-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2019-06
2017-02-20
2015-09-28
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/10/lewis-carroll-alicja-w-krainie-czarow.html
"Alicję w Krainie Czarów" zna każdy. Pytanie tylko, czy ów każdy zna wersję filmową, czy książkową? Genialny film Tima Burtona zrobił ogromną furorę, przywracając książkę do łask czytelników, w których głowach obraz ekranizacji pozostał na zawsze. Jednak przed reżyserem na rynek weszła także "Alicja..." produkcji Disney'a, z którą wcześniej tytułowa bohaterka była utożsamiana. Kto więc zna Alicję z książki?
Przyznam, że przez lata żyłam w cudownym odrętwieniu i zauroczeniu filmową wersją. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z książkową Alicją. Postanowiłam nieco podciągnąć się w literaturze dla dzieci, dlatego wybór tej powieści był nieunikniony. Ba, czekałam na niego z niecierpliwością.
Rynek czytelniczy oferuje ogrom wydań i przekładów. Została zaproponowana mi wersja dwujęzyczna, gdyż podobno wówczas idealnie widać grę słów Lewisa Carrolla. Cóż, wydanie takie jak dla mnie było zbyt prozaiczne jak na taką książkę, dlatego w końcu postawiłam na najnowszy przekład na język polski z cudownymi ilustracjami Tove Jansson.
Pani Jansson (tak, tak, ta od Muminków) postawiła na proste rozwiązanie- Alicja na tle Krainy Czarów miała jako jedyna przypominać normalną, ludzką dziewczynkę. Mało tego, miała być dziewczynką współczesną nam, czytelnikom. Bez wątpienia, zamysł ten został zrealizowany. A inni bohaterowie... Cóż, ilustracje zapierają dech w piersi. Są po prostu cudownie proste, bez zbędnego upiększania i przerysowania, przez co wersja ta postawione jest w całkowitej opozycji do filmu Tima Burtona (choć kocham go nad życie).Nie przypadłoby to go gustu starszym dzieciom, które otoczone teraz są zabawkami z milionem funkcji i lalkami z toną biżuterii, czy tysiącem fikuśnych ubranek. Perfekcyjną kreskę rysunków na pewno docenią dorośli, ale również najmłodsze dzieci. Sama za cel postawiłam pokazanie ich mojej małej kuzynce, chociaż odraczam to z obawy przez swój cenny egzemplarz.
Co do samej treści... Można wziąć ją dosłownie, czy też doszukiwać się setek interpretacji w wielu kontekstach. Książkę można czytać każdego dnia i każdego dnia rozumieć ją w zupełnie odmienny sposób. Wydaje mi się, że właśnie na tym polega magia "Alicji w Krainie Czarów"- na odebraniu dosłownego znaczenia słów autora, zrozumieniu tysięcy ich interpretacji oraz znalezieniu tej najbliższej swojemu sercu.
Jeśli ktoś nigdy nie czytał jeszcze "Alicji..." musi jak najszybciej nadrobić zaległości. Jeśli nie zakochasz się w niej od pierwszego wejrzenia, daj jej drugą szansę. Jest tego warta, a być może to nie jest Twój moment na tę lekturę, choć z pewnością kiedyś przyjdzie na nią czas. Bo na pewno nikt nie jest za stary na cudowną Krainę Czarów.
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/10/lewis-carroll-alicja-w-krainie-czarow.html
"Alicję w Krainie Czarów" zna każdy. Pytanie tylko, czy ów każdy zna wersję filmową, czy książkową? Genialny film Tima Burtona zrobił ogromną furorę, przywracając książkę do łask czytelników, w których głowach obraz ekranizacji pozostał na zawsze. Jednak przed reżyserem na...
2013
2016-01-02
2015-10-31
2023-07
Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem, a rozdziały są podzielone tematycznie, co bardzo ułatwia czytanie i klasyfikowanie wiedzy.
Bardzo ciekawe spojrzenie na atrakcyjność człowieka z punktu widzenia biologii.
Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem, a rozdziały są podzielone tematycznie, co bardzo ułatwia czytanie i klasyfikowanie wiedzy.
Bardzo ciekawe spojrzenie na atrakcyjność człowieka z punktu widzenia biologii.
2019-12-20
2014-07-15
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/8-tad-williams-brudne-ulice-nieba.html
Nie zamierzałam zaszczycać jej swoją uwagą. Nie zamierzałam jej czytać. Nie zamierzałam jej kupić. Kilkakrotnie rzuciła mi się w oczy, ale nigdy nawet nie zamierzałam jej brać do rąk. A jednak, kiedy mając zaledwie kilka minut na zakup książek, bez zastanowienia sprzątnęłam ją z półki. Bez czytania opisu! Może to był tylko impuls, może kobieca intuicja.
Amerykański pisarz Tad Williams znany jest wśród czytelników fantastyki, ale nigdy wcześniej nie spotkałam się z jego twórczością, dlatego naszą pierwszą randkę spędziliśmy na "Brudnych ulicach nieba". Głównym bohaterem jest Bobby Dolar- anioł zupełnie inny od reszty. Wykonuje swoją pracę (polegającą na licytowaniu się z wysłannikami piekła o dusze zmarłych) jak każdy, chociaż targają nim wątpliwości i nasuwają mu się pytania, które mogłyby denerwować wyżej postawione istoty boskie. Nie rozumie, dlatego taki jest, ale widocznie taka była wola boska. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Aż w końcu jego nieufność okazuje się uzasadniona. Bobby odkrywa, że nawet w niebie istnieją układy. I to z diabelskimi stworami. W dodatku, ktoś próbuje wrobić go w sprawę, w której nie maczał palców. Dostaje wezwanie z początku przydzielone jego przyjacielowi. Kiedy zjawia się w miejscu śmierci kolejnej osoby, aby wygrać proces i pomóc klientowi trafić do nieba, brakuje najbardziej zainteresowanego- duszy zmarłego mężczyzny.
Książka zaskakuje akcją. Kiedy wydawałoby się, że napięcie opada, a czujność czytelnika zostaje uśpiona, znów pojawia się coś zaskakującego. Czyta się szybko i przyjemnie. Niezaprzeczalnie największym plusem są dialogi. Osoby z dziwnym, czarnym poczuciem humoru znajdą tutaj coś dla siebie. Dużo ironii, jak na anielskie stworzenia, które przedstawione są w zupełnie odmienny sposób. Nie pamiętają nic z człowieczego życia i uwielbiają spędzać czas w pubie przy drinku. Cóż, okazuje się, że nawet anioł może umrzeć w wyniku uzależnienia od alkoholu. Autor zarysowuje również niebanalny obraz nieba i wiecznego szczęścia. Będąc osobą niewierzącą, spodobała mi się wizja bezbarwnych ludzi, wyjałowionych z uczuć, błąkających się po niebiańskich łąkach z bezmyślnym uśmiechem na twarzy, jakby byli upośledzeni.
Nie brakuje też polskiego akcentu (zawsze szukam ich w książkach zagranicznych autorów), który wprowadza zabójcza diablica. Hrabina Zimnoręka podobno nie potrafi kochać, ale wciąż skrywa w sobie ciepłe, ludzkie uczucia, których nie miał jej mąż. Co nie zmienia faktu, że jest taka jak inne demony- sprytna, fałszywa, przebiegła, egoistyczna i potrafi rozkochać w sobie anioła. Jeśli ktoś liczy na gorący romans ze szczęśliwym zakończeniem, pomimo przeciwności losu, poczuje się rozczarowany. Moim zdaniem jednak brak happy endu przemawia jak najbardziej na korzyść książki.
Zdecydowanie polecam "Brudne ulice nieba"... każdemu. Głównie ze względu na ciekawy punkt widzenia nieba, piekła i ich wysłanników. Spotykamy postacie, które nie są podzielone na dobre i złe, białe i czarne, chociaż reprezentują sprzeczne interesy i odmienne bieguny- niebo i piekło. Bobby Dolar ze swoim ciętym językiem trafił na czołówkę moich ulubionych bohaterów, a książka pozytywny mnie zaskoczyła. Z ręką na sercu, dawno nie trafiłam na pozycję, która tak bardzo by mi się spodobała.
http://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/8-tad-williams-brudne-ulice-nieba.html
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/8-tad-williams-brudne-ulice-nieba.html
Nie zamierzałam zaszczycać jej swoją uwagą. Nie zamierzałam jej czytać. Nie zamierzałam jej kupić. Kilkakrotnie rzuciła mi się w oczy, ale nigdy nawet nie zamierzałam jej brać do rąk. A jednak, kiedy mając zaledwie kilka minut na zakup książek, bez zastanowienia sprzątnęłam ją z...
2012-01-01
2020-11
2015-08-27
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/6-erin-morgenstern-cyrk-nocy.html
Proces, w którym książka staje się jedną z moich ulubionych jest tak skomplikowany, że nigdy nie próbuję go zrozumieć. Wiem, co mi się podoba, ale ulubione elementy czasami nie wystarczają, abym książkę obdarzyła jakimś głębszym uczuciem. Całości dopełnia magia. Magia, którą "Cyrk Nocy" Erin Morgenstein przenosi w słowach na kartkach osnutych piękną okładką i chronionych przez skrzydełka w białe i czarne paski.
Gdybym miała streścić wspominaną pozycję jednym słowem, wybrałabym "plastyczność". Choć biel i czerń, czyli jedyne barwy w cyrku, wydają się smutne, opisy buchają kolorami. Cyrk ma w sobie magię pomimo tych podstawowych barw, a jeszcze większe zaklęcia wypowiadane są poza cyrkiem, kiedy cyrkowcy zrzucają z siebie kreacje i przybierają maski swoich prawdziwych postaci. Wtedy też suknie ich mienią się na różne kolory lub na wszystkie jednocześnie- zmieniając swe odcienie przy każdym kroku bohatera.
Choć na odwrocie książki przeczytać możemy, jakoby była to historia miłosna, zatwardziali wrogowie romansów powinni doczytać, co znajduje się przed tymi słowami, bo to "magiczna, ponadczasowa historia miłosna". Wątek romansu zepchnięty został tu na boczny tor, choć wciąż obecny jest w każdym elemencie cyrku. Nie ma tutaj wielkich słów, ani nic patetycznego, ponad wyraz, żadnych gorących pocałunków, schowanych na każdej stronicy. Wydaje mi się, że uczucie zaklęte jest pomiędzy stronami, zbyt intymne dla oczu zwykłego czytelnika. Ale ci czytelnicy, którzy mają w sobie magię- wyobraźnię, mogą wymalować w swojej głowie obraz głównych bohaterów- Marca i Cecilii- złączonych w uścisku, pomimo celu, do jakiego zostali stworzeni- rozgrywki, z której żywy może wyjść tylko jeden gracz.
Ale oprócz nich, choć to oni są twórczym elementem widowiska, są jeszcze inne postaci, które podtrzymują to wyjątkowe widowisko. Bohaterowie, który pojawiają się w różnych momentach życia cyrku, dają pełny obraz tego przedsięwzięcia, które trwa i trwa bez końca, pojawia się znikąd i otwarte jest dla ludzi tylko po zmroku. To ich punkt widzenia sprawia, że książka jest taka magiczna i nieprzewidywalna. Autorka bawi się czasem, przeplatając miedzy rozdziałami wydarzenia to wcześniejsze, to późniejsze, bo czas jest przecież nieobliczalny. Choć z początku skoki te mogą powodować frustrację, czytelnik szybko możne przyzwyczaić się to tych niezwykle impulsywnych zmian w latach.
Wspomniana magia sprawia, że kpię z ostatniego zdania, zawartego w lekturze. "Nie masz pewności, po której stronie ogrodzenia leży kraina snów". Czy aby na pewno? Bo ja dostrzegałam znaczącą różnicę pomiędzy książką, a światem realnym. Choć może, z drugiej strony, plastyczne obrazy w niej zawarte sprawiały, że sama nie wiedziałam już, czy są one jedynie fikcją, czy rzeczywistością.
Polecam każdemu, a w szczególności osobom, którym cyrk kojarzy się z zapachem zgniecionej trawy, smrodu wygłodzonych zwierząt, tandetnymi strojami przepoconych iluzjonistów, oszukanymi sztuczkami akrobatów, podtrzymywanych na linkach. "Cyrk nocy" zmienia ten obraz i sprawia, że aż ma się ochotę być tam i czuć w powietrzu zapach karmelu, jedzonego podczas oglądania prawdziwej cyrkowej sztuki.
http://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/6-erin-morgenstern-cyrk-nocy.html
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/6-erin-morgenstern-cyrk-nocy.html
Proces, w którym książka staje się jedną z moich ulubionych jest tak skomplikowany, że nigdy nie próbuję go zrozumieć. Wiem, co mi się podoba, ale ulubione elementy czasami nie wystarczają, abym książkę obdarzyła jakimś głębszym uczuciem. Całości dopełnia magia. Magia, którą...
2013
2016-07-05
Jako wielka fanka Muminków musiałam w końcu sięgnąć po "coś innego", odmienną prozę Tove Jansson. Obawiałam się, że w innej kreacji autorka nie zachwyci mnie tak bardzo, a po lekturze "Córki rzeźbiarza" będę odczuwać niedosyt, który niekorzystnie zmieni mój pogląd na twórczość pisarki. Cóż, zmienił, jednak korzystnie.
Tym razem Tove pisze nie dla dzieci, choć o dzieciństwie, rezerwując je dla dorosłych, aby mogli sobie przypomnieć- a raczej odkryć na nowo- ten magiczny okres życia. Swoimi barwnymi opowiadaniami, które składają się na tą niewielką publikację, wymusza w czytelniku chwilę refleksji nad jego życiem i zmianą, jaka dokonała się w nim od chwili bycia dzieckiem.
Jako że utwory napisane są z perspektywy dziecka- małej, maleńkiej, najmniejszej Tove- w mistrzowski sposób prezentują prawa, jakimi rządzi się dzieciństwo. Idealnie przedstawiają dziecięcy egocentryzm, złośliwość, zazdrość, zabieganie o uwagę, wielką ruchliwość i chwile słodkiego lenistwa. Abstrakcyjność zabaw i irracjonalność szeregu innych zachowań ma wymiar absolutnej powagi, właśnie takiej samej, jak dla dziecka. Tove w niezwykle harmonijny sposób, bez wrażenia irytacji infantylnością (irytacja to najczęstszy stan, jaki odczuwam przy maluchach w każdej postaci- czytając o nich, słuchając o nic, widząc je) opisuje w jaki sposób dziecko eksploatuje świat, poznaje nowych ludzi i naśladuje dorosłych. Nie podaje żadnych wyjaśnień swojego postępowania- przecież znów jest dzieckiem i zachowuje się tak, bo tak, bo ma do tego prawo.
Mama Muminków zestawiła ze sobą małe dziecko i wielki świat, którego baśniowości była ciekawa. Co ciekawe, nie wspomina o kontraście dom-świat zewnętrzny. Te dwa otoczenia są ze sobą związane. Autorka pokazuje, czym jest (powinien być) dla dziecka dom i jak bardzo jest dla niego ważny. To przecież bezpieczna przystań, w której brzdąc może się schować, kiedy podczas poznawania wielkiego świata natrafi na coś niebezpiecznego.
"Córka rzeźbiarza" to nie tylko wątki z życia autorki, przepełnione pięknymi krajobrazami Finlandii. To także apel do młodych rodziców, uświadamiający im, że bez krzyku i złości można wychować dziecko. I to szczęśliwe dziecko, mające świadomość domowego ciepła i wartościowego dzieciństwa, które w przyszłości z pewnością zaprocentuje. Taktyki wychowania stosowane przez rodziców autorki są fenomenalne, a współcześni rodzice mogą się od nich uczyć.
Książkę polecam wszystkim. Fanom "Dzieci z Bullerbyn", a także fanom Muminków. Nie, nie rozczarujecie się. Choć i ja z początku byłam zawiedziona, obcując ze znanym mi stylem, ale bez znanych mi postaci, to jednak nie żałuję przeczytania tej pozycji. "Córka rzeźbiarza" zachwyci każdego, ponieważ każdy znajdzie tam choć jedno opowiadanie idealne dla niego. W moim przypadku każdy utwór skradł moje serce, więc książka stała się jedną z ulubionych i często będę do niej wracać.
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/2-tove-jansson-corka-rzezbiarza.html
Jako wielka fanka Muminków musiałam w końcu sięgnąć po "coś innego", odmienną prozę Tove Jansson. Obawiałam się, że w innej kreacji autorka nie zachwyci mnie tak bardzo, a po lekturze "Córki rzeźbiarza" będę odczuwać niedosyt, który niekorzystnie zmieni mój pogląd na twórczość pisarki. Cóż, zmienił, jednak korzystnie.
Tym razem Tove pisze nie dla dzieci, choć o...
2015-07-21
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2017/01/robert-louis-stevenson-doktor-jekyll-i.html
"Doktor Jekyll i pan Hyde"... Tytuł znany niemal wszystkim, chociaż ludzie tak naprawdę nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Słysząc go, mówią "tak, coś było... chyba film, tak był taki film". A więc? Jak to jest z tym doktorem Jekyllem?
Nowela ta została po raz pierwszy opublikowana w 1886 roku, wychodząc spod pióra szkockiego pisarza- Roberta Louisa Stevensona. Autor od jakiegoś czasu myślał nad stworzeniem dzieła, traktującego o dwuistotności człowieczej natury. Rzekomo proces ten był tak intensywny, że pomysł przyśnił mu się. Owy sen został jednak brutalnie przerwany przez żonę autora, zaniepokojoną krzykami Stevensona. Ten z kolei zbeształ ją za przerwanie tak świetnego horroru. Ile w tym prawy? Ciężko stwierdzić. Pomysł został wynaleziony i książka powstała, a to liczy się najbardziej.
Dziełko prowadzone jest z perspektywy pana Uttorsena. Ten ceniony prawnik od lat żyje w zamkniętym, acz życzliwym kręgu towarzyskim. Podczas spaceru z jednym ze swoich przyjaciół- panem Enfieldem- zostaje opowiedziana mu dziwna historia o tajemniczym Panu Haydzie- człowieku o wyjątkowo obrzydliwym obliczu. Utterson szybko łączy fakty i przypomina sobie osobliwy testament Jekylla, który jest jego wieloletnim przyjacielem oraz szeroko znanym i cenionym doktorem. Dokument ten mówi o przekazaniu majątku właśnie temu osobliwemu typowi w przypadku nagłej śmierci doktora. Co dziwne, nikomu nic nie mówi nazwisko Hyde'a, ani też nikt się z nim osobiście nie spotkał. Zaniepokojony przyjaciel nijak nie może pojąć, co łączy tych dwóch osobników, jednak więź ta od razu wydaje mu się nader podejrzana.
Przyznam szczerze, że nie jestem fanką "klasyki". Zazwyczaj takie książki są toporne, uciążliwe oraz nader wolno je się czyta, nie wspominając już o ich nijakości tematu oraz bezbarwności postaci. Dlatego też miałam pewne opory przez czytaniem "Doktora Jekylla i pana Hyde'a". Obawiałam się, że polegnę na tak cienkiej nowelce, ale obawy okazały się zdecydowanie bezpodstawne. Książka napisana jest fantastycznym językiem. Przede wszystkim- naturalnym i autentycznym. Czyta się ją szybko i przyjemnie, a sposób przedstawiania wydarzeń oraz świata jest prosty i zrozumiały. Nie oznacza to, że książka jest po prostu bitym tekstem i niczym więcej. Otóż refleksja przychodzi wraz z zakończeniem, a stopniowe dowiadywanie się prawdy, jaka się wydarzyła, powoli skłania czytelnika do przemyśleń oraz daje mu na takowe czas.
Mając na względzie powyższe opory, zabrałam się za czytanie tej pozycji ze względu na jej treści. Rzekomo żaden psycholog (czy też osoba na niego aspirująca) nie może nie dzierżyć jej w dłoni oraz nie przyswoić dokładnie. Zgodzę się z tym bezsprzecznie, ale pragnę zauważyć, że po ten tytuł powinien sięgnąć każdy. Po prostu. Pewna nauczycielka, z jaką dane było mi uczyć się języka polskiego, mawiała, że są książki, które powinien przeczytać każdy bez wyjątku, ponieważ zwyczajnie wstyd ich nie znać. Sądzę, że "Doktor Jekyll i pan Hyde" jest jedną z takich właśnie pozycji, a każdy szanujący się człowiek (czy też istota mająca się za niego) powinna przeczytać tę krótką nowelę.
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2017/01/robert-louis-stevenson-doktor-jekyll-i.html
"Doktor Jekyll i pan Hyde"... Tytuł znany niemal wszystkim, chociaż ludzie tak naprawdę nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Słysząc go, mówią "tak, coś było... chyba film, tak był taki film". A więc? Jak to jest z tym doktorem Jekyllem?
Nowela ta została po raz...
2016-11-20
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/11/41-tove-jansson-dolina-muminkow-w.html
Jaka jest najlepsza książka na jesień? Oczywiście taka, która w swoim tytule ma nazwę najmroczniejszego miesiąca w roku, jednocześnie będącego kwintesencją jesieni, a przy tym posiada także element słodyczy i uroku. Nie ma więc lepszej na ten czas pozycji od "Doliny Muminków w listopadzie".
Czy wyobrażacie sobie Dolinę Muminków bez Muminków? Właśnie z taką sytuacją spotykamy się w dziewiątym tomie serii o tych uroczych trollach. Zarazem jest to piąta lub szósta przeczytana przeze mnie część, gdyż wyjątkowo w tym przypadku kolejność mam akurat w nosie. Chciałam się pospieszyć z tą częścią. Dlaczego?
Otóż dlatego, że nie ma lepszej pozycji na ten czas. Choć z początku miałam wrażenie, że środek listopada to jednak za późno na tę lekturę, to szybko się przekonałam o mylności takiego sformułowania. Akcja książki rozpoczyna się wraz z nadejściem jesieni i zakrawa o grudzień. Więc jeśli ktoś martwi się, czy zdąży przeczytać do końca listopada, może ze spokojem zabrać się za tę pozycję nawet w kolejnym miesiącu.
Tym razem, jak już wspomniałam, nie spotykamy się z Muminkami, choć rzecz się dzieje w ich Dolinie. Odwiedzają ją wszyscy - Homek Toft, Filifionka, Mimbla, Paszczak, Wuj Truj i ukochany przeze mnie Włóczykij. To właśnie on wprowadza nas w jesienną aurę. Bohaterowie pomieszkują w domku Muminków, jednocześnie starając się przypomnieć sobie jego mieszkańców. Chociaż każdy z nich przybył tu z innego powodu, to wspólnie wspominają wszystkich członków rodziny.
Melancholijny temat i z pozoru błahe rozmyślania sprawiają, że książkę polecam przede wszystkim dorosłym. O ile Muminki z perspektywy dorosłego mają zupełnie inny wydźwięk, to tej części w ogóle nie rekomenduję dla dzieci. Raczej widzę ją w rękach dorosłego, który za jej sprawą na moment zwalnia i rozgląda się wokół siebie.
Mnie najbardziej zachwyciły rozważania natury osobowościowej. Chociaż nie przepadam za Homkiem, to jego przemyślenia na temat własnej natury zdumiały mnie jako psychologa. Zachwyciłam się też Włóczykijem jako psychologiem. Powiedział charakterystyczne dla tego fachu słowa - "to zależy". Ponadto dyskusja na temat milczenia i wypowiadania się... Cóż, wszystkie te ich spostrzeżenia znajdują oparcie w wiedzy naukowej, co tym bardziej mnie zachwyciło.
Byłam pod wrażeniem przemijania i jesieni jako takiej. Motyw przygotowywania się do zimy, podejmowanie decyzji w związku z tym sennym okresem, a także wynajdowanie sobie zajęć w porze jesiennych wieczorów dodatkowo mnie rozczuliło. Chyba żadna książka nie była tak urocza i smutna jednocześnie. Fińska melancholia idealnie oddaje uczucia, jakie towarzyszą mi jesienią.
Polecam gorąco. Warto sięgnąć po tę pozycję właśnie w tym czasie, kiedy za oknem raz jest piękna złota jesień, raz szaruga, a raz początki zimy. Sama mam ochotę jeszcze raz zatracić się w tej historii na początku grudnia, aby zwolnić i nie dać się zmącić świątecznej aurze. Ta książka jest idealna do tego, aby docenić piękno tego przejściowego okresu, którego nie trzeba urozmaicać przygotowaniami do świąt. Nie przyśpieszajmy czasu na siłę.
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/11/41-tove-jansson-dolina-muminkow-w.html
Jaka jest najlepsza książka na jesień? Oczywiście taka, która w swoim tytule ma nazwę najmroczniejszego miesiąca w roku, jednocześnie będącego kwintesencją jesieni, a przy tym posiada także element słodyczy i uroku. Nie ma więc lepszej na ten czas pozycji od "Doliny Muminków w...
2013-05-03
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2017/03/101-katja-kettu-akuszerka.html
Szaleję z radości, kiedy w Polsce ukazuje się jakaś fińska książka, która nie jest kryminałem. We wrześniu 2016 roku ukazała się "Akuszerka", której jakimś cudem wówczas nie przeczytałam. Ktoś jednak czuwa nad moją fińską duszą czytelniczą i podarował mi ją w styczniu na imieniny. Ale, patrząc na opinie innych czytelników, czy był to udany prezent?
Tytułowa akuszerka nosi pseudonim Krzywe Oko. Niby wzgardzona, niby odepchnięta, niby wykluczona ze społeczeństwa, ale wciąż pełni w nim ważną rolę - sprowadza fińskie dzieci na świat, którym targa druga wojna światowa. Kobiety na te cudna narodzin patrzą ze sporą dozą niepewności. Czy akuszerce pomaga magia, czy wybitne umiejętności? Nie, to raczej przekleństwo, które odziedziczyła po złej krwi ojca. Czy przypadkiem właśnie to przekleństwo nie sprawia, że zakochuje się w niemieckim fotografie wojennym? Ale czy Krzywe Oko potrafi w ogóle kochać? Jeśli tak, to co jest w stanie zrobić w pogoni za miłością? Czy przedarcie się do obozowej rzeczywistości nie jest zbyt ryzykownym krokiem?
Hmm... Nic szokującego, prawda? A więc co takiego sprawiło, że książkę ocenia się tak skrajnie? Mam wrażenie, czytając opinie innych czytelników, że wpływają na to trzy sprawy - język i niewiedza oraz wynikające z niej zakotwiczenie na polskiej wizji wojny.
Spotkałam się z opiniami, że język autorki jest po prostu wulgarny i odrażający, a cała książka przepełniona jest potrzebą seksu. Ja się z tym zgadzam. To źle? Nie. To nie jest źle. To dobrze. Ktoś musi być naprawdę nierozsądny, jeśli sądzi, że autorka miała ochotę usiąść i pobluźnić na kartce papieru. Ta żądza posiada swój cel, a język ma ten cel oddawać. Język obrazuje mentalność prostych ludów północnej Finlandii, mieszkańców tamtejszych wiosek oraz więźniów obozu. Autorce udało się to idealnie, podobnie jak ukazanie pożądania, które dotyka najpierwotniejszych cząstek człowieczeństwa i przekształca się właśnie w dzikość, zwierzęcą potrzebę, instynkty. To nie jest książka o współczesnym związku i trzeba o tym pamiętać na każdym kroku. Cel spełniony? Spełniony.
Aby książkę poczuć, należy odrzucić polski schemat wojny i tendencję do mitologizacji, gloryfikacji, cierpiętnictwa. Warto więc się przygotować do zupełnie innej wojny, odrzucić nasze kulturowe piętno. Najwięcej korzyści wyniknie z przyjęcia fińskiego punktu widzenia, a nawet i niemieckiego. Do tego potrzebne jest minimum wiedzy historycznej i kulturowej. Naprawdę - minimum, nie trzeba się wysilać. W książce jest nawet przygotowany spis najważniejszych wydarzeń z tego okresu. Na siłę nie porównujcie kwestii polskiej i fińskiej. To zupełnie inne sprawy. Zestawianie ze sobą obozów na terenach fińskich i polskich jest niedorzeczne. Obóz jeniecki, a obóz koncentracyjny to dwa światy. Obóz w Titowce to nie KL Auschwitz, a już takie porównania widziałam w sieci.
Jeśli ktoś ma problemy z dostrzeżeniem ofiar po stronie niemieckiej, ta książka może odciąć go od polskiego spostrzegania Niemców i ujrzenia krzywd żołnierzy nazistowskich, a bezsprzecznie byli oni też ofiarami ideologii oraz fanatycznej wiary. Idealnie pokazał to Iwaszkiewicz w opowiadaniu "Tano" z "Utworów ostatnich"(moja recenzja tutaj http://lubimyczytac.pl/ksiazka/77614/utwory-ostatnie/opinia/30954150). W "Akuszerce" można to dostrzec w wątku Johannesa, który zmaga się z przebłyskami wspomnień brutalnych wydarzeń z Babiego Jaru na Ukrainie.
Największym atutem książki jest jej autentyczność - i to nie tylko z wyżej opisanych względów. Historia miłości jest prawdziwa. Na samym końcu znajduje się wyjaśnienie wnuczki głównych bohaterów, w którym opowiada o losach tych dwojga. Spotkałam się z opinią, że autorka, czyli wnuczka tytułowej "Akuszerki" opisała historię swojej babci. Nie, nie i nie. Autorka - Katja Kettu nie jest wnuczką akuszerki, a posłowie jest podpisane jako "Helena Angelhurst". Zostało też przeprowadzone śledztwo w sprawie losów innych bohaterów, dzięki czemu dowiadujemy się o ich powojennych losach. Jeśli komuś mało - literackie wyobrażenia są przeplatane dokumentami, zapiskami i fragmentami dzienników z czasów wojny.
Różne punkty widzenia są zaprezentowane nie tylko przez dzienniki, ale też przedstawianie wydarzeń z perspektywy Johannesa oraz Dzikiego Oka. Ciekawą kwestią jest też czas. Raz przedstawiane są dzienniki, raz wydarzenia przeszłe, a raz czas faktycznej akcji, czyli październik 1944 roku. Dowiadujemy się, co się dzieje "obecnie" oraz poznajemy powoli przyczyny, które doprowadziły do takiej sytuacji, dzięki czemu książce czyta się jednym tchem i towarzyszy temu ciągłe napięcie. Książka ucięta jest w odpowiednim momencie, aby temat został domknięty, ale dla ciekawskich jest wspomniane już posłowie.
Mylące mogą być słowa na okładce książki, które nazywają "Akuszerkę" najlepszą wydaną ostatnio fińską powieścią. Poprosiłam Mojego Osobistego Ogarniacza Fińskiego o sprawdzenie, czy w takich słowach opisywana jest "Akuszerka" w Finlandii. Okazało się, że nie. Zgarnęła co prawda znaczące nagrody, ale to jeszcze nie predysponuje jej do "najlepszej powieści fińskiej". Ja powiedziałabym więc, że jest "jedyną wydaną ostatnio fińską powieścią w Polsce". Na naszym rynku jest tak mało literatury fińskiej, że nawet nie ma do czego porównać tej książki. Ale hasło miało być chwytliwe, aby ludzie kupili i czytali...zna Później ludzie, którzy nie mają pojęcia o historii i kulturze fińskiej, tę pozycję zmieszali z błotem. Jeśli ktoś niewtajemniczony chwycił tę lekturę i przeczytał ten slogan, mógł się poczuć zniesmaczony i oszukany. Ja z całym moim fińskim zainteresowaniem zaliczam "Akuszerkę" do swoich ulubionych tytułów.
Aby cieszyć się lekturą, trzeba być zorientowanym w temacie oraz przygotowanym mentalnie. To nie jest kolejna mdła, ckliwa książka o wojnie, wywołująca łzy. To książka, na stronach której odbija się brutalna rzeczywistość wojenna. Przede wszystkim - to książka o wojnie w Finlandii. Surowej, zimnej, zamieszkałej przez ówczesnych prostych ludzi.
https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2017/03/101-katja-kettu-akuszerka.html
więcej Pokaż mimo toSzaleję z radości, kiedy w Polsce ukazuje się jakaś fińska książka, która nie jest kryminałem. We wrześniu 2016 roku ukazała się "Akuszerka", której jakimś cudem wówczas nie przeczytałam. Ktoś jednak czuwa nad moją fińską duszą czytelniczą i podarował mi ją w styczniu na imieniny. Ale,...