-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2011-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2013-02-01
2012-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2013-01-11
2012-01-01
2012-01-01
2013-03-22
Zostałam wciągnięta bez reszty w historię Virginii, Frederica i pozostałych bohaterów, nie mogłam się oderwać od książki, a jak już mi się udało (bo nie było wyjścia), to ciągle myślałam o tym, co przeczytałam, co jeszcze przede mną i z utęsknieniem wyczekiwałam wolnej chwili, by ponownie dać się wciągnąć w wir wydarzeń.
Mamy tutaj kilka wątków, które przeplatają się ze sobą, a przy tym tworzą spójną całość. Pojawienie się niemieckiego małżeństwa, które w wyniku zderzenia z frachtowcem traci swoją łódź i cały dobytek, wywołuje lawinę wydarzeń, które nieuchronnie prowadzą do dramatu. W okolicy znikają małe dziewczynki, padają ofiarą pedofila, policja robi wszystko, by znaleźć sprawców, ale my czytelnicy nie bierzemy udziału w śledztwie, my obserwujemy rodziny ofiar, to jak radzą sobie z bólem po okrutnej stracie i zachodzimy w głowę, kto jest sprawcą. Skojarzenia nasuwają się same, ale proszę pamiętać, że Link jest mistrzynią budowania napięcia, to, co oczywiste wcale nie musi się okazać prawdziwe.
To, co najbardziej mi się podoba w książkach Link, to złożoność postaci. Bohaterowie nie są nieskończenie fajni albo nieskończenie źli. Nie musimy ich lubić, mogą nas denerwować, nasze sympatie nie mają znaczenia, nie przeszkadzają w odbiorze całej historii. Weźmy na przykład Virginię, strasznie irytująca kobieta z tą swoją ciągłą depresją i napadami paniki, nie jest wcale taka oczywista i przewidywalna, jak mogłoby się wydawać. Niby dobra żona, odpowiedzialna i oddana matka, a postępuje tak lekkomyślnie, że aż prosi się o katastrofę. Podobnie Nathan Moor, czaruś, jakich mało, a swoje za uszami ma, Frederic, dobry mąż i ojciec, tyle że wiecznie nieobecny.
"Echo winy" zaliczam do książek, przy których traci się poczucie czasu, cały świat przestaje się liczyć. Jesteś tylko Ty i książka. Kocham ten stan!
Zostałam wciągnięta bez reszty w historię Virginii, Frederica i pozostałych bohaterów, nie mogłam się oderwać od książki, a jak już mi się udało (bo nie było wyjścia), to ciągle myślałam o tym, co przeczytałam, co jeszcze przede mną i z utęsknieniem wyczekiwałam wolnej chwili, by ponownie dać się wciągnąć w wir wydarzeń.
Mamy tutaj kilka wątków, które przeplatają się ze...
2013-01-01
Cyrk nocy jest jak sen, nie wiesz skąd się wziął, czego się po nim spodziewać, jak się zakończy i kiedy zniknie. Po prostu w nim jesteś, czasem świadomy, że to co widzisz to tylko złudzenie, innym razem rzeczy magiczne uznajesz za oczywistość i nie zadajesz pytań. Gubisz się w labiryncie czarno-białych namiotów, w których spacerujesz w Gąszczu Chmur lub po Lodowym Ogrodzie, zapalasz świeczkę na Drzewie Życzeń, słuchasz opowieści z butelki, podziwiasz niezwykłe zdolności iluzjonistki Celii, by na końcu wrócić na dziedziniec, przyglądać się białym płomieniom ogniska i niezwykłemu zegarowi, którego wskazówki bezlitośnie zmierzają ku porankowi. Zaczyna świtać, opuszczasz to niezwykłe miejsce i wracasz do swojej codzienności. Idziesz do szkoły/do pracy/na zakupy i z niepokojem zastanawiasz się czy to działo się naprawdę czy to tylko sen, byłem tam? widziałem to? Z roztargnieniem szukasz biletu...
W trakcie czytania czułam się jakbym śniła i do tej pory wspominam "Cyrk nocy" jak piękny literacki sen. Może zakończenie troszkę rozczarowuje, Erin Morgernstern chyba sama nie do końca wiedziała jak poprowadzić historię, wiele wątków pozostawiła niewyjaśnionych, ale przecież takie są sny, nie wszystko w nich jest wiadome i logiczne. Spędziłam z książką wiele przyjemnych chwil, myślę, że na długo pozostanie mi w pamięci i kto wie, może odwiedzę Le Cirque des Reves którejś nocy.
Cyrk nocy jest jak sen, nie wiesz skąd się wziął, czego się po nim spodziewać, jak się zakończy i kiedy zniknie. Po prostu w nim jesteś, czasem świadomy, że to co widzisz to tylko złudzenie, innym razem rzeczy magiczne uznajesz za oczywistość i nie zadajesz pytań. Gubisz się w labiryncie czarno-białych namiotów, w których spacerujesz w Gąszczu Chmur lub po Lodowym Ogrodzie,...
więcej Pokaż mimo to