-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać8
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać5
Biblioteczka
2022-12-23
2022-11-07
2022-12-06
Ivar wyrusza razem z synem Haralda Pięknowłosego ku Irlandii. Jednak niespodziewany sztorm wywołany przez Thora sprawia, że flota duńsko-norweska rozbija się niespodziewanie u brzegu nieznanego terytorium. Co to oznacza dla Ivara? Nowe starcia i możliwość zdobycia wielkiej sławy i bogactw!
Oprócz Ivara los nie oszczędza również innych synów Ragnara. Jeden z nich umiera przez zajście w Mercii, inny zostaje więźniem w Konstantynopolu, a oprócz tego nad Danią wisi niebezpieczeństwo w postaci zjednoczonych Swionów. Jak wikingowie to wszystko ogarną? Kto przeżyje, a kto trafi do Valhalii?
Powiem szczerze, że kompletnie nie pamiętałam końcówki ostatniego tomu, ale przez dobre wprowadzenie Komorowskiego od razu odnalazłam się w sytuacji. Podbicie Irlandii następuje bardzo szybko i już z góry niestety można przewidzieć, że Ivarowi się uda zdobyć wszystko, co sobie zaplanował. Dlatego wciąż czekam aż w końcu, ktoś go pokona... bo szczerze powoli nudne robi się to, że ten cały czas wygrywa. Naprawdę byłoby super, gdyby chociaż raz podwinęła mu się noga... i chociaż autor chciał tutaj pokazać, że coś takiego niby się stało to nie do końca się to udało. Dlaczego? Bo potem autor gra kartą wizji z Valhalii i w ten sposób Ivar pozbywa się poczucia winy. Ale nawet on nie powinien odczuwać tego, bo to co się stało w Mercii nie było w ogóle jego winą, także mam wrażenie, że to co tam się zadziało to po prostu swojego rodzaju zapychacz, który ratuje tylko to, że następuje dosyć krwawa walka.
Oprócz tamtej walki i problemów synów Ragnara widzimy też, jak Egil wraz ze swoim ojcem zbierają siły aby uderzyć na Danię oraz jak sami muszą sprostać walce o swój własny teren - Birkę, która została wrogo przejęta przez zdrajców. I ten wątek zaczął mnie bardziej interesować. Bo to, jak Swioni mimo porażki wciąż brną ku obranemu celu i chcą się porządnie zemścić oraz jak zwierają sojusze sprawia, że jest to ciekawszy wątek aniżeli ten, w którym Ivar Demon Śmierci praktycznie za każdym razem wygrywa.
Książka ma dobre i złe strony. Ale jednak widać tutaj, że autor się rozwija i słucha w pewien sposób swoich czytelników. Chwała mu za to! Bo dzięki temu wciąż możemy czytać genialne przygody wikingów, zżywać się z nimi i ruszać do walki. ,,Żądza krwi" ma w sobie tyle sprzecznych emocji, ale jednak to dobra książka, której mogę dać z czystym sercem 6/10. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie w końcu Ivarowi powinie noga.
Ivar wyrusza razem z synem Haralda Pięknowłosego ku Irlandii. Jednak niespodziewany sztorm wywołany przez Thora sprawia, że flota duńsko-norweska rozbija się niespodziewanie u brzegu nieznanego terytorium. Co to oznacza dla Ivara? Nowe starcia i możliwość zdobycia wielkiej sławy i bogactw!
Oprócz Ivara los nie oszczędza również innych synów Ragnara. Jeden z nich umiera...
2022-11-12
Mickey James III ma 17 lat i właśnie rozpoczyna studia na Uniwersytecie Hartlanda i trafia do uczelnianej reprezentacji hokeja, jak niegdyś jego ojciec. Przed Mickey'em kariera zawodnika NHL... ale chłopak wcale nie jest pewny, czy chce iść tą drogą. Ma wątpliwości, jest rozdarty emocjonalnie a sprawy nie ułatwia mu dodatkowo Jaysen Caulfield — jego odwieczny rywal w punktacji draftu. Oczywiście ważną kwestię odgrywa również to, że James III jest biseksualny, a środowisko hokejowe wszelkie odstępstwa od przyjętej "normy" traktuje niezwykle szorstko.
Obawa przed ujawnieniem orientacji w połączeniu z depresją sprawiają, że chłopak trzyma się na dystans i zamyka się w sobie. Jednak o dziwo z czasem pewnego rodzaju pociechę znajduje w swoim rywalu...
Od zawsze trudno mi się pisze o takich książkach. Czemu? Bo są zbyt dobre na to, aby opisać je słowami. Wybierając tę książkę do recenzji, nie spodziewałam się, że aż tak mnie wciągnie. Duch rywalizacji w hokeju, cała ta lista draftu, problemy psychiczne bohatera i ta trudna historia miłosna sprawiły, że zatraciłam się w tym świecie (dlatego aż do ostatniej strony siedziałam jak na szpilkach, żeby poznać odpowiedzi na pytania i wątki, które pojawiły się w trakcie powieści). I choć rzadko to robię, to od razu podam wam swoją ocenę - 8,5/10. Jak pewnie zauważyliście, praktycznie nigdy nie daję połówek, tylko całe oceny. Jednakże ,,Icebreaker" jest taką powieścią, która zasługuje w moim mniemaniu na taką właśnie ocenę (niestety na innych portalach nie ma połówek i muszę wpisać 8/10).
Ta historia przeszyła mnie. Zwłaszcza gdy główny bohater opowiadał o swoim dzieciństwie, domu i rodzicach. Naprawdę współczułam Mickey'owi, że praktycznie w wieku 10 lat musiał opuścić swój rodzinny dom i mieszkać kątem u innych, żeby móc rozwijać swoją karierę hokeja. Jednocześnie też dzięki jego wspomnieniom, relacji z siostrami i jego przemyśleniom potrafiłam zrozumieć jego postać. Nie jest on papierowym bohaterem. Mickey James ma charakterek i pokazuje go praktycznie na każdym kroku, jednocześnie jest taką postacią, która na zmienia się na kartach powieści. Dostrzega swoje zachowanie i chce coś zmienić w sobie i swoim życiu.
Ale zatem dlaczego nie dałam pełnej 9 albo 10? Bo choć książka, naprawdę mi się podobała, to też muszę zaznaczyć, że mamy tutaj strasznie oklepany już schemat, czyli ''śmiertelni wrogowie to najlepsi kochankowie". I sądzę, że przez autorkę mogło to zostać zdecydowanie lepiej ograne. Bo już od pierwszych stron wiemy, że Mickey "leci" na swojego rywala. Także brakowało mi takiego momentu, w którym uczucie mogłoby się zrodzić... a tak to wygląda jakby zostali czasem przedstawieni sobie przed faktem dokonanym, że mają się w sobie zakochać (chociaż muszę oddać, że Jaysen jest naprawdę wyrozumiałym i dobrym chłopakiem w tej relacji i chwała mu za to).
Mickey James III ma 17 lat i właśnie rozpoczyna studia na Uniwersytecie Hartlanda i trafia do uczelnianej reprezentacji hokeja, jak niegdyś jego ojciec. Przed Mickey'em kariera zawodnika NHL... ale chłopak wcale nie jest pewny, czy chce iść tą drogą. Ma wątpliwości, jest rozdarty emocjonalnie a sprawy nie ułatwia mu dodatkowo Jaysen Caulfield — jego odwieczny rywal w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-29
Sześcioro kandydatów. Tylko pięcioro zostanie wybranych. Jak daleko posuną się, by zdobyć tajemnice skryte w magicznej bibliotece?...
Towarzystwo Aleksandryjskie, najlepsze na świecie, tajne stowarzyszenie magicznych naukowczyń i opiekunów utraconej wiedzy największych cywilizacji starożytności, jest gotowe na przyjęcie nowych członków. Ci, którym się to uda, zapewnią sobie życie w bogactwie, władzy i prestiżu wykraczającym poza ich najśmielsze marzenia. Co dekadę sześciu najbardziej utalentowanych magów na świecie walczy o miejsce w organizacji...
Tak brzmi opis z tyłu okładki. Musiałam się nim posłużyć, bo inaczej gdybym sama próbowała streścić tę książkę i to bez spojlerów to raczej by mi się to nie udało.
Co możecie znaleźć w tej książce?
- Motyw "Dark Academia";
- Tajemnicę, którą trzeba rozwiązać;
- Różne bardzo ciekawe postacie, które jednocześnie się dopełniają swoimi charakterami;
- Spiski, sojusze, wpływanie na drugą osobę, manipulacje;
- Magię!
- Motyw rywalizacji i eliminacji.
Ciekawy zestaw, to trzeba przyznać. Tylko tyle, że w całej książce zabrakło mi jednego — INTRYGI. Mamy jeden z głównych wątków, jakim są eliminacje do tego, aby pięć z sześciu osób dostało się do Towarzystwa Aleksandryjskiego (swoją drogą - to jak rozpoczyna się ta książka i opisuje sam zamysł i stworzenie tego towarzystwa sprawiło, że byłam naprawdę podekscytowana tą książką). I jak to zawsze bywa w tego typu konkursach, to ludzie łączą się w sojuszy... a potem powstają różnego rodzaju intrygi, a tu niestety takiej nie spotkałam, nad czym szczerze ubolewam, bo książka aż się prosi o taki wątek! Mamy 6 różnych charakterów, jednego trzeba wyeliminować, powstają sojusze... to oni wszyscy powinni kombinować kogo wywalić na "zbity pysk", a zamiast tego po prostu niewinnie sobie czarują (chociaż to jest plus tej książki - magia z której bohaterowie korzystają i każdy z nich ma inne zdolności. Najciekawsze postacie pod tym względem to Parisa i Tristan).
Ale zostawmy już to, czego w nie brakuje (a jest jeszcze kilka rzeczy, ale nie chce się nad tym aż tak rozwodzić. Największy swój zarzut przedstawiłam), a skupmy na tym co zaskakuje w tej książce. A chodzi mi tutaj o intrygę, Atlasa i samą idee Towarzystwa i na jakiej zasadzie ono działa. To są najmocniejsze rzeczy, które wyróżniają tę książkę i które sprawiły, że końcówka szczerze mnie zaskoczyła (chociaż pojawienie się jednego bohatera było niestety przewidywalne — ale nie sądziłam, że będzie odgrywał taką rolę w całej fabule). Podejrzewam, że gdyby nie ta końcówka i dwójka bohaterów, które wymieniłam wcześniej... ta książka nie byłaby taka dobra. Dlatego cieszmy się, że są takie elementy w tej książce, a ja czekam na 2 tom, żeby się dowiedzieć, jak to się wszystko dalej potoczy.
Książka dostaje ode mnie 6/10.
Sześcioro kandydatów. Tylko pięcioro zostanie wybranych. Jak daleko posuną się, by zdobyć tajemnice skryte w magicznej bibliotece?...
Towarzystwo Aleksandryjskie, najlepsze na świecie, tajne stowarzyszenie magicznych naukowczyń i opiekunów utraconej wiedzy największych cywilizacji starożytności, jest gotowe na przyjęcie nowych członków. Ci, którym się to uda, zapewnią...
2022-10-16
Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta"
Te słowa widzimy po raz pierwszy, gdy Winston zapisuje je w swoim pamiętniku. A ich głębszy sens poznajemy niemal od razu, gdy widzimy te słowa. Bo gdy w swoim własnym kraju nie możesz być pewien tego, czy dwa i dwa to cztery, bo nagle Partia może stwierdzić że równa się to równie dobrze trzy lub pięć, to oznacza, że nie jesteś do końca wolnym człowiekiem. Że jesteś człowiekiem zniewolonym przez system, który musi myśleć tak jak inni mu każą, żeby prowadzić w miarę bezpieczne życie — bez obawy, że nagle do twoich drzwi zapuka Policja Myśli, która za zbrodnicze myślenie o tym, że coś jest inaczej niż Wielki Brat lub Partia twierdzi, może cię zabrać na tortury.
Przyznam się wam, że jest mi niezmiernie ciężko pisać o takich pozycjach jak tak. A jednocześnie cieszę się, że mogę chociaż o nich nadmienić, abyście i wy się mogli nimi zainteresować. ,,Rok 1984" leżał na mojej półce dosyć już długo — zawsze odkładałam czytanie tej powieści, bo nie czułam się na nią gotowa. Trochę przygotowało mnie do czytania tego ,,Folwark Zwierzęcy", który swoją drogą jest genialny (o często moi wykładowcy do niego nawiązują). Ale mimo tych ''przygotowań" nie sądziłam, że ta książka aż tak mną wstrząśnie.
Bo ta dystopia jest przerażająca i jakby trochę znajoma... bo tę powieść Orwella niestety można przyrównać z obecnymi realiami. Świat ,,Roku 1984" jest światem, w którym jednostka jest tylko trybikiem, zdanym na łaskę systemu i ciągle kontrolowanym. Cały czas trzeba pamiętać, że ,,Wielki Brat Patrzy" oraz należy uważać na to co się myśli, bo bardzo szybko może cię zgarnąć Policja Myśli i zrobić koszmar z twojego życia.
Nie chcę pisać tutaj o fabule... ale jest niezmiernie ciekawa i wciągająca. Myślę, że to ważna pozycja do czytania, ale jednak nie dla wszystkich. Do tej książki trzeba dojrzeć, zobaczyć trochę świata i zdobyć jakiejś wiedzy, żeby zrozumieć ją dogłębnie. Ja zrozumiałam jej przesłanie... ale myślę, że gdybym wiedziała jeszcze więcej na temat polityki i chociażby psychologii społeczeństwa, to mogłabym jeszcze więcej wyciągnąć z tej powieści.
Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta"
Te słowa widzimy po raz pierwszy, gdy Winston zapisuje je w swoim pamiętniku. A ich głębszy sens poznajemy niemal od razu, gdy widzimy te słowa. Bo gdy w swoim własnym kraju nie możesz być pewien tego, czy dwa i dwa to cztery, bo nagle Partia może stwierdzić że równa się to równie dobrze...
2022-09-29
Recenzja może zawierać spojlery z 1 tomu. Więc jeśli go nie czytał*ś, to wróć do tej recenzji później, jak nadrobisz.
Kurtyna rozsunęła się po raz drugi i tym razem do Ardiven przybywa Dominik — ukochany brat Leny. Zastaje on swoją siostrę w niezłych tarapatach... a ta później musi mu się nieźle wytłumaczyć z tego, co narobiła pod jego nieobecność. Oczywiście dziewczynie nie jest łatwo i zaraz okazuje się, że musi się przenieść ze stolicy do posiadłości swojego narzeczonego. Więc nim się ogląda wojna staje się jeszcze bardziej realna niż w dzień, kiedy Cedrik i Eavan prawie rzucili się sobie do gardeł na jej oczach.
Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, kiedy podczas kolejnego takiego samego dnia w pracy dostałam maila od wydawnictwa z informacją, że można zapisać się na recenzję drugiego tomu trylogii ,,Za kurtyną". Od razu wypełniłam wszystkie formalności i bach! Dwa tygodnie przed premierą w moje rączki trafił pełen emocji romans!
A wiecie czemu się tak ekscytowałam? Przez to, że w tej części możemy poznać lepiej bohaterów i dowiedzieć się czy Lena przypadkiem nie za bardzo przesadzała z tym, że jej brat jest taki cudowny i opiekuńczy. Oczywiście to nie był jedyny powód. Strasznie ciekawiło mnie też to, jak autorka opisze cały ten konflikt lojalistów i figurystów, jaki nakreśliła w poprzednim tomie oraz czy Lena znajdzie się samym środku jakiejś bitwy lub jakiejkolwiek akcji.
Co do bohaterów, to od razu wam powiem że mam coraz bardziej mieszane uczucia co do głównej bohaterki - a to głównie przez to, że czasem podejmuje strasznie nieprzemyślane decyzje, a później płacze i płacze... przeżywa i płacze. Naprawdę już się czasem irytowałam, gdy widziałam że ta w trudnych momentach po prostu zamiast spróbować się opanować, to ryczy. Ale cóż... może tak właśnie wychował ją Dominik. Chociaż w to wątpię patrząc na to jak on się zachowuje i jak ją potraktował pod koniec powieści. (O Dominku szybko tylko wspomnę, że to mądry chłop, rozsądny... ale za mało go było jak na mój gust). Co do decyzji, o których wyżej wspomniałam — naprawdę miałam wrażenie, że Lena podejmuje je spontanicznie i nawet nie pomyśli o konsekwencjach (pod koniec się to trochę zmienia... chociaż i tak głupia leci tam, gdzie wie że nie ma dla niej miejsca, ale no cóż... tam już zadziałała po prostu złudna nadzieja). A jeśli chodzi o samych panów to szczerze mam wrażenie, że charakter Cedrika zupełnie się tutaj nie rozwinął (zostały tylko bardziej wyeksponowane cechy, które już wcześniej zdążyliśmy poznać), za to Eavan.... ten to pokazał w końcu charakterek! Tak! Niezły z niego manipulant i trzeba przyznać mu, że chłopaczyna wie kiedy wykorzystać swoją szansę i że zawsze walczy do samego końca o swoje.
Jeśli chodzi o fabułę, to tak jak i w poprzedniej części można po niej pływać spokojnie. Jedynie taką mocną falę w której coś się zadziało i że nie mogłam się oderwać od książki była sama końcówka. Sprawiła ona, że zaczęłam się zastanawiać nad całą tą książką. Postawiłam sobie pewną teorię na temat jednej z postaci i założyłam się z samą sobą o to, kto mógł się pojawić tak naprawdę na ostatniej karcie strony. Myśli mam różne... ale przekonam się czy dobrze trafiłam, dopiero jak dostanę w łapki trzeci tom.
Tak ogólnie podsumowując to... czułam, że książka mi się podoba, ale przez zachowanie Leny nie wpadłam w taki zachwyt, jaki miałam przy pierwszym tomie. Jasne, cieszyłam się podczas czytania, kiedy rozkminiałam o co chodzi z jedną postacią albo gdy pojawiły się prawdziwe konsekwencje działań głównej bohaterki. Również nie było jakoś takich momentów, które mogłabym zaznaczyć znacznikami (a takie pojawiły się w 1 tomie, głównie podczas podrywów Cedrika — tutaj też mi tego zabrakło. Tej jego charyzmy, która mnie tam porwała).
Nie jest to zła książka. Wręcz przeciwnie, fabularnie bardzo dobrze stoi i jak mówiłam, bohaterowi mają swój blask, zostaje nam pokazane kilka smaczków z tamtejszej religii i wyjaśnione jak działa ta cała kurtyna... ale zabrakło mi czegoś, co mnie tak zachwyciło w pierwszym tomie. Dlatego ten tom dostaje ode mnie 7/10.
Recenzja może zawierać spojlery z 1 tomu. Więc jeśli go nie czytał*ś, to wróć do tej recenzji później, jak nadrobisz.
Kurtyna rozsunęła się po raz drugi i tym razem do Ardiven przybywa Dominik — ukochany brat Leny. Zastaje on swoją siostrę w niezłych tarapatach... a ta później musi mu się nieźle wytłumaczyć z tego, co narobiła pod jego nieobecność. Oczywiście dziewczynie...
2022-05-31
Powiem wam, że tak jak przy części pierwszej cieszyłam się, że nie ma aż tylu scen seksu co w ,,Dworze Srebrnych Płomieni" to część druga została napchana większą ilością cringowych scen, które miały poruszyć czytelnika. I poruszyły, ale moje zażenowanie i sprawiły, że po prostu czytałam w takich momentach dialogi, żeby nie rzucić tej książki w cholerę. To jest mój najpoważniejszy minus. Te brutalne sceny, które są wręcz żałosne. Rozumiem, że S. J. Maas musi się wyżyć... ale błagam! Niech przestanie pisać takie same sceny, jakie już widziałam w jej innej książce, bo to się robi nudne. Niech napisze sobie erotyk albo nawet całą serie, byleby tylko nie burzyć tej cudownej historii.
Bo tak. Seria ,,Księżycowego Miasta" rozkwita! Staje się coraz bardziej intrygująca i złożona, co bardzo mnie zadowala. Autorka zaczęła poruszać wiele ciekawych wątków, odkrywać stopniowo tajemnice m.in. dotyczące Asterii, którzy jako najwyższy byt niezmiernie mnie ciekawią. Tak samo jak wątki pobocznych postaci... zwłaszcza pewnego mer, który przez swoje końcowe zachowanie zastanawia mnie, co z nim dalej będzie. Tak samo mile zaskoczył mnie Connor, który w pierwszym tomie był mało ważna postacią by teraz wyjść prawie na sam przód, aby pokazać co tak naprawdę potrafi i jak bardzo mu zależy. Co do samej Bryce... miała momenty w których mnie irytowała, ale ogólnie jestem mile zaskoczona jej postawą i człowieczeństwem. Tak, nie przewidzieliście się. Chodzi mi o człowieczeństwo, którego zabrakło paru innym postaciom w tym i Huntowi, ale po przeczytaniu pewnego fragmentu na pewno zrozumiecie, o co mi chodzi. A skoro mowa już o Huntcie... to mam wrażenie, że powstała tutaj jakaś niekonsekwencja postaci. Że nasz kochany aniołek się zmienił... i to aż za bardzo. Rozumiem, że miłość do Bryce zmienia... ale chyba nie powinna odbierać racjonalnego myślenia, czyż nie? Bo choć Hunt niejednokrotnie ma trafne spostrzeżenia i często rozmawia ze swoją dziewczyną, to często wychodzi, że nie robią tego co on chce, a co zdecyduje Bryce. Co szczerze mnie denerwuje, zważywszy na to jaką Hunt ma przeszłość.
Na sam koniec zostawiłam sobie Gwiezdnego Księcia Fae — czyli Ruhn, który w tym tomie, a zwłaszcza drugiej części rozkwitł! To co ten fae zrobił dla tej fabuły, jak ważną i złożoną postacią się stał, sprawiło że jestem w stanie postawić sobie ołtarzyk dla niego w moim pokoju. Serio. Ruhn to wygryw całej tej książki, mimo tej epickiej końcówki, która zmieniła wszystko i dodatkowo potwierdziła moje odkrycie. Bo widzicie... Ruhn nawiązał kontakt z pewną agentka Day. Za pierwszym razem źle zgadłam kim ona może być, lecz za drugim kiedy już miałam więcej informacji byłam pewna kim jest ta tajemnicza postać. I cieszę się, że zgadłam z dwóch powodów. Sprawi ona, że życie Ruhna stanie się na pewno ciekawsze... oraz będzie wielką niewiadomą pośród tego całego chaosu, który Maas stworzyła.
Ogólnie cała końcówka, rozwiązanie tej sprawy i odkrycie pewnych tajemnic rozwaliło mi mózg i sprawia, że została mi przywrócona wiara w twórczość tej autorki i że chcę jeszcze lepiej poznać cały ten świat.
,,Dom nieba i oddechu" jako całość i jako część drugą oceniam 8/10.
Powiem wam, że tak jak przy części pierwszej cieszyłam się, że nie ma aż tylu scen seksu co w ,,Dworze Srebrnych Płomieni" to część druga została napchana większą ilością cringowych scen, które miały poruszyć czytelnika. I poruszyły, ale moje zażenowanie i sprawiły, że po prostu czytałam w takich momentach dialogi, żeby nie rzucić tej książki w cholerę. To jest mój...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-26
Korzystając z podziału książki na 2 części, pomyślałam że napiszę o moich odczuciach które miałam do tej pory. Część 2 dopiero zaczęłam czytać, ale o niej napiszę w osobnym poście.
Po wydarzeniach z pierwszego tomu Bryce i Hunt próbują wrócić do normalności i względnie im się to udaje... oczywiście do czasu, kiedy pewien mer odwiedza ich przytulne mieszkanie i porusza kwestię przeszłości Daniki. Te wszystkie pytania, które zadaje mer sprawiają, że nasza para bohaterów zostanie wciągnięta w plany rebeliantów spiskujących przeciwko Asterii. Oczywiście mają oni obiekcje... ale gdy życiu biednego chłopaka zagrażają różne istoty, które chcą go wykorzystać, Bryce i Hunt wchodzą w to i rozpoczyna się kolejna sprawa, która może sprawić że stracą głowy — i to dosłownie.
Ogólnie muszę przyznać, że prolog tak średnio mnie zainteresował... lepiej już było kiedy po kilku rozdziałach, kiedy nie było takiej Maas, jaką zobaczyłam w ,,Dworze Srebrnych Płomieni" - czyli bez ciągłego seksu i rzucania przekleństwami (serio! Porównałam przy tym 1 tom Księżycowego Miasta z tym obecnym i na pierwszych 100 stronach jest co najmniej o połowę mniej bluzgów niż poprzednio). A serio, martwiłam się przez opis ,,Domu nieba i oddechu cz.1", że ta "normalność" Bryce i Hunta naprawdę sprowadzi się tylko i wyłącznie do agresywnej kopulacji. Bynajmniej Maas nie byłaby sobą gdyby nie wspomniała X razy o mokrej bieliźnie albo niewygodzie anioła... ale to i tak było zaskakujące, że tylko to było (Do czasu, rzecz jasna, bo autorka długo bez tego nie mogła wytrzymać).
Ale odchodząc od kwestii seksu i przekleństw to fabuła okazała się piekielnie dobra i wciągająca! Potraktowałam ją jak zagadkę kryminalną i chociaż do tej pory jeszcze nie wiem, jak to się wszystko potoczy, to jestem zadowolona. Nowe postaci + nowe wątki + intrygi + relacje bohaterów (tutaj Maas świetnie ich rozwinęła i jeszcze bardziej ukształtowała — widać, że wcześniejsze wydarzenia się jakoś na nich odbiły. Poznajemy też więcej szczegółów z życia Hunta oraz Ruhna) + główny tajemniczy wątek i działanie na rzecz rebelii = Wciągająca i świetna historia.
Ale! Na minus tego wszystkiego jest taki, że:
a) Maas kopiuje parę rzeczy z Dworów (Jeśli ktoś z was będzie czytał... to zwróćcie uwagę w Księżycowym Mieście t.2 c.1 jak Ruhn traktuje swoich kolegów Fae — to jest m.in. jedna z takich skopiowanych rzeczy)
b) Znowu wszystko kręci się wokół Daniki. Serio! Dajcie w końcu jej spokój. Jasne, laska miała tajemnice, a Bryce jej nie znała tak naprawdę - to już wiemy po tomie pierwszym, ale i tak wszyscy wmawiają bohaterce, że Danika ją kochała i jej ufała. BZDURA. Jeśli komuś się ufa to ten powinien wiedzieć, więcej niż wie Bryce na ten moment.
c) Wątek Connora i Bryce...
d) Jesiba — jako dobra wróżka, która zawsze podzieli się informacjami.
Na razie to tyle. Tę część oceniam na 7/10. Zobaczę, jak pójdzie z drugą, a później wystawię ogólną ocenę.
Korzystając z podziału książki na 2 części, pomyślałam że napiszę o moich odczuciach które miałam do tej pory. Część 2 dopiero zaczęłam czytać, ale o niej napiszę w osobnym poście.
Po wydarzeniach z pierwszego tomu Bryce i Hunt próbują wrócić do normalności i względnie im się to udaje... oczywiście do czasu, kiedy pewien mer odwiedza ich przytulne mieszkanie i porusza...
2022-05-20
Na drugi tom od Lynette Noni czekałam z zapartym tchem. Jej pierwsza część pod tytułem ,,Szept" zachwyciła mnie swoją tajemniczością i aurą ośrodka eksperymentalnego. Dlatego znalazła się w mojej liście top pięć najlepszych książek 2021. Jednak z ,,Wrzaskiem" od pierwszych stron nie czułam takiej chemii, przez to strasznie ciągnęło mi się czytanie tej książki.
Po ucieczce z Lengradu (podziemnego ośrodka, w którym przez długi czas bohaterka była uwięziona), Alyssa zna już swój dar i potrafi go w pewien sposób kontrolować i wykorzystywać. Ta zdolność może jej się przydać przy ponownym spotkaniu i starciu z Vanikiem (naukowcem, który ma szaloną wizję świata). Jednak zanim do tego dojdzie Lyss pragnie ocalić swoich przyjaciół spod kontroli tego naukowca i poznać prawdę. Bo okazuje się, że dziewczyna żyje z fałszywymi wspomnieniami, których rozszyfrowanie i połączenie z pewnym uciekinierem sprawi, że dziewczyna dowie się, co tak naprawdę stało się z jej rodziną i jaką rolę przyjdzie jej odegrać w wyzwoleniu Mówiących.
Alyssa nie może nikomu ufać. Jest praktycznie zdana na siebie i na swoją obsesję dotyczącą Vanika, jednak Kael (jej przyjaciel z dawnych lat, który ją uratował) próbuje przebić się do głosu jej rozsądku... co nie daje dużo, bo dziewczyna i tak wybiera się na misję w celu uratowania swojego najbliższego przyjaciela. I całkowicie ją rozumiem... tyle że postąpiła ona bardzo lekkomyślnie i przez to mnie irytowała. Serio. Mam wrażenie, że ta roczna przerwa pomiędzy dwoma tomami sprawiła, że przestałam w pełni rozumieć motywy Lyssy. Jej zachowanie... a nawet przemyślenia z początku książki uznałam za nudne i irytujące, przez co strasznie ciężko było czytało się książkę mimo świetnego stylu autorki. Jednak sytuacja zmieniła się ok. 300 strony, kiedy akcja nabrała tępa i zaczęły się pojawiać pierwsze odpowiedzi na pytania oraz nowe wątki! Wtedy to wręcz płynęłam przez książkę aż do samego końca, który niestety nie zadowolił mnie w pełni. Eh... mimo odpowiedzi na główne pytanie — dlaczego to wszystko się wydarzyło i kto za tym naprawdę stoi oraz te pytania poboczne dotyczące rodziny bohaterki, to w głowie mam dalej pełno pytań dotyczące jej pamięci i tego, co wydarzyłoby się później. Tak samo ciekawi mnie ta trzecia organizacja, która pojawia się w książce i której jest stosunkowo mało... Ogólnie brakuje mi dalszego wyjaśnienia, mniej więcej podobny niedosyt czułam przy ostatnim tomie trylogii ,,Więzień Labiryntu". Niby jestem zadowolona... ale nie do końca.
Może to ma związek z tym że książka według mnie była nierówna. Mimo akcji, która rozgrywała się przed tym przełomowym momentem ok. 300 strony, to nie była dla mnie aż tak ciekawa... a kolejne wydarzenia np. po Luna Parku z samego początku książki uważam za nieco przegdane.
Dlatego mimo świetnego stylu autorki, dobrego jak na mój gust zakończenia (bo jednak na większość pytań uzyskałam odpowiedzi) i posiadania genialnych i różnorodnych bohaterów (nawet to, że Lyssa i Cami mnie często irytowały swoją bezmyślnością, to uznaje je za dobre postaci), nie mogę dać tej książce więcej niż 6/10.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że warto mimo wszystko przeczytać tę duologię. Bo historia jest warta świeczki, a zwłaszcza ,,Szept" który dalej według mnie jest genialny.
Na drugi tom od Lynette Noni czekałam z zapartym tchem. Jej pierwsza część pod tytułem ,,Szept" zachwyciła mnie swoją tajemniczością i aurą ośrodka eksperymentalnego. Dlatego znalazła się w mojej liście top pięć najlepszych książek 2021. Jednak z ,,Wrzaskiem" od pierwszych stron nie czułam takiej chemii, przez to strasznie ciągnęło mi się czytanie tej książki.
Po ucieczce...
2022-05-02
Na początku muszę przyznać, że nie czytałam pierwszego tomu, a od razu sięgnęłam po drugi przez opis i uważam, że nic nie straciłam. Wszystko było tak wyjaśnione, że bez znajomości poprzedniczki dałam radę ogarnąć większość rzeczy o których mowa była w tej książce. No dobrze... ale o czym ta książka jest?
Matteo Cardone po dwóch latach wychodzi z więzienia. Jest pewien tego, kto odpowiada za śmierć siostry oraz że to jego żona wydała go policji. Mężczyzna jest rozgoryczony i napędzany przez chęć zemsty. Oczywiście jego życia nie ułatwia też jego brat... który jak się później okazuje ma mroczną tajemnicę, która jest bardzo związana z wypadkiem ich wspólnej siostry.
Matteo ma już gotowy plan odwetu i nawet wciela go w życie... gdy nagle ratuje go jego żona... a co dalej się dzieje, to już słodka tajemnica, którą trzeba poznać czytając książkę.
Właśnie taka niezobowiązująca fabuła, poprzeplatana scenami miłosnymi i przeskakiwaniem między teraźniejszością a przeszłością, mnie zaintrygowała.
I wiem, że może kogoś irytować cofanie się w przeszłości co drugi rozdział i zmienianie perspektyw, ale jak dla mnie dzięki temu mogliśmy dobrze poznać związek Matteo i Letti oraz dowiedzieć się jak to się stało, że Matteo został złapany. Oczywiście mamy też tutaj sprawę kryminalną i motyw zemsty (który będąc szczerym, po połowie książki wydawał mi się przydługi, ale później nabrał sensu i się rozkręcił, chociaż nie byłam do końca zaskoczona tym, jak to się potoczyło), a także wątek miłosny który iskrzył... ale za bardzo to nie wiem czym.
Serio. Rozumiem, że tych dwoje przyciągnęła nutka tajemnicy oraz misja Letti... ale poza drobnymi wyznaniami i przyznaniem się kobiety do tego, co kiedyś robiła to mam wrażenie, że nie do końca się znają. To widać, zwłaszcza kiedy mamy perspektywę Matteo i on opisuje siebie, że jest napędzany zemstą i że wszystko zrobi dla swojej zmarłej siostry... a potem rozdział dalej prawie tymi samymi słowami Letti opisuje Matteo i w sumie nic więcej nie dodaje oprócz tego, że się o niego boi. Jak dla mnie wypadło to mega słabo, a ich związek podobał mi się tylko w łóżku i gdy była konfrontacja z ojcem Letti (to była piękna scena).
Na koniec dodam, że choć czytałam tę książkę bardzo długo (przez nawał pracy do matury), to była na tyle dobra, żeby oderwać się od moich myśli i rozerwać. Dlatego książka dostaje ode mnie 6/10.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Na początku muszę przyznać, że nie czytałam pierwszego tomu, a od razu sięgnęłam po drugi przez opis i uważam, że nic nie straciłam. Wszystko było tak wyjaśnione, że bez znajomości poprzedniczki dałam radę ogarnąć większość rzeczy o których mowa była w tej książce. No dobrze... ale o czym ta książka jest?
Matteo Cardone po dwóch latach wychodzi z więzienia. Jest pewien...
2022-04-18
~Co łączy jaskinię, piosenkę Nothing Else Matters i trójkąt miłosny?
Odpowiedź może być tylko jedna: Lena z książki ,,Za kurtyną Apogeum" Laury Savaes.
To historia o dziewiętnastoletniej dziewczynie, która wraz z bratem i jego znajomymi wybrała się na krótki wypad wspinaczkowy. Wszystko było w porządku do momentu, kiedy Lena weszła do jaskini i przeniosła się do zupełnie innego wymiaru. Z początku o tym nie wie i myśli tylko, że to paskudny żart jej kompanów... ale wszystko powoli zaczyna rozumieć, gdy ratuję ją Eavan i zabiera do swojego domu. A tam Lena będzie musiała ułożyć w głowie jakiś plan, żeby wyplątać się z całej tej sytuacji... ale czy będzie do tego zdolna?
Na start muszę przyznać, że trochę od książki odrzucała mnie czcionka. Dawno takiej nie widziałam i strasznie ciężko było mi się na nią przestawić, ale gdy już wszystko pykło to przestałam zwracać na nią uwagę i wciągnęłam się w fabułę, która z początku była trochę powolna, ale na całe szczęście później się rozkręciła. Do tego stopnia, że zarwałam przy niej praktycznie dwie noce i jeszcze dodatkowo snułam różne scenariusze w głowie po zakończeniu. Warto też chyba dodać, że rzadko używam znaczników w książkach... a tutaj się ich kilka pojawiło! (Oczywiście po poznaniu Cedrika, którego pokochałam po jakimś czasie). No ale dobrze, żeby nie zdradzać wam za dużo z fabuły, to powiem, że jest świetna. Mamy tutaj motyw fantastyczny w postaci podróży międzywymiarowej, która dodatkowo przeniosła nas do zupełnie innego stulecia, w którym nie ma takich nowinek technicznych jak u nas, a za to są świece, duże wanny napełniane wiadrami i... monarchia. Wokół której tak de facto kręci się cała polityka państwa i wielki spór, który zapewne w kolejnych tomach będzie jeszcze bardziej rozkwitał między dwoma grupami politycznymi. Ale żeby nikogo nie zniechęcić polityką, to powiem tylko, że jest ona świetnym tłem, które pomaga zrozumieć cały ten świat (którego mam niedosyt i chciałabym dowiedzieć się o nim jeszcze więcej!) oraz jest świetnym podłożem fabularnym. A prócz tego mamy dobry wątek Leny, która próbuje znaleźć sposób, aby wrócić do swojego domu i przy tym nie zwariować, co z kolei wiąże się z muzyką... a ona z kolejnymi sprawami, które gdybym opisała to zepsułabym wam całą zabawę!
Co jeszcze jest warte zarwania nocy przez tę książkę? Trójkąt miłosny oraz zdecydowanie pełna napięcia fabuła, która sprawia, że przy ostatnich stronach człowiek siedzi jak na szpilkach! I serio... mogłabym się o tym naprawdę długo rozpisać.. jednak wiem, że gdybym to zrobiła, to mało kto dotarłby do końca tej recenzji (Jeśli tu jeszcze jesteś czytelniku, to zostaw komentarz!), dlatego już się streszczając...
Książka dostaje ode mnie 9/10. Czekam z niecierpliwością na drugi tom! A jeśli ktoś chciałby porozmawiać ze mną o książce to zapraszam serdecznie na prv!
~Co łączy jaskinię, piosenkę Nothing Else Matters i trójkąt miłosny?
Odpowiedź może być tylko jedna: Lena z książki ,,Za kurtyną Apogeum" Laury Savaes.
To historia o dziewiętnastoletniej dziewczynie, która wraz z bratem i jego znajomymi wybrała się na krótki wypad wspinaczkowy. Wszystko było w porządku do momentu, kiedy Lena weszła do jaskini i przeniosła się do zupełnie...
2022-03-10
Chodzicie do szkoły? A może już ją skończyliście? Dajcie znać w komentarzu!
Ja w tym roku kończę ze szkołą jako taką instytucją, a dzięki pewnym grupkom maturalnym dowiedziałam się, że każdego z nas łączy szkoła i egzaminy.
Nie ważne czy jesteś w pierwszej klasie podstawowej, ósmej klasie czy chodzisz już do szkoły średniej. Zawsze szkoła będzie od ciebie wymagała pisania przeróżnych kartkówek i egzaminów, które musisz jakoś zaliczyć. A każdy z własnego doświadczenia wie, że pod koniec semestrów zawsze przez te testy i kartkówki jest straszny bajzel, którego czasem nie idzie ogarnąć - a o którym rodzice niekiedy zapominają i jeszcze czepiają się dziecka, że przyniesie jakąś dwójkę.
I nie wiem jak wy, ale ja zawsze podczas takiego sajgonu miała poczucie, że to wszystko jest niepotrzebne, przecież po co mam się uczyć jakichś cosinusów skoro nigdy nie będą mi potrzebne do życia codziennego. Zastanawiałam się też nieraz, czemu nauczyciele nie nauczą mnie jak np. uczyć się tak żeby nie zapominać według starej zasady 3Z (Zakuj, Zdaj, Zapomnij), ale nigdy na to nie dostałam odpowiedzi... aż do czasu kiedy wydawnictwo you&ya wydało ten oto poradnik, który zrewolucjonizował moje podejście do szkoły i ważności przedmiotów.
Jak wiecie już, w tym roku piszę maturę. Jestem zawalana materiałem tak, że czasem nie wiem, w co ręce włożyć i jeszcze muszę się przygotować sama do rozszerzonej historii i polskiego. I szczerze uważam, że gdybym przestała teraz uczęszczać na zajęcia, a zajęła się nauką sama w domu to lepiej przygotowałabym się do matury... ale oczywiście tak nie można, bo inaczej przez frekwencję bym nie zdała.
Ale dzięki poradnikowi ,,Dlaczego szkoła Cię wkurza" postawiłam sobie cel dzięki systemowi SMART o którym wspomina autor i skorzystałam także z kilku technik jakie on przestawił (m.in. technika Pomidoro, fiszki, quizzy) i powiem wam, że widzę efekty.
Myślę, że ta książka powinna znaleźć się w każdej bibliotece. Dlaczego? Żeby ludzie po nią sięgnęli i zobaczyli, że szkoła nie musi być złem koniecznym. Że można ją na spokojnie przetrwać i jeszcze sporo z niej wynieść.
,,Dlaczego szkoła Cię wkurza" dostaje ode mnie 8/10. Za wszystkie rady, metody i pokazanie, że nauka nie musi być wcale taka nudna, a nasz mózg to bardzo ciekawy i złożony organ o który trzeba dbać.
Chodzicie do szkoły? A może już ją skończyliście? Dajcie znać w komentarzu!
Ja w tym roku kończę ze szkołą jako taką instytucją, a dzięki pewnym grupkom maturalnym dowiedziałam się, że każdego z nas łączy szkoła i egzaminy.
Nie ważne czy jesteś w pierwszej klasie podstawowej, ósmej klasie czy chodzisz już do szkoły średniej. Zawsze szkoła będzie od ciebie wymagała...
2022-02-24
Łucja to osiemnastolatka, szykująca się do matury i spędzająca beztrosko czas z przyjaciółmi. W sumie można stwierdzić, że to taka typowa normalna nastolatka... tylko że w nocy napadają na nią niezwykle realistyczne sny, które bardzo często są przyczynami silnych ataków paniki. Dziewczyna ma tak od dziecka. Już wtedy ciężko było jej odróżnić sen od rzeczywistości, co bardzo martwiło jej rodziców, którzy chcąc jej pomóc, zapisywali ją na przeróżne terapie. Jednak Łucja sądzi, że nie ma już dla niej nadziei... sytuacja jednak pogarsza się jeszcze bardziej, gdy pewnej nocy spotyka tajemniczego chłopaka, który wywraca jej życie do góry nogami.
Jak pisze wydawca: Jest to niepokojąca i mroczna opowieść o miłości, przyjaźni i niedopasowaniu.
Ja jednak nie do końca się z tym zgadzam. Ujęłabym to bardziej, że jest to historia trudnej sytuacji, w której zabrakło nadziei na normalność i rzeczywistą miłość. Bo czy chłopak, którego spotkała Łucja był prawdziwy, czy był tylko wytworem jej wyobraźni? To pytanie wciąż kotłuje mi się w głowie. Tak samo zastanawia mnie to ile tego uczucia, które poczuła Łucja było prawdą a ile paskudną chorobą. Oraz ciekawi mnie co myśleli o niej jej najbliżsi przyjaciele, a zwłaszcza Alex, kiedy poznała prawdę. Dlatego byłam naprawdę zmieszana gdy dotarłam do końca tej książki. Czułam jednocześnie strach, desperacje, zrozumienie i irytacje. Bo do tej pory nie wiem, co się finalnie stało i to mnie boli. Czy Łucja zaznała szczęścia? Czy jej rodzice zrobili to, co zamierzali?
Nie wiem... i to naprawdę mnie boli. Jednocześnie takie zakończenie sprawiło, że sama mogę sobie wymyślić zakończenie, ale nie chcę tego robić. Tak samo jak stwierdziłam, że nie będę o to pytać autorki (Byłam gotowa napisać do niej na Insta, żeby dowiedzieć się co było potem). Pozostawię to jako jedną wielką zagadkę, która ma w sobie taką samą magię, jaką miały sny Łucji. Magię tajemnicy.
Wracając jednak do przypisu wydawcy:
Tak, jest to mroczna opowieść. Tak, mamy tutaj ciężką sytuację miłosną i tak, wątek przyjaźni też się pojawia... ale nie pasuje mi on zupełnie. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć zachowania Łucji i Alex. Zwłaszcza tego, że Alex po jednej wiadomości odpuściła na jakiś czas i przyszła, kiedy było tylko gorzej. Jasne, widać potem jej zmartwienie i chęć pomocy... ale gdzie była wcześniej kiedy Łucja starała się ją od siebie odrzucić? Alex sama zdecydowała odpuścić i odejść. Wróciła, kiedy w moim mniemaniu było już za późno i moim zdaniem nie była prawdziwą przyjaciółką. Jasne, przyjaciele potrafią siebie zranić jak nikt inny... ale tylko prawdziwy przyjaciel będzie trwać przy kimś kto naprawdę cierpi i będzie go wspierać tak długo, jak będzie trzeba.
Myślę, że ,,Czy to sen?" to ważna książka, nad którą trzeba chwilę się zastanowić i zrozumieć.
Książce daję 7/10.
Łucja to osiemnastolatka, szykująca się do matury i spędzająca beztrosko czas z przyjaciółmi. W sumie można stwierdzić, że to taka typowa normalna nastolatka... tylko że w nocy napadają na nią niezwykle realistyczne sny, które bardzo często są przyczynami silnych ataków paniki. Dziewczyna ma tak od dziecka. Już wtedy ciężko było jej odróżnić sen od rzeczywistości, co bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-23
Orwell pisał: ,,Folwark zwierzęcy miał być przede wszystkim satyrą na rewolucję rosyjską. Jednak, jak podkreślam, przesłanie utworu jest szersze: chciałem wyrazić w nim myśl, iż ów szczególny rodzaj rewolucji (gwałtowna rewolucja oparta na konspiracji, z motorem napędowym w postaci nieświadomie żądnych władzy osób) może doprowadzić jedynie do zmiany władców. Mój morał brzmi tak oto: rewolucje mogą przynieść radykalna poprawę, gdy masy będą czujne i będą wiedzieć, jak pozbyć się swych przywódców, gdy tamci zrobią, co do nich należy. [...] Nie można robić rewolucji, jeśli nie robi się jej dla siebie; nie ma czegoś takiego, jak dobrotliwa dyktatura”.
I po przeczytaniu tej książki mogę zgodzić się w 100% z tym, co napisał Orwell.
Trudno mi jest pisać o czymś, co ma tak wiele symboli i tak mocno trafiło do mojego serca. Zwierzęta z Folwarku chciały równości i wolności... a zamiast tego dostały jeszcze gorszą tyranię. Na kartach powieści można zobaczyć, że Pan Jones mimo wszystko wcale nie był zły. Dla mnie gorsze były świnie, które z początku same szerzyły bunt i namawiały do wolności, po czym powoli przeistaczały się w gorszą wersję Jonesa, manipulując innymi zwierzakami.
Najbardziej w tej książce uderzyła mnie sprzedaż jednego ze zwierząt. Najsilniejszego towarzysza, który najwięcej pomógł społeczności. Tak ciężko pracował i był tak lojalny... a jednak Napoleon, zamiast pozwolić mu przejść na zasłużony spoczynek, wykorzystał go żeby się wzbogacić. A potem... potem już było gorzej. Wszystko prowadziło do jednego. Do tego, że wymarzony świat zwierząt gospodarskich zmienił się na szarą i pełną obaw codzienność. Nikt nie mógł być bezpieczny. Wszystko podlegało kontroli... a jeśli ktoś mówił inaczej niż głosiły świnie, to od razu stawał się zdrajcą Folwarku Zwierzęcego.
Jednak to wszystko mogłoby inaczej wyglądać, gdyby zwierzęta nie ufałyby tak świniom i gdyby stanowczo zabroniłyby im wypijania mleka i brania jabłek tylko dla siebie. Myślę, że to był największy punkt zwrotny. To, że nikt się nie zbuntował i pozwolił brać świniom co chcą — bo przecież te są tak inteligentne, że dzięki temu inne zwierzęta mogą dzielnie pracować dla dobra ogółu — było największym błędem, który później skutkował zmianą dewizy ,,Wszystkie zwierzęta są równe" na ,,Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych''.
Książkę ,,Folwark Zwierzęcy" Orwella oceniam na 10/10. Uważam, że ludzie powinni czytać tę książkę, żeby sobie uświadomić znaczenie tego wszystkiego... oraz to jak powoli nasz kraj staje się podobny do tego wykreowanego przez świnie.
Orwell pisał: ,,Folwark zwierzęcy miał być przede wszystkim satyrą na rewolucję rosyjską. Jednak, jak podkreślam, przesłanie utworu jest szersze: chciałem wyrazić w nim myśl, iż ów szczególny rodzaj rewolucji (gwałtowna rewolucja oparta na konspiracji, z motorem napędowym w postaci nieświadomie żądnych władzy osób) może doprowadzić jedynie do zmiany władców. Mój morał brzmi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-12
Pamiętacie Ellę i Jonasza z pierwszych dwóch tomów serii ,,To nie jest, do diabła, love story"? Jeśli tak to uwaga! Musieli oddać pierwsze miejsce mojej ulubionej młodzieżowej pary na rzecz Weroniki i Aleksa!
Sam początek ich znajomość jest jednocześnie bardzo typowy i... nietypowy. Weronikę podczas spaceru w parku oblegają dresy. Jeden z nich pragnie kurtki Wery dla swojej "dziołchy". Rodzi się z tego istna szarpanina... ale całe szczęście, że niedaleko w tym samym parku biegał sobie rycerz na.... a zaraz! Żaden rycerz, tylko piekielnie przystojny Aleksy!
Chłopak próbuje pomóc dziewczynie, kiedy pod palcami wyczuwa jej wstydliwy sekret. Nagle doznaje jakiegoś olśnienia (lub zaćmienia umysłowego — jak kto woli) i oddaje jej swoją kurtkę, żeby Weronika mogła się nią okryć, po czym obnaża swoje bicepsy i Sokoła. Kiedy dziewczyna nie może wyjść z szoku, ten nagle się odwraca i biegnie spuścić łomot dresom.
Cała ta sytuacja rodzi między tą dwójką bardzo ciekawą relację. Pełną flirtu, niepewności, zazdrości i tuszu <3.
Muszę przyznać, że ta część wyjątkowo przypadła mi do gustu. Kiedyś już czytałam książkę o zakrywaniu blizn tuszem i byłam zachwycona tą koncepcją. Tutaj Julia Biel jeszcze bardziej obnażyła blizny i to, co można z nich wyczarować za pomocą tuszu. A ja jako fanka tatuaży zapragnęłam zrobić sobie kolejną dziarę (jednak zanim do tego dojdzie to miną wieki xD).
Ale oczywiście nie samymi tatuażami i bitwą o kurtkę w parku ta książka stoi. Co to, to nie! Tak jak i w poprzednich częściach mamy tutaj sporo humoru, uszczypliwych komentarzy i dużą dozę tajemnicy, która trzyma nas w niepewności aż do końca (chociaż przyznam, że można co nieco się wcześniej domyślić, to jednak i tak książka zaskakuje). Dużym plusem stoją tutaj też sami bohaterowie. Wera i Aleks są zdecydowanie bardziej dojrzali od Jonasza i Elli (którzy swoją drogą pojawiają też się w tej książce, zwłaszcza Jonasz, który jest bratem Weroniki) i żadne z nich mnie nie irytowało. Wręcz przeciwnie, tak mnie ich historia i charaktery wciągnęły w książkę, że aż zrobiłam sobie mini wagary (poniekąd też dlatego, że zaspałam do szkoły), aby skończyć jak najszybciej tę historię.
,,To nie jest, do diabła, love story. Skin deep" dostaje ode mnie 8/10, bo jednak mimo mojego zachwytu nie wszystko podobało mi się w 100%, jednak i tak nie mogę się doczekać kolejnej książki tej autorki.
Pamiętacie Ellę i Jonasza z pierwszych dwóch tomów serii ,,To nie jest, do diabła, love story"? Jeśli tak to uwaga! Musieli oddać pierwsze miejsce mojej ulubionej młodzieżowej pary na rzecz Weroniki i Aleksa!
Sam początek ich znajomość jest jednocześnie bardzo typowy i... nietypowy. Weronikę podczas spaceru w parku oblegają dresy. Jeden z nich pragnie kurtki Wery dla...
2022-01-05
Z autorem książki poznałam się na Targach Książki w Gdańsku. Kilkakrotnie wtedy podchodziłam do tej książki, aż w końcu przed samym wyjściem wróciłam po nią i kupiłam. Pamiętam, jak sprzedawcy bardzo ją zachwalali, a sam pan Piotr był bardzo sympatyczny. To wszystko tylko jeszcze bardziej nakręciło mnie na przeczytanie tej książki, lecz dopiero teraz po nią sięgnęłam i cieszę się z tego. Dlaczego? Bo miałam czas by ją przetrawić.
,,My trans" to zbiór wywiadów z osobami transpłciowymi oraz ich rodzicami, psycholożką, adwokatką, aktywistką i księdzem. I muszę przyznać, że gdy otworzyłam tę książkę i wczytałam się w pierwszy wywiad to... rozpłakałam się. Uczucia, o których opowiedziała pani Aldona i cała ta sytuacja... dopiero po tym zaczęłam sobie uświadamiać, co osoby trans i jej rodziny to wszystko oznacza. Bo z gejami i lesbijkami jesteśmy już społecznie niejako obyci. Popkultura (seriale, filmy i książki) coraz bardziej pokazuje nam życie takich osób i sprawia, że stają się oni ''normalni społecznie" (przepraszam za te słowa, zawsze byli... ale chodzi mi o to, że nie są już tak wytykani palcami przez społeczeństwo — wyłączmy z tego polityków i naszą krajową sytuację polityczną), a najmłodsze pokolenie nie ma już jakichś wielkich pretensji do osób homoseksualnych i to wszystko jest w gruncie rzeczy akceptowane. Tylko że oni tak... ale osoby trans już mniej i po tej książce dopiero teraz zauważyłam ten problem.
Bo ja osobiście nic do takich osób nie mam. Niech sobie żyją spokojnie i szczęśliwie. Każdy na to zasługuje. Są przecież normalnymi przedstawicielami homo sapiens. Ale niektórzy, którzy boją się takiej inności, jaką przedstawiają osoby trans...uh. To nie wina tych osób, że biologicznie urodzili się ze złą płcią. To nie ich wina, że cierpią przez to tak bardzo, że przez ten cały ból popadają w depresję i się okaleczają. To nie jest też wina rodziców. To po prostu błąd, który można poprawić. A właściwie zmienić. Zmienić na właściwą płeć, z którą taka osoba się utożsamia. I tu się pojawiają dwa problemy... pieniądze i prawo.
Szczerze to nie chcę się rozpisywać nad tym tematem bardziej. Nie czuję się kompetentną osobą, aby to zrobić. Dlatego też polecam wam przeczytać tę książkę. Bo uważam, że ,,My trans" to coś, czego społecznie potrzebowaliśmy. To książka, bardzo potrzebna i wiele wyjaśniająca. Książka, która może sprawić, że ktoś kto jest przeciw takim osobom zmieni o nich zdanie.
Mam nadzieję, że tak się stanie.
Życzę powodzenia dla wszystkich osób trans. Życzę wam, abyście w końcu mogli być sobą.
Z autorem książki poznałam się na Targach Książki w Gdańsku. Kilkakrotnie wtedy podchodziłam do tej książki, aż w końcu przed samym wyjściem wróciłam po nią i kupiłam. Pamiętam, jak sprzedawcy bardzo ją zachwalali, a sam pan Piotr był bardzo sympatyczny. To wszystko tylko jeszcze bardziej nakręciło mnie na przeczytanie tej książki, lecz dopiero teraz po nią sięgnęłam i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czy da się uciec od przeszłości i zacząć zupełnie nowe życie w innym stanie? Według Everlee jak najbardziej się da, dlatego też w niezwykle skrupulatny sposób stara się wypełnić projekt ,,Beztroskie studenckie życie". Jednak niemal od razu na horyzoncie pojawia się pewien futbolista, który z miejsca postanawia, że Everlee zostanie jego dziewczyną. Czy coś z tego będzie? Czy Maverick rozbije skałę, która otacza serce dziewczyny? A może to ona zamrozi jego rozgrzany od zauroczenia organ swoim zachowaniem? Panie i panowie... oczywiście trzeba się o tym wszystkim przekonać tylko i wyłącznie w jeden sposób - czytając tę i kolejną książkę, czyli ,,For ever more" i to najlepiej ciągiem!
Po książki osobiście sięgnęłam w ciemno, zachęcona tym co czytałam w poprzednich powieściach Julii Biel. Swoją drogą, mega polecam jej serię ,,To nie jest, do diabła, love story", bo warto się z nią zapoznać ;)
Co do tej historii o Everlee i Mavericku to dzieje się ona tym razem w Ameryce, a nie w Polsce jak to było z poprzednimi książkami J. Biel. Jest to strasznie pokręcona historia o dwojgu ludzi, którzy zostali na pewien sposób skrzywdzeni przez los. Autorka od początku ukrywa jakie tragedie wydarzyły się w życiach naszych bohaterów, lecz im dalej w las podróżuje się przez stronnice książki tym więcej odkrywamy i tym bardziej przywiązujemy się do bohaterów. A przy końcu pierwszego tomu zostajemy z szokiem wymalowanym na twarzy, dlatego jak wyżej pisałam - najlepiej przeczytać oba tomy ciągiem! A jeśli historia cię tak zmiecie z planszy, że nie będziesz wiedział/a jak masz na imię to polecam re-read.
Uwielbiam tę historię, fabułę, część bohaterów i ogólnie przedstawiony świat. Chociaż nieco zastanawia mnie to na jakiej zasadzie funkcjonuje uczelnia w USA skoro można mieć tyle nieobecności albo wolnego... ale to nieważne. Mega się w kręciłam w tę historię, jednak mam pewien minus co do niej. A jest nim główna bohaterka, która mnie irytowała. Naprawdę rzadko się dzieje tak, że jakiś bohater mnie irytuje, ale ona...uhg. Dobrze, że potem przechodzi przemianę i się zmienia. Chociaż do samego końca się z nią nie polubiłam, to zaczęłam ją tolerować. Także jeśli boicie się, że was też spotka takie odepchnięcie ze strony Everlee... to nie martwcie się. Ten typ tak ma ;) - i to dosłownie xD.
,,Be my ever" oceniam na 8/10, a drugi tom ,,For ever more" na 7/10 (recenzji nie będę pisać, bo na bank walnęłabym potężnym spojlerem).
Czy da się uciec od przeszłości i zacząć zupełnie nowe życie w innym stanie? Według Everlee jak najbardziej się da, dlatego też w niezwykle skrupulatny sposób stara się wypełnić projekt ,,Beztroskie studenckie życie". Jednak niemal od razu na horyzoncie pojawia się pewien futbolista, który z miejsca postanawia, że Everlee zostanie jego dziewczyną. Czy coś z tego będzie? Czy...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to