Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Trudno mi uwierzyć, że już 9 lat minęło od wydania "Tajemnicy domu Helclów"... Piąty raz spotykamy się z krakowską detektywką i po dość spadkowym tomie czwartym z radością mogę odnotować, że profesorowa Szczupaczyńska wraca do formy. Niestety, jednak wciąż nie tej z pierwszych tomów. Tym razem los pobłogosławił naszą bohaterkę dwoma trupami i rzucił wyzwanie w postaci wielu ślepych tropów w nieułatwiającym śledztwa anturażu powodzi z 1903 roku. Przyrodzone bohaterce mieszczańskie pruderie muszą z kolei ustąpić, kiedy Szczupaczyńska dla dobra śledztwa "infiltruje" społeczność krakowskich urningów.

Intryga kryminalna ginie nieco pod nawałem erudycji Autorów i naporem samego Krakowa, jego historii, topografii i mentalności mieszkańców. Nie oceniam tego pozytywnie ani negatywnie, taka jest natura tej serii, ale warto mieć świadomość, że to coś więcej niż kryminał.

To, czego nie kupiłam to rozdziały Franciszki, zadziornej służącej Szczupaczyńskich, pomyślane chyba jako komediowy przerywnik. Ostatecznie bez żalu przelatywałam je wzrokiem, bo i niełatwo je czytać, ze względu na bardzo autorską ortografię bohaterki.

Czy sięgnę po następny tom? Oczywiście, że tak.

Trudno mi uwierzyć, że już 9 lat minęło od wydania "Tajemnicy domu Helclów"... Piąty raz spotykamy się z krakowską detektywką i po dość spadkowym tomie czwartym z radością mogę odnotować, że profesorowa Szczupaczyńska wraca do formy. Niestety, jednak wciąż nie tej z pierwszych tomów. Tym razem los pobłogosławił naszą bohaterkę dwoma trupami i rzucił wyzwanie w postaci wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętna to w moim mniemaniu najlepsza ocena tej książki. To klasyczne czytadełko akuratne do zbiorkomu, lekkie, całkiem wciągające, i, co najważniejsze, z fabułą na tyle prostą, że nie da się w niej zagubić.

Tytułowa Hanka pojawia się w zasadzie tylko na chwilę, by powić główną bohaterkę książki, i to jej losy śledzimy od narodzin do dorosłości. Nie chcę tutaj zdradzać szczegółów (choć w miarę czytania da się je przewidzieć), ale wszystkie wątki - rodzinne, edukacyjne, społeczne, miłosne, przedstawione są w sposób naiwny i pozbawiony psychologicznej głębi. Trochę to wygląda jak fabuła serialu w stylu hallmarkowskim przeniesiona na papier.

Czy wrócę do tej Autorki? Lektura "Hanki" nie obraziła mnie tak, jak twórczość wielu innych polskich pisarek obyczajowych, więc jeśli organizm poprosi o coś niewymagającego na plażę, to pewnie rozejrzę się po bibliotece.

Przeciętna to w moim mniemaniu najlepsza ocena tej książki. To klasyczne czytadełko akuratne do zbiorkomu, lekkie, całkiem wciągające, i, co najważniejsze, z fabułą na tyle prostą, że nie da się w niej zagubić.

Tytułowa Hanka pojawia się w zasadzie tylko na chwilę, by powić główną bohaterkę książki, i to jej losy śledzimy od narodzin do dorosłości. Nie chcę tutaj zdradzać...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Osobisty przewodnik po Pradze Filip Springer, Mariusz Szczygieł
Ocena 7,6
Osobisty przew... Filip Springer, Mar...

Na półkach: ,

"Osobisty przewodnik" odczekał na półce kilka lat, bo wymyśliłam sobie, że będzie to moja lektura na wieczory w Pradze. W końcu się doczekałam. Plan zwiedzania miałam ustalony po swojemu, więc książka służyć mi miała przede wszystkim we wczuciu się w klimat i z tego wywiązała się znakomicie. To rzeczywiście bardzo osobisty przewodnik. Pełen miejsc, których w większości trudno znaleźć w standardowych publikacjach (ale też i nie takich, których niezobaczenie będzie jakąś wielką stratą).

To co powstrzymuje mnie od wyższej oceny to maniera Autora, pozującego trochę na przewodnicką wersję arbitra elegancji. On po prostu wie co jest ważne, na Pradze zjadł zęby, gardzi mainstreamową turystyką i wartość widzi tylko w niszy. Nie jak gmin przetaczający się masą po Hradczanach. W dodatku miastu nonszalancko poświęca niewiele więcej czasu, co samemu sobie. Liczne anegdotki z życia Autora oczywiście wpisują się w tytuł książki ("osobisty"), podobnie jak i nieoczywiste miejsca (znów "osobisty"), więc trochę się czepiam, ale chyba po prostu oczekiwałam mniej pretensjonalnego wykonania.

"Osobisty przewodnik" odczekał na półce kilka lat, bo wymyśliłam sobie, że będzie to moja lektura na wieczory w Pradze. W końcu się doczekałam. Plan zwiedzania miałam ustalony po swojemu, więc książka służyć mi miała przede wszystkim we wczuciu się w klimat i z tego wywiązała się znakomicie. To rzeczywiście bardzo osobisty przewodnik. Pełen miejsc, których w większości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zbiór reportaży o sytuacji kobiet w krajach poradzieckich. Cieszę się, że Autorka nie skupia się tylko na Rosji, Ukrainie, czy Kaukazie, bo są też -stany Azji Centralnej, ale w dość symbolicznych ilościach.
Treść w zasadzie sprowadza się do idei "rozsądnego konserwatyzmu", czyli wojen, przemocy wobec kobiet i wszelkich form dyskryminacji. Jeśli czytaliście jakąkolwiek książkę o tych krajach, która nie była pisana przez mężczyzn piejących o honorze i gościnności tamtych nacji, to nie znajdziecie tu nic nowego. Niemniej jednak temat zawsze wart jest podniesienia, dlatego 8/10.

Zbiór reportaży o sytuacji kobiet w krajach poradzieckich. Cieszę się, że Autorka nie skupia się tylko na Rosji, Ukrainie, czy Kaukazie, bo są też -stany Azji Centralnej, ale w dość symbolicznych ilościach.
Treść w zasadzie sprowadza się do idei "rozsądnego konserwatyzmu", czyli wojen, przemocy wobec kobiet i wszelkich form dyskryminacji. Jeśli czytaliście jakąkolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To była długa, ale ciekawa przygoda, której towarzyszyło całe spektrum wrażeń - od pewnego zaszokowania, mimo, że do pruderyjności mi daleko, do zachwytu nad boccacciową miłością do życia (i seksu, zwłaszcza seksu). Parę(naście) opowiadań raczej nie zyskałoby dzisiaj uznania, a biorąc pod uwagę tłumaczenia się samego Autora wplecione w tekst i skierowane do swoich czytelniczek, było kontrowersyjne także i te ponad 600 lat temu. Bo wiecie, seks w różnych konfiguracjach, rzadko kiedy małżeńskich, zajmuje tam większość stron.

Należy jednak pamiętać, że książka nie jest jakimś ideologicznym oświadczeniem Boccaccia. Historie, które opowiada sobie florencka młodzież nie mają jednolitego charakteru. Raz poważnie piętnuje w nich małżeńską zdradę i liche prowadzenie się kobiet, by w innych opowiadaniach chwalić zmyślność małżonków w przyprawianiu sobie rogów. Raz kobiecy intelekt jest doceniany, by gdzie indziej wytykać białogłowym przyrodzoną słabość umysłu. Jedyne co jest względnie spójne to niechęć do kleru. I duża chęć do seksu, ale o tym już chyba wspominałam ;).

Moim zdaniem warto skonfrontować się z Dekameronem. Nie każda opowieść jest warta przeczytania, ale całość daje wgląd we wczesnorenesansowe postrzeganie obyczajowości w dość specyficznym okresie epidemii. Dobra lektura dla ludzi, którzy myślą, że kiedyś ludzie nie umieli się bawić i doceniać ziemskich uciech.

To była długa, ale ciekawa przygoda, której towarzyszyło całe spektrum wrażeń - od pewnego zaszokowania, mimo, że do pruderyjności mi daleko, do zachwytu nad boccacciową miłością do życia (i seksu, zwłaszcza seksu). Parę(naście) opowiadań raczej nie zyskałoby dzisiaj uznania, a biorąc pod uwagę tłumaczenia się samego Autora wplecione w tekst i skierowane do swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z wielką przyjemnością wróciłam do Milkont i Wilna by spotkać się z Narwojszami i Birkontami. Miałam nadzieję, że książka będzie przynajmniej tak dobra jak część pierwsza, a okazała się chyba lepsza.

Akcja ma miejsce kilkadziesiąt lat później, a życie bohaterów Silva Rerum, Urszuli, Kazimierza i Jana Kirdeja, dobiega, lub dobiegło już końca. Rozliczanie się z przeszłością przynosi gorzkie konstatacje, więc i nastrój jest tutaj nieco cięższy niż w pierwszej części. Nie poprawia go też młodsze pokolenie, bo życie przypadło im na czas szwedzkich najazdów i epidemii dżumy, a i charaktery ich nie są aż tak wyraziste jak starszego pokolenia. Nie zmienia to faktu, że fabuła rozwija się smakowicie, zarówno ta "współczesna", jak i ta, która wydarzyła się pomiędzy oboma tomami i powoli odkrywa tutaj swoje tajemnice.

To wszystko byłoby jednak "tylko" ciekawą powieścią, gdyby nie język - poetyki, barwny, płynny, który przenosi w czasie i przestrzeni i zdecydowanie wynosi narrację na literackie wyżyny. Tym językiem naprawdę można się delektować.

Z wielką przyjemnością wróciłam do Milkont i Wilna by spotkać się z Narwojszami i Birkontami. Miałam nadzieję, że książka będzie przynajmniej tak dobra jak część pierwsza, a okazała się chyba lepsza.

Akcja ma miejsce kilkadziesiąt lat później, a życie bohaterów Silva Rerum, Urszuli, Kazimierza i Jana Kirdeja, dobiega, lub dobiegło już końca. Rozliczanie się z przeszłością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie cieszy mnie wystawianie jedynek, ale lubię być szczera w ocenach. Tutaj nie znalazłam żadnych pozytywów, może poza tym, że książka nie była szczególnie długa.

Pomysł na fabułę przekombinowany do granic możliwości, klei się wyłącznie dlatego, że tak zdecydowała Autorka, bo jakiegoś prawdopodobieństwa trudno się tutaj doszukać. A minimum realizmu jednak by się przydało, inaczej książka bardziej przypomina fanfica nastolatki o spotkaniu amerykańskiej gwiazdy na spacerze do osiedlowej Żabki. W teorii wszak wszystko jest możliwe. Drugi problemem jest pewne wrażenie zapętlenia - jadą, gadają, idą, gadają, przemieszczają się, gadaja itd., mało w tym dynamiki i na dłuższą metę nic z tego nie wynika poza rozwiązaniami fabularnymi z kapelusza.

Wszelkie braki fabularne nikną jednak wobec bohaterów. A raczej bohaterki, bo cała reszta to tylko tło dla Matki Walczącej™. Trudno mi przywołać z pamięci tak antypatyczną postać i naprawdę - strata dziecka niczego tutaj nie tłumaczy. Personifikacja agresji, która nie potrafi komunikować się inaczej niż krzykiem, pogardą, niecierpliwością i irytacją, i to nieważne z kim rozmawia, czy z jedynym przyjacielem, czy z ojcem dziecka, który wszak również jest rodzicem, czy ze starszą kobietą, która straciła rodzinę. Niemal co druga jej wypowiedź działa w oparciu o schemat wydrzeć się na kogoś, a potem mieć chwilę refleksji, że "no może akurat nie zasłużył, ale jest pod ręką xD". Nie wiadomo, czemu te refleksje mają służyć, bo nic w zachowaniu bohaterki nie ewoluuje. Jej ból jest lepszy niż innych.

Nie ma co się rozpisywać, strata czasu.

Nie cieszy mnie wystawianie jedynek, ale lubię być szczera w ocenach. Tutaj nie znalazłam żadnych pozytywów, może poza tym, że książka nie była szczególnie długa.

Pomysł na fabułę przekombinowany do granic możliwości, klei się wyłącznie dlatego, że tak zdecydowała Autorka, bo jakiegoś prawdopodobieństwa trudno się tutaj doszukać. A minimum realizmu jednak by się przydało,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.

Stąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą współczesność bohaterów - wchodzących w dorosłość chimerycznych bliźniąt Urszuli i Kazimierza, ich schodzących w starość rodziców Elżbiety i Jana Macieja, a także lekko zaburzonego trudnymi doświadczeniami z czasów dziecięcych Jana Kirdeja Bironta. Oni są po prostu z założenia mało realistyczni, mają odzwierciedlać pewne postawy i dobrze wpasować się w fabułę. A co do zarzutów o wspomnianej współczesności - kiedyś mentalnie ludzie może i nie byli do końca tacy sami jak my dzisiaj, ale nie oznacza to, że byli przedstawicielami innego gatunku. A już na pewno nie nam decydować, czy któraś z postaci mogła się historii przydarzyć, czy też nie, tym bardziej, że Autorka nie przywołuje jakichś współczesnych idei i postaw nieznanych w XVII wieku. Dziwi mnie zdziwienie, że jeden z bohaterów jest homoseksualistą, i to w dodatku takim, o którym nikt oficjalnie nie wie. Statystycznie nie ma opcji, by wśród polskich szlachetków od czasu do czasu nie przydarzyła się odmienna orientacja. Zakochanie od pierwszego wejrzenia? Weryfikacje życiowych planów? Orgie i inne "grzeszne" pokusy ciała? Brak pełnego pokory zachwytu nad klasztornym życiem? Nic tu nie brzmi wyłącznie współcześnie. Ale rozumiem, kiedyś tak lekko i bez potępienia by o tym nie pisało. Pokuszę się o stwierdzenie, że pod kątem potrzeb bohaterowie Autorki są bardziej prawdziwi, niż pełni cnót rozlicznych, godni naśladowania bohaterowie Sienkiewicza.

Jednak to nie charakterni bohaterowie i nie fabuła, choć wciągająca, tak mnie miło zaskoczyła. Największą frajdę sprawiła mi strona językowa, czyli zdania wielokrotnie złożone biegnące przez kilka stron, ale wciąż czytelne, a także styl kwiecisty, barokowy i erudycyjny, ale nie przekombinowany archaizmami. Myślę, że duża też tutaj zasługa Tłumaczki. Dialogów jest niewiele i nie są wyznaczone półpauzami, ale są obecne.

Reasumując ten przydługi wywód - jeśli ktoś się spodziewa szlacheckiej opowieści z wielką historią w tle to może się rozczarować. Jeśli zaś spodziewacie się ciekawej historii w barwnym anturażu to szczerze polecam.

Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.

Stąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To bardziej produkt uboczny filmu dokumentalnego, niż "pełnoprawny" reportaż. Bez większego pomysłu, bez minimalnego choćby zaplecza historycznego, bez zaangażowania. Czytając miałam wrażenie, że Autorka trafiała do tej Bośni zupełnie przypadkiem i spisała po prostu swoje wrażenia, tak, jak czasem spisuje się w pamiętniku wrażenia z urlopu. Jeśli już niewiele jest merytoryki, to dobrze byłoby to wypełnić ciekawą narracją i lepszym opracowaniem jedynej siły książki - to znaczy wypowiedzi osób zajmujących się identyfikacją ofiar ludobójstwa i krewnych tychże ofiar. Taki temat zasługuje na o wiele lepsze i uważniejsze opracowanie.


Być może film jest dużo lepszy, ale po lekturze nie mam już potrzeby sprawdzenia.

To bardziej produkt uboczny filmu dokumentalnego, niż "pełnoprawny" reportaż. Bez większego pomysłu, bez minimalnego choćby zaplecza historycznego, bez zaangażowania. Czytając miałam wrażenie, że Autorka trafiała do tej Bośni zupełnie przypadkiem i spisała po prostu swoje wrażenia, tak, jak czasem spisuje się w pamiętniku wrażenia z urlopu. Jeśli już niewiele jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo realistyczna fantastyka, nie pod kątem szczurów ludojadów czy mutantów, ale zachowań społecznych, jakie mogły by zaistnieć wśród garstki ocalałych z nuklearnej zabawy. Na drodze głównego bohatera, Artema, Autor postawił przedstawicieli różnorodnych systemów politycznych, religijnych czy filozoficznych i pozwolił im się zaprezentować w mniej (to częściej) lub bardziej zachęcający sposób.

Pod kątem ideologicznym to trochę odkrywanie Ameryki – nie znajdziemy tu szczególnej głębi i rewolucyjnych idei, choć na tego typu wątkach zbudowana jest duża część fabuły. Mi to jednak nieszczególnie przeszkadzało, przecież dla wychowanego w kompletnym odcięciu od szkoły i mediów Artema każde zetknięcie z filozoficzną myślą było nowością. Jeśli dodać do tego młody wiek Autora, który Metro 2033 wydał w wieku 26 lat, to trudno wymagać tutaj jakiegoś poważnego traktatu filozoficznego.

Bohaterowie z Artemem na czele może i nie byli szczególnie porywający, ale na swój sposób swojscy i normalni. Mogę tylko powiedzieć, że nie ma sensu za bardzo się do większości z nich przywiązywać.

Ale to wszystko nic. Mnie bez reszty wciągnęła atmosfera - duszna, przytłaczająca, niespieszna i nastrojowa w rosyjski sposób. To, co działo się w tunelach swoją subtelnością i pewnym niedopowiedzeniem bardzo sugestywnie działało na wyobraźnię, chętnie zobaczyłabym to na ekranie. Dużą rolę w budowaniu klimatu miały też opisy stacji, uznane przez niektórych za zbyt rozwlekłe. Moim zdaniem pozwalały na lepsze zrozumienie tego, jak ludzie w metrze funkcjonowali, jak wyglądała ich monotonna codzienność, nędzne namiastki rozrywek i walka o pozory normalności, by zachować człowieczeństwo. Do detali budujących to uniwersum Autor naprawdę się przyłożył.

Ostatnimi laty mocno zaniedbałam gatunek fantasy, a tutaj trafiłam od razu w dziesiątkę. No, może w dziewiątkę ;)

Bardzo realistyczna fantastyka, nie pod kątem szczurów ludojadów czy mutantów, ale zachowań społecznych, jakie mogły by zaistnieć wśród garstki ocalałych z nuklearnej zabawy. Na drodze głównego bohatera, Artema, Autor postawił przedstawicieli różnorodnych systemów politycznych, religijnych czy filozoficznych i pozwolił im się zaprezentować w mniej (to częściej) lub bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka napisana chyba wyłącznie dla własnej przyjemności. W "Półmistrzu" nie znalazłam ani sensacji, ani kryminału, ani retro klimatu. Niezapamiętywalni, płascy bohaterowie, nieangażująca intryga, Zazwyczaj daję się wciągnąć nawet marnym kryminałom, tutaj zupełnie nie zainteresowało mnie kto zabił.

Wątki historyczne - skupione wokół wojny, Gombrowicza i szachistów - Autor wplótł na siłę i bez polotu. Nie mam pojęcia czemu służyć miało wymienianie niebędących bohaterami książki mistrzów szachowych i ich cech charakterystycznych. Poza dodaniem objętości.

Książka z gatunku "za dwa lata zapomnę, że w ogóle ją czytałam". Nawet miałam myśl, że też byłabym w stanie coś takiego napisać, i to bynajmniej nie jest komplement. Do wspominanej w innych opiniach Agathy Christie nie ma nawet podejścia.

Książka napisana chyba wyłącznie dla własnej przyjemności. W "Półmistrzu" nie znalazłam ani sensacji, ani kryminału, ani retro klimatu. Niezapamiętywalni, płascy bohaterowie, nieangażująca intryga, Zazwyczaj daję się wciągnąć nawet marnym kryminałom, tutaj zupełnie nie zainteresowało mnie kto zabił.

Wątki historyczne - skupione wokół wojny, Gombrowicza i szachistów -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niby już ładny parę lat od pierwszego wydania minęło, a jakby nic się nie zmieniło. W Rosji dalej jest jedynowładztwo, represje wobec własnych obywateli, niebywała korupcja i zabetonowany mental.

Krystyna Kurczab-Redlich więcej miejsca niż wielkiej polityce poświęca jednak człowiekowi, i choć jest to obraz pełen zrozumienia, to nie napawa nadzieją. Pierwszy rozdział mówi o rosyjskiej codzienności lat 90-tych, ot, takiej innej, ale wciąż normalnej. Kolejne rozdziały jednak pozbawiają złudzeń i romantycznego wglądu w "rosyjską duszę". Drugi rozdział opowiada między innymi o protestach, mordowaniu dziennikarzy, czy równie brutalnych, jak absurdalnych aresztowaniach przypadkowych ludzi. Trzeci zaś skupia się na wątku czeczeńskim, czyli na obozach filtracyjnych i równaniu Groznego z ziemią, gdzie mirotwórcom bez różnicy było, czy mordowali Czeczenów czy też etnicznych Rosjan.

Styl Autorki jest może nieco chaotyczny, to pewna wada, bo skaczemy po rozmaitych, niekoniecznie spójnych wątkach. Wyraźnie czuć też, że pisze dokładnie o tym, co czuje i co myśli na dany temat, bez specjalnego silenia się na neutralność. To akurat zaleta, bo nie udaje bezstronnego reportera, który na czas pracy wyłącza emocje i uczucia.

To ciekawa lektura, prorocza i, niestety, mało optymistyczna.

Niby już ładny parę lat od pierwszego wydania minęło, a jakby nic się nie zmieniło. W Rosji dalej jest jedynowładztwo, represje wobec własnych obywateli, niebywała korupcja i zabetonowany mental.

Krystyna Kurczab-Redlich więcej miejsca niż wielkiej polityce poświęca jednak człowiekowi, i choć jest to obraz pełen zrozumienia, to nie napawa nadzieją. Pierwszy rozdział mówi o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Święta Ziemia" to mozaika złożona z głosów mieszkańców Izraela - swoje historie przędą Żydzi, Palestyńczycy, Beduini, Samarytanie, ortodoksi, chrześcijanie, bahaici, sabrzy, imigranci, mieszkańcy Gazy, Jerozolimy, Tel Awiwu, Hajfy, Narazetu, kibuców... Uwierzcie, bohaterów ta książka ma wielu. Każdy głos jest ważny, każdy dostaje swoją przestrzeń, a Autor stara się nie faworyzować żadnej ze stron i ocenę zostawia czytelnikowi. To dobra postawa, bo w tamtym rejonie nic nie jest czarnobiałe.

Gdybym przeczytała fragmenty tej książki w formie reportażu w gazecie to byłabym zachwycona. Dłuższa forma jednak "Świętej Ziemi" nie służy - wciąż jest ciekawie, ale mam wrażenie, że Autor prowadzi mnie donikąd. Brakuje mi jakiegoś podsumowania i gdzieniegdzie pogłębienia historii. Niemniej jednak to solidna cegiełka do poznania trudnych realiów izraelskiego życia.

"Święta Ziemia" to mozaika złożona z głosów mieszkańców Izraela - swoje historie przędą Żydzi, Palestyńczycy, Beduini, Samarytanie, ortodoksi, chrześcijanie, bahaici, sabrzy, imigranci, mieszkańcy Gazy, Jerozolimy, Tel Awiwu, Hajfy, Narazetu, kibuców... Uwierzcie, bohaterów ta książka ma wielu. Każdy głos jest ważny, każdy dostaje swoją przestrzeń, a Autor stara się nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jest to najlepiej napisany reportaż jaki czytałam. Autor we wstępie obrusza się na sugestie redakcji, by uprościć przekaz i twierdzi, że to traktowanie ludzi jak idiotów, a później mimo woli udowadnia, że problem leży w tym, że chyba po prostu nie umie napisać przystępnego i klarownego tekstu.

W pogoni za przedstawieniem problemu kurdyjskiego nie selekcjonuje faktów i nie wydziela wątków - wrzuca w tekst tyle informacji, ile się da. Efekt? Chaos i strumień świadomości. W dodatku nieobiektywny, bo Kurdowie w tym przekazie rysują się niczym naród wybrany, pełen odwagi, pokoju i tolerancji. Myślę, że odpuszczenie paru tematów i w zamian rozwinięcie paru innych, kierując się chociażby geografią (nie wiem, skupienie się na Rożawie albo Baszurze), paradoksalnie pomogłoby czytelnikom lepiej zrozumieć problem i spróbować się z nim identyfikować. Wszak reportaż nie musi być podręcznikiem z kompletem informacji.

Niemniej jednak przeczytać warto, bo pozycji o Kurdach jest jak na lekarstwo.

Nie jest to najlepiej napisany reportaż jaki czytałam. Autor we wstępie obrusza się na sugestie redakcji, by uprościć przekaz i twierdzi, że to traktowanie ludzi jak idiotów, a później mimo woli udowadnia, że problem leży w tym, że chyba po prostu nie umie napisać przystępnego i klarownego tekstu.

W pogoni za przedstawieniem problemu kurdyjskiego nie selekcjonuje faktów i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szkoła z internatem jest regularnie pojawiającym się motywem w brytyjskich filmach i książkach, począwszy od Jane Eyre po Harry'ego Pottera. Zazwyczaj przyjmowałam to bez głębszej refleksji, ot, taka kultura, jednak nieraz byłam zaskoczona obyczajową "normalnością" zjawiska wysyłania dziecka z dala od domu na całe miesiące i lata, zwłaszcza, jak rodzina mieszkała na przykład w Indiach. Tym bardziej, że szkoły wręcz zniechęcały do kontaktu listownego, a później telefonicznego, co już w ogóle zakrawa na absurd z pozabrytyjskiego punktu widzenia.

Rzeczywistość jak się okazuje zupełnie nie jest normalna, żeby nie powiedzieć, że jest po prostu patologiczna. Nie chodzi tylko o tak zwany zimny chów i dystans, który tak kojarzy się z Brytyjczykami, a który może prowadzić do poważnych zaniedbań emocjonalnych. Przede wszystkim chodzi o niesamowitą, zinstytucjonalizowaną skalę przemocy, zwłaszcza seksualnej. I to na tym skupia się ta książka - na regularnym łamaniu żyć tysięcy dzieci na przestrzeni stuleci.

Mimo pewnej zrozumiałej, acz męczącej powtarzalności wątków jest to pozycja, z którą warto się zapoznać. Autor stara się przedstawić temat obiektywnie i rzetelnie, trafił do wielu ofiar brytyjskiego szkolnictwa. Zresztą, sam jest jedną z nich.

Szkoła z internatem jest regularnie pojawiającym się motywem w brytyjskich filmach i książkach, począwszy od Jane Eyre po Harry'ego Pottera. Zazwyczaj przyjmowałam to bez głębszej refleksji, ot, taka kultura, jednak nieraz byłam zaskoczona obyczajową "normalnością" zjawiska wysyłania dziecka z dala od domu na całe miesiące i lata, zwłaszcza, jak rodzina mieszkała na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Maciej Siembieda jest dla mnie niczym Lucy Maud Montgomery. To znaczy tak jak ona wciąga w swój świat dosłownie od pierwszego akapitu i zawzięcie trzyma aż do ostatniego, nawet, jeśli po drodze mamy jakieś "ale". Warsztatu pisarskiego i wyczucia potrzeb czytelnika można zatem Autorowi pogratulować.

Historia rozpoczyna się obiecująco - dwóch braci, dziewczyna, cyrk, pierwszy motyw zemsty i widmo wojny. Chętnie pozostałabym na dłużej w tym dusznym od różnych emocji Zaodrzu, ale podobnie jak w Katharsis czytelnik musi się sporo napodróżować w czasie i przestrzeni. Z głównym bohaterem, Brunonem Janoschkiem, oprócz opolszczyzny zwiedzamy Rzeszę, Włochy i Egipt a jego przygodami jako cyrkowca, następnie esesmana, a później cyrkowca-mściciela można by obdzielić paru innych chłopaków z Opola. Z kolei rozciągnięcie fabuły na pół wieku może i pozwala na dodanie ciekawych wątków i jest na tyle sprawnie napisane, że nie wprowadza chaosu, ale mnie wybija z czytania, a już na pewno z sympatii/ antypatii wobec bohaterów. Tym bardziej że z każdym kolejnym skokiem o 10 lat spada przekonanie do wiarygodności rozwoju i motywacji postaci. Zresztą, najważniejsze wątki obyczajowe - relacja Brunona z Gretą i jego nieco absurdalna chęć zemsty zakończona wyjątkowo absurdalną realizacją nie przekonały mnie psychologicznie zupełnie. Budowanie charakterów zresztą nie jest chyba najsilniejszą stroną Autora - nie mogę pozbyć się wrażenia, że tworzy on bohaterów zbyt precyzyjnie i spójnie, nie pozwalając im na naturalność, co w efekcie przynosić skutek odwrotny od zamierzonego, czyli postaci zamiast żyć zostają na papierze.

Jak wspomniałam wyżej wykonanie tak czy inaczej jest bardzo zgrabne, wątki historyczne gładko łączą się z fikcją, a fikcyjni bohaterowie wdzięcznie poprzeplatani są prawdziwymi. Mam wrażenie, że Autor chciał powtórzyć niewątpliwy sukces świetnego Katharsis i dlatego zastosował podobny schemat, trochę na zasadzie, na jakiej robi się sequel udanego filmu. Ale nie zmienia to faktu, że jeśli będzie część trzecia to również siegnę po nią z przyjemnością.

Na koniec, jako fanka feminatywów, muszę zaznaczyć, że żeńską formą szewca jest szewczyni, co zostało odnotowane na przykład w SJP pod redakcją Kryńskiego i Niedźwieckiego w 1909 roku.

Maciej Siembieda jest dla mnie niczym Lucy Maud Montgomery. To znaczy tak jak ona wciąga w swój świat dosłownie od pierwszego akapitu i zawzięcie trzyma aż do ostatniego, nawet, jeśli po drodze mamy jakieś "ale". Warsztatu pisarskiego i wyczucia potrzeb czytelnika można zatem Autorowi pogratulować.

Historia rozpoczyna się obiecująco - dwóch braci, dziewczyna, cyrk,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze "Złotego domu" już wiem, dlaczego praktycznie nie pamiętałam fabuły "Miniaturzystki"- po prostu bohaterowie okazali się być kompletnie niezapamiętywalni. Nella jest trochę racjonalna i trochę neurotyczna w działaniach i to w zasadzie jedyny jej wyróżnik. Otto i Cornelia praktycznie nie mają żadnych cech charakterów. Nowa postać, Thea, jest egzaltowaną nastolatką, która wie co to życie, bo, uwaga, straciła cnotę. Wszystkich zaś łączy jedno - oczekują, że inni będą do nich podchodzić ze zrozumieniem i bez pretensji, bo... trudno powiedzieć dlaczego, być może po prostu uważają, że są wyjątkowi i na to zasługują.

Trochę ciekawiej wypadają drugoplanowi bohaterowie - botanik od ananasów i przyjaciółka Thei, Rebeca. Tło jest okraszone postacią tajemniczej miniaturzystki działającej niczym deus ex machina i wprowadzającej popłoch lub ekscytację wśród głównych bohaterów. Problem w tym, że z jej działań tak po prawdzie kompletnie nic nie wynika. Są jedynie tajemniczą ozdobą fabuły.

Zalety też oczywiście są - książkę czyta się szybko i gładko, a fabuła wciąga i miejscami nawet intryguje, choć zakończenie sprawia wrażenie, jakby Autorka w pewnym momencie chciała już po prostu przestać pisać.

Po lekturze "Złotego domu" już wiem, dlaczego praktycznie nie pamiętałam fabuły "Miniaturzystki"- po prostu bohaterowie okazali się być kompletnie niezapamiętywalni. Nella jest trochę racjonalna i trochę neurotyczna w działaniach i to w zasadzie jedyny jej wyróżnik. Otto i Cornelia praktycznie nie mają żadnych cech charakterów. Nowa postać, Thea, jest egzaltowaną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szkoda. Niby książka o Wenecji, a zdecydowanie więcej w niej autorki i jej ego. Fakt, że sama jest wyłącznie turystką nie przeszkadza jej patrzeć z pozycji niemalże potomkini dożów na innych urlopowiczów. Żadnego wydarzenia historycznego nie może pozostawić bez osobistego komentarza, mającego chyba w założeniu być wysublimowanym, artystycznym punchlinem, ale który tak na prawdę nic nie wnosi. Zresztą gdzieniegdzie dość kreatywnie patrzy na fakty historyczne, więc uwiera mnie tu ziarno niepewności, gdzie mam do czynienia z wiedzą, a gdzie z interpretacją. Nie sposób też pominąć liczne wtręty o charakterze seksualnym, które bardziej przywodzą na myśl pijanego wujka na weselu, a nie wyzwoloną literatkę.

Na plus opisy o acqua alta i skupienie się na miejscach poza głównym nurtem turystycznym, więc gdyby nie reszta, to byłaby całkiem niezła książka.

Szkoda. Niby książka o Wenecji, a zdecydowanie więcej w niej autorki i jej ego. Fakt, że sama jest wyłącznie turystką nie przeszkadza jej patrzeć z pozycji niemalże potomkini dożów na innych urlopowiczów. Żadnego wydarzenia historycznego nie może pozostawić bez osobistego komentarza, mającego chyba w założeniu być wysublimowanym, artystycznym punchlinem, ale który tak na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Włochy nieoczywiste. Cz. 1. Północ Beata Pomykalska, Paweł Pomykalski
Ocena 5,5
Włochy nieoczy... Beata Pomykalska, P...

Na półkach:

Mało barwny ten przewodnik i nie chodzi mi tu o warstwę wizualną. Doceniam ideę przewodnika po mniej turystycznych miejscach, ale ta forma mnie nie zachęca, a wręcz w wielu momentach miałam wrażenie pisania na siłę o pobocznych włoskich atrakcjach.

Mało barwny ten przewodnik i nie chodzi mi tu o warstwę wizualną. Doceniam ideę przewodnika po mniej turystycznych miejscach, ale ta forma mnie nie zachęca, a wręcz w wielu momentach miałam wrażenie pisania na siłę o pobocznych włoskich atrakcjach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie znam pamiętników Reginy Salomei Pilsztynowej i jak jestem wielką fanką pamiętnikarstwa, zwłaszcza kobiecego, tak tutaj tej niewiedzy nie żałuję. Przez całą książkę miałam wrażenie, jakbym czytała fantazje trawionej przez ADHD i zestaw innych zaburzeń nastolatki. Tu Stambuł, tu Sofia, tam Petersburg, tutaj Wiedeń i znowu Stambuł. Tu jeden kochanek, tam drugi, trzeci, czwarty. Za tego wyjdę bo tak, za tamtego nie bo nie, a tego to nawet lubię, ale zostawię bo tak. Tutaj podleczę, tam poszpieguję, raz dziecko zostawię pod troskliwą opieką, raz wezmę wszędzie ze sobą a raz zostawię pod opieką niedorobionego gacha, który zagłodzi je na śmierć.

Książka napisana jest w formie pamiętnika, więc narrację mamy pierwszoosobową. Cóż z tego, skoro nawet to nie pomaga zrozumieć motywacji bohaterki, która zdaje się kierować wyłącznie impulsami. To naprawdę brzmi jak przygody osoby chorej, dla niepoznaki nazwanej czupurną i buńczuczną.

Harasimowicz za to ma pełną rację w jednej sprawie
- to dobry materiał do przeniesienia na ekran. Sprawdziłby się jako absurdalny serial Netflixa w stylu "Wielkiej" (o ile dodano by do niego trochę humoru, bo o ile "czupurności" jest w książce dużo to dowcipu już niekoniecznie).

Nie znam pamiętników Reginy Salomei Pilsztynowej i jak jestem wielką fanką pamiętnikarstwa, zwłaszcza kobiecego, tak tutaj tej niewiedzy nie żałuję. Przez całą książkę miałam wrażenie, jakbym czytała fantazje trawionej przez ADHD i zestaw innych zaburzeń nastolatki. Tu Stambuł, tu Sofia, tam Petersburg, tutaj Wiedeń i znowu Stambuł. Tu jeden kochanek, tam drugi, trzeci,...

więcej Pokaż mimo to