rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Pauline Hendel nie trzeba nikomu przedstawiać. Młoda i uzdolniona autorka, która podbiła czytelników serią „Żniwiarz”, powróciła do nas z odnowioną serią „Zapomniana księga” i powiem Wam, że jest genialnie. Czy lepsza od „Żniwiarza"? Sądzę, że jedna i druga seria są na tym samym poziomie, albo bardzo do siebie zbliżone. Kiedy II tom „Tropiciel” wpadł w moje ręce — dawno się tak nie cieszyłam, jak wtedy. Czy warto sięgać po coś, co już było? Wreszcie to odnowiona, odkopana seria, która swoją premierę miała dobre kilka lat temu. Tu na wstępie mogę powiedzieć, że tak. Warto! BA! Jeżeli jesteście fanami autorki albo książki „Żniwiarz” bardzo Wam się spodobały, ta pozycja jest wręcz OBOWIĄZKOWA!

Hubert budzi się w Paryżu, na wycieczce szkolnej. Ponownie jest siedemnastoletnim chłopakiem, a o końcu świata nikt nie słyszał. Co więcej, nie stracił pamięci, i wspomnienia utkwiły mu w głowie jak powtarzana przez lata mantra. Jednak, gdy Luwr ponownie zostaje zaatakowany, w innych miastach również wybuchają bomby, Hubert wie, czym to grozi. Postanawia za wszelką cenę odnaleźć księgę i uratować najbliższe mu osoby. Czy chłopakowi się uda? Czy ktoś uwierzy w jego historię?

Po przeczytaniu pierwszego tomu zastanawiałam się, czym mnie zaskoczy tym razem autorka. Jak zwykle się nie myliłam. Dawno nie czytałam tak intrygującej książki. Świat wykreowany przez Paulinę Hendel z jednej strony jest nam tak bliski — wreszcie większa część akcji dzieje się w Polsce — a z drugiej strony taka nam obca, świat postapokaliptyczny i demony, które wreszcie są wolne i coraz mniej boją się ludzi.

Bardzo podoba mi się sposób przedstawienia reakcji bohaterów na zaistniałą sytuację. Ta panika przechodzącą w codzienne życie, walka o przetrwanie, planowanie w małych społecznościach, pocieszanie się, ale również radość i miłość, która powoli rozwija się pomiędzy ludźmi. Ta część historii pokazuje nam, że nie ważne co nam grozi, gdzie jesteśmy, zawsze znajdziemy jakieś wyjście z trudnej sytuacji. Może nie takie, jakie chcielibyśmy, ale lepszy rydz niż nic!

Głównym bohaterem ponownie jest Hubert, ale nie ten sam co w pierwszej części. Tam poznaliśmy młodego mężczyznę, silnego, posiadającego pewną wiedzę. Tutaj mamy siedemnastolatka, któremu na początku nikt nie wierzy w to, co mówi — czego powodem są częste kłótnie czy też brak zrozumienia od strony najbliższych. Jednak czytając książkę, można spokojnie zauważyć, jak z takiego zwykłego chłopaka rośnie silny i odważny mężczyzna. Ta zmiana nie jest tylko w jego psychice, ale również w wyglądzie.

Prócz Huberta poznamy również wiele innych, ciekawych postaci. Między innymi jego najbliższych, którzy mają bardzo duży wpływ na jego życie i codzienne decyzje. Bardzo podoba mi się zamysł Pauliny Hendel, że śmierć zabiera nie tylko obce nam osoby, ale również bardzo bliskie, przyjaciół, rodzinę.. często autorzy o tym zapominają, tworząc niewidzialną skorupę, która nigdy nie pęka. Tutaj tego nie ma. Każdego może spotkać śmierć — przez demony, choroby, głód lub złe wybory małej społeczności.

Paulina Hendel znana jest z tego, że interesuje się słowiańskimi demonami — i widać to również w tej serii. Opisy potworów są tak realistyczne, że momentami sama myślałam, że jeden z nich wyskoczy i mnie zaatakuje. Takie są właśnie plusy czytania świetnej książki w nocy. Jednak nie żałuję! A niech mnie pożrą wszystkie potwory — to dzieło jest tego warte!

Można by wymieniać następne plusy tej autorki i jej dzieła — takie jak lekkie pióro, genialne dialogi, świetny humor i barwne, ale nienachalne opisy przyrody i postaci. Książka jest fenomenalna. Z jednej strony wiemy jak to się skończy, z drugiej jesteśmy ciekawi, jak do tego dojdzie i kogo spotka na swojej drodze młody i odważny Hubert. Książka obowiązkowa dla każdego maniaka polskiej fantastyki. Słowiańskie demony, interesujący bohaterowie, szybka akcja i lekkie pióro — czego chcieć więcej? Łapcie za dzieło i czytajcie!

Pauline Hendel nie trzeba nikomu przedstawiać. Młoda i uzdolniona autorka, która podbiła czytelników serią „Żniwiarz”, powróciła do nas z odnowioną serią „Zapomniana księga” i powiem Wam, że jest genialnie. Czy lepsza od „Żniwiarza"? Sądzę, że jedna i druga seria są na tym samym poziomie, albo bardzo do siebie zbliżone. Kiedy II tom „Tropiciel” wpadł w moje ręce — dawno się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paulinę Hendel poznałam przy pierwszym tomie książki z serii "Żniwiarz". Już wtedy mnie zachwyciła stylem pisania, ciekawymi bohaterami oraz mitologią słowiańską. Tak, jak wysoko oceniłam jej poprzednią serię, tak "Strażnik" wydaje się być ponad jakąkolwiek skalę. To coś genialnego i nietuzinkowego. Paulina Hendel swoim talentem i niesamowicie bujną wyobraźnią toruje sobie miejsce wśród najlepszych pisarzy fantastyki w Polsce. Wiem, że to, co napisałam, może wydać się dość kontrowersyjne. Żałuje tylko jednego — że tak późno o niej świat usłyszał. Jednak do sedna. Czym tak zachwyciła mnie ta książka? Punktów jest naprawdę wiele. Zacznijmy od tego, o czym tak naprawdę jest dzieło?

Hubert, 17-letni chłopak, budzi się w zamkniętym, brudnym i zaniedbanym pomieszczeniu. To, co go tak naprawdę dziwi to fakt, że po pierwsze — nie jest w Paryżu na szkolnej wycieczce a w zniszczonej przez wojny i demony Polsce. Po drugie — wygląda kompletnie inaczej. Kim jest? Czy to sen? Co stało się z Jego realnym światem? Co więcej, od wycieczki minęło już ponad siedem lat. Chłopak dowiaduje się, że po ziemi grasują stwory z legend i baśni, mordercze stworzenia, które nie boją się niczego i nikogo. Jak poradzi sobie młody mężczyzna w tak kompletnie innej sytuacji? Jaka jest Jego historia?

Nie powinno oceniać się książki po okładce — ja jednak jestem wzrokowcem i chcąc nie chcąc oceniam dzieło po obwolucie. Okładka tego dzieła jest cudna. Połączenie czarnego tła ze złotymi zdobieniami — klasyka, ale za to jaka piękna. Z tego, co zauważyłam, cała seria ma wyglądać w podobnych barwach. Na półce będzie to genialnie wyglądać!

Co do bohaterów. Na początku poznajemy Huberta, 17-letniego młodego mężczyznę. Cieszę się, że autorka nie odkryła wszystkich kart o chłopaku przy pierwszych kilku stronach. Uwielbiam poznawać ludzi powoli. Bo co to byłaby za frajda, gdybyśmy już wszystko wiedzieli na samym początku czytania? Zmiany, które zachodzą w chłopaku, są stopniowe. Jednak możecie mi uwierzyć — polubicie tego człowieka. Ma coś takiego w sobie, że nie da się go nie lubić. Co do innych postaci. Z grubsza mogę odkryć rąbka tajemnicy. Poznamy twardego w zasadach byłego wojskowego, dziewczynę, która nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu i chętna jest pomóc dosłownie wszystkim, małżeństwo, które z powodu pewnej choroby straciło dzieci.Każde z tych osób bardzo dużo wnosi do całej historii i to, kim się staje, na naszych oczach, Hubert.

Świat, w którym bohater jest zmuszony do życia jest postapokaliptyczny. W wielkim skrócie oznacza to, że ludzie, którzy przeżyli, próbują przetrwać po wielkiej tragedii/wojnie/chorobie i doprowadzić świat do porządku lub pogodzić się z tym, co ich spotkało. A teraz wyobraźcie sobie, że z powodu wojny, czy też różnych ataków terrorystycznych, świat oszalał. Ludzie nie mają prądu (a za tym również idzie, brak internetu), lekarstwa zaczynają się kończyć, a stwory z legend słowiańskich odważniej wychodzą z ciemnych lasów i głębokich jezior. Macie do wyboru albo żyć w pojedynkę i modlić się do Bogów, aby obudzić się następnego dnia, albo wejść w łaskę do małej społeczności i pomagać im jak w rodzinie. Pieniądze nie mają już żadnego znaczenia. Skoro tak, to co jest tak zwaną kartą przetargową? Wszystko to, co może się przydać. Potrafilibyście się odnaleźć w takiej rzeczywistości? Hubert, tak samo, jak inni ludzie, muszą, bo nie mają innego wyboru. A zaraz za murem, grasuje śmierć..


Opisy miejsc, stworów czy samych postaci nie są długie i nie przynudzają. Są za to barwne i interesujące. Co więcej, Paulina Hendel nie omija tematów takich jak śmierć, religia, przemoc i krew. Za pomocą tego, historia ta jest ciekawsza i bardziej realistyczna. Autorka nie omieszkała dodać do powieści swojego specyficznego żartu, który tylko pięknie łączy całą historię.

Mogłabym o tej książce pisać całą noc, ale nie widzę najmniejszego sensu. Dzieło jest piękne i uważam, że każdy, kto siedzi w fantastyce (zwłaszcza urban fantasy) powinien po nią sięgnąć. Proszę się jednak nie zrażać wiekiem głównego bohatera. Pomimo tego, że ostatnio sama kręcę nosem, kiedy bohaterowie są nieletni — tutaj nie czuć dziecinności, fochów i zbereźnych myśli nastolatka. Książka świetna. Pomimo tego, że dzieło ma tylko 360 stron, szybko się je czyta. Nawet nie poczujecie, kiedy będziecie już na ostatnich stronach. A co do zakończenia — zaskakuje i to mocno! Ja już czekam na drugi tom ;)

Paulinę Hendel poznałam przy pierwszym tomie książki z serii "Żniwiarz". Już wtedy mnie zachwyciła stylem pisania, ciekawymi bohaterami oraz mitologią słowiańską. Tak, jak wysoko oceniłam jej poprzednią serię, tak "Strażnik" wydaje się być ponad jakąkolwiek skalę. To coś genialnego i nietuzinkowego. Paulina Hendel swoim talentem i niesamowicie bujną wyobraźnią toruje sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapewne każdy z nas przechodził podobną sytuację. Debiut polskiej autorki wydany w wydawnictwie nielubianym przez dużą część czytelników. Ten strach, że książka będzie — albo całkowitym niewypałem, albo dobrym początkiem jednak z dużą ilością błędów. Jednak, jak mówi przysłowie — do odważnych świat należy — albo — kto nie ryzykuje, nie pija szampana — usiadłam, wzięłam w ręce dzieło E. Raj „Uczeń nekromanty” tom 1 i przeczytałam. Teraz, mogę spokojnie pić szampana. Dlaczego? Bo dawno żadna książka nie sprawiła mojej duszy takiego "WOW". Już nie wspominając, że to był debiut. Aż boje się pomyśleć, co będzie się działo w II tomie. Jednak, dlaczego warto zainteresować się powyższym dziełem? Powodów jest dużo — jednak tutaj na blogu, wymienię, moim zdaniem, najważniejsze argumenty. Zacznijmy jednak od tego, o czym tak naprawdę jest ta książka?

Młody chłopiec Norgal zostaje przygarnięty przez mrocznego maga Rothgara i jego siostrę Rothannę. Opiekunowie z każdym dniem skrywają coraz to więcej tajemnic — co gorsze związane z życiem chłopca. Kim tak naprawdę są? Jaką moc skrywa Norgal? Jego życie zaczyna zmieniać się, kiedy dowiaduje się, kim jest jego ojciec oraz jaką magią włada. Co więcej, nekromancja została zakazana w Syllione, ale czy to oznacza, że nekromantów już nie ma? Czy wszyscy zostali zgładzeni?

Kiedy w swoje ręce dostałam to tomiszcze, byłam lekko przerażona. Książka ma ponad 900 stron! Pomimo tego, że akcja w książce rozwija się powoli, nie nudzi nawet na chwilę. Autorka świetnie wprowadza czytelnika w uniwersum, które sama stworzyła. Bohaterów poznajemy stopniowo. To, że ich jest z czasem naprawdę dużo — pomaga nam spis postaci na końcu książki. Jednak osoba czytająca uważnie, nie będzie musiała z niego korzystać. E.Raj poświęca każdemu bohaterowi kawałek swojej powieści. Za pomocą tego, osoby nie są ani szare, ani bez twarzy. Każda postać, którą poznaje Norgal — coś wnosi w jego życie. Często dobre, jak i złe wspomnienia. Jednak, czy właśnie nie na tym polega dorastanie??

To, co uwielbiają czytelnicy fantasy — czyli magia. Autorka prosto, niczym nauczycielka, w książce wytłumaczyła nam, jak jest podzielona magia, kto ją może władać, oraz jak się nią posługiwać. Na większość pytań zadanych o magii dostajemy odpowiedź — jak nie na początku powieści, to wplątaną w historię głównego bohatera. Co więcej, E. Raj to, za co wręcz uwielbiam „Uczeń nekromanty” to ukazanie nam przeróżnych stworzeń magicznych i ich mieszanki! W powieści występują takie istoty jak: elfy, krasnoludy, gnomy, trolle, wampiry, zombie.. i wiele, wiele więcej. Dodatkowo, jako jedna z nielicznych autorek, nie boi się ingerować w mieszanie istot gatunkowo. Mam na myśli stosunki seksualne między gatunkami. Mamy tutaj kobietę, która jest pół elfką i pół trollem. Dziwne? Dla większości czytelników zapewne tak! Dla mnie to coś genialnego. W ten sposób mam wrażenie, że autorka łamie pewne tabu w fantastyce. Mam nadzieję, że takich sytuacji będzie jeszcze więcej.

Uniwersum w książce pomimo tego, że może nam się wydawać skomplikowany, wszystko zostaje pięknie wyjaśnione w baśniowych opisach. Tutaj jest ich naprawdę sporo, ale są niesamowitym dopełnieniem do rzeczowych, konkretnych, ale mega interesujących dialogów. Słyszałam opinię, że opisy są zbyt obszerne i że mogą zanudzić czytelnika. Pomimo tego, że jestem przeciwniczką długich opisów, tutaj one kompletnie nie przeszkadzają. Są świetnym dopełnieniem historii i wątpię, czy można byłoby opisać ten świat w kilku zdaniach. Jeżeli jednak, macie trudność z zapamiętaniem, gdzie co się znajduję, autorka dodała do powieści dwie cudne mapy. Jedną ogólną a drugą miasta i najważniejszych — dla historii — miejsc.

Różne oblicza miłości. Książka nie jest ograniczona, jeżeli chodzi o romanse. Co nie oznacza, że stosunków seksualnych, miłości i romansów jest setka. To nie jest paranormal romanse. Na 900 stron jest około 4 zbliżeń, z czego jedno opisane a inne tylko wspomniane. To, co bardzo mi się podoba, to że autorka w swojej powieści pokazuje brutalność romansu, jego dobre i złe strony. Pokazuje miłość od tej ciemniejszej strony. Miłość nielegalną, niemoralną i brudną. Niby taką odległą od naszej realnej, a która pomimo XXI wieku często spotykaną.

Książka jest pełna brutalności, krwi, zemsty oraz sytuacji, gdzie nieraz możemy poczuć się zgorszeni. Jednak to nie jest wada tej historii. Każda taka sytuacja została wykonana specjalnie przez pisarkę. Pamiętajmy, że to historia o nekromancji. Dotykając tego tematu, jesteśmy zmuszeni wręcz do poznania się z jego światem.

Powieść została napisana łatwym językiem, ale nie jest to książka dla młodzieży poniżej 16 roku życia. Dzieło czyta się niesamowicie szybko! Chciałoby się więcej i więcej. Jestem niesamowicie szczęśliwa, że miałam możliwość przeczytać "Uczeń nekromanty". To, co mnie zdziwiło po przeczytaniu tej książki, że to jest DEBIUT. Uwierzcie mi, czytałam wiele debiutów i wiele książek autorów, którzy na swoim koncie mają kilka/kilkanaście książek i rzadko kiedy tak mnie wciągnęło. To ukazuje mi tylko, że wśród nas są ludzie posiadający niebanalny talent do pisania książek, ale z powodu mało znanego nazwiska, nie mogą się wybić. Może właśnie to czas, by coś zmienić w tej sprawie? Co więcej, autorka jest z doświadczenia grafikiem — wszystkie mapy, oraz grafika na okładce są jej dziełem. Przerażająca? I bardzo dobrze! Nekromancja to nie zbieranie kwiatków i patrzenie na zachodzące słońce.

Niesamowicie polecam powyższe dzieło. Książka jest intrygująca i cholernie wciąga od pierwszych stron. To, w jaki sposób chłopiec dorasta, to jak się uczy magii, kim powoli staje się przed naszymi oczami, jak uczy się żyć oraz o więzi pomiędzy nim a jego opiekunami, którzy każdego dnia skrywają coraz to więcej tajemnic. Spokojnie mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w 2019 roku. Mam ogromną nadzieję, że tom następny będzie równie interesujący co pierwszy.

https://bukku-recenzje.blogspot.com/2019/05/uczen-nekromanty-e-raj-recenzja.html

Zapewne każdy z nas przechodził podobną sytuację. Debiut polskiej autorki wydany w wydawnictwie nielubianym przez dużą część czytelników. Ten strach, że książka będzie — albo całkowitym niewypałem, albo dobrym początkiem jednak z dużą ilością błędów. Jednak, jak mówi przysłowie — do odważnych świat należy — albo — kto nie ryzykuje, nie pija szampana — usiadłam, wzięłam w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Aneta Jadowska — autorka wielu książek — jednych lepszych, drugich gorszych. Po przeczytaniu „Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” miałam cholernie mieszane uczucia. Bałam się powtórki z rozgrywki. Teraz już wiem, że moje lęki były przesadzone! Wiadomo, że nie wszystkie książki jednego autora musimy lubić. Czasami wręcz bywa tak, że na 10 książek, spodoba nam się tylko jedna. Po przeczytaniu „Dynia i Jemioła” Anety Jadowskiej, jedyne myśli, jakie miałam to „dlaczego tylko 10 opowiadań” oraz „chce więcej!!”
Aneta Jadowska przywitała nas genialną książką, do której wkleiła, stworzyła i wyczarowała 10 różnych opowiadań — jednych lepszych, drugich gorszych. Przywitają nas, dobrze znane przez fanów autorki między innymi: Dora Wilk, Nikita, Witkacy, Malina i wiele, wiele więcej. Dodatkowo wszystkie opowiadania opatulone są, w swój oryginalny sposób, klimatem Halloween i Wigilią. To ten niesamowity i magiczny czas pomiędzy tytułową Dynią i Jemiołą. Czy warto poświęcić wieczór na przeczytanie zaledwie 10 opowiadań? Jakie przygody będą mieli główni bohaterowie z książek Anety Jadowskiej?
To, co na pewno rzuca się wszystkim w oczy to GENIALNA okładka. Spokojnie mogę powiedzieć, że to najpiękniejsza okładka ze wszystkich książek autorki. Bardzo podoba mi się przejście barw ciepłych jesiennych, na zimowe. Bohaterki są tak zróżnicowane narysowane — spokojnie można powiedzieć, że nie są robione na "jedno kopyto". Okładka GODNA podziwu jak nic. Tutaj dla mnie graficy zrobili kawał dobrej roboty.
To jedna z nielicznych dzieł, gdzie w opowiadania są wrzucone ciekawe, ale proste ilustracje, które pięknie dopełniają opowiadania. Mam nadzieję, że ani wydawca, ani autorka nie zrezygnują z tego.
Jeżeli chodzi o same opowiadania — są różne. Na pewno nie spotkamy się z cukierkowatymi opowiadaniami z rodem romansów ze świątecznym klimatem. Poznamy święta od strony mrocznej, bezwzględnej — gdzie samotność, krew i morderstwo może pogrążyć jedną osobę na całe życie. Poznamy również święta względnie rodzinne, gdzie czasami trzeba zakasać rękawy i wziąć sprawy w swoje ręce. Spokojnie mogę powiedzieć, że chociaż jest tylko — albo AŻ - 10 opowiadań, każdemu coś się spodoba. Chociaż dzieło ma 400 stron, czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.
Co bym zmieniła? Może mniej opowiadań o Nikicie a więcej o Koźlaków? Jednak to już moja własna ocena co do samych bohaterów.
Z czystym sumieniem polecam najnowsze dzieło Anety Jadowskiej "Dynia i Jemioła". Opowiadania intrygują, bawią, straszą, rozpieszczają nasze czytelnicze serce — a wszystko opatulone klimatem świątecznym. Trzymam kciuki za następną książkę z opowiadaniami. TEGO NAM TRZEBA!

Aneta Jadowska — autorka wielu książek — jednych lepszych, drugich gorszych. Po przeczytaniu „Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” miałam cholernie mieszane uczucia. Bałam się powtórki z rozgrywki. Teraz już wiem, że moje lęki były przesadzone! Wiadomo, że nie wszystkie książki jednego autora musimy lubić. Czasami wręcz bywa tak, że na 10 książek, spodoba nam się tylko jedna. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Adam Faber nie daje nam nawet chwili wytchnienia. Czwarty tom serii Kroniki Jaaru zawitały do nas z wielkim rozmachem. Czasami zastanawiam się, jak duża jest wyobraźnia autora. Są chwilę, kiedy jednak wolę nie wiedzieć — dla własnego dobra ;). Czy czwarta część jest warta przeczytania? TAK!

Kate Hallander zamieszkuje w tajemniczej krainie Tir-na-Nog. Pozostawiona przez większość przyjaciół poznaje drugą stronę medalu Jaaru. Czy jej decyzja była słuszna? Czy grozi jej i przyjaciołom niebezpieczeństwo? Do czego będzie zmuszona, by dowieźć prawdy?

To jedna z nielicznych serii fantasy, która ma bardzo piękną i tajemniczą okładkę. Każdy następny tom w jakiś sposób ze sobą się łączą, Tworząc spójną całość. Może część będzie narzekać, że to twarda oprawa, jednak uważam, że przy tylu stronach (550 stron), twarda okładka pomaga zachować dzieło w jednym kawałku.

Co do samej treści to mam wrażenie, że czwarty tom jest najbardziej mroczny ze wszystkich tomów. W tej części jakby światu zabrakło pięknych, ciepłych barw. Pozostał smutek, samotność, złość i nienawiść. Jak sobie poradzi z tym wszystkim młoda dziewczyna, która od niedawna jest czarownicą? Czy przyjaciele pogodzą się, pomimo odmiennych poglądów? Którą ze stron wybiorą? Nadchodzi wojna, która gotowa jest zniszczyć wszystko, co przez wiele lat wszyscy budowali. Czy właśnie tak ma się skończyć Jaar?

Jestem zachwycona tym, że Adam Faber pokazał nam również mroczną część Jaaru. Uświadamia tym samym, że nawet w magicznym świecie, nigdy nie jest tak kolorowo, jak nam się wydaje. Co więcej, akcja, która ma tam miejsce, wydaje mi się być agresywniejsza, bezwzględna. Jak dla mnie to są same plusy. Nie było chwili, żebym się nudziła. To jedna z nielicznych serii, po których mam kaca czytelniczego.

Co więcej, bardzo podobał mi się pomysł, że w tym tomie to nie Kate była najważniejsza, ale wszyscy Strażnicy Żywiołów. Każda z tych postaci, ma swoje pięć minut i można zobaczyć, czym się zajmują, co czują i sposób ich postępowania w tej trudnej dla nich sytuacji. Co więcej, do świata śmiertelników wkracza tajemniczy młodzieniec, który zaczyna pracować w sklepie u Seleny. Kim tak naprawdę jest? Nie będę Wam Spoilerować — chcę, byście sami się przekonali.

Już się doczekać nie mogę następnego tomu. Jestem ciekawa, jakie przygody będzie miała Kate. Jeżeli jeszcze nie czytaliście tej serii — to czas zacząć. Lekka, przyjemna, z ciekawymi bohaterami. Każdy tom otwiera przed nami pewne bramy do Jaaru. Z jednej strony widzimy piękne magiczne istoty, żyjące wśród kolorowych dolin. Z drugiej zaś niebezpieczne miejsca, postacie skrywające więcej tajemnic, niż nam się, śmiertelnikom, może wydawać. Zaintrygowani? Zapraszam zatem do lektury :)

Adam Faber nie daje nam nawet chwili wytchnienia. Czwarty tom serii Kroniki Jaaru zawitały do nas z wielkim rozmachem. Czasami zastanawiam się, jak duża jest wyobraźnia autora. Są chwilę, kiedy jednak wolę nie wiedzieć — dla własnego dobra ;). Czy czwarta część jest warta przeczytania? TAK!

Kate Hallander zamieszkuje w tajemniczej krainie Tir-na-Nog. Pozostawiona przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Bleacha. Tak wciągającej mangi dawno nie miałam! Czy dwa następne tomy trzymają poziom?
Spokojnie mogę powiedzieć, że manga jeszcze bardziej wciąga, a akcji jest jeszcze więcej. Nadchodzi rocznica śmierci matki Ichiego. Co więcej, do Karakury przybył medialny spec od kontaktów z duchami. To wielkie wydarzenie dla przyjaciół Ichiego. Z powodu młodszych sióstr, bohater godzi się, by pójść na spotkanie z gwiazdą. Co z tego wyniknie?
Mam wrażenie, że im dalej historia idzie, tym więcej się dzieje. Ichigo poznaje samego siebie, a my możemy śledzić jego poczynania oraz to, co przez lata przeżył. Poznamy prawdziwe oblicze śmierci matki chłopaka oraz to, jak sobie z tym poradził. Co więcej, Don Kan'onji — medialny spec od kontaktów z duchami okazuje się bardzo specyficzną osobą.
To, co bardzo mi się podoba, to fakt, że w każdym tomie dochodzi do historii postać, która naprawdę dużo wnosi do całej koncepcji. Przykładem może być Kon — sztuczna dusza, która z pewnych powodów została ocalona przez Ichiego. To jedna z niewielu postaci, która została mi w głowie na dłużej. Mam nadzieję, że na zawsze. Chodzi o jego charakter. Jest bardzo ironiczny, wredny i zboczony. Mam wrażenie, że w mangach takie osoby są najlepsze. Jak tylko jego widzę, już się śmieje.
Tak jak większość wielotomówek mangowych, każda część kończy się w najlepszym momencie. Powód jest każdemu dobrze znany. Momentami sama się zastanawiam, dlaczego tak długo zwlekałam by przeczytać Bleacha. Może to był mój błąd, a może po prostu musiałam do niej "dojrzeć". Kto to wie. Ja jednak jedno mogę powiedzieć.
Bardzo polecam powyższy komiks. Akcja goni akcję, bohaterowie są fantastyczni i dużo pobocznych historii, które w pewien sposób dopełniają wszystko.

Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Bleacha. Tak wciągającej mangi dawno nie miałam! Czy dwa następne tomy trzymają poziom?
Spokojnie mogę powiedzieć, że manga jeszcze bardziej wciąga, a akcji jest jeszcze więcej. Nadchodzi rocznica śmierci matki Ichiego. Co więcej, do Karakury przybył medialny spec od kontaktów z duchami. To wielkie wydarzenie dla przyjaciół Ichiego. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Bleacha. Tak wciągającej mangi dawno nie miałam! Czy dwa następne tomy trzymają poziom?
Spokojnie mogę powiedzieć, że manga jeszcze bardziej wciąga, a akcji jest jeszcze więcej. Nadchodzi rocznica śmierci matki Ichiego. Co więcej, do Karakury przybył medialny spec od kontaktów z duchami. To wielkie wydarzenie dla przyjaciół Ichiego. Z powodu młodszych sióstr, bohater godzi się, by pójść na spotkanie z gwiazdą. Co z tego wyniknie?
Mam wrażenie, że im dalej historia idzie, tym więcej się dzieje. Ichigo poznaje samego siebie, a my możemy śledzić jego poczynania oraz to, co przez lata przeżył. Poznamy prawdziwe oblicze śmierci matki chłopaka oraz to, jak sobie z tym poradził. Co więcej, Don Kan'onji — medialny spec od kontaktów z duchami okazuje się bardzo specyficzną osobą.
To, co bardzo mi się podoba, to fakt, że w każdym tomie dochodzi do historii postać, która naprawdę dużo wnosi do całej koncepcji. Przykładem może być Kon — sztuczna dusza, która z pewnych powodów została ocalona przez Ichiego. To jedna z niewielu postaci, która została mi w głowie na dłużej. Mam nadzieję, że na zawsze. Chodzi o jego charakter. Jest bardzo ironiczny, wredny i zboczony. Mam wrażenie, że w mangach takie osoby są najlepsze. Jak tylko jego widzę, już się śmieje.
Tak jak większość wielotomówek mangowych, każda część kończy się w najlepszym momencie. Powód jest każdemu dobrze znany. Momentami sama się zastanawiam, dlaczego tak długo zwlekałam by przeczytać Bleacha. Może to był mój błąd, a może po prostu musiałam do niej "dojrzeć". Kto to wie. Ja jednak jedno mogę powiedzieć.
Bardzo polecam powyższy komiks. Akcja goni akcję, bohaterowie są fantastyczni i dużo pobocznych historii, które w pewien sposób dopełniają wszystko.

Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Bleacha. Tak wciągającej mangi dawno nie miałam! Czy dwa następne tomy trzymają poziom?
Spokojnie mogę powiedzieć, że manga jeszcze bardziej wciąga, a akcji jest jeszcze więcej. Nadchodzi rocznica śmierci matki Ichiego. Co więcej, do Karakury przybył medialny spec od kontaktów z duchami. To wielkie wydarzenie dla przyjaciół Ichiego. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z najbardziej oczekiwanych książek tego roku. To, co robi autorka ze swoimi czytelnikami powinno być zabronione ;) Tyle czekać na następny tom! No ale już nie narzekajmy! Jest trzeci tom cyklu Żniwiarz "Trzynasty Księżyc". Warto było tyle czekać? WARTO! Akcja jest? JEST! Chcemy więcej? CHCEMY! To o czym jest trzecia książka?

"Cudnie - pomyślał Waldemar. Alkoholik, schizofrenik i kibol na tropie demona... Brzmi jak początek kiepskiego dowcipu".

Na świat wychodzą coraz większe i niebezpieczniejsze demony. Żniwiarze zakasują rękawy i biorą się do jeszcze większej pracy. Magda, Feliks i Mateusz stają przed nowymi wyzwaniami, które mogą zagrażać już nie tylko im, ale również ich bliskim, rodzinom i ukochanym. Pierwszy ostro zmienia zasady gry. Czego chce dokonać Pierwszy? Czy Magda wraz z Mateuszem i Feliksem dadzą radę pokonać demony potężniejsze niż te, które spotkali wcześniej? Dlaczego tak naprawdę Magda stała się Żniwiarzem? Jakie będą tego skutki?

Paulina Hendel już nas nie zaskakuje. Poziom, jaki utrzymuje, jest i tak na bardzo wysokim poziomie. Potwory, demony, zjawy, które tym razem opisuje, są nie tylko groźne, ale również bardzo interesujące

Bardzo podoba mi się fakt, że Magda — już w tym nowym ciele — zachowuje się o wiele lepiej niż w drugim tomie. Jak w drugiej książce pod koniec historii zaczynała mnie powoli denerwować, tak tutaj z pewnych powodów zaczęłam ją szanować i lubić. Co więcej, autorka również skupiła większą uwagę na historię Waldemara i Guzy — ich przyjaźni i relacji w rodzinie. No bo co, może łączyć lekarza alkoholika i emerytowanego nauczyciela ze schizofrenią? Okazuje się, że bardzo dużo.

"- Wiesz, jakim dobrym aktorem jest Pierwszy.

- Zrobiłby karierę w Hollywood - powiedział ironicznie żniwiarz".

Jeżeli czytaliście pierwsze dwa tomy, nie muszę już Wam przedstawiać świata stworzonego przez Paulinę Hendel. Jednak, jeżeli pierwszy raz spotykacie się z tą historią, to pokrótce powiem wam, że cała historia dzieje się w Polsce w dzisiejszych czasach. Co więcej, autorka nie wymyśla potworów i demonów z głowy, ale sięga głęboko do naszych legend, obyczajów i historii, za pomocą tego powieść staje się jeszcze bardziej realna.

Książka jest genialna dla wszystkich — powyżej 15 roku życia. Takie jest moje odczucie. Młodsi czytelnicy mogą się przestraszyć opisów demonów i walki z nimi. Szybka akcja ciekawi bohaterowie, brak nudy. Jeden minus? Szybko się czyta a kac pozostaje długo :)

Jedna z najbardziej oczekiwanych książek tego roku. To, co robi autorka ze swoimi czytelnikami powinno być zabronione ;) Tyle czekać na następny tom! No ale już nie narzekajmy! Jest trzeci tom cyklu Żniwiarz "Trzynasty Księżyc". Warto było tyle czekać? WARTO! Akcja jest? JEST! Chcemy więcej? CHCEMY! To o czym jest trzecia książka?

"Cudnie - pomyślał Waldemar. Alkoholik,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W 2017 roku byłam na Warszawskich Targach Książki. Każdy, kto chociaż RAZ był na takiej imprezie, wie, że wchodzi się z pełnym portfelem a wychodzi z pustym ;) . Wygrzebałam z tamtego roku książkę, którą zdobyłam i wreszcie ją przeczytałam. Kiedy cały szum na jej temat osłabł a blogerzy i czytelnicy o niej zapomnieli — ja wreszcie się za nią wzięłam. Warto było? Tak, jednak spodziewałam się czegoś lepszego.

Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu miasta. Z pewnych powodów zostaje schwytana i przetransportowana do kolonii karnej — Oksford. Więzieniem rządzi rasa pochodząca nie z tego świata. Dziewczyna, chcąc odzyskać wolność, musi współpracować z tajemniczym Naczelnikiem, który nie tylko jest jej Panem, ale również trenerem. Czy Paige da radę uciec z więzienia? Dlaczego została tam zesłana? Jakie panują tam zasady?

Słyszałam, że książka jest trudna przez używane skomplikowane zwroty słowne, wymyślanie nowych nazw czy też bardzo rozbudowane drzewo jasnowidzów. Nie oszukujmy się, nie jest to wcale takie trudne. Osoby, które siedzą w fantastyce już dłużej, sami przyznają, że takie rozbudowanie magii jest czymś świetnym i raczej zachęcającym niż zniechęcające. Co więcej, autorka na końcu książki podała krótkie historia pewnych znanych postaci i ich duchów występujących w książce. Nie wiem jak innym, ale po pierwsze rozbudowana magia i dość znani ludzie w książce, powoduje, że aż chce się czytać. Jeżeli boicie się, że będzie to dla Was za trudne to zaufacie Bukku — bierzcie się za czytanie, a już po kilkunastu stronach zrozumienie uniwersum, prawo tam panujące i całą magię.

Internet rok temu, jeżeli chodzi o książki, to aż huczał na temat tej powieści. Sądziłam, że wręcz będzie to coś GENIALNEGO. Jednak przywitała mnie dobra i przyjemna książka urban-fantasy. Jeżeli chodzi o główną bohaterkę — to jedna z tych postaci, które od razu się lubi. Dzięki Samatha Shannon za bohaterkę, która nie płaczę za każdym razem. Spokojnie można powiedzieć, że Paige, to postać silna, niepoddająca się, posiadająca swoje wady, jak i zalety. Co więcej, bohaterka ma 19 lat. W miarę zagłębiania się w powieść poznajemy jej pełną historię życia. W czym pomaga nam zrozumieć, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej.

Kolonia Karta Oksford z jednej strony została świetnie opisana, z drugiej czegoś mi brakowało. Opisy są rzeczowe i dość dokładne, ale nie przynudzają. Jednak, jak słyszę słowa "kolonia karna", oczami wyobraźni widzę coś kompletnie innego. Czy to dobrze? Nie wiem. Każdy ma inną wyobraźnię. Co więcej, w tym miejscu zebrani zostali wszyscy ludzie posiadający pewne zdolności. Uważam, że Refaitci mogliby kompletnie inaczej wykorzystać ich zdolności, do celów, które poważnie im się przydadzą. Mam wrażenie, że tutaj autorka lekko popłynęła i się zgubiła. Bo umówmy się, osoby mające zdolności jasnowidzenia, które muszą występować w cyrku czy też w przedstawieniach — to kompletnie nie trzyma się kupy. Jednak historia tego miejsca jest bardzo ciekawa, dlatego też warto zagłębić się w tę powieść.

Następna rzecz, która spowodowała obniżenie oceny książki to zakończenie. Oczekiwałam czegoś lepszego, coś, co mnie zaskoczy. Było dużo momentów nudnych. Jednak cała historia była w miarę interesująca. Warto pamiętać, że to pierwszy tom z całej serii. Fakt, że powinien nas zachęcić do czytania następnych książek, to ostatnio zauważyłam, że pierwsze tomy to wprowadzenie do uniwersum, gdzie spotykamy dużą ilość opisów, mniej akcji i przedstawienie głównej postaci. Zapewne przeczytam drugi tom. Jestem ciekawa czy historia będzie ciekawsza a akcji więcej.

W 2017 roku byłam na Warszawskich Targach Książki. Każdy, kto chociaż RAZ był na takiej imprezie, wie, że wchodzi się z pełnym portfelem a wychodzi z pustym ;) . Wygrzebałam z tamtego roku książkę, którą zdobyłam i wreszcie ją przeczytałam. Kiedy cały szum na jej temat osłabł a blogerzy i czytelnicy o niej zapomnieli — ja wreszcie się za nią wzięłam. Warto było? Tak, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja kompletnie nie wiem, jak to jest, ale w większości razy, to co innym się podoba, uważane jest za bestseller, u mnie wypada średnio. Nim sięgnęłam po książkę Anety Jadowskiej, przeczytałam niejedną opinię na jej temat. Ogólnie — fenomenalna autorka, genialnie pisze książki. No po prostu same 'ohy' i 'ahy'. Nie zastanawiając się dłużej, przeczytałam — a raczej zmordowałam — pierwszy tom serii Nikity "Dziewczyna z Dzielnicy Cudów". Co do tej książki mam bardzo mieszane odczucia. Zacznę od początku — tak jak zawsze.

Pewnego dnia, porwana zostaje dziewczyna z Dzielnicy Cudów. Tą sprawą zaczyna zajmować się nikt inny jak Nikita. Sprawa zaczyna naruszać prywatne życie Nikity. Co więcej, szefowa zmusiła dziewczynę do posiadania partnera. Kim jest tajemniczy Robin? Czy dziewczyna, będzie mogła zaufać obcej osobie? Kto porwał piosenkarkę i jaki miał temu cel?

"-Dlaczego wołałaś swojego ojca?

-Czasami koszmary mają imię - powiedziałam cicho, żałując tego w sekundzie, w której słowa opuściły moje usta".

Jeżeli chodzi o okładkę — może nie powala na kolana, ale jest bardzo oryginalna i ciekawa. Podoba mi się fakt, że nie jest to zdjęcie a rysunek. Co więcej — książka posiada kilka dodatkowych grafik w środku dzieła. Część jest bardzo ciekawa, mam tylko jedno zastrzeżenie — w jednym z obrazków jest błąd. Nie wiem, czy to specjalnie, czy też nie, ale jeżeli będziecie czytać dzieło, przyglądajcie się im — ciekawe czy znajdziecie chochlika ;)

Nikita — główna bohaterka jest intrygującą postacią. Można powiedzieć, że z powodu swojej pracy, ma wiele twarzy. Nie da rady się z nią nudzić. Nie jest głupiutką dziewczyną, która albo płacze, albo biegnie po samca, by pomógł rozwiązać sprawę. Spokojnie można stwierdzić, że jej motto brzmi "Jeżeli umiesz liczyć — licz na siebie". Aneta Jadowska świetnie wplata przeżycia bohaterów z odległych czasów do spraw, które mają miejsce tu i teraz. Postacie, za pomocą takich manewrów, nie są puste. Sam pomysł, by osoba na wózku inwalidzkim, mogła być mechanikiem — za takie pomysły ma u mnie wielkiego plusa. W książce poznamy bardzo dużo pobocznych bohaterów, których z łatwością zapamiętujemy.

Ja oczekuję, że kiedyś w gratisie, albo za dodatkową dopłatą, autorka wpadnie na pomysł, by narysować mapę i pięknie ją ozdobić. Głównym miastem jest Warszawa — która została podzielona na Wars i Sawę. Zapomnijcie o dzielnicach Stolicy — nie znajdziecie tutaj Żoliborza, Mokotowa, Targówka czy Ursusa. Znajdziecie natomiast dzielnice dzikie, zamieszkałe, przez nietypowe i bardzo groźne potwory, dzielnicę, która przez magię zatrzymała się w latach 30stych, dzielnicę ludzi bogatych itp. To był jeden z czynników, dlaczego wzięłam się za to dzieło. Chciałam zobaczyć, jak ktoś potrafi użyć realnego, prawdziwego miasta i zmienić je nie do poznania.

Na początku mojej recenzji napisałam, że zmordowałam książkę, pomimo że dzieło ma nie więcej niż 315 stron. Mowa o opisach. Zastanawiam się, czy autorka nie brała prywatnych lekcji od Elizy Orzeszkowej — pod warunkiem, że potrafi cofać się w czasie! Opisy są bardzo obszerne, detaliczne i czasami, aż nudne. Osobiście skróciłabym je do połowy, jednak może taki styl ma właśnie A. Jadowska — nie wiem, to moja pierwsza książka jej autorstwa.

"Zrobiłam próbę głośności, a Karma na moją prośbę, by dała głos zaczęła szczekać. Obstawiałam bardzo zapchlonego, mocno sfrustrowanego teriera".

Co więcej, na dobrą akcję, czekałam 2/3 książki. Reszta to były same opisy miasta, charakterystyka różnych bohaterów i krzątanie się po ulicach. Jednak, jak tylko akcja wreszcie się pojawiła — byłam pod wielkim wrażeniem. Jeżeli chodzi o język książki — dialogi i sposób opisywania — są lekkie. Nie znajdziemy trudnych wyrazów, czy wymyślonych zwrotów.

Książka jest dobra, nie jest to arcydzieło czy bestseller. Opisy są za długie i potrafią przynudzać niesamowicie. Jednak bohaterowie, genialnie wykreowane miasto, magia i potwory biegające po mieście — to powody, dla których warto chwycić za to dzieło. Mimo tego, że książka dostała u mnie tylko 5 na 10 punktów, wezmę się i za II tom, by przekonać się, czy coś się zmieniło, bo postać Robina — tajemniczego mężczyzny — maksymalnie mnie zaintrygowała.

Ja kompletnie nie wiem, jak to jest, ale w większości razy, to co innym się podoba, uważane jest za bestseller, u mnie wypada średnio. Nim sięgnęłam po książkę Anety Jadowskiej, przeczytałam niejedną opinię na jej temat. Ogólnie — fenomenalna autorka, genialnie pisze książki. No po prostu same 'ohy' i 'ahy'. Nie zastanawiając się dłużej, przeczytałam — a raczej zmordowałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatni tom świetnej serii "Baśniobór" był genialnym podsumowaniem przygód dwójki młodych bohaterów i ich przyjaciół. Czy zakończenie było najlepsze? Zdania są podzielone, co nie zmienia faktu, że było ciekawie. Co wręczyło nam UROBOROS i Brandon Mull?

Kendra wraz ze swoim młodszym bratem i z Rycerzami Świtu nie poddają się i chcą pokrzyżować plany wrogom. Podróże zaprowadzają ich na same krańce świata, by uchronić ostatnich strażników artefaktów. Na kogo będą mogli liczyć Rycerze Świtu? Co będzie musiał wykonać Seth, by pomóc swoim przyjaciołom? Czy rodzice bohaterów dowiedzą się o tajemnicy swoich dzieci i rodziców? Kim tak naprawdę jest Sfinks?

Bohaterowie niewiele się zmieniają, jednak mimo wszystko, bardzo miło czyta się ich przygody. Warto jednak wziąć trochę luzu i pamiętać, że to jednak dzieci. Porównując ich przygody z Harry Potterem — niestety przegrywają, ale nie jest najgorzej. Co najważniejsze — czyta się szybko, dobrze i cholernie wciąga! W ostatnim tobie tej serii, tak jak w poprzednich częściach — poznamy nowych bohaterów z każdej ze stron tej wojny — bo tak to można nazwać.

W tej części jest tak mało Baśnioboru, że aż jestem w szoku. Dzieciaki są wszędzie, ale nie tam. To nie oznacza, że to błąd. Kendra i Seth mają tyle przygód, że aż dziw, że się nie złamali psychicznie. Moją wielką miłością są smoki. Jakże się ucieszyłam, jak dowiedziałam się, że nie tylko IV tomie, ale również i w tym spotkamy te mądre i groźne magiczne stworzenia.

Wojna, która toczy się pomiędzy dobrem a złem, została opisana barwnie. Nie tylko nienawiść i chęć wygrania, ale również miłość i poświęcenie zostały genialnie opisane w tej części. Cieszę się, że Brandon Mull nie rzucił się na długie i nudne opisy. Zepsułoby to całkowicie magię tego zdarzenia.

Dlaczego, skoro książka była tak dobra, zakończenie nie było najlepsze? Cóż.. bo od pierwszego tomu, wiecie, jak to się wszystko zakończy. Książka przeznaczona jest dla dzieci od 9 roku życia. Plusem jest to, że autor nie ucieka od tematu śmierci, straty i niepowodzenia, jednak bardzo ucieka od brutalności, krwi i bólu, jaki powstaje po zdradzie najbliższych ludzi. Bohaterowie mogą być smutni i źli, ale to tylko tyle.

To będzie krótka recenzja, bo nie chce zdradzać, jak się dokładnie to skończy. Jednak, jeżeli przeczytałeś pierwszą część i Tobie się NIE spodobało — daj szansę następnym częścią — serio WARTO! Książkę czyta się szybko i niesamowicie. Wciąga od pierwszej strony. Mimo kilku wad książka jest warta uwagi. Czy będę powracać do tych książek? Niestety wątpię. Jednak dzieła zostawiam dla mojej córki. Może kiedyś będzie chciała je przeczytać.

Ostatni tom świetnej serii "Baśniobór" był genialnym podsumowaniem przygód dwójki młodych bohaterów i ich przyjaciół. Czy zakończenie było najlepsze? Zdania są podzielone, co nie zmienia faktu, że było ciekawie. Co wręczyło nam UROBOROS i Brandon Mull?

Kendra wraz ze swoim młodszym bratem i z Rycerzami Świtu nie poddają się i chcą pokrzyżować plany wrogom. Podróże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętacie, jak narzekałam na pierwszą część tej serii? To był fakt, z którym ciężko było się kłócić. Książka była na bardzo niskim poziomie i po prostu nudna. Jakże się bałam brać za następne tomy. Nie z powodu tego, że będzie źle, ale dlatego, że stracę swój czas. Jakże się cieszyłam, że autor wziął się za siebie i zaczął pokazywać, na co go, tak naprawdę, stać. Nie ma nic gorszego od kontrolowanej wyobraźni w czasie pisania powieści.

"Baśniobór — Tajemnice Smoczego Azylu" to trzeci tom z tej serii. To, co może Was zdziwić, to fakt, że seria zaczęła mi się tak podobać, że ciężko było mnie zmusić do napisania recenzji. W tym momencie czytam już piąty i ostatni tom. Jednak do rzeczy.

Zacznę od okładki. Styl wszystkich okładek tej serii trzymają się w miarę dobrze jednej tematyki i rysunku. Jeden wielki minus to 'złote' litery, które przy lekkim dotyku po prostu znikają/niszczą się. O czym natomiast jest ten powyższy tom?

Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej już nie kryje się ze swoimi planami. Ich celem się zdobycie wszystkich artefaktów i zniszczenie więzienia, gdzie od wieków siedzą zamknięte największe demony wszechczasów. Żeby uniemożliwić im zniszczenia świata, Kendra i Seth razem ze swoimi dziadkami oraz przyjaciółmi muszą odzyskać jak największą ilość artefaktów i ukryć je. Czy im się uda? Czy Kendra i Seth będą mogli zaufać wszystkim swoim znajomym? Co się stanie, kiedy okaże się, że ktoś ich zdradził?

Niesamowicie podoba mi się fakt, że dzieci nareszcie myślą logicznie. Co więcej, przygody, w których sami biorą udział, są serio z jednej strony poważne, z drugiej ukazane idealnie dla czytelnika młodszego. Seth, jak to Seth często wpada w tarapaty i często bywa.. naiwny, ale raczej taki jego już charakter. Podoba mi się natomiast fakt, że potrafi przyznać się do błędu i spróbować, chociaż naprawić to, co zepsuł. To, co mnie nie zdziwiło, to fakt, że autor jednak na prowadzenie wystawia Kendre. Moim zdaniem, ona jest taką główną bohaterką powieści. Z powodu jej zdolności częściej bierze udział w niebezpiecznych przygodach.

Książka nie opisuje już wyłącznie Baśnioboru, ale wychodzi daleko poza jej obszar. Można spokojnie powiedzieć, że poznamy cały świat z kompletniej innej, nieznanej nam wcześniej strony. Opisy nie będą nas zanudzać. Będą krótkie i barwne. Co więcej, magia, która ma miejsce w tej książka, wreszcie ma większy sens. Została opisana w sposób idealny do tej historii. Niestety na to trzeba było poczekać aż 3 tomy, a seria posiada tylko pięć tomów. Jednak, jak to się mówi — lepiej późno niż wcale.

Wiem, że to, co powiem, zabrzmi tragicznie, ale ja się cholernie cieszę, kiedy w książkach ktoś ginie. Nie z powodu mojej psychopatycznej wizji świata, ale dlatego, że oddaje to, chociaż po części realizm. Jak wszyscy przeżywają, nie ma żadnego zdrajcy, a bohaterom wszystko uchodzi, powieść po prostu przestaje czytelnika bawić i interesować a z drugiej strony, nie jest kompletnie realistyczna. Jednak, jak ktoś umiera, a co więcej ktoś w grupie zdradzi — nieważne czy z własnych pobudek, czy z powodu wyższych celów — to powoduje, że historia staje się bardziej interesująca. Po co to wszystko piszę? Ponieważ właśnie TO jest w Baśnioborze. Spokojnie można powiedzieć, że żaden bohater nie powinien zaufać komukolwiek z grupy. Czy to nie brzmi genialnie jak na powieść?

Mogę z czystym sercem polecić książkę młodszym czytelnikom od 9 roku życia. Fakt, że porównując do poprzednich tomów, tutaj jest więcej akcji, śmierci i walk, ale nie są opisane w sposób drastyczny. Lekka i przyjemna fantastyka dla młodych ludzi.

Pamiętacie, jak narzekałam na pierwszą część tej serii? To był fakt, z którym ciężko było się kłócić. Książka była na bardzo niskim poziomie i po prostu nudna. Jakże się bałam brać za następne tomy. Nie z powodu tego, że będzie źle, ale dlatego, że stracę swój czas. Jakże się cieszyłam, że autor wziął się za siebie i zaczął pokazywać, na co go, tak naprawdę, stać. Nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Długo zastanawiałam się, dlaczego książki Katarzyny Bereniki Miszczuk są tak lubiane. Fakt, że przeczytałam wszystkie książki z serii "Wiktoria Biankowska" nie czyni ze mnie najlepszej fanki — a raczej żadnej. Dużo mnie, w tamtej serii, po prostu denerwowało, chociaż pomysł był genialny. Jak poszło jednak z tą serią?

"Słyszałam co nieco o tych "biesiadach" na wsiach. Podobno, po każdej takiej imprezie dziewięć miesięcy później, wzrastał w naszym cudownym kraju przyrost naturalny".

"Szeptucha" to pierwszy tom serii "Kwiat paproci". Wyobraźmy sobie, że Mieszko I nie przyjął chrztu świętego i w Polsce rządzą wierzenia Słowiańskie — czyli wielobóstwo. Gosia, po ukończeniu studiów medycznych w Warszawie, musi przejść roczny staż u wiejskiej znachorki - szeptuchy. Zostaje wysłana do wsi pod Kielcami, gdzie wszystko, czego uczyła się na studiach — okazuje się, zbędne. Co więcej, Gosława jest osobą niewierzącą i wszystkie zabobony i wierzenia — to dla niej bajka. Jak zmieni się jej świat, kiedy dowie się prawdy o Bogach? Kim jest tajemniczy mężczyzna, który przybywa jej z pomocą? Dlaczego została wysłana właśnie tam?

Książka, mimo prostej fabuły, ma kilka ciekawych punktów odniesienia. Zacznijmy jednak od głównej bohaterki. Gosława — czyli Gosia. To dwudziestoparoletnia dziewczyna, która skończyła studia. Mimo tego miałam wrażenie, że zachowuje się jak.. zakochana 15-latka. Często można poznać jej myśli, w większości raczej mówią o seksownej klacie chłopaka, i pierwotnego pragnienia parzenia się z nim. Co więcej, dziewczyna chronicznie boi się robaków — zwłaszcza kleszczy. Ja rozumiem, że w lesie może ugryźć nas komar, mucha czy nawet kleszcz, ale jej obsesja jest wręcz chora. Boi się wszelkich zarazków i bakterii. To ją do szału doprowadza. Zastanawiałam się, jak ona przeżyła w Warszawie. Na wsi boi się bakterii, ale życie w Warszawie było spokojniejsze. Gdzie tu logika? Spokojnie można powiedzieć, że bohaterka jest głupiutka i bardzo naiwna.

"Normalnie zaszczyt mnie kopnął. Ciągle mam siniaka na tyłku...".

Całe szczęście, że mamy bohaterów drugoplanowych. To jest ten błąd, o którym cały czas mówiłam, kiedy czytałam autorki książki. Pani Katarzyna nie potrafi stworzyć silnej i myślącej bohaterki. Tak samo było w "Ja, diablica" itp. Tutaj, książkę ratują inni bohaterowie. Jagosława — czyli Jaga. Szeptucha, u której Gosia bierze nauki. To świetna kobieta. Ma cięty język, niesamowitą aparycję i genialną głowę do biznesu. Od razu ją pokochałam. Co więcej, autorka świetnie — krótko i treściwie — opisała innych mieszkańców wsi. Za pomocą czego nie zanudziła nas długimi i nudnymi opisami na kilkanaście stron.

Jednak najważniejszym zaczepieniem, dlaczego w ogóle wzięłam serię do zrecenzowania, to fakt, że poruszana jest Słowiańska wiara. Nie oczekiwałam encyklopedii z genialnymi opisami i faktami z życia Bogów Słowiańskich, ale mimo wszystko, autorka stanęła na wysokości zadania. W sposób lekki i przyjemny połączyła XXI wiek z dawnymi wierzeniami. W tej części poznamy między innymi Rusałki, porońce, wąpierza, utopca.. Co więcej, poznamy również historię tych postaci — w jaki sposób powstawały, dlaczego się nimi stanęli. Dodatkowo, świetnie zostaną opisane święta i obrzędy religijne, w tym Zielone Świątki. Uważam, że to najmocniejsza strona tej serii. Bo, nie oszukujmy się, historia głównej bohaterki nie jest skomplikowana, a książka nie daje nam do myślenia, ot do przeczytania.

"Ptaki wesoło śpiewały, a słońce pokazało się na niebie w pełnej krasie. Piękny dzień na bezczeszczenie zwłok".

Sposób, w jaki przedstawia nam świat i bohaterów, jest lekki i niewymagający. To książka, którą przeczyta się w max 1 dzień. Czyta się szybko, ale po przeczytaniu pierwszej części, nie ma się ani kaca, ani niedosytu. Nie czuję natomiast, że straciłam swój czas. To dobre dzieło, na leniwy i słoneczny dzień. Autorka nie jest mistrzem w romansach, więc nie oczekuję tutaj cudów i wrażeń. Prosta miłość, gdzie specjalnie dołożono niepotrzebnych i sztucznie wygenerowanych problemów. Gdyby nie te wierzenia Słowiańskie i magia, która z nich płynie, byłaby to bardzo słaba książka obyczajowa z romansem, gdzie główna bohaterka boi się dosłownie wszystkiego.

Polecam ją każdej osobie, która szuka czegoś na już. Lekkie, przyjemne, niewymagające. Wciąga — to fakt, ale nie jest to książka z serii "must have". Warto zobaczyć jak w ciekawy sposób połączyła XXI wiek z wierzeniami Słowiańskimi, w jaki sposób prezentuje Bogów. Tutaj na serio — postarała się jak nigdy. Książkę mogę spokojnie polecić od 15 roku życia.

Długo zastanawiałam się, dlaczego książki Katarzyny Bereniki Miszczuk są tak lubiane. Fakt, że przeczytałam wszystkie książki z serii "Wiktoria Biankowska" nie czyni ze mnie najlepszej fanki — a raczej żadnej. Dużo mnie, w tamtej serii, po prostu denerwowało, chociaż pomysł był genialny. Jak poszło jednak z tą serią?

"Słyszałam co nieco o tych "biesiadach" na wsiach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gosia — powoli zaczyna wierzyć, że Bogowie i różne potwory to nie zabobony — czy źle dobrane leki psychotropowe, ale całkowita prawda. Co więcej, Ote — była żona Mieszka, wcale nie jest martwa. Wielka zazdrość wkradnie się pomiędzy kochankami. Żeby tego było mało, wielkimi krokami zbliża się Noc Kupały — noc, kiedy przeznaczenie ma się wypełnić. Dziewczyna ma trudny orzech do zgryzienia — gdyż w tę noc leśne potwory zaczną na nią polować. Jak poradzi sobie Gosia? Komu będzie mogła zaufać? Czy miłość pomiędzy Mieszkiem a dziewczyną przetrwa? Komu odda kwiat paproci?

O Gosi mówiłam już w pierwszym tomie. Prócz tego, że jej fobia dotycząca owadów powoli maleje, to nic się nie zmienia. Chociaż nie, można powiedzieć, że zaczyna się jej — w jakimś stopniu — podobać praca szeptuchy. Przy drugim tomie chciałabym się skupić na kimś kompletnie innym. Mowa oczywiście o Mieszku.

"Odwróciliśmy się w kierunku źródła tego ponurego głosu. Radek zdjął rękę z mojego ramienia. Za nami stał nie kto inny jak wesoły niczym burzowa chmura i uśmiechnięty jak dziecko przed aplikacją szczepionki władca Polan".

Odwróciliśmy się w kierunku źródła tego ponurego głosu. Radek zdjął rękę z mojego ramienia. Za nami stał nie kto inny jak wesoły niczym burzowa chmura i uśmiechnięty jak dziecko przed aplikacją szczepionki władca Polan.

Sądziłam, że będzie to mężczyzna z pazurem. Jednak momentami mam wrażenie, że z charakteru nie jest lepszy od Gosi. Wiadomo jak to w takich książkach — to wysoki, silny mężczyzna. Normalnie — chodzący testosteron. Samiec alfa. Jak dla mnie, bardzo nudny. Dlaczego? Im ktoś jest bliższy ideałom, tym coraz mniej staje się realny. Każdy ma jakieś wady, ten mężczyzna praktycznie ich nie ma.

To, co mi się bardzo podoba w tej serii, że możemy poznać przeróżne rośliny, które pomagają w leczeniu różnych schorzeń. Czy serio działają? Nie mam zielonego pojęcia — jednak sposób, w jaki to autorka opisała, zachęciła mnie, by poznać trochę naturalne lecznictwo.

"- Nie cierpię polityki - odparł z niesmakiem - Wszystkie te oślizgłe gnidy, które nigdy nie mówią tego, co na prawdę mają na myśli. Wszystkich należałoby ściąć za kłamstwa".

Akcji nie jest bardzo dużo, ale można zauważyć mały postęp w tym kierunku. Co oznacza, że coraz więcej zaczyna się dziać. Jednak schemat książek u Pani Katarzyny się nie zmienia. Cała akcja skupia się na końcu książki — by zachęcić do kupienia/przeczytania następnego tomu.

Opisy miejsc i postaci nie są obszerne i nudne — za co autorce bardzo dziękuję. Świetnie opisana jest natura i skrywana w niej magia, ale również bohaterowie drugoplanowi.

Nie oczekiwałam wiele po tym tomie i mnie miło zaskoczyła. Może nie tak bardzo, jak w innych przypadkach, ale poczułam się zadowolona. Książka wciąga i to trzeba przyznać. Nie jest to dzieło, do którego będzie się wracać kilkanaście razy. To bardzo przyjemne czytadełko z wątkami obyczajowymi i romansem. Czasami myśli głównej bohaterki są tak płytkie, że można czuć lekką irytację. Ja po prostu to olewam i idę dalej.

Mogę spokojnie polecić każdej osobie, która poszukuje dzieła na "odmóżdżenie" po ciężkim dniu, albo po prostu na leniwy weekend.

Gosia — powoli zaczyna wierzyć, że Bogowie i różne potwory to nie zabobony — czy źle dobrane leki psychotropowe, ale całkowita prawda. Co więcej, Ote — była żona Mieszka, wcale nie jest martwa. Wielka zazdrość wkradnie się pomiędzy kochankami. Żeby tego było mało, wielkimi krokami zbliża się Noc Kupały — noc, kiedy przeznaczenie ma się wypełnić. Dziewczyna ma trudny orzech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby wszystko się rozwiązało. Niby bajka mogłaby się zakończyć happy end'em. Co się jednak stanie, jak książę spakował swoje rzeczy i wyjechał? Nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy wróci. Gosia została sama na wsi. Mieszko wyjechał, by godnie pochować swoją zmarłą — dwa razy- żonę. Chcąc zapomnieć o mężczyźnie, Gosia całkowicie poświęca się zielarstwu. Co więcej, na wieś przyjeżdża nowy Żerca — Witek. Młody, przystojny mężczyzna. Jakby tego było mało, ktoś zaczyna polować na boginki i demony. Jak potoczy się historia Gosi? Kto poluje na demony i dlaczego? Jaką tajemnice będzie skrywać Gosia?

"Nie można żyć, żałując cały czas czegoś co się stało bądź nie stało. Trzeba cieszyć się życiem, które się ma".

W poprzednich tomach głównymi postaciami w moich recenzjach byli Gosia i Mieszko. Teraz chciałabym się skupić na Jagosławie — czyli na Jadzi. Jak dla mnie, to kobieta, która nie miała lekkiej historii w młodości. Jednak bardzo podobał mi się fakt, że była prawdziwa. Mowa tutaj o charakterze. Z jednej strony to pomocna, czuła i opiekuńcza kobieta. Z drugiej — dawno nie poznałam, tak ironicznej i złośliwej osoby. Chyba właśnie za to ją pokochałam. Co więcej, jej sposób życia i to jak rozmawia z mieszkańcami wsi — jest genialne. Jej wiedza dotycząca obrządków, leczenia i charakteru każdej osoby ze wsi — coś przepięknego!

W każdym tomie autorka przedstawia nam inne obrzędy Słowiańskie. Tak samo, jak w poprzednich książkach i tutaj nie ograniczyła się z genialnymi, barwnymi opisami. Warto jednak część dialogów czytać z przymrużeniem oka — bo są po prostu.. płytkie. Cieszę się, że tutaj powoli poznajemy charakter Swarożyca i to, w jaki sposób porozumiewa się z Gosią i czego od niej oczekuje.

"Miłość jest i miłość przechodzi – Wzruszyła ramionami – Czasami gdzieś trochę jest, mimo że myślało się, że jej nie ma... Żadne czary w tym nie pomogą. Można nawet ogolić głowę na łyso i spalić wszystkie włosy, ale to nie pomoże – Postukała się palcem w skroń. –To tu! To tu trzeba się uporać z niechcianą miłością".

Świat kompletnie nie różni się od tego w poprzednich dwóch książkach. Cały czas akcja ma miejsce w tej samej wsi. Często możemy poznać nowych mieszkańców i krótką ich historię. Podoba mi się, że cała historia tej serii umieszczona jest w ciągu jednego roku.

Książka już mnie nie zaskoczyła. Można powiedzieć, że historia toczyła się dalej tym samym torem. Jedyne, co mnie zaciekawiło to.. końcówka — to zrobiło na mnie miłe zaskoczenie. Jestem ciekawa, jak zakończy się cała historia Gosi. Bo z tego, co wiem, IV tom ma być ostatnim. Co więcej, nie traktuję tej książki jako bestseller, jednak jako miłe czytadełko przed snem. Jednak warto sięgnąć po serię, by zobaczyć jak w ciekawy sposób przedstawić XXI wiek, gdzie w Polsce nie ma chrześcijaństwa. Jak dla mnie — oryginalne podejście. Już niedługo ostatni tom!

Niby wszystko się rozwiązało. Niby bajka mogłaby się zakończyć happy end'em. Co się jednak stanie, jak książę spakował swoje rzeczy i wyjechał? Nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy wróci. Gosia została sama na wsi. Mieszko wyjechał, by godnie pochować swoją zmarłą — dwa razy- żonę. Chcąc zapomnieć o mężczyźnie, Gosia całkowicie poświęca się zielarstwu. Co więcej, na wieś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatni tom całej serii "Kwiat Paproci". Fakt, że odłożyłam inną książkę, na rzecz "Przesilenia", świadczy, chyba że oszalałam. Sama nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że zakończenie mnie zaskoczy. Czy się zawiodłam? Z jednej strony tak, z drugiej nie bardzo. Dlaczego? Zacznijmy jednak od początku, czyli — czego możemy się spodziewać po ostatniej części z serii "Kwiatu paproci"?

"Miałam nadzieję, że to tylko jakiś durnowaty sen, a nie prawdziwa wizja. Bo jeśli to wizja, to za przeproszeniem Dadźbóg może sobie zabrać tę zagadkę tam, gdzie sam nie dochodzi i gdzie się robią hemoroidy".

Gosia — będąc w ciąży — powoli układa sobie życie z Mieszkiem Pierwszym. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Swarożyc upomina się o złożoną obietnicę. Co więcej, dziewczynę gryzie tajemnica z przeszłości mamy — kim jest jej ojciec? Żeby tego było mało, dużymi krokami zbliżają się Dziady — jedno z najważniejszych świąt. Kto poprowadzi ceremonię? O co poprosi Gosię, Bóg ognia?

Całe szczęście, że Gosia już nie szaleje na punkcie kleszczy, boleriozy, bo powoli przypominało mi to na leczenie psychiatryczne. Bohaterowie się nie zmieniają, nikt nowy nie dochodzi a akcja, jakby prowadzona na siłę. Po ostatnim tomie oczekiwałam niesamowitej akcji, coś mocnego, potem uświadomiłam sobie, że autorką książki jest Katarzyna B. Miszczuk, a to nie jest w jej stylu. Fakt, faktem, że stosunków seksualnych w tej części jest więcej niż w poprzednich tomach — to może być plus dla spragnionych romantyzmu czytelniczek.

"Walczyłam z demonami, całowałam się z bogiem, a tu mnie jakaś dziennikarka od siedmiu boleści będzie straszyć?".

Ja jednak skupiłam się na Dziadach. Tak jak inne święta zostały obszernie i pięknie opisane, mam wrażenie, że dziady zostały lekko skrócone i potraktowane po macoszemu. Żeby nie było: cmentarz, duchy, ceremonia była świetnie ukazana, jednak nie czułam tego klimatu — może warto "Przesilenie" przeczytać w listopadzie? Sprawdzę i dam znać ;)

Zakończenie — nie zaskoczyło, wręcz było mega przewidywalne. Jednak patrząc na całość — pasuje ono do pełnej historii. Nie obrażając czytelników, jak i samej autorki, seria "Kwiat Paproci" to świetna seria na letnie wieczory.. Nie oczekiwałam niczego wielkiego, a jednak było kilka aspektów, które mnie miło zaskoczyły. Po pierwsze: obrzędy religijne, zielarstwo, cięty język Baby Jagi, interesujących magicznych stworzeń. Co do samej treści — nie jest to głęboka powieść i nawet taka — moim zdaniem — nie miała być. Miała być lekka, przyjemna i właśnie taka była. Nie wiem dlaczego, ale liczę, że autorka zrobi niespodziankę i zrobi odrębną historię w tym samym uniwersum, bo uważam, że warto.

"Wrócił Mieszko. Ciągle rozglądał się dookoła. Sądząc po jego zawiedzonej minie, chyba wciąż nie tracił nadziei, że spotka tutaj kogoś, kogo będzie mógł zdzielić łopatą".

Czy będę wracać do tej serii? Nie wiem, może za kilka lat, by odświeżyć sobie co nieco. Jednak to nie są książki, do których będziemy zaglądać co kilka dni czy miesięcy. Co nie zmienia faktu, że warto samemu się przekonać :) Ja się przekonałam. Może wrócę teraz do poprzedniej serii szanownej autorki? ;) Co Wy na to?

Ostatni tom całej serii "Kwiat Paproci". Fakt, że odłożyłam inną książkę, na rzecz "Przesilenia", świadczy, chyba że oszalałam. Sama nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam, że zakończenie mnie zaskoczy. Czy się zawiodłam? Z jednej strony tak, z drugiej nie bardzo. Dlaczego? Zacznijmy jednak od początku, czyli — czego możemy się spodziewać po ostatniej części z serii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Witam serdecznie po dłuższej mojej nieobecności. Sporo się ostatnio u mnie działo, jednak nie o tym będzie dzisiejszy post. Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i będziecie czytać moje następne recenzje. Zaczynajmy!

Przedpremierowo dostałam egzemplarz książki "Tryskel". Czytałam raczej same pochwały na jej temat — może właśnie dlatego rzuciłam się na nią jak Reksio na szynkę. Czy mnie zachwyciła? Na pewno nie! Była.. nijaka. Chciałoby się powiedzieć, że pomysł genialny, ale wykonanie byle jakie, ale to również byłoby kłamstwo. Pomysł, jak i wykonanie bardzo słabe. Zacznijmy jednak od początku — o czym jest dzieło Krystyny Chodorowskiej?

Mayday, młoda dziewczyna obdarzona niezwykłymi umiejętnościami zostaje wplątana w zamachy terrorystyczne, intrygi polityczne a na dodatek przeszłość zawitała do jej drzwi. Czy Mayday da sobię radę? Komu może zaufać? Czy ze wszystkimi problemami będzie zmuszona walczyć sama?

Zacznijmy od okładki. "Tryskel" ma bardzo oryginalną i ciekawą grafikę. Nie jest ona co prawda na najwyższym poziomie, ale posiada w sobie to coś, co powoduje, że chętnie po nią sięgnęłam. Gra kolorów — pomarańcz, czerwony i biel.. Jak dla mnie, książka zyskała, za pomocą okładki, kilka plusów.

Co do bohaterów. Chciałabym się rozpisać, jednak tego nie zrobię. Nie z powodu lenistwa, lecz z faktu, że bohaterowie są nijacy. Nie posiadają interesującej ani historii swojego życia, ani nie przysłużyli się dosłownie niczemu. Mam wrażenie, że przechodnie, czy ludzie w autobusie, których czasami spotykamy, są bardziej interesujący niż główna bohaterka ze swoją świtą. Dziewczyna ma pewne zdolności i z jednej strony nie chce się nimi chwalić, z drugiej zakłada przebranie i nagle nikt jej nie rozpoznaje. Przypomina mi to przebranie supermena z dawnych lat, gdzie wystarczyło, że mężczyzna zdjął okulary i nagle nikt go nie znał. Co więcej, wraz z Mayday miasto ratuje między innymi mężczyzna, który miał wyjść jako — tajemniczy były wojskowy — a wyszedł aspołeczny bezdomny człowiek, który chodzi w brudnych ubraniach i w wojskowej marynarce.

Skoro już wspomniałam o mieście — autorka postarała się o genialne a czasami nudne opisy. Z jednej strony potrafi opisać fragment ulicy czy też domu w kilku świetnych zdaniach. Mija kilka stron i atakuje nas opis na kilka stron, który kompletnie nie jest tam potrzebny. Mam wrażenie, jakby Pani Krystyna Chodorowska bawiła się, czy też badała na swojej książce, które opisy byłyby lepsze. Może ja podpowiem: krótkie, ale konkretne.

Czytając urban fantasy — bo mam nadzieję, że właśnie o taki gatunek, czy też podgatunek autorce chodziło. Oczekuje akcji, szybkiej dynamicznej historii, genialnych bohaterów z ciekawą przeszłością, a nie odgrzewany setny raz kotlet. Fakt, magia była, tajemnica, jak i terroryści również, ale powiało nudą.

Fakt, że to debiut autorki, mam wielką nadzieję, że następne jej książki będą serio dobre i ciekawe. Na razie, odkładam głęboko do szafy "Tryskel" i zapominam o niej. Czy polecam? Każdy ma inny gust — jeżeli macie mieszane uczucia, sięgnijcie po dzieło i sami się przekonajcie.

Witam serdecznie po dłuższej mojej nieobecności. Sporo się ostatnio u mnie działo, jednak nie o tym będzie dzisiejszy post. Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i będziecie czytać moje następne recenzje. Zaczynajmy!

Przedpremierowo dostałam egzemplarz książki "Tryskel". Czytałam raczej same pochwały na jej temat — może właśnie dlatego rzuciłam się na nią jak Reksio na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała najnowszej powieści Marty Kisiel "Toń". To jedna z tych autorek, której książki kupuje w ciemno i wiem, że warto! Czy tym razem się nie zawiodłam? Mam lekko mieszane odczucia.

Dżesika Stern wraca do swojego domu rodzinnego, by oddać przysługę ciotcę — wraz ze starszą siostrą, ma przypilnować mieszkania — nic więcej! Jednak Dżesika przyciąga kłopoty jak magnes. Otworzenie, pewnemu Panu drzwi, spowodowało lawinę wydarzeń, których nie da rady zatrzymać. Szalona Dżesika, poukładana starsza siostra i kąśliwa wredna ciotka wplątują się w tajemnicze morderstwo, które ma drugie dno. Co więcej, dziewczyny poznają prawdę o swojej rodzinie. Prawdę, która nigdy nie powinna wyjść na jaw. Jak poradzą sobie siostry? Co skrywa w mieszkaniu ciotka?

Marta Kisiel przywitała nas, następną ciekawą historią Wrocławia. Osoby, które czytały poprzednie dzieło „Nomen omen” będą mile zaskoczeni. Za pomocą niewidzialnej nici, Marta Kisiel, luźno połączyła oba dzieła. Jednak nie bójcie się! Jak nie czytaliście „Nomen Omen” nic nie tracicie. To są dwie różne historie, połączone pewnymi bohaterami.

Główne bohaterki — dwie siostry i ciotka — są tak różne, że aż podobne do siebie. Każda posiada kompletnie inną historię, inne marzenia i inaczej widzi świat. Tutaj trzeba autorce przyznać, że jeżeli chodzi o wykreowanie postaci, to robi to świetnie — nic dodać, nic ująć. Bohaterki są oryginalne i sposób, w jaki się wypowiadają, ubierają i to, kim są, pomaga nam, czytelnikom wciągnąć się w historię. Co prawda, warto czasami przymknąć oko, bo historia jest nierealna (nie mówię tutaj o magii, ale fakt, że nagle 16-latka ma sama zająć się dwójką dzieci i żaden urząd się tym nie interesuje — jak dla mnie, trochę naciągane).

Tak samo, jak w „Nomen Omen” i tutaj zostają odkryte czarne karty Wrocławia. Czarne karty — mam na myśli czasy, kiedy miasto było pod panowaniem Niemiec. Z tego, co zauważyłam, autorka świetnie czuje się w tych klimatach. Historia Wrocławia połączona z tajemnicami, skarbami, bezwzględnymi ludźmi — to powoduje, że świat wykreowany przez Martę Kisiel, staje się jeszcze bardziej realny.

Jeżeli chodzi o samą magię, mam wrażenie, że została kompletnie źle wykreowana — jakby z innej bajki. Z powodu tego, że historia „Toń” jak i „Nomen Omen” dzieje się we Wrocławiu, czasami będę porównywać te dwa dzieła — za co Was bardzo przepraszam. Magia w Nomen Omen została wykreowana w sposób piękny, delikatny, subtelny i idealnie pasujący do całej historii. Tutaj natomiast mamy magię, która została jakby stworzona na siłę i nie wiem dlaczego? Można było to kompletnie inaczej zrobić. Przez to cofanie się w czasie za pomocą zdolności i tajemniczych urządzeń, historia wydawała mi się po prostu.. nudna. Martę Kisiel zawsze traktowałam, jako autorkę, która jak coś tworzy to kapcie spadają z nóg — tutaj tego nie było.

Historia momentami była bardzo ciekawa, lekko śmieszna. Nie oszczędzała w ironii i ciekawych, zabawnych sytuacjach pomiędzy bohaterami. Jednak przez połowę książki po prostu się nudziłam. Chciałabym powiedzieć, że było inaczej — ale wtedy bym po prostu skłamała. Tak jak Nomen Omen był ciekawą i oryginalną historią, tak tutaj czegoś mi zabrakło. Gdyby nie historia Wrocławia, nie wiedziałabym, że to książka Marty Kisiel. Brakowało mi w niej, jej samej!

Czy polecam? Tak. Jeżeli jesteś fanem książek Marty Kisiel, jeżeli interesuje Cię fantastyka połączona z historią dawnego Wrocławia — ta książka jest dla Ciebie. To lekkie i przyjemne dzieło — mimo tego, że historia momentami się dłużyła jak kolejka na poczcie. „Toń” warto przeczytać, chociaż dla samych bohaterów i to, w jaki sposób autorka przedstawia nam swoją wizję Wrocławia.

Nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała najnowszej powieści Marty Kisiel "Toń". To jedna z tych autorek, której książki kupuje w ciemno i wiem, że warto! Czy tym razem się nie zawiodłam? Mam lekko mieszane odczucia.

Dżesika Stern wraca do swojego domu rodzinnego, by oddać przysługę ciotcę — wraz ze starszą siostrą, ma przypilnować mieszkania — nic więcej! Jednak Dżesika...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy dostałam możliwość przeczytania pierwszej części serii "Tajemnica diabelskiego kręgu", po przyjrzeniu się okładki, sądziłam, że będzie to fantastyka dla młodszego czytelnika i to dla dziewczynki — skoro główną bohaterką jest płeć piękna. NIE WIEM, kiedy przeczytałam ostatnią stronę i powiedziałam "WOW". Nie, to nie jest książka dla młodszego czytelnika i nie jest to czysta i prosta fantastyka. To wręcz arcydzieło, którego brakowało na naszym Polskim rynku. Jednak powoli.. wdech..wydech.. Zacznijmy od samego początku.

"Nina skinęła głową, wspominając z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku dom, w którym nie było śladu po obecności nastoletniego chłopaka. Jak to jest wychowywać się w takim miejscu? Z babcią, dla której najważniejsza jest zmarła córka, a nie żywy wnuczek?".

Nina- trzynastoletnia dziewczynka — przyjeżdża do malutkiej miejscowości Markoty. Wakacje, które zafundował jej pewien anioł, śmierdzą jej od samego początku. To, czego Nina jest pewna, to fakt, że wakacje w klasztorze, zmienią jej życie na zawsze. Dlaczego Nina została zaproszona na tak specyficzne wakacje? Czego oczekuje od niej anioł? Czego się dowie i dlaczego akurat ona? Czy w całej tej nowej sytuacji zostanie sama?

Zacznę od okładki, która jest BOSKA. Podoba mi się połączenie barw i sposób przedstawienia postaci. Z jednej strony mroczna wizja a z drugiej tajemnica i mała dziewczynka z walizką. Przyglądając się dłużej, możemy zauważyć delikatne, unoszone przez wiatr anielskie pióra. Mam wrażenie, że każdy szczegół na tym rysunku, genialnie opisuje powieść.

"Jednocześnie wydawał się jakby... zbyt doskonały i w tej doskonałości bardzo obcy. Brakowało mu ciepła, jakie dają ludziom ich drobne wady".

Nim zacznę przedstawiać główną bohaterkę tej powieści, warto zatrzymać się i przedstawić uniwersum tej serii. Wszystko dzieje się po wojnie a w czasie komunizmu. Anna Kańtoch świetnie przedstawiła Polskę w czasie komuny. Nie tylko od strony politycznej, ale również społecznej. Komunizm w książce aż kipi — posiłki, które dzieci dostają w klasztorze, albo to, co można kupić w pobliskim barze albo na dworcu, pięknie odzwierciedla ten ustrój polityczny. Co więcej, podkreślony został również lęk przed milicją wśród zwykłych obywateli.

Główną bohaterką jest Janina — jednak lubi, jak mówi się po prostu Nina. Ma trzynaście lat. Jest oczytaną i mądrą dziewczynką. Zachowuje się klasycznie jak w jej wieku. Są sytuacje, kiedy płacze, kiedy nie może zrobić ani jednego kroku, bo po prostu się boi i nie ma w tym nic złego. Nie jest najlepszą główną bohaterką, która wie wszystko i zawsze idealnie jej wychodzi — za pomocą czego, Nina wydaje się bardziej realna, czy też rzeczywista.

Nie licząc Niny, poznać można inne postacie — inne dzieci, które również zostały zaproszone przez aniołów. Każde z tych młodych bohaterów ma kompletnie inny charakter — za pomocą tego, można utożsamić się z jednym z nich bez największego problemu. To, co najbardziej lubię, to fakt, że Anna Kańtoch przedstawia nam bohaterów przez całą książkę, a nie na samym początku powieści. Nigdy nie czytałam książki, gdzie były TAK ukazane anioły — tajemniczo, mrocznie i nieszczere.

"Bać się to umierać każdego dnia po trochu".

Książka spokojnie zalicza się do grozy dla młodzieży, ale nie tylko! Bliżej mi 30stki a były momenty, kiedy w czasie czytania, poczułam dreszcz. Nie muszę podkreślać, że powieść owiania jest świetną, ale delikatną fantastyką. Delikatną, mam na myśli nienachalną. Przedstawiona jest, w sposób realistyczny, tak jakby magia była nieodłączną częścią uniwersum. Chciałabym opisać wszystkim fragmenty, które bardzo mi się podobały, ale po prostu nie mogę — nie chcę psuć Wam przyjemności z czytania.

Czy polecam? CO ZA PYTANIE! Pewnie, że tak! To jedna z nielicznych książek, które w tym roku mają 10/10. Genialna fabuła, intrygujący bohaterowie, świetna groza i magia, która wciąga od pierwszych stron i wypluwa czytelnika po ostatniej, nie zostawiając na sobie nic, prócz bielizny ;) Książka NIE jest dla dzieci powyzej 10 roku życia — takie moje odczucie. NIE czekajcie, tylko czytajcie :)

Kiedy dostałam możliwość przeczytania pierwszej części serii "Tajemnica diabelskiego kręgu", po przyjrzeniu się okładki, sądziłam, że będzie to fantastyka dla młodszego czytelnika i to dla dziewczynki — skoro główną bohaterką jest płeć piękna. NIE WIEM, kiedy przeczytałam ostatnią stronę i powiedziałam "WOW". Nie, to nie jest książka dla młodszego czytelnika i nie jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po serii „Kwiat Paproci” musiałam sięgnąć po „Wilka". Powiem szczerze, gdybym zaczęła przygodę od tej serii — pewnie nie sięgnęłabym po nic innego, co wyszło spod pióra Pani Katarzyny B. Miszczuk. Po przeczytaniu „Króla Kier” Aleksandry Polak — myślałam, że dotarłam do dna najgorszej literatury młodzieżowej z wątkami fantastycznymi. Jednak, po „Wilku” zrozumiałam, że na tym dnie, były jeszcze drzwi.. Dlaczego tak ostro oceniam tę serię? Dobra, od początku. Co było dobre, a co było wręcz beznadziejne?

Zatrzymajmy się na okładce. Wydawnictwo AB wznowiło serię „Wilk” sądzę po wielkim sukcesie „Kwiatu Paproci". Okładkę zmienili na bardziej nowoczesną. Jedyna rzecz, jaka mi się w niej podoba, to gra kolorów i srebrne napisy. Reszta za bardzo przypomina mi styl 'ala' „Pamiętniki Wampirów” czy „Zmierzch".

Dziewczyna imieniem Margo Cook przeprowadza się z Nowego Yorku do małego miasteczka Wolftown. Na pozór spokojne miasteczko skrywa wiele tajemnic, które z każdym następnym dniem zostają odkryte. Jako nowa uczennica w niewielkiej szkole, musi odnaleźć się w kompletnie innej rzeczywistości. Dziewczyna poznaje dziwnego chłopaka - Maxa Stone, do którego zaczyna czuć coś więcej niż tylko przyjaźń. Jednak on skrywa pewną niebezpieczną tajemnicę. Czy Margo pogodzi się z tym, kim tak naprawdę jest chłopak? Dlaczego tak naprawdę dziewczyna wraz z rodzicami, przeprowadziła się do tak małego miasteczka?

Taki skrót brzmi wręcz genialnie. Szkoda tylko, że książka jest tak płytka i infantylna, że aż jestem w szoku, że Grupa Wydawnicza Foxal zainteresował się tym dziełem. Jestem świadoma, że autorka miała 15 lat, kiedy wydała to dzieło. Co mi się w tej powieści NIE podoba? Można by to opisać jednym wyrazem — WSZYSTKO. Zacznijmy od bohaterki.

Margo Cook jest tak głupia, że momentami zastanawiałam się, na kim się wzorowała autorka, kreując taką postać. Jej problemy to głównie "jak wyglądam" "o matko, jaki on przystojny" "ja go chyba kocham" itp. No i oczywiście, nowa uczennica musi być najlepsza — w tym przypadku w pływaniu. PRAWIE pobiła rekord szkoły w pływaniu, chociaż sama za dobrze nie pływa. To ja się zastanawiam — kto wcześniej reprezentował szkołę w sportach wodnych, skoro uczennica, która pływała byle jak, była NAJLEPSZA. Aż strach pomyśleć..

Stereotypy — ta książka to uwielbia. Wiadomo, że każda cheerleaderka jest głupia i mega zazdrosna i sportowców. Za to sportowcy to chodzące mięśnie bez mózgu. Bo jakby inaczej. Nie można przecież złamać tych zasad i coś zmienić — bo i po co? No i żeby być 'oryginalnym' ten konflikt z cheerleaderką jest tak z czarnej dziury wyjęty, że sama się zastanawiam po co.

Opisy. Miasteczko, budynki były w miarę dobrze opisane, chociaż i tak można by się przyczepić, że skoro to fantastyka, autorka nie pokwapiła się na tajemnicze opisy, z lekką grozą albo przerażeniem. Ogólnie większa część książki to dialogi, które kompletnie nic nie wnoszą do powieści. Takie ot, zapychacz stron.

Fantastyka.. dobra tu dopiero zaczyna się fantastyka.. A dokładnie po około 250 stronach powieści — czyli prawie na samym końcu pierwszego tomu. Wiele autorów traktuje pierwszy tom z serii jako wprowadzenie do całego uniwersum czy też powieści. Nie ma w tym nic złego. Jednak tutaj.. Przez 250 stron towarzyszymy bohaterce w życiu codziennym, gdzie nic nie robi i dowiadujemy się o jej, jakże głębokich przemyśleniach z rodem "mam 16 lat, nie mam rozumu, a mój jedyny problem to miłość, ubrania i fryzura" no i oczywiście "rodzice są źli i niedobrzy".

Zagadek nie ma żadnych, tajemnic tak NAPRAWDĘ też nie. Już po kilku stronach KAŻDY może się domyślić o co chodzi i dlaczego. Coś w stylu naprawdę kiepskiego kryminału, kiedy po 5 stronach już wiecie, kto jest mordercą i dlaczego zamordował.

Chciałabym powiedzieć, że każdy powinien ją przeczytać, by wyrobić sobie swoje zdanie na jej temat, ale nie. Tym razem tego nie zrobię. Tym razem na koniec recenzji podzielę się z wami cytatem z Wiedźmina, który idealnie oddaje klimat tej książki. "Zaiste, jak mawiał król Dezmod, zaglądnąwszy po skończonej potrzebie do nocnika: „Rozum nie jest w stanie tego ogarnąć”.".

Po serii „Kwiat Paproci” musiałam sięgnąć po „Wilka". Powiem szczerze, gdybym zaczęła przygodę od tej serii — pewnie nie sięgnęłabym po nic innego, co wyszło spod pióra Pani Katarzyny B. Miszczuk. Po przeczytaniu „Króla Kier” Aleksandry Polak — myślałam, że dotarłam do dna najgorszej literatury młodzieżowej z wątkami fantastycznymi. Jednak, po „Wilku” zrozumiałam, że na tym...

więcej Pokaż mimo to