Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Reporterka zagląda do zakamarków sieci, w te „krańce internetów”, gdzie znajdziemy nie tylko pornografię i przemoc, ale przede wszystkim dużo samotności, bezradności i smutku. Choć zapewne nie wszyscy bohaterowie książki uważają, że w ich życiu są jakieś deficyty. Bo taki Antek, 18-latek, od którego historii zaczyna się „F*ck, fame&game” wcale nie uważa, że jest samotny – w końcu ma komórkę i komputer, a z ludźmi i relacjami były same problemy. To, co się przewija w książce, to kłopoty w relacjach rodzinnych, zwłaszcza w tych z ojcami, nieobecnymi fizycznie (bohaterowie to często przedstawiciele boomu emigracyjnego, w którym Polacy masowo ruszyli na saksy) i/lub emocjonalnie; zagubienie w relacjach z kobietami, bo te nie wyglądają jak to, co widuje się w filmach porno. Kłopoty z wolnością wyboru – za dużą, jak się okazuje, bo dla dwudziestoparolatków bardziej niż wolność liczą się jasne reguły. Pewnie dlatego tak dobrze odnajdują się w formacjach typu Konfederacja czy grupach religijnych.
Więcej na https://niesamapraca.wordpress.com/

Reporterka zagląda do zakamarków sieci, w te „krańce internetów”, gdzie znajdziemy nie tylko pornografię i przemoc, ale przede wszystkim dużo samotności, bezradności i smutku. Choć zapewne nie wszyscy bohaterowie książki uważają, że w ich życiu są jakieś deficyty. Bo taki Antek, 18-latek, od którego historii zaczyna się „F*ck, fame&game” wcale nie uważa, że jest samotny – w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mona Chollet wychodzi od ideału miłości – przywołuje piękne historie, chciałaby o niej mówić jako o oazie, sanktuarium, sferze wolnej od wpływów. A jednak wystarczy gdzieś tam poskrobać, a ukazuje się nam brzydka twarz mitu. Pal licho, jeżeli są to nieporozumienia – gorzej, jeśli ten piękny mit ukrywa przemoc. Bo Mona Chollet umieszcza miłość, nasze o niej wyobrażenie w kontekście podległości i władzy, feudalnego stosunku kamuflującego terror i przemoc szczytnymi hasłami i wielowiekową socjalizacją. I choć niektóre z tez Mony Chollet z tej książki mogą się nam wydać kontrowersyjne czy szokujące, warto spojrzeć na nie, jak i na wszystkie mity związane z miłością z drugiej strony i z otwartą głową. Bo czy naprawdę kobieta nie jest sama w sobie istotą pełną i wystarczającą (piękne słowo, które ostatnio robi słuszną karierę), a musi szukać dopełnienia, tej mitycznej połówki jabłka? Co kryje się pod „romantycznymi” scenami z Indiany Jonesa, kiedy to bohater pogniewaną, mającą go serdecznie dość kobietę przyciąga biczem i łamie jej opór pocałunkiem – miłość czy może wdrukowywanie w nas, że miłością i romantycznością jest kultura gwałtu, co ostatecznie prowadzi różnych dzbanów do wniosku, że każda kobieta chce być trochę zgwałcona?
Więcej: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/12/06/wymyslic-milosc-na-nowo-mona-chollet/

Mona Chollet wychodzi od ideału miłości – przywołuje piękne historie, chciałaby o niej mówić jako o oazie, sanktuarium, sferze wolnej od wpływów. A jednak wystarczy gdzieś tam poskrobać, a ukazuje się nam brzydka twarz mitu. Pal licho, jeżeli są to nieporozumienia – gorzej, jeśli ten piękny mit ukrywa przemoc. Bo Mona Chollet umieszcza miłość, nasze o niej wyobrażenie w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Cham i Pan. A nam, prostym, zewsząd nędza? Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula
Ocena 7,4
Cham i Pan. A ... Andrzej Chwalba, Wo...

Na półkach:

Duet profesorsko-dziennikarski Chwalba-Harpula znam z ich książek dotyczących momentów zwrotnych naszej historii. Jednak „Pan i cham” to nie rozmowa, a raczej coś w rodzaju almanachu, vademecum, może mini-encyklopedii dotyczącej tematyki „chłopskiej”, stanowiącej pewnego rodzaju odtrutkę na całe warstwy przekłamań, mitów czy uprzedzeń dotyczących stanu chłopskiego czy może, zgodnie ze współczesnym nazewnictwem, chłopską klasą. Chociaż, nawiasem mówiąc, autorzy wskazują, że traktowanie tej klasy jako jednolitego środowiska jest kolejnym mitem, bo chłopi byli zróżnicowani i ze względu na stan posiadania, obowiązujące ich prawodawstwo czy wreszcie zwykłą geografię. Bo tak się składa, że przez ten kawał czasu, kiedy polskie ziemie należały do trzech różnych państw, spowodował ogromne różnice i dla stanu chłopskiego. A najważniejszym chyba mitem, z którym dyskutują Chwalba i Harpula, jest chłopski patriotyzm.
Więcej: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/12/15/cham-i-pan-andrzej-chwalba-wojciech-harpula/

Duet profesorsko-dziennikarski Chwalba-Harpula znam z ich książek dotyczących momentów zwrotnych naszej historii. Jednak „Pan i cham” to nie rozmowa, a raczej coś w rodzaju almanachu, vademecum, może mini-encyklopedii dotyczącej tematyki „chłopskiej”, stanowiącej pewnego rodzaju odtrutkę na całe warstwy przekłamań, mitów czy uprzedzeń dotyczących stanu chłopskiego czy może,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna historia o przemianie i uwalnianiu się, odnajdywaniu własnych skrzydeł, porzucaniu tego, co nam ciąży, przeszkadza, przygniata. O znajdowaniu własnej drogi, która u Bator nigdy nie jest drogą zwykłą, zawsze niesie jakiś element niesamowitości. Od drobnego aż po przekroczenie granic magicznego świata, bo czy nie jest tym przekroczeniem rozmowa (w bardzo poprawnej angielszczyźnie) z żółwiem, który sublimuje smutek? Albo błoniaste, nietoperzowe skrzydła wyrosłe kobiecie, której ludzie nigdy nie rozumieli, w przeciwieństwie do zwierząt?

„Ucieczka niedźwiedzicy” to na pierwszy rzut oka historie, mniej lub bardziej magiczne kolejnych ludzi, którzy…są nie na miejscu. Czują się przegrani, zawiedzeni, ich życie się skończyło. Po kilku historiach odkrywamy jednak nitki, które ciągną się między nimi, losy, które się uzupełniają, nawet jeżeli bohaterowie pochodzą z innych miast czy innych warstw społecznych. Bo co niby może łączyć znaną pisarkę i osobę o niezdefiniowanej płci prowadzącą nielegalny przewóz osób gdzieś na prowincji? Gdzie Tokyo (oczywiście u Bator nie mogło zabraknąć japońskich elementów) a gdzie Wałbrzych? Gdzie grecka skalista wyspa a gdzie zrujnowany wałbrzyski hotel Sudety, chociaż oba te miejsca są raczej punktami „pomiędzy”, poza czasem i poza przestrzenią, służąc wykluwaniu się nowego i porzucaniu starej skorupki.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/10/23/ucieczka-niedzwiedzicy-joanna-bator/

Piękna historia o przemianie i uwalnianiu się, odnajdywaniu własnych skrzydeł, porzucaniu tego, co nam ciąży, przeszkadza, przygniata. O znajdowaniu własnej drogi, która u Bator nigdy nie jest drogą zwykłą, zawsze niesie jakiś element niesamowitości. Od drobnego aż po przekroczenie granic magicznego świata, bo czy nie jest tym przekroczeniem rozmowa (w bardzo poprawnej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czasem czuję mocniej” jest nie tylko o depresji, bo Agnieszka Jucewicz pokazuje nam rozmaite choroby psyche – PTSD, które kojarzymy z żołnierzami czy policjantami, ale może wystąpić także u matki, przez kilka lat ciężko walczącej o prawo opieki do własnego dziecka. Anoreksja. Nerwica natręctw. Zaburzenie hipochondryczne, nerwica lękowa. Schizofrenia. Uzależnienia od alkoholu i narkotyków, zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Bohaterami są najczęściej osoby jakoś funkcjonujące w przestrzeni publicznej, znane, rozpoznawalne, które publicznie opowiedziały o swoich chorobach. I to okazuje się bardzo ważne, bo pokazuje, że choroba nie omija nikogo. Że to właśnie – choroba. Nie wymysł, nie fanaberia, że może być straszna, ale że można z nią walczyć, można się leczyć, można z tym żyć, chociaż do tego funkcjonowania z chorobą, tego oswojenia jej dochodzi często powoli i w bólach. Przez wewnętrzny opór przed przyjęciem prawdy, przez wszechobecną w Polsce stygmatyzację zaburzeń psychicznych, tę łatkę „wariata” czy „wariatki” przylepiającą się do kogoś, kto tylko wspomni, że chodzi na terapię. Przez to bagatelizowanie, bo „depresja to nie prawdziwa choroba, idź pobiegaj, spotkaj się z przyjaciółmi, od razu zrobi ci się weselej”. Jakbyśmy nie pamiętali, że depresja może się ukrywać za uśmiechniętą twarzą Robiego Williamsa.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/10/30/czasem-czuje-mocniej-agnieszka-jucewicz/

„Czasem czuję mocniej” jest nie tylko o depresji, bo Agnieszka Jucewicz pokazuje nam rozmaite choroby psyche – PTSD, które kojarzymy z żołnierzami czy policjantami, ale może wystąpić także u matki, przez kilka lat ciężko walczącej o prawo opieki do własnego dziecka. Anoreksja. Nerwica natręctw. Zaburzenie hipochondryczne, nerwica lękowa. Schizofrenia. Uzależnienia od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę powieść przygodowo-sensacyjna, trochę romans historyczny, a przede wszystkim super lekcja historii Pomorza – a dokładniej opowieść o Pomorzankach, o których nie mamy bladego pojęcia, a jak sobie poczytamy w posłowiu, było ich trochę i dlatego też wielkie dzięki dla Leszka Hermana za pokazanie herstorii w tak atrakcyjnej formie.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/11/01/szachownica-leszek-herman/

Trochę powieść przygodowo-sensacyjna, trochę romans historyczny, a przede wszystkim super lekcja historii Pomorza – a dokładniej opowieść o Pomorzankach, o których nie mamy bladego pojęcia, a jak sobie poczytamy w posłowiu, było ich trochę i dlatego też wielkie dzięki dla Leszka Hermana za pokazanie herstorii w tak atrakcyjnej formie.
Więcej na:...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Konrad Widuch – Ślązak, bardziej Niemiec, choć trochę Polak, ale też idealista-komunista, w czasie stalinowskich czystek potraktowany tak, jak „stara gwardia” była traktowana, czyli więzieniem, torturami i łagrem w miejscu, którego nazwy nie chce wypowiadać het, na krańcu świata, w rejonach Kołymy, Jakucji, Koriacji. Poznajemy go, kiedy siedzi na pokładzie jachtu „Invincible” gdzieś na krańcach Arktyki, czekając, aż puszczą lody i pisząc pamiętnik o swoim życiu, łagrze, ucieczce i mieszkaniu wśród dziwnego plemienia w dziwnym miejscu zwanym „Chołod”. Ten pamiętnik, który trafia do Szczepana Twardocha płynącego jachtem pewnej Norweżki po tym, jak zakończył swoją wędrówkę po Spitsbergenie…
Główna część „Chołodu” to pisarski majstersztyk. Kompletnie alinearny, pozornie chaotyczny, z powracającym jak refren pytaniem i wspomnieniami, z dygresjami, w których sam Widuch próbuje się dyscyplinować. To pomieszanie języków, czasów, wątków, momentami to wspomnienia a momentami – list do urojonej czytelniczki. Jednak to nie linearna opowieść (której nie ma) jest najważniejsza, a pytania i wrażenia. Pytanie, które zadaje sobie Konrad Widuch, czyli „Czy ja jeszcze czełowiek?”
„Chołod” to dla mnie opowieść o niszczącej mocy cywilizacji, przed którą nie ma ucieczki. Książkowy Widuch tę zgubną cywilizację utożsamia z Rosją, jednak ta Rosja to symbol wszechświatowej polityki kolonizatorskiej, niszczącej to, co zastane, tradycje, religie, wiedzę i wiarę na rzecz wprowadzonej unifikacji, wyzysku i zbrodni.
Oczywiście pojawiają się tutaj – poza uniwersalnymi spostrzeżeniami natury historycznej czy politycznej pytania innej natury – czy mielące żarna historii są w stanie nas pozbawić człowieczeństwa czy może ciężkie warunki usprawiedliwiają ekstremalne postępowania?
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/11/06/cholod-szczepan-twardoch/

Konrad Widuch – Ślązak, bardziej Niemiec, choć trochę Polak, ale też idealista-komunista, w czasie stalinowskich czystek potraktowany tak, jak „stara gwardia” była traktowana, czyli więzieniem, torturami i łagrem w miejscu, którego nazwy nie chce wypowiadać het, na krańcu świata, w rejonach Kołymy, Jakucji, Koriacji. Poznajemy go, kiedy siedzi na pokładzie jachtu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Sylwia Chutnik potrafi nieprawdopodobnie opisywać różne rodzaje kobiecości - tym razem konfrontuje je z mitycznym wzorem tego, jaka "powinna" być kobieta. Najlepsza gospodyni, najlepsza matka, najlepsza kochanka, powinna być jak dama...przypomina mi się wiersz "Be a lady". Bohaterki, babcia i wnuczka stają okoniem wobec wzorca. Jedna nie wstydzi się cieszyć seksem i mówić o orgazmach, a nawet zarabiać własne, duże pieniądze - druga walczy o to, żeby jej obraz siebie, jaki ma w głowie, zaczął być zbieżnym z tym, co na zewnątrz.
To pierwsza chyba książka w Polsce, której bohaterką jest transkobieta, a Sylwia Chutnik pisze o niej z ciepłem i zrozumieniem, starając się wejść w jej buty, pokazując przy okazji kawał obrzydliwego polskiego światka, który musi nakleić etykietkę i nienawidzi wszystkiego, co wymyka się z ramek. Ten obrzydliwy światek to codzienność osób ze społeczności LGBT, które mierzą się z niechęcią rodziny, wrogością w szkole, upokarzającymi czynnościami sądowymi i administracyjnymi.
Świetna rzecz.

Sylwia Chutnik potrafi nieprawdopodobnie opisywać różne rodzaje kobiecości - tym razem konfrontuje je z mitycznym wzorem tego, jaka "powinna" być kobieta. Najlepsza gospodyni, najlepsza matka, najlepsza kochanka, powinna być jak dama...przypomina mi się wiersz "Be a lady". Bohaterki, babcia i wnuczka stają okoniem wobec wzorca. Jedna nie wstydzi się cieszyć seksem i mówić o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku podkreślam, że kocham Witkowskiego miłością namiętną i czystą. Szanuję też jego odwagę za złapanie się za prozę gatunkową, której ewidentnie Witkowski nie czuje i która mu nie leży – czemu dał wyraz w czymś w rodzaju posłowia. Jest to czelendż, żeby pisać coś, co tak wyraźnie nie jest zakotwiczone w życiorysie autora, do czego Witkowski się przyzwyczaił . Wykonał do tego solidny research, stara się trzymać wymogów gatunkowych, bo „Tango” to kryminał retro, a że książka jako kryminał się nie klei (przynajmniej mnie) no to takie ryzyko.
Należałoby się tutaj zastanowić, co jest głównym celem kryminału retro – zbrodnia i kara czy też smaczki z epoki? Bo o ile to pierwsze w „Tangu” szwankuje, to to drugie jest cacy, a zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię pomijaną w kryminałach retro, czyli tych, no wiecie, dewiacji. Oczywiście, że Witkowski musi w akcję włożyć homoseksualistów, męskie dziwki, mężczyzn, którzy się przebierają za kobiety, lesbijki, kobiety, które się przebierają za mężczyzn, a to wszystko okrasić smaczkami sado-maso i rozmaitymi innymi. I tu dochodzimy do tego, co w „Tangu” jest czystą przyjemnością, czyli opisów. Opisów miejsc, osób, lokali, potrzeb, kabaretów, występów, sensów hipnozy itd.

Jednym słowem, podsumowując – kryminał kiepski, na delektowanie się słowem ideolo.

Na początku podkreślam, że kocham Witkowskiego miłością namiętną i czystą. Szanuję też jego odwagę za złapanie się za prozę gatunkową, której ewidentnie Witkowski nie czuje i która mu nie leży – czemu dał wyraz w czymś w rodzaju posłowia. Jest to czelendż, żeby pisać coś, co tak wyraźnie nie jest zakotwiczone w życiorysie autora, do czego Witkowski się przyzwyczaił ....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ciałaczki” to dokument odzyskiwania przez nas ciał, trudnego oswajania się z nimi, bez pogardy, bez wstydu, z ciekawością i wdzięcznością. Poznawania i pozbywania się gorsetów, szukania własnej drogi, z której żadna nie jest oceniana jako gorsza. To książka – krąg, w którym każdy głos ma swój czas i zostaje wysłuchany, bez oceniania i etykietek. Zresztą – o idei kobiecych kręgów też tutaj przeczytacie, bo nie ma odszukiwania własnej cielesności bez akceptacji innych kobiet, bez siostrzeństwa, wsparcia i zrozumienia.

Podziwiam bardzo Karolinę Sulej za pełny uważności na wiele ścieżek dobór bohaterek – a każda z nich pokazuje to, jak dochodziła do swojej cielesności, do swojej seksualności, do siebie. Autorka nie ocenia, z otwartym umysłem stara się uczestniczyć w tym, co oferują kolejne przewodniczki – seksedukatorki, osoby o płynnej seksualności, prowokatorki, artystki, aktywistki, joginki, doule – imię ich legion. Nie ma jednej drogi, pamiętacie? To ścieżki pełne wyboi i kamieni, bo bywa, że bohaterki w swojej drodze oswajają własne traumy i ciężkie momenty.

Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/

„Ciałaczki” to dokument odzyskiwania przez nas ciał, trudnego oswajania się z nimi, bez pogardy, bez wstydu, z ciekawością i wdzięcznością. Poznawania i pozbywania się gorsetów, szukania własnej drogi, z której żadna nie jest oceniana jako gorsza. To książka – krąg, w którym każdy głos ma swój czas i zostaje wysłuchany, bez oceniania i etykietek. Zresztą – o idei kobiecych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie po raz pierwszy czytam teksty feministycznych autorek z myślą, czającą się w tyle głowy – damn, znam to. Przy „Złej feministce” to uczucie mi towarzyszyło prawie cały czas – no, pomijając eseje o grze w scrabble, bo to doświadczenie jest mi obce - czułam, że jestem w tych tekstach. Też nieustannie borykam się z definicjami – co to znaczy „być feministką”? „Być kobietą”?

Co mnie ujmuje u Gay? To, że jej eseje pozbawione są tej absolutnej pewności siebie, którą ma chociażby Angela Davis. Gay przyznaje się do swoich słabości, niedoskonałości, niepewności, wahania, a jednocześnie wypowiada się precyzyjnie i ostro, komentując kulturowe i społeczne zjawiska ( esej o „50 twarzach Greya” to mistrzostwo). Przygląda się muzyce, literaturze, filmom, życiu naukowemu i temu na ulicy ze swojego, mocno osobistego czasem punktu widzenia czarnej kobiety, która nie jest szczupła i zdecydowanie wyrasta ponad stereotypy.

Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/

Nie po raz pierwszy czytam teksty feministycznych autorek z myślą, czającą się w tyle głowy – damn, znam to. Przy „Złej feministce” to uczucie mi towarzyszyło prawie cały czas – no, pomijając eseje o grze w scrabble, bo to doświadczenie jest mi obce - czułam, że jestem w tych tekstach. Też nieustannie borykam się z definicjami – co to znaczy „być feministką”? „Być...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Strasznie to wszystko mętne, przegadane, przeintelektualizowane, z mnóstwem mylnych tropów, męczące.

Strasznie to wszystko mętne, przegadane, przeintelektualizowane, z mnóstwem mylnych tropów, męczące.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawało mi się, że „Rytm Harlemu” będzie powieścią lżejszą niż „Kolej podziemna”, a na pewno niż „Miedziaki”, bo wiecie, kryminał, trochę mi pachnie tymi uromantycznionymi filmami z mafią, Alem Capone i Ojcem Chrzestnym, tylko na Harlemie. Wiecie, muzyka, eleganckie drinki, kapelusze. A tu niespodzianka, bo choć Whitehead stara się utrzymać łotrzykowski charakter powieści, na backstage’u jest bardzo ponuro i dramatyczna, przesycona rasizmem rzeczywistość przedziera się do świata Raya Carneya, uczciwego, wydawałoby się trochę fajtłapowatego sprzedawcy używanych mebli. A jednak Carney nie jest wcale taki uczciwy ani wcale taki fajtłpowaty. Zresztą nie może być ani jednym, ani drugim, będąc synem jednego z gangsterów Harlemu i żyjąc w czasach, kiedy Murzyn (używam celowo, zgodnie z zapisami książki) musi odrobinę naginać prawo, żeby wspiąć się szczebelek wyżej na drabinie społecznej.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/06/17/rytm-harlemu/

Wydawało mi się, że „Rytm Harlemu” będzie powieścią lżejszą niż „Kolej podziemna”, a na pewno niż „Miedziaki”, bo wiecie, kryminał, trochę mi pachnie tymi uromantycznionymi filmami z mafią, Alem Capone i Ojcem Chrzestnym, tylko na Harlemie. Wiecie, muzyka, eleganckie drinki, kapelusze. A tu niespodzianka, bo choć Whitehead stara się utrzymać łotrzykowski charakter powieści,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat mężczyzn bez kobiet. Mężczyzn, którzy w swoich wywodach umieszczają kobietę gdzieś między zwierzęciem a dzieckiem, tak bardzo nie rozumiejąc jej inności, że odmawiają tej inności wszelkich wartości i praw. Wszystko, co złe w tych mizoginistycznych wywodach kumuluje się w kobiecie, będącej na przeciwnym krańcu tego, czym – czy raczej kim jest – mężczyzna. W swoim zaślepieniu własną doskonałością interlokutorzy nie widzą własnych ułomności i skaz, nie są w stanie też dojrzeć własnej małości i tego, jak bardzo są bez tej kobiecości niepełni. A jednocześnie ich kogucie tokowanie pokazuje, jak bardzo bez kobiecego pierwiastka rozmówcy są niepełni. A ich pycha i pogarda jest wyrazem niewiedzy i strachu. Nawiasem mówiąc, jeśli zerknie się na ostatnie strony, Olga Tokarczuk wskazuje na autorów tych peror i są to tzw. wielcy świata filozofii czy literatury, od św. Augustyna począwszy, przez Josepha Conrada, Lawrence’a. Fieldinga, Swifta, Yeatsa po Haggarda, Burroughsa czy Kerouaca. Tak zestawione ze sobą, w masie, te opinie są odrażające i solidnie walą nas w twarz – że kogo my niby uznajemy za autorytety? Ale – pardon za dygresję – ta ogłuszająca mizoginia, poza pokazaniem, jak bardzo nasza kultura nienawidzi kobiet, wydaje się czytelniczce/czytelnikowi coraz bardziej czymś żałosnym. Wbrew pozorom kobiety, które pojawiają się w książce w formie wspomnień, ulotnych obrazów, zapachu perfum, widoku kapelusza, dwóch staruszek siedzących na ławce – są tutaj boleśnie brakującym ogniwem. Jeśli już się pojawiają, to milczą, uśmiechają się tajemniczo i to wcale nie bezpodstawnie, bo ta negowana, pogardzana i sprowadzana do czegoś małego kobiecość coraz bardziej przypomina oczy tygrysa przeświecającego przez liście. Czegoś tajemniczego, groźnego, nieubłaganego, co prędzej czy później sięgnie po swoje. I tak, żeby nie spojlować jednak za bardzo, powiem tylko, przypomniało mi się podczas lektury zdanie z jakiegoś protestu w obronie praw kobiet – „cieszcie się, że chcemy tylko równości, nie zemsty”. A akurat niewidoczne mieszkanki Görbersdorfu mają za co się mścić – od tych niesłusznie torturowanych i mordowanych, oskarżonych o czary, przez te, które musiały uciekać od swoich rodzin, chroniąc się w górach po małżonkę właściciela pensjonatu, ze śladami wieloletniej przemocy na ciele. Przy czym Tokarczuk idzie dalej w swoim porównaniu, bo w „Empuzjonie” kobiecość jest też utożsamiana z dziką naturą, tak samo przecież tłamszoną i niszczoną przez człowieka, domyślnego mężczyznę.

Więcej na https://niesamapraca.wordpress.com/2022/06/06/empuzjon-olga-tokarczuk/

Świat mężczyzn bez kobiet. Mężczyzn, którzy w swoich wywodach umieszczają kobietę gdzieś między zwierzęciem a dzieckiem, tak bardzo nie rozumiejąc jej inności, że odmawiają tej inności wszelkich wartości i praw. Wszystko, co złe w tych mizoginistycznych wywodach kumuluje się w kobiecie, będącej na przeciwnym krańcu tego, czym – czy raczej kim jest – mężczyzna. W swoim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na zdrowie! Gdybyśmy kiedyś zapytali o narodowy okrzyk, ten chyba byłby na pierwszym miejscu. Zapytajcie kogoś, czy nie ma wspomnień z dzieciństwa związanych z zakrapianymi imieninami, chrzcinami, komuniami, rodzinnymi zjazdami z nieodłącznym kieliszeczkiem. A za tym wszystkim, za tymi głównie pijącymi mężczyznami stoją gdzieś ciche, martwiące się kobiety, które przynoszą zakąski, sałatkę i ogórki. Nasze mamy i babcie, mam nadzieję, że nie córki i wnuczki, bo coś się zaczyna zmieniać. Ale jeszcze kilka lat temu w mojej rodzinie też słyszało się o tym wujku, co się zapił, o tym dziadku, co zmarła na marskość wątroby i tej cioci, co wyszła za mąż za tego Staszka, co nigdy kieliszka nie odmówił, ale dobry był chłop.
W Polsce o tak, mówi się o wszechobecnym w rodzinach alkoholu, ale wciąż od męskiej perspektywy. A Marta Dzido w „Matrioszce” spojrzała z drugiej strony – pokazując umęczone babki i matki, dźwigające pijanych mężów czekające z kolacjami, tłumaczące dzieciom, dlaczego tatusia nie ma na ich urodzinach. I co gorsze, schemat przenosi się z matkę na córkę, na wnuczkę, na kolejne pokolenia cierpiących, współuzależnionych kobiet, które nie są w stanie wydobyć się z pętli.

Wywiad z Martą Dzido: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/06/05/matrioszka-wywiad-z-marta-dzido/

Na zdrowie! Gdybyśmy kiedyś zapytali o narodowy okrzyk, ten chyba byłby na pierwszym miejscu. Zapytajcie kogoś, czy nie ma wspomnień z dzieciństwa związanych z zakrapianymi imieninami, chrzcinami, komuniami, rodzinnymi zjazdami z nieodłącznym kieliszeczkiem. A za tym wszystkim, za tymi głównie pijącymi mężczyznami stoją gdzieś ciche, martwiące się kobiety, które przynoszą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym napisała, że „Żywe morze snów na jawie” jest o śmierci, dopuściłabym się niedopuszczalnego uproszczenia, bo tu chodzi i o śmierć fizyczną i metaforyczną: śmierć jednej istoty ludzkiej i śmierć kontynentu; śmierć małego ptaszka i duchowa śmierć ludzi zagłębionych w swoich smartfonach i grach komputerowych. Powiedziałabym, że to jedna z najbardziej przygnębiających powieści, jakie zdarzyło mi się czytać w ostatnich miesiącach, gdyby nie kropelka nadziei, takiej wielkości małego ptaszka, który przelatuje surowy ocean wbrew naturze i wbrew wszelkim założeniom.
Więcej na https://niesamapraca.wordpress.com/

Gdybym napisała, że „Żywe morze snów na jawie” jest o śmierci, dopuściłabym się niedopuszczalnego uproszczenia, bo tu chodzi i o śmierć fizyczną i metaforyczną: śmierć jednej istoty ludzkiej i śmierć kontynentu; śmierć małego ptaszka i duchowa śmierć ludzi zagłębionych w swoich smartfonach i grach komputerowych. Powiedziałabym, że to jedna z najbardziej przygnębiających...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest w Violette, spokojnej, kochającej ciche miejsca, dobrą herbatę i kieliszek dobrego porto coś uspokajającego, nie przygnębiającego, choć przecież jest ona dozorczynią cmentarza. Może to poczucie bezpieczeństwa, że ta kobieta, która z taką troską zajmuje się cmentarnymi zwierzętami, czyści zdjęcia na zapomnianych grobach i hoduje pomidory zajmie się też naszym smutkiem?
Owszem, jest w tej książce tragedia, która przybija ludzi. Jednak smutek mija – wystarczy życzliwa ręka z odpowiednim lekarstwem, odpowiednie miejsce, spokój. Książka, w której ważne są rośliny, uprawa ogrodu, świeże pomidory i lawenda, miękka sierść kota znajdy, piasek pod bosymi stopami i zapach róż. Małe rzeczy składające się na piękną, pełną poezji codzienność.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/

Jest w Violette, spokojnej, kochającej ciche miejsca, dobrą herbatę i kieliszek dobrego porto coś uspokajającego, nie przygnębiającego, choć przecież jest ona dozorczynią cmentarza. Może to poczucie bezpieczeństwa, że ta kobieta, która z taką troską zajmuje się cmentarnymi zwierzętami, czyści zdjęcia na zapomnianych grobach i hoduje pomidory zajmie się też naszym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dominika Buczak sięga do nie tak odległej przeszłości, czyli II wojny światowej, kiedy to wielka polityka powodowała przesuwanie granic. Na miejsce Polaków przychodzili Rosjanie, Polacy wypierali Niemców na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Dla jednych to była szansa na nowe życie, nowe otwarcie, lepszy los – tak jak dla książkowej Dorki, przytłoczonej przez oszalałego po stracie syna ojca. Tej Dorki, która nie chciała widzieć kobiet uśmiechających się do jej pięknego męża i potrzebowała własnej przestrzeni. Własnej kuchni i własnego domu, na którego progu mogłaby usiąść z kubkiem kawy. Jednak szansa dla jednych oznacza stratę innych – w tym przypadku Evy, mieszkanki już teraz polskiej Poręby, jeszcze chwilę temu Lichtenwalde.

Och, jak wiele tu jest wątków. To, co robi wielka historia małym, zwykłym ludziom. Zabiera rodzicom ich dzieci, kobietom mężów i dzieci, chłopom ich bydło i pola. W wojnie, choć często stawali naprzeciwko siebie, ci zwykli ludzie ponoszą te same rany. I wielki ukłon tutaj w stronę autorki, że dostrzegła te niedostrzegalne mechanizmy napuszczania jednych na drugich, rozgrywania ukrytych pragnień, odgrzebywanie resentymentów, które sprawiają, że gospodarz z Lichtenwalde nienawidzi chłopa z Podhala.

Dla mnie jednym z ważniejszych wątków jest gwałt wojenny. To, o czym zbiorowo nie mówią kobiety z tych miejsc, przez które przeszła jakakolwiek armia. Bo niezależnie od tego, czy wróg, czy sojusznik, żołnierzowi „się należy”. Gwałt jako wojenne prawo, ciało kobiety, dziewczynki, dziecka jako nagroda. Rzecz do użycia, rzecz, którą się niszczy z nienawiści. W książce jest tych opowieści mnóstwo, ma je w duszy Dorka, która z pochyloną głową siedziała wśród sąsiadek i milczała o tym, o czym wszyscy wiedzieli. Ma je w duszy Eva, nieustannie myśląca o kuzynce, wysłuchująca opowieści uciekinierek. Być może to wspólne, ponadczasowe doświadczenie, wyrastające ponad różne języki i miejsca pochodzenia staje się jedną z nici porozumienia kobiet. Tego, co w pewnym momencie zaczyna przybierać formę siostrzeństwa.

Więcej na https://niesamapraca.wordpress.com/

Dominika Buczak sięga do nie tak odległej przeszłości, czyli II wojny światowej, kiedy to wielka polityka powodowała przesuwanie granic. Na miejsce Polaków przychodzili Rosjanie, Polacy wypierali Niemców na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Dla jednych to była szansa na nowe życie, nowe otwarcie, lepszy los – tak jak dla książkowej Dorki, przytłoczonej przez oszalałego po stracie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ale że Wojciech Chmielarz w postapo?! Jestem w szoku – zarówno z powodu tematyki jak i tego, jak dobrze mu to poszło. Ale jak twierdzi Marcin Zwierzchowski, człowiek, którego gustowi ufam od dawna jeżeli chodzi o popkulturę, a fantastykę zwłaszcza – twierdził, że w sercu dobrej książki są nietuzinkowi bohaterowie i wciągająca opowieść, a to, jak już wiemy po kryminałach, Chmielarz potrafi. Więc to, że udało mu się mocno widowiskowe połączenie postapo, zombie apokalipsa, horror i western na zasmażkę, nie dziwi nic.
Jedyne co mam chyba za złe autorowi to takie liźnięcie tego świata, pokazanie odrobinkę, coś w stylu Strugackich, że resztę trzeba sobie dopowiedzieć i bardzo by mi się prosiło o ciąg dalszy, chociaż mam też świadomość, że znacznie lepsze niż to, co nagie jest to, co odsłania kawałeczki.
Więcej na: https://niesamapraca.wordpress.com/2022/03/05/krolowa-glodu-wojciech-chmielarz/

Ale że Wojciech Chmielarz w postapo?! Jestem w szoku – zarówno z powodu tematyki jak i tego, jak dobrze mu to poszło. Ale jak twierdzi Marcin Zwierzchowski, człowiek, którego gustowi ufam od dawna jeżeli chodzi o popkulturę, a fantastykę zwłaszcza – twierdził, że w sercu dobrej książki są nietuzinkowi bohaterowie i wciągająca opowieść, a to, jak już wiemy po kryminałach,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Klub rozkoszy” zaczyna się od tego, od czego powinna zacząć się porządna książka o seksie i seksualności – od samopoznania. Do wielu rzeczy z tej książki potrzebujemy relaksu i bezpiecznego miejsca, strefy komfortu i poczucia bezpieczeństwa, dlatego też Jüne Plã podpowiada, że dobrym wyjściem jest wypróbowanie i przetestowanie lekcji na sobie.

Jednak „Klub rozkoszy” nie jest kolejną książką o seksie i pozycjach. Jej punktem wyjścia, rewolucyjnym, aczkolwiek zgodnym z najnowszymi badaniami jest twierdzenie, że kobiety do orgazmu nie potrzebują penetracji, wbrew temu, co wmawiano wszystkim latami. Te wszystkie tezy o orgazmach pochwowym i łechtaczkowym, „grze wstępnej”, czyli czymś, co jest właściwym seksem, a więc przed penetracją należy schować między bajki i przestać udawać, głównie przed sobą, że jest nam dobrze i tego właśnie potrzebujemy. A tymczasem jak wskazują badania, jakiś nikły procent kobiet przeżywa orgazm dzięki samej penetracji. Sprowadzanie całego bogactwa seksualnego do paru ruchów i po krzyku jest krzywdzące dla wszystkich stron tego aktu. A tymczasem po pierwsze – świat w końcu odkrywa i to mówi na głos (no, przynajmniej we Francji), że jest łechtaczka, jedyny organ w ciele stworzony tylko i wyłącznie dodawania przyjemności i że łechtaczka jest czymś znacznie większym, niż można by było przypuszczać.
książka jest głęboko feministyczna i to nie tylko dlatego, że mówi o prawie do przyjemności dla kobiet. Także dlatego, że mówi, że za antykoncepcję odpowiedzialne są wszystkie strony aktu, poświęca miejsce – i to na początku na przypomnienie, że seks obywa się za obopólną, entuzjastyczną zgodą i przede wszystkim dlatego, że dopomina się o szacunek dla wszystkich, niezależnie od tego, czy mają wulwę, czy penisa, czy określają siebie jako cispłciową kobietę, czy cispłciowego mężczyznę. Książka jest dla wszystkich i dlatego – duży szacun dla autorki i wydawnictwa za używanie inkluzywnego języka.

„Klub rozkoszy” zaczyna się od tego, od czego powinna zacząć się porządna książka o seksie i seksualności – od samopoznania. Do wielu rzeczy z tej książki potrzebujemy relaksu i bezpiecznego miejsca, strefy komfortu i poczucia bezpieczeństwa, dlatego też Jüne Plã podpowiada, że dobrym wyjściem jest wypróbowanie i przetestowanie lekcji na sobie.

Jednak „Klub rozkoszy” nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to