała. W Piekle potrafi być równie ciekawie, zwłaszcza, gdy do dyspozycji dostajemy Książąt Piekieł, z których każdy jest wyjątkowy, tajemniczy i niebezpieczny.
Pomimo początkowej determinacji Emilii, dostajemy niewiele konkretów w związku z morderstwem jej siostry, a jedynie jeszcze więcej niewiadomych oraz dziwnych zagadek. Dziewczyna ma ciągle pod górkę, ale nikt nie twierdził, że będzie łatwo, prawda? Gdzieś zaginął ten wątek „kryminalny”, który w pierwszej części pojawiał się częściej i więcej. Zamiast tego dostajemy mnóstwo momentów, które skupiają się na relacji Emilii z Gniewem. Przede wszystkim tej cielesnej. Ich fizyczne przyciąganie jest tak silne, że ciężko się mu przeciwstawić. Lecą iskry, pożądanie zalewa ich ciała. Czy kryje się za tym coś więcej? Możliwe ;-)
Końcówka mocno zaskakuje i sprawia, że pojawia się jeszcze więcej pytań.
Liczę na to, że w trzecim tomie będzie się działo!
Dla Emilii rodzina zawsze była najważniejsza. Kiedy więcej jej siostra zostaje zamordowana, gotowa jest udać się do samego piekła i zawrzeć pakt z diabłem, byleby odkryć kto i dlaczego stoi za morderstwem jej siostry.
Jedyną osobą, której może ufać jest ona sama,bo jak wiemy – demony nie zasługują na większe zaufanie, a ich wymijające odpowiedzi tylko to potwierdzają....
2022-08-05
Jestem miło zaskoczona. Bardzo w porządku młodzieżówka z wątkiem kryminalnym. Jest w niej też mały romans, ale bardzo w tle. Jedyne, co mnie denerwowało, to idealizowanie głównej bohaterki w oczach innych - robienie z niej "świętej" bez większego powodu.
Jestem miło zaskoczona. Bardzo w porządku młodzieżówka z wątkiem kryminalnym. Jest w niej też mały romans, ale bardzo w tle. Jedyne, co mnie denerwowało, to idealizowanie głównej bohaterki w oczach innych - robienie z niej "świętej" bez większego powodu.
Pokaż mimo to2022-08-10
Jak możesz udowodnić przyjaciółce, że nie żywisz już żadnych uczuć do byłego partnera? To proste! Całujesz przypadkową osobę i udajesz, że jest twoją nową, wielką miłością. Co może pójść nie tak? Tą przypadkową osobą okazuje się postrach wszystkich studentów-oschły, oziębły, surowy, ale i przystojny wykładowca.
To za bajzel, gorzej być nie mogło.
Olive nie brała takiego scenariusza pod uwagę, dlatego jest zaskoczona i przerażona, gdy całowanym przez nią mężczyzną okazuje się Adam Carlsen-najbardziej znienawidzona osoba na uniwersytecie. Mężczyzna, który doprowadza studentów do płaczu, a niektórych do rezygnacji ze studiów. Surowość, skrupulatność i brak zahamowań stają się jego znakiem rozpoznawczym. Tyran z krwi i kości.
Po dość burzliwym początku znajomości, decydują się udawać parę i osiągnąć obopólną korzyść z tego układu. Tak właśnie rozpoczyna się tornado, które Olive nieoczekiwanie rozpętała.
-----
Jeżeli szukacie lekkiego, pozytywnie głupiutkiego i nierealnego romansu, to "The Love Hypothesis" sprawdzi się tutaj idealnie.
Już na samym początku dostajemy w twarz absurdalną sytuacją, a im dalej w las, tym takich treści jest więcej, ale i tak czytamy dalej, bo po drodze może tyle się wydarzyć. Nie uważam tych nierealnych wydarzeń za złe, wręcz przeciwnie! Potrzebuję takich uroczych, głupiutkich i niewinnych treści w swoim szarym, smutnym i ciężkim życiu. No dobra, nie takich do końca niewinnych treści, bo Adam w końcu pokaże, że wcale nie jest taki oziębły jak mogłoby się wydawać 😏
Zakończenie możemy przewidzieć już na samym początku, ale warto odkryć to, co dzieje się po drodze. Historia ta nie ocieka jedynie mlekiem i miodem. Ma też swoje cierpkie momenty, które pokazują bardziej przyziemne sytuacje, jakie zdarzają się w życiu codziennym.
Wielu osobom nie spodoba się ta historia, mogę nawet zrozumieć dlaczego, ale ja polecam.
Jak możesz udowodnić przyjaciółce, że nie żywisz już żadnych uczuć do byłego partnera? To proste! Całujesz przypadkową osobę i udajesz, że jest twoją nową, wielką miłością. Co może pójść nie tak? Tą przypadkową osobą okazuje się postrach wszystkich studentów-oschły, oziębły, surowy, ale i przystojny wykładowca.
To za bajzel, gorzej być nie mogło.
Olive nie brała takiego...
2022-07-30
Bryce wraz z Huntem oraz przyjaciółmi mogą w końcu zaznać odrobiny spokoju. Po ciężkiej walce, którą wygrali, mają prawo do odpoczynku i w miarę normalnego życia. Nie oznacza to, że są wolni, oj nie. Asteri mają oczy dookoła głowy, wiedzą i widzą wszystko. Śledzą ruchy i czekają w ukryciu na każdy fałszywy ruch.
Spokój na chwilę zagościł w mieszkańcach Lunationu. Pewne tajemnice zostały rozwiązane i wydawać by się mogło, że będzie to trwało wiecznie. Nic z tego. Pani Maas nie uznaje słów „żyli spokojnie i szczęśliwie”.
Zrzuca na bohaterów kolejne bomby, tajemnice do odkrycia i zagadki do rozwiązania. Danika i jej sekrety kolejny raz odgrywają kluczową rolę i nawet po śmierci wciąż jest tą, która gra pierwsze skrzypce.
„Dom Nieba i Oddechu cz. 1” to taki wstęp do tego, co dzieje się w drugiej części. Powoli, niespiesznie, momentami nużąco, ale akcja w końcu nabiera tempa. Mamy okazję lepiej poznać niektóre postaci, a także te całkowicie nowe. Starzy i nowi wrogowie siedzą im na ogonach, ukryci, wyczekujący. Pierwsza część pozostawia po sobie niedosyt i oczekiwanie.
Na ratunek przychodzi „Dom Nieba i Oddechu cz.2” i tutaj… DZIEJE SIĘ! Nieoczekiwane zwroty akcji, prawda o potędze Asteri, buntownicy, zaskakujące historie miłosne oraz… nie będę spoilerować! Napiszę jedynie, że fani twórczości Maas będą zachwyceni. Ja byłam, do tej pory nie mogę się otrząsnąć. Oczekiwanie na trzeci tom będzie dla mnie torturą. Nie mam pojęcia, jak autorka to wszystko poprowadzi, ale wiem, że będzie gorąco. Będzie rozpierducha. Czuję to w kościach. Niech mnie Hel pochłonie, jeżeli się mylę!
Czy znajdziemy tutaj jakieś gorące sceny? Oj tak, całkiem sporo. Będzie sprośnie, zmysłowo, ale też lekko żenująco. Nie czytałam w oryginale, więc nie mam porównania, ale wydaje mi się, że tłumaczenie odleciało i nie sprostało wyzwaniu. Szkoda.
Maas jak zwykle nie pierdzieliła się w tańcu i nie brała jeńców. Ponownie zrobiła kisiel z mojego mózgu, świetnie się przy tym bawiąc, a ja razem z nią. Powtarzam to często, ale nic nie poradzę na to, że autorka kiedyś mnie wykończy.
O jej książkach można powiedzieć wiele, a o Księżycowym Mieście szczególnie dużo. Może i język jest rynsztokowy (mnóstwo przekleństw), bohaterowie wyidealizowani, a schemat trochę powielony z pozostałych serii, ale kto by się tym przejmował. Dopóki świetnie się przy tym bawię, to nic mi nie przeszkadza.
Bryce wraz z Huntem oraz przyjaciółmi mogą w końcu zaznać odrobiny spokoju. Po ciężkiej walce, którą wygrali, mają prawo do odpoczynku i w miarę normalnego życia. Nie oznacza to, że są wolni, oj nie. Asteri mają oczy dookoła głowy, wiedzą i widzą wszystko. Śledzą ruchy i czekają w ukryciu na każdy fałszywy ruch.
Spokój na chwilę zagościł w mieszkańcach Lunationu. Pewne...
2022-07-28
Bryce wraz z Huntem oraz przyjaciółmi mogą w końcu zaznać odrobiny spokoju. Po ciężkiej walce, którą wygrali, mają prawo do odpoczynku i w miarę normalnego życia. Nie oznacza to, że są wolni, oj nie. Asteri mają oczy dookoła głowy, wiedzą i widzą wszystko. Śledzą ruchy i czekają w ukryciu na każdy fałszywy ruch.
Spokój na chwilę zagościł w mieszkańcach Lunationu. Pewne tajemnice zostały rozwiązane i wydawać by się mogło, że będzie to trwało wiecznie. Nic z tego. Pani Maas nie uznaje słów „żyli spokojnie i szczęśliwie”.
Zrzuca na bohaterów kolejne bomby, tajemnice do odkrycia i zagadki do rozwiązania. Danika i jej sekrety kolejny raz odgrywają kluczową rolę i nawet po śmierci wciąż jest tą, która gra pierwsze skrzypce.
„Dom Nieba i Oddechu cz. 1” to taki wstęp do tego, co dzieje się w drugiej części. Powoli, niespiesznie, momentami nużąco, ale akcja w końcu nabiera tempa. Mamy okazję lepiej poznać niektóre postaci, a także te całkowicie nowe. Starzy i nowi wrogowie siedzą im na ogonach, ukryci, wyczekujący. Pierwsza część pozostawia po sobie niedosyt i oczekiwanie.
Na ratunek przychodzi „Dom Nieba i Oddechu cz.2” i tutaj… DZIEJE SIĘ! Nieoczekiwane zwroty akcji, prawda o potędze Asteri, buntownicy, zaskakujące historie miłosne oraz… nie będę spoilerować! Napiszę jedynie, że fani twórczości Maas będą zachwyceni. Ja byłam, do tej pory nie mogę się otrząsnąć. Oczekiwanie na trzeci tom będzie dla mnie torturą. Nie mam pojęcia, jak autorka to wszystko poprowadzi, ale wiem, że będzie gorąco. Będzie rozpierducha. Czuję to w kościach. Niech mnie Hel pochłonie, jeżeli się mylę!
Czy znajdziemy tutaj jakieś gorące sceny? Oj tak, całkiem sporo. Będzie sprośnie, zmysłowo, ale też lekko żenująco. Nie czytałam w oryginale, więc nie mam porównania, ale wydaje mi się, że tłumaczenie odleciało i nie sprostało wyzwaniu. Szkoda.
Maas jak zwykle nie pierdzieliła się w tańcu i nie brała jeńców. Ponownie zrobiła kisiel z mojego mózgu, świetnie się przy tym bawiąc, a ja razem z nią. Powtarzam to często, ale nic nie poradzę na to, że autorka kiedyś mnie wykończy.
O jej książkach można powiedzieć wiele, a o Księżycowym Mieście szczególnie dużo. Może i język jest rynsztokowy (mnóstwo przekleństw), bohaterowie wyidealizowani, a schemat trochę powielony z pozostałych serii, ale kto by się tym przejmował. Dopóki świetnie się przy tym bawię, to nic mi nie przeszkadza.
Bryce wraz z Huntem oraz przyjaciółmi mogą w końcu zaznać odrobiny spokoju. Po ciężkiej walce, którą wygrali, mają prawo do odpoczynku i w miarę normalnego życia. Nie oznacza to, że są wolni, oj nie. Asteri mają oczy dookoła głowy, wiedzą i widzą wszystko. Śledzą ruchy i czekają w ukryciu na każdy fałszywy ruch.
Spokój na chwilę zagościł w mieszkańcach Lunationu. Pewne...
2022-07-07
Kłamstwo. Dotychczasowe życie Poppy okazało się kłamstwem, tak samo jak mężczyzna, któremu oddała swoją duszę oraz ciało. Wszystko, co wiedziała. Wszystko, w co wierzyła. Wszystko to, co znała… było kłamstwem. Przez te wszystkie lata zrobiono z niej kogoś, kim nigdy nie była.
Jak teraz będzie wyglądało jej życie? Czy komuś mogła zaufać? Czy będzie bezpieczna? Czy dowie się całej prawdy o swojej przeszłości?
--------
Drugi tom skupia się głównie na Poppy, na jej przemyśleniach, odczuciach oraz zagłębianiu się w prawdę. Z każdą kolejną stroną powoli poznaje odpowiedzi na pytania, które kotłują się w jej głowie. Poznaje siebie na nowo i odkrywa świat, ten nowy świat pełen kłamstw zakorzenionych w sercach i myślach obywateli. Świat, który jak się okazało – został stworzony w celu ukrycia intryg oraz zbrodni, które odbywały się za plecami niczego nieświadomego ludu.
Przez lata zamknięta pod kloszem, trzymana w złotej klatce, pilnowana żeby nie mogła odkryć prawdy, tuczona kłamstwami niczym prosie przed rzezią. Nie znała innego życia i nagle została wepchnięta w ramiona kogoś, kto również chciał ją wykorzystać do swoich celów. To wszystko jest takie skomplikowane.
Na początku książki niewiele się dzieje, poza kilkoma chwilowymi akcjami, które dostarczają nam większej rozrywki. Poppy oraz jej rozważania dominują i momentami staje się to irytujące, przynudzające i niepotrzebne. Ile razy można analizować to samo? Całe szczęście, że w końcu się ogarnia, dochodzi do jedynych słusznych wniosków, bierze się w garść i płynie z prądem. O tak, dziewczyna da czadu! Tylko dlaczego na sam koniec?! Jak autorka mogła zakończyć w ten sposób ten tom i zostawić nas w niewiedzy oraz oczekiwaniu na kolejny? Pani Armentrout, nie ma Pani serca! Tak się nie robi!
Dostajemy za to wielu nowych bohaterów, których możemy bliżej poznać i szczerze? Niektórych pokochałam od pierwszego „wejrzenia”. Jedną z takich osób jest Kieran – uwielbiam tego faceta! Za każdym razem, gdy się pojawiał, na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech, a ilość serduszek, które narysowałam w książce tylko to potwierdza. Uwielbiam jego poczucie humoru, sposób bycia, cięte riposty i trafne spostrzeżenia, które wygłaszał, nawet gdy nikt inny nie chciał. Liczę na to, że w trzecim tomie dostaniemy go więcej. Jasper, Delano, Naill – chyba mam słabość do wilkłaków.
Wspomniałam o Poppy, a nie napisałam niczego o wisience na torcie – Casteelu. Tak naprawdę sama nie wiem, co mam o nim sądzić w tej części. W poprzedniej go pokochałam, skradł moje serce od pierwszego przeczytania, przyciągał i intrygował. Cięty i nieprzyzwoity język był jego wizytówką. Tutaj jednak… gdzieś ta jego zadziorność została przytemperowana i był bardziej jak zakochany szczeniak, co wcale nie jest takie złe. Można ujrzeć go z innej strony, zobaczyć jaki jest bez masek. Zobaczyć w nim kogoś innego niż Mrocznego, dostać się do jego duszy. Kocham go i tak! Tylko czy tym razem jest to prawda, a może kolejne intrygi?
Na deser dostajemy sporo pikantnych momentów, które sprawią, że niejednemu czytelnikowi zapłoną policzki. Dlatego też uprzedzam, że nie jest to książka dla młodszych czytelników.
Może i przez większość książki nic wielkiego się nie działo, ale sama końcówka… zmiotła mnie z planszy. Co tam się stało! Nie potrafię tego ogarnąć. Jeszcze raz pytam: jak można zakończyć tom w TAKIM momencie?!
Kłamstwo. Dotychczasowe życie Poppy okazało się kłamstwem, tak samo jak mężczyzna, któremu oddała swoją duszę oraz ciało. Wszystko, co wiedziała. Wszystko, w co wierzyła. Wszystko to, co znała… było kłamstwem. Przez te wszystkie lata zrobiono z niej kogoś, kim nigdy nie była.
Jak teraz będzie wyglądało jej życie? Czy komuś mogła zaufać? Czy będzie bezpieczna? Czy dowie się...
2022
Kłamstwo ma krótkie nogi i bardzo lubi przybierać różne oblicza. Bywa błahe, mało znaczące, a czasami potrafi zaboleć do żywego lub pociągnąć za sobą lawinę nieszczęść.
W przypadku Stelli przemienia się w pasmo zabawnych sytuacji, sukcesu i… miłości!
----------------
Współlokatorka wyprowadza się od niej bez słowa, a na dodatek zostawia fałszywy czek jako zadośćuczynienie za nagłe zniknięcie oraz zapłatę swojej części wynajmu za mieszkanie. Stella jest załamana - zostaje bez towarzystwa, bez kasy, a przecież musi opłacić czynsz.
Kiedy więc przychodzi zaproszenie na ślub, zaadresowane na jej byłą współlokatorkę, postanawia wraz z przyjacielem się zabawić. Udają się we dwoje na uroczystość zaślubin, podszywając pod nieświadomą ex współlokatorkę oraz jej wymyślonego towarzysza.
Ceremonia przebiega gładko, zbyt gładko, ale co mogłoby pójść nie tak?
Stella w trakcie wesela zostaje poproszona do tańca przez przystojnego drużbę, a ten orientuje się, że dziewczyna nie jest tą osobą, za którą się podaje.
Nie będę pisać więcej zdradzać, żeby nie zepsuć frajdy z czytania.
-----
Przeczytałam kilka książek Vi Keeland i na ten moment uważam, że „Zaproszenie” jest najlepszą książką autorki. Historia wciągnęła mnie od samego początku, gdyż sam pomysł na fabułę jest ciekawy i zabawny. Nie da się przejść obok tej pozycji obojętnie. Świetni bohaterowie – z poczuciem humoru, charakterni, naturalni i nie przerysowani. Wszystko dzieje się w dobrym tempie - spokojnie, po kolei, bez niewytłumaczalnych zachowań. Każde kolejne spotkanie naszych bohsterów sprawia, że rosnąca między nimi chemia jest wręcz namacalna.
Historia Stelli i Hudsona jest wciągająca, lekka, zabawna, urocza, przyjemna i pozostawia po sobie same miłe wspomnienia z jej czytania.
Poproszę więcej takich książek!
Kłamstwo ma krótkie nogi i bardzo lubi przybierać różne oblicza. Bywa błahe, mało znaczące, a czasami potrafi zaboleć do żywego lub pociągnąć za sobą lawinę nieszczęść.
W przypadku Stelli przemienia się w pasmo zabawnych sytuacji, sukcesu i… miłości!
----------------
Współlokatorka wyprowadza się od niej bez słowa, a na dodatek zostawia fałszywy czek jako zadośćuczynienie...
' Czy osoby z dwóch różnych światów mają szansę na swoje „żyli długo i szczęśliwie”?
Gdyby płacono mi grube pieniądze za każdą negatywną recenzję, to nigdy nie zostałabym milionerką. Jestem taką osobą, która stara się z każdej książki wykrzesać chociaż jedną rzecz, za którą można ją pochwalić. Nie musi to być nic wielkiego, wystarczy drobnostka. W przypadku „Zaufaj mi” było to trudne zadanie, ale się udało!
Historia Ethana i Meghan reklamowana jest tym, że autorka napisała ją w wieku czternastu lat. Już sama ta informacja była dla mnie małą czerwoną flagą, ale ją zignorowałam, bo wierzyłam w to, że nie będzie tak źle. W końcu od czegoś są poprawki i korekty, prawda? Uwielbiam romanse, w których mężczyzna jest przystojnym miliarderem i zakochuje się w kobiecie nie ze swojej ligi. Tym razem nie zakochałam się, nie poczułam nawet słynnych motylków w brzuchu. Krótko: ta historia powinna była zostać mocno zredagowana przed drukiem lub w obecnej formie pozostać jednak na Wattpadzie. Od samego początku czuć, że autorce brakowało wprawy w pisaniu. Bohaterowie mdli i bez wyrazu – okej, plus dla Ethana za to, że nie okazał się bogaczem bez skazy, a także za to, że miał kilka ultrakrótkich dobrych momentów. Plusa mogę również wręczyć Meghan za pracowitość, sumienność, chęć edukacji, jak i wytrwałość. Koniec plusów, bo przez większość czasu ich zachowania były dziecinne, irracjonalne i po prostu głupie. Nie czułam też chemii między bohaterami – ich zapoznanie nie miało żadnej iskry, na której można by zbudować relację. Sama historia też nie wniosła niczego nowego, schemat powielony z setek innych tego typu motywów, zero oryginalności. Gdybym była nastolatką wkraczającą w świat romansów, to zapewne zachwyciłabym się tą książką. Niestety już nią nie jestem i oczekuję czegoś bardziej intensywnego, czegoś, dzięki czemu poczuję cokolwiek. Szukam emocji, akcji i charyzmatycznych bohaterów. Nie mogę całkowicie przekreślić tej historii, bo zdaje sobie sprawę, że dla pewnej grupy osób będzie ona interesująca. Jeżeli, tak jak ja, szukacie i oczekujecie czegoś więcej – to tutaj tego nie znajdziecie.
Na koniec chciałabym jednak pogratulować autorce i życzyć jej wszystkiego najlepszego w pisarskiej przygodzie. Nie każdy ma możliwość wydać własną książkę, czego bardzo jej zazdroszczę! Wszystko można poprawić i ulepszyć, więc mam nadzieję, że kolejna będzie strzałem w dziesiątkę.
' Czy osoby z dwóch różnych światów mają szansę na swoje „żyli długo i szczęśliwie”?
więcej Pokaż mimo toGdyby płacono mi grube pieniądze za każdą negatywną recenzję, to nigdy nie zostałabym milionerką. Jestem taką osobą, która stara się z każdej książki wykrzesać chociaż jedną rzecz, za którą można ją pochwalić. Nie musi to być nic wielkiego, wystarczy drobnostka. W przypadku „Zaufaj mi”...