-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-12-29
2020-12-29
2020-12-28
2020-11
2020-11-23
2020-11-25
2020-11-17
2020-11-14
Do zakupu książki "Elizabeth i jej ogród" zachęcił mnie opis i pozytywne recenzje. Spodziewałam się opisów ogrodu autorki, jej dnia wypełnionego pracą i wypoczynkiem na jego terenie, ewentualnie odniesień do przyrody itp. Tymczasem książka mówi także o jej życiu prywatnym: małżeństwie, znajomych i ta część jest zdecydowanie słabsza.
Obok uroczych opisów krajobrazów i roślin otaczających dom autorki znajdują się nudne dialogi pani i pana domu, ich krewnych i innych gości odwiedzających majątek.
Te fragmenty były dla mnie irytujące, czytając odnosiłam wrażenie, że Pani von Arnim nie bardzo wiedziała co jeszcze dodać, więc całe dnie notowała rozmowy ze swoimi bliskimi i służbą, by następnie umieścić je w swojej książce. Niezbyt to twórcze i mało wciągające. Autorka żyła oderwana od rzeczywistości, utrzymywana przez apodyktycznego męża, odnalazła się w zapuszczonym ogrodzie jednej z rezydencji hrabiego von Arnim. Tu "zajęła się" ogrodem. Jej zajmowanie się polegało na zlecaniu prac ogrodnikom, bo jej samej nie wypadało się tym zajmować... Spora część tekstu to narzekanie na pracowników, których traktuje raczej jak niewolników, których z tytułu swego urodzenia posiada. Myśli o nich raczej jak o zwierzętach i pozwala sobie na karygodne komentarze na ich temat. Nie oszczędza także swoich krewnych i znajomych, nad większość z nich z tego czy innego powodu się wywyższa, a ich przywary w swym "dziele" wyśmiewa. Budziła tym samym mój niesmak i niechęć.
Książkę ratują wspomniane wyżej piękne fragmenty o ogrodzie oraz wspaniałe ryciny opisywanych przez nią gatunków róż. Z przyjemnością bierze się ją w ręce, jest wspaniale wydana, ale to nie ratuje tekstu. Mimo to będę do niej czasem wracać, by zanurzyć się w barwnych opisach przyrody.
Do zakupu książki "Elizabeth i jej ogród" zachęcił mnie opis i pozytywne recenzje. Spodziewałam się opisów ogrodu autorki, jej dnia wypełnionego pracą i wypoczynkiem na jego terenie, ewentualnie odniesień do przyrody itp. Tymczasem książka mówi także o jej życiu prywatnym: małżeństwie, znajomych i ta część jest zdecydowanie słabsza.
Obok uroczych opisów krajobrazów i roślin...
2020-10-23
Sięgnęłam po tę książkę po raz drugi. Za pierwszym razem czytanie skończyło się na którejś z pierwszych stron i przez długi czas do niej nie wracałam. Tym razem było inaczej, lektura wciągnęła mnie tak, że nie mogłam się oderwać. Czytałam do późna w nocy i przy jedzeniu, czego na ogół staram się nie robić.
Co mnie w tej książce tak zainteresowało? nie tylko opowieść Miłosza o nim samym, ale przede wszystkim jego opowieść o Polsce tamtych czasów. Jako urodzony na terenie dzisiejszej Litwy już na starcie miał trudne zadanie, musiał wybrać, jest Polakiem, czy Litwinem? Jego ojciec wybrał Polskę, on sam też, choć moim zdaniem nie całkiem. Widział w mieszkańcach centralnych rejonów kraju mnóstwo wad, których pozbawieni byli obywatele dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. I w tym znaczeniu opowiadał się raczej po ich stronie. Wierzył, że ludzie choć różni (ze względu na język, religię, kulturę, rasę itd, itp), są sobie równi, gdy tymczasem w Polsce przeważały prawicowe poglądy i wywyższanie jednych ponad innych.
Miłosz pisał tu o międzywojniu, a dziś przeżywamy to samo. Znów dzielimy się na "prawdziwych" Polaków i tych gorszego sortu, bo myślących i czujących inaczej. Późniejsze lata opisuje już mniej ciekawie, rozwodząc sęe dłuższy czas nad tym, dlaczego dokonywał takich, a nie innych wyborów. Ta część była już dla mnie lekko nudna, ale wciąż na tyle interesująca, że nie mogłam oderwać się od kolejnych stron.
W książce udało się autorowi spojrzeć na Europę jako całość i wyjaśnić przynajmniej kilka trawiących ją problemów, czy rządzących nią mechanizmów.
Dodatkowo zawdzięczam tej pozycji poznanie jeszcze jednego poety z rodu Miłoszów [Oskara Miłosza], który dla odmiany czuł się Litwinem i jako przedstawiciel rządu Litwy występował, choć na stałe mieszkał we Francji.
Sięgnęłam po tę książkę po raz drugi. Za pierwszym razem czytanie skończyło się na którejś z pierwszych stron i przez długi czas do niej nie wracałam. Tym razem było inaczej, lektura wciągnęła mnie tak, że nie mogłam się oderwać. Czytałam do późna w nocy i przy jedzeniu, czego na ogół staram się nie robić.
Co mnie w tej książce tak zainteresowało? nie tylko opowieść...
2020-10-15
Zanim po nią sięgnęłam, stała na półce w mojej biblioteczce dość długo. Zmobilizowała mnie chęć "zaliczenia" kolejnego punktu tegorocznego wyzwania LC (autor "ze wschodu") i fakt, że bardzo rzadko sięgam po książki z tego kręgu kulturowego.
"Córka rzeki" to opowieść autorki, o sobie samej, o tym, gdzie i jak dorastała, czego doświadczyła, jakie wydarzenia wpłynęły na nią i jej rozwój. Początkowo czytało mi się przyjemnie i szybko, mimo, że Hong Ying miała bardzo trudne dzieciństwo i czasem trudno było czytać, jak bardzo była samotna i zagubiona. Z czasem jednak wyzierający z kartek pesymizm autorki połączony z przeświadczeniem, że nikt nie jest w stanie uciec przed własnym losem, przeznaczenie etc...zaczął mnie męczyć i irytować. Jednak mimo tych "minusów", czytałam dalej, bo sposób w jaki pisała, nie pozwalał oderwać się od lektury.
Czytając "Córkę rzeki" miałam okazję poznać wycinek burzliwej historii Chin i oraz stosunek Chińczyków do trudnej, a zarazem wciąż zmieniającej się sytuacji w ich kraju.
Zanim po nią sięgnęłam, stała na półce w mojej biblioteczce dość długo. Zmobilizowała mnie chęć "zaliczenia" kolejnego punktu tegorocznego wyzwania LC (autor "ze wschodu") i fakt, że bardzo rzadko sięgam po książki z tego kręgu kulturowego.
"Córka rzeki" to opowieść autorki, o sobie samej, o tym, gdzie i jak dorastała, czego doświadczyła, jakie wydarzenia wpłynęły na nią i...
2020-10-14
Moje pierwsze zetknięcie z autorem. Niestety niezbyt udane.
Może nie doceniam tej pozycji, ale W trakcie lektury tak bardzo się nudziłam, że miałam kłopot z przebrnięciem przez wszystkie rozdziały.
Liczyłam, że "Wspomnienia..." będą książką na miarę "Innego świata" Grudzińskiego, ale pomyliłam się. Inny świat "pochłaniałam" strona za stroną, o książce Dostojewskiego nie mogę tego powiedzieć.
Tematyka bardzo podobna, wspomnienia z pobytu w więzieniu - obozie, ale sposób snucia opowieści tak różny, że nie potrafię postawić między nimi znaku równości.
Moje pierwsze zetknięcie z autorem. Niestety niezbyt udane.
Może nie doceniam tej pozycji, ale W trakcie lektury tak bardzo się nudziłam, że miałam kłopot z przebrnięciem przez wszystkie rozdziały.
Liczyłam, że "Wspomnienia..." będą książką na miarę "Innego świata" Grudzińskiego, ale pomyliłam się. Inny świat "pochłaniałam" strona za stroną, o książce Dostojewskiego nie...
2020-10-14
2020-10-13
Od kiedy podjęłam wyzwanie "lubimy czytać" na 2020 rok, starałam się realizować poszczególne punkty programu. Udało mi się dokończyć coś zaczętego w roku ubiegłym, sięgnąć po literaturę dziecięcą i coś o zwierzętach, ale brakowało mi wciąż "nowości wydawniczej".
Oto owa nowość. Lubię mroczne, kryminalne historie, więc pomyślałam, że warto przeczytać.
Historia jest na prawdę mroczna i do pewnego momentu niepokojąca, ale im dłużej zagłębiałam się w lekturę tym mniej wydawała mi się przekonująca. Dodatkowo autor "chwycił" jednocześnie zbyt wiele "srok za ogon" i w efekcie w książce zamiast jednego głównego wątku mamy ich tyle, że stają się w pewnym sensie męczące. Każdy nowy wątek, to nowi bohaterowie, którzy co prawda w taki, czy inny sposób okazują się ze sobą powiązani, ale i tak odnoszę wrażenie, że bez połowy z nich też udałoby się w końcu wyjaśnić "kto zabił".
Mimo pewnych braków, książka ma jednak tę zaletę, że "dobrze się czyta" i ma dwóch ciekawych, wyrazistych bohaterów, którzy próbują rozwikłać zagadkę pewnego makabrycznego morderstwa.
Od kiedy podjęłam wyzwanie "lubimy czytać" na 2020 rok, starałam się realizować poszczególne punkty programu. Udało mi się dokończyć coś zaczętego w roku ubiegłym, sięgnąć po literaturę dziecięcą i coś o zwierzętach, ale brakowało mi wciąż "nowości wydawniczej".
Oto owa nowość. Lubię mroczne, kryminalne historie, więc pomyślałam, że warto przeczytać.
Historia jest na prawdę...
2020-10-11
Dawno temu, w zamierzchłej przeszłości widziała film pod tym samym tytułem. Większość jego treści zatarła się w mojej pamięci. Pozostały zaledwie fragmenty i poczucie, że to jedna z bardziej poruszających historii jakie zostały przeniesione na ekran.
Od dawna już chciałam przeczytać "Wierną rzekę", by przekonać się czy i książka wywrze na mnie równie silne wrażenie, ale dotąd nie było okazji.
teraz po jej przeczytaniu stwierdzam, że "słowo pisane" porusza jeszcze mocniej. Historia jest równie piękna co tragiczna. Splecione losy powstańca, opiekującej się nim kobiety i ich bliskich na tle wydarzeń powstania styczniowego, są opisane w taki sposób, że jeszcze na długo po zakończeniu lektury nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Żeromski miał niezwykły sposób oddania wrażeń, uczuć, myśli bohaterów... Do tego posługiwał się pięknym językiem właściwym dla epoki. Czytałam z przyjemnością i niezwykłym wzruszeniem. dawno nie miałam w rękach takiej książki. Do tej pory nie miałam o prozie tego autora najlepszego zdania...ale może lektury szkolne nie do końca oddawały istotę jego twórczości albo, by w pełni docenić jego utwory, trzeba do tego dojrzeć.
Dawno temu, w zamierzchłej przeszłości widziała film pod tym samym tytułem. Większość jego treści zatarła się w mojej pamięci. Pozostały zaledwie fragmenty i poczucie, że to jedna z bardziej poruszających historii jakie zostały przeniesione na ekran.
Od dawna już chciałam przeczytać "Wierną rzekę", by przekonać się czy i książka wywrze na mnie równie silne wrażenie, ale...
2020-10-10
Dawno już nie czytałam Robina Cooka, więc nie wiem, czy od lektury jego ostatniej książki po prostu stracił pazur, czy ja wymagam już trochę więcej i dlatego nie całkiem "kupuję" tę pozycję?
Tytuł bardzo na czasie, bo aktualnie zmagamy się wciąż ze skutkami pojawienia się w środowisku, nowego, niebezpiecznego wirusa. Większość wydarzeń ma miejsce w Nowym Yorku i gdzieś na terenie New Jersey. Pewien patolog sądowy styka się trudną do wyjaśnienia śmiercią młodej kobiety. Choć przeszła niedawno przeszczep serca, nic nie wskazuje na to, by jej śmierć była wynikiem odrzucenia przeszczepu. Lekarz skłania się raczej ku temu, że zgon wywołała bardzo gwałtowna reakcja immunologiczna, na nieznanego i groźnego wirusa.
W tle wydarzeń jest dramat w życiu rodzinnym wspomnianego patologa i wyścig firm biotechnologicznych o coraz bardziej nowatorskie wykorzystanie nowoczesnych technik w ratowaniu życia i zdrowia ludzkiego. Nauka daje wciąż nowe możliwości, ale pozostaje pytanie, czy nieograniczone wykorzystanie ich jest moralne...
Sam pomysł na książkę nie jest zły, ale rozwlekłe opisy osób, miejsc, pewnych zdarzeń nudziły mnie i lekko zniechęcały. Pominięcie tego typu nic nie wnoszących do opowieści fragmentów pozwoliłoby znacznie ją skrócić i uczynić czytanie o wiele przyjemniejszym.
Dawno już nie czytałam Robina Cooka, więc nie wiem, czy od lektury jego ostatniej książki po prostu stracił pazur, czy ja wymagam już trochę więcej i dlatego nie całkiem "kupuję" tę pozycję?
Tytuł bardzo na czasie, bo aktualnie zmagamy się wciąż ze skutkami pojawienia się w środowisku, nowego, niebezpiecznego wirusa. Większość wydarzeń ma miejsce w Nowym Yorku i gdzieś na...
2020-10-08
Przeczytałam już sporo książek o holocauście. Przyzwyczailiśmy się, że to dramat rodzin żydowskich, ich powolna, ściśle zaplanowana zagłada.
Rzadziej mówi się o tym, że Niemcy wydali wyrok także na inne grupy etniczne, m.in. cyganów.
Ta książka poświęcona jest ich zagładzie...a właściwie poświęcona jest historii pewnej niemieckiej rodziny, która mimo dramatycznych czasów stara się przetrwać. Rodzina to matka, będąca rodowita Niemką, ojciec - cygański muzyk i piątka ich dzieci. Gdy hitlerowska maszyna terroru na dobre się rozkręca na sześcioro członków tej rodziny zostaje wydany wyrok. Jedyną osobą, która ma szansę uniknąć wywiezienia do Auschwitz, jest kobieta, ale która matka porzuciłaby własne dzieci, by ratować siebie? Helen Hannemann dobrowolnie udaje się do Oświęcimia.
Tam każdego dnia walczy o przetrwanie swoich bliskich. Po rozdzieleniu z mężem, może jedynie zadbać o dzieci i robi to wbrew wszystkiemu. Jako pielęgniarka pracuje w obozowym szpitalu i poznaje tam jednego z bardziej przerażających zbrodniarzy wojennych drugiej wojny światowej - Josefa Mengele.
Losy pani Hannemann i jej bliskich poruszają i nie pozwalają oderwać się od stron książki, jednak czytając wciąż miałam wrażenie, że czegoś mi brak.
Autor opisywał Helen jako bohaterkę, która próbowała ocalić innych, ale ja odniosłam wrażenie, że przede wszystkim ratowała swoje dzieci. To nie zarzut, ale czytając stawiałam się raczej w pozycji innych matek, tych, które były w o wiele gorszym położeniu niż Helen.
Dziwne wydawało mi się także przedstawienie doktora Mengele. Niewiele poświęcono miejsca na opis jego przerażających "eksperymentów", sugerując, że pani Hannemann nic o nich nie wiedziała...ale czy mogła nie wiedzieć będąc jedną z nielicznych pielęgniarek. Prowadząc przedszkole zauważała, że znikają dzieci, ale nie dociekała co się z nimi dzieje...
Czy autor tak bardzo idealizował tę postać, że nie chciał by na jej kryształowym wizerunku powstała jakaś rysa? Może moje odczucia i wnioski są błędne, ale wydaje mi się, że na potrzeby książki Helen Hannemann została w jakimś sensie wybielona. To dla mnie pewien "zgrzyt" w lekturze, ale mimo to polecam. Niech każdy czytelnik oceni sam.
Przeczytałam już sporo książek o holocauście. Przyzwyczailiśmy się, że to dramat rodzin żydowskich, ich powolna, ściśle zaplanowana zagłada.
Rzadziej mówi się o tym, że Niemcy wydali wyrok także na inne grupy etniczne, m.in. cyganów.
Ta książka poświęcona jest ich zagładzie...a właściwie poświęcona jest historii pewnej niemieckiej rodziny, która mimo dramatycznych czasów...
2020-10-07
Historie kobiet, którym udało się ocalić życie z wołyńskiej rzezi. Kiedy o tym mówią są już w podeszłym wieku, ale pamięć o tych wydarzeniach jest w nich wciąż żywa.
Gdy zaczęłam czytać, nie potrafiłam się oderwać. Przyciąga i temat opracowania i losy tych pań. Czy mimo tragicznych wspomnień, utraty bliskich i domów, w których przyszły na świat, odnalazły w życiu szczęście?
Mimo, że opowieści skupiają się głównie na wydarzeniach kresowych, są też krótkie wzmianki o tym, jak potoczyło się życie bohaterek po opuszczeniu terenów dzisiejszej Ukrainy. Wydaje mi się, że te fragmenty są równie ważne, jak to co wydarzyło się wcześniej. Dają poczucie, że potworności tamtego krwawego okresu nie zniszczyły tych kobiet. Pozostały w nich na zawsze, ale nie złamały ich. Czy dziś równie dobrze poradzilibyśmy sobie z taką traumą?
Warto przeczytać.
Historie kobiet, którym udało się ocalić życie z wołyńskiej rzezi. Kiedy o tym mówią są już w podeszłym wieku, ale pamięć o tych wydarzeniach jest w nich wciąż żywa.
Gdy zaczęłam czytać, nie potrafiłam się oderwać. Przyciąga i temat opracowania i losy tych pań. Czy mimo tragicznych wspomnień, utraty bliskich i domów, w których przyszły na świat, odnalazły w życiu...
2020-09-10
Ładnie wydana, wzbogacona zdjęciami opisywanych miejsc i ludzi, piękna i ciepła, taka jest książka Zofii Szymanowskiej. Wybrałam ją pod wpływem impulsu i nie żałuję.
Pani Zofia opisała w niej pięknie dwór Tymoszówkę, w której dorastała, oraz swoich bliskich, w tym służbę, którzy ten dom swoją obecnością wzbogacali. Autorka pisze z uczuciem, wyczuwa się w tym tekście miłość i tęsknotę za ludźmi i miejscem tak przez nią ukochanym. Nie brakuje wśród tych opisów zwierząt, które dla domowników były równie ważne jak pozostali bliscy.
Minusem jest podzielenie tekstu na osobne rozdziały, z których każdy traktuje o czym innym, np. "Dom", "Duchy", "Dzieci" itd, w ten sposób obraz trzeba składać z rozrzuconych fragmentów, nie ma się wrażenia spójności. Mimo to, książkę czyta się z przyjemnością.
Ładnie wydana, wzbogacona zdjęciami opisywanych miejsc i ludzi, piękna i ciepła, taka jest książka Zofii Szymanowskiej. Wybrałam ją pod wpływem impulsu i nie żałuję.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPani Zofia opisała w niej pięknie dwór Tymoszówkę, w której dorastała, oraz swoich bliskich, w tym służbę, którzy ten dom swoją obecnością wzbogacali. Autorka pisze z uczuciem, wyczuwa się w tym tekście miłość...