-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2023-01-02
2023-01-17
2023-01-15
2023-01-20
2022-12-09
Mona Chollet wychodzi od ideału miłości – przywołuje piękne historie, chciałaby o niej mówić jako o oazie, sanktuarium, sferze wolnej od wpływów. A jednak wystarczy gdzieś tam poskrobać, a ukazuje się nam brzydka twarz mitu. Pal licho, jeżeli są to nieporozumienia – gorzej, jeśli ten piękny mit ukrywa przemoc. Bo Mona Chollet umieszcza miłość, nasze o niej wyobrażenie w kontekście podległości i władzy, feudalnego stosunku kamuflującego terror i przemoc szczytnymi hasłami i wielowiekową socjalizacją. I choć niektóre z tez Mony Chollet z tej książki mogą się nam wydać kontrowersyjne czy szokujące, warto spojrzeć na nie, jak i na wszystkie mity związane z miłością z drugiej strony i z otwartą głową. Bo czy naprawdę kobieta nie jest sama w sobie istotą pełną i wystarczającą (piękne słowo, które ostatnio robi słuszną karierę), a musi szukać dopełnienia, tej mitycznej połówki jabłka? Co kryje się pod „romantycznymi” scenami z Indiany Jonesa, kiedy to bohater pogniewaną, mającą go serdecznie dość kobietę przyciąga biczem i łamie jej opór pocałunkiem – miłość czy może wdrukowywanie w nas, że miłością i romantycznością jest kultura gwałtu, co ostatecznie prowadzi różnych dzbanów do wniosku, że każda kobieta chce być trochę zgwałcona?
Więcej: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/12/06/wymyslic-milosc-na-nowo-mona-chollet/
Mona Chollet wychodzi od ideału miłości – przywołuje piękne historie, chciałaby o niej mówić jako o oazie, sanktuarium, sferze wolnej od wpływów. A jednak wystarczy gdzieś tam poskrobać, a ukazuje się nam brzydka twarz mitu. Pal licho, jeżeli są to nieporozumienia – gorzej, jeśli ten piękny mit ukrywa przemoc. Bo Mona Chollet umieszcza miłość, nasze o niej wyobrażenie w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Duet profesorsko-dziennikarski Chwalba-Harpula znam z ich książek dotyczących momentów zwrotnych naszej historii. Jednak „Pan i cham” to nie rozmowa, a raczej coś w rodzaju almanachu, vademecum, może mini-encyklopedii dotyczącej tematyki „chłopskiej”, stanowiącej pewnego rodzaju odtrutkę na całe warstwy przekłamań, mitów czy uprzedzeń dotyczących stanu chłopskiego czy może, zgodnie ze współczesnym nazewnictwem, chłopską klasą. Chociaż, nawiasem mówiąc, autorzy wskazują, że traktowanie tej klasy jako jednolitego środowiska jest kolejnym mitem, bo chłopi byli zróżnicowani i ze względu na stan posiadania, obowiązujące ich prawodawstwo czy wreszcie zwykłą geografię. Bo tak się składa, że przez ten kawał czasu, kiedy polskie ziemie należały do trzech różnych państw, spowodował ogromne różnice i dla stanu chłopskiego. A najważniejszym chyba mitem, z którym dyskutują Chwalba i Harpula, jest chłopski patriotyzm.
Więcej: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/12/15/cham-i-pan-andrzej-chwalba-wojciech-harpula/
Duet profesorsko-dziennikarski Chwalba-Harpula znam z ich książek dotyczących momentów zwrotnych naszej historii. Jednak „Pan i cham” to nie rozmowa, a raczej coś w rodzaju almanachu, vademecum, może mini-encyklopedii dotyczącej tematyki „chłopskiej”, stanowiącej pewnego rodzaju odtrutkę na całe warstwy przekłamań, mitów czy uprzedzeń dotyczących stanu chłopskiego czy może,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-28
Piękna historia o przemianie i uwalnianiu się, odnajdywaniu własnych skrzydeł, porzucaniu tego, co nam ciąży, przeszkadza, przygniata. O znajdowaniu własnej drogi, która u Bator nigdy nie jest drogą zwykłą, zawsze niesie jakiś element niesamowitości. Od drobnego aż po przekroczenie granic magicznego świata, bo czy nie jest tym przekroczeniem rozmowa (w bardzo poprawnej angielszczyźnie) z żółwiem, który sublimuje smutek? Albo błoniaste, nietoperzowe skrzydła wyrosłe kobiecie, której ludzie nigdy nie rozumieli, w przeciwieństwie do zwierząt?
„Ucieczka niedźwiedzicy” to na pierwszy rzut oka historie, mniej lub bardziej magiczne kolejnych ludzi, którzy…są nie na miejscu. Czują się przegrani, zawiedzeni, ich życie się skończyło. Po kilku historiach odkrywamy jednak nitki, które ciągną się między nimi, losy, które się uzupełniają, nawet jeżeli bohaterowie pochodzą z innych miast czy innych warstw społecznych. Bo co niby może łączyć znaną pisarkę i osobę o niezdefiniowanej płci prowadzącą nielegalny przewóz osób gdzieś na prowincji? Gdzie Tokyo (oczywiście u Bator nie mogło zabraknąć japońskich elementów) a gdzie Wałbrzych? Gdzie grecka skalista wyspa a gdzie zrujnowany wałbrzyski hotel Sudety, chociaż oba te miejsca są raczej punktami „pomiędzy”, poza czasem i poza przestrzenią, służąc wykluwaniu się nowego i porzucaniu starej skorupki.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/10/23/ucieczka-niedzwiedzicy-joanna-bator/
Piękna historia o przemianie i uwalnianiu się, odnajdywaniu własnych skrzydeł, porzucaniu tego, co nam ciąży, przeszkadza, przygniata. O znajdowaniu własnej drogi, która u Bator nigdy nie jest drogą zwykłą, zawsze niesie jakiś element niesamowitości. Od drobnego aż po przekroczenie granic magicznego świata, bo czy nie jest tym przekroczeniem rozmowa (w bardzo poprawnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-30
„Czasem czuję mocniej” jest nie tylko o depresji, bo Agnieszka Jucewicz pokazuje nam rozmaite choroby psyche – PTSD, które kojarzymy z żołnierzami czy policjantami, ale może wystąpić także u matki, przez kilka lat ciężko walczącej o prawo opieki do własnego dziecka. Anoreksja. Nerwica natręctw. Zaburzenie hipochondryczne, nerwica lękowa. Schizofrenia. Uzależnienia od alkoholu i narkotyków, zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Bohaterami są najczęściej osoby jakoś funkcjonujące w przestrzeni publicznej, znane, rozpoznawalne, które publicznie opowiedziały o swoich chorobach. I to okazuje się bardzo ważne, bo pokazuje, że choroba nie omija nikogo. Że to właśnie – choroba. Nie wymysł, nie fanaberia, że może być straszna, ale że można z nią walczyć, można się leczyć, można z tym żyć, chociaż do tego funkcjonowania z chorobą, tego oswojenia jej dochodzi często powoli i w bólach. Przez wewnętrzny opór przed przyjęciem prawdy, przez wszechobecną w Polsce stygmatyzację zaburzeń psychicznych, tę łatkę „wariata” czy „wariatki” przylepiającą się do kogoś, kto tylko wspomni, że chodzi na terapię. Przez to bagatelizowanie, bo „depresja to nie prawdziwa choroba, idź pobiegaj, spotkaj się z przyjaciółmi, od razu zrobi ci się weselej”. Jakbyśmy nie pamiętali, że depresja może się ukrywać za uśmiechniętą twarzą Robiego Williamsa.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/10/30/czasem-czuje-mocniej-agnieszka-jucewicz/
„Czasem czuję mocniej” jest nie tylko o depresji, bo Agnieszka Jucewicz pokazuje nam rozmaite choroby psyche – PTSD, które kojarzymy z żołnierzami czy policjantami, ale może wystąpić także u matki, przez kilka lat ciężko walczącej o prawo opieki do własnego dziecka. Anoreksja. Nerwica natręctw. Zaburzenie hipochondryczne, nerwica lękowa. Schizofrenia. Uzależnienia od...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-01
Trochę powieść przygodowo-sensacyjna, trochę romans historyczny, a przede wszystkim super lekcja historii Pomorza – a dokładniej opowieść o Pomorzankach, o których nie mamy bladego pojęcia, a jak sobie poczytamy w posłowiu, było ich trochę i dlatego też wielkie dzięki dla Leszka Hermana za pokazanie herstorii w tak atrakcyjnej formie.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/11/01/szachownica-leszek-herman/
Trochę powieść przygodowo-sensacyjna, trochę romans historyczny, a przede wszystkim super lekcja historii Pomorza – a dokładniej opowieść o Pomorzankach, o których nie mamy bladego pojęcia, a jak sobie poczytamy w posłowiu, było ich trochę i dlatego też wielkie dzięki dla Leszka Hermana za pokazanie herstorii w tak atrakcyjnej formie.
Więcej na:...
Konrad Widuch – Ślązak, bardziej Niemiec, choć trochę Polak, ale też idealista-komunista, w czasie stalinowskich czystek potraktowany tak, jak „stara gwardia” była traktowana, czyli więzieniem, torturami i łagrem w miejscu, którego nazwy nie chce wypowiadać het, na krańcu świata, w rejonach Kołymy, Jakucji, Koriacji. Poznajemy go, kiedy siedzi na pokładzie jachtu „Invincible” gdzieś na krańcach Arktyki, czekając, aż puszczą lody i pisząc pamiętnik o swoim życiu, łagrze, ucieczce i mieszkaniu wśród dziwnego plemienia w dziwnym miejscu zwanym „Chołod”. Ten pamiętnik, który trafia do Szczepana Twardocha płynącego jachtem pewnej Norweżki po tym, jak zakończył swoją wędrówkę po Spitsbergenie…
Główna część „Chołodu” to pisarski majstersztyk. Kompletnie alinearny, pozornie chaotyczny, z powracającym jak refren pytaniem i wspomnieniami, z dygresjami, w których sam Widuch próbuje się dyscyplinować. To pomieszanie języków, czasów, wątków, momentami to wspomnienia a momentami – list do urojonej czytelniczki. Jednak to nie linearna opowieść (której nie ma) jest najważniejsza, a pytania i wrażenia. Pytanie, które zadaje sobie Konrad Widuch, czyli „Czy ja jeszcze czełowiek?”
„Chołod” to dla mnie opowieść o niszczącej mocy cywilizacji, przed którą nie ma ucieczki. Książkowy Widuch tę zgubną cywilizację utożsamia z Rosją, jednak ta Rosja to symbol wszechświatowej polityki kolonizatorskiej, niszczącej to, co zastane, tradycje, religie, wiedzę i wiarę na rzecz wprowadzonej unifikacji, wyzysku i zbrodni.
Oczywiście pojawiają się tutaj – poza uniwersalnymi spostrzeżeniami natury historycznej czy politycznej pytania innej natury – czy mielące żarna historii są w stanie nas pozbawić człowieczeństwa czy może ciężkie warunki usprawiedliwiają ekstremalne postępowania?
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/11/06/cholod-szczepan-twardoch/
Konrad Widuch – Ślązak, bardziej Niemiec, choć trochę Polak, ale też idealista-komunista, w czasie stalinowskich czystek potraktowany tak, jak „stara gwardia” była traktowana, czyli więzieniem, torturami i łagrem w miejscu, którego nazwy nie chce wypowiadać het, na krańcu świata, w rejonach Kołymy, Jakucji, Koriacji. Poznajemy go, kiedy siedzi na pokładzie jachtu...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-13
2022-09-08
2022-09-10
2022-08-28
2022-08-31
2022-09-03
Reporterka zagląda do zakamarków sieci, w te „krańce internetów”, gdzie znajdziemy nie tylko pornografię i przemoc, ale przede wszystkim dużo samotności, bezradności i smutku. Choć zapewne nie wszyscy bohaterowie książki uważają, że w ich życiu są jakieś deficyty. Bo taki Antek, 18-latek, od którego historii zaczyna się „F*ck, fame&game” wcale nie uważa, że jest samotny – w końcu ma komórkę i komputer, a z ludźmi i relacjami były same problemy. To, co się przewija w książce, to kłopoty w relacjach rodzinnych, zwłaszcza w tych z ojcami, nieobecnymi fizycznie (bohaterowie to często przedstawiciele boomu emigracyjnego, w którym Polacy masowo ruszyli na saksy) i/lub emocjonalnie; zagubienie w relacjach z kobietami, bo te nie wyglądają jak to, co widuje się w filmach porno. Kłopoty z wolnością wyboru – za dużą, jak się okazuje, bo dla dwudziestoparolatków bardziej niż wolność liczą się jasne reguły. Pewnie dlatego tak dobrze odnajdują się w formacjach typu Konfederacja czy grupach religijnych.
Więcej na https://niesamapraca.wordpress.com/
Reporterka zagląda do zakamarków sieci, w te „krańce internetów”, gdzie znajdziemy nie tylko pornografię i przemoc, ale przede wszystkim dużo samotności, bezradności i smutku. Choć zapewne nie wszyscy bohaterowie książki uważają, że w ich życiu są jakieś deficyty. Bo taki Antek, 18-latek, od którego historii zaczyna się „F*ck, fame&game” wcale nie uważa, że jest samotny – w...
więcej Pokaż mimo to