-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać293
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-09-12
2024-01-16
2018-11-18
2022-06-28
2023-04-29
2020-04-21
2022-10-05
Książki Sandersona chodziły mi po głowie już od jakiegoś czasu, ale pewnie nie siegnęłabym po nie jeszcze długo, gdyby nie instastory u @ksiazkowy_pirat. Zachęcona więcej niż pozytywną opinią, ściągnęłam e-booka "Do gwiazd" na półkę Legimi, zaczęłam czytać i... Przepadłam od pierwszych stron. Dosłownie pożarłam tę książkę! Przekonało mnie w niej wszystko, od kreacji bohaterów począwszy, przez stopniowe budowanie świata przedstawionego, aż na odkrywaniu tajemnic z przeszłości skończywszy. Pióro Sandersona czaruje czytelnika i sprawia, że całym sobą wchodzi się w wykreowany przez autora świat, a przyznaję, przed przystąpieniem do tej lektury miałam pewne obawy.
W momencie rozpoczęcia historii Spensa, główna bohaterka, ma tylko szesnaście lat. Tylko, ponieważ sama jestem w takim wieku, że cóż, nastoletnie postacie po prostu potrafią mnie denerwować... Tu nic podobnego nie miało miejsca. Sanderson tworzy swoich bohaterów konsekwentnie i prowadzi ich logicznie przez fabułę; ich działania są odpowiednio umotywowane, nawet jeśli nie należą do przemyślanych, nie biorą się jednak "z powietrza". Wszystko ma swoją przyczynę i skutek, jest przemyślane i wyważone, co ostatnio coraz bardziej cenię sobie w lekturze.
Myślę, że jak na początek przygody z Sandersonem trafiłam idealnie i przygoda ta na pewno szybko się nie skończy. "Do gwiazd" to stosunkowo lekka space opera, ale niezwykle dobrze napisana i przez to od razu sięgnęłam po drugi tom, który również czytam z zapartym tchem 🚀
Książki Sandersona chodziły mi po głowie już od jakiegoś czasu, ale pewnie nie siegnęłabym po nie jeszcze długo, gdyby nie instastory u @ksiazkowy_pirat. Zachęcona więcej niż pozytywną opinią, ściągnęłam e-booka "Do gwiazd" na półkę Legimi, zaczęłam czytać i... Przepadłam od pierwszych stron. Dosłownie pożarłam tę książkę! Przekonało mnie w niej wszystko, od kreacji...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-16
2022-12-14
"Lekcje chemii" wpadły w moje ręce zupełnym przypadkiem, kiedy podczas podróży autobusem do Londynu szukałam na Legimi czegoś, czym mogłabym skutecznie zabić czas. Co prawda zdążyłam wtedy przeczytać ledwo kilka stron, ale wiedziałam, że koniecznie będę musiała wrócić do tej książki.
Główna bohaterka, Elizabeth Zott, jest chemikiem oraz naukowcem. Przede wszystkim jednak Elizabeth Zott jest kobietą, co w latach 50 nie tyle wydaje się, co jest jej głównym problemem. Płeć okazuje się być przeszkodą zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, choć w miarę rozwoju fabuły możemy przekonać się, że Elizabeth zdecydowanie wychodzi poza sztywne ramy narzucone jej przez patriarchat i niejednokrotnie ponosi tego przykre konsekwencje. Mimo tego Elizabeth idzie przez życie z uporem maniaka i robi to nie pod czyjeś, a wyłącznie własne dyktando.
Zapytana o to, kim jest, Zott bez zawahania odpowiada, że chemikiem. Nie kobietą, nie matką i nie partnerką, a chemikiem, co nie mieści się w głowie ówczesnego społeczeństwa, czytelnikowi zaś pozwala na zanurzenie się w świecie reakcji, wiązań oraz molekuł, co dla mnie osobiście - jako technologa chemicznego z wykształcenia - było dodatkowym smaczkiem umilającym lekturę. Należy podkreślić, że pomimo naukowej otoczki, język powieści jest przystępny, a sposób postrzegania świata przez Elizabeth jako naukowca momentami rozkłada na łopatki.
"Lekcje chemii" to przede wszystkim opowieść o życiu, o wszystkich jego zawiłościach, pod warstwą których kryją się najprostsze prawdy, o których na co dzień ludzie mają tendencję zapominać. To ciepła i zabawna, lecz momentami smutna i szczera do bólu opowieść o ludziach, o relacjach i zmieniającym się świecie. Wreszcie to historia skłaniająca do refleksji i zadumy, która rozprawia się ze stereotypami i sprawdzonymi mechanizmami, by rzucić nowe światło na rzeczy oczywiste.
Mam wrażenie, że tak jak Elizabeth Zott napawa odwagą kolejne kobiety na kartach książki, tak Bonnie Garmus robi dokładnie to samo ze swoimi czytelniczkami.
"Lekcje chemii" wpadły w moje ręce zupełnym przypadkiem, kiedy podczas podróży autobusem do Londynu szukałam na Legimi czegoś, czym mogłabym skutecznie zabić czas. Co prawda zdążyłam wtedy przeczytać ledwo kilka stron, ale wiedziałam, że koniecznie będę musiała wrócić do tej książki.
Główna bohaterka, Elizabeth Zott, jest chemikiem oraz naukowcem. Przede wszystkim jednak...
2023-02-25
Początkowo nie planowałam wstawiać recenzji tej książki, ale szybko przekonałam się, że jest to pozycja, którą powinien poznać każdy opiekun psa bądź kota.
O tym, że żywienie jest ważnym aspektem życia wpływającym na zdrowie człowieka wiemy już od dawna. Dlaczego więc w przypadku zwierząt miałoby być inaczej? Odpowiednia dieta, dopasowana do potrzeb danego gatunku stanowi profilaktykę dla wielu chorób, co bezpośrednio przekłada się na zwiększenie długości życia zwierzęcia, a któż z nas nie chciałby, aby jego pupil towarzyszył mu jak najdłużej?
W swojej książce Agnieszka Cholewiak-Góralczyk, technik weterynarii zajmująca się dietetycznym prowadzeniem psów i kotów opowiada, co skłoniło ją do porzucenia wspinaczki po drabince w korpo-świecie na rzecz rozwinięcia swojej pasji, jaką okazało się żywienie zwierząt. W każdym rozdziale Pani Agnieszka prowadzi opiekuna przez skomplikowany świat dietetyki z pewnością i przekonaniem, mocno trzymając go za rękę, przez co bez zawahania podążyłam za jej wskazówkami.
Książka 𝘕𝘪𝘦 𝘥𝘭𝘢 𝘱𝘴𝘢 (𝘪 𝘬𝘰𝘵𝘢) 𝘬𝘪𝘦ł𝘣𝘢𝘴𝘢 to skondensowana dawka wiedzy i jeśli ktoś, tak jak ja, nie ma podstaw, aby samodzielnie przekopać się przez materiały dostępne w sieci, a chciałby zacząć lepiej żywic swojego kota/psa, to w pierwszej kolejności powinien sięgnąć po tę pozycję. Pani Agnieszka oddała w ręce opiekunów narzędzie, które pozwala na zdobycie podstawowej wiedzy, wdrożenie zmian i wybranie modelu żywienia, który będzie korzystny i satysfakcjonujący zarówno dla zwierzęcia, jak i samego opiekuna.
Po tej lekturze czuję się podekscytowana - wiem, jak dokonywać lepszych wyborów żywieniowych dla mojego kota i nie mogę się doczekać, kiedy zaopiekuję się nim jeszcze bardziej, a to za pomocą właściwej diety 😻
Początkowo nie planowałam wstawiać recenzji tej książki, ale szybko przekonałam się, że jest to pozycja, którą powinien poznać każdy opiekun psa bądź kota.
O tym, że żywienie jest ważnym aspektem życia wpływającym na zdrowie człowieka wiemy już od dawna. Dlaczego więc w przypadku zwierząt miałoby być inaczej? Odpowiednia dieta, dopasowana do potrzeb danego gatunku stanowi...
2023-12-18
O tym, że chcę przeczytać Pieśń Pustyni, wiedziałam praktycznie od początku mojej przygody z bookstagramem. Stąd możecie wyobrazić sobie, jak bardzo ucieszyłam się, kiedy w ramach współpracy z Grzegorzem Wielgusem dostałam w ręce wymarzony egzemplarz recenzencki. Dla Pieśni Pustyni porzuciłam inną, czytaną wtedy książkę i będąc już po lekturze wiem, że nie jest to zdradza z rodzaju tych, których kiedykolwiek będę żałować.
Cudo – tym jednym słowem z powodzeniem mogłabym opisać to, co w swojej powieści autor zaserwował nam, czytelnikom. Na dzień dobry zostajemy rzuceni w środek akcji, co zmusza nas do podjęcia szybkiej decyzji – czy warto kibicować głównej bohaterce? Ten zabieg sprawił, że nie tylko zdecydowałam się trzymać kciuki za Pustynną, ale też od razu dałam się porwać wielowątkowej fabule. W Pieśni Pustyni mamy kilka perspektyw i są one jak te nitki prowadzące do jednego kłębka, a podążanie za nimi i obserwowanie, jak kolejne wątki coraz ciaśniej się ze sobą splatają, sprawia nieprzyzwoitą wręcz przyjemność. O ile przez kilka POV zawsze wybieram swoich ulubieńców – i tak było również tym razem – o tyle nie mogę napisać, że rozdziały pisane z perspektywy pozostałych bohaterów w czymkolwiek ustępowały tym z moimi pupilami w rolach głównych. Każda z postaci została skonstruowana w dokładny, przemyślany sposób i każda, bez wyjątku, miała intrygującą historię do opowiedzenia.
A to, jak wszystkie wydarzenia w książce zataczają coraz węższe koło, by nieuchronnie zbliżać się ku wspólnemu, kulminacyjnemu punktowi, który pozostaje ukryty przed wzrokiem czytelnika? Mistrzostwo. Osobiście bardzo lubię być w ten sposób wodzona za nos, kiedy z rozdziału na rozdział wiem coraz więcej, ale meritum sprawy wciąż mi umyka.
Uważam, że najmocniejszą stroną Pieśni Pustyni są bohaterowie. Niemniej nie mam niczego do zarzucenia konstrukcji fabuły. Autor buduje napięcie oraz nawarstwia wątki w sposób, który bardzo przypadł mi do gustu – powoli, konsekwentnie, z dbałością o istotne szczegóły. Widać, że Grzegorz Wielgus doskonale wie, dokąd to wszystko zmierza i nic nie jest tutaj dziełem przypadku, a ja gotowa jestem dać się pokroić za autorów, którzy są w pełni świadomi skonstruowanego przez siebie świata. Świata, który nie jest tylko tłem dla poczynań bohaterów, ale stanowi istotny element książki. Nie bez znaczenia dla biegu wydarzeń pozostaje również mistycyzm, stanowiący kolejny mocny punkt Pieśni.
Cóż więcej mogę napisać? Przepadłam. I niezmiernie cieszę się, że tak wychwalana Pieśń Pustyni w istocie na to zasługuje – chyba nikt z nas nie lubi rozczarować się po tym, jak za bardzo rozochocił się pochlebnymi recenzjami, prawda? Nawet jeśli z tego względu miałam pewne obawy związane z tą lekturą, te zostały rozwiane po kilku pierwszych stronach – pochłonęły je piaski Erkal.
Serdecznie polecam Wam Pieśń Pustyni i sama niecierpliwie oczekuję na kolejne tomy. To kawał naprawdę dobrej, polskiej fantastyki, którą warto docenić i z którą warto się zapoznać. Mogę Wam zagwarantować, że się nie zawiedziecie!
O tym, że chcę przeczytać Pieśń Pustyni, wiedziałam praktycznie od początku mojej przygody z bookstagramem. Stąd możecie wyobrazić sobie, jak bardzo ucieszyłam się, kiedy w ramach współpracy z Grzegorzem Wielgusem dostałam w ręce wymarzony egzemplarz recenzencki. Dla Pieśni Pustyni porzuciłam inną, czytaną wtedy książkę i będąc już po lekturze wiem, że nie jest to zdradza z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-08
2022-10-14
2023-12-13
Książkę przesłuchałam w audiobooku i myślę, że znacząco wpłynęło to na mój odbiór powieści – lektor, Wojciech Chorąży, jest fenomenalny! Głosem maluje obrazy tak wyraziste, że nie sposób nie ulec ich urokowi. Intonacja oraz modulacja głosu są na najwyższym poziomie, a tempo czytania właściwie dostosowane do danych fragmentów. Każda czytana przez Wojciecha Chorążego postać jest charakterystyczna i nacechowana wyróżniającymi ją niuansami; każde miejsce opisane tak, jakby lektor miał okazję osobiście je zwiedzić. Audiobook Agli to kawał niesamowicie dobrej, lektorskiej roboty.
Jednakże przeczytanie tej książki tak doskonale, jak zrobił to Chorąży, nie byłoby możliwe bez tytanicznej pracy autora, którą wykonał @radek_rak_ 🐛 Agla, tak po prostu, jest bardzo dobrą książką i uważam, że Radek Rak ma niesamowity warsztat pisarski. Z jego piórem polubiłam się od razu – autor bawi się słowem i należy przyznać, że zabawa ta wychodzi mu doskonale. Pod względem językowym nasi rodzimi autorzy mają ogromne pole do popisu i uwielbiam, kiedy jest to wykorzystywane. Radek Rak nie tylko czerpie garściami z dobroci języka polskiego, ale też posługuje się nim niczym najzdolniejszy wirtuoz. Dzięki temu Agla jest piękna. Przepiękna.
W Agli mamy możliwość zanurzenia się w alternatywnym świecie, który stanowi prawdziwy misz-masz inspiracji czerpanych ze znanej nam rzeczywistości, okraszony nutą baśniowości. Klimat rodem z carskiej Rosji podbity jest komunistycznym akcentem. Myślę, że każdy pasjonat historii będzie bawił się doskonale przy odkrywaniu kolejnych smaczków, niemniej zadowolone powinny być również osoby dobrze zaznajomione z innymi dziełami literackimi – mnie kupiło oczywiste nawiązanie do Wiedźmina. Wyczuwalny jest też mocny i wyrazisty steampunkowy vibe i o rany, nie spodziewałam się, że tak bardzo przypadnie mi on do gustu.
Bohaterowie zostali nakreśleni z pewnością i przekonaniem. Charakterni i wyraziści, ale nie pozbawieni słabości. Są realni i niesamowicie ludzcy, przez co z łatwością można zaakceptować kierujące nimi motywy oraz zgodzić się z ich wyborami.
Fabuła płynie wartko niczym górski strumień, wprowadzając czytelnika w zawiłości świata przedstawionego, w którym obok środowiska naukowego prężnie funkcjonują również czarodzieje. Nie bez znaczenia dla Agli pozostaje motyw przeobrażenia – a może raczej przepoczwarzenia. Przewija się przez całą książkę, często wybrzmiewając w momentach, które potrafią przyprawić o niespokojny dreszcz. Motyw ten, z początku symboliczny i nieoczywisty, z czasem staje się nadto dosłowny, a przez to niepokojący.
Agla mnie oczarowała i zachwyciła. Dla tej książki naprawdę warto rzucić wszystko inne, więc jeśli jeszcze jej nie znacie, postarajcie się czym prędzej to zmienić.
Książkę przesłuchałam w audiobooku i myślę, że znacząco wpłynęło to na mój odbiór powieści – lektor, Wojciech Chorąży, jest fenomenalny! Głosem maluje obrazy tak wyraziste, że nie sposób nie ulec ich urokowi. Intonacja oraz modulacja głosu są na najwyższym poziomie, a tempo czytania właściwie dostosowane do danych fragmentów. Każda czytana przez Wojciecha Chorążego postać...
więcej mniej Pokaż mimo to2006-01-01
2008-01-01
W tej części cyklu mamy okazję zapoznać się z przeszłością Rolanda. Kiedy tylko nadarzyła się okazja ku temu, by rewolwerowiec zaczął snuć swoją opowieść, aż zatarłam ręce! Tak, ten moment zdecydowanie był tym, na który czekałam przez trzy poprzednie części, podczas czytania których byłam karmiona jedynie szczątkowymi informacjami, przez co moja ciekawość rosła i stawała się coraz bardziej nienasycona. W „Czarnoksiężniku i krysztale” King postanowił udzielić swoim czytelnikom odpowiedzi na pytania, które mnożyły się od początku cyklu, dzięki czemu możemy poznać ledwo czternastoletniego Rolanda oraz jego przyjaciół, którzy przybywają do odległego od Gilead Mejis. Młodzi rewolwerowcy nie tylko muszą zmierzyć się z zadaniem, które wybiega daleko ponad to, co spodziewali się zastać w mieście, ale także z ka, które porwie ich niczym wicher.
Z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że ten tom „Mrocznej Wieży” jest najlepszym z przeczytanej dotychczas przeze mnie czwórki. Prawdopodobnie dlatego, że odkąd zaczęłam moją przygodę z tą serią, pałam do Rolanda szczególną sympatią, a w tej części wszystko kręci się wokół tego bohatera. Naprawdę spodobał mi się zabieg, który zastosował King – mógł podać wszystko na tacy już w pierwszym tomie, ale zdecydował się z tym zaczekać i myślę, że dzięki temu historia Rolanda tylko zyskała, mając szansę wybrzmieć tak, jak na to zasługuje. Po tym, jak dość dobrze mogliśmy poznać Deschaina, wreszcie możemy dowiedzieć się, co dokładnie go ukształtowało i sprawiło, że zdecydował się wstąpić na ścieżkę prowadzącą go ku Wieży, a także co musiał w tym celu poświęcić, dokonując wyborów będących – zdawałoby się – ponad siły czternastoletniego chłopca.
Ta część sprawiła, że Roland ujął mnie za serce jeszcze bardziej i będę mu kibicować niezależnie od tego, w jaki sposób będzie postępował. Najzwyczajniej w świecie się do niego przywiązałam i ma na to wpływ zarówno jego kreacja, jak i rozmiar całego cyklu – choćbym chciała, szybko się z Rolandem nie rozstanę, co uważam za zaletę takich właśnie „książkowych grubasków” czy wielotomowych serii.
W tej części cyklu mamy okazję zapoznać się z przeszłością Rolanda. Kiedy tylko nadarzyła się okazja ku temu, by rewolwerowiec zaczął snuć swoją opowieść, aż zatarłam ręce! Tak, ten moment zdecydowanie był tym, na który czekałam przez trzy poprzednie części, podczas czytania których byłam karmiona jedynie szczątkowymi informacjami, przez co moja ciekawość rosła i stawała...
więcej Pokaż mimo to