-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant11
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać395
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2019-01-21
2019-01-07
Adam Faber nie daje nam nawet chwili wytchnienia. Czwarty tom serii Kroniki Jaaru zawitały do nas z wielkim rozmachem. Czasami zastanawiam się, jak duża jest wyobraźnia autora. Są chwilę, kiedy jednak wolę nie wiedzieć — dla własnego dobra ;). Czy czwarta część jest warta przeczytania? TAK!
Kate Hallander zamieszkuje w tajemniczej krainie Tir-na-Nog. Pozostawiona przez większość przyjaciół poznaje drugą stronę medalu Jaaru. Czy jej decyzja była słuszna? Czy grozi jej i przyjaciołom niebezpieczeństwo? Do czego będzie zmuszona, by dowieźć prawdy?
To jedna z nielicznych serii fantasy, która ma bardzo piękną i tajemniczą okładkę. Każdy następny tom w jakiś sposób ze sobą się łączą, Tworząc spójną całość. Może część będzie narzekać, że to twarda oprawa, jednak uważam, że przy tylu stronach (550 stron), twarda okładka pomaga zachować dzieło w jednym kawałku.
Co do samej treści to mam wrażenie, że czwarty tom jest najbardziej mroczny ze wszystkich tomów. W tej części jakby światu zabrakło pięknych, ciepłych barw. Pozostał smutek, samotność, złość i nienawiść. Jak sobie poradzi z tym wszystkim młoda dziewczyna, która od niedawna jest czarownicą? Czy przyjaciele pogodzą się, pomimo odmiennych poglądów? Którą ze stron wybiorą? Nadchodzi wojna, która gotowa jest zniszczyć wszystko, co przez wiele lat wszyscy budowali. Czy właśnie tak ma się skończyć Jaar?
Jestem zachwycona tym, że Adam Faber pokazał nam również mroczną część Jaaru. Uświadamia tym samym, że nawet w magicznym świecie, nigdy nie jest tak kolorowo, jak nam się wydaje. Co więcej, akcja, która ma tam miejsce, wydaje mi się być agresywniejsza, bezwzględna. Jak dla mnie to są same plusy. Nie było chwili, żebym się nudziła. To jedna z nielicznych serii, po których mam kaca czytelniczego.
Co więcej, bardzo podobał mi się pomysł, że w tym tomie to nie Kate była najważniejsza, ale wszyscy Strażnicy Żywiołów. Każda z tych postaci, ma swoje pięć minut i można zobaczyć, czym się zajmują, co czują i sposób ich postępowania w tej trudnej dla nich sytuacji. Co więcej, do świata śmiertelników wkracza tajemniczy młodzieniec, który zaczyna pracować w sklepie u Seleny. Kim tak naprawdę jest? Nie będę Wam Spoilerować — chcę, byście sami się przekonali.
Już się doczekać nie mogę następnego tomu. Jestem ciekawa, jakie przygody będzie miała Kate. Jeżeli jeszcze nie czytaliście tej serii — to czas zacząć. Lekka, przyjemna, z ciekawymi bohaterami. Każdy tom otwiera przed nami pewne bramy do Jaaru. Z jednej strony widzimy piękne magiczne istoty, żyjące wśród kolorowych dolin. Z drugiej zaś niebezpieczne miejsca, postacie skrywające więcej tajemnic, niż nam się, śmiertelnikom, może wydawać. Zaintrygowani? Zapraszam zatem do lektury :)
Adam Faber nie daje nam nawet chwili wytchnienia. Czwarty tom serii Kroniki Jaaru zawitały do nas z wielkim rozmachem. Czasami zastanawiam się, jak duża jest wyobraźnia autora. Są chwilę, kiedy jednak wolę nie wiedzieć — dla własnego dobra ;). Czy czwarta część jest warta przeczytania? TAK!
Kate Hallander zamieszkuje w tajemniczej krainie Tir-na-Nog. Pozostawiona przez...
2018-10-31
W 2017 roku byłam na Warszawskich Targach Książki. Każdy, kto chociaż RAZ był na takiej imprezie, wie, że wchodzi się z pełnym portfelem a wychodzi z pustym ;) . Wygrzebałam z tamtego roku książkę, którą zdobyłam i wreszcie ją przeczytałam. Kiedy cały szum na jej temat osłabł a blogerzy i czytelnicy o niej zapomnieli — ja wreszcie się za nią wzięłam. Warto było? Tak, jednak spodziewałam się czegoś lepszego.
Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu miasta. Z pewnych powodów zostaje schwytana i przetransportowana do kolonii karnej — Oksford. Więzieniem rządzi rasa pochodząca nie z tego świata. Dziewczyna, chcąc odzyskać wolność, musi współpracować z tajemniczym Naczelnikiem, który nie tylko jest jej Panem, ale również trenerem. Czy Paige da radę uciec z więzienia? Dlaczego została tam zesłana? Jakie panują tam zasady?
Słyszałam, że książka jest trudna przez używane skomplikowane zwroty słowne, wymyślanie nowych nazw czy też bardzo rozbudowane drzewo jasnowidzów. Nie oszukujmy się, nie jest to wcale takie trudne. Osoby, które siedzą w fantastyce już dłużej, sami przyznają, że takie rozbudowanie magii jest czymś świetnym i raczej zachęcającym niż zniechęcające. Co więcej, autorka na końcu książki podała krótkie historia pewnych znanych postaci i ich duchów występujących w książce. Nie wiem jak innym, ale po pierwsze rozbudowana magia i dość znani ludzie w książce, powoduje, że aż chce się czytać. Jeżeli boicie się, że będzie to dla Was za trudne to zaufacie Bukku — bierzcie się za czytanie, a już po kilkunastu stronach zrozumienie uniwersum, prawo tam panujące i całą magię.
Internet rok temu, jeżeli chodzi o książki, to aż huczał na temat tej powieści. Sądziłam, że wręcz będzie to coś GENIALNEGO. Jednak przywitała mnie dobra i przyjemna książka urban-fantasy. Jeżeli chodzi o główną bohaterkę — to jedna z tych postaci, które od razu się lubi. Dzięki Samatha Shannon za bohaterkę, która nie płaczę za każdym razem. Spokojnie można powiedzieć, że Paige, to postać silna, niepoddająca się, posiadająca swoje wady, jak i zalety. Co więcej, bohaterka ma 19 lat. W miarę zagłębiania się w powieść poznajemy jej pełną historię życia. W czym pomaga nam zrozumieć, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej.
Kolonia Karta Oksford z jednej strony została świetnie opisana, z drugiej czegoś mi brakowało. Opisy są rzeczowe i dość dokładne, ale nie przynudzają. Jednak, jak słyszę słowa "kolonia karna", oczami wyobraźni widzę coś kompletnie innego. Czy to dobrze? Nie wiem. Każdy ma inną wyobraźnię. Co więcej, w tym miejscu zebrani zostali wszyscy ludzie posiadający pewne zdolności. Uważam, że Refaitci mogliby kompletnie inaczej wykorzystać ich zdolności, do celów, które poważnie im się przydadzą. Mam wrażenie, że tutaj autorka lekko popłynęła i się zgubiła. Bo umówmy się, osoby mające zdolności jasnowidzenia, które muszą występować w cyrku czy też w przedstawieniach — to kompletnie nie trzyma się kupy. Jednak historia tego miejsca jest bardzo ciekawa, dlatego też warto zagłębić się w tę powieść.
Następna rzecz, która spowodowała obniżenie oceny książki to zakończenie. Oczekiwałam czegoś lepszego, coś, co mnie zaskoczy. Było dużo momentów nudnych. Jednak cała historia była w miarę interesująca. Warto pamiętać, że to pierwszy tom z całej serii. Fakt, że powinien nas zachęcić do czytania następnych książek, to ostatnio zauważyłam, że pierwsze tomy to wprowadzenie do uniwersum, gdzie spotykamy dużą ilość opisów, mniej akcji i przedstawienie głównej postaci. Zapewne przeczytam drugi tom. Jestem ciekawa czy historia będzie ciekawsza a akcji więcej.
W 2017 roku byłam na Warszawskich Targach Książki. Każdy, kto chociaż RAZ był na takiej imprezie, wie, że wchodzi się z pełnym portfelem a wychodzi z pustym ;) . Wygrzebałam z tamtego roku książkę, którą zdobyłam i wreszcie ją przeczytałam. Kiedy cały szum na jej temat osłabł a blogerzy i czytelnicy o niej zapomnieli — ja wreszcie się za nią wzięłam. Warto było? Tak, jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-10
Ja kompletnie nie wiem, jak to jest, ale w większości razy, to co innym się podoba, uważane jest za bestseller, u mnie wypada średnio. Nim sięgnęłam po książkę Anety Jadowskiej, przeczytałam niejedną opinię na jej temat. Ogólnie — fenomenalna autorka, genialnie pisze książki. No po prostu same 'ohy' i 'ahy'. Nie zastanawiając się dłużej, przeczytałam — a raczej zmordowałam — pierwszy tom serii Nikity "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów". Co do tej książki mam bardzo mieszane odczucia. Zacznę od początku — tak jak zawsze.
Pewnego dnia, porwana zostaje dziewczyna z Dzielnicy Cudów. Tą sprawą zaczyna zajmować się nikt inny jak Nikita. Sprawa zaczyna naruszać prywatne życie Nikity. Co więcej, szefowa zmusiła dziewczynę do posiadania partnera. Kim jest tajemniczy Robin? Czy dziewczyna, będzie mogła zaufać obcej osobie? Kto porwał piosenkarkę i jaki miał temu cel?
"-Dlaczego wołałaś swojego ojca?
-Czasami koszmary mają imię - powiedziałam cicho, żałując tego w sekundzie, w której słowa opuściły moje usta".
Jeżeli chodzi o okładkę — może nie powala na kolana, ale jest bardzo oryginalna i ciekawa. Podoba mi się fakt, że nie jest to zdjęcie a rysunek. Co więcej — książka posiada kilka dodatkowych grafik w środku dzieła. Część jest bardzo ciekawa, mam tylko jedno zastrzeżenie — w jednym z obrazków jest błąd. Nie wiem, czy to specjalnie, czy też nie, ale jeżeli będziecie czytać dzieło, przyglądajcie się im — ciekawe czy znajdziecie chochlika ;)
Nikita — główna bohaterka jest intrygującą postacią. Można powiedzieć, że z powodu swojej pracy, ma wiele twarzy. Nie da rady się z nią nudzić. Nie jest głupiutką dziewczyną, która albo płacze, albo biegnie po samca, by pomógł rozwiązać sprawę. Spokojnie można stwierdzić, że jej motto brzmi "Jeżeli umiesz liczyć — licz na siebie". Aneta Jadowska świetnie wplata przeżycia bohaterów z odległych czasów do spraw, które mają miejsce tu i teraz. Postacie, za pomocą takich manewrów, nie są puste. Sam pomysł, by osoba na wózku inwalidzkim, mogła być mechanikiem — za takie pomysły ma u mnie wielkiego plusa. W książce poznamy bardzo dużo pobocznych bohaterów, których z łatwością zapamiętujemy.
Ja oczekuję, że kiedyś w gratisie, albo za dodatkową dopłatą, autorka wpadnie na pomysł, by narysować mapę i pięknie ją ozdobić. Głównym miastem jest Warszawa — która została podzielona na Wars i Sawę. Zapomnijcie o dzielnicach Stolicy — nie znajdziecie tutaj Żoliborza, Mokotowa, Targówka czy Ursusa. Znajdziecie natomiast dzielnice dzikie, zamieszkałe, przez nietypowe i bardzo groźne potwory, dzielnicę, która przez magię zatrzymała się w latach 30stych, dzielnicę ludzi bogatych itp. To był jeden z czynników, dlaczego wzięłam się za to dzieło. Chciałam zobaczyć, jak ktoś potrafi użyć realnego, prawdziwego miasta i zmienić je nie do poznania.
Na początku mojej recenzji napisałam, że zmordowałam książkę, pomimo że dzieło ma nie więcej niż 315 stron. Mowa o opisach. Zastanawiam się, czy autorka nie brała prywatnych lekcji od Elizy Orzeszkowej — pod warunkiem, że potrafi cofać się w czasie! Opisy są bardzo obszerne, detaliczne i czasami, aż nudne. Osobiście skróciłabym je do połowy, jednak może taki styl ma właśnie A. Jadowska — nie wiem, to moja pierwsza książka jej autorstwa.
"Zrobiłam próbę głośności, a Karma na moją prośbę, by dała głos zaczęła szczekać. Obstawiałam bardzo zapchlonego, mocno sfrustrowanego teriera".
Co więcej, na dobrą akcję, czekałam 2/3 książki. Reszta to były same opisy miasta, charakterystyka różnych bohaterów i krzątanie się po ulicach. Jednak, jak tylko akcja wreszcie się pojawiła — byłam pod wielkim wrażeniem. Jeżeli chodzi o język książki — dialogi i sposób opisywania — są lekkie. Nie znajdziemy trudnych wyrazów, czy wymyślonych zwrotów.
Książka jest dobra, nie jest to arcydzieło czy bestseller. Opisy są za długie i potrafią przynudzać niesamowicie. Jednak bohaterowie, genialnie wykreowane miasto, magia i potwory biegające po mieście — to powody, dla których warto chwycić za to dzieło. Mimo tego, że książka dostała u mnie tylko 5 na 10 punktów, wezmę się i za II tom, by przekonać się, czy coś się zmieniło, bo postać Robina — tajemniczego mężczyzny — maksymalnie mnie zaintrygowała.
Ja kompletnie nie wiem, jak to jest, ale w większości razy, to co innym się podoba, uważane jest za bestseller, u mnie wypada średnio. Nim sięgnęłam po książkę Anety Jadowskiej, przeczytałam niejedną opinię na jej temat. Ogólnie — fenomenalna autorka, genialnie pisze książki. No po prostu same 'ohy' i 'ahy'. Nie zastanawiając się dłużej, przeczytałam — a raczej zmordowałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-01
Ostatni tom świetnej serii "Baśniobór" był genialnym podsumowaniem przygód dwójki młodych bohaterów i ich przyjaciół. Czy zakończenie było najlepsze? Zdania są podzielone, co nie zmienia faktu, że było ciekawie. Co wręczyło nam UROBOROS i Brandon Mull?
Kendra wraz ze swoim młodszym bratem i z Rycerzami Świtu nie poddają się i chcą pokrzyżować plany wrogom. Podróże zaprowadzają ich na same krańce świata, by uchronić ostatnich strażników artefaktów. Na kogo będą mogli liczyć Rycerze Świtu? Co będzie musiał wykonać Seth, by pomóc swoim przyjaciołom? Czy rodzice bohaterów dowiedzą się o tajemnicy swoich dzieci i rodziców? Kim tak naprawdę jest Sfinks?
Bohaterowie niewiele się zmieniają, jednak mimo wszystko, bardzo miło czyta się ich przygody. Warto jednak wziąć trochę luzu i pamiętać, że to jednak dzieci. Porównując ich przygody z Harry Potterem — niestety przegrywają, ale nie jest najgorzej. Co najważniejsze — czyta się szybko, dobrze i cholernie wciąga! W ostatnim tobie tej serii, tak jak w poprzednich częściach — poznamy nowych bohaterów z każdej ze stron tej wojny — bo tak to można nazwać.
W tej części jest tak mało Baśnioboru, że aż jestem w szoku. Dzieciaki są wszędzie, ale nie tam. To nie oznacza, że to błąd. Kendra i Seth mają tyle przygód, że aż dziw, że się nie złamali psychicznie. Moją wielką miłością są smoki. Jakże się ucieszyłam, jak dowiedziałam się, że nie tylko IV tomie, ale również i w tym spotkamy te mądre i groźne magiczne stworzenia.
Wojna, która toczy się pomiędzy dobrem a złem, została opisana barwnie. Nie tylko nienawiść i chęć wygrania, ale również miłość i poświęcenie zostały genialnie opisane w tej części. Cieszę się, że Brandon Mull nie rzucił się na długie i nudne opisy. Zepsułoby to całkowicie magię tego zdarzenia.
Dlaczego, skoro książka była tak dobra, zakończenie nie było najlepsze? Cóż.. bo od pierwszego tomu, wiecie, jak to się wszystko zakończy. Książka przeznaczona jest dla dzieci od 9 roku życia. Plusem jest to, że autor nie ucieka od tematu śmierci, straty i niepowodzenia, jednak bardzo ucieka od brutalności, krwi i bólu, jaki powstaje po zdradzie najbliższych ludzi. Bohaterowie mogą być smutni i źli, ale to tylko tyle.
To będzie krótka recenzja, bo nie chce zdradzać, jak się dokładnie to skończy. Jednak, jeżeli przeczytałeś pierwszą część i Tobie się NIE spodobało — daj szansę następnym częścią — serio WARTO! Książkę czyta się szybko i niesamowicie. Wciąga od pierwszej strony. Mimo kilku wad książka jest warta uwagi. Czy będę powracać do tych książek? Niestety wątpię. Jednak dzieła zostawiam dla mojej córki. Może kiedyś będzie chciała je przeczytać.
Ostatni tom świetnej serii "Baśniobór" był genialnym podsumowaniem przygód dwójki młodych bohaterów i ich przyjaciół. Czy zakończenie było najlepsze? Zdania są podzielone, co nie zmienia faktu, że było ciekawie. Co wręczyło nam UROBOROS i Brandon Mull?
Kendra wraz ze swoim młodszym bratem i z Rycerzami Świtu nie poddają się i chcą pokrzyżować plany wrogom. Podróże...
2018-08-05
Pamiętacie, jak narzekałam na pierwszą część tej serii? To był fakt, z którym ciężko było się kłócić. Książka była na bardzo niskim poziomie i po prostu nudna. Jakże się bałam brać za następne tomy. Nie z powodu tego, że będzie źle, ale dlatego, że stracę swój czas. Jakże się cieszyłam, że autor wziął się za siebie i zaczął pokazywać, na co go, tak naprawdę, stać. Nie ma nic gorszego od kontrolowanej wyobraźni w czasie pisania powieści.
"Baśniobór — Tajemnice Smoczego Azylu" to trzeci tom z tej serii. To, co może Was zdziwić, to fakt, że seria zaczęła mi się tak podobać, że ciężko było mnie zmusić do napisania recenzji. W tym momencie czytam już piąty i ostatni tom. Jednak do rzeczy.
Zacznę od okładki. Styl wszystkich okładek tej serii trzymają się w miarę dobrze jednej tematyki i rysunku. Jeden wielki minus to 'złote' litery, które przy lekkim dotyku po prostu znikają/niszczą się. O czym natomiast jest ten powyższy tom?
Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej już nie kryje się ze swoimi planami. Ich celem się zdobycie wszystkich artefaktów i zniszczenie więzienia, gdzie od wieków siedzą zamknięte największe demony wszechczasów. Żeby uniemożliwić im zniszczenia świata, Kendra i Seth razem ze swoimi dziadkami oraz przyjaciółmi muszą odzyskać jak największą ilość artefaktów i ukryć je. Czy im się uda? Czy Kendra i Seth będą mogli zaufać wszystkim swoim znajomym? Co się stanie, kiedy okaże się, że ktoś ich zdradził?
Niesamowicie podoba mi się fakt, że dzieci nareszcie myślą logicznie. Co więcej, przygody, w których sami biorą udział, są serio z jednej strony poważne, z drugiej ukazane idealnie dla czytelnika młodszego. Seth, jak to Seth często wpada w tarapaty i często bywa.. naiwny, ale raczej taki jego już charakter. Podoba mi się natomiast fakt, że potrafi przyznać się do błędu i spróbować, chociaż naprawić to, co zepsuł. To, co mnie nie zdziwiło, to fakt, że autor jednak na prowadzenie wystawia Kendre. Moim zdaniem, ona jest taką główną bohaterką powieści. Z powodu jej zdolności częściej bierze udział w niebezpiecznych przygodach.
Książka nie opisuje już wyłącznie Baśnioboru, ale wychodzi daleko poza jej obszar. Można spokojnie powiedzieć, że poznamy cały świat z kompletniej innej, nieznanej nam wcześniej strony. Opisy nie będą nas zanudzać. Będą krótkie i barwne. Co więcej, magia, która ma miejsce w tej książka, wreszcie ma większy sens. Została opisana w sposób idealny do tej historii. Niestety na to trzeba było poczekać aż 3 tomy, a seria posiada tylko pięć tomów. Jednak, jak to się mówi — lepiej późno niż wcale.
Wiem, że to, co powiem, zabrzmi tragicznie, ale ja się cholernie cieszę, kiedy w książkach ktoś ginie. Nie z powodu mojej psychopatycznej wizji świata, ale dlatego, że oddaje to, chociaż po części realizm. Jak wszyscy przeżywają, nie ma żadnego zdrajcy, a bohaterom wszystko uchodzi, powieść po prostu przestaje czytelnika bawić i interesować a z drugiej strony, nie jest kompletnie realistyczna. Jednak, jak ktoś umiera, a co więcej ktoś w grupie zdradzi — nieważne czy z własnych pobudek, czy z powodu wyższych celów — to powoduje, że historia staje się bardziej interesująca. Po co to wszystko piszę? Ponieważ właśnie TO jest w Baśnioborze. Spokojnie można powiedzieć, że żaden bohater nie powinien zaufać komukolwiek z grupy. Czy to nie brzmi genialnie jak na powieść?
Mogę z czystym sercem polecić książkę młodszym czytelnikom od 9 roku życia. Fakt, że porównując do poprzednich tomów, tutaj jest więcej akcji, śmierci i walk, ale nie są opisane w sposób drastyczny. Lekka i przyjemna fantastyka dla młodych ludzi.
Pamiętacie, jak narzekałam na pierwszą część tej serii? To był fakt, z którym ciężko było się kłócić. Książka była na bardzo niskim poziomie i po prostu nudna. Jakże się bałam brać za następne tomy. Nie z powodu tego, że będzie źle, ale dlatego, że stracę swój czas. Jakże się cieszyłam, że autor wziął się za siebie i zaczął pokazywać, na co go, tak naprawdę, stać. Nie ma...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-15
Długo zastanawiałam się, dlaczego książki Katarzyny Bereniki Miszczuk są tak lubiane. Fakt, że przeczytałam wszystkie książki z serii "Wiktoria Biankowska" nie czyni ze mnie najlepszej fanki — a raczej żadnej. Dużo mnie, w tamtej serii, po prostu denerwowało, chociaż pomysł był genialny. Jak poszło jednak z tą serią?
"Słyszałam co nieco o tych "biesiadach" na wsiach. Podobno, po każdej takiej imprezie dziewięć miesięcy później, wzrastał w naszym cudownym kraju przyrost naturalny".
"Szeptucha" to pierwszy tom serii "Kwiat paproci". Wyobraźmy sobie, że Mieszko I nie przyjął chrztu świętego i w Polsce rządzą wierzenia Słowiańskie — czyli wielobóstwo. Gosia, po ukończeniu studiów medycznych w Warszawie, musi przejść roczny staż u wiejskiej znachorki - szeptuchy. Zostaje wysłana do wsi pod Kielcami, gdzie wszystko, czego uczyła się na studiach — okazuje się, zbędne. Co więcej, Gosława jest osobą niewierzącą i wszystkie zabobony i wierzenia — to dla niej bajka. Jak zmieni się jej świat, kiedy dowie się prawdy o Bogach? Kim jest tajemniczy mężczyzna, który przybywa jej z pomocą? Dlaczego została wysłana właśnie tam?
Książka, mimo prostej fabuły, ma kilka ciekawych punktów odniesienia. Zacznijmy jednak od głównej bohaterki. Gosława — czyli Gosia. To dwudziestoparoletnia dziewczyna, która skończyła studia. Mimo tego miałam wrażenie, że zachowuje się jak.. zakochana 15-latka. Często można poznać jej myśli, w większości raczej mówią o seksownej klacie chłopaka, i pierwotnego pragnienia parzenia się z nim. Co więcej, dziewczyna chronicznie boi się robaków — zwłaszcza kleszczy. Ja rozumiem, że w lesie może ugryźć nas komar, mucha czy nawet kleszcz, ale jej obsesja jest wręcz chora. Boi się wszelkich zarazków i bakterii. To ją do szału doprowadza. Zastanawiałam się, jak ona przeżyła w Warszawie. Na wsi boi się bakterii, ale życie w Warszawie było spokojniejsze. Gdzie tu logika? Spokojnie można powiedzieć, że bohaterka jest głupiutka i bardzo naiwna.
"Normalnie zaszczyt mnie kopnął. Ciągle mam siniaka na tyłku...".
Całe szczęście, że mamy bohaterów drugoplanowych. To jest ten błąd, o którym cały czas mówiłam, kiedy czytałam autorki książki. Pani Katarzyna nie potrafi stworzyć silnej i myślącej bohaterki. Tak samo było w "Ja, diablica" itp. Tutaj, książkę ratują inni bohaterowie. Jagosława — czyli Jaga. Szeptucha, u której Gosia bierze nauki. To świetna kobieta. Ma cięty język, niesamowitą aparycję i genialną głowę do biznesu. Od razu ją pokochałam. Co więcej, autorka świetnie — krótko i treściwie — opisała innych mieszkańców wsi. Za pomocą czego nie zanudziła nas długimi i nudnymi opisami na kilkanaście stron.
Jednak najważniejszym zaczepieniem, dlaczego w ogóle wzięłam serię do zrecenzowania, to fakt, że poruszana jest Słowiańska wiara. Nie oczekiwałam encyklopedii z genialnymi opisami i faktami z życia Bogów Słowiańskich, ale mimo wszystko, autorka stanęła na wysokości zadania. W sposób lekki i przyjemny połączyła XXI wiek z dawnymi wierzeniami. W tej części poznamy między innymi Rusałki, porońce, wąpierza, utopca.. Co więcej, poznamy również historię tych postaci — w jaki sposób powstawały, dlaczego się nimi stanęli. Dodatkowo, świetnie zostaną opisane święta i obrzędy religijne, w tym Zielone Świątki. Uważam, że to najmocniejsza strona tej serii. Bo, nie oszukujmy się, historia głównej bohaterki nie jest skomplikowana, a książka nie daje nam do myślenia, ot do przeczytania.
"Ptaki wesoło śpiewały, a słońce pokazało się na niebie w pełnej krasie. Piękny dzień na bezczeszczenie zwłok".
Sposób, w jaki przedstawia nam świat i bohaterów, jest lekki i niewymagający. To książka, którą przeczyta się w max 1 dzień. Czyta się szybko, ale po przeczytaniu pierwszej części, nie ma się ani kaca, ani niedosytu. Nie czuję natomiast, że straciłam swój czas. To dobre dzieło, na leniwy i słoneczny dzień. Autorka nie jest mistrzem w romansach, więc nie oczekuję tutaj cudów i wrażeń. Prosta miłość, gdzie specjalnie dołożono niepotrzebnych i sztucznie wygenerowanych problemów. Gdyby nie te wierzenia Słowiańskie i magia, która z nich płynie, byłaby to bardzo słaba książka obyczajowa z romansem, gdzie główna bohaterka boi się dosłownie wszystkiego.
Polecam ją każdej osobie, która szuka czegoś na już. Lekkie, przyjemne, niewymagające. Wciąga — to fakt, ale nie jest to książka z serii "must have". Warto zobaczyć jak w ciekawy sposób połączyła XXI wiek z wierzeniami Słowiańskimi, w jaki sposób prezentuje Bogów. Tutaj na serio — postarała się jak nigdy. Książkę mogę spokojnie polecić od 15 roku życia.
Długo zastanawiałam się, dlaczego książki Katarzyny Bereniki Miszczuk są tak lubiane. Fakt, że przeczytałam wszystkie książki z serii "Wiktoria Biankowska" nie czyni ze mnie najlepszej fanki — a raczej żadnej. Dużo mnie, w tamtej serii, po prostu denerwowało, chociaż pomysł był genialny. Jak poszło jednak z tą serią?
"Słyszałam co nieco o tych "biesiadach" na wsiach....
2018-05-25
Niby wszystko się rozwiązało. Niby bajka mogłaby się zakończyć happy end'em. Co się jednak stanie, jak książę spakował swoje rzeczy i wyjechał? Nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy wróci. Gosia została sama na wsi. Mieszko wyjechał, by godnie pochować swoją zmarłą — dwa razy- żonę. Chcąc zapomnieć o mężczyźnie, Gosia całkowicie poświęca się zielarstwu. Co więcej, na wieś przyjeżdża nowy Żerca — Witek. Młody, przystojny mężczyzna. Jakby tego było mało, ktoś zaczyna polować na boginki i demony. Jak potoczy się historia Gosi? Kto poluje na demony i dlaczego? Jaką tajemnice będzie skrywać Gosia?
"Nie można żyć, żałując cały czas czegoś co się stało bądź nie stało. Trzeba cieszyć się życiem, które się ma".
W poprzednich tomach głównymi postaciami w moich recenzjach byli Gosia i Mieszko. Teraz chciałabym się skupić na Jagosławie — czyli na Jadzi. Jak dla mnie, to kobieta, która nie miała lekkiej historii w młodości. Jednak bardzo podobał mi się fakt, że była prawdziwa. Mowa tutaj o charakterze. Z jednej strony to pomocna, czuła i opiekuńcza kobieta. Z drugiej — dawno nie poznałam, tak ironicznej i złośliwej osoby. Chyba właśnie za to ją pokochałam. Co więcej, jej sposób życia i to jak rozmawia z mieszkańcami wsi — jest genialne. Jej wiedza dotycząca obrządków, leczenia i charakteru każdej osoby ze wsi — coś przepięknego!
W każdym tomie autorka przedstawia nam inne obrzędy Słowiańskie. Tak samo, jak w poprzednich książkach i tutaj nie ograniczyła się z genialnymi, barwnymi opisami. Warto jednak część dialogów czytać z przymrużeniem oka — bo są po prostu.. płytkie. Cieszę się, że tutaj powoli poznajemy charakter Swarożyca i to, w jaki sposób porozumiewa się z Gosią i czego od niej oczekuje.
"Miłość jest i miłość przechodzi – Wzruszyła ramionami – Czasami gdzieś trochę jest, mimo że myślało się, że jej nie ma... Żadne czary w tym nie pomogą. Można nawet ogolić głowę na łyso i spalić wszystkie włosy, ale to nie pomoże – Postukała się palcem w skroń. –To tu! To tu trzeba się uporać z niechcianą miłością".
Świat kompletnie nie różni się od tego w poprzednich dwóch książkach. Cały czas akcja ma miejsce w tej samej wsi. Często możemy poznać nowych mieszkańców i krótką ich historię. Podoba mi się, że cała historia tej serii umieszczona jest w ciągu jednego roku.
Książka już mnie nie zaskoczyła. Można powiedzieć, że historia toczyła się dalej tym samym torem. Jedyne, co mnie zaciekawiło to.. końcówka — to zrobiło na mnie miłe zaskoczenie. Jestem ciekawa, jak zakończy się cała historia Gosi. Bo z tego, co wiem, IV tom ma być ostatnim. Co więcej, nie traktuję tej książki jako bestseller, jednak jako miłe czytadełko przed snem. Jednak warto sięgnąć po serię, by zobaczyć jak w ciekawy sposób przedstawić XXI wiek, gdzie w Polsce nie ma chrześcijaństwa. Jak dla mnie — oryginalne podejście. Już niedługo ostatni tom!
Niby wszystko się rozwiązało. Niby bajka mogłaby się zakończyć happy end'em. Co się jednak stanie, jak książę spakował swoje rzeczy i wyjechał? Nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy wróci. Gosia została sama na wsi. Mieszko wyjechał, by godnie pochować swoją zmarłą — dwa razy- żonę. Chcąc zapomnieć o mężczyźnie, Gosia całkowicie poświęca się zielarstwu. Co więcej, na wieś...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-07
Ostatni tom całej serii "Kwiat Paproci". Fakt, że odłożyłam inną książkę, na rzecz "Przesilenia", świadczy, chyba że oszalałam. Sama nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że zakończenie mnie zaskoczy. Czy się zawiodłam? Z jednej strony tak, z drugiej nie bardzo. Dlaczego? Zacznijmy jednak od początku, czyli — czego możemy się spodziewać po ostatniej części z serii "Kwiatu paproci"?
"Miałam nadzieję, że to tylko jakiś durnowaty sen, a nie prawdziwa wizja. Bo jeśli to wizja, to za przeproszeniem Dadźbóg może sobie zabrać tę zagadkę tam, gdzie sam nie dochodzi i gdzie się robią hemoroidy".
Gosia — będąc w ciąży — powoli układa sobie życie z Mieszkiem Pierwszym. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Swarożyc upomina się o złożoną obietnicę. Co więcej, dziewczynę gryzie tajemnica z przeszłości mamy — kim jest jej ojciec? Żeby tego było mało, dużymi krokami zbliżają się Dziady — jedno z najważniejszych świąt. Kto poprowadzi ceremonię? O co poprosi Gosię, Bóg ognia?
Całe szczęście, że Gosia już nie szaleje na punkcie kleszczy, boleriozy, bo powoli przypominało mi to na leczenie psychiatryczne. Bohaterowie się nie zmieniają, nikt nowy nie dochodzi a akcja, jakby prowadzona na siłę. Po ostatnim tomie oczekiwałam niesamowitej akcji, coś mocnego, potem uświadomiłam sobie, że autorką książki jest Katarzyna B. Miszczuk, a to nie jest w jej stylu. Fakt, faktem, że stosunków seksualnych w tej części jest więcej niż w poprzednich tomach — to może być plus dla spragnionych romantyzmu czytelniczek.
"Walczyłam z demonami, całowałam się z bogiem, a tu mnie jakaś dziennikarka od siedmiu boleści będzie straszyć?".
Ja jednak skupiłam się na Dziadach. Tak jak inne święta zostały obszernie i pięknie opisane, mam wrażenie, że dziady zostały lekko skrócone i potraktowane po macoszemu. Żeby nie było: cmentarz, duchy, ceremonia była świetnie ukazana, jednak nie czułam tego klimatu — może warto "Przesilenie" przeczytać w listopadzie? Sprawdzę i dam znać ;)
Zakończenie — nie zaskoczyło, wręcz było mega przewidywalne. Jednak patrząc na całość — pasuje ono do pełnej historii. Nie obrażając czytelników, jak i samej autorki, seria "Kwiat Paproci" to świetna seria na letnie wieczory.. Nie oczekiwałam niczego wielkiego, a jednak było kilka aspektów, które mnie miło zaskoczyły. Po pierwsze: obrzędy religijne, zielarstwo, cięty język Baby Jagi, interesujących magicznych stworzeń. Co do samej treści — nie jest to głęboka powieść i nawet taka — moim zdaniem — nie miała być. Miała być lekka, przyjemna i właśnie taka była. Nie wiem dlaczego, ale liczę, że autorka zrobi niespodziankę i zrobi odrębną historię w tym samym uniwersum, bo uważam, że warto.
"Wrócił Mieszko. Ciągle rozglądał się dookoła. Sądząc po jego zawiedzonej minie, chyba wciąż nie tracił nadziei, że spotka tutaj kogoś, kogo będzie mógł zdzielić łopatą".
Czy będę wracać do tej serii? Nie wiem, może za kilka lat, by odświeżyć sobie co nieco. Jednak to nie są książki, do których będziemy zaglądać co kilka dni czy miesięcy. Co nie zmienia faktu, że warto samemu się przekonać :) Ja się przekonałam. Może wrócę teraz do poprzedniej serii szanownej autorki? ;) Co Wy na to?
Ostatni tom całej serii "Kwiat Paproci". Fakt, że odłożyłam inną książkę, na rzecz "Przesilenia", świadczy, chyba że oszalałam. Sama nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że zakończenie mnie zaskoczy. Czy się zawiodłam? Z jednej strony tak, z drugiej nie bardzo. Dlaczego? Zacznijmy jednak od początku, czyli — czego możemy się spodziewać po ostatniej części z serii...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-25
Witam serdecznie po dłuższej mojej nieobecności. Sporo się ostatnio u mnie działo, jednak nie o tym będzie dzisiejszy post. Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i będziecie czytać moje następne recenzje. Zaczynajmy!
Przedpremierowo dostałam egzemplarz książki "Tryskel". Czytałam raczej same pochwały na jej temat — może właśnie dlatego rzuciłam się na nią jak Reksio na szynkę. Czy mnie zachwyciła? Na pewno nie! Była.. nijaka. Chciałoby się powiedzieć, że pomysł genialny, ale wykonanie byle jakie, ale to również byłoby kłamstwo. Pomysł, jak i wykonanie bardzo słabe. Zacznijmy jednak od początku — o czym jest dzieło Krystyny Chodorowskiej?
Mayday, młoda dziewczyna obdarzona niezwykłymi umiejętnościami zostaje wplątana w zamachy terrorystyczne, intrygi polityczne a na dodatek przeszłość zawitała do jej drzwi. Czy Mayday da sobię radę? Komu może zaufać? Czy ze wszystkimi problemami będzie zmuszona walczyć sama?
Zacznijmy od okładki. "Tryskel" ma bardzo oryginalną i ciekawą grafikę. Nie jest ona co prawda na najwyższym poziomie, ale posiada w sobie to coś, co powoduje, że chętnie po nią sięgnęłam. Gra kolorów — pomarańcz, czerwony i biel.. Jak dla mnie, książka zyskała, za pomocą okładki, kilka plusów.
Co do bohaterów. Chciałabym się rozpisać, jednak tego nie zrobię. Nie z powodu lenistwa, lecz z faktu, że bohaterowie są nijacy. Nie posiadają interesującej ani historii swojego życia, ani nie przysłużyli się dosłownie niczemu. Mam wrażenie, że przechodnie, czy ludzie w autobusie, których czasami spotykamy, są bardziej interesujący niż główna bohaterka ze swoją świtą. Dziewczyna ma pewne zdolności i z jednej strony nie chce się nimi chwalić, z drugiej zakłada przebranie i nagle nikt jej nie rozpoznaje. Przypomina mi to przebranie supermena z dawnych lat, gdzie wystarczyło, że mężczyzna zdjął okulary i nagle nikt go nie znał. Co więcej, wraz z Mayday miasto ratuje między innymi mężczyzna, który miał wyjść jako — tajemniczy były wojskowy — a wyszedł aspołeczny bezdomny człowiek, który chodzi w brudnych ubraniach i w wojskowej marynarce.
Skoro już wspomniałam o mieście — autorka postarała się o genialne a czasami nudne opisy. Z jednej strony potrafi opisać fragment ulicy czy też domu w kilku świetnych zdaniach. Mija kilka stron i atakuje nas opis na kilka stron, który kompletnie nie jest tam potrzebny. Mam wrażenie, jakby Pani Krystyna Chodorowska bawiła się, czy też badała na swojej książce, które opisy byłyby lepsze. Może ja podpowiem: krótkie, ale konkretne.
Czytając urban fantasy — bo mam nadzieję, że właśnie o taki gatunek, czy też podgatunek autorce chodziło. Oczekuje akcji, szybkiej dynamicznej historii, genialnych bohaterów z ciekawą przeszłością, a nie odgrzewany setny raz kotlet. Fakt, magia była, tajemnica, jak i terroryści również, ale powiało nudą.
Fakt, że to debiut autorki, mam wielką nadzieję, że następne jej książki będą serio dobre i ciekawe. Na razie, odkładam głęboko do szafy "Tryskel" i zapominam o niej. Czy polecam? Każdy ma inny gust — jeżeli macie mieszane uczucia, sięgnijcie po dzieło i sami się przekonajcie.
Witam serdecznie po dłuższej mojej nieobecności. Sporo się ostatnio u mnie działo, jednak nie o tym będzie dzisiejszy post. Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i będziecie czytać moje następne recenzje. Zaczynajmy!
Przedpremierowo dostałam egzemplarz książki "Tryskel". Czytałam raczej same pochwały na jej temat — może właśnie dlatego rzuciłam się na nią jak Reksio na...
2018-07-27
Nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała najnowszej powieści Marty Kisiel "Toń". To jedna z tych autorek, której książki kupuje w ciemno i wiem, że warto! Czy tym razem się nie zawiodłam? Mam lekko mieszane odczucia.
Dżesika Stern wraca do swojego domu rodzinnego, by oddać przysługę ciotcę — wraz ze starszą siostrą, ma przypilnować mieszkania — nic więcej! Jednak Dżesika przyciąga kłopoty jak magnes. Otworzenie, pewnemu Panu drzwi, spowodowało lawinę wydarzeń, których nie da rady zatrzymać. Szalona Dżesika, poukładana starsza siostra i kąśliwa wredna ciotka wplątują się w tajemnicze morderstwo, które ma drugie dno. Co więcej, dziewczyny poznają prawdę o swojej rodzinie. Prawdę, która nigdy nie powinna wyjść na jaw. Jak poradzą sobie siostry? Co skrywa w mieszkaniu ciotka?
Marta Kisiel przywitała nas, następną ciekawą historią Wrocławia. Osoby, które czytały poprzednie dzieło „Nomen omen” będą mile zaskoczeni. Za pomocą niewidzialnej nici, Marta Kisiel, luźno połączyła oba dzieła. Jednak nie bójcie się! Jak nie czytaliście „Nomen Omen” nic nie tracicie. To są dwie różne historie, połączone pewnymi bohaterami.
Główne bohaterki — dwie siostry i ciotka — są tak różne, że aż podobne do siebie. Każda posiada kompletnie inną historię, inne marzenia i inaczej widzi świat. Tutaj trzeba autorce przyznać, że jeżeli chodzi o wykreowanie postaci, to robi to świetnie — nic dodać, nic ująć. Bohaterki są oryginalne i sposób, w jaki się wypowiadają, ubierają i to, kim są, pomaga nam, czytelnikom wciągnąć się w historię. Co prawda, warto czasami przymknąć oko, bo historia jest nierealna (nie mówię tutaj o magii, ale fakt, że nagle 16-latka ma sama zająć się dwójką dzieci i żaden urząd się tym nie interesuje — jak dla mnie, trochę naciągane).
Tak samo, jak w „Nomen Omen” i tutaj zostają odkryte czarne karty Wrocławia. Czarne karty — mam na myśli czasy, kiedy miasto było pod panowaniem Niemiec. Z tego, co zauważyłam, autorka świetnie czuje się w tych klimatach. Historia Wrocławia połączona z tajemnicami, skarbami, bezwzględnymi ludźmi — to powoduje, że świat wykreowany przez Martę Kisiel, staje się jeszcze bardziej realny.
Jeżeli chodzi o samą magię, mam wrażenie, że została kompletnie źle wykreowana — jakby z innej bajki. Z powodu tego, że historia „Toń” jak i „Nomen Omen” dzieje się we Wrocławiu, czasami będę porównywać te dwa dzieła — za co Was bardzo przepraszam. Magia w Nomen Omen została wykreowana w sposób piękny, delikatny, subtelny i idealnie pasujący do całej historii. Tutaj natomiast mamy magię, która została jakby stworzona na siłę i nie wiem dlaczego? Można było to kompletnie inaczej zrobić. Przez to cofanie się w czasie za pomocą zdolności i tajemniczych urządzeń, historia wydawała mi się po prostu.. nudna. Martę Kisiel zawsze traktowałam, jako autorkę, która jak coś tworzy to kapcie spadają z nóg — tutaj tego nie było.
Historia momentami była bardzo ciekawa, lekko śmieszna. Nie oszczędzała w ironii i ciekawych, zabawnych sytuacjach pomiędzy bohaterami. Jednak przez połowę książki po prostu się nudziłam. Chciałabym powiedzieć, że było inaczej — ale wtedy bym po prostu skłamała. Tak jak Nomen Omen był ciekawą i oryginalną historią, tak tutaj czegoś mi zabrakło. Gdyby nie historia Wrocławia, nie wiedziałabym, że to książka Marty Kisiel. Brakowało mi w niej, jej samej!
Czy polecam? Tak. Jeżeli jesteś fanem książek Marty Kisiel, jeżeli interesuje Cię fantastyka połączona z historią dawnego Wrocławia — ta książka jest dla Ciebie. To lekkie i przyjemne dzieło — mimo tego, że historia momentami się dłużyła jak kolejka na poczcie. „Toń” warto przeczytać, chociaż dla samych bohaterów i to, w jaki sposób autorka przedstawia nam swoją wizję Wrocławia.
Nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała najnowszej powieści Marty Kisiel "Toń". To jedna z tych autorek, której książki kupuje w ciemno i wiem, że warto! Czy tym razem się nie zawiodłam? Mam lekko mieszane odczucia.
Dżesika Stern wraca do swojego domu rodzinnego, by oddać przysługę ciotcę — wraz ze starszą siostrą, ma przypilnować mieszkania — nic więcej! Jednak Dżesika...
2018-04-28
Adam Faber ponownie porywa nas do świata Kate Hallander. Czarodziejowie i Ferowie szykują się do wesela. Co więcej, pomiędzy Kate a Jonathanem, układa się wręcz idealnie. Bajka kończy się, kiedy Fione yl Maas zostaje porwana ze świątyni. Nie tracąc czasu, Kate Hallender wraz ze Strażnikami Żywiołów wyruszają w poszukiwanie Fione. Jak się zakończy historia? Czy Strażnicy poznają lepiej siebie samych i wyniosą z tego naukę? Czym zakończy się podróż?
Z każdym następnym tomem, Wydawnictwo Czwarta Strona, pokonuje samych siebie — mówię oczywiście o okładce. Po pierwsze — twarda okładka. Nie mam pojęcia dlaczego, ale serio to genialnie wygląda na półce. Po drugie — grafika. Ta seria świetnie ukazuje nam, że nie trzeba gołych klat, sexy lasek i twarzy na połowie okładki, by okładka przyciągała wzrok. Gdybym mogła oceniać książkę TYLKO pod tym względem, dałabym 10 na 10. Jestem niesamowicie ciekawa, jak będzie wyglądać następna książka Adama Fabera.
Bohaterowie. W tym tomie mam bardzo mieszane uczucia, jeżeli chodzi o postacie, występujące w tym tomie. Z jednej strony, witamy się z postaciami, które dobrze już znamy. Z drugiej zaś, III tom pokazuje nam, nie tylko dobre, ale również złe strony charakteru, wszystkich postaci. No i tutaj zaczyna się selekcja bohaterów, których lubię a których nienawidzę. Nie chciałam tego robić, jednak miałam wrażenie, że książka sama tego chciała. Nie chce Wam spoilerować, dlatego tylko powiem, że pewna postać strasznie zaczyna mnie denerwować tym, jak się zachowuje, wypowiada. Jestem pewna, że zdenerwowałaby mnie nawet tym, w jaki sposób oddycha. Może to jednak ze mną coś nie tak? Co więcej, Kate Hallander zaczyna zachowywać się jak 99% bohaterek w wieku 16 lat. Jej myśli zaczynają krążyć wokół 'ukochanego' itp. Ja wiem, że to książka młodzieżowa, jednak uważam, że takich myśli i zachowań u głównej bohaterki można byłoby uniknąć. Jednak, co zostało zapisane i wydane, już się nie cofnie.
Jednym z plusów jest fakt, że autor z każdym następnym tomem, odkrywa nam coraz więcej tajemnic ze świata Jaaru, oraz nowych, ciekawych i barwnych postaci. Uwielbiam świat Jaaru, jednak mam również dziwne wrażenie, że w tym tomie, nie znajdziemy tak bajecznego świata, jaki był przedstawiony w I czy w II tomie. Poznajemy tutaj raczej mroczniejszą stronę magicznej krainy, gdzie wszystko jest możliwe — nawet zwykła podróż może zakończyć się wojną.
Czas na to 'ale' na początku. Jak zachwycona byłam 1 i 2 tomem, tak ta część, zwłaszcza pod koniec, strasznie się ciągnęła i była, po prostu, nudna. Ostatnie 100 stron to była męczarnia. Może oczekiwałam czegoś więcej? Sama nie wiem. Początek jest świetny i trzyma poziom. Szkoda, że końcówka ani mnie nie zachwyciła, ani nie zainteresowała. Następną rzeczą to.. mocne zainspirowanie się innymi dziełami. Jeden z przykładów to epizod, kiedy pewne postacie muszą.. wejść na miotłę i złapać klucz. Nie przypomina wam to czegoś? Czasami miałam wrażenie, że czytam Harrego Pottera — a chyba nie chcieliśmy tego, czyż nie? Fakt, że patrząc ogółem — książka jest godna polecenia, tak boje się co będzie w IV tomie. Mam jednak cichą nadzieję, że nie będzie czego żałować. Dodatkowy minus to duże litery. Ja wiem, że świetnie się czyta, jak są duże litery, ale wszystko ma swoje granice. Można było dać normalną czcionkę — co prawda, książka nie byłaby aż tak gruba, ale to chyba nie jest najważniejsze.
Dzieło czyta się szybko i przyjemnie. Nie ma skomplikowanych sformułowań ani długich niemieckich zdań ( nie to, co u mnie w recenzji).
Polecam III tom każdej osobie, zainteresowanej Polską młodzieżową fantastyką. Szybka akcja, świetnie wykreowany świat, ciekawie przedstawieni bohaterowie, nowe zagadki i wiele, wiele więcej. Nie zrażajcie się, tylko dlatego, że macie już ponad 18 lat. Każdy czyta co chce ;) A teraz książka w łapki! Pozdrawiam.
Adam Faber ponownie porywa nas do świata Kate Hallander. Czarodziejowie i Ferowie szykują się do wesela. Co więcej, pomiędzy Kate a Jonathanem, układa się wręcz idealnie. Bajka kończy się, kiedy Fione yl Maas zostaje porwana ze świątyni. Nie tracąc czasu, Kate Hallender wraz ze Strażnikami Żywiołów wyruszają w poszukiwanie Fione. Jak się zakończy historia? Czy Strażnicy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-21
Kiedy zobaczyłam okładkę "Poszukiwaczki" Arwen Elys Dayton myślałam, że będzie to fantastyka, która dzieje się w średniowieczu. Co mnie skusiło do tej myśli? Miecz na tle pięknego widoku natury. Dzieło, mimo tego, że nie dzieje się dosłownie w średniowieczu, zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
Quin Kincaid to szesnastoletnia dziewczyna, której jedynym marzeniem jest pozostać poszukiwaczką. Całe swoje życie poświęca treningom i naukom. Kiedy dochodzi do ślubowań, Quin wraz z przyjaciółmi, widzi na własne oczy, że zostali oszukani, że ich całe życie było kłamstwem. Co więcej, John — jej chłopak, jak i uczeń na poszukiwacza — nie zostaje dopuszczony do ostatecznej próby. Chcąc się zemścić i odebrać starożytny artefakt, który należy do jej ojca, dopuszcza się zdrady. Czy Quin, mimo zaborczego i brutalnego ojca, pozostanie Poszukiwaczką? Jakie konsekwencje będzie miała zdrada Johna? Kim są tajemniczy Sędziowie i jaka jest ich prawdziwa rola?
Głównymi bohaterami tej powieści są Quin Kincaid, Shinobu i John. Nastolatkowie z charakteru bardzo różniący się od siebie. Każdy ma inną historię i inne uczucia dotyczące tego, kim chcieliby zostać. To, co bardzo mi się spodobało, to fakt, że nie były to nastolatki z charakterem małego dziecka, które ciągle się obraża i robi niepotrzebne awantury. Quin jest opanowaną dziewczyną, która czasami potrafi pokazać pazura. Shinobu mimo tego, że był uczony walczyć, często poddaje się w sprawach wyższych — jak rodzina, miłość czy walka o swoje życie. John to bardzo złożona postać, w której widać jak z każdą następną stroną jego charakter, sposób życia i sposób odzywania się do innych, zmienia się nie do poznania.
Wiadomo, że tam, gdzie nastoletni bohaterowie, tam i miłość. Nie oczekiwałam za wiele od tego wątku i się nie zawiodłam. Nie będę żądać, że miłość w takich książkach będzie poważna, pełna uczuć i niesamowita. Zobaczymy tutaj raczej klasyczny nastoletni romans. Dużym plusem jest fakt, że nie jest to najważniejsza część powieści, przez co po prostu nie zanudza czytającego.
Narracja jest w trzeciej osobie, ale poznajemy tę samą historię i kilku perspektyw. Za pomocą tego możemy, nie tylko zobaczyć co robią główni bohaterowie, ale również co czują. Mam wrażenie, że za pomocą tego, poznajemy powieść na kilku płaszczyznach. Dawno nie spotkałam się z takim dziełem.
Świat, który wykreowała A.E. Dayton, jest bardzo obszerny i ciężki do objęcia. Poszukiwacze mogą w pewien sposób podróżować dosłownie wszędzie. Wraz z bohaterami, poznajemy różne zakątki świata. Najbardziej spodobał mi się sposób, w jaki został opisany Hongkong oraz zatoka Wiktorii. Coś niesamowitego! Mimo że nie ma tam długich opisów na kilka stron, mam wrażenie, że A.E. Dayton opanowała do perfekcji opisy krótkie a treściwe i niesamowicie realistyczne i kolorowe.
Nie znajdziecie tutaj potworów, magicznych postaci z rodem fantasy, co nie zmienia faktu, że to świetna fantastyka młodzieżowa i nie tylko! Pomimo tego, że bliżej mi do 30-stki niż do 20-stki książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. To, w jaki sposób poznajemy uczucia bohaterów, rolę tajemniczych Sędziów, umiejętności drugoplanowych postaci.
Jeżeli poszukujecie klasycznej serii fantasy młodzieżowej, gdzie młodzi ludzie muszą odnaleźć samych siebie, swoje życie, zrozumieć czego tak na poważnie chcą oraz genialnych opisów miejsc i intrygujących bohaterów — ta książka jest dla Ciebie. To dzieło, gdzie pięknie ukazany jest los, który nie tylko daje, ale również zabiera. Świetna pozycja na zimne wieczory, przy kubku z gorącą czekoladą ;)
Kiedy zobaczyłam okładkę "Poszukiwaczki" Arwen Elys Dayton myślałam, że będzie to fantastyka, która dzieje się w średniowieczu. Co mnie skusiło do tej myśli? Miecz na tle pięknego widoku natury. Dzieło, mimo tego, że nie dzieje się dosłownie w średniowieczu, zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
Quin Kincaid to szesnastoletnia dziewczyna, której jedynym marzeniem jest...
2018-02-15
Do klasy Kendry, przychodzi nowy uczeń. Dziewczyna jednak widzi, że to tylko przykrywka, dla potwora, który dla zwykłych ludzi wygląda jak człowiek. Po chwili Kendra wraz z Sethem poznają tajemniczego mężczyznę, który prosi ich o pewną przysługę. Dodatkowo Bractwo Gwiazdy Wieczornej po trupach dąży do celu, by zdobyć niezwykły przedmiot, który ukryty jest w Baśnioborze. Kim okaże się tajemniczy mężczyzna? Komu dzieci będą mogły zaufać? Czy w Baśnioborze będą czuć się bezpiecznie?
To, co bardzo mi się spodobało to NOWI bohaterowie. Gdyby nie oni, sądzę, że ponownie nudą by zawiało. Poznamy między innymi, osobę zajmującą się eliksirami a jeszcze inna magicznymi rzeczami. Co więcej, Kendra i Seth zachowują się o niebo lepiej niż wcześniej. Ich ruchy są przemyślane, mądre i logiczne. Nie zachowują się już jak niewychowane dzieci. Oczywiście, tak jak w takich książkach — to dzieci ratują cały świat [w tym przypadku magiczny świat, który z jednej strony jest piękny a z drugiej śmiertelnie niebezpieczny].
Uniwersum stworzone przez Brandona Mull w tym tomie jest interesująco przedstawione. Opisy nie są za długie, ale za to bajecznie kolorowe. Podoba mi się fakt, że autor ukazał tutaj więcej odwagi, jak chodzi o akcję, zagadki i magię, która panuje w Baśnioborze. Gdzie w pierwszym tomie, miałam poczucie, jakby książkę napisał początkujący młody człowiek, bez żadnego doświadczenia, tak tutaj widzę, że B. Mull rozwija się i zaczyna wychodzić poza ramy, które sam sobie wyznaczył. Dodatkowo poznamy nowe stworzenia mieszkające w tym lesie. Bardzo się cieszę, że pisarz poświęcił więcej czasu właśnie dla tych stworzeń. Wreszcie fantastyka dla dzieci, gdzie magicznych stworzeń jest naprawdę malutko — to nie najlepszy pomysł. Co więcej — opisy tych potworów są konkretne i nieprzekoloryzowane.
Akcja goni akcję. Fakt, nie jest to fantastyka dla młodzieży czy też dla starszych czytelników. Tak samo, jak wydawca uważa, to książka dla mniej więcej 9 latków. Dla starszych odbiorców może się wydawać infantylna, nudna — jednak czyta się ją naprawdę szybko i miło. Jestem pozytywnie zaskoczona tą częścią serii. Mam nadzieję, że następne tomy będą równie interesujące, jak ten. Najbardziej dobija mnie fakt, że TRZEBA przebrnąć przez pierwszy nudny tom, by móc poczuć prawdziwy Baśniobór, który ukazuje się dopiero w II książce.
Jeżeli poszukujesz lekkiej fantastyki dla młodszych odbiorców, gdzie spotka się ciekawych ludzi, interesujące zwroty akcji — ta książka jest dla Ciebie. Jednak, jeżeli poszukujesz bohaterów, którzy mają więcej niż 14 lat, bardziej krwawe akcje a potworów w książce jest więcej niż palców u rąk — ta książka może wydawać się nudna. .
Do klasy Kendry, przychodzi nowy uczeń. Dziewczyna jednak widzi, że to tylko przykrywka, dla potwora, który dla zwykłych ludzi wygląda jak człowiek. Po chwili Kendra wraz z Sethem poznają tajemniczego mężczyznę, który prosi ich o pewną przysługę. Dodatkowo Bractwo Gwiazdy Wieczornej po trupach dąży do celu, by zdobyć niezwykły przedmiot, który ukryty jest w Baśnioborze. Kim...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-04
Mimo wielu wad polecam to dzieło z kilku powodów. Po pierwsze, warto zobaczyć, jak autorka przedstawia świat muzyki z miłością homoseksualną z elementami fantastyki. Po drugie, dla pięknych opisów i ciekawych bohaterów. Po trzecie, ponieważ książkę po prostu czyta się bardzo szybko. Jednak warto pamiętać, że nie jest to książka dla każdego. Tam samo jak wydawca, twierdzę, że to dzieło dla czytelnika powyżej 18 roku życia i dla osoby tolerancyjnej.
Mimo wielu wad polecam to dzieło z kilku powodów. Po pierwsze, warto zobaczyć, jak autorka przedstawia świat muzyki z miłością homoseksualną z elementami fantastyki. Po drugie, dla pięknych opisów i ciekawych bohaterów. Po trzecie, ponieważ książkę po prostu czyta się bardzo szybko. Jednak warto pamiętać, że nie jest to książka dla każdego. Tam samo jak wydawca, twierdzę,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-27
Od jakiegoś czasu, sprawdzam rynek wydawniczy z baśniami z elementami fantastycznymi. W taki właśnie sposób książka "Kroniki Skrzatów Marbella" autorki Marbella Atabe trafiła w moje ręce. Czy byłam zadowolona? Poprawka.. czy Gabi była zadowolona? Była i to bardzo. Książka jest oryginalna z kilku ciekawych powodów. Jednak, nim zacznę je wymieniać, warto wspomnieć krótko, o czym jest ta baśń.
Poznajemy Amelkę — dziewczynkę, która mieszka w pewnej dolinie z babcią. Dodatkowo poznajemy również Teodora, chłopca, który jest olbrzymem. Z powodu tego, że ludzie pokłócili się kiedyś z olbrzymami i już się nie przyjaźnią, Amelka stała się ostatnią nadzieją, by naprawić to, co zostało zepsute. Mimo tego, że babcia bardzo boi się o swoją wnuczkę wie, że nie ma innego wyboru i musi wysłać ją w daleką podróż. Jakie przygody będzie miała dziewczynka? Czy olbrzym zaprzyjaźni się z człowiekiem? Kim tak naprawdę jest czarownica?
"Książka, którą wziąłeś do ręki, jest wyjątkowa. Nie znajdziesz w niej przemocy ani mrocznych postaci z horroru. Zachwycą Cię jednak piękne opisy, ciekawe dialogi i niezwykłe sytuacje, w jakich znajdą się bohaterowie". Takie słowa znajdziemy na tylnej okładce książki. Czy to prawda? Jak najbardziej. Dawno nie spotkałam się z takim dziełem, gdzie nie ma niegrzecznych dzieci albo ciężkich tematów.
Bohaterowie to dzieci, które mają swoje marzenia i potrzeby. Jednak to jedne z najgrzeczniejszych dzieci. Gabrysia słuchając jak czytam jej co wieczór widzę, że coraz bardziej zachwyca się tak samo Amelką, jak i Teodorem. Dzieci są tak grzeczne i ciekawe świata, że aż miło dla mnie, dla osoby dorosłej, to czytać. Co więcej, to, w jaki sposób została przedstawiona cała rodzina olbrzymów, jest wręcz magiczna. Niby zachowują się jak zwykli ludzie, to jednak mają w sobie coś tajemniczego, magicznego i tak ciepłego, że aż trudno to opisać. Co więcej, tytułowe skrzaty są mega interesujące i świetnie opisane. Wiedzieliście, że żyją setki lat? Ja się właśnie dowiedziałam z tej książki.
Nie chcę opisywać wszystkich magicznych stworzeń ( między innymi wróżek, smoków..) by nie psuć Wam niespodzianki, samemu odkrywać ten świat. Co do uniwersum wykreowane przez autorkę, zastanawiam się, gdzie ona była, kiedy ja chodziłam do przedszkola?! Opisy są z jednej strony krótkie i treściwie a z drugiej barwne, magiczne i spokojne. Czytając książkę, czułam powiew jesiennego wiatru, czułam ciepło ze świec. Ta magia bijąca z każdej strony — tak mnie to dzieło oczarowało, że nie potrafię o niej zapomnieć i pewnie na zawsze zostanie w moim sercu.
Świetnymi dodatkami są obrazki w książce. Są idealne w swojej prostocie. Nie są to zdjęcia perfekcyjne, ale urzekają piękną gamą kolorów i dzieciom, tak samo, jak i dorosłym, bardzo się podobają. Warto zaznaczyć, że rysunki narysowała sama autorka !
Czy polecam? To baśń. Jestem świadoma, że część z Was wyrosła z baśni, jednak chociaż w jakimś minimalnym stopniu zachęciłam Was do tej lektury — to kupcie. Ta książka jest tak magiczna, piękna i niesamowita, że spodoba się każdemu kilkulatkowi — mówi to mama 4-letniej dziewczynki. Można spokojnie powiedzieć, że książka testowana na dziecku ;) Spokojnie, nikomu się krzywda nie stała ! Tak więc zachęcam zwłaszcza teraz, kiedy większość z nas chodzi zdenerwowana, zmęczona czy to po pracy, czy po szkole. To genialna odskocznia od życia codziennego.
Od jakiegoś czasu, sprawdzam rynek wydawniczy z baśniami z elementami fantastycznymi. W taki właśnie sposób książka "Kroniki Skrzatów Marbella" autorki Marbella Atabe trafiła w moje ręce. Czy byłam zadowolona? Poprawka.. czy Gabi była zadowolona? Była i to bardzo. Książka jest oryginalna z kilku ciekawych powodów. Jednak, nim zacznę je wymieniać, warto wspomnieć krótko, o...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-21
Obiecałam sobie, że na moim blogu nie będzie negatywnej recenzji. Nie chciała zniechęcać do czytania, jednak trudno być obojętnym, jak widzi się takie dzieło. Co gorsza, POLSKIE dzieło.
Dostałam możliwość zrecenzowania „ Króla Kier” autorstwa Aleksandry Polak i to był chyba błąd. Błędem była chęć przeczytania tego i wydanie tej książki. Czyli można powiedzieć, wszystko. Zacznijmy jednak od początku.
Okładka. To pierwsze, co rzuca nam się w oczy. Nie jest zła. Mogłabym spokojnie rzec, że nawet ciekawa, bez tych 'klejnotów' w lewym górnym rogu i tej maski byłaby wręcz piękna. To co już wcześniej napisałam [przy recenzji Kronik Jaaru ] nie lubię, jak na siłę upodabnia się jedno dzieło do drugiego — po co? To robi tylko niepotrzebną selekcję wśród czytelników.
Zacznijmy o tym, o czym jest książka. Alicja ma osiemnaście lat. Ostatni rok liceum i studniówka. To najważniejszy dzień dla młodej dziewczyny. W pewnych okolicznościach poznaje tajemniczego Hadriana, który okazuje się cyrkowcem. Skrywa on jednak pewną tajemnicę. Kim jest Hadrian? Czym tak naprawdę jest grupa cyrkowa Circs Lumos i czym się zajmuję?
Bohaterowie. Nic mnie tak bardzo nie wkurzyło, jak właśnie ci bohaterowie. Ich inteligencja, sposób życia i dialogi są tak beznadziejne, że bardziej się już nie da. Wyobraźcie sobie, że osiemnastoletni ludzie, którzy za chwilę będą zdawać maturę, mogą założyć legalnie rodzinę i żyć na swój rachunek.. nie wiedzą, że Indianie NIE żyją w Indiach. Jakie było to zdziwienie, kiedy koleżanka Alicji dowiedziała się o tym. Toż to wiedza tajemna! Wróćmy jednak do Alicji. Ja podziwiam ją, za jej wykreowany charakter. Każda normalna osoba, która została zdradzona na ICH oczach, rozstaje się z partnerem. Nie nasza Alicja. Jej wystarczy bukiet marnych róż i sztuczny uśmiech.
Chciałabym powiedzieć, że Hadrian jest świetnym gościem. Jednak nie potrafię tak kłamać. Fakt, nie jest tak zły, jak główna bohaterka, jednak został przedstawiony niczym Edward ze „Zmierzchu” - chodzący ideał, bez wad. Przepraszam bardzo, ale ile można czytać o takich chłopcach? Czemu nie można być oryginalnym i stworzyć mężczyznę normalnego — mającego zalety i wady? Tutaj został wręcz ukazany Bóg Apollo. O innych bohaterach wolę się już nawet nie wypowiadać.
Świat wykreowany przez Aleksandrę Polak niczym, za bardzo się nie różni, od tego, w którym żyjemy. Akcja dzieje się w Gdańsku. Ilość opisów miejsc — prawie zerowa. Można by przenieść bohaterów do innego miasta nad morzem. Jeżeli chodzi o cyrk — czyli główny punkt odniesienia książki — jest tu tyle, co kot napłakał. Oczekiwałam niesamowitych opisów cyrku, magicznych wydarzeń.. Chyba za bardzo wierzyłam w to dzieło.
Wreszcie dochodzimy do sedna. Wreszcie to książka fantasy. Więc gdzie ona jest? Nie ma jej od początku książki, raczej wkracza w świat Alicji bardzo małymi kroczkami. Dopiero na 4/5 książce magia jest bardziej widoczna. Nie byłaby to wada, gdyby wątek obyczajowy miał sens i poziom. Tutaj tego zabrakło, dlatego czułam się, jakbym czytała płytką obyczajówkę dla młodzieży.
Sam pomysł na dzieło jest genialne! Połączyć cyrk z magią, tajemnicami, miłością pomiędzy dwoma młodymi ludźmi. Jednak wykonanie jest po prostu byle jakie. Przykro mi patrzeć, że wątek miłosny — opisany w sposób tragiczny — został postawiony na pierwszym planie a cyrk i cała magia z nią związana — po prostu zapomniana. Jednak słyszałam, że pod koniec książki, dużo się dzieje, że warto doczytać do końca. Jak dla mnie, im dalej zagłębiałam się w dzieło, tym bardziej żałowałam, że wzięłam ją w swoje ręce. Miała być świetna akcja, niesamowite zakończenie, super walka a wyszło, jakby dzieci z podstawówki się bili.
Niestety, NIE polecam tej książki. Nie robię to z czystej złośliwości, czy z zazdrości. Po prostu chcę zaoszczędzić Wam czasu i cierpienia. Jest tyle lepszych książek, które można przeczytać w tym czasie.. Także, jestem całkowicie na NIE. Jednak, jeżeli zapytacie mnie, dlaczego dałam aż 2 na 10 punktów, to już wyjaśniam. Dwa punkty za okładkę i pomysł.
Obiecałam sobie, że na moim blogu nie będzie negatywnej recenzji. Nie chciała zniechęcać do czytania, jednak trudno być obojętnym, jak widzi się takie dzieło. Co gorsza, POLSKIE dzieło.
Dostałam możliwość zrecenzowania „ Króla Kier” autorstwa Aleksandry Polak i to był chyba błąd. Błędem była chęć przeczytania tego i wydanie tej książki. Czyli można powiedzieć, wszystko....
2018-01-06
Ronan Lynch skrywa pewien sekret. Potrafi kraść przedmioty ze swoich snów, i sprowadzać je do realnego życia. W międzyczasie do miasta przyjechał tajemniczy Szary Mężczyzna, którego zadaniem jest znalezienie artefaktu, który pozwala kraść rzeczy ze snów. Dodatkowo, pewien las znika a na jego miejscu ukazuje się... zwykła polana. Czy czwórka przyjaciół poradzi sobie z nowymi przygodami? Czy odnajdą legendarnego Króla Kruków - Glendowera? Jakie tajemnice skrywa rodzina Lynchów?
W tej części mam wrażenie, że poznajemy drugą stronę wszystkich znanych nam bohaterów. To uczy nas, że nie ma ludzi idealnych, a emocje takie jak złość, radość, smutek, wściekłość, neutralność są czymś naturalnym. Do tych postaci warto podejść z przymrużeniem oka. No umówmy się, bogaci młodzi ludzie, samochody, i nieograniczone konto bankowe. W dzisiejszych czasach, raczej to nie jest możliwe. To co mi się osobiście bardzo spodobało, to że nie każdy jest bogaty. Każdy z nich jest inny, ma swoje życie i swoje podejście do życia. W "Złodzieje Snów" widzimy konsekwencje czynów i słów, jakie zostały wypowiedziane w części pierwszej.
Nie będzie błędem jak powiem, że jest to tom bardziej brutalny, mroczny. Co prawda nie jest to horror, ale posiada w sobie elementy lekkiej grozy. Jak już wiecie, powoli przekonuję się do młodzieżowych książek fantasty. Jeżeli też chcesz spróbować tego gatunku, to ta seria jest idealna.
Świat wykreowany przez Maggie Stiefvater niczym nie różni się od tego z "Króla Kruków". Nie zauważyłam wielkiej różnicy w opisach. Jestem maniaczką map w książkach, żałuje, że takiej tutaj nie ma. No, ale nie można mieć wszystkiego.
Nie znajdziemy tutaj humoru z rodem "Dożywocie" Marty Kisiel. Znajdziemy świetną akcje, jeszcze więcej tajemnic, zagadek, bohaterów, którzy z każdym dniem odkrywają czegoś nowego o samych sobie i opisy miejsc i ludzi, które nie przynudzają nas.
Czy polecam? Tak, ale nie każdemu. Osoby lubiące spokojne książki, zazwyczaj kończące się "happy end'em" nie będą tą książką zachwycone. Jednak, jeżeli jesteś zainteresowany młodzieżową literaturą fantastyczną, z dużą dawką tajemniczości, akcją, ciekawymi dialogami i świetnymi opisami przyrody - ta książka jest dla Ciebie.
Ronan Lynch skrywa pewien sekret. Potrafi kraść przedmioty ze swoich snów, i sprowadzać je do realnego życia. W międzyczasie do miasta przyjechał tajemniczy Szary Mężczyzna, którego zadaniem jest znalezienie artefaktu, który pozwala kraść rzeczy ze snów. Dodatkowo, pewien las znika a na jego miejscu ukazuje się... zwykła polana. Czy czwórka przyjaciół poradzi sobie z nowymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-26
Książka, którą ostatnio przeczytałam, miała być komedią wszech czasów. Normalnie.. koń by się uśmiał. Żadna tam wielka komedia. Raczej bardzo dobra przygodówka, która nie powinna mieć kontynuacji. Dlaczego tak krytycznie podchodzę do „Moja Lady Jane” ? Powodów jest kilka. Zacznijmy od początku.
Lady Jane Grey, szesnastoletnia dziewczyna, wychodzi za mąż za kompletnie obcego mężczyznę. Ona — siedzi z nosem w książkach, najlepiej w starych i grubych. On — woli galopować w dzień po łące i zjadać słodkie jabłka. Czy tak różne charaktery mają szansę stworzyć idealne małżeństwo? Co więcej, para zostaje wmieszana w intrygę, która ma na celu obalić rządy króla Edwarda — kuzyna Jane Grey. Kto macza w tym palce? Jaki ma w tym cel? Komu para będzie mogła zaufać? Kim tak naprawdę są Eðianie?
Co do głównej bohaterki — to dziewczyna bardzo inteligentna, momentami aż zadufana w sobie i w swojej wiedzy, którą posiada z książek. Wyłącznie z książek. To, co ją wyróżnia to to, że jak coś obieca, to dotrzymuje słowa i stara się obietnicę spełnić do samego końca. Ma swoje zasady, których się trzyma. Fakt to są same plusy. Można powiedzieć, że dziewczyna na medal. Niestety ma wady, które, lekko zaczęły mnie denerwować w książce — wreszcie nie ma ludzi idealnych. Zawsze chce pomóc, pomimo że nie widzi, iż bardziej by przeszkadzała i zagrażała innym swoją osobą. Dodatkowo, to co wymyśliła na miesiąc miodowy — nie będę Wam spojlerować — ale dla mnie to było takie przewidywalne i kompletnie nie na miejscu.
Poznajemy również innych bohaterów. Króla Edwarda, który prawie przez całą książkę, mówi o całowaniu się z dziewczyną, najlepiej z języczkiem. Pozna jakąś dziewczynę i już wyobraża sobie intymną sytuację z nią. Może powodem jest to, że sam jest bardzo młody i hormony w nim buzują? Tak czy siak, plusem jest to, że z każdą chwilą, moim zdaniem, zmieniał się na lepsze. Gifford, który jest zmiennokształtnym. Jego drugą formą jest.. koń. No, normalnie koń by się uśmiał. Wszystko byłoby dobrze, gdyby potrafił nad tym panować. Jednak nie jest tak dobrze. W dzień jest koniem w nocy mężczyzną. Spokojnie można powiedzieć, że to idealny mąż na pół etatu. Dodatkowo, ostatnią osobę, którą chcę wam przedstawić w kilku słowach to, prababcia Jane, jak i babcia Edwarda. Kobieta, która ma większe jaja niż wszyscy mężczyźni w tej książce. Dla niej nie ma rzeczy, których nie da się zrobić. Są tylko trudne do wykonania.
Świat wykreowany przez autorki jest z jednej strony taki klasyczny średniowieczny a z drugiej strony magiczny przez zmiennokształtnych tam mieszkających. Podoba mi się fakt, że nie zagłębiały się w drugie i nudne opisy. Mogłoby to zepsuć całą fabułę. Mogły jedynie dodać więcej magii do powieści.
Co do samych bohaterów, nie mogę się przyczepić. Czasami irytujący, ale nie ma ideałów, jak już wspomniałam. Dialogi są lekkie i przyjemne .Czasami się zastanawiam, gdzie są te żarty, które tak wszyscy zachwalają? Czy ja po prostu czytałam inną książkę? Fakt, są sytuacje i rozmowy bardzo zabawne, ale nie aż tak bym płakała ze śmiechu. Książkę czytało się bardzo przyjemnie i pewnie zapamiętam ją, mimo kilku wad, na dłużej. Co do jej kontynuacji — mam wielką nadzieję, że nie wpadną na pomysł i nie zrobią II tomu. Bałabym się, że zepsują cały sens powieści.
Czy polecam? Jeżeli poszukujesz książki lekkiej i przyjemnej, na pewno niezobowiązującej to, jak najbardziej. To lekka przygodówka z ciekawymi bohaterami. Część intryg, które w książce się znajduję, są bardzo przewidywalne. Dodatkowym atutem jest to, że to powieść jednotomowa.
Książka, którą ostatnio przeczytałam, miała być komedią wszech czasów. Normalnie.. koń by się uśmiał. Żadna tam wielka komedia. Raczej bardzo dobra przygodówka, która nie powinna mieć kontynuacji. Dlaczego tak krytycznie podchodzę do „Moja Lady Jane” ? Powodów jest kilka. Zacznijmy od początku.
Lady Jane Grey, szesnastoletnia dziewczyna, wychodzi za mąż za kompletnie...
2017-11-18
Baśń, która porwała tysiące czytelników. Miłość niczym z bajki disneyowskiej.. połączonej z harlequinem dla dorosłych. Tak właśnię widzę " Dwór Cierni i Róż".
Kiedy wszystkim znana była już data wydania III tomu serii Dwór Cierni i Róż autorstwa Sarah J.Maas "Dwór Skrzydeł i Zguby", wszyscy zaczęli się nią zachwycać. Były też głosy potępiające ową autorkę, jednak szybko zostały stłumione przez większość wielbiących jej wyobraźnię. Chcąc przekonać się, o co tyle szumu - sięgnęłam po I część, czyli po "Dwór Cierni i Róż". Jakie były moje uczucia po przeczytaniu tego dzieła? Bardzo mieszane.
Feyra, dziewiętnastoletnia dziewczyna jest łowczynia i utrzymanką całej swojej rodziny. Chcąc przetrwać srogą zimę, zapuszcza się w ciemny las, blisko muru by upolować zwierzynę. Niechcący trafia na ogromnego wilka. Zabija go a skórę sprzedaje na targu. Wkrótce, do chaty, gdzie przebywa ona wraz z rodziną, wpada rozwścieczona bestia, który rząda zadośćuczynienie, za to co zrobiła. Ma do wyboru, walkę z potworem, albo opuszczenie wioski i udanie się do Prythianu, gdzie ma spędzić tam resztę swoich dni. Chcąc oszczędzić widoku krwii swoimi bliskim, odchodzi, zabierając ze sobą tylko to co miała na sobie. Jak Feyra poradzi sobie z nową sytuacją? Dlaczego Tamlin dał jej taki wybór. Co skrywają dalekie krainy? Czy dziewczyna wróci do swojej rodziny?
Zacznę od głównej bohaterki, która podniosła mi ciśnienie z milion razy. Feyra jest specyficzną osobą, albo się ją kocha albo sie ją nienawidzi. Ja coraz bliżej jestem zdania, że jej niecierpię. Na początku nie było tak źle. Myślała logicznie i wykonywała swoje obowiązki, tak jak powinna. Jak tylko przekroczyła mur, stała się nie do zniesienia. Stała się irytująca ciągłymi wątpieniami, dziecięcymi pytaniami i to, że co chwila obraża się za drobnostki. Mam wrażenie, że wiek, nieprzekłada się kompletnie na jej zachowanie. Szkoda, bo oczekiwałam, że będzie interesującą postacią. Mam nadzieję, że w następnych częściach się zmieni.
Tamlin, jest bardzo interesującą postacią. To, w jaki sposób opowiada swoje historie, sa barwne i niesamowicie wciągające. Sposób w jaki się wyraża, jakie ma umiejętności i jak z nich korzysta - to cechy, które świetnie do niego pasują. Oczywiście nie jest bez wad. Moim zdaniem, trochę za bardzo idealny. Wysoki, przystojny, waleczny.. Co do innych bohaterów.. Podoba mi się to, że każdy jest indywidualny. Inaczej się zachowują, inaczej rozmawią inne mają przeżycia. Nie są szarą strefą, której się nie pamięta. To bardzo ważna rzecz w książce.
Świat wykreowany przez Sarah J.Maas jest świetny! Tutaj nie mam co narzekać. Uwielbiam magiczne krainy, straszne i niesamowite postacie, które z jednej strony nas przerażają a z drugiej przyciągają do poznania. Sam pomysł historii świata jest interesujący. Dodatkowo, to w jaki sposób bohaterowie opowiadają historie swojego życia jest tak realistyczny, że wyobraźnia działa na całego. Plusem jest pomocnicza mapka, którą mamy na samym początku książki. Jednak, co ma do tego harlequin, wspomniany w opisie na górze? Sposób w jaki autorka napisała porządanie i podniecenie, bardzo przypomina mi stare harlequiny, ktore czytało się wiele lat temu. Może to tylko moje odczucia?
Książka ma dużo wad, często przy niej można się nudzić a akcja momentami staje się przewidywalna, jednak to dobra pozycja jeżeli nie masz nic ciekawszego do przeczytania, albo po prostu chcesz się zrelaksować. Nie jest to może Sapkowski, Tolkien czy Bishop, ale mam nadzieję, że w drugim tomie zacznie się coś dziać i wciągnie mnie. Jednak póki co nie napalam się, jak szczerbaty na suchary i spokojnie poczekam.
Baśń, która porwała tysiące czytelników. Miłość niczym z bajki disneyowskiej.. połączonej z harlequinem dla dorosłych. Tak właśnię widzę " Dwór Cierni i Róż".
Kiedy wszystkim znana była już data wydania III tomu serii Dwór Cierni i Róż autorstwa Sarah J.Maas "Dwór Skrzydeł i Zguby", wszyscy zaczęli się nią zachwycać. Były też głosy potępiające ową autorkę, jednak szybko...
Aneta Jadowska — autorka wielu książek — jednych lepszych, drugich gorszych. Po przeczytaniu „Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” miałam cholernie mieszane uczucia. Bałam się powtórki z rozgrywki. Teraz już wiem, że moje lęki były przesadzone! Wiadomo, że nie wszystkie książki jednego autora musimy lubić. Czasami wręcz bywa tak, że na 10 książek, spodoba nam się tylko jedna. Po przeczytaniu „Dynia i Jemioła” Anety Jadowskiej, jedyne myśli, jakie miałam to „dlaczego tylko 10 opowiadań” oraz „chce więcej!!”
Aneta Jadowska przywitała nas genialną książką, do której wkleiła, stworzyła i wyczarowała 10 różnych opowiadań — jednych lepszych, drugich gorszych. Przywitają nas, dobrze znane przez fanów autorki między innymi: Dora Wilk, Nikita, Witkacy, Malina i wiele, wiele więcej. Dodatkowo wszystkie opowiadania opatulone są, w swój oryginalny sposób, klimatem Halloween i Wigilią. To ten niesamowity i magiczny czas pomiędzy tytułową Dynią i Jemiołą. Czy warto poświęcić wieczór na przeczytanie zaledwie 10 opowiadań? Jakie przygody będą mieli główni bohaterowie z książek Anety Jadowskiej?
To, co na pewno rzuca się wszystkim w oczy to GENIALNA okładka. Spokojnie mogę powiedzieć, że to najpiękniejsza okładka ze wszystkich książek autorki. Bardzo podoba mi się przejście barw ciepłych jesiennych, na zimowe. Bohaterki są tak zróżnicowane narysowane — spokojnie można powiedzieć, że nie są robione na "jedno kopyto". Okładka GODNA podziwu jak nic. Tutaj dla mnie graficy zrobili kawał dobrej roboty.
To jedna z nielicznych dzieł, gdzie w opowiadania są wrzucone ciekawe, ale proste ilustracje, które pięknie dopełniają opowiadania. Mam nadzieję, że ani wydawca, ani autorka nie zrezygnują z tego.
Jeżeli chodzi o same opowiadania — są różne. Na pewno nie spotkamy się z cukierkowatymi opowiadaniami z rodem romansów ze świątecznym klimatem. Poznamy święta od strony mrocznej, bezwzględnej — gdzie samotność, krew i morderstwo może pogrążyć jedną osobę na całe życie. Poznamy również święta względnie rodzinne, gdzie czasami trzeba zakasać rękawy i wziąć sprawy w swoje ręce. Spokojnie mogę powiedzieć, że chociaż jest tylko — albo AŻ - 10 opowiadań, każdemu coś się spodoba. Chociaż dzieło ma 400 stron, czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.
Co bym zmieniła? Może mniej opowiadań o Nikicie a więcej o Koźlaków? Jednak to już moja własna ocena co do samych bohaterów.
Z czystym sumieniem polecam najnowsze dzieło Anety Jadowskiej "Dynia i Jemioła". Opowiadania intrygują, bawią, straszą, rozpieszczają nasze czytelnicze serce — a wszystko opatulone klimatem świątecznym. Trzymam kciuki za następną książkę z opowiadaniami. TEGO NAM TRZEBA!
Aneta Jadowska — autorka wielu książek — jednych lepszych, drugich gorszych. Po przeczytaniu „Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” miałam cholernie mieszane uczucia. Bałam się powtórki z rozgrywki. Teraz już wiem, że moje lęki były przesadzone! Wiadomo, że nie wszystkie książki jednego autora musimy lubić. Czasami wręcz bywa tak, że na 10 książek, spodoba nam się tylko jedna. Po...
więcej Pokaż mimo to