-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2015-11-30
2015-11-29
A pewnego dnia ludzie wylądowali na Marsie – w ten sposób rozpoczęłabym opisywać świat wykreowany przez Pierce'a Browna. Naturalnie jest on o wiele bardziej złożony, rzeczywistość jest nam obca, ludzie są podzieleni na kasty, w których żyją i umierają, nie ma sprawiedliwości, rządzi tu pieniądz i mitologiczni bogowie.
Ostatnio często spotykamy się z porównywaniem przeróżnych książek do Igrzysk śmierci, co koniec końców stanowi jedynie dobrą reklamę. Po raz kolejny sprawdza się stara zasada, że to, co niezbyt reklamowane, okazuje się dużo lepsze. Śmiało mogę polecić tę książkę fanom Igrzysk. Spotkacie się tutaj z kawałkiem dobrze napisanej fantastyki, o której być może wcale nie słyszeliście.
Główny bohater – Darrow – od razu wyróżnił się jako prawdziwy mężczyzna z zasadami, których tacy powinni przestrzegać: twardy, ale kochający. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Darrow ma dopiero kilkanaście lat i powinien być beztroskim nastolatkiem. Nic z tego, a wszystko przez to, że bohater urodził się w najniższej kaście i jest skazany na ciężką pracę Helldivera. Najgorszy jest jednak fakt, że mimo podjęcia tak niebezpiecznej pracy nie otrzymuje nawet wystarczających posiłków, nie mówiąc już o wygodnych ubraniach. Pewnego dnia żona Darrowa posuwa się do dramatycznej decyzji, która wywołuje u bohatera silny impuls – postanowi on poświęcić życie, by zmienić świat na lepsze.
Darrow miał to szczęście, że pokazano mu świat, jakim jest naprawdę. Aby go zmienić, bohater musiał stać się żmiją pod postacią kameleona wśród wrogów. Ludzka natura nigdy nie jest jednak podzielona na dobrą i złą. Jesteśmy o wiele bardziej skomplikowani, dlatego wszystko okazuje się jeszcze trudniejsze, gdy niektórzy wrogowie stają się w pewnym sensie twoimi przyjaciółmi.
Podziwiam Pierce'a Browna, gdyż połączył w tej książce technikę przyszłości oraz mitologię. Chyba każdy przyzna, że te dwa tematy kompletnie ze sobą nie współgrają. Też tak myślałam, aż do teraz! Pisarz genialnie je połączył i zamiast katastrofy otrzymaliśmy świetną lekturę, od której wprost nie można się oderwać. Akcja pędzi jak szalona, a każdy kolejny element jest dla czytelnika wielką niespodzianką. Ponadto wszystkie te elementy są dopracowane w każdym calu, nie dopatrzymy się błędów w fabule. Wszystko składa się w jedną piękną całość, którą warto przeczytać!
Red Rising. Złota krew to książka, która zaspokoi fanów fantastyki, jak i tych uwielbiających książki podobne do Igrzysk śmierci. Najwspanialsze, że jest to całkiem oryginalna powieść, w której nie znajdziemy schematów i miliona podobieństw do innych lektur. Dlatego jeśli macie ochotę na powiew świeżości w waszej przygodzie czytelniczej, to polecam tę książkę.
A pewnego dnia ludzie wylądowali na Marsie – w ten sposób rozpoczęłabym opisywać świat wykreowany przez Pierce'a Browna. Naturalnie jest on o wiele bardziej złożony, rzeczywistość jest nam obca, ludzie są podzieleni na kasty, w których żyją i umierają, nie ma sprawiedliwości, rządzi tu pieniądz i mitologiczni bogowie.
Ostatnio często spotykamy się z porównywaniem...
2015-09-22
Każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie musi on być wielki, znaczący w świecie sławy, błyszczący i inspirujący. Mały talent również może być niezwykle wartościowy i może zmienić czyjeś życie. Piosenkarz może rozweselić i dodać motywacji, malarz może uspokoić i zainspirować, pisarz może zmienić poglądy i dać chwilę wytchnienia. Treha – główna bohaterka powieści pt. „W każdej chwili dnia” również ma talent, bardzo wyjątkowy, choć niezauważalny przez wielu ludzi. Treha poprzez dotyk potrafi przywrócić do kontaktu ze światem ludzi, którzy już dawno nie potrafią go nawiązać.
Bohaterka jest przedstawiona niezwykle skromnie, niewiele mówi, a gdy się odzywa nie wnosi tym nic ciekawego, czy inspirującego do książki. Nie chodzi tu jednak o posługiwanie się pięknymi słowami, ale o czyny. Treha pracuje w Desert Gardens i mimo swego talentu wcale nie jest tam zatrudniona jako pomoc medyczna. Jest sprzątaczką, bo rzekomo tylko do tego się nadaje. Nie ma żadnych kwalifikacji, by przebywać z chorymi. Wszyscy przymykają jednak na nią oko, ponieważ to wyłącznie dzięki niej to miejsce stało się ostatnimi czasy tak popularne jako dom godnego życia. Ludzie, którzy mają zamieszkać Desert Gardens to osoby, które utraciły kontakt z rzeczywistością, które nie odzywają się, nie dają znaków, o tym co czują, bądź czego potrzebują. Ale dzięki jednemu dotykowi Trehi to się zmienia. Nie jest to diametralne uzdrowienie, a raczej bardzo powolne powracanie do kontaktu ze światem.
W Desert Gardens pojawiają się dwaj filmowcy, którzy chcą nakręcić film o starszych ludziach zamieszkujących to miejsce. Gdy natrafiają na Trehę, stwierdzają, że warto się jej przyjrzeć, a przede wszystkim jej talentowi. W jaki sposób dziewczyna posiadła ten talent? Kim jest? Skąd pochodzi? Przeszłość bohaterki to jedna, wielka tajemnica. Gdy zagadka zaczęła się wyjaśniać nie mogłam uwierzyć w to, jaka okazała się zawiła. Muszę przyznać Chrisowi Fabry, że zdołał mnie zaskoczyć.
Język autora jest dobry, bohaterka bardzo prawdziwa, skryta, ale przez to jakby nie do końca przeze mnie poznana. Do końca powieści, nawet po odkryciu tajemnicy jej przeszłości pozostała mi w pewnym sensie obca. Akcja nie pędzi szalenie. Wręcz przeciwnie, toczy się powoli, wręcz się ciągnie. Dopiero pod koniec powieści nabrała tempa. Myślę, że taki był zamysł tej książki. Nie ma ona porwać czytelnika w wir wydarzeń, tylko przedstawić kilka życiowych mądrości i ukazać istotne wartości.
„W każdej chwili dnia” to powieść, która nie wciąga od pierwszych stron i emanuje spokojnym rytmem. Wymaga skupienia i analizy, byśmy mogli poznać jej prawdziwie głęboki sens. Odebrałam ją w przygnębiającym klimacie, ponieważ moje serce najczęściej wzruszało się ze smutku. Jest to idealna książka na spokojny, deszczowy dzień – taki, w którym będziemy mogli sobie wiele przemyśleć. Warto mieć tę pozycję na półce i przeczytać ją , gdy nadejdzie odpowiedni dzień.
Każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie musi on być wielki, znaczący w świecie sławy, błyszczący i inspirujący. Mały talent również może być niezwykle wartościowy i może zmienić czyjeś życie. Piosenkarz może rozweselić i dodać motywacji, malarz może uspokoić i zainspirować, pisarz może zmienić poglądy i dać chwilę wytchnienia. Treha – główna bohaterka powieści pt. „W...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-24
Często otaczają nas ludzie, którzy chcieliby ułożyć nam życie, którzy zawzięcie uważają, że wiedzą, co jest dla nas najlepsze. Z reguły można to zachowanie zignorować, jednak nie jest to proste, gdy to nasi rodzice raczą nas wielkimi ambicjami. W takiej sytuacji jest główna bohaterka powieści „Kiedy wolność mówi szeptem” – Jane. Czy posłucha szeptu swego serca, czy może krzyku rodziców? Czy jej życie będzie tak perfekcyjne, jak twierdzą wszyscy wokół, jeśli skończy studia prawnicze i poślubi bogatego mężczyznę? A może szczęście nie ma nic wspólnego z perfekcyjnością?
Jane jest niezwykle bogata i wbrew pozorom nie jest to rozkapryszona nastolatka, a młoda kobieta, która za chwilę skończy studia i weźmie ślub. Można jednak powiedzieć, że bohaterka cierpi na rozdwojenie osobowości z własnego wyboru. Pierwsza Jane to ta ułożona studentka prawa, prowadząca życie pod dyktando rodziców. Druga Jane staje na głowie, by wcisnąć w napięty grafik drugi kierunek studiów – architekturę wnętrz. Dopiero wypadek na motorze i otarcie się o śmierć, powoduje, że bohaterka nie chce tracić ani chwili cennego życia na człowieka, którego nie kocha oraz na studia, których nienawidzi. Jane pokazuje czytelnikowi, by nie marnował cennych chwil na rzeczy, które go nie uszczęśliwiają. Bohaterkę pokochałam od razu, jej buntowniczość i odwaga są godne podziwu. Można nazwać ją trochę szaloną, ale zawalczyła dzięki temu o swoje życie, o swoje szczęście.
Po wypadku akcja powieści przenosi się do Szkocji. Razem z bohaterką poznajemy przepiękny krajobraz, a przy okazji mnóstwo wspaniałych bohaterów, którzy odmienią jej życie. Bohaterowie to zdecydowanie mocna strona tej książki. Akcja nie pędzi szalenie, jednak nie nudziłam się przewracając kolejne kartki. Pomysł na książkę również nie jest szalenie oryginalny, ale ujęty został w całkiem dobrą historię.
Cieszę się, że mogłam przeczytać o Jane, którą zdołałam poznać tak blisko, jak gdyby była moją bliską koleżanką. Któż by uwierzył, że bohaterka nie jest prawdziwa? Ta niepozorna powieść zmusiła mnie do zatrzymania się i ocenienia własnego postępowania. Musiałam się zastanowić, czy wszystko co robię ma znaczenie? Bo po cóż marnować czas na ludzi, którzy na to nie zasługują? A jeśli książka zmusza do takiej chwili refleksji, to oznacza, że nie zmarnowałam na nią czasu.
„Kiedy wolność mówi szeptem” było dla mnie miłą niespodzianką. Martyna Senator oprócz doskonałych bohaterów popisała się przyjemnym stylem. Miałam przyjemność wzruszyć się, wzburzyć, a również pośmiać. Świetnie odnalazłam się w malowniczych zakątkach Szkocji, których nie chciałam opuszczać. Największym minusem była przewidywalność historii, ale wcale nie popsuło mi to przyjemności czytania. Z jednej strony jest to powieść poruszająca poważne kwestie, a z drugiej ma w sobie lekkość, dzięki której idealnie nadaje się na leniwe popołudnie.
Często otaczają nas ludzie, którzy chcieliby ułożyć nam życie, którzy zawzięcie uważają, że wiedzą, co jest dla nas najlepsze. Z reguły można to zachowanie zignorować, jednak nie jest to proste, gdy to nasi rodzice raczą nas wielkimi ambicjami. W takiej sytuacji jest główna bohaterka powieści „Kiedy wolność mówi szeptem” – Jane. Czy posłucha szeptu swego serca, czy może...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-23
Miłość jest magiczna. Niezwykłe jest w niej to, że nigdy nie wiemy kim będzie nasza druga połówka. Nasze wyobrażenia często nie mają nic wspólnego z osobą, którą rzeczywiście obdarzymy tym najpiękniejszym uczuciem. Zdarza się nawet, że naszą miłością zostaje najbliższy przyjaciel, osoba, która zawsze była przy nas. Jest to niewiarygodne, dziwaczne, ale mimo wszystko możliwe. Em i Dex, Dex i Em – łączy ich uczucie, a dzieli wszystko. Ile lat potrzeba, by zrozumieć z kim tak naprawdę chcielibyśmy spędzić życie?
Em i Dex nie przyjaźnili się od dziecka. Byli dalekimi znajomymi i na tym kończyły się relacje między nimi. Studiowali w tym samym miejscu, które postanowiło ich połączyć. I tak oto na pewnej imprezie pod koniec szkoły znaleźli się razem w łóżku. Pocałunki? Owszem. Ale do tego szczere rozmowy, zupełnie jakby znali się od zawsze. Byli tacy różni. On bogaty, ona biedna. On z planami podróży i kariery w telewizji, ona bez planów, z kiepską pracą jako kelnerka. Jakimś dziwnym sposobem połączyła ich przyjaźń. Nie namiętność, czy wielka miłość. Tylko zwykła przyjaźń, która rozwija się latami, do której zawsze można uciec, gdy nie układa się w nowym związku czy pracy. Przez kilka lat ich przyjaźń przeżywa wzloty i upadki, a Em i Dex zmieniają się. Los jednak uparł się by ta dwójka zawsze miała ze sobą coś wspólnego i po kilkunastu latach przyjaźni dąży do wielkiego finału.
Akcja powieści zaczyna się w 1988 roku. Od razu wyobraziłam sobie czasy, w których poznawali się moi rodzice, a autor zdecydowanie mi to ułatwił. Stworzył magiczny klimat lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Łatwo przeniosłam się do tych czasów, całą sobą czułam ich klimat. Bohaterowie również świetnie wykreowani. Byli prawdziwi, w ogóle niewyidealizowani. Em cierpiała z powodu braku spełnienia zawodowego, szukała miłości, łatwo denerwowała się na Dextera. Dex natomiast zmagał się z alkoholizmem, próżnością, pragnął seksu - nie miłości. Bohaterowie zostali przedstawieni ze wszystkimi swoimi wadami i słabostkami. Dzięki temu miałam wrażenie jakbym czytała prawdziwą historię, jakbym mogła zaraz zadzwonić do jednego z bohaterów i nawyrzucać im co zrobili źle, kiedy zbyt łatwo odpuścili i dlaczego tak słabo o siebie walczyli.
„Jeden dzień” to powieść utrzymywana w dość depresyjnym klimacie. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w ten sposób kojarzą mi się lata dziewięćdziesiąte. Znajdziemy tu odrobinę humoru, ale na każdej stronie czytamy o coraz to nowszych upadkach bohaterów, a niewielu ich sukcesach – samo życie. Nieodpowiednie wybory doprowadziły do przykrej przyszłości. To nie jest typowy romans, książka jest raczej o trudnej przyjaźni, trudnym życiu, kiepskich wyborach i silnej więzi między dwojgiem ludzi. To smutna historia, ale warta przeczytania. Na mnie zrobiła duże wrażenie i polecam ją całym sercem.
Miłość jest magiczna. Niezwykłe jest w niej to, że nigdy nie wiemy kim będzie nasza druga połówka. Nasze wyobrażenia często nie mają nic wspólnego z osobą, którą rzeczywiście obdarzymy tym najpiękniejszym uczuciem. Zdarza się nawet, że naszą miłością zostaje najbliższy przyjaciel, osoba, która zawsze była przy nas. Jest to niewiarygodne, dziwaczne, ale mimo wszystko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-29
Rzadko sięgam po przypadkowe książki. Staram się raczej odpowiednio je dobierać, by później nie przeżywać rozczarowania i nie męczyć powieści (zaliczam się do grona osób, które nie potrafią odłożyć nawet kiepskiej książki przed jej końcem). Ta technika sprawia, że rozczarowanie rzeczywiście spotyka mnie niezwykle rzadko. Jest też druga strona medalu, ponieważ uniemożliwia mi to znalezienie niepozornej perełki, o której nigdy nie słyszałam. Ostatnio odwiedzając bibliotekę pod wpływem impulsu wzięłam do ręki „Przyjaciółki od serca” . Ani okładka mi się nie spodobała, ani autorki dotychczas nie znałam, a i opis na okładce nie zrobił na mnie wielkiego wrażenie. Mimo wszystkich przeciwności zabrałam książkę do domu, by odkryć tajemnicę jej kart.
W powieści poznamy cztery zupełnie różniące się od siebie kobiety. Każda z nich jest w innym wieku, ma inny system wartości, inne przekonania. Abby jest gwiazdą telewizji, dzięki swej kreatywności stworzyła program telewizyjny z zupełnie codziennej czynności, mianowicie porządkowania. Jednak, gdy kobieta zarabia więcej od mężczyzny, może nie służyć to małżeństwu. I w ten sposób Abby musi poradzić sobie z małżeńskimi problemami, a zarazem próbować rozwiązać problemy córki Jess. Nie służą jej domowe kłótnie, przez co oddala się od rodziców, a sama nie potrafi poradzić sobie z typowo nastoletnimi problemami, które dotyczą chłopaków. Lizzie natomiast ma problem z wygospodarowaniem czasu dla siebie. Myśli o wszystkich innych, nawet o uczuciach byłego męża. Przez to nie potrafi być szczęśliwa i ułożyć sobie życia. Czwartą przyjaciółką jest Erin, która po wielu latach rozłąki z rodzicami, wraca do Irlandii. Gdy zachodzi w ciąże, postanawia odpuścić sobie bezcelowy gniew na rodzinę i próbuje odnowić kontakty z najważniejszymi ludźmi na świecie. Akcja powieści toczy się w niewielkim Dunmore, które postanawia odmienić wszystkie kobiety, znaleźć im sens życia i pokazać w życiu szczęście.
Powieść jest utrzymana w niezwykle ciepłym i przyjemnym klimacie, dzięki czemu czyta się ją szybko i lekko. Przyjaciółek jest aż cztery, więc książka do najcieńszych nie należy. W końcu musimy poznać niezwykła historię każdej z nich. A może wcale nie aż taką niezwykłą? Powieść przedstawia zwykłe życie, jest realistyczna, a to sprawia, że czytelnik szybko zakochuje się w bohaterkach. Myślę, że każda kobieta znajdzie w którejś z przyjaciółek odrobinę siebie. Spędziłam z „Przyjaciółkami od serca” miłe wieczory. Cieszę się, że zabrałam tę niepozorną książkę do domu, bo przebiła niejedną młodzieżówkę, którą trzymam na półce.
Rzadko sięgam po przypadkowe książki. Staram się raczej odpowiednio je dobierać, by później nie przeżywać rozczarowania i nie męczyć powieści (zaliczam się do grona osób, które nie potrafią odłożyć nawet kiepskiej książki przed jej końcem). Ta technika sprawia, że rozczarowanie rzeczywiście spotyka mnie niezwykle rzadko. Jest też druga strona medalu, ponieważ uniemożliwia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-20
Horror, thriller, nuta fantastyki – brakowało mi takiej książki, a „Kod Himmlera” jest ucieleśnieniem tych zlepków gatunków. Kogo nie fascynują czasy wojny i dziwne wynalazki Hitlera? Któż tak naprawdę wie, co planował ten nazista? Któż wie, na czym jeszcze polegały tajne eksperymenty na ludziach? Domyśleń jest tysiące i do tej pory nie wiadomo, czy najbardziej szalone i przerażające wizje, tego co planował Hitler w podziemiach i na opustoszałej Antarktydzie, nie są prawdą.
W 1943 roku bunkry Olbrzyma w Górach Sowich doczekały się swojego końca, a wszystkie eksperymenty tam przeprowadzane zostały przeniesione na bezpieczny ląd – Antarktydę. Kilka lat później na Ziemi Królowej Maud na Antarktydzie dochodzi do katastrofy, o której mało kto wie. Przeżyła ją tylko jedna osoba – jeden z brytyjskich Marines.
Rok 2016. Na Antarktydzie odkryto zwłoki żołnierza. Nie są to jednak zupełnie normalne zwłoki. Zachowały się idealnie, ale widać, że musiało rozszarpać je jakieś zwierzę. Problem w tym, że na Ziemi Królowej Maud nie występują żadne większe zwierzęta. Tymczasem Polak – Tomasz Tuczyński – zostaje wplątany w zagadkę nazistowskiego bunkru Olbrzyma, z którym związek miał jego dziadek. Postanawia odkryć sens nazistowskich dokumentów, które przekazał mu zmarły dziadek. W tej niebezpiecznej podróży pomagać mu będzie piękna bibliotekarka.
Przemysław Piotrowski doprawdy mnie zaskoczył. Spodziewałam się przeciętnego thrillera, a otrzymałam powieść, przez którą bałam się zasnąć (polecam czytać po zmroku, strach osiąga wtedy szczyty). „Kod Himmlera” to przerażająca powieść, gdzie elementy domysłów i fantastyki zostały wplecione w prawdziwą historię wojny. Podobało mi się, że autor wplótł w powieść polskiego dziennikarza, oraz bunkry, które do tej pory pod swymi gruzami skrywają tajemnice. Akcja pędzi jak szalona, nie było miejsca na nudę. Powieść czyta się za jednym zamachem. Bohaterowie również są wyraziści, choć trochę schematyczni. Główna postać – Tomasz – jest wysportowany, przystojny, inteligentny, jednym słowem żadna mu się nie oprze. Również nasza bibliotekarka, nieziemsko piękna i mądra i oczywiście zakochana w Tomku, który zrobi dla niej wszystko. Mogłoby być bardziej oryginalnie, ale nie można wymagać samych plusów od debiutanckiej powieści. Irytowały mnie również dziwne wstawki na temat polskiej reprezentacji piłki nożnej. Dlaczego dziwne? Ponieważ Przemysław Piotrowski fantazjuje, jak to polska reprezentacja w 2016 jest jedną z najlepszych drużyn na świecie.
„Kod Himmlera” pozytywnie mnie zaskoczył. Polecam każdemu, kto ma ochotę pozwiedzać wraz z bohaterami tajemnicze bunkry, poczuć przejmujące zimno Antarktydy i odkryć zagadkę kodu Himmlera. Tylko uważajcie, bo odgadnięcie tej tajemnicy grozi śmiercią.
Horror, thriller, nuta fantastyki – brakowało mi takiej książki, a „Kod Himmlera” jest ucieleśnieniem tych zlepków gatunków. Kogo nie fascynują czasy wojny i dziwne wynalazki Hitlera? Któż tak naprawdę wie, co planował ten nazista? Któż wie, na czym jeszcze polegały tajne eksperymenty na ludziach? Domyśleń jest tysiące i do tej pory nie wiadomo, czy najbardziej szalone i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-18
W książkach Ewy Nowak zaczytywałam się bez końca w gimnazjum. Podejrzewałam, że teraz, gdy jestem starsza, mogłyby nie zrobić na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Mimo wszystko, gdy zobaczyłam, że na rynek wydawniczy wkracza najnowsza powieść pisarki „Nie do pary” postanowiłam spróbować. Chciałam przypomnieć sobie specyficzny klimat, którym Ewa Nowak zaraża wszystkie swoje powieści. Pragnęłam cofnąć się o kilka lat i poznać nowych nastoletnich bohaterów, którzy zmagają się z zupełnie codziennymi (a może i niekoniecznie) sprawami.
Jak zwykle jestem pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób pisarka potrafi stworzyć coś wyjątkowego z codziennych spraw. W kreowaniu bohaterów jest ona istnym mistrzem. Mało kto potrafi tak znamienicie oddać ludzkie uczucia. Głównym bohaterem jest Alek, bogaty chłopak z liceum, który próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie. Ma kilka celi w życiu, jednym z nich jest uprzykrzanie matce życia, tak jak ona robiła to w jego dzieciństwie. Zdobycie pięknej, mądrej, idealnej dziewczyny to kolejny cel, a zarazem sposób na poradzenie sobie z problemami, na odstresowanie się i relaks. Wśród codziennych trudnych spraw, wśród kłopotów każdego nastolatka ciężko się odnaleźć. Dlatego Alek w pewnym momencie zbacza z idealnej drogi. Okazuje się, że potrafi zakochać się nie w jednej, czy dwóch, a nawet trzech dziewczynach! Prostackie, okrutne? Tak może to wyglądać z zewnątrz, ale gdy dokładnie poznacie Alka, gdy zobaczycie co czuł, to sami będziecie zmieszani. Nikt nie wie, które decyzje są tak naprawdę złe lub dobre. Bo granica między jednym, a drugim jest cienka.
Postać pierwszoplanowa jest świetnie wykreowana, ale nie mogłabym zapomnieć o tych mniej ważnych bohaterach. Mama Alka jest perfekcjonistką, wydaje się być oziębłą kobietą, dążącą do sukcesu i robiącą wszystko, by rodzina była postrzegana jako perfekcyjna. Mimo wszystko nie da się jej ocenić tak płytko. Ona również ma uczucia, też ma marzenia i cele. Gaweł – najlepszy przyjaciel Alka – również wspaniała postać. Kreatywna, pełna szalonych pomysłów, mająca swoje zdanie, bardzo pewna siebie. I oczywiście dziewczyny: Karina, Iza, Agata – każda inna od drugiej, każda wyjątkowa, mądra, piękna. Żadna z postaci nie jest płytka, czytelnik z każdą z nich może się zżyć. I za to właśnie uwielbiam Ewę Nowak, bo w prawdziwym życiu również tak jest, nikt nie jest dobry lub zły, każdy ma coś za uszami, ale ma też serce, które można odkryć.
Od tak dawna nie czytałam książek Ewy Nowak, ponieważ sądziłam, że są to typowe opowiastki dla dzieci. Dobrze, że postanowiłam zaryzykować, gdyż „Nie do pary” pochłonęło mnie tak samo jak inne książki autorki kilka lat temu. Fantastyczni bohaterzy, kilka zwrotów akcji i przede wszystkim mądrość wypływająca chyba ze wszystkich książek pisarki. Jestem nią zachwycona i polecam nie tylko młodzieży!
W książkach Ewy Nowak zaczytywałam się bez końca w gimnazjum. Podejrzewałam, że teraz, gdy jestem starsza, mogłyby nie zrobić na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Mimo wszystko, gdy zobaczyłam, że na rynek wydawniczy wkracza najnowsza powieść pisarki „Nie do pary” postanowiłam spróbować. Chciałam przypomnieć sobie specyficzny klimat, którym Ewa Nowak zaraża wszystkie swoje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-06
Niedawno przedstawiałam wam książkę o Nashu i Sancie, o ich skomplikowanej miłości i ciężkim życiu. Seria Naznaczeni mężczyźni znalazła się już w sercach miliona fanek. W każdym tomie poznajemy kolejnych bohaterów, którzy wcześniej stanowili tło innych historii. W Wierny. Jego droga otrzymujemy kontynuację miłosnej historii Nasha i Santy.
Santa była samotna, można stwierdzić, że nieszczęśliwa. Przeszłość nigdy nie dała jej tak naprawdę o sobie zapomnieć, przez co nie potrafiła być szczęśliwa z żadnym mężczyzną. Jak zwykle los okazał się przekorny i postanowił połączyć tę wrażliwą pielęgniarkę z koszmarem jej „dzieciństwa”. Nash również nie należy do grona ludzi, którzy nie mają żadnych problemów. Dowiaduje się, kto jest jego ojcem, umiera mu bliska osoba, nowy interes wymaga od niego wiecznego poświęcania uwagi. Ci złamani na duchu ludzie w pewien dziwaczny sposób odnaleźli się, a nawet zakochali się w sobie. Jak się pewnie spodziewacie, ich droga miłości nie będzie prosta i usłana różami.
Bohaterzy są wspaniali, urzekający, zdecydowanie da się ich lubić. Dość szybko ta dwójka sprawiła, że z każdą stroną bardziej kibicowałam ich kwitnącemu uczuciu. Jay Crownover być może nie stworzyła oryginalnej fabuły, ale trzeba jej oddać, że bohaterów potrafi dobrze wykreować. Przedstawiona historia miłosna jest raczej oklepana, ale na szczęście w drugim tomie rozwinęło się kilka pobocznych wątków, a akcja nieznacznie przyspieszyła. Bohaterów zdążyłam poznać i polubić w pierwszym tomie, więc teraz mogłam spokojnie skupić się nie tylko na wątku romantycznym, ale również na problemach rodzinnych bohaterów.
Wierny. Jego droga to powieść przeznaczona dla kobiet, które mają ochotę na coś lekkiego, krótkiego i życiowego. Język jest prosty, styl autorki również. Dlaczego tak wiele kobiet zakochało się w tej serii? Być może dzięki opisywanym przystojniakom, a o tym kobiety kochają czytać. Każda z nas uwielbia też, gdy ci przystojniacy mają wspaniały charakter, a już cudownie jest gdy kiedyś byli niegrzeczni, a aktualnie się zmienili i są gentlemanami jakich na co dzień nie spotkamy. Wieje bajkami nie z tej ziemi, ale pofantazjować każdy czasem lubi.
Miło spędziłam wieczór z drugim tomem „Wiernego”. Dobrze, że mogłam od razu przeczytać tom po tomie, gdyż dzielenie tej powieści na dwie części nie miało najmniejszego sensu. Nie jest to książka, którą zapamiętam na wieki, ale gdy będę miała ochotę, na przykład w wakacyjnej podróży, sięgnąć po coś lekkiego, to będą to kolejne tomy serii Naznaczeni mężczyźni.
Niedawno przedstawiałam wam książkę o Nashu i Sancie, o ich skomplikowanej miłości i ciężkim życiu. Seria Naznaczeni mężczyźni znalazła się już w sercach miliona fanek. W każdym tomie poznajemy kolejnych bohaterów, którzy wcześniej stanowili tło innych historii. W Wierny. Jego droga otrzymujemy kontynuację miłosnej historii Nasha i Santy.
Santa była samotna, można...
2015-04-02
Seria „Naznaczeni mężczyźni” zawładnęła sercami miliona czytelniczek dzięki powieści Buntownik. W kolejnych tomach na pierwszy plan wysuwają się bohaterzy, którzy prędzej stanowili jedynie tło. W książce Wierny. Jego próba bliżej poznamy Nasha i pewną pielęgniarkę, która odmieni jego życie.
Santa jest samotna i niesamowicie wrażliwa. Kiedyś złamano jej serce i choć minęło od tego zdarzenia kilka lat – już nigdy się po tym nie pozbierała. Niby zapomniała o tamtym chłopaku, niby minęło zbyt dużo czasu, ale uczucie odrzucenia pozostało w niej na zawsze. Pracując jako pielęgniarka pewnego dnia napotyka na swojej drodze Nasha – dokładnie tego samego chłopaka, przez którego została tak skrzywdzona. Choć raczej trzeba go już nazwać mężczyzną. Bohaterce na pewno nie pomaga fakt, że Nash ma niesamowite ciało i w ogóle wygląda bosko. Mimo wszystkich krzywd z przeszłości między tą dwójką nadal iskrzy. Sancie szczególnie ciężko zachowywać się oschle, gdy Nash przybył do szpitala z powodu umierającego wujka.
Jak się pewnie każdy domyśla, książka opiera się wyłącznie na wątku miłosnym. Oprócz gorącego romansu zostaniemy pochłonięci przez problemy bohaterów i trudne relacje między nimi.
Przygoda między dwojgiem tych ludzi zaczyna się ciekawie, toczy się szybko i w sumie równie szybko kończy. Powieść została podzielona na dwa tomy, co było zupełnie zbędne. W pierwszym tomie autorka skupiła się na bohaterach oraz ich mieszanych uczuciach, więc jeśli ktoś liczy na wybuch namiętności, to niestety nie zazna tego w tym tomie (mam nadzieję, że kolejny to zmieni).
Język jest bardzo prosty, powieść czyta się w mgnieniu oka. Można po nią sięgnąć, gdy mamy godzinkę wolnego i potrzebę zrelaksowania się przy czymś niewymagającym skupienia.
Wierny. Jego próba to książka przyjemna. Fani serii nie mają pewnie żadnych wątpliwości, by sięgnąć i po tę część. Każdy bohater ma swoje marzenia, pragnienia, kilka spraw których żałuje i osób, do których ma słabość. Poznawanie każdego z nich sprawiło mi wielką przyjemność. Na końcu książki zaznałam nutki erotyzmu, dzięki której nabrałam smaku na drugi tom. Mam nadzieję, że okaże się on jeszcze lepszy.
Seria „Naznaczeni mężczyźni” zawładnęła sercami miliona czytelniczek dzięki powieści Buntownik. W kolejnych tomach na pierwszy plan wysuwają się bohaterzy, którzy prędzej stanowili jedynie tło. W książce Wierny. Jego próba bliżej poznamy Nasha i pewną pielęgniarkę, która odmieni jego życie.
Santa jest samotna i niesamowicie wrażliwa. Kiedyś złamano jej serce i choć minęło...
2015-05-23
Kurt Cobain, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin to wielcy ludzie, którzy odeszli z tego świata. Są oni zagadką, kryją w sobie pewną tajemnicę, a ich śmierć poruszyła serca miliona ludzi – ich życie odbiło piętno na ziemi. Tak samo jak śmierć siostry poruszyła serce Laurel. Przecież każdy człowiek pozostawia po sobie ślad. Pozostawia cząstki siebie w sercach bliskich ludzi. Dopóki ostatnia osoba na planecie będzie pamiętać, zmarły będzie istniał. By zrozumieć stratę, cierpienie, kres i sens życia Laurel pisze listy do tych znanych postaci. Zadaje im pytania i zwierza się z życia po śmierci siostry. Jednostronna korespondencja układa się w wzruszającą historię kawałka jej życia.
„Czasem jak słucham Twojej muzyki, to wydaje mi się, że miałeś w sobie wszystkiego za dużo. Może nie mogłeś tego z siebie wydobyć. Może dlatego umarłeś. Wybuchłeś od środka”
Na początku Laurel wydawała mi się słaba, zupełnie inna od swojej martwej siostry, która emanowała życiem, brała z niego garściami, była popularna i szalona. Laurel nie potrafiła się wyzywająco ubrać, ciężko było jej poznawać nowych ludzi, potrafiła myśleć tylko o siostrze. Jednak im bardziej poznawałam bohaterkę, tym bardziej rozumiałam, że jest ona niezwykle silna. Zupełnie sama radziła sobie ze śmiercią siostry, która była jej najlepszą przyjaciółką. Poprzez listy wylewała swoje emocje. Emocje niesamowicie prawdziwe, żywe, bolesne, ale i radosne. May była starsza, była wzorem dla Laurel, dlatego bohaterka pragnęła być taka sama, bądź choć trochę podobna. Niestety była sobą, a listy były drogą, by zrozumieć, że bycie sobą to jedyny sposób na szczęście.
Książka zawiera w sobie mnóstwo bólu, tak realnego, iż czasami miałam wrażenia jakbym to ja sama straciła siostrę. Ava Deillaira odszukała w moim sercu najskrytsze zakamarki i wniosła w nie tę powieść. Przez chwilę żyłam życiem Laury i śmiercią May. Nie potrafiłam o tej historii zapomnieć.
Temat śmierci tak dobrze przedstawiony ostatnio spotkałam w książkach Johna Greena. Mało kto potrafi ten motyw poruszyć w odpowiedni sposób. Jako, że jest to debiut autorki, jestem pod wielkim wrażeniem jej wyczynów. Nie spotkałam się z schematycznością, język jest prosty, a emocje są przedstawione w taki sposób, by cała historia poruszyła zarówno serce nastolatka, jak i dorosłego.
„Kochani, dlaczego się poddaliście” to wspaniała książka, a jej bohaterów nie zapomnę przez długi czas. Listy głęboko mnie wzruszyły. Niczego mi w niej nie brakowało. Płakałam przy niej i zaznałam głównie smutku, ale niczego nie żałuję. Kocham wzruszające historie, uwielbiam, gdy mogę dzielić ból z bohaterami. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jest to jedna z najlepszych młodzieżówek jakie przeczytałam w tym roku.
„To bzdura, że żałoba zbliża. My wylądowaliśmy na oddzielnych bezludnych wyspach.”
Kurt Cobain, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin to wielcy ludzie, którzy odeszli z tego świata. Są oni zagadką, kryją w sobie pewną tajemnicę, a ich śmierć poruszyła serca miliona ludzi – ich życie odbiło piętno na ziemi. Tak samo jak śmierć siostry poruszyła serce Laurel. Przecież każdy człowiek pozostawia po sobie ślad. Pozostawia cząstki siebie w sercach bliskich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-23
Hiszpania kojarzy się z gorącym klimatem i pikantną wręcz atmosferą. Słysząc „Hiszpania” mam w głowie piękne, długonogie i złociście opalone kobiety oraz mężczyzn bez koszulek z perfekcyjną sylwetką. Elisabet Benavent to hiszpańska pisarka, która ma w sobie tyle żaru, ile przypisałabym Hiszpance. Zostaniecie rozpaleni do granic możliwości.
Valeria i jej trzy przyjaciółki tworzą oryginalny kwartet. Mają niezwykle nowoczesne podejście do życia, w szczególności do facetów i związków. Nikt nie owija w bawełnę, ich życie jest przedstawione realistycznie – ze wszystkimi typowo babskimi problemami. Czy można być niezależną, ale jednocześnie oddaną w miłości? Co zrobić jeśli Twoja przyjaciółka nienawidzi twojego nowego chłopaka. I w końcu to, co dotyczy samej Valerii, co poradzić, gdy Twój mąż wymawia się od seksu zmęczeniem i brakiem czasu?
W butach Valerii to powieść o miłości i pokręconej przyjaźni. Główna bohaterka po kilku latach małżeństwa odczuwa rutynę, nie czuje się seksowna, jest zaniedbywana. Wszystko to do momentu, gdy poznaje Victora – mężczyznę, któremu zawróciła w głowie. Ciężko jest zrezygnować z małżeństwa na rzecz krótkiego romansu. Jednak, gdy nachodzą myśli, w których stara miłość nie ma sensu, coraz trudniej zachować wierność.
Victor, och ten Victor… Było o czym czytać. Męski, przystojny, doświadczony erotycznie. Dla znudzonej mężatki najpewniej ideał. Do tego uparty, baaardzo uparty. Nie przyjmuje odmowy, jest pewien swoich pragnień i robi wszystko by je zaspokoić. Napalony na naszą Valerię, ale grzecznie czekający na jej pozwolenie do zbliżenia się. Ale czy istnieją na tym świecie ideały? Nieważne, nie ma było czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Victor jest tak gorący, że błagałam, by Valeria wdała się z nim w romans.
Na okładce informują nas, że historia jest szczera do bólu, niczym Seks w wielkim mieście. Nie ma tu żadnej przesady! Elisabet Benavent onieśmiela swoją szczerością, powoduje u czytelnika dreszcze, rozbawia, skłania do przemyśleń – zakochałam się w Valerii od pierwszych stron! Z książki płynie więcej życia, niż z niejednej biografii. Książka podbiła serca tysięcy czytelniczek, tak i moje. Powiem więcej, ona mnie od siebie uzależniła. Prawie się popłakałam, gdy skończyłam pierwszy tom, a nie mogłam sięgnąć po kolejny.
Fabuła dobra, bohaterki mogłabym wychwalać wniebogłosy, bo to na relacjach pomiędzy bohaterami jest skupiona cała powieść, język jest prosty i nieprzesłodzony. Nad plusami tej książki mogłabym się rozwodzić cały dzień, więc najlepiej, jeśli sami się przekonacie co do fenomenu Valerii.
Wskoczyłam w buty Valerii i nie chciałam już ich zdejmować. Miałam ochotę czytać o kobietach, które będą świadome swojej zmysłowości oraz o facetach, którzy za tymi kobietami szaleją. Zakochałam się w tej książce tak, jak Valeria zakochała się w Victorze. Czyli intensywnie, namiętnie i niewiarygodnie szybko. Polecam – jest to książka dla wyjątkowych kobiet, dla każdej z nas, dla takich jak Valeria.
Hiszpania kojarzy się z gorącym klimatem i pikantną wręcz atmosferą. Słysząc „Hiszpania” mam w głowie piękne, długonogie i złociście opalone kobiety oraz mężczyzn bez koszulek z perfekcyjną sylwetką. Elisabet Benavent to hiszpańska pisarka, która ma w sobie tyle żaru, ile przypisałabym Hiszpance. Zostaniecie rozpaleni do granic możliwości.
Valeria i jej trzy przyjaciółki...
2015-03-31
Smoki zawsze mnie fascynowały. Są potężne, wyrachowane, odważne i magiczne. Magiczne, bo prawdopodobnie żyją tylko w świecie książek, legend, opowieści na dobranoc. Gdyby jednak tak puścić wodze fantazji i wpaść na pomysł, że smoki mogłyby żyć tu i teraz? Raczej niemożliwe, przecież nie dałoby się nie zauważyć ich obecności. Ale smoki są sprytne, więc gdyby tak okazało się, że są o wiele inteligentniejsze od ludzi i znalazły sposób życia w ludzkiej skórze? W ten sposób nasuwa się pomysł na barwną, trochę nieprawdopodobną, nieco tajemniczą i odrobinę romantyczną historię.
Smoki są złe, okrutne, są wrogami ludzkiego gatunku, w łańcuchu pokarmowym stoją ponad nami. Jak można w ogóle sądzić inaczej, skoro to przeklęte stworzenia zabijają całe rodziny, zioną ogniem, palą wioski. Nie mają żadnych uczuć, a jeśli je pokazują, to jest to tylko wystudiowany odruch mający na celu zmylenie człowieka. Tak przynajmniej uważa Zakon Świętego Jerzego, który szkoli swoich żołnierzy w jednym celu – wymordowania wszystkich istniejących smoków.
Ze strony ludzkiej wszystko jest jasne, ale dobrze byłoby poznać również stronę smoczą. Przeciwieństwem Zakonu Świętego Jerzego jest tytułowy Talon. Organizacja ma zupełnie przeciwne podejście do sprawy – celem jest zapanowanie nad ludźmi, których jest zdecydowanie zbyt dużo, a to w końcu oni powinni być poddanymi smoków. Tak wynika z prawa siły. Do tej właśnie organizacji należy Ember i Dante – smocze bliźniaki. Nadszedł kolejny etap szkolenia, w którym muszą opuścić bezpieczną krainę smoków i udać się do świata ludzi, gdzie w ludzkiej postaci muszą się zaaklimatyzować, zaprzyjaźnić z innymi, a także nauczyć się być człowiekiem.
Te dwa diametralnie różne światy będą przedstawione przez dwa osobniki każdego z gatunków – Ember (smoczycę) i Garreta (żołnierza Zakonu Świętego Jerzego). Jak się pewnie domyślacie, poznają się i połączy ich przyjaźń, a może coś więcej niż przyjaźń…
Bohaterowie są największym plusem książki. Są barwni, każdy ma swoje kilkanaście rozdziałów w powieści, gdzie przedstawia swoje emocje, troski i niepokoje. Szybko ich pokochałam i kibicowałam, by przestali ślepo wierzyć w schematy i walczyli o swoje szczęście. Fabuła w moich oczach również jest oryginalna, nie miałam jeszcze okazji poznać takiego spojrzenia na smoki, które przybierają ludzką postać. Zaskoczyło mnie to, ale pozytywnie. Wcale się nie dziwię, że zostały już kupione prawa do ekranizacji – dzięki barwnemu językowi Julie Kagawa nie miałam nawet odrobiny problemu, żeby wyobrazić sobie te piękne, potężne smoki i ich życie.
Talon to dopiero pierwszy tom historii, która (mam nadzieję) będzie miała jeszcze długą kontynuację. Jest mi strasznie przykro, że nie mogę od razu sięgnąć po kolejny tom. Pokochałam bohaterów i jest mi niesamowicie smutno, że tak szybko musiałam się z nimi pożegnać. Na razie mogę się jedynie domyślać, co będzie dalej i uzbroić się w cierpliwość. Polecam osobom, które lubią fantastykę młodzieżową i smoki. Również tym, którzy mają ochotę na burzę emocji, szaloną akcję i genialnych bohaterów. Zdecydowanie polecam!
Smoki zawsze mnie fascynowały. Są potężne, wyrachowane, odważne i magiczne. Magiczne, bo prawdopodobnie żyją tylko w świecie książek, legend, opowieści na dobranoc. Gdyby jednak tak puścić wodze fantazji i wpaść na pomysł, że smoki mogłyby żyć tu i teraz? Raczej niemożliwe, przecież nie dałoby się nie zauważyć ich obecności. Ale smoki są sprytne, więc gdyby tak okazało się,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-22
Pierwsze objawy to zwykła grypa, jednakże po chwili okazuje się, że jesteśmy zarażeni śmiertelnym wirusem, czymś o wiele gorszym od HIV. Gorączka, wymioty, narządy wewnętrzne zamieniające się w płynną maź jeszcze za życia, krew wypływająca z człowieka wszystkimi możliwymi otworami – właśnie to powoduje ebola. W 2014 roku świat obiegła wiadomość o przerażającym wirusie, który opuścił Afrykę i udał się w poszukiwaniu nowych ofiar do Europy, Azji i Ameryki.
Pierwsze wzmianki o wirusie pochodzą z roku 1976, z Zairu, gdzie epidemia pochłonęła 280 chorych. Nie dość, że choroba jest wysoce zakaźna, to śmiertelność w wyniku zarażenia wirusem wynosi 60 – 90%! Pierwszą ofiarą opisaną w książce jest Charles Monet. Emigrant z Francji w styczniu 1980 roku został zakażony wirusem marburg zupełnie przypadkowo, prawdopodobnie podczas wycieczki do groty Kitum. Być może wirus upodobał sobie jakiegoś nietoperza, być może małpę, ale nadal było mu mało. Zmienił swą postać tak, by móc zamieszkać również w ciele człowieka i zrobił to po to, by wymordować całą ludzkość, by przetrwać bez względu na koszty.
Wokół wirusa ebola zrobił się duży szum. Łatwo wpadano w panikę, gdy okazało się, że niczego nieświadomi ludzie przywieźli ze sobą prosto z tropikalnej dżungli tę przerażającą chorobę. Jednak czy ktoś zastanawiał się skąd taki wirus w ogóle się wziął? Jak powstał? W jaki sposób zaraził się nim pierwszy człowiek? Pewnie wiele osób zadawało sobie powyższe pytania. Choć internet jest ogromnym źródłem wiedzy, nie przedstawia szczegółowych informacji, a media zamiast podawać konkrety, sieją ogólną panikę.
Strefa skażenia ukazuje historię wirusa ebola, poczynając od badań, a skończywszy na skrupulatnych opisach choroby. Rozwój wirusa, drobne decyzje, które okazały się mieć wielki wpływ na nadal trwającą historię choroby i pomyłki osób, które mogły kosztować życie miliona ludzi.
Jak to się dzieje, że ciągle powstają nowe wirusy, które zagrażają całej ludzkości? Najpewniej jest to wynik zniszczenia biosfery lasu tropikalnego. W ekologicznie zniszczonych miejscach powstają takie mutanty, które by przetrwać wybierają sobie za ofiary ludzi gęsto zamieszkujących sawanny i lasy tropikalne. Można dojść do wniosku, że Ziemia zaczęła walczyć z ludźmi, którzy stali się jej pasożytem, że jest to pewien proces oczyszczania planety. Wizja ta jest przerażająca, ale trzeba przyznać, że całkiem realna.
Mimo wielu badań prowadzonych w specjalistycznych laboratoriach, nadal nasza wiedza o eboli jest niewielka. Na przestrzeni ostatnich lat wirus ten nagle się pojawiał i równie nagle znikał. Zabrał ze sobą już spore żniwo ludzi, a to z pewnością nie jest jeszcze koniec. Nikt nie wie, gdzie pojawi się kolejnym razem. Kto stanie się kolejną ofiarą? Być może całej ludzkości przyjdzie zmagać się z chorobą. Pamiętajcie – dziewięć na dziesięć osób tego nie przeżyje…
Pierwsze objawy to zwykła grypa, jednakże po chwili okazuje się, że jesteśmy zarażeni śmiertelnym wirusem, czymś o wiele gorszym od HIV. Gorączka, wymioty, narządy wewnętrzne zamieniające się w płynną maź jeszcze za życia, krew wypływająca z człowieka wszystkimi możliwymi otworami – właśnie to powoduje ebola. W 2014 roku świat obiegła wiadomość o przerażającym wirusie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-07
Z bycia singlem jedni są zadowoleni, inni nie. Z jednej strony wiele mówi się o tym, jakie to wspaniałe jest życie samotnika, gdzie można o wszystkim samemu decydować. Z drugiej strony, rozmawiając z ludźmi w związku i widząc ich na wspólnych spacerach, w głębi serca czuje się zazdrość. Szkoda już mówić o tym, gdy jesteśmy sami, a mamy już ponad 30 lat. Cała wspaniała rodzinka przypomina nam przy każdej możliwej okazji, że to najwyższa pora na zawarcie związku małżeńskiego, a nasze jajeczka są w coraz gorszej formie. Jeśli jednak do tej pory nie znaleźliśmy tej odpowiedniej osoby, z którą będziemy szczęśliwe, to czy musimy zmuszać się i łączyć z człowiekiem, który nam tego nie da? Czy na tym polega życie, by spełniać wymagania innych? Mandy Hale ma na ten temat zdecydowanie inne zdanie i pokazuje, że pod żadnym pozorem nie powinniśmy ulegać namowom innych i na siłę trwać w związku, który w gruncie rzeczy nie ma żadnej przyszłości.
Podobno szczęśliwy może być każdy, ale często poddajemy tę kwestię w wątpliwość – w szczególności, gdy jesteśmy sami. A więc, czy nasze szczęście zależy od partnera? Czy można być szczęśliwym i być samotnym? To trudne pytania, na które Mandy Hale postarała się odpowiedzieć. W końcu singielka najlepiej odpowie na problematyczne pytania drugiej singielki i jak nikt inny wesprze na duchu. Autorka stworzyła wspaniałą książkę, która dotrze chyba do każdej samotnej kobiety, ponieważ skupia się ona na własnych przeżyciach, a jej rady są tak szczere, że łatwo można je wziąć do serca. Rady o tym jak przestać żyć przeszłością i być szczęśliwym samemu ze sobą są niezwykle cenne.
Czytając Singielkę miałam wrażenie, jakbym czytała czyjś ciekawy pamiętnik, z którego sama mogę wyciągnąć wiele wniosków. Przy każdym rozdziale zamieszczonych zostało wiele cytatów, które zapisałam sobie w moim notatniku, aby zawsze o nich pamiętać. Choć jestem w związku, to i tak wiele rzeczy mogłam z tej książki wynieść dla siebie. Przede wszystkim to, że sama mogę dbać o swoje szczęście. Przyznam, że chciałabym mieć do siebie taki dystans jak Mandy Hale.
Mandy Hale to niezwykle popularna blogerka, którą pokochały tysiące kobiet, czemu wcale się nie dziwię. Ta kobieta jest ogromnym wsparciem dla osób samotnych oraz tych, które niedawno przeżyły rozstanie. Autorka przedstawia sobą wielką, pozytywną siłę i potrafi przekazać innym mnóstwo motywacji. Wiele osiągnęła do tej pory, ale wróżę jej jeszcze wiele sukcesów w przyszłości. Z taką siłą i motywacją może osiągnąć w swoim życiu wszystko czego zapragnie – a co najważniejsze, pomoże w ten sposób tysiącom kobiet, które dzięki niej odzyskają poczucie własnej wartości.
Z bycia singlem jedni są zadowoleni, inni nie. Z jednej strony wiele mówi się o tym, jakie to wspaniałe jest życie samotnika, gdzie można o wszystkim samemu decydować. Z drugiej strony, rozmawiając z ludźmi w związku i widząc ich na wspólnych spacerach, w głębi serca czuje się zazdrość. Szkoda już mówić o tym, gdy jesteśmy sami, a mamy już ponad 30 lat. Cała wspaniała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-14
Abhorsen jest trzecim tomem serii Stare Królestwo. Aż nie mogę uwierzyć, że przygody Sabriel – głównej bohaterki pierwszego tomu i Lirael – bohaterki tomu drugiego, są już za mną. Tak to w naszym życiu bywa, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Tak właśnie szybko upłynął mi czas przy powieściach Gartha Nixa. Dobrze, że na ten rok jest zaplanowana premiera Clariel – prequel tej trylogii fantasy.
Niszczyciel – czyli jeden z największych zagrożeń świata, który dążyć będzie do jego zagłady, może zostać uwolniony. Lirael, którą poznałam już w tomie drugim, kontynuuje swoją ryzykowną wyprawę wspólnie z Sameth’em, Podłym Psiskiem i kotem Moggetem. Teraz bohaterka staje przed wielkim wyzwaniem, gdyż musi podołać obowiązkom samego Abhorsena, którym się stała. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno była zwykłą Asystentką Bibliotekarza. Lirael zupełnie sama musi odnaleźć się w nowej roli i bez niczyjej pomocy nauczyć się, na czym polega praca Abhorsena. Przyjaciele muszą zrobić wszystko, by uratować Nicholasa i cały świat przed zagładą.
Bohaterzy przechodzą pozytywne przemiany. Dojrzewają, potrafią podejmować ważne decyzje, biorą odpowiedzialność za życie innych. Jak zwykle byłam zachwycona obszernymi opisami, których tak brakowało mi w tomie pierwszym. Biorąc pod uwagę lekki styl autora, wydarzenia, bohaterzy i opisy miejsc akcji łączyły się w zgrabną całość. Gdy akcja nabrała tempa całkowicie oddałam się książce i nie odłożyłam jej już nawet na chwilę.
Stare Królestwo to seria przeznaczona zarówno dla dzieci, młodzieży, jak i dorosłych. Osobiście uwielbiam czasami sięgnąć po książki ponadczasowe, których sens zrozumie nawet dziecko i każdy wyniesie z nich coś dla siebie. Magia króluje na każdym kroku, a nie jest ona byle jaka. Garth Nix zaskoczył swoją wyobraźnią, ukazał tabuny Zmarłych, którzy z pewnością nie mieli dobrych zamiarów, Nekromantów i wiele innych stworzeń Magii Kodeksu. W powieści spotkałam co niemiara ciekawych pomysłów, i co najważniejsze – były one świetnie wykonane.
Nie spodobała mi się tylko jedna rzecz – kompletny brak wątku romantycznego. Szczerze mówiąc, naiwnie czekałam do samego końca na odrobinę miłości pośród świata szarpanego między granicami dobra i zła. W końcu w każdej bajce pojawia nutka prawdziwej miłości. Nie będę jednak narzekać, bo przy całej okazałości serii ta wada nie ma żadnego znaczenia (choć nie można nawet nazwać tego wadą, dla wielu może to być zaleta). Bohaterzy musieli przejść przez tyle trudów, że nie dziw, iż nie mieli głowy na miłostki.
Nie mogę się doczekać wydania Clariel, być może dokładniej poznam historię matki Lirael i ojca Sabriel. Może ten magiczny świat jeszcze czymś mnie zaskoczy? Z przykrością rozstawałam się z bohaterami. Dobrze że książki mają to do siebie, że w każdej chwili można do nich powrócić. Z wielką przyjemnością polecam wszystkim serię Stare Królestwo.
Abhorsen jest trzecim tomem serii Stare Królestwo. Aż nie mogę uwierzyć, że przygody Sabriel – głównej bohaterki pierwszego tomu i Lirael – bohaterki tomu drugiego, są już za mną. Tak to w naszym życiu bywa, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Tak właśnie szybko upłynął mi czas przy powieściach Gartha Nixa. Dobrze, że na ten rok jest zaplanowana premiera Clariel –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-31
Niedawno przedstawiałam wam pierwszą część trylogii o Starym Królestwie. Dziś przyszła pora na Lirael – tom drugi. Garth Nix przedstawia nam tym razem kolejną barwną postać – Lirael. Dziewczyna pochodzi z potężnego rodu Clayrów i jak wszystkie kobiety z jej rodziny, powinna mieć dar Mocy Widzenia teraźniejszości i przyszłości. Niestety przyszło jej długo na niego czekać, a wszystkie jej rówieśniczki już dawno go posiadły, jednak nie Lirael. Pozostaje tajemnicą, kto jest ojcem dziewczyny – a może to mieć znaczenie w związku z brakiem daru.
Akcja toczy się czternaście lat po powrocie na tron króla Touchstone’a I. Oznacza to, że między pierwszym, a drugim tomem jest czternastoletnia przepaść i wiele rzeczy zdążyło się zmienić. Sabriel – bohaterka pierwszego tomu, ma już dwójkę dzieci i mnóstwo pracy jako Abhorsen. Nic jednak nie dzieje się przypadkowo, odkryjemy jakie więzy łączą te dwie odważne i honorowe bohaterki.
Lirael od razu mnie wciągnęła i zachwyciła. Od samego początku akcja pędzi, a fabuła nie pozwala się od niej oderwać. Poznajemy młodą Lirael, widzimy jaka jest odważna, jak szybko się rozwija i jak wielką wagę przywiązuje do swoich umiejętności magicznych. Nie ma daru, który dawno powinien się w niej obudzić, ale nie pozostaje bierna – każdego dnia praktykuje znaki Kodeksu. Bohaterka nie wie, że kiedyś zmieni to jej całe życie.
Mnóstwo tajemnic, niebezpieczeństwa, wszelakich potworów, żywych trupów i dusz, które pragną władzy – to wszystko sprawia, że Lirael jest bardzo dobrą książką. Gdy dodamy do tego ciekawych bohaterów oraz bogatą fabułę, powstaje dzieło, które przeczytałam z wielką przyjemnością.
Drugi tom spodobał mi się o wiele bardziej. W pierwszym brakowało mi rozbudowanych wątków pobocznych, wszystko było bardzo proste, a bohaterów znałam jakby mniej, niż tych z tomu drugiego. Trzeba zaznaczyć, że w tej części oprócz tytułowej Lirael, poznajemy również Sama, syna Sabriel. Fakt ten od razu pobudził moją ciekawość i urozmaicił powieść, dzięki czemu odebrałam ją jeszcze lepiej.
Lirael to kontynuacja Sabriel, jednak niewiele znajdziemy w niej informacji na temat tamtej bohaterki. Garth Nix skupił się na zupełnie nowych postaciach. Autor posługuje się pięknym, plastycznym językiem, a jego kreatywność nie zna granic. Nie jest to może świat na miarę tolkienowskiego, ale urzekł mnie szeroką paletą magicznych stworzeń. Nie mogłabym nie wspomnieć, że spotkamy tu gadającego kota Moggeta, którego poznaliśmy już w poprzednim tomie, a nowym zwierzakiem jest Podłe Psisko, towarzysz i przyjaciel Lirael. Personifikacja zwierząt bardzo mi się spodobała, w końcu nie od dziś wiadomo, że zwierzęta to najlepsi przyjaciele ludzi.
W końcu doczekałam się bogatszych opisów Starego Królestwa, dokładniej poznałam na czym polega ten magiczny świat, a nowi bohaterowie dodali wszystkiemu wdzięku. Cieszę się, że przeczytałam Sabriel, ponieważ Lirael jest powieścią jeszcze lepszą, bardziej rozbudowaną, bardziej wciągającą i zdecydowanie wartą przeczytania. Garth Nix ukazał tu całą paletę swoich umiejętności. Myślę, że nie macie wątpliwości, że po tom trzeci sięgnę z wielkim zapałem.
Niedawno przedstawiałam wam pierwszą część trylogii o Starym Królestwie. Dziś przyszła pora na Lirael – tom drugi. Garth Nix przedstawia nam tym razem kolejną barwną postać – Lirael. Dziewczyna pochodzi z potężnego rodu Clayrów i jak wszystkie kobiety z jej rodziny, powinna mieć dar Mocy Widzenia teraźniejszości i przyszłości. Niestety przyszło jej długo na niego czekać, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-31
abriel to powieść fantasy, która jest pierwszym tomem trylogii Opowieści o Starym Królestwie. Książka pierwszy raz została wydana w 1995 roku, a aktualnie Wydawnictwo Literackie postanowiło ponownie wydać ją w nowej, pięknej szacie graficznej.
Powieść ta jest połączeniem dwóch światów. Jeden z nich może być nam bardzo bliski, gdyż podobny jest do współczesnego, a przynajmniej do świata z ubiegłego wieku. Tutaj nie znajdziemy nic niezwykłego, może z wyjątkiem jednej osoby – Sabriel. Dlaczego dziewczyna jest wyjątkowa? Ponieważ pochodzi ze Starego Królestwa, ze świata magii, upiorów i wróżbitów. Główna bohaterka nie pozostaje im dłużna, gdyż sama jest córką samego Abhorsena, którego zadaniem jest przeprowadzać dusze zmarłych do krainy wieczności. Może on nawet wskrzeszać, chronić świat przed upiorami – jednym słowem, jest niezwykle ważną osobistością w świecie magii. Sabriel jako jedyne dziecko wiele uczy się na temat rodzimego kraju, choć od dziecka zamieszkuje zwykłą szkołę z internatem – Wewerley Collego.
Pewnego razu zostaje zburzony zwykły porządek dnia, gdyż w szkole pojawia się zjawa podobna do śmierci. Okazuje się, że jest ona spętana przez samego Abhorsena i przekazuje bohaterce miecz oraz dzwoneczki (atrybut pracy nekromana, przez którego może wysyłać dusze do Ostatniej Bramy). Sabriel domyśla się, że z ojcem musiało stać się coś złego, postanawia więc wyruszyć w najniebezpieczniejszą wyprawę życia. Wszystko żeby uratować ojca, jedynego członka rodziny. Sabriel, wracając do domu, napotyka gadającego kota – Moggeta – oraz królewskiego strażnika – Touchstone’a. By odnaleźć Abhorsena udają się na sam kraniec Starego Królestwa.
Książka jest zupełnie oryginalna. Całkowicie odbiega od typowych przekonań i rządzi się własnymi prawami. Śmierć jest tutaj postrzegana nieco inaczej – nie jest ona zła i nie oznacza ostatecznego końca, gdyż Abhorsenowie są w końcu jej panami. Ponadto, poruszone są w niej problemy utraty rodziny; ciężkiego podjęcia obowiązków, które spadają na nas, gdy zostajemy sami. Wielką rolę odgrywa poświęcenie w imię najważniejszych osób w naszym życiu. Wiele mówi się tutaj również o losie, który został podsumowany pięknymi słowami:
„Czy to idący wybiera drogę, czy droga idącego?”.
Powieść ta jest zdecydowanie przeznaczona dla młodzieży, a nawet dzieci. Czasem jest to dla dorosłego czytelnika denerwujące i być może wielu osobom się przez to nie spodobać. Uważam jednak, że nie ma nic przyjemniejszego od zagłębienia się w lekturę, która jest napisana prostym językiem, która dotrze nawet do dziecka, która nie polega na zawiłej akcji, ale wartkiej i ciekawej.
Wprost nie mogę się doczekać kolejnych dwóch tomów powieści, jak i wydania Clariel, które nastąpi już wkrótce. Mam nadzieję, że teraz zostaną bardziej rozwinięte poboczne wątki, ale jednocześnie zostanie zachowana prostota powieści. Jeśli tylko macie ochotę na trochę przyjemnej fantastyki, to sięgnijcie po Sabriel, a na pewno się nie zawiedziecie!
abriel to powieść fantasy, która jest pierwszym tomem trylogii Opowieści o Starym Królestwie. Książka pierwszy raz została wydana w 1995 roku, a aktualnie Wydawnictwo Literackie postanowiło ponownie wydać ją w nowej, pięknej szacie graficznej.
Powieść ta jest połączeniem dwóch światów. Jeden z nich może być nam bardzo bliski, gdyż podobny jest do współczesnego, a...
2014-11-07
Gdy naszła mnie ochota na dawkę sensacji z domieszką thrillera, postanowiłam sięgnąć po książkę Heather Graham. Oczekiwania były duże, gdyż autorka ma na swoim koncie już ponad 70 powieści, sprzedających się w niemałym nakładzie – ponad 20 milionów egzemplarzy. Czy pisarka zdołała mnie zachwyciła?
Ashley Montague to główna bohaterka książki. Młoda studentka porzuciła studia sztuk pięknych, na rzecz policyjnych. Wyrzeczenie wielkie, ale nic nie dzieje się bez powodu. Bohaterka ma w sobie pasję do tego co robi, a przede wszystkim, posiada wielki talent. Potrafi z niesamowitą dokładnością odtworzyć w swej głowie, a zaraz potem przelać na papier, obraz z miejsca wypadku/morderstwa. Doskonalenie rysunku nie pójdzie na marne, w końcu taka dobra artystka przyda się również w policji.
Historia powieści rozpoczyna się, gdy Ashley jest świadkiem dziwnego wypadku. Pewien mężczyzna znalazł się na autostradzie nie wiadomo skąd, w dodatku zupełnie nagi. Jak się później okazuje, był to dawny przyjaciel czołowej postaci. Policja dochodzi do wniosku, że ten młody człowiek był pod wpływem narkotyków. Nic jednak się nie zgadza. Jak ten idealny chłopak, studiujący prawo, z marzeniami i bez nałogów, mógł zatracić się w narkotykach i prawie się zabić? Sprawa tym bardziej zaczyna być podejrzana, gdy ktoś próbuje zabić owego chłopaka, który przez swój wybryk leży pogrążony w śpiączce…
Akcja toczy się szybko, w książce bohaterzy ciągle ze sobą rozmawiają, nie uświadczymy tutaj nudnych wywodów narratora. Powieść jest krótka, więc co stronę jesteśmy zaskakiwani czymś nowym. Bohaterów da się lubić, niektórych poznajemy od razu, innych powoli odkrywamy. Dużym plusem dla kobiet jest rozbudowany wątek romantyczny, lecz dla innych może to być powód, przez który nie sięgną po tę powieść. Mnie w każdym razie bardzo się to podobało, szczególnie, iż miało to znaczący wpływ na odkrywaną zagadkę.
Nie zdołałam się domyślić, kto jest sprawcą zbrodni. Zakończenie zdecydowanie mnie zaskoczyło. Muszę jednak przyznać, że odczuwałam pewien niedosyt. Końcowe zdarzenia, choć najważniejsze, nie zawierały wielkiego dreszczyku emocji, miałam wrażenie, że autorka tylko „przeleciała” przez zakończenie, aby jak najszybciej skończyć książkę. Ponadto pierwsza połowa powieści nie wciągnęła mnie, dopiero druga sprawiła, że zmieniłam zdanie o lekturze.
„Portret zabójcy” nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia, jednak nie uważam, żeby czas przy niej spędzony był zmarnowany. Na pewno dam jeszcze szansę Heather Graham i przeczytam inne jej powieści. Książka jest krótka, świetnie urozmaici wam jeden wieczór, a czas przy niej spędzony płynąć będzie szybciej, niż się spodziewamy. Polecam tę powieść osobom, które chciałyby zahaczyć o sensację, thriller, a także romans.
Gdy naszła mnie ochota na dawkę sensacji z domieszką thrillera, postanowiłam sięgnąć po książkę Heather Graham. Oczekiwania były duże, gdyż autorka ma na swoim koncie już ponad 70 powieści, sprzedających się w niemałym nakładzie – ponad 20 milionów egzemplarzy. Czy pisarka zdołała mnie zachwyciła?
Ashley Montague to główna bohaterka książki. Młoda studentka porzuciła...
2014-09-28
Sue Monk Kidd zyskała swoją sławę dzięki książce Sekretne życie pszczół, na podstawie której w 2008 roku powstał film. Tym razem amerykańska pisarka powróciła w najnowszej powieści Czarne skrzydła, która stała się już numerem jeden na bestsellerowej liście New York Timesa. Jak autorka poradziła sobie z trudnym tematem niewolnictwa w XIX-wiecznej Ameryce?
Sara Grimke jest córką sędziego Karoliny Południowej i należy do tak zwanej śmietanki towarzyskiej. Nie będzie dla nikogo zdziwieniem, że tak bogatą rodzinę stać na kilku niewolników (choć szczerze mówiąc, państwo Grimke mają jedynie obowiązek wykarmić swoją służbę). Sara jako jedenastolatka powoli wkracza w dorosłe życie, a to wymaga zmian w jej egzystencji. W dniu swoich urodzin otrzymuje dwa prezenty. Pierwszym jest zamieszkanie we własnym pokoju, drugim natomiast jest niewolnica – Hetty. Młoda dziewczyna nie zgadza się z posiadaniem człowieka na własność, ale nie ma większego wyboru, naciski rodziców sprawiają, że Sara w pewnym sensie pogodziła się z tą sytuacją. Dziewczynki jednak wbrew nakazom znajdują wspólny język, zaprzyjaźniają się i zdradzają sobie najskrytsze tajemnice.
Zabierając się za Czarne skrzydła sądziłam, że będzie to właśnie książka o głębokiej przyjaźni między niewolnicą a jej panią. Myliłam się, bo książka ta porusza o wiele więcej tematów i problemów. Spotykamy się tutaj z przeplatającą się narracją dwóch osób, Sary oraz Szelmy (Hetty). Dzięki temu wnikliwie poznałam życie niewolnicy, która marzy o wolności i w drobnych czynach pokazuje swój bunt przeciwko niewolnictwu. Z drugiej strony poznaję Sarę, która nie tylko pragnie wolności dla niewolników, ale również dla kobiet. Zauważmy, że akcja toczy się w czasach, gdy kobiety nie miały zbyt wiele do powodzenia w jakichkolwiek sprawach. Większa część książki nawiązuje do walki o swoje prawa tych dwóch kobiet – później mimo przeplatającej się narracji, bohaterki zaczną się od siebie oddalać, każda skupi się na swojej walce.
Sara i Szelma to bohaterki, które na długo zostaną w mojej pamięci. Dzięki takim kobietom nikt w domu nie ma czarnoskórej służki pracującej za darmo, a my – kobiety, mamy swoje prawa, możemy być prawnikami, urzędnikami, możemy nawet zostać prezydentem! Świat soi przed nami otworem, a wszystko dzięki odwadze tamtych kobiet. Teraz feminizm (którego w gruncie rzeczy nie popieram – jest to dla mnie istna przesada) jest prosty. Tamte kobiety przez to, że odważyły się walczyć, traciły godność w oczach innych ludzi, traciły swój honor, Kościół katolicki odwoływał się do cytatów ze Starego Testamentu, gdzie napisane jest, by kobieta była posłuszna i cicha. Myślę, że warto przeczytać tę książkę, by oddać szacunek osobom, które walczyły o nowy, lepszy świat.
Czarne skrzydła to powieść, która nie jest naszpikowana zwrotami akcji. Na raz ciężko ją przeczytać, niektóre fragmenty trzeba mieć czas „przetrawić”. Mimo tego nie nudziła mnie. Z przyjemnością poznawałam kulturę i tradycję korzeni stanów południowych Ameryki. Czarne skrzydła są napisane świetnym stylem, dzięki któremu powieść jest czystą przyjemnością. Porusza ona jednak trudne tematy, dlatego przez książkę nie da się "przelecieć". Polecam ją osobom, które pragną zobaczyć, jak kiedyś kobiety walczyły o naszą wolność, o nasze prawa, o nasze życie.
Sue Monk Kidd zyskała swoją sławę dzięki książce Sekretne życie pszczół, na podstawie której w 2008 roku powstał film. Tym razem amerykańska pisarka powróciła w najnowszej powieści Czarne skrzydła, która stała się już numerem jeden na bestsellerowej liście New York Timesa. Jak autorka poradziła sobie z trudnym tematem niewolnictwa w XIX-wiecznej Ameryce?
Sara Grimke jest...
Koń trojański, którego wymyślili wojownicy greccy, by wygrać wojnę, to motyw wykorzystywany w literaturze niejednokrotnie. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle sprytny sposób na pokonanie wroga. Darrow – główny bohater książki – postanowił osobiście stać się takim właśnie koniem trojańskim. Ale czy to wystarczy by pokonać Złotych?
„Złoty syn” to drugi tom cyklu Red Rising. W poprzedniej części bohater walczył o życie i przyszłość w szkole Instytutu Marsa. Dokładnie poznałam wtedy Darrowa, zrozumiałam jego uczucia, pragnienia i marzenia. Kibicowałam mu ze wszystkich sił, a on spełnił moje nadzieje. Teraz przyszła pora, by moja ukochana postać zamieniła się w potwora. A wszystko po to, by zniszczyć Złotych od środka, by zniszczyć podział kolorów, by człowiek był człowiekowi równy.
Gdy Darrow wspina się po szczeblach kariery coraz wyżej, coraz trudniej jest odróżnić, czy to co robi rzeczywiście jest dobre. Czy ma prawo poświęcać wrogów i przyjaciół dla wyższego celu? A jeśli nie może tego robić, to jak osiągnąć cel? Wszystko zaczyna się komplikować. W jaki sposób ten dwudziestoletni chłopak ma podejmować wyłącznie dobre decyzje? Darrow ma honorowy cel – pragnie obalić Złotych, rządy tyranów, którzy uważają się za bogów. Jednak, gdy bohater jest blisko osiągnięcia swego celu wszystko się psuje. Czy da radę mimo wszystko podnieść się i nadal wypełniać tę szaloną misję?
Na początku książki zupełnie się pogubiłam, ponieważ minęło już sporo czasu od wydania poprzedniego tomu. Niezliczona ilość imion, miejsc, władców, wszystko mi się mieszało. Na szczęście, gdy już połapałam się kto jest kim, powieść zaczęła mnie wciągać. Bohater ewoluował. W pierwszym tomie był pełnym pasji nastolatkiem, który postanowił poświęcić życie, by zmienić świat. Teraz jest to doświadczony mężczyzna, który konsekwentnie dąży do wypełnienia swych postanowień. Darrow zmienił się nie do poznania. Nie mogłam uwierzyć, że pod maską potwora nadal skrywa się niepewny siebie chłopak. A jednak, dzięki narracji pierwszoosobowej doskonale widziałam jak nadal szarpią nim różne emocje. To nadal jest mój ukochany bohater.
Mnóstwo walki i zawiłości politycznych, tak właśnie określiłabym ten tom. W poprzednim Pierce Brown skupił się na dokładnym przedstawieniu bohatera, teraz mamy do czynienia z ciągłą walką o wolność. Osobiście wolałam pierwszy tom, gdyż wolę analizowanie zachowań bohatera, lubię czytać o jego uczuciach. Podejrzewam natomiast, że drugi tom tym bardziej spodoba się facetom. Po cichu liczę, że tom trzeci zadowoli wszystkich po równo i może wreszcie rozwinie się jakiś wątek miłosny.
„Złoty syn” to książka bogata w akcję i zawierająca fantastycznych bohaterów. Jest skomplikowana, nieprzewidywalna, oryginalna. Nie jest to dystopia taka jak wszystkie. Wojna nie oszczędza nikogo, fabuła jest przedstawiona realnie – powieść ma całe mnóstwo plusów.
Cykl „Red Rising” nie jest zbyt znany, co uważam za wielką szkodę, bo jest to kawałek dobrej fantastyki. To książka, która spodoba się młodszej młodzieży jak i dorosłemu. Książka, która trafi do kobiety i mężczyzny. Powieść, która poruszy i porwie w wir walki. W moich oczach jest to wyjątkowa seria i wprost nie mogę się doczekać finałowego tomu. Mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała tyle czekać. A tymczasem polecam wam – przenieście się na Marsa, poznajcie życie Czerwonych i Złotych i pokochajcie dzielnego Darrowa jak ja.
Koń trojański, którego wymyślili wojownicy greccy, by wygrać wojnę, to motyw wykorzystywany w literaturze niejednokrotnie. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle sprytny sposób na pokonanie wroga. Darrow – główny bohater książki – postanowił osobiście stać się takim właśnie koniem trojańskim. Ale czy to wystarczy by pokonać Złotych?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Złoty syn” to drugi tom cyklu Red...