-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2023-11
Bardzo miła odmiana po ostatnich moich lekturach, znacznie cięższych i pełnych pseudofilozoficznych czy egzystencjalnych rozmyślań.
Od czasu do czasu przydaje się taka lekka, bardzo sympatyczna opowieść :) I do tego, mimo wielu przeciwności losu, które dotykają bohaterów i generalnie mieszkańców wykreowanego przez autorkę świata, dość optymistyczna. W sumie to przydałoby się więcej takich pozycji.
Anna Hrycyszyn bez zbędnego wodolejstwa nakreśliła plastyczny obraz świata, w zupełności wystarczający, by przy odrobinie wyobraźni ogarnąć jego realia. Tak samo prosto, choć nie wprost, pokazuje postaci, targające nimi emocje, wątpliwości, ich osobowości, przemiany i rozwój.
Co jeszcze mi się podoba, to kobieca załoga "Niezatapialnej" - pirackiego parowca. Są to kobiety silne, niezależne, ale pozbawione zbędnego okrucieństwa i na ile się da, stroniące od przemocy. Mają swoje sposoby (nie będę zdradzać ;)) na zdobycie bogatych łupów bez zbędnego przelewu krwi. A z drugiej strony potrafią walczyć i zabijać, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Podsumowując - bardzo przyjemna przygodówka w steampunkowym świecie, o przyjaźni, miłości, siostrzeństwie, dumie, poczuciu obowiązku i odpowiedzialności z budzącą się rewolucją w tle.
Bardzo miła odmiana po ostatnich moich lekturach, znacznie cięższych i pełnych pseudofilozoficznych czy egzystencjalnych rozmyślań.
Od czasu do czasu przydaje się taka lekka, bardzo sympatyczna opowieść :) I do tego, mimo wielu przeciwności losu, które dotykają bohaterów i generalnie mieszkańców wykreowanego przez autorkę świata, dość optymistyczna. W sumie to przydałoby...
2023-06
To kolejna pozycja autorki, którą bardzo lubię czytać. Niezależnie od tego, dla jakiej grupy czytelniczej książka lub opowiadanie jest przeznaczone, uważam, że spokojnie wszystko wychodzące spod pióra Barbary jest warte lektury. Tak jest i z "Latarnią umarłych", która mocno osadzona jest w realnym świecie, początkowo mocno ocierając się o zwykłą obyczajówkę.
Akcja niespiesznie i w nieoczywisty sposób się rozkręca, wprowadzając czytelnika w życie głównej bohaterki Igi, w jej rodzinne relacje, marzenia i walkę o ich realizację. Niejako streszczona codzienność wkraczającej w dorosłe życie nastolatki wciąga, a każda następna strona, pełna klimatu i często wionąca grozą coraz dziwniejszych zdarzeń, tylko utrzymuje czytelnika przy książce. Nie da się jej czytać na raty. Tak przynajmniej było ze mną :)
To kolejna pozycja autorki, którą bardzo lubię czytać. Niezależnie od tego, dla jakiej grupy czytelniczej książka lub opowiadanie jest przeznaczone, uważam, że spokojnie wszystko wychodzące spod pióra Barbary jest warte lektury. Tak jest i z "Latarnią umarłych", która mocno osadzona jest w realnym świecie, początkowo mocno ocierając się o zwykłą obyczajówkę.
Akcja...
2023-05
Całkiem żywo napisana przygodówka, z wartką akcją. Może miejscami łatwo pewne zdarzenia przewidzieć, ale i tak kilka zaskoczeń było. Mimo że fabułę dominuje awanturnicza misja tytułowego Goratha, to jest ona elementem całkiem poważnej - jak się okazuje pod koniec tomu - intrygi.
Główny bohater jest taki, jakich lubię - ma zalety i wady, potrafi wkurzyć, ale i stoi się za nim murem. Gdy nie ma innego wyjścia, daje się nieść prądowi wydarzeń, ale gdy tylko może działa wedle własnych zasad i przekonań, samodzielnie decydując o swoim losie.
Z kapci może nie wyrywa, ale to całkiem przyjemna, rozrywkowa lektura i z chęcią sięgnę po kolejny tom przygód Goratha.
Całkiem żywo napisana przygodówka, z wartką akcją. Może miejscami łatwo pewne zdarzenia przewidzieć, ale i tak kilka zaskoczeń było. Mimo że fabułę dominuje awanturnicza misja tytułowego Goratha, to jest ona elementem całkiem poważnej - jak się okazuje pod koniec tomu - intrygi.
Główny bohater jest taki, jakich lubię - ma zalety i wady, potrafi wkurzyć, ale i stoi się za...
2023-03
"Brnąc przez kosodrzewinę" to podróż przez różne zakątki wyobraźni autora. Ten zbiór opowiadań zawiera przeróżne historie. Przeróżne pod wieloma względami - tematycznie, stylistycznie, klimatycznie.
Nie wszystkie opowiadania podobały mi się jednakowo. Warsztat pisarski autora jest cały czas na jednakowo wysokim poziomie, ale głównie tematyka niektórych historii po prostu do mnie nie przemawia. Dlatego dla mnie ten zbiór nie jest równy.
Dla mnie najlepszymi tekstami w tym zbiorze są ewidentnie fantastyczne opowieści, jak pełne klimatu tytułowe opowiadanie, "Black Isle Inn", wionące grozą "Znalezisko z Blackwood", czy "Pożóg". Wspomnienia Pyteasza z Massali w jego "Peregrynacjach..." zabrały mnie w niezwykłą morską wyprawę.
Na osobne wyróżnienie zasługuje "Dziewczynka z granatami". To wzruszająca, uniwersalna historia, która tak naprawdę pasuje do każdego zbrojnego konfliktu. Opowieść niby niezwykle prosta, a mocno chwytająca za serce.
Najmniej do gustu za to przypadły mi opowiadania takie jak "Patostreamer", "Maximum Carnage", "Przesłuchanie", czy "Pierwotne instynkty". Dla mnie zbyt brudne, zbyt brutalne.
Taki przekrój pokazuje jednak, że Artur Grzelak potrafi pisać różnorodnie, nie da się go zaszufladkować w jednym stylu.
"Brnąc przez kosodrzewinę" to podróż przez różne zakątki wyobraźni autora. Ten zbiór opowiadań zawiera przeróżne historie. Przeróżne pod wieloma względami - tematycznie, stylistycznie, klimatycznie.
Nie wszystkie opowiadania podobały mi się jednakowo. Warsztat pisarski autora jest cały czas na jednakowo wysokim poziomie, ale głównie tematyka niektórych historii po prostu...
2023-05
W trakcie lektury miałam mieszane uczucia. Tym razem jednak to dobrze, bo oznacza to, że cały czas coś się działo. Nie tylko w sensie fabuły, ale i w moich odczuciach. Te zmieniały się wraz ze zmianami zachodzącymi w bohaterze, w jego podejściu do życia.
Niby to nieco zwariowana opowieść (zwariowana, bo kto to widział japońskiego kitsune szalejącego w Kielcach), ale ma drugie dno. Bogata w wydarzenia noc niesie ze sobą nie tylko niezwykłe spotkania, ale i zadaje poważne pytania o nasze tu i teraz, o naszą rzeczywistość, o marzenia, przyszłość.
Autor prowadzi czytelnika przez czas i przestrzeń bardzo sprawnie, w ciekawy sposób i plastycznym językiem, pozwalającym poczuć zimowy klimat swojskiego podwórka zmieszanego z odległą egzotyką i sprawnie tkaną magią iluzji.
Pewna refleksja mi się jednak nasunęła w trakcie czytania - gdzie podziały się nasze rodzime demony? Na magicznej świętokrzyskiej ziemi panoszy się przybysz z drugiego końca świata, a nasze demony nie istnieją. Trochę szkoda.
W trakcie lektury miałam mieszane uczucia. Tym razem jednak to dobrze, bo oznacza to, że cały czas coś się działo. Nie tylko w sensie fabuły, ale i w moich odczuciach. Te zmieniały się wraz ze zmianami zachodzącymi w bohaterze, w jego podejściu do życia.
Niby to nieco zwariowana opowieść (zwariowana, bo kto to widział japońskiego kitsune szalejącego w Kielcach), ale ma...
2022-10
To, że jestem zakochana w Asgerze (a przecież nawet nie lubię blondynów) i w prozie Agnieszki, nie zniekształca mi odbioru i wrażeń z lektury - mogę przysiąc na co chcecie.
Jak dla mnie trzecia część, zamykająca opowieść o niepokornym kapitanie i jego kompanii, jest najlepsza.
Składa się na to i doskonały warsztat pisarski, trzymający poziom, i perfekcyjne balansowanie nastrojami, emocjami, które nie dają czytelnikowi ani sekundy wytchnienia.
Do tego dochodzi wyraźne, bo mocno wpływające na losy postaci, tło coraz mniej wojenno-powstańcze (aczkolwiek przeróżne walki wciąż trwają), a coraz bardziej polityczno-społeczno-reljgijne i każde w coraz śmielszej odsłonie radykalizmu i hipokryzji.
Jak w poprzednich częściach zostaje się wciągniętym w świat wojny, zbrodni, bestialstwa, intryg, zemsty, ale i kiełkującej miłości, lojalności, dobroci i nadziei.
Emocjonalny rollercoaster towarzyszy czytelnikowi cały czas, tym razem doprawiony pewną nutą niepokoju. W końcu to ostatni tom, zamykający opowieść. Co więc, jeśli okaże się, że niezniszczalny Sidort nie jest jednak niezniszczalny? Wiadomo to, co autorce przyszło do głowy, jako zwieńczenie historii?
Ode mnie jednak się tego nie dowiecie. Polecam przeczytać samodzielnie (zdecydowanie po obu poprzednich tomach). Należy jednak pamiętać, że jak i poprzednie części, to nie będzie lekka i przyjemna lektura. Jednak warta poświęcenia odrobiny czasu.
To, że jestem zakochana w Asgerze (a przecież nawet nie lubię blondynów) i w prozie Agnieszki, nie zniekształca mi odbioru i wrażeń z lektury - mogę przysiąc na co chcecie.
Jak dla mnie trzecia część, zamykająca opowieść o niepokornym kapitanie i jego kompanii, jest najlepsza.
Składa się na to i doskonały warsztat pisarski, trzymający poziom, i perfekcyjne balansowanie...
2022-10
Zanim sama zabrałam się za czytanie, słyszałam opinie, że książka napisana jest rozwlekle i przez to przegadana.
Gdzieś tak mniej więcej w połowie lektury przypomniałam to sobie i zadziwiłam się po raz n-ty, jak różne są odczucia poszczególnych czytelników.
To prawda, że Szmidt opisuje krok po kroku, niemal minuta po minucie, myśl po myśli, rozterka po rozterce, losy i działania młodego kadeta Andrzeja, jednak mnie to przeleciało, nawet nie wiem, kiedy. Mistrzowski warsztat, plastyka opisów i żywy bohater wystarczyły, bym nie poczuła się znużona.
Do tego oczywiście dochodzi sam pomysł na fabułę i miks - historii alternatywnej, magicznej mitologii i wynoszącej ludzkość pod niebo technologii.
Autor wrzucił mnie-czytelnika wraz z Andrzejem nie tylko w niezwykłą przygodę, ale i w orientalny świat, w którym przychodzi się nam się zmierzyć z przeciwnościami losu i związanymi z nimi moralnymi i duchowymi rozterkami (nam - bo mocno wczułam się w ten świat i atmosferę, z całego serca kibicując młodzieńcowi). Nadzieja przeplata się z grozą i widmem śmierci, a każdy krok, każde słowo, każdy czyn mają swe konsekwencje. Często nie do przewidzenia - jak samo zakończenie opowieści.
Już dawno nikt mnie tak nie zaskoczył.
Zaciekawieni? ;)
Zanim sama zabrałam się za czytanie, słyszałam opinie, że książka napisana jest rozwlekle i przez to przegadana.
Gdzieś tak mniej więcej w połowie lektury przypomniałam to sobie i zadziwiłam się po raz n-ty, jak różne są odczucia poszczególnych czytelników.
To prawda, że Szmidt opisuje krok po kroku, niemal minuta po minucie, myśl po myśli, rozterka po rozterce, losy i...
2022-05
W sumie mogłabym podsumować jednym zdaniem: takie biografie królów i książąt Polski mogłabym czytać bez końca.
Nie mam nad czym się rozpisywać - widać w tej książce i duszę historyka i pióro świetnego pisarza. Zastosowanie narracji literackiej było strzałem w dziesiątkę. Zmieszana z warsztatem autora powodowała, że mimo jakieś choćby pobieżnej znajomości historii (dzięki czemu i tak czytelnik wie, jakie były losy postaci i jak kończyły się poszczególne wydarzenia), to i tak serce w trakcie lektury drżało i kciuki trzymały się same za bohaterów.
I jeszcze jedno, co mnie urzekło - język. Taki niedzisiejszy, niecodzienny. Chyba to on, bardziej niż jakiekolwiek wzmianki opisujące średniowieczny świat, przenosił mnie w trakcie czytania w tę piastowską przeszłość.
W sumie mogłabym podsumować jednym zdaniem: takie biografie królów i książąt Polski mogłabym czytać bez końca.
Nie mam nad czym się rozpisywać - widać w tej książce i duszę historyka i pióro świetnego pisarza. Zastosowanie narracji literackiej było strzałem w dziesiątkę. Zmieszana z warsztatem autora powodowała, że mimo jakieś choćby pobieżnej znajomości historii (dzięki...
2021-07
Jakiś czas temu ukazała się nowa pod każdym względem pozycja — antologia opowiadań wybranych spośród najlepszych tekstów opublikowanych na portalu fantastyka.pl. Podane w podtytule „2018” wskazuje jasno, że opowiadania pochodzą w tego właśnie roku i jednocześnie stanowi sygnał, że istnieje szansa na kolejne wydania ze zbiorami najlepszych utworów w kolejnych latach.
Tytuł antologii nawiązuje do funkcjonującego na portalu wyróżnienia dla najlepszych tekstów w danym miesiącu — brązowych piór. Użytkownicy portalu, pod patronatem Nowej Fantastyki, skrzyknęli się i samodzielnie, po wielu miesiącach prac, wypuścili w świat zbiór opowieści wszelkiej treści. Są wśród nich teksty długie i krótkie, zmuszające do refleksji, smutne i zabawne. Całość okraszona jest ilustracjami, stworzonymi (z dwoma wyjątkami) specjalnie dla każdej z historii. Ciekawostką i nigdzie indziej nie spotykanym elementem są fragmenty wybranych komentarzy użytkowników fantastyka.pl przy każdym z opowiadań, podpisane nickami.
Aby było sprawiedliwie — poniżej po kilka słów na temat wrażeń z lektury każdego z nich.
HUSARZ ŚMIERCI — Marek Kolenda — To jeden z dwóch szortów w antologii, pochodzących z konkursu związanego z grafikami Jakuba Różalskiego. To właśnie te obrazy są wyjątkami, jeśli chodzi o ilustracje. Sam tekst jest ładnie napisany, klimatycznie nawiązujący do błędnego rycerza walczącego z wiatrakami. Plastyczne i sugestywne. Czytało się płynnie, a lektura była satysfakcjonująca.
ZIEMIA — Anita Kurowska — Dobre, naprawdę dobre. Trzymało w napięciu od początku do końca. Czuć atmosferę, w każdym fragmencie inną, odpowiednią do miejsca, czasu i postaci. Nieco tajemniczą, nieco mroczną. Dziwi mnie tylko jedna rzecz, że Sissi nie przewidziała, że Edgar może poznać dziecko, którego poród sam odbierał. Liczyła na to, że się nie przyjrzy? Więcej zastrzeżeń nie mam.
ARECIBO — Aleksander Pacion — Przyznaję, że nie potrafię się w żaden sposób wczuć się w ten tekst. I nawet bardzo dobrze wiem, dlaczego — z powodu narracji. Nieco eksperymentalna forma zmęczyła mnie i nie pozwoliła docenić w pełni wartości opowiadania. Wysoko oceniam odkrywanie obrazu po kawałku, gdy wyłaniają się kolejne fragmenty, najpierw budzące ciekawość, powodujące uruchomienie wyobraźni, a później kombinowanie i zgadywanie, co będzie dalej. Może za mało zaspokojona została moja ciekawość co do samego Obcego (fajnie by było więcej wiedzieć o nim i jego motywach, w tym o powodzie znalezienia się na Ziemi), ale jego losy na naszej planecie pokazane zostały z ciekawej perspektywy.
UCIEKAJĄCE BARWY — Katarzyna Szymonik — Autorka po raz kolejny udowadnia, że dzięki jej stylowi płynie się przez opowieść. I tym razem także wykreowała świetnego bohatera. Buca i egoistę bezgranicznego, ale jak dla mnie tak bardzo żywego, że nawet drania polubiłam. W pewnych aspektach jestem w stanie w pełni zrozumieć to jego artystyczne szaleństwo i w dodatku zgadzać się z nim. Kasia Szymonik fantastycznie oddała postępujące upośledzenie malarza, a później przywracanie pełni postrzegania terapią (sugestywne te powodzie czerwieni). Spodobało mi się też oryginalne przejście między światami równoległymi. Generalnie — świetna lektura.
OCZY ZALANE ATRAMENTEM — Katarzyna Szymonik — Akcji brak, fabuła snuje się niezwykle spokojnie, nieco sennie z powodu tempa i wspomnień Gośki, a jednak nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca. Są w tym niesamowity klimat i emocje, całe ich spektrum. I mimo że autorka wykorzystała jako bazę znane motywy, to poprzez formę i atmosferę nadała im nowy wymiar i życie. Do tego drobiazgi jak gumiaki czy truchło szczura sprawiają, że całość staje się kompletna, że sceneria, choć generalnie prosta i kameralna, jest pełniejsza, bogatsza. Stosunek wiedzy do tajemnicy i niewiadomego jak dla mnie jest idealny, zakończenie pozostawia dość miejsca dla własnej wyobraźni i interpretacji.
SPADKODAWCY — Anna Maria Wybraniec — Jest w tym tekście coś, co sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. Sam początek wydał mi się lekko przegadany, ale to wrażenie szybko minęło i lektura wciągnęła niby gra. Niby nie ma porywającej, wartkiej akcji, a o tajemniczej talii kart nie da się zapomnieć.
CZERW ZWYCIĘZCA — Anna Maria Wybraniec — Ode mnie ogromy plus za fotografię, a dagerotypię w szczególności. Bo w moim odczuciu to ona jest prawdziwą bohaterką tej historii. Oczywiście bez ciekawej tajemnicy, swoistego śledztwa i dobrego warsztatu, byłoby to mało. Z połączenia tego wszystkiego wyszedł świetny tekst, pełen wywołującego lekki dreszcz niepokoju klimat. Zakończeniem, którego się nie spodziewałam, autorce udało się mnie zaskoczyć.
KUMARI — Radosław Puchała — Obserwujemy świat oczami tytułowej bohaterki, której tożsamość nie od razu jest oczywista. Wyrwana z dobrze znajomego środowiska, wywieziona na drugi kraniec globu pokazuje czytelnikom różnorakie uczucia z nieco innej niż jesteśmy przyzwyczajeni perspektywy. Łagodne nawiązania do mitologii i pewnej atmosfery mistycyzmu dodają opowieści dodatkowego smaczku. Spokojna, ale bardzo przyjemna lektura.
OPOWIEŚCI STAREGO NAWIGATORA: SKOWRONKI I SOWY Z KEPLERA 78B — Paweł Wolski — Autor gra tu znanymi motywami, ale zestawia je w świetny sposób, do tego łącząc wszystko gawędziarskim stylem charyzmatycznego narratora. Zawarty w tekście humor zdecydowanie do mnie przemawia, zwiększając satysfakcję z lektury. Mnie generalnie z absurdem nie po drodze, ale w tym przypadku dawka i sposób jego podania sprawiły, że uśmiechałam się i śledziłam losy bohaterów (i parki, i Nawigatora) z zaciekawieniem. Nie mam się absolutnie do czego przyczepić i gratuluję fantastycznego opowiadania.
LUMINESCENCYJNY POKRAK — Łukasz Redelbach — Bardzo mi się podoba nazwa Lurianie, zakochałam się w niej od pierwszego spojrzenia. Niby tekst mroczny, ale pełen światła i ciepła. Bardzo ciekawymi postaciami są handlarze, wprawdzie przy pierwszej wzmiance o działalności innej niż typowo handlowa nieco się zdziwiłam, ale załapałam szybko, o co chodzi. Postaci są bardzo dobrze wykreowane. Zwłaszcza Adam i Suey (świetne są ich przekomarzanki), ale także Derra i nawet ledwie chwilę obecny Yolloy. Każdą z nich miałam w trakcie czytania jak żywą przed oczami.
Jak dla mnie jeden z najlepszych tekstów zbioru.
SMAKOŁYK DLA DŻDŻOWNICY — Łukasz Redelbach — Mimo sprawności, z którą tekst jest napisany (może z wyjątkiem emotek, chociaż część z nich oddaje pewien klimat zapisków dziewczyny), nie mogę go uznać za jeden z najlepszych. Może dlatego, że postrzegam go jako wyjątkowo obrzydliwy (przynajmniej momentami), nieprzyjemnie makabryczny. Chyba w przypadku tej opowieści sprawdziłoby się więcej niedopowiedzeń, pociągającej tajemnicy, grozy nieco bardziej ukrytej.
NOCNE RADIO ZNÓW NADAJE. POCHWAŁA CISZY — Jarosław Łukasiński — Po raz kolejny ten znany mi już autor pokazuje i potwierdza, że potrafi świetnie pisać o małoletnich bohaterach. Dzieciaki są jak żywe, a przy tym nie są to opowieści dla maluchów, a dorosły odbiorca nie ma problemu z wiekiem postaci. Jak dla mnie doskonale też zbudowany jest tu nastrój. Kilka zwykłych słów, a po plecach czytelnika przebiegają ciarki, fala za falą. Podoba mi się, że krew nie leje się strumieniami, członki nie fruwają w powietrzu — dzięki temu, moim zdaniem, groza jest mocniej zaakcentowana, sięga głębiej. Dobry efekt daje milczenie Marka i reakcja na to upiora.
A JEDNAK BĘDZIE — Bohdan Pękacki — Do Przebiegunowania włącznie uśmiech nie schodził mi z twarzy. Do tego miejsca nie przeszkadzał mi też brak fantastyki, czytało się lekko i szybko. Autor stworzył z Muminka świetnego preppersa. A potem jakoś to wszystko siadło i tempo czytania zmalało. Zaczęłam znajdować w tekście dłużyzny i zbędne zdania, które skanowałam wzrokiem. I trochę jak dla mnie za dużo zagadek na koniec — wśród nich najważniejsza: na czym polegał koniec świata? To w sumie bardziej mnie ciekawi niż kogo przy czym zastał. Podsumowując — pierwsza, preppersowa część świetna, druga gorsza, bilans wychodzi na zero.
[MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ!] — Mateusz „Mytrix” Hengier — Ten tekst jeszcze długo po lekturze tkwił w mojej pamięci. Co to sprawiło? Między innymi sprawność pióra autora, którego poznać i docenić można było już w wielu innych publikacjach. Pomysł i poprowadzenie fabuły jest tym, co szczególnie zwraca pozytywnie uwagę. Do tego żywi bohaterowie i ich czytelne motywacje, mimo odrobinę przerysowanych niektórych cech ich charakterów. Jednak na pierwszy plan wysuwa się oddziałujący na zmysły klimat opowieści.
DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE — Piotr Targoni — Ode mnie autorowi należą się gratulacje, bo dołączył tym tekstem do elitarnej, bardzo nielicznej grupy pisarzy, którzy potrafią stworzyć coś nowego,oryginalnego z dobrze znanej historii. Nie opowiedzieć na nowo, z drobnymi zmianami, czy zwykłym odwróceniem ról, jak to się najczęściej zdarza, ale pokazać coś odmiennego. Także strona warsztatowa jest świetna. To jedno z najdłuższych opowiadań napisane jest tak, że jego długość nie nuży — jest się wciągniętym w wir wydarzeń od samego początku i niesionym jego nurtem lekko i z poczuciem udziału w doskonałej przygodzie. Bardzo podobały mi się grimy czy miernik Andersena. Od pierwszej wzmianki zrobiło się bajkowo w taki świeży sposób. Jedyne, co mi odrobinkę, ale naprawdę tylko ciut-ciut, mąciło w tej
czytelniczej idylli, to fakt, że długo nie mogłam umiejscowić akcji w czasie, na co wpływ miało zmieszanie baśni i alternatywnej historii, bez jednoznacznego podania jakiejś daty.
BIELUŃ I CHRYZANTEMY — Piotr Targoni — To drugie z opowiadań z ilustracją Różalskiego. Autor ciekawie zestawił walkę (różne jej rodzaje, bo i sołtysowa walczyła po swojemu) o różne rzeczy — te wielkie i te małe, lokalne. W niezły sposób pokazane zostało zderzenie priorytetów i wartości. Aż żal biednych ułanów i szansy, zmarnowanej prywatą jednej wiejskiej baby.
Szesnaście fantastycznych tekstów, które na skrzydłach wyobraźni stworzonych z literackich piór zabrały mnie w niezwykłe światy, pokazały niestworzone obrazy, pozwoliły poczuć mniej lub bardziej przyjemne emocje. Nie można się przyczepić do warsztatu żadnego z opowiadań. A jest to zasługą łączną — autorów i zespołu wydającego zbiór. Mnogość pomysłów, światów i spojrzeń na życie jest gwarancją, że każdy znajdzie w antologii coś dla siebie. Nie ma w niej opowiadań słabych, co najwyżej mogą znaleźć się nie trafiające w dany gust. Moim zdaniem nie jest to jednak powód, by po książkę nie sięgnąć. Wręcz przeciwnie — warto zapoznać się z jej treścią, do czego każdego szczerze zachęcam.
Jakiś czas temu ukazała się nowa pod każdym względem pozycja — antologia opowiadań wybranych spośród najlepszych tekstów opublikowanych na portalu fantastyka.pl. Podane w podtytule „2018” wskazuje jasno, że opowiadania pochodzą w tego właśnie roku i jednocześnie stanowi sygnał, że istnieje szansa na kolejne wydania ze zbiorami najlepszych utworów w kolejnych latach.
Tytuł...
2020-07
Tom pierwszy "Opowieści starych drzew" przedstawił nam oddział wojskowy do zadań specjalnych, dowodzony przez kapitana Sidorta. Po kawałkach odsłaniał też losy bohaterów. Nie zrobił tego jednak do końca i w całości. Jedyne, co zostało w „Pamięci...” zakończone, to pewna historia, przygoda i spojrzenie na wyklętych przez wszystkich żołnierzy.
„Szepty...” podejmują rozpoczęte wątki postaci, odsłaniają kolejne fragmenty ich przeszłości, ale pokazują zupełnie inną opowieść. Nadal poruszamy się wspólnie z bohaterami w wojenno-rewolucyjnej rzeczywistości, która nie skąpi okrucieństw i zgrozy. Autorka pokazuje tu jednak jej nieco inne oblicze — bezduszny (aczkolwiek pełen duchów), prawie zapomniany przez świat obóz jeniecki, którego stan burzy krew w żyłach kapitana i jego zastępcy. W tym piekle pojmanych wrogich żołnierzy jest garstka, większość stanowią niewygodni dla pewnych osób mieszkańcy miasteczka. Jednak to nawet i nie obóz stanowi oś tej opowieści.
Jest nią religia. Asger i jego ludzie muszą zmierzyć się z wyznawcami okrutnego boga, z wędrującą złą duszą, ale nie tylko. Nie sama wiara w określonych bogów jest poruszanym w powieści problemem. Również nie tylko nierozerwalnie związany z nią fanatyzm. Autorka sięga znacznie głębiej, pokazując różnorakie motywy wiary mieszkańców Eltingi — strach, zawiść, wspomniany fanatyzm, ale i prawdziwe źródło i siłę napędową. Jest nią przesączone nienawiścią pożądanie władzy absolutnej. Słowa Hanany Borhan, samozwańczej i głównej kapłanki boga zemsty Hagosa, są dla większości okolicznej ludności prawem, które potrafi skorumpować nie tylko władze miejskie, ale i lokalne wojskowe. Tak naprawdę do przybycia kompanii Sidorta to ona rządzi w mieście i ulokowanym w pobliżu obozie jenieckim. To ona decyduje o życiu lub śmierci.
Borhan i Wędrowiec (okrutna, wędrująca dusza) są głównymi przeciwnikami Asgera, z którymi kapitan musi się zmierzyć. Jak — zdradzać już nie będę, polecam, by każdy przeczytał o tym sam.
Lektura porywa od pierwszych zdań i nie wypuszcza do ostatniej kropki. Przykuwa czytelnika klimatem — tak samo, jeśli nawet nie bardziej mrocznym i tajemniczym jak w tomie pierwszym. Tu Agnieszka Osikowicz-Chwaja nie tylko trzyma poziom, ale wręcz wznosi się jeszcze odrobinę wyżej. Nie odpuszcza z okrucieństwem, momentami poczuciem beznadziejności, nie boi się obrzydzić czytelnika, serwuje mu pełną paletę emocji. Dla swoistego kontrastu i pewnego uzupełnienia dodaje też bowiem i uczucia cieplejsze. Afekt rodzący się między jedną z mieszkanek okolic Eltingi a empatycznym porucznikiem Kerkiem sprawia wrażenie radosnych słonecznych promieni, rozjaśniających ponury świat początkiem wiosny i brutalną codzienność. Co ciekawe, związek ten nie tylko pokazuje w nowym świetle kompanijnego lekarza, ale też jego kolegów i przede wszystkim nowe, nieznane czytelnikowi oblicze obserwującego rozwój uczuć kapitana.
Chociaż Asger Sidort jest głównym bohaterem, to jego podkomendni jako postaci drugoplanowe nie pozostają daleko w tyle. Wielkie brawa dla autorki za umiejętność takiego sprawnego wykreowania tej zbieraniny różnorakich charakterów. Każdy z żołnierzy i żołnierek ma wyrazistą osobowość, blizny przeszłości, nadzieje na przyszłość. Oni wszyscy żyją, nie zlewając się wyłącznie w tło. To samo zresztą dotyczy antagonistów, których zwłaszcza negatywne emocje można wyczuć wyraźnie.
Język i styl opowieści sprawiają, że czyta się ją ze wzruszeniem, z duszą na ramieniu, ze ściśniętym gardłem lub ciarkami przebiegającymi po plecach. Już dawno nie czytałam książki, która by tak mocno trzymała w napięciu i wyzwalała taką gamę uzewnętrzniających się emocji — w trakcie lektury zaciskałam pięści, przygryzałam nerwowo wargi, przeklinałam działania złych, uśmiechałam szeroko, trzymałam kciuki i modliłam się za dobrych. Bitwy stoczone — realne fizyczne, psychologiczne i paranormalne, a wszystkie okraszone krwią i łzami. Czyimi? Poczytajcie sami, naprawdę warto. Teraz nie pozostaje nic innego niż czekać z ogromną niecierpliwością na tom trzeci i kolejne spotkanie ze zmagającym się ze światem i wewnętrznymi demonami Asgerem Sidortem oraz jego ludźmi.
Tom pierwszy "Opowieści starych drzew" przedstawił nam oddział wojskowy do zadań specjalnych, dowodzony przez kapitana Sidorta. Po kawałkach odsłaniał też losy bohaterów. Nie zrobił tego jednak do końca i w całości. Jedyne, co zostało w „Pamięci...” zakończone, to pewna historia, przygoda i spojrzenie na wyklętych przez wszystkich żołnierzy.
„Szepty...” podejmują...
2020-04-02
Zabierając się za drugi tom "Berserka" oczekiwałam dalszych losów bohaterów poznanych w tomie pierwszym. Jednak ci pojawiają się marginalnie w dosłownie jednej scenie. Czy to źle? Niekoniecznie.
W "Spowiedniku" Paweł Majka niby kontynuuje opowieść o świecie po wirusowej apokalipsie, ale jednocześnie prowadzi ją od nowa. Pojawiają się nowe postaci, akcja przenosi się w inne rejony Polski. Od nowa Autor wprowadza czytelnika w zjawisko berserka i świat po nim. Robi to jednak w taki sposób, że to powtórne czytanie pewnych informacji wcale mi nie przeszkadzało.
Ten zabieg sprawia, że można tom drugi czytać niezależnie od pierwszego, bo nie będzie żadnej straty w linii fabularnej.
Zabierając się za drugi tom "Berserka" oczekiwałam dalszych losów bohaterów poznanych w tomie pierwszym. Jednak ci pojawiają się marginalnie w dosłownie jednej scenie. Czy to źle? Niekoniecznie.
W "Spowiedniku" Paweł Majka niby kontynuuje opowieść o świecie po wirusowej apokalipsie, ale jednocześnie prowadzi ją od nowa. Pojawiają się nowe postaci, akcja przenosi się w inne...
2020-03-22
Paweł Majka po raz kolejny nie zawodzi. W "Berserku" pokazuje świat (tan nam najbliższy, bo akcja dzieje się na naszym polskim, a jeszcze dokładniej, na krakowskim podwórku) i ludzi po apokalipsie, która zdziesiątkowała ludzkość i wywróciła rzeczywistość do góry nogami. Ciekawym pomysłem jest ten świat po, w którym ocaleli nie muszą walczyć o przestrzeń do życia czy pożywienie. Nawet walczyć nie chcą. Przynajmniej na razie...
Z zaprezentowanym podejściem do świata postapo książka Majki wyróżnia się spośród tych klasyczno-schamtaycznych, które do tej pory czytałam z tego gatunku. I to wyróżnia się na plus.
Podoba mi się podejście Autora do detali. Napomknięte tu i ówdzie drobiazgi, elementy scenografii elegancko składają się na obraz przedstawionego świata i nie pozostawiają miejsca na żadne dziwne luki i niedomówienia. Cały świat jest bardzo logiczny.
Czytelnik jednak musi nastawić się na, jak na mój gust, odrobinę przegadane bloki tekstu. Dotyczy to głównie rozdziałów Karola i sprawia, że w tych fragmentach akcja mocno spowalnia.
Mimo wszystko opowieść wciąga i z niecierpliwością oczekiwałam rozwiązania wszystkich pojawiających się gdzieś po drodze zagadek.
Paweł Majka po raz kolejny nie zawodzi. W "Berserku" pokazuje świat (tan nam najbliższy, bo akcja dzieje się na naszym polskim, a jeszcze dokładniej, na krakowskim podwórku) i ludzi po apokalipsie, która zdziesiątkowała ludzkość i wywróciła rzeczywistość do góry nogami. Ciekawym pomysłem jest ten świat po, w którym ocaleli nie muszą walczyć o przestrzeń do życia czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-31
Czytałam wiele różnych antologii – jednego autora lub różnych. Żadna jednak nie była tak nierówna jeśli chodzi o jakość tekstów. Rzadko mogłam powiedzieć/napisać, że opowiadania są słabe (pamiętam, że na cały zbiór trafiło się z raz czy dwa jedno wyraźnie negatywnie odstające). W tym zbiorze to niestety więcej niż jeden bardzo słaby jakościowo tekst.
Wrażenie to potęguje brak redakcji i korekty (wiem, widziałam nazwisko w stopce redakcyjnej). Zwłaszcza dobra redakcja potrafi zrobić cuda i wyciągnąć słaby tekst i zrobić z niego przynajmniej akceptowanie średni. Szkoda, że tu tego zabrakło. I to też, poza jakością poszczególnych tekstów, mocno rzutuje na ogólną ocenę zbioru.
Niniejszym też przepraszam Artura Grzelaka, Franciszka Piątkowskiego, Agatę Poważyńską i Jacka Pelczara, a w dalszej kolejności też Aleksandrę Kozioł i Macieja Szymczaka za zaniżenie średniej oceny ich dzieł, ale nie mogę z czystym sumieniem przyznać tej antologii jako całości więcej gwiazdek.
A teraz po kilka słów o każdej z opowieści:
Pożóg – Artur Grzelak – Dobrze napisane i o ciekawej tematyce opowiadanie. Widać, że Autor zrobił przyzwoity reaserch, czuć w tekście słowiański klimat. Postaci, w tym tytułowy (choć wymyślony) pożóg, są pokazane wiarygodnie i nie musiałam na siłę przymykać na nic oka. Motywy działania poszczególnych osób są jasne i logiczne. Artur Grzelak dobrze też gra na uczuciach czytelnika. Może nie czułam jakiegoś wyjątkowego strachu, ale groza jest już wyczuwalna. Autor nie oszczędza swoich bohaterów, nie słodzi trudnego losu.
Nie znajduję tu nic, do czego mogłabym się przyczepić.
Uważam, że to jedno z najlepszych opowiadań zbioru.
Przebudzenie – Adrian Turzyński – Patrząc na liczbę stron, to jeden z krótszych tekstów w zbiorze, ale nie dałam rady dotrwać do końca. Odpadłam po czwartej stronie, gdyż doszłam do wniosku, że szkoda czasu i męczarni. Na przykładzie tego opowiadania widać bardzo wyraźnie braki w redakcji i korekcie. Nieutemperowany, ciężkostrawny styl z nieporadnymi zdaniami (np. zgubione podmioty wprowadzające chaos w sens zdania, czy słowa znaczeniem nie pasujące do kontekstu), to moje największe zarzuty. Większość z tych raniących oczy wpadek powinna zostać wyłapana przez redaktora, a jednak pozostała w publikacji.
Autor wyraźnie przekombinował ze stylem narracji, który dodatkowo zmieszał z przesadną wulgarnością wypowiedzi postaci. Nawet na podstawie przeczytanego fragmentu nie widzę uzasadnienia dla takiej ilości bluzgów. Do tego postaci są stereotypowo schematyczne. Ten miks plus fabuła, którą zdążyłam poznać, dalekie są od horroru, czy nawet grozy. Mnie wydały się słabej jakości parodią, już nawet nie klasy C, ale chyba Z.
Żywy ogień – Marek Kwietniewski – Tekst odbieram jako mocno przegadany w sporych fragmentach. Nie za bardzo też widzę tu akcję. Są pewne sceny, zdarzenia, ale rozmywają się w dywagacjach i opisach. Na przykład cała wstawka o biurokracji moim zdaniem jest zbędnym zapychaczem, który tylko przeszkadza w czytaniu.
Nie widzę też motywacji działania Rarocha. Sama złośliwość? Nie za bardzo to kupuję. Brakuje mi logiki w wielu zdarzeniach i działaniach.
Elementem na plus wartym wspomnienia jest oparcie pomysłu na faktycznych wydarzeniach. Szkoda tylko, że ten zawierający zalążek czegoś ciekawego pomysł został (według mnie) zmarnowany wykonaniem.
I znów muszę wspomnieć o braku korekty – zagubione przecinki, źle odmienione słowa, źle zapisane dialogi – to najczęściej rzucało mi się w oczy.
Poroniec – Franciszek M.Piątkowski – Drugie naprawdę dobre opowiadanie i to dobre pod każdym względem. Napisane wciągającym stylem, z ciekawymi postaciami, które nie są kukłami, ale żyją. Jest akcja i ciekawy pomysł na fabułę. Połączenie współczesności ze słowiańskimi bogami i demonami jest naturalne i napisane wiarygodnie, tworząc spójną całość. Po liczbie i jakości usterek (jakaś literówka czy dwie), przy wcześniej zauważonym braku korekty, widać od razu, że Autor ma opanowany warsztat i jego tekst czytało się z prawdziwą przyjemnością (pomijając fakt, że wywoływał ciarki klimatem i tematyką).
Jak było – Aleksandra Kozioł – Autorka postanowiła umieścić akcję w trakcie powstania Jakuba Szeli, czyli w bardzo konkretnym momencie naszej historii. W takim tle spotykamy ludzkiego bohatera, który w wyniku pewnych wydarzeń (za dużo zdradzać nie chcę) spotyka najsławniejszego chyba polskiego diabła – Borutę. Opowiadanie napisane jest w miarę sprawnie, ale treścią nie powala i w pamięci na długo nie zostanie.
Śląsk – Patrycja Żurek – W sumie po lekturze tego króciaka, na który składają się trzy niezależne sceny, miałam dwie reakcje: pytanie "Jaki był tego cel?" i wzruszenie ramionami. Pomijając brak połączenia (poza samą postacią Lucka) między miniaturami, wszystkie trzy rażą brakiem logiki, zbędą wulgarnością (bluzgi w narracji trzecioosobowej? – nie widzę dla nich uzasadnienia) i w sumie brakiem puenty.
Wierzbowe dzieci – Agata Poważyńska – Bardzo dobrze napisane, przejmujące i wzruszające opowiadanie. Ma kilka mocnych scen, a ostatnia jest niespodzianką. To też jeden z nielicznych tekstów, w których tak dobrze pokazane są słowiańskie wierzenia. Zdecydowanie jedno z trójki najlepszych opowiadań antologii.
Siostry Losu – Adam Loraj – Już na pierwszej stronie natknęłam się na źle odmienione słowo, dwa słowa zastosowane niezgodnie ze swoim znaczeniem, trochę błędów stylistycznych. A to wszystko w jednym, całostronicowym bloku tekstu. Dalej wcale nie jest lepiej, a wręcz dochodzą do tego błędy logiczne. Przykro mi, ale dotrwałam do momentu, w którym jedna z rodzanic przepowiada nowo narodzonemu dziecku, że doczeka się ono swych „dziadków i dziadków swoich dziadków”. Tego po prostu nie da się czytać. Rozumiem i wiem, że autor może zrobić masę różnych, nawet najgłupszych błędów, ale od tego są redaktor i korektor, by je wyeliminować przed publikacją.
Żądza zemsty – Aleksandra Rozmus – Jedyne, co mogę napisać dobrego to to, że tekst był krótki. I tylko dlatego dotrwałam do końca. Opowieść składa się z dwóch części, których akcja toczy się w różnych okresach – słowaińskich u zmiechrzu bogów i w XXI wieku. Niestety, obie części napisane są tym samym językiem. Autorka nie zważała, że w okolicach X wieku nie było np. kabaretów, więc użyła kompletnie nie przystającego do epoki słownictwa. W obu częściach też pojawiają się w narracji zbędne wulgaryzmy i kilka błędów stylistycznych i logicznych. To wszystko sprawia, że nawet jeśli był tu jakiś zalążek ciekawego pomysłu, poległ on w bitwie z wykonaniem, bo czytało cię to po prostu źle.
Wąpierz – Maciej Szymczak – Mam z tym opowiadaniem dylemat. Nie wiem, kiedy, w jakich czasach rozgrywa się jego akcja. Jest w treści kilka elementów wzajemnie się wykluczających, bo pochodzących z różnych epok. Gdyby nie ten dysonans mogłabym powiedzieć, że to ciekawa i w pewien sposób zabawna historia, zwłaszcza zważywszy na całkiem sympatyczną postać Jaśka. Mimo wszystko jednak ten czasowy misz-masz powoduje, że nie ocenię tekstu zbyt wysoko.
Bieda – Tomasz Siwiec – Oj, na dzień dobry czytelnik zostaje uraczony opisem bohaterki – takim w samych superlatywach. Gdyby autorem nie był mężczyzna, miałabym podejrzenie, że mam do czynienia z Marysią Zuzanną. Ten zabieg nie przypadł mi do gustu. Jak i przegadane bloki tekstu i tłumaczenia, wyjaśnienia. Opowiadanie średnie.
Pieniacz – Jacek Pelczar – Ostatnie opowiadanie zbioru wciąga zarówno fabułą, pomysłem na Pieniacza i braci Wilków, jak i realizacją. Jacek Pelczar w bardzo plastyczny sposób pokazuje i miejsca i ludzi. Autor wykonał kawałek dobrej roboty dopasowując także język do epoki, czym pogłębił klimat słowiańskiego świata.
Ostatnią pozycją jest zbiorek wierszy – o nich opinii pisać nie będę.
Czytałam wiele różnych antologii – jednego autora lub różnych. Żadna jednak nie była tak nierówna jeśli chodzi o jakość tekstów. Rzadko mogłam powiedzieć/napisać, że opowiadania są słabe (pamiętam, że na cały zbiór trafiło się z raz czy dwa jedno wyraźnie negatywnie odstające). W tym zbiorze to niestety więcej niż jeden bardzo słaby jakościowo tekst.
Wrażenie to potęguje...
2019-10-04
Dla mnie dobra powieść to taka, która wzbudza emocje, im silniejsze, tym lepiej. Dla mnie dobra książka musi być dobrze napisana (i - nie czarujmy się – zredagowana), stylem, który czyta się sam. Z wyrazistymi, żywymi (nawet jeśli to nieumarli) postaciami. Z wciągającą fabułą i odpowiednio zaplątaną intrygą, której rozwiązania nie przewidzę po kilku stronach.
Powieść bardzo dobra to taka, która poza spełnieniem tych właśnie wymienionych, mniej lub bardziej definiowalnych elementów, ma jeszcze to „coś”. „Coś”, którego nie da się nazwać, ale które się czuje. Które ugina kolana i wyrzuca z kapci.
Debiutancka powieść Agnieszki Osikowicz-Chwai ma – jak dla mnie – właśnie to „coś”.
„Pamięć lasu” opowiada o ludziach wojny – o żołnierzach, o cywilach, usiłujących przeżyć w trudnych czasach, o partyzantach tak zżytych z lasem, że już w niego wtopionych. Są w tej książce potyczki, miłostki, okruchy codziennego życia. Są przebłyski przeszłości, powoli odsłaniające drogi poszczególnych bohaterów, które doprowadziły ich do miejsca, w którym ich spotykamy. Są tajemnice i ledwie przebłyski magii, wcześniej wyrugowanej ze stworzonego przez Autorkę świata. Nie ma epickich bitew, niezwyciężonych herosów, wszechpotężnych magów. Są ludzie, zmagający się z rzeczywistością, w której przyszło im żyć i z własnymi, wewnętrznymi demonami.
Nie wiem, czy mimo to, czy wręcz właśnie dlatego książkę czyta się szybko. Lektura jest mocno wciągająca.
Wszystkie elementy idealnie pasują i się wzajemnie uzupełniają, dobrze wyważone, pokazując kompletny świat, a nie tylko jego wycinki. Brud i okrucieństwo (jak bestialska śmierć Iskry i Mirona) przeplatają się z sielskością i spokojem (jak ogród Olli Ruben). Nie ma w fabule żadnych dziur, zwłaszcza logicznych, na które reaguję mniejszą lub większą alergią. Są pewne niedomówienia, nie zdradzone sekrety, ale jednocześnie też obietnice ich wyjaśnienia w przyszłości. Postaci są konsekwentne w swych przekonaniach i działaniach. Oczywiście – podlegają z czasem pewnym zmianom, rozwojowi, ale co to by była za powieść, gdyby tak nie było.
Nie da się ukryć, że główna postać, kapitan Asger Sidort skradł moje czytelnicze serce od pierwszych stron. To taki bohater do zakochania się. Nie będę więcej o nim pisać, by nie zdradzać za dużo i nie psuć innym przyjemności z odkrywania jego historii i osobowości.
Czekam teraz z niecierpliwością na przyszłość i już rezerwuję na półce miejsce na kolejny tom leśnych opowieści Agnieszki Osikowicz-Chwai.
A na koniec jeszcze kilka słów na temat wydania. To kolejna pozycja z wydawnictwa Alegoria, którą z wielką przyjemnością bierze się do ręki. Okładka dosłownie pieści palce, a grafika na niej przyciąga spojrzenie. Ciekawym zabiegiem jest też zastosowanie grafiki na początku każdego nowego rozdziału. Dawno czegoś takiego nie widziałam. I chociaż zajmuje to nieco miejsca, podoba mi się.
Dla mnie dobra powieść to taka, która wzbudza emocje, im silniejsze, tym lepiej. Dla mnie dobra książka musi być dobrze napisana (i - nie czarujmy się – zredagowana), stylem, który czyta się sam. Z wyrazistymi, żywymi (nawet jeśli to nieumarli) postaciami. Z wciągającą fabułą i odpowiednio zaplątaną intrygą, której rozwiązania nie przewidzę po kilku stronach.
Powieść...
2019-01-20
Jak to z antologiami, zwłaszcza różnych autorów, bywa, teksty są bardzo różne. I mimo że Fantazmaty poziom trzymają, czego redakcja bardzo pilnuje, to trafiają się teksty lepsze i gorsze w odbiorze. Wszyscy przecież wiemy, że gusta są różne :) Ocena tomu jest więc pewną średnią ocen poszczególnych opowiadań. A teraz po kilka subiektywnych słów o każdym z nich:
Trupy - intrygujące, dające do myślenia (kto z bohaterów ma rację? i czy da się to w ogóle ustalić?). Jednak dość mocno przywodzące na myśl incepcję - sen we śnie, we śnie, we śnie...
Pod skórą - jak dla mnie słabo - zbyt mocno obyczajowo z fantastyką, której równie dobrze mogłoby nie być. Jej obecność nie wpływa absolutnie na nic. Do tego tematyka oklepana. Prawdopodobnie autorka liczyła na poruszenie czytelnika losem bohaterki, ale u mnie wywołała jedynie wzruszenie ramion i poczucie straconych kilku minut.
Wieczne życie - niezwykle sympatyczne, wesołe, lekkie i przyjemne. Wywołuje szczery uśmiech. Spojrzenie oczami dziecka jest świetnym pomysłem, nadaje poruszonemu w tekście problemowi nowej perspektywy. Działania babci - fantastyczne, a podróż jej i Tomeczka w poszukiwaniu śmierci to niezwykła przygoda, której obserwacja była czystą przyjemnością.
Śnienie - kompletnie odjechana awantura i chociaż bohaterowi przydarzyła się przygoda momentami mrożąca krew w żyłach, to opowieść jest pełna humoru i ciekawych zwrotów akcji. Teściowie są idealnym elementem wzbogacającym. Przyjemna parodia na superbohaterów.
Dzień Walpurgii - tematycznie zdecydowanie nie moja bajka. Cóż więc mogę powiedzieć? Że opowiadanie napisane jest sprawnie, skoro mimo tematyki doczytałam do końca bez bólu. Nawet nie przeszkadzał mi sposób narracji, bo poprowadzony został wciągająco. A ja po prostu w fantastyce wolę znacznie więcej fantastyki, w definicji której choroba psychiczna się według mnie nie mieści.
Następna stacja: Katastrofa - od samego początku nabrałam apetytu, który nie został do końca zaspokojony. Ledwo się rozkręciło, a już się skończyło. Do samego opowiadania nie mam zastrzeżeń - świetny pomysł, świetnie zrealizowany. Może w sferze tematu SI do przemyśleń nie specjalnie odkrywczy, ale ciekawy. Tylko tytuł mógłby być inny - zdecydowanie za dużo zdradza i końcówka nie zaskakuje jakby mogła.
Babie lato - w sumie, to nie do końca wiem, co to miało być. Z jednej strony mamy starosłowiańską wioskę, której mieszkańcy czczą Mokosz, Peruna, odprawiają gusła by przebłagać płanetnika (swoją drogą odprawiający je guślarz jest jak dla mnie bardzo mało wiarygodny). Z drugiej bohaterka w swej chacie w skrzyni trzyma biały ślubny welon, używa żeliwnej patelni... Nie podoba mi się to. Albo autor trzyma się realiów epoki, albo daje bardzo wyraźny sygnał, że wykreowana rzeczywistość jest alternatywna. Tu takiego sygnału nie ma i dla mnie to są koszmarne błędy logiczne, które przesłaniają fabułę (skądinąd nie taką złą w zamyśle) i sprawiają, że ocena leci na łeb na szyję.
Zachwyt - tym razem nie ma się czym, moim zdaniem, zachwycać. Nie dobrnęłam do końca. Najpierw próbowałam czytać, wczytać się. Potem zaczęłam tekst skanować wzrokiem i w końcu tylko kartkować. Jedyne, co zapamiętałam,to przegadanie i wodolejstwo. Strumień świadomości, który kręcił się jak bączek, wciąż wracając do tych samych sformułowań. jeśli gdzieś dalej, w niedoczytanej przeze mnie części, znalazło się coś świeższego, nowego, ciekawszego, to nie dotrwałam. Tekst nie był w stanie mnie utrzymać.
Na podobieństwo - trochę nijakie to opowiadanie. Nie do końca wiem, jaki efekt Autorka chciała osiągnąć. Bo ani to straszne, ani zabawne. Ani nie trzyma w napięciu, a to by się przydało, zważywszy na wybraną tematykę i pomysł na przygodę. Da się przeczytać, ale szału nie ma.
Błędny Rycerz - przyznaję, że początek mnie nie zachęcił. Był dziwny, zbyt dziwny. Jednak pozostałam przy lekturze i nie żałuję, bo akcja się rozkręciła i poszła w ciekawą stronę. Osobowość tytułowego Rycerza odgadłam dość wcześnie, co odrobinę zepsuło mi niespodziankę za koniec, ale warto było poczytać.
Pan Kukiełka - chwilę się zastanawiałam nad odczuciami po lekturze tego opowiadania. Specyficzna narracja pozawala poznać historię w pewien ograniczony sposób, pod wąskim kątem. Ostatecznie stwierdziłam, że jest to bardzo wzruszająca opowieść. Smutna, ale wzruszająca.
Ego te absolvo - trochę dziwne, nie za bardzo mnie poruszające w jakikolwiek sposób, ale w miarę sprawnie napisane. Nie wiem, z czego to wynika - moich "mocy" ;) czy zbyt łatwych podpowiedzi i wskazówek, ale znów odgadłam pewne elementy i nie zostałam w końcówce zaskoczona. A to zawsze odbiera część przyjemności z lektury.
AJAS 22.9.5.12.11.9 - tytuł nie do zapamiętania, przynajmniej dla mnie, cudem pamiętającej własny numer telefonu. Co się za nim kryje? Pewna pętla, w której tkwi prawdopodobnie (bo sam nie jest do końca pewien swojego imienia) tytułowy bohater. AJAS próbuje wyrwać się z tej pętli, ale jego przeznaczenie jest silniejsze. Historia sama w sobie jest intrygująca, mimo że nie objaśnia dziwnego świata, który jest pokazany oczami bohatera. Na końcu opowiadania znalazło się kilka słów dodatkowego wyjaśnienia od Autora, po których tekst nabiera zupełnie nowego wymiaru. Przyznaję, że sama bym na to nigdy nie wpadła.
Dwie głowy węża - no, tu Autorka mnie zwiodła i zaskoczyła. Nie samym, niezbyt często spotykanym światem i jego konstrukcją, ale intrygą. Czyli dostałam to, co lubię. Tajemniczy wróg był na tyle tajemniczy, że do momentu jego ujawnienia, nie udało mi się odgadnąć jego tożsamości. A kandydatur miałam kilka i co trochę musiałam kolejne odrzucać. Opowieść wciąga mocno.
Księga Daat - napisane z jajem i dużą dawką poczucia humoru, jaki lubię. Może panna jest nieco klasyczna w swych humorkach i fochach, może słodki łobuz też się wpisuje w znany typ, ale czytanie o ich przygodach jest czystą przyjemnością. Nie dajcie się jednak zwieść - tekst ma w sobie coś więcej niż samą rozrywkę. Jest tu i nad czym pomyśleć, zwłaszcza nad przewrotnością losu. Sama na własnej skórze przekonałam się bowiem, że trzeba uważać na życzenia i marzenia, bo mogą się spełnić - nie całkiem tak, jak by się chciało.
Drakodoncja stosowana - to drugi tekst w tej antologii, którego nie dokończyłam. Z bardzo subiektywnych powodów, które komuś innemu nie będą przeszkadzały, a może wręcz odwrotnie - będą zaletą. W każdym razie przedłużający się opis zabiegu stomatologicznego plus wariacja na temat Dratewki (czy naprawdę bohaterem nie mógł zostać ktoś inny?) skutecznie mnie zniechęciły.
Rzeczy, które robisz w Łodzi, będąc martwym - paranormalne śledztwo w świecie duchów okazało się ciekawym przeżyciem czytelniczym. Bez szaleństwa, ale pomysł na zaświaty i kilka związanych z tym elementów są dobre.
Gang Higiena - dobrze, że to szorciak, bo w dłuższej wersji byłoby to mocno niestrawne. Tekst oparty w dużej mierze na grze słów jest zabawny, ale do pewnego momentu. Autorom udało się zakończyć w tym właściwym momencie, zanim doszło do przesytu. I dodatkowym plusem dla mnie było, że do samego końca nie odgadłam, kto jest hersztem gangu.
I moją głowę też - przyznaję, że doczytałam do końca, ale lekko zgrzytając zębami i przewracając oczami. W ostatecznym rozrachunku nie kupuję tego świata ani bohaterki. Mam poczucie jakiegoś braku, który sprawił, że lektura bardziej męczyła, niż sprawiała satysfakcję. Mam na myśli brak jakiegoś wyjaśnienia, skąd się pewne rzeczy wzięły i dlaczego świat wygląda tak, a nie inaczej. Do tego bohaterka mnie irytowała, nie nawiązałam z nią żadnej więzi.
Na obraz i podobieństwo - Autor poruszył ciekawy temat. I przedstawił go w interesujący sposób. Widzę tu kilka warstw i wiele pytań. Nie tylko o religię i narodziny bogów, o czym pisze wprost, ale także o to, co czyni człowieka, o jego moralność, poczucie odpowiedzialności za własne czyny. Świetne jest to, że Autor nie daje wprost żadnych odpowiedzi, pozostawiając możliwość rozważenia wszystkiego czytelnikowi. Niby narrator jest jedynie obserwatorem, niby akcja płynie spokojnie, nie ma jakichś szczególnych porywów, ale nie da się od tekstu oderwać. Postaci pozostałych naukowców sprawiły, że się nad nimi zastanawiałam. Najbardziej ludzki wydał mi się Nguyen, nie mogłam długo rozgryźć Bjorna, a Ann wyszła najsłabiej. Już Jane i Rachela były od niej żywsze i bardziej prawdziwe.
Jak to z antologiami, zwłaszcza różnych autorów, bywa, teksty są bardzo różne. I mimo że Fantazmaty poziom trzymają, czego redakcja bardzo pilnuje, to trafiają się teksty lepsze i gorsze w odbiorze. Wszyscy przecież wiemy, że gusta są różne :) Ocena tomu jest więc pewną średnią ocen poszczególnych opowiadań. A teraz po kilka subiektywnych słów o każdym z nich:
Trupy -...
2018-12-30
Książkę czytałam już jakiś temu. Potrzebowałam jednak czasu, by przetrawić i pogodzić się z tym, co w niej znalazłam. By nie rzucać inwektywami w autora za to, jaki los zgotował swym bohaterom.
Druga rzecz – jak napisać te kilka słów opinii, żeby nie zdradzać tym, którzy jeszcze nie czytali „Bezwładności”, co się wydarzyło i jak skończyło? Postanowiłam więc skupić się na emocjach i kreowaniu rzeczywistości, obok której nie sposób przejść obojętnie.
Żyjemy w zalewie informacji – wszelakich. Od pierdół, typu co na śniadanie zjadła ta czy owa celebrytka, po newsy o ludzkich tragediach – wojennych (historycznych i obecnych), wypadkach, zbrodniach. I mam wrażenie, że coraz słabiej emocjonalnie na nie reagujemy. Może zabrzmi to okrutnie – ale uodparniamy się, obojętniejemy w większym lub mniejszym stopniu. Zwłaszcza jeśli dana sprawa nie dotyczy nas osobiście, naszych najbliższych, przyjaciół, czy choćby grona dobrych znajomych, no dobrze i pewnie też sąsiadów, z którymi ledwie wymieniamy zdawkowe „dzień dobry”.
No właśnie, jeśli nie znamy ludzi, których dotknęła tragedia, możemy w myślach (bo inaczej nie wypada) wzruszyć ramionami, na głos powiedzieć jakiś ogólnikowy truizm, westchnąć ze współczuciem.
Jak wiele jednak zależy od formy podania danej treści! Zdarzało mi się czytać opowiadania i powieści, które mnie nie poruszały, nawet jeśli były napisane pięknym, wyszukanym i bogatym językiem. Ale brakło w nich życia. U Jacka Łukawskiego wszystkie postaci są żywe. I chociaż pokazana historia dzieje się w jakimś tu i teraz, to ci ludzie mają swoje historie, często skomplikowane, włącznie z zapętleniem i powiązaniem z inną, starszą historią, i które wyraźnie oddziałują na aktualne decyzje i czyny bohaterów. Nie ma w książce postaci wyraźnie złych i wyraźnie dobrych – są po prostu prawdziwymi ludźmi. Na pierwszych stronach są sąsiadami, później stają się znajomymi i w końcu bliskimi przyjaciółmi. Ich los zaczyna nas obchodzić. Z drżeniem serca więc śledzi się momenty zagrażające ich życiu i oddycha z ulgą, gdy zagrożenie mija.
To właśnie dostałam czytając „Bezwładność”. Z pozoru i na pierwszy rzut oka historię jakiej miliony, losy rozpadającego się małżeństwa – pewnie na moim osiedlu by się sporo takich par znalazło. Jednak jest to historia, która wywołała we mnie emocje – całe ich spektrum, zmieniające się w miarę czytania. To jest moim zdaniem to, co odróżnia dobrą literaturę od przeciętnej.
Jacek Łukawski jednak nie raz udowodnił, że niezależnie jakim stylem pisze („Kraina martwej ziemi”, jego kryminały, czy teraz ten thriller, to zupełnie inne światy nie tylko gatunkowo ale i językowo i stylistycznie), to ożywia przedstawiony świat i bohaterów, wprowadza ich w życie czytelnika. I nie mam na myśli wyłącznie języka i konstrukcji zdań i akapitów. To obejmuje znacznie więcej – wnikliwą analizę poruszanej w powieści tematyki, rzetelność niuansów (wpływ pandemii jako przykład), plastyczne pokazanie otoczenia.
I chociaż zazwyczaj rzadko czytam coś poza szeroko pojętą fantastyką, to cieszę się (hmm, czy w kontekście tematyki „Bezładności” powinnam użyć tego słowa?), że jeśli już sięgnęłam po coś innego, to jako czytelnik zostałam nagrodzona wyśmienitą lekturą.
Książkę czytałam już jakiś temu. Potrzebowałam jednak czasu, by przetrawić i pogodzić się z tym, co w niej znalazłam. By nie rzucać inwektywami w autora za to, jaki los zgotował swym bohaterom.
więcej Pokaż mimo toDruga rzecz – jak napisać te kilka słów opinii, żeby nie zdradzać tym, którzy jeszcze nie czytali „Bezwładności”, co się wydarzyło i jak skończyło? Postanowiłam więc skupić się na...