-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać413
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownikaChoć trochę z niej czytam prawie codziennie. Dzięki jej słowom mierzę się z tym, czym jest miłość, jak żyć, jak przebaczać, jak być wdzięczną. Wierzę, że przygotowuje mnie do śmierci jako przejścia w miłość Boga.
Choć trochę z niej czytam prawie codziennie. Dzięki jej słowom mierzę się z tym, czym jest miłość, jak żyć, jak przebaczać, jak być wdzięczną. Wierzę, że przygotowuje mnie do śmierci jako przejścia w miłość Boga.
Pokaż mimo to2012-05-02
Na Naipaula książki o Indiach poluję od dawna. Wśród moich wspomnień jest taka chwila, gdy twarz mi się rozjaśnia na widok "Jenseits des Glaubens", książki o islamie m.in. w Pakistanie, leżącej na zurichskim stoisku antykwarycznym lub moment, gdy podskakuję z radości widząc wśród rzeczy porzuconych przez turystów w bombajskim hotelu "Land der Finsternis. Fremde Heimat Indien". Mam szczęście do jego niemieckich tłumaczeń "Beyond Belief" i "An Area of Darkness". Nawet w Indiach.
Urodziwszy się na wyspie Trynidad w rodzinie indyjskich emigrantów, Vidiadhar Surajprasad Naipaul na podróż do Indii, obcej mu ojczyzny, zdecydował się już jako dojrzały, wykształcony w Anglii człowiek. W pierwszych relacjach z podróży w ostrych słowach wyraził swoje rozczarowanie Indiami. Ja zaczęłam poznawać Naipaula wizję Indii wczytując się już w jego późniejszy opis podróży z roku 1990. Szok, jaki Naipaul przeżył dwadzieścia sześć lat wcześniej, minął. Czytając nie czuję jego rozczarowania Indiami, raczej wnikliwą uwagę, z jaką się im przygląda, z jaką odsłania on ich problemy pokazane w losach poszczególnych osób. Szczegółowo przedstawiając ich wygląd, miejsca, w których mieszkają, z ciekawością dopytując się o losy ich rodzin, w opisach sięgając kilka pokoleń wstecz. Fascynująca lektura. Nic dziwnego, że Paul Theroux - ten od "Wielkiego Bazaru" i "Pociągu Widmo do Gwiazdy Wschodu" - napisał o tej książce: "Wszystko, co trzeba wiedzieć o Indiach".
Podróżujemy z Naipaulem przez Indie dziwiąc się tłumom na ulicach Bombaju świętującym urodziny najsławniejszego z dalitów Ambedkara, w tamilskim Madrasie w rozmowach z braminami i przedstawicielami ruchu antybramińskiego poznając konflikt między nimi, w Kaszmirze porównując zmiany, jakie zaszły w dolinie wokół jeziora Dal w ciągu trzydziestu lat dzielących dwie podróże Naipaula, w Pendżabie w opowieściach i policjantów i byłych ekstremistów ruchu sikhijskiego poznając historię separatyzmu sikhów, w szczegółach przedstawiony atak armii indyjskiej na obsadzoną bojownikami o Khalistan Złotą Świątynię w Amritsarze. Przestrzeń Indii przed nami. Uttar Pradesh z Lucknow i dramatycznie związaną z konfliktem miedzy hindusami a muzułmanami Ayodhyą, Kalkuta. Karnataka z miastem Bijapur i Mysore. Poznawane miejsca są przedstawiane w w powiązaniu z ich przeszłością, z czasu zniewolenia brytyjskiego, podbojów muzułmańskich, starożytnej świetności. Jednocześnie widzimy, jak teraz wyglądają i jak wyglądały kiedyś. Stają się one tłem dla losów poszczególnych osób: muzułmanów, dalitów, braminów, dżinistów. Wszystkich ich poznajemy z imion: Rashid, Kukusthan, Gopalakrishnan, Sadanand, Sugar, Subramanian, Ajit, Deviah. Dziesiątki ludzi. Minister, kapłan, gangster, terrorysta, naukowiec, biznesmen, wydawca kobiecych magazynów. Ludzie różnych zawodów, o skrajnych pozycjach, różniący się wyznaniem. Naipaul rozmawia ze wszystkimi. To jesteśmy w slumsach muzułmańskich Bombaju, to w pałacu maharadży w Mysore, przed świątynią w sikhijskim Amritsarze, czy w domu działacza dalitów. Opowieść każdej z tych osób poznawanych przez Naipaula w wielogodzinnych rozmowach mogłaby stanowić historię samą w sobie. Wszystkie razem składają się na opowieść o Indiach w całym ich bogactwie. Odmienności i wynikających stąd konfliktów. Do nich odnosi się Naipaul w tytule swojej książki. "India: a Milion Mutinies Now". Niemieckie tłumaczenie tego tytułu "Indien: Land des Aufruhrs" gubi słowo milion. Milion rebelii, powstań, buntów. Wśród nich to, które zaczęło ruch wyzwalania się z niewoli brytyjskiej - powstanie sipajów z 1847 roku.
Ale i inne rebelie: opisany w rozdziale "Cienie Guru" udaremniony ruch uniezależnienia się od Indii sikhów, podnoszenie głowy dalitów, bunt przeciw braminom, prostowanie pleców indyjskich kobiet. Ta książka w tysiącach - bardzo przekonujących, opisanych pięknym językiem - obrazów daje ogromną wiedzę o Indiach. I o ludziach, o tym, jak rozwija się historia ich życia, jak wpływają na nich losy ich rodziców, dziadków, jak się od nich uwalniają. W upadkach i wzroście poszczególnych osób widzimy to, co dotyczy całych grup społecznych, religijnych. Przemijanie i zakorzenienie się.
Gdy czytałam ją , marzyło mi się, by ktoś przetłumaczył tę książkę na polski. I oto jest! Z Naipaula opisów Indii przetłumaczono chyba tylko "Indie: zraniona cywilizacja", a przecież to noblista z 2001 roku.
Gorąco polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią Indie i tym, którzy po prostu lubią czytać historie ludzi. Zastanawiając się nad własną.
1. Miejsce akcji: Bombaj
2. Opowiadanie sekretarza - wrażenia z indyjskiego stulecia
3. Wybuch (Goa, Karnataka)
4. Małe wojny (bunt antybraminów w Tamil Nadu)
5. Po bitwie (Kalkuta)
6. Koniec masztu z flagą (Lucknow, Ayodhya w Uttar Pradesh)
7. Era kobiety
8. Cienie guru (Pendżab - separatyzm sikhijski)
9. Dom nad jeziorem - powrót do Indii (Kaszmir)
Kopiuję tu moją opinię z blogu Zahry valley-of-dance i z mojej strony nietylkoindie.pl
Na Naipaula książki o Indiach poluję od dawna. Wśród moich wspomnień jest taka chwila, gdy twarz mi się rozjaśnia na widok "Jenseits des Glaubens", książki o islamie m.in. w Pakistanie, leżącej na zurichskim stoisku antykwarycznym lub moment, gdy podskakuję z radości widząc wśród rzeczy porzuconych przez turystów w bombajskim hotelu "Land der Finsternis. Fremde Heimat...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-05
Opowiadanie Dostojewskiego pod tytułem "Кроткая", co można też tłumaczyć jako " Potulna", znam z dwóch adaptacji filmowych: francuskiej Bressona i indyjskiej "Nazar", w której zagrał późniejszy autor " Bandit Queen" i Królowej Elżbiety" Shekhar Kapur.
55 stron, na których zgodnie z Goethego słowami "mistrza poznajemy w ograniczeniu" (jak pisze autor posłowia Andrzej Drawicz) mój ulubiony pisarz Dostojewski w monologu mężczyzny wygłaszanym nad martwym ciałem kochanej kobiety pokazuje ból kogoś, kto doświadczywszy krzywdy i poniżenia sam upokarza i męczy. Kogoś, komu chciałby okazać miłość. Od kogo chciałby ją otrzymać. Jak doszło do tego, że żona bohatera z obrazem Matki Boskiej w ramionach wyskoczyła z okna? Mężczyzna, kiedyś oficer w pułku, dziś właściciel lombardu opowiada nam historię ich relacji. 41-letni mężczyzna udręczony przeżytym upokorzeniem poślubia 16-letnią sierotę, przyciśniętą do muru głodem. Punktem wyjścia w ich relacji jest nierówność: wieku, posiadania, ról wyzwoliciela-łaskawcy i wyzwalanej. Tak jak przedtem z łaski przyjmował do lombardu nic nie warte rzeczy, z których się wyprzedawała, tak teraz przyjmuje do domu ją. Na każdym kroku dając jej to odczuć. Pozwalając, by ich życie przebiegało w cieniu pieniądza. Upokarzając, doprowadzając ją do ostateczności przymierzenia się do próby zastrzelenia go, by potem nagle przestraszyć ją zalewem zachwytu i oczekiwaniem miłości.
Śledzenie tych uczuć fascynuje, przeszkadza mi tylko to, że czytam to w tłumaczeniu.
CYTATY:
"Czy jest w polu żywy człowiek?" - woła rosyjski heros. Wołam i ja - chociażem nie heros - i nikt się nie odzywa. Powiadają, ze słońce żywi wszechświat. Wzejdzie słońce i - popatrzcie nań,czy to nie trup? Wszystko martwe i wszędzie trupy, samotni tylko ludzie, a wokół nich milczenie - oto świat! "Ludzie, miłujcie się wzajemnie" - kto to powiedział?"
"Och, mogliśmy jeszcze dojść do porozumienia. Ogromnie tylko odwykliśmy wzajem jedno od drugiego, ale czyliż nie można było na nowo się przystosować? Czemu, czemu nie mielibyśmy zbliżyć się, rozpocząć nowego życia?"
"Ona była jedynym człowiekiem, którego hodowałem dla siebie, a innych nie potrzebowałem."
Opowiadanie Dostojewskiego pod tytułem "Кроткая", co można też tłumaczyć jako " Potulna", znam z dwóch adaptacji filmowych: francuskiej Bressona i indyjskiej "Nazar", w której zagrał późniejszy autor " Bandit Queen" i Królowej Elżbiety" Shekhar Kapur.
55 stron, na których zgodnie z Goethego słowami "mistrza poznajemy w ograniczeniu" (jak pisze autor posłowia Andrzej...
2014-04-13
Tę maleńką książeczkę wydaną w formie Kolibra przez "Książkę i Wiedzę" 45 lat temu, znalazłam z dziesięć lat temu wśród rzeczy, które mi zostały po kimś bliskim. Śmierć wyrywa nam żywą osobę, zostawia po niej rzeczy do uporządkowania, do oddania, do wyrzucenia (zacieranie śladów?). Niektóre z tych rzeczy zostają jednak z nami. Czy po to, by ich widok budził wspomnienie osoby, która z jakichś powodów chciała jej mieć? Tak jest z tą książeczką. Tytuł "Śmierć Iwana Iljicza" w konfrontacji ze śmiercią jej właściciela poruszył mnie. Wówczas więcej nie zdecydowałam się przeczytać.
Wróciwszy do niej po dziesięciu latach dopiero teraz zobaczyłam przy tytule zapisane długopisem obliczenia:
1910
1828
____
2
1828
1910
____
8
Z tyłu książki podano daty urodzin i śmierci Tołstoja. 82 lata. Właściciela tej książeczki śmierć zaskoczyła, ale wiek jego nastrajał już do myśli o własnej śmierci: kiedy, jak, ile mam jeszcze czasu, co potem, czy jest potem?
Bohater tej opowieści, tytułowy Iwan Iljicz umiera mając lat 45. Historia zaczyna się od wieści o jego śmierci. Jego znajomi z pracy zastanawiają się, kto dostanie po nim posadę. Przyzwoitość nakazuje im dopełnić przykrego obowiązku pojawienia się w domu "pakojnowo" - (rosyjskie słowo na zmarłego). Nie przeszkadza to im cieszyć się na oczekujące ich przyjemności życia typu gra w karty. Łączy ich w tym momencie ze sobą "zwykłe uczucie radości, że umarł on, nie ja".
Śledząc dalej opowiadanie dowiadujemy się, kim był Iwan Iljicz Gołowin, jak mu się żyło jako dziecku, jako młodzieńcowi, jak wspinał się w hierarchii urzędniczej, jak pokochał, a potem latami rozmijał się aż po zupełną obcość z poślubioną sobie Praskowią Fiodorowną. Widzimy go przy urządzaniu coraz dostatniej wyglądających mieszkań, obkupowaniu się w rzeczy, zabezpieczaniu w karciane rozrywki. Choć rozpoczynając swoją pierwszą pracę wraz z szykownym ubraniem kupił sobie na łańcuszku breloczek z napisem "respice finem" (przewiduj koniec) - nie przewidywał. Choroba wkradła się w jego życie niepostrzeżenie. Jej opisowi poświęcił Tołstoj więcej miejsca niż historii 45-letniego życia bohatera. Ten opis to studium wahań między niepewnością a nadzieją, opowieść o rosnącej rozpaczy, bólu, poczuciu niezrozumienia i osamotnienia. Jedyną osobą, która w odczuciu bohatera rozumie jego stan jest służący Gierasim. Tylko jego zdrowie i chęć życia nie drażnią bohatera. W słowach pomagającego mu Gierasima - "Wszyscy będziemy umierać. Jakże mam się nie potrudzić?" - Iwan Iljicz czuje współczucie.
Najdłużej pięćdziesięcioośmioletni Tołstoj opisuje samo umieranie. I towarzyszące mu kłamstwo udawania, że Iwan Iljicz nie umiera. "To kłamstwo istniejące wokół niego i w nim samym najbardziej zatruwało ostatnie dni Iwana Iljicza", pisze Tołstoj. Bohatera bardziej niż łagodzony opium ból fizyczny męczy rozterka duchowa: "Było życie, a tu nagle ucieka, ucieka i nie można go zatrzymać... Było światło, a teraz są ciemności. Byłem tutaj, a teraz trzeba tam! Dokąd?"
Czytając te opowieść myślałam to o śmierci bohatera, to ś.p. Henryka, kiedyś właściciela książki, to samego Tołstoja, którego umieranie zaskoczyło podczas ucieczki z domu, to mojej własnej. W niepokoju, że mogłabym tak umierać odpychając wszystkich, w rozpaczy, poczuciu, że moje życie to "nie to", że zmarnowałam je. Wydaje mi się, że mojej wiary w Chrystusa wystarczy, by mieć kończąc życie nadzieję na zmartwychwstanie, ale jeśli nie?
Mimo tego, że książka jest bardzo realistycznym wejściem w cudze cierpienie, warto ją przeczytać. Pomóc w tym może świadomość, że w ostateczności zwycięża w niej nadzieja. ("Szukał swego poprzedniego zwyczajnego strachu śmierci i nie znajdował go. ... Strachu żadnego nie było, bo i śmierci nie było. Zamiast śmierci jaśniało światło. - Więc to tak! - nagle powiedział głośno. - Jakaż radość!")
Kopiuję mój post blogu valley-of-dance.blog.onet.pl i strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Tę maleńką książeczkę wydaną w formie Kolibra przez "Książkę i Wiedzę" 45 lat temu, znalazłam z dziesięć lat temu wśród rzeczy, które mi zostały po kimś bliskim. Śmierć wyrywa nam żywą osobę, zostawia po niej rzeczy do uporządkowania, do oddania, do wyrzucenia (zacieranie śladów?). Niektóre z tych rzeczy zostają jednak z nami. Czy po to, by ich widok budził wspomnienie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-03
Przeczytawszy tę książkę, przez chwilę siedziałam z twarzą ukrytą w dłoniach. Przybita. "Sprawy rodzinne" Rohintona Mistry też skonfrontowały mnie ze smutkiem, czuję, że nie zabraknie go w czytanej właśnie "A Such Long Journay", ale w jego "Delikatnej równowadze" przyszło mi się zmierzyć z rozpaczą. Tytułowa "Delikatna równowaga" dotyczy życia i śmierci, ale przede wszystkim rozpaczy i nadziei. I w życiu jednego z bohaterów zwycięża rozpacz, w życiu innych jeszcze tragiczniej doświadczonych nadzieja wynikająca z utrzymywanych więzi, ze wzajemnej pomocy, wspierania siebie.
Napisana przez Rohintona Mistry w 1995 roku 683-stronicowa powieść dzieje się w 1975 roku. Roku, w którym Indira Gandhi oskarżona o złamanie prawa podczas wyborów nie chcąc oddać władzy wprowadziła w Indiach stan wojenny. W losach bohaterów widać cały ból i hańbę tego czasu
- burzenie buldożerami slumsów, a co za tym idzie skazanie ludzi na życie na na ulicy
- w ramach programu Upiększanie Miasta wywożenie bezdomnych i żebraków poza granice miasta do niewolniczych obozów pracy za miskę zupy
- przymusowa sterylizacja mężczyzn i podwiązywanie jajowodów u kobiet w ramach akcji Planowania Rodziny tj. walki z przyrostem ludności w Indiach
- rozgrywki kastowe na prowincji - karanie tych z dalitów, którzy wyłamują się ze swoich pokoleniami uprawianych zawodów stając się np z garbiarzy skór krawcami
- znikanie ludzi protestujących przeciwko stanowi wojennemu, katowanie ich na policji, porzucanie ich ciał
- migracja zarobkowa Indusów do Dubaju, rozluźnienie więzi rodzinnych, wykorzenianie
- niepowstrzymywany przez policję pogrom sikhów w Delhi w 1984 roku w reakcji Kongresu na zamach na Indirę Gandhi
Akcja książki dzieje się w Indiach w miejscach nienazwanych, na północy w górach i na prowincji, ale przede wszystkim także w wielkim mieście nad morzem, w którym od razu rozpoznajemy Mumbaj, wówczas nazywany jeszcze Bombaj.
Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk, są różnych wyznań
- Maneck Kohlan student z gór, sublokator Diny Dalal to podobnie jak ona parsowie, wyznawcy zaratusztrianizmu
- Om i Ishvar, krawcy, którzy z pracowników Diny Dalal stają się jej rodziną to hindusi z północnoindyjskiej prowincji, pochodzą z dalitów
- Ashrav, człowiek który stworzył dom uczącym się u niego zawodu krawieckiego Isvarowi i jego bratu Narayanowi to muzułmanin; podobnie jak Ibrahim, budzący pogardę i grozę w Dinie Dalal poborca czynszu za mieszkanie
- hindusami są też chroniący tych którzy na niego pracują i "przysposabiający do fachu " okaleczeniami Mistrz żebraków, ale i zbieracz włosów Rajaram, a także urządzający na ulicy show najpierw ze swoimi małpkami potem z dwójką dzieci małpiarz, czy aresztowany za protesty przeciwko stanowi wojennemu Avinash i okaleczony jako dziecko, by wzbudzać litość swoim wyglądem żebrak Shankar.
- hindusem też jest Valmik, prawnik który stracił głos na wykrzykiwaniu sloganów wśród marszy protestacyjnych
Rohinton Mistry tworzy postacie tak wyraziste, że mam wrażenie, iż za każdym razem, gdy sięgam po książkę wchodzę w ich życie. Gdy podnoszę wzrok znad kartek nie widzę ściany mojego pokoju, ale rozedrgane życiem ulice Bombaju.
Losy tych wszystkich bohaterów krzyżują się ze sobą, a oni sami coraz boleśniej doświadczani w życiu zmieniają swoje role godząc się pokornie z tym, że zmiany te obrabowują ich z poprzednich nadziei.
Historie przejmujące wpisane w los kraju, zdarzeń politycznych pokazane w obrazach zapierających dech swoją dynamika, budzących współczucie wobec ich bohaterów. W delikatnej równowadze między rozpaczą a nadzieją.
CYTATY:
"Zawsze jest nadzieja - dość nadziei, by zrównoważyć naszą rozpacz. Inaczej bylibyśmy straceni".
" Ileż to utraciłem...Ambicję, samotność, słowa, wzrok, struny głosowe. Tak, oto wiodący motyw mego życia - utrata. Lecz czy nie tak samo jest ze wszystkimi życiowymi historiami ? Utrata jest sednem. Utrata jest nieodłączną częścią tej nieodzownej klęski zwanej życiem...Dzięki niepojętej sile sterującej tracimy zawsze te rzeczy, które są bezwartościowe, zrzucamy je jak wąż zmieniający skórę. Utrata, ciągła utrata stanowi fundament procesu życiowego. Aż wreszcie zostajemy sam na sam z nagą esencją ludzkiej egzystencji. - Ale wąż ma pod spodem nowiuteńką skórę."
"Flirty z szaleństwem to jedno, lecz gdy szaleństwo zaczynało odpowiadać na nasze zaloty, nadeszła pora, by położyć temu kres"
"Czas to sznurek, którym wiążemy nasze życia w paczki lat i miesięcy... Czas może być ładną wstążka we włosach małej dziewczynki lub zmarszczkami na twarzy, kiedy okrada człowieka z młodzieńczej cery i włosów. ... Ale w ostatecznym rozrachunku czas to pętla na szyi, która zaciska się powoli".
"Bezdomni zaczęli wyłaniać się wśród gęstniejącego mroku. Na chodnikach pojawiały się ni stąd ni zowąd kartony, plastik, gazety i koce. W ciągu paru minut stłoczone ciała zawłaszczyły cały chodnik. Piesi dostosowywali się do nowej topografii, ostrożnie krocząc przez pole ramion, nóg i twarzy".
Spanie na ulicy:
"Alchemia czasu sprawiła, że w uszach krawców nocne hałasy z ulicy przed apteką zmieniły się w kojące tło. Koszmary już nie zatruwały ich snu. Cienie i zakłócenia - wrzask bukmacherów wykrzykujących
wylosowane o północy numery z gry matka, pełne zachwytu porykiwania zwycięzców, skowyt psów, pijący spleceni w śmiertelnym uścisku ze swymi demonami, łoskot skrzynek z mlekiem, zatrzaskiwanie drzwiczek furgonetek z piekarni - wszystko to przekształciło się w bicie wiernego zegara, odmierzającego kolejne godziny...Hałasy są jak ludzie. Jak je człowiek pozna, to stają się przyjazne".
Wdzięczna jestem wydawnictwu "Drzewo Babel" za wydanie książki po polsku.
Kopia mojego postu ze strony nietylkoindie.pl i blogu valley-of-dance.
Przeczytawszy tę książkę, przez chwilę siedziałam z twarzą ukrytą w dłoniach. Przybita. "Sprawy rodzinne" Rohintona Mistry też skonfrontowały mnie ze smutkiem, czuję, że nie zabraknie go w czytanej właśnie "A Such Long Journay", ale w jego "Delikatnej równowadze" przyszło mi się zmierzyć z rozpaczą. Tytułowa "Delikatna równowaga" dotyczy życia i śmierci, ale przede...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-12-23
W przeddzień Wigilii moje ciało uciekło w chorobę. Cały dzień to spałam, to obudziwszy się, czytałam Dzieci Groznego. Z tego półsnu i z sugestywnych obrazów Asne Seierstad zrodziło się we mnie poczucie, że jestem w ogarniętej wojną Czeczenii. Smutek wojny, który od strony rosyjskiej przeżywałam w filmie "Aleksandra". Przerażona, wstrząśnięta wchodziłam w losy poszczególnych osób począwszy od żyjącego w ruinach Groznego Timura, dwunastolatka, uzbrojonego w kindżał i cegłę. Był niemowlęciem, gdy Rosjanie zbombardowali jego miasto, miał rok, gdy w walce z nimi zginął jego ojciec.Wkrótce stracił matkę i dziadków, a oddany do wuja, biciem był przez niego zmuszany do pozyskiwania z ruin metalu i cegieł. Gdy umęczony uciekł, by żyć samemu w ruinach, zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia, że w rękach wuja pozostawił gwałconą co wieczór siostrę.
Asne Seierstad znam jako autorkę "Księgarza z Kabulu". Zaciekawiła mnie i poruszyła swoimi relacjami z Afganistanu, niemniej czytałam je z mieszanymi uczuciami. Bohater jej reportażu, który goszcząc ją umożliwił jej wgląd w swoje życie rodzinne, poczuł się w jej książce obnażony i zdradzony. Tytułowy księgarz Kabulu dociekał nawet woich praw (daremnie) w sądzie. Jednak jako autorka Dzieci Groznego Asne Seierstad zdobyła moje serce. Podziwiam odwagę i żar, z jakim uczyniła wojnę w Czeczenii swoją wojną, z jakim – ryzykując życie – zdecydowała się poznać wojnę z bliska.
Asne Seierstad przedstawia nam pierwszy atak na Czeczenię, która śmiała ogłosić niepodległość. W ciągu doby zginęło w walkach tysiąc osób. Czeczeni wpuścili do centrum Groznego sowieckie czołgi, a potem je zaatakowali. Podobnie jak i XIX wieku Czeczenia, jak i Afganistan, okazała się zbyt wojownicza, by ja łatwo zdobyć. Asne Seierstad wspomina o Lermontowie i Puszkienie, którzy w swojej poezji stworzyli obraz miłującego wolność, ale i krwiożerczego wobec zabierającej ją Rosji Czeczena. Z podpowiedzi Asne Seierstad chcę poszukać Lwa Tołstoja "Hadżi-Murat", o którym pisarz – sam doświadczywszy wojny z Czeczenami-pisze: "Pierwszy z dżigitów popełnił podłość, przeszedł do Rosji". Jak współcześnie Ahmat Kadyrew.Pierwsza wojna czeczenska 1994-1996, ta która przyniosła Czeczenom krótki czas niepodległości. Ta wojna widziana oczyma Asne Seierstad poraża. Przeciwko samolotom, helikopterom, czołgom, działom – karabiny i granaty. Padają słowa o Czeczenach Naród zbyt mały, by pokonać wroga, za dumny i zbyt wolny, by zaniechać walki. Czy wielka Rosja zniszczy małą Czeczenię? Najsmutniej mi się czytało, jak po dwóch wojnach między tymi dwoma krajami wygląda pokój czeczeński, porządki wprowadzone od sfałszowanych w 2003 roku wyborów. Nazywa się to czeczenizacją problemu. Ustanowiony przez Putina - po zamachu na rosyjską marionetkę Achmata Kadyrowa - kolejny premier Czeczenii, uznanej za integralną część Rosji, syn Achmata Ramzan Kadyrow niszczy Czeczenię od środka. Teraz nie ma już potrzeby bombardowania Groznego. Odbudowywana z ruin stolica zostaje rzucona na żer strachu. Donoszenie na siebie, torturowanie inaczej myślących.
Zaciekawia postać Dżohara Dudajewa. Siódmy z dziewięciorga dzieci. Mając osiem dni wraz z resztą narodu czeczeńskiego w bydlęcym wagonie został zesłany przez Rosjan do Kazachstanu. Wrócił do Czeczenii jako trzynastolatek. Przeciwnik puczu w1991. W tym czasie oboje z Jelcynem są po tej samej stronie. Wkrótce wyzwalają się kolejno republiki ZSRR, Czeczenii przeznaczono jednak tylko autonomię zamiast wolności. Jelcyn doprowadza do wojny z Dudajewem. Gdy potem namierzono sygnał rozmowy telefonicznej Dudajewa, był on w trakcie rozmów pokojowych. Wystrzelono rakietę w kierunku zlokalizowanego obiektu. Ostatnie słowa Dudajewa miały brzmieć: Walczcie dalej do końca.
AS pisze o kolejnym bojowniku czeczeńskim: Asłanie Maschadowie. Małomówny mężczyzna o łagodnych oczach odpowiedzialny za sukces w walce kilku tysięcy Czeczenów z największą armią świata.
To z nim ze względu na wybory Jelcyn zawarł krótkotrwały pokój. Po wygranych wyborach zbombardował dowództwo czeczeńskie. Maschadow, Basajew i Zelimkhan Jandarbijew
trzy dni kryli się w okolicy jedząc liście i pijąc wodę ze strumień. Ofiarami bombardowania było wielu cywilów. Maschadow wygrał wybory i w latach 1996-99 Czeczenia doświadczyła pokoju. W między czasie Czeczenia jednak zradykalizowała się jako państwo muzułmańskie. Z początku nie wszyscy jej przywódcy wiedzieli, że muzułmanie modlą się pięć razy dziennie, a nie trzy, z czasem wzrosła jednak ilość meczetów, medres, finansowanych z zewnątrz. Czeczenia stanęła przed wyborem między umiarkowanym Maschadowem, a ekstremistą Szamilem Basajewem.
To on odpowiedzialny jest za wzięcie zakładników w szkole w Biesłanie i on w sąsiadującym z Czeczenią Dagestanie prowokując Rosję do kolejnej wojny proklamuje wolne państwo islamskie.
Tym czasem Jelcyna zastępuje jeszcze groźniejszy dla Czeczenii Putin. Zaczyna się II wojna czeczeńska. Historycznie zamyka się ją do lat 1999- 2009, ale walki partyzanckie trwają nadal.
Kolejno odchodzą bojownicy czeczeńscy: złapany w 2000 roku Salman Radujew odsiadując dożywocie dwa lata potem umiera w więzieniu w Permie – z powodu krwotoku wewnętrznego. W 2000 zabito paszę Israpiłowa. Brał on udział w terrorystycznych atakach na Budionowsk i na Kizliar- Pierwomajskoje w Dagestanie, które kosztowały życie wielu zakładników-cywilów. W 2004 zastrzelono Rusłana Gełajewa, wielkiego dowódcę obu wojen czeczeńskich, odrzucającego terror wobec cywili, po pielgrzymce do Mekki nazywanego też imieniem Hamzat.
W tym samym roku wysadzono w powietrze Zelimchna Jamdarbijewa. Asłana Maschadowa zabito w marcu 2005 roku podczas ataku na Tołstoj -Jurt. Zdjęcie zabitego przedstawiano wg Seirestad w rosyjskiej TV jak trofeum, zwłok zbezczeszczonych wyłupieniem oczu nie wydano rodzinie. W 2006 przy okazji wysadzenia w powietrze ciężarówkę z materiałami wybuchowymi zginął Szamil Basajew.
Czeczenia straciła swoich przywódców, zarówno tych (jak Basajew i Zambardijew) odpowiedzialnych za śmierć zakładników, jak i tych walczących tylko z żołnierzami. Zostało wolne miejsce dla manipulacji rosyjskich, obsadzenia władz osobami dyspozycyjnymi wobec Rosji, zniewalania kraju własnymi rękoma.
To co zaciekawia w tej książce to to, że Czeczenię poznajemy w relacji kogoś, kto tam żyje w przebraniu, w niebezpiecznym dla dziennikarza czasie. Dużo faktów historycznych, dramatyczne momenty znane z pierwszych stron gazet, nieznana mi przeszłość deportacji całego narodu do Kazachstanu, silne postacie bojowników, ale jeszcze bardziej zapadające w pamięć obrazy bohaterów dnia codziennego, a wśród nich Anioł z Groznego, Hazijat, która stworzyła z mężem rodzinny dom dziecka - miejsce wytchnienia i bezpieczeństwa sierot wojennych, wyszukiwanych w ruinach stolicy Czeczenii, wyrywanych przemocy, szkoleniom na "psów wojny". Te ocalane dzieci to przyszłość wciąż zniewolonej, ale już gojącej rany wojny Czeczenii.
Kopiuję tu moją opinię z blogu Zahry valley-of-dance i z mojej strony nietylkoindie.pl
W przeddzień Wigilii moje ciało uciekło w chorobę. Cały dzień to spałam, to obudziwszy się, czytałam Dzieci Groznego. Z tego półsnu i z sugestywnych obrazów Asne Seierstad zrodziło się we mnie poczucie, że jestem w ogarniętej wojną Czeczenii. Smutek wojny, który od strony rosyjskiej przeżywałam w filmie "Aleksandra". Przerażona, wstrząśnięta wchodziłam w losy poszczególnych...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-10
Urzeczona Edny Fernades "Ostatnimi Żydami w Kerali" spróbowałam w EMPIK-u znaleźć jej inną książkę. Już sam tytuł mnie porwał: "Holy Warriors - A Journey into the Heart of Indian Fundamentalism". Była! Poprosiłam, aby zamówiona czekała na mój powrót z Indii. Jednak po powrocie z Indii rzuciły się na mnie inne książki i dopiero niedawno okazało się, że to książka, od której, jak zaczniesz ją czytać, to trudno ci się będzie oderwać. Oczywiście, jeśli interesuje ciebie, to co mnie – fundamentalizm indyjski. Edna Fernandes przyjrzała mu się w czterech wymiarach, pisząc na temat fundamentalizmu muzułmańskiego, chrześcijańskiego, sikhijskiego i hinduskiego. Zbierając materiały do przedstawienia tych problemów Edna przewędrowała Indie wzdłuż i wszerz, rozmawiając z wieloma osobami reprezentującymi wrogie sobie opcje. Bardzo obiektywnie przedstawiając ich racje. Według mnie niezwykła książka. Autorka zapraszając nas do wędrówki od Kaszmiru, po Goa, Nagaland we wschodnich Himalajach, Pendżab, Mumbaj i Uttar Pradesh z - w haniebny sposób sławnym - Ajodhja pisze opowieść, którą czyta się z zapartym tchem. Potrafi być ostra, kpiąca, ale i współczująca.
Mam kłopot z jej przedstawieniem tutaj. Właściwie to marzy mi się nie zapowiedzenie bardzo ciekawej książki, ale przedstawienie tej wiedzy o Indiach, którą ona nam przekazuje. Ale jak wybrać? W tej książce wszystko wydaje mi się godne uwagi, poznania.
Punktem wyjścia dla książki jest przedstawione we wstępie doświadczenie Podziału Indii w 1947, w chwili ich uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii. W krwi i pożarze odradzały się Indie tracąc część swoich ziem na rzecz wyodrębnionego z nich muzułmańskiego Pakistanu. Tysiąc zabitych, miliony uciekających z dotychczasowych miejsc życia.
Muzułmanie uciekający do Pakistanu, sikhowie i hindusi uciekający z ziem utworzonego właśnie Pakistanu. Tak rodził się obecny fundamentalizm indyjski: sikhijski, muzułmański i hinduski. Rzucając cień na politykę niepodległych Indii, podobnie jak i relacje z Pakistanem.
Sześćdziesiąt lat po Podziale świat doświadczony atakami na World Trade Center znów mówi o podziałach religijnych, o zagrożeniu ze strony ekstremistów muzułmańskich. Indie mimo własnych fundamentalistów różnej maści utrzymują równowagę jako największa demokracja świata. Zagrożone jednak stają się ze strony fundamentalistów hinduskich. Po przegranej w wyborach 2004 ekstremalne partie hinduskie Bharatya Janata Party i Shiv Sena zradykalizowały się. W 2007, wygrawszy w Mumbaju, ogłosiły, że tylko hindusi są w stanie zwalczyć terroryzm, ostrzegając muzułmanów i chrześcijan: uważajcie, wracamy do władzy, dla was nie ma miejsca w Indiach hinduskich. Równolegle Indie poddane są transformacji czyniącej z nich giganta ekonomicznego – 9,2 % wzrostu gospodarczego w 2006/2007. Rozwój widać jednak przede wszystkim w wielkich miastach. Spośród tych, którzy z niego nie korzystają, rekrutuje się terrorystów. W Kaszmirze terroryzm staje się często najbardziej dostępnym zajęciem; połączony z przesłaniem religijnym staje się świętą misją. Stąd pomysł walki z terroryzmem poprzez zmniejszanie nędzy świata bangladeskiego noblisty Muhammeda Yunusa, twórcy inicjatywy mikrokredytu, pożyczek umożliwiających stawania na nogi najbiedniejszym.
Mottem książki Edny Fernandes są słowa Gandhiego "Wierzę w fundamentalną prawdę wszystkich religii"
Granica, która dzieli Indie i Pakistan dzieli ludzi, którzy – jak pisze Edna - są tacy sami i już nie tacy sami, bo w 1947 podzieliła ich religia. Dlatego Indie mogą zachować jedność tylko pielęgnując postawę tolerancji religijnej. Idąc za ideą pierwszego premiera Nehru, ideą laicyzmu Indii – żadna religia nie dominuje nad innymi. Idea ta wyrosłą jednak w miejscu, które tysiąc lat doświadczało inwazji – najpierw muzułmańskiej, potem chrześcijańskiej.
W 2001, trzy miesiące po ataku na World Trade Center dokonano zamachu na parlament w Delhi. Będący u władzy skrajnie hinduski rząd Bharatya Janata Party oskarżył Pakistan o próbę wywołania w Indiach, kraju o sto czterdziestu milionach muzułmanów – drugiej co do wielkości na świecie populacji muzułmańskiej - powstania muzułmańskiego. Armia indyjska stanęła w pogotowiu na granicy Pakistanu. Powiało grozą. Szczególnie, że oba kraje dysponują już bronią nuklearną. Hindutwa skłonna była ogłosić świętą wojnę przeciw muzułmanom. Zrównując Pakistan z muzułmanami, uznając indyjskich obywateli muzułmańskiego wyznania jako zdrajców, sprzymierzonych z Pakistanem przeciwko Indiom. W tym czasie, gdy świat ogarnęła obsesja na punkcie strachu przed fundamentalizmem muzułmańskim, w Indiach największym zagrożeniem stał się fundamentalizm hinduski. Pokazując tym, że nie islam jest niebezpieczeństwem, ale sam fundamentalizm, który może posłużyć się każdą religią. Indie jako miejsce rozkwitu wszystkich największych religii świata są też oczywiście miejscem różnego rodzaju fanatyków religijnych. W nowoczesnym świecie coraz mniej miejsca na wiarę w Boga, stąd niepewność religii i coraz głębsze podziały.
Autorka proponuje nam podróż w głąb indyjskiego fundamentalizmu. Najbardziej boli ją stanowiący obecnie największe zagrożenie dla Indii FUNDAMENTALIZM HINDUSKI. Narodził się wraz z partią RSS w 1925 roku. Zainspirowany faszyzmem. W cieniu gniewu z powodu stuleci zniewolenia hindusów przez muzułmanów, a potem brytyjskich i portugalskich chrześcijan. Burzono wówczas świątynie, siłą nawracano hindusów na inną wiarę. W 1857, podczas powstania sipajów przedstawiciele wszystkich religii zjednoczyli się przeciw brytyjskiemu okupantowi. Wyciągnął on z tego naukę – dziel i rządź. Wzmacniał władzę pogłębiając podziały religijne. Podział 1947 to cena, jaką Indie zapłaciły za wolność. Ekstremiści hinduscy Podział uznali za muzułmańskie pragnienie zmniejszenia siły Indii, Hindustanu. Wołano o zwrot "zagrabionych" przez Pakistan terytoriów. Muzułmanów, którzy zdecydowali się pozostać w Indiach, uznano za podejrzanych. Sekularyzm Nehru chronił Indie. Do czasu. W 1992 rozebrano w Ajodhji czterysta letni meczet. Ogłaszając, że zbudowano go na miejscu narodzin hinduskiego boga Ramy. Zaczął się nowy czas w historii Indii – za kozła ofiarnego, winnego problemów Indii zaczęto uznawać mniejszości.
Jawnie pokazano to w 2002, gdy z błogosławieństwem rządu stanowego zamordowano w Gudżaracie tysiące muzułmanów. Winnym zbrodni krew muzułmanów, w naprędce ogłoszonych wyborach, przyniosła zwycięstwo. "Przetłumaczono ją na głosy wyborców" optujących za hindutwą, Indiami tylko dla hindusów. Jednak w maju 2004 w Indiach zwyciężyła głosząca tolerancję religijną partia Kongresu. BJP przegrała. Nadal jednak zabiega o swoje wpływy przedstawiając muzułmanów jako wewnętrznego wroga kraju.
Takie traktowanie muzułmanów rodzi wśród nich frustrację, która może stanowić pożywkę dla terroryzmu. W Indiach widać to szczególnie w Kaszmirze. To stan w większości muzułmański, miejsce sporu między Pakistanem a Indiami, jeden z najbardziej zapalnych punktów na świecie, grożący wojną atomową. Jego mieszkańcy żyją jak w potrzasku.
Zagrożeni przez muzułmańskich separatystów i przez zwalczające ich siły indyjskie. Idea sekularyzmu Nehru przegrywa w tym miejscu nazywanym kiedyś z racji wyjątkowej piękności rajem na ziemi. Dziś stał się on skąpanym w krwi piekłem.
Fundamentalizm muzułmański można spotkać też w sercu hindutwy, w stanie Uttar Pradesh. Darul Uloom to druga z najważniejszych instytucji szkolących uczniów w duchu skrajnie muzułmańskim. Wyznacznikiem wszystkiego jest tam jedna książka: Koran. Jak pisze Edna, dąży się tam do powrotu do punktu zero, czasu proroka. To uczelnia, która inspirowała nie tylko zwykłych muzułmanów, ale i talibów.
Kolejnym miejscem, gdzie rozwinął SIĘ FUNDAMENTALIZM jest Pendżab, stan SIKHÓW. Na dziewiątym guru sikhów Teghu Bahadurze kaźni dokonał ostatni z Wielkich Mogołów muzułmański władca, Aurangzeb. Za obronę wolności religijnej kaszmirskich panditów. To zadecydowało o tym, że ostatni, dziesiąty guru, Gobing Sigh uznał, że sikhowie powinni swojej wiary bronić także zbrojnie. W 1699 założył on Khalsę, ugrupowanie czystych, którego zadaniem jest chronić sikhizmu słowem i mieczem. W latach osiemdziesiątych XX wieku doszło do starcia sikhizmu z państwem indyjskim zagrożonym separatystyczną ideą oddzielenia Pendżabu od reszty kraju i pod wodzą bojownika Bhindranwale założenia państwa Khalistan. Bhindranwale zajął wraz ze swoimi bojownikami serce sikhizmu Złotą Świątynię sikhów w Amritsarze. Indira Gandhi zdecydowała się zaatakować separatystów zbrojnie. Zdobyła świątynię kosztem krwi żołnierzy i sikhów. Także za cenę własnego życia -zginęła w zamachu z rąk swoich sikhijskich ochroniarzy - i tysięcy sikhów zamordowanych potem w odwecie za jej śmierć. Według sikhów niezbyt bronionych przez władze – wówczas w rękach Kongresu.
Kolejnym miejscem odwiedzonym przez EF jest jej rodzinny stan, Goa. Dziś reprezentują go wspólnie hindusi, muzułmanie i chrześcijanie, ale w swoim czasie był miejscem FUNDAMENTALIZMU CHRZEŚCIJAŃSKIEGO. W 1542 jezuita Franciszek Ksawery rozpoczął brutalne nawracanie Goa na chrześcijaństwo, z pomocą sprowadzonej z Hiszpanii Inkwizycji. Zabroniono hinduskich ceremonii ślubnych, rozpędzono szkoły bramińskie, zbezczeszczono świątynie, poddano torturom i kaźniom wiernych swoim bogom. Dziś stare urazy zapomniano, a do chrześcijańskiego wojownika Franciszka Ksawerego Goa pielgrzymuje jako do świętego.
Innym miejscem, w którym uobecnia się dziś fundamentalizm chrześcijański jest północno-wschodni rejon Indii. W dżunglach Nagalandu byłe plemiona "łowców głów" baptyjscy misjonarze nawrócili w 98procentach na chrześcijaństwo. Aktualnie z bronią w ręce Nagaland walczy o odłączenie się od Indii.
Według Edny Fernandes wszystkie cztery indyjskie fundametalizmy łączy strach przed innym. Strach przed dominacją stanowiących większość hindusów obudziła obronne uczucia w muzułmanach, chrześcijanach i sikhach. W Indiach można spotkać wiele uprzedzeń wobec ludzi z innych miejsc, przeciw Pendżabczykom, Bengalczykom, ludziom z biednego Biharu itd A przecież różnorodność, jaką przedstawiają sobą Indie jest ich niezwykłością.
Religijne zróżnicowanie Indii jest ich słabością, ale i siłą. Oznacza, że religia- także hinduizm– nie może wyznaczyć tożsamości Indusa.
EF pisze też, co czyni człowieka terrorystą – brak przyszłości, pracy, nadziei. Ekonomiczna stagnacja może być motorem nakręcania fundamentalizmu. Szczególnie w takich miejscach jak Kaszmir, Asam, Nagaland, gdzie wojowanie staje się zawodem.
Manmohan Singh, obecny – od 2004 roku- premier Indii opowiada się za polityką chleba, a nie kul. On, sikh urodzony na terenie dzisiejszego Pakistanu, wyrosły w Amritsarze, uważa, że kluczem do zmiany jest rozwój ekonomiczny – więcej szkół, szpitali, zapewnienie wody i prądu.
Przedstawiłam tu pokrótce, jak Edna Fernandes streszcza swoją książkę we wprowadzeniu. Warto jednak odbyć z nią tę podróż przez Indie, w rozmowach z ludźmi dociekając prawdy o przemocy i drogach uwolnienia od niej, sposobów na przekroczenie podziałów.
Świetnie napisane !
Spis treści
• muzułmanie Starego Delhi
• audiencja u imama
• Kaszmir: raj utracony
• wysłannicy Boga
I. Krzyżowcy
• inkwizycja i przedstawienie
• ludzie bez znaczenia i fundamentalizm
• ostatnie tango na Goa
• oddziały Boga
• łowcy głów i misjonarze
• Nagaland za Chrystusem
• krew, łzy i ropa naftowa
II. Kraj czystych
• kraj czystych
• wojowniczy Mesjasz
• nieprzebaczone
• zaginieni
• oblicze sprawiedliwości
III. Szafranowi wojownicy
• ojciec chrzestny
• Gudżarat – duch Podziału
• mężczyźni w khaki: krokiem defiladowym w kierunku wschodu słońca
• buntowniczy kapłani
• utracona świątynia Ramy
• broń masowej rozrywki: BJP Babe wykorzystana podczas wyborów
• szafranowa rewolta
Kopiuję tu moją opinię z blogu valley-of-dance.blog i z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Urzeczona Edny Fernades "Ostatnimi Żydami w Kerali" spróbowałam w EMPIK-u znaleźć jej inną książkę. Już sam tytuł mnie porwał: "Holy Warriors - A Journey into the Heart of Indian Fundamentalism". Była! Poprosiłam, aby zamówiona czekała na mój powrót z Indii. Jednak po powrocie z Indii rzuciły się na mnie inne książki i dopiero niedawno okazało się, że to książka, od której,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dwudziestosześcioletni książę Lew Nikałajewicz Myszkin wraca po latach spędzonych na leczeniu psychiatrycznym w Szwajcarii do Rosji. Przyjechawszy do Saint Petersburga z listem poleconym pojawia się w domu generała żonatego na jego dalekiej kuzynce Jepałczinoj. Poznając ją i jej trzy córki, spośród których szczególnego znaczenia dla niego nabierze poznanie Agłaji.Zanim jednak Myszkin pojawi się w tym domu, spotka on po drodze w pociągu rozgorączkowanego Porfirego Rogożyna. Desperacko zakochanego w kobiecie upadłej, Nastazji Filipownej. W domu generała Jepałczina książę kolejny raz słyszy imię Nastazji. Generał pomaga przyjacielowi w wydaniu jego utrzymanki za swojego sekretarza Goszę. Wynagrodzenie za dyshonor stanowi duża suma pieniędzy. Jeszcze tego dnia księciu przydarzy się poznanie Nastazji. Myszkin współczując Nastazji poniżanej kupczeniem jej losem w wielkodusznym porywie proponuje jej małżeństwo. Nastazja nie czując się jego godna odjeżdża z Rogożynem, ale jego wielkoduszność zapada jej głęboko w serce. Pod jej nieobecność coraz bliższa Myszkinowi staje się Agłaja. Ona sama ujęta jego sercem wybiera go, jednocześnie odrzucając ze strachu, że świat wyszydzi jego ufność....
Jeszcze w liceum zdarzyło mi się przeczytać pewną powieść, czytając którą myślałam: to o mnie. Skończywszy ją spojrzałam na nazwisko autora wiedząc, że "Młodzik" mi nie wystarczy, że w tym autorze zamieszkam na dłużej. I tak się stało. Fiodor Dostojewski do dziś należy do moich ulubionych pisarzy.
Teraz obejrzawszy filmową adaptację Władimira Bortko, wracam znów do powieści. Pogrążam się w zawikłane relacje bliskości, odrzucenia, zrozumienia, nieufności. Wiem do czego historia zmierza i dlatego czasami chce mi się ją spowolnić, zatrzymać. Myszkin znów mnie zachwyca. Nie jest łatwo o tą dziecięcą ufność, zdziwienie, nagle rozpalanie się w miarę dyskusji, z których jedną kończy się rozbicie wazy chińskiej ("вазу не жаль, жаль тебя/wazy nie szkoda, szkoda ciebie". Rogożyn - równie wyrazisty, ale i inne postacie: kobiet, czy generała, który wymyśla niestworzone historie, czy umierającego na gruźlicę. Zawistny o życie, które go ominie, usłyszy: "Пройдите мимо нас и простите нам наше счастье! (Przejdźcie obok nas i wybaczcie nam nasze szczęście!").
Sam Dostojewski znów mnie wciąga w swój świat, pochłania. Odnajduję się w słowach Myszkina:
- "Сострадание есть главнейший и, может быть, единственный закон бытия всего человечества. (Współczucie w cierpieniu jest najważniejszym, a może jedynym prawem bytu człowieczeństwa)".
- "Знаете, я не понимаю, как можно проходить мимо дерева и не быть счастливым, что видишь его? Говорить с человеком и не быть счастливым, что любишь его! О, я только не умею высказать... а сколько вещей на каждом шагу таких прекрасных, которые даже самый потерявшийся человек находит прекрасными? Посмотрите на ребенка, посмотрите на божию зарю, посмотрите на травку, как она растет, посмотрите в глаза, которые на вас смотрят и вас любят... (Jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha? Och, ja nie umiem wypowiedzieć .. a ileż rzeczy na każdym kroku tak pięknych, że nawet najbardziej zagubiony człowiek widzi ich piękno? Popatrzcie na dziecko, popatrzcie na bożą zorzę, popatrzcie na trawkę, jak ona rośnie, popatrzcie w oczy, które na nas patrzą i nas kochają...)".
Dwudziestosześcioletni książę Lew Nikałajewicz Myszkin wraca po latach spędzonych na leczeniu psychiatrycznym w Szwajcarii do Rosji. Przyjechawszy do Saint Petersburga z listem poleconym pojawia się w domu generała żonatego na jego dalekiej kuzynce Jepałczinoj. Poznając ją i jej trzy córki, spośród których szczególnego znaczenia dla niego nabierze poznanie Agłaji.Zanim...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-05
Jennera Zimmermanna Azja urzekła podczas spotkania z Heinrichem Harrerem, autorem i bohaterem "Siedmiu lat w Tybecie". Jednak gdy Jenner Zimmermann wylądował w 39 stopni upale delhijskim, to po 2 tygodniach stwierdził, że to nie jego bajka, że trzeba stąd jak najszybciej wyjeżdżać, po miesiącu się jednak rozsmakował. Zamiast zaplanowane dwa miesiące przewędrował po Indiach pół roku. Wciąż podnosząc fotograficzny aparat do oczu. Utrwalając w kadrach krajobrazy, sławne świątynie, scenki uliczne, najdłużej, najwnikliwiej zatrzymując się na twarzach.
Właściwie to czytam właśnie kolejnego Marka Tully i Wojtka Jagielskiego opowieść o Kaukazie "Dobre miejsce do umierania", ale gdy trafił mi się ten album, rzuciłam się na niego zachłannie. Z przedmowy indyjskiego psychoanalita Kakara dowiadując się, że Tomasz Mann w "Zamienionych głowach" pisał o indyjskim przenikaniu się w sztuce świata zwierząt, ludzi i bogów. Indie przedstawiono tu w kilku częściach;
I. BOGOWIE, SWIĘCI I ASCECI
a w niej
- Hinduscy asceci:
- Baba Bhumatth, 86-latek, dzięki jodze z ciałem o połowę młodszym, zaleca działanie na rzecz innych (jeśli będziesz rozmyślać, zamiast działać, nastąpi akarman - niedziałanie, które cię zacznie niszczyć; podstawą naszego życia jest ciągłe działanie, wybaczanie popełnianych błędów i naprawa ich; ostrzega przed przemienianiem Indii na Zachód; autor przeprowadza z nim wywiad na temat tantry)
- Matadź, wdowa, która żyć aktywnie zaczęła po odchowaniu dzieci prowadzi aśram ze szkołą dla dzieci także niewidomych, koło Hardwaru
- Baba Pramhabs, żyje jak w grobie w izolacji, w ciemności, głosząc sens dzielenia sie tym, co się ma; przestrzega przed kontaktem z chwalcami i pochlebcami "sądzimy bowiem, że jesteśmy tym, za co nas uważają"; woli szczerych ateistów od obłudnych wyznawców, którzy nie czynią tego, co głoszą)
- Kartori Baba z Ajodhji (na czole ma wciąż recytowaną mantrę Ram-Sita-Ram; 105 lat?)
- Baba Sri Pad z Wryndawany (miejsca narodzi Kryszny); odwiedzany kiedyś przez Beatlesa Harrisona)
- Baba Santosh Das z Bareli (jego imię Santosh to zadowolenie i takie jest też jego spojrzenie na świat: ufno-radosne)
- Baba Dwarka Das z Bareli, leczy dzieci
- Baba Dev Giri w świątyni Alaknath zbudowanej wokół drzewa, które wyrasta z grobu świętego
- 117- letni Baba Jai Ram Das (zrezygnował z bycia zapaśnikiem dla uzdrawiania ziołami i dotykiem)
Hinduskie święta, a w nich w większości przedstawione przeze mnie na blogu:
- Diwali
- Daśahra
- Holi
- Puszkar Mela
- i Baiskahi
BLASKI I CIENIE MIEJSKIEJ DŻUNGLI,
a w niej
Religie Indii (wszystkie oprócz islamu powstałe w Indiach):
- hinduizm
- dźinizm (obecny najbardziej w Gudżaracie, Radżastanie i Karnatace)
- sikhizm (w Pendżabie)
- islam
- i buddyzm (w większości wywędrował z Indii, tu pozostajac tylkow 1% ludności Indii)
III. PLAŻE I GÓRY,SWIĄTYNIE I KLASZTORY
W tekście na temat świąt i religii - choć przeczytałam go z ciekawością, nawet kosztem snu - niewiele znalazłam nowego. Najbardziej zainteresowało mnie jednak spotkanie z nieznanymi mi sadhu. Ale słowa nie są istotą tego albumu. To, co tu porusza to zdjęcia - "uwypuklenie pojedynczego momentu", jak pisze o tym sam autor. Najbardziej poruszające są portrety ludzi Indii, o których Zimmermann pisze, że fotografowany i fotograf rozchodzili się po chwili zatrzymania na zdjęciu milczenia i nastroju chwili, spełnieni. Zimmermann zarówno w krajobrazach natury jak i ludzkich twarzy szuka duchowości. Piękne zdjęcia, a w nich też Indie, w obrazach których szukałam tego, co już widziałam i tego, co chcę jeszcze ujrzeć.
Kopia z postu na moje stronie nietylkoindie.pl i blogu Zahry valley-of-dance
Jennera Zimmermanna Azja urzekła podczas spotkania z Heinrichem Harrerem, autorem i bohaterem "Siedmiu lat w Tybecie". Jednak gdy Jenner Zimmermann wylądował w 39 stopni upale delhijskim, to po 2 tygodniach stwierdził, że to nie jego bajka, że trzeba stąd jak najszybciej wyjeżdżać, po miesiącu się jednak rozsmakował. Zamiast zaplanowane dwa miesiące przewędrował po Indiach...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-30
Czytałam ją prawie jednym tchem. Mówiłam sobie jeszcze tylko jeden rozdział i muszę zająć się czymś innym, ale za chwilę już byłam w kolejnym, a potem następnym. Nawet zdarzeń znanych mi byłam ciekawa. Oczywiście, Indie fascynują mnie od lat. Historia Indii mnie porywa. Dlatego po przeczytaniu książka wylądowała na półce obok takich książek jak:
- "Historia Indii" Kieniewicza
- "Pawi tron" Hansena
- "Indie od początku dziejów do podboju muzułmańskiego" Bashama
- "Odkrycie Indii" Nehru
- "Geschichte Indiens" Kulke, Rothermunda
- "Nowa historia Indii" Wolperta
- "India after Gandhi" Ramachandry Guhy
- " Indie zarys historii" Michela Bouvina
- "Życie codzienne w dawnych Indiach" J. Auboyer
- "India a History" J. Keaya
- " Nowa azjatycka potęga" Rothermunda
- "Indie od Curzona do Nehru i później" D. Dasa
- "India" P. Frencha,
- "Dzieje Indii" Pannikara
- i książek Kłodkowskiego, Dębnickiego, Zajączkowskiego, Mroziewicza czy Tharoora
Razem tworzą krąg książek, którym wdzięczna jestem za odsłanianie przede mną historii Indii, także tej najnowszej (Pannikara i Keaya nie zdążyłam jeszcze przeczytać, wciąż się w naszym domu pojawiało coś nowego o Indiach, na co rzucałam się łapczywie).
Panom Iwankowi i Burakowskiemu dziękuję za podjęcie się tematu, za wybór tego właśnie okresu, za tytuł zestawiający dwa tak różne doświadczenia Indii, ale przede wszystkim za sposób przedstawienia zdarzeń. Jeśli mogę, nie czytam po kolei. Skaczę. Tu też zaczęłam od bardziej pasjonujących mnie Indii po 1947 roku. Wciągnął mnie język, jakim spisano ich historię. Przedstawiono ją jasno, budząc ciekawość, rozładowując napięcie anegdotą. Nawet tytuły zabawnie wprowadzają w temat ( np o Rajivie Gandhim "Niechętny dziedzic i gorliwy reformator"). Podobnie pewne określenia (np o Soni Gandhi - białej kobiecie jako szarej eminencji w Indiach:) Bardzo się ucieszyłam znajdując tu tyle o polityce poszczególnych stanów: Karnataki, Tamil Nadu, Kerali, Pendżabu, ale i innych (Nagalandu itd).
Gdy właśnie skończyłam czytać część od 1947 roku po rok 2012 (ach jak mi zabrakło już Narendry Modiego u władzy:( i tego, co się dzieje w Indiach już po zakończeniu książki) zorientowałam się, że czytałam rozdziały napisane przez p. Iwanka. Zaniepokojona, że język drugiego autora, p. Burakowskiego już mnie aż tak nie wciągnie, sięgnęłam po opis Indii skolonizowanych przez Brytyjczyków, potem wyzwalanych przez ruch nie tylko Kongresu, z tragiczną historią Podziału z 1947 roku. Nie zawiodłam się jednak. Czytałam z napięciem, chociaż może nie tak porwana jak w części w bliższej nam czasowo (1947-2012).
Gorąco polecam, zarówno tym, którzy nie znają historii Indii, jak i tym, którzy czytając kolejny raz odnajdują się w znanych sobie zdarzeniach. Odświeżonych sposobem przedstawienia. Oczywiście ja jestem tylko zafascynowanym Indiami laikiem, a nie znawcą Indii, ale myślę, że i ktoś taki znajdzie w tej książce coś dla siebie. Także w bogatej bibliografii, kalendarium zdarzeń, mapach przedstawiających graficznie dramatyczne zmiany. Choć w wątku polskim zabrakło mi Jerzego Krzysztonia.
Książka, do której już zaczęłam wracać i nieraz jeszcze wrócę. Na razie dałam jej na półce za towarzyszy "Odkrycie Indii" Nehru i "India after Gandhi" Ramachandry Guhy. Jak się do syta ze sobą nagadają , to zmienię im miejsca.
Kopia postu z mojej strony nietylkoindie.pl
Czytałam ją prawie jednym tchem. Mówiłam sobie jeszcze tylko jeden rozdział i muszę zająć się czymś innym, ale za chwilę już byłam w kolejnym, a potem następnym. Nawet zdarzeń znanych mi byłam ciekawa. Oczywiście, Indie fascynują mnie od lat. Historia Indii mnie porywa. Dlatego po przeczytaniu książka wylądowała na półce obok takich książek jak:
- "Historia Indii"...
2011-05-01
Umierając na raka Tiziano Terzani wielki dziennikarz, piewca Azji żegna się w szeregu rozmów z synem. Już w książce „Nic nie zdarza się przypadkiem” był świadomy, że usłyszawszy diagnozę raka rusza w najciekawszą ze swoich podróży, podróż poprzez chorobę zmierzającą do rozstania z doczesnym życiem. Ktoś, kogo pasja urzekła mnie w szeregu reportaży „W Azji”, żegna się tu. Robi to z klasą. Wspominając przy zaproszonym do tych rozmów - podstawy wspólnej książki - swego syna Folco. Ciężko chory Terzani ostatnie swe dni spędza w rodzimych Włoszech, w ukochanej wiosce toskańskiej Orsignie.
„Wiesz, ryszi, wielcy hinduscy mędrcy, od tysięcy lat mieli tylko jedno zadanie: siedzieli pośród natury i myśleli o jaźni. Dlatego uważam, że to piękne, iż kończę podróż na swój sposób..”, jak mówi do Falco.
Wspomnienie życia Terzaniego jest podróżą poprzez miejsca, które go ukształtowały, które on w swoich reportażach ukazał światu – Piza, Nowy Jork, Wietnam, Singapur, Kambodża, wreszcie Chiny, jego wielka fascynacja i rozczarowanie. Chiny, które kazały mu się wynosić. I jego ostatnia miłość: Indie. Dzielę ją z nim, więc opiszę poniżej to, co pisze on o Indiach. Warto jednak przeczytać całą książkę. Dlaczego? To przejmująco szczery opis żegnania się z życiem, przeżywany w bliskiej więzi z synem. Przed nami pojawia się na przestrzeni 572 stron 66 lat życia bardzo ciekawego człowieka, pasjonata, głodnego prawdy. Terzani był w najbardziej zapalnych miejscach w najbardziej dramatycznych momentach. Poznać je jego oczyma to fascynująca sprawa. Ciekawie też czyta się o życiu, które podlegało tylu zmianom. Od młodzieńczego idealizmu, fascynacji komunizmem jako szansy na przemianę świata, jego zwrot ku sprawiedliwości społecznej aż po rozczarowanie działaniem i skłonienie się (jak Tołstoj) ku samodoskonaleniu się. Intrygujące jest też Terzaniego poszukiwanie Boga. "Kto się tym wszystkim zajmuje? Kto trzyma to w kupie? .. Kto sprawia, że ptaki śpiewają...Istnieje jakaś kosmiczna istota i jeżeli choć przez chwilę masz wrażenie, że do niej należysz, nic innego nie jest co potrzebne"
I "Jeżeli masz problem, zatrzymaj się, zatrzymaj. Posłuchaj siebie i poszukaj odpowiedzi wewnątrz. Ona tam jest. Wewnątrz ciebie jest coś, co ci pomaga, jest głos. Posłuchaj go. Jedni nazywają go Bogiem, drudzy określają inaczej, ale jest."
Nie ze wszystkim się zgadzam. Inną mam wizję Boga. Chwilami raziło mnie też potępianie w czambuł człowieka Zachodu lub idealizowanie rozwiązań ze wschodu, z Azji. Jej odpowiedzi też bywają okrutne. Niemniej czytając tę książkę żałowałam, że nie zdążyłam 3 miesięcy z mojego życia poświęcić mojemu ojcu rozmawiając tak o jego życiu, jak Folco z Tiziano.
Książka ta zawiera dużo zdjęć Terzaniego. One też pomagały mi dochodząc do końca książki (i czyjegoś życia) zapłakać nad nieobecnością kogoś, kto odszedł (wg mnie) w Światło Boga.
TIZIANO TERZANI O INDIACH
W Indiach
Opowieść o nich rozpoczyna zdjęcie Terzaniego błogosławionego przez słonia. Na tle jednej z południowoindyjskich świątyń. A potem bardzo intymna rozmowa między ojcem a synem o chorobowych przemianach następujących w ciele Terzaniego, o jego ciele, z którym on przestaje się utożsamiać. Ale gawędzą też o sadhu, indyjskich świętych, którzy nie obcinając nigdy włosów mają je jednak różnej długości,jedni do ramion, inni do ziemi. Falco zastanawia się głośno, czemu jego ojciec na swoje 40-te urodziny zabrał cała rodzinę do Indii. Skąd ten kierunek u kogoś zafascynowanego dotychczas przemianami w Chinach, Kambodży, Wietnamie? Było to w 1978 roku. Mieszkający w Hong Kongu Terzani zapragnął Indii, bo jak pisze „tam było tchnienie”, kto kocha Indie, wie..” i ” W Indiach tkwiło coś odmiennego... Hindusi nie są tacy, jak my, ani w znaczeniu pozytywnym ani negatywnym”. Na dowód tego TT przypomina Falco sikha w turbanie, który przed hotelem Ashoka w Delhi, zaczepił Falco mówiąc mu, jak nazywa się jego dziadek. Skąd wiedział? Zagadki Indii, ich dziwy, które Terzani wspomina – słonie na ulicy (pierwszego w Indiach zobaczyłam właśnie na ulicy), pod Delhi miasto odebrane ludziom przez małpy, trochę dalej wioska zaklinaczy węży, pobudzających dłońmi kobry, by zmusić je do aktywności. W restauracji delhijskiej Moti Mahal, pod ekstatyczną muzykę tabli, fisharmonii i tęsknotę śpiewu połączoną z odgłosami świerszczy40-letni Terzani zapowiada swojej rodzinie, że w połowie swego życia przyjechał tu, by zasiać w Indiach ziarno swojej przyszłości. Wkrótce zostaje korespondentem „Spiegla”, ku zdumieniu dziennikarzy „Times of India” przyzwyczajonych , że do Indii wysyła się mniej doświadczonych dziennikarzy. Ale Terzani myśląc o Indiach ”chciał w nich zapuścić korzenie innego życia”. Jego dziennikarstwo w Indiach nie spełniało oczekiwań. W Europie chciano drukować o Indiach jako supermocarstwie ekonomicznym, a TT pisał o biurokracji i korupcji przy zdobywaniu linii telefonicznej. W jego odczuciu Indie jako supermocarstwo ekonomiczne to złudzenie „Indusi tak nie myślą, tak nie funkcjonują” Chciano od niego artykułów o nowych rynkach zbytu, rozwoju centrum ekspertów komputerowych w Bangalore, opisu gospodarczego boomu Indii, a TT jeździł na pustynię Radżastanu i dziwował się świątyni szczurów. W jego odczuciu czczenie szczurów (z których jeden jest wierzchowcem słoniogłowego boga Ganeśa) , obrzydliwych dla innych (a dla hindusów cudownych w Bikaner) przeczy wizji Indii jako trzeciej potęgi świata. Świątynia szczurów kłóci się z wizją Indii z Silikonową Doliną w Bangalore. TT wspomina smród świątyni i białego szczura karmionego z większym zapałem niż inne, symbolu nieśmiertelnych Indii. TT pisze „o prowokacji, z jaką Indie pokazują, że Bóg jest wszędzie,nawet w cuchnących szczurach”. Fascynuje go, że twórcy nowoczesnych Indii mogą być jednocześnie wyznawcami czegoś, tak dla nas niezrozumiałego.
TT pisze (a raczej mówi synowi, a ten spisuje potem) o świątyni figi na brzegu męskiej rzeki Brahmaputry– podziemny korytarz prowadzi w niej do ogromnej wykutej z kamienia figi, wciąż wilgotnej. Smrodowi gnijących kwiatów towarzyszy tam modlitwa o płodność.
TT do syna : „kochamy Indie, bo w Indiach znaleźliśmy nie odpowiedź, ale okazję”. Podkreśla jednak, że Indie nie są jedynym miejscem dającym nam okazję. Cytując poznanego w Himalajach Starca „Wy zapomnieliście o waszych ryszi, o waszych mędrcach. Zebraliście ich i zrobiliście z nich książki, które ustawiacie w bibliotekach, z których uczycie się w szkołach. My nie, my tym żyjemy” TT głosi pogląd, że naszą otwartość umysłu zabija rywalizacja i walka o miejsce i wspinaczkę po drabinie sukcesu.
TT opowiada, jak z żoną pewnego razu w strasznym upale mijał wychodzącego z Sai Baba Mandir 40-letniego mężczyznę z wieńcem pomarańczowych kwiatów na szyi. „On wie coś, czego my nie wiemy”, powiedziała żona TT patrząc na błogi uśmiech nieznajomego. Tajemnicę tego uśmiechu próbował TT odkryć w Indiach.
Charan Das
TT wspomina jak amerykański sadhu, Charan Das pomógł uroczyście wrzucić o wschodzie słońca prochy bogatego amerykańskiego pasjonata medytacji i Indii go Gangesu. W Benaresie. Na Zachodzie pojawiła się moda na wrzucanie prochów do Gangesu.
Charan Das, syn amerykańskiego nafciarza, studiował indologię, do Indii przyjechał uczyć się hindi i sanskrytu, został tu na zawsze jako sadhu. Od 15 lat boso wędrował po Indiach, ze sfilcowanymi włosami, zrogowaciałymi stopami, zawsze uśmiechnięty.
TT pojechał z nim na spotkanie tysięcy sadhu. Na równinie Kurukszetra, na której rzekomo doszło do opisanej w "Mahabharacie" bitwy miedzy Pandawami a Kaurawami; W rocznicę bitwy i w dzień wyjątkowo rozległego zaćmienia słońca siadło tam (każdy ze swoim trójzębem) tysiące sadhu. W chwili zaćmienia wszyscy zanurzyli się w wodzie uciekając przed spojrzeniem oślepłego słońca, przekonani, ze inaczej zdarzy się im coś złego. TT zawsze pociągali indyjscy szaleńcy.
Uważa on, że sadhu są „czymś w rodzaju gwarancji, że Indie nigdy nie przemienią się w kraj taki jak inne, bo dopóki będzie istnieć społeczeństwo szanujące żebrzących świętych, takie które klęka u ich stóp, a by naładować się energią, i daje im jeść, takie społeczeństwo nigdy nie stanie się całkiem materialistyczne. To coś w rodzaju szczepionki”. W oczach TT sadhu przypominają, że każdy w pewnej chwili może zrezygnować ze swego życia, więzi, imienia i pójść drogą sanyasa.
Jak Charan Das. Nawet jeśli dla niego „Indie stały się śmiertelną pułapką” Żywiąc się z chorymi, umierającymi, żebrakami karmionymi za pieniądze wręczane jako jałmużna przez kogoś, kto właśnie wydał córkę za mąż, komu urodził się syn, zaraził się zapaleniem jąder. Wyrzucony jako biedak ze szpitala zmarł na coś, z czego mógłby się wyleczyć antybiotykiem. Kim był 35-letni Charan Das? poukładanym kiedyś studentem z Zachodu, który zgubił się na drodze, do której nie należał, w obcej sobie tradycji?
„Indie to tysiące spraw. Przekleństwo i wyzwolenie, tworzenie i destrukcja, studnia bez dna.W Indiach ktoś nie dostatecznie przygotowany traci grunt”, ale czy Charan Das przegrał?Zaprzeczeniem mógłby być uśmiech, który mu towarzyszył na tej drodze. Spełnił się?
Gandhi
Kryzys moralny w wyniku pierwszej wojny światowej potrzebował czegoś, co pomoże w odrodzeniu się Europy.Wielu zaczęło wiązać nadzieje z walczącym o wyzwolenie Indii z niewoli brytyjskiej Gandhim.
TT ciekawią ludzie, którzy szukali inspiracji w Indiach. Liczni Francuzi, a wśród nich Romain Rolland, biograf Gandhiego i filozofa Vivekanandy. Fascynował on też Terzaniego. To jemu właśnie guru Ramakriszna polecił przekazać przesłanie wedanty na Zachodzie. Ubrany w pomarańczowe szaty w 1893 roku w Chicago w Parlamencie Religii Świata zdumiał Amerykę mówiąc „Indie mogą być guru narodów”. Zaklinacze węży wyzwalający Zachód z więzienia materializmu?
Zaskakiwał nie on jeden. Innymi duchowymi mocarzami obok Gandhiego i Vivekanandy są wg TT filozof Ananda Coomaraswamy( „Pomóżcie nam zachować prostotę Indii, bo Indie pomogą wam przeżyć”), czy Ramana Mahariszi, który w 16 roku życia powiedział o sobie „Jestem martwy” i siadł przed górą Arunchal, by w swym życiu nic innego oprócz medytacji nie robić. TT podziwia tych ludzi. Wspominając też Mikołaja Roericha. TT przypadkiem jadąc do Dharamsali w Nagar na brzegu rzeki Kulu Manali odkrył opuszczony dom Roericha, rosyjskiego malarza. Na łące przed jego domem znajdował się kamień położony w miejscu spalenia jego zwłok. TT medytował przy tym kamieniu próbując zrozumieć lepiej Roericha.
TT pisze o powolnym tworzeniu się więzi między nim a Indiami "dzięki osobom, z którymi w jakiś sposób się identyfikowałem, dzięki ludziom, którzy żyli inaczej, dzięki wielkim osobowościom". Najważniejszym z nich był Gandhi, którym TT fascynował już w młodości. Nim i Mao. Drugim się rozczarował, pierwszy nadal pozostał mitem.
Zdumiał go adwokat, wykształcony w Londynie, który świadomie decyduje się bratać z ludem. Żyje w ogromnej prostocie wstając o czwartej rano, czyszcząc ubikacje jak niedotykalni, przędąc i modląc się. Miska ryżu dziennie, a w razie choroby post. Kpiąc sobie trochę z tego TT też zaczął za Gandhim myśleć, że szukane rozwiązanie dla Zachodu leży w poście i prostocie. Porażało go, że można tak dalece zaprzeczyć nowoczesności chcąc rozwiązać problem Indii na poziomie wsi, wracając do tradycyjnego życia, odrzucając mechanizację. W 1909 roku Gandhi sformułował swoją definicję cywilizacji, daleką od tej, której miara jest produkcja dóbr "Cywilizacja rodzi się z pewnego typu postępowania, które wskazuje człowiekowi drogę obowiązku ...z zachowań moralnych. Osiągnąć moralność to osiągnąć wybaczenie naszego umysłu i naszych pasji."
Gandhiemu wystarczał dach nad głową i opaska na biodra, wybrał drogę wiosek, a nie fabryk, bo "wioska to wspólnota, to podział środków". TT zachwyca się ludźmi z Kongresu, którzy za nim poszli tłumnie, na biało ubrani, w charakterystycznych czapeczkach, chudzi i dostojni, żyjący ideą wolnych Indii, w oczach Gandhiego wolnych też od zachodniego konsumizmu.
"Jedyną drogą, by nie konsumować był post"
Wg TT Gandhiego ideę biernego oporu, nie stosowania przemocy, która przyniosła Indiom wolność, ośmieszono podważając ją jako naiwną m.in. w konfrontacji Hitlerem. Gandhi chciał się spotkać z Hitlerem. Pisał do niego wielokrotnie, listy przejmowali Brytyjczycy. Wg Gandhiego jesteś niewolnikiem tak długo, jak długo jesteś posłuszny; dyktatura upadnie, jeśli ludzie przestaną jej być posłuszni. "Kiedy zaistnieje wola sprzeciwiania się przemocy przez jej niestosowanie wszystko się zmienia" Aktywność biernego oporu, który staje się jak post "nieuczestniczeniem w tym, co inni mają ci do zaoferowania, by cię osłabić". Do biernego oporu trzeba hartu ducha. Jak w historii Halala Khan z armią stu tysięcy wojowników z kijami. Gdy nadchodził wróg położyli się obok swoich kijów dając się bić. A w szkołach uczą o tych, co podbijają świat. Jak Aleksander Wielki "Podbijają tzn zabijają i zabierają cudze dobra".
TT uważa, ze szkołom brakuje nauczania do wolności, szacunku i nieużywania przemocy; sama szkoła jest pierwszą dyktaturą, która oducza inaczej pomyśleć, podobnie jak telewizja ("Wyłącz telewizor, a zyskasz wolność").
Wg TT mimo pozornej wolności (wybieranie wśród różnych past do zębów itd) mamy wyjątkowo mało wolności. Od szkoły jesteśmy zaprogramowani tylko do tego, by znaleźć swoje miejsce w produkcji i konsumpcji. Nie ma miejsca dla inności. TT podaje przykład świętego Franciszka
"Nie byli szaleni, lecz inni. To ludzie, którzy swoją różnorodnością pokazywali inny sposób bycia"
TT przewiduje, że czeka nas wojna przeciwko tyranii ekonomii, o naszą duchowość, którą można też nazwać religijnością, by przecież zawsze chcieliśmy i nadal chcemy szukać odpowiedzi na pytanie, po co żyjemy. Wg TT brakuje nam nowych modeli rozwoju - obok wzrostu też powściągliwości, by wyrwać się z koła zaspakajania się tylko zabawą, sportem i jedzeniem.
Proponuje on Gandhiego post jako odpowiedź na kuszenie nas towarami, wytwarzanie w nas potrzeb korzystnych z punktu widzenia rynku.
TT bliskie są słowa Gandhiego "Kiedyś sądziłem, ze Bóg jest prawdą. Teraz powiedziałbym, że prawda jest Bogiem."
Bomba
Terzani jest rozczarowany, że tak jak tragedia pierwszej wojny światowej niczego nas nie nauczyła - dwadzieścia lat potem wybuchła kolejna wojna- tak wbrew jego nadziejom, nie wykorzystaliśmy wstrząsu 11 września 2001.
Umieliśmy zareagować tylko z pozycji zemsty rozpętując kolejne wojny, pogłębiają podział, nie biorąc sobie do serca słów Gandhiego: "Jeśli postąpimy tak samo, jak wcześniej, wrócimy tam, gdzie byliśmy". Terzani jest rozgoryczony tym, że wciąż się my, ludzie nie zmieniamy, pozostając egoistami skłonnymi do przemocy, pełnymi lęku przed śmiercią, niepewni, bez wiedzy, kim jesteśmy, tymi, którzy "Gdzieś na zewnątrz stawiamy sobie Boga". Dlaczego teoria ewolucji, rozwoju ku coraz bardziej złożonym formom obowiązuje cielesność, ale nie duchowość? Na duchowy rozwój człowieka miało nadzieję wielu filozofów m.in. Indus Aurobindo
Jesteśmy mniej świadomi niż przedtem, gdy ludzie poważnie rozważali pomysł rezygnacji z broni, a sami twórcy bomb przestrzegali przed ich niebezpieczeństwem. Teraz cisza. Myślenie o rezygnacji z przemocy uznano za mrzonki. Kto słucha dziś Gandhiego: "Po co powtarzać starą historię? Wymyślmy sobie nową!" On wymyślił. Zapraszając do tego Indie.
Terzani marzący o nowym kierunku myślenia nawiązuje do czytanego właśnie indyjskiego filozofa Krisznamurtiego
Krisznamurti uważa, że naszym największym ograniczeniem jest świadomość. To, co powinno pomagać nam się rozwijać jest naszą pułapką. Uwarunkowani na to, co już wiemy, przyzwyczajeni do tego, co znamy nie mamy odwagi na skok w myślach, w nieznane. Wyzwolić się od świadomości, by poznać coś nowego?
Jego syn Folco na słowa ojca "cisza już nie istnieje" opowiada, jak podczas jego pracy w Kalkucie Matka Teresa dała mu "wizytówkę" z napisem: "Owocem ciszy jest modlitwa". "Zaczynasz od ciszy. Cisza doprowadzi cię do modlitwy, modlitwa do wiary, wiara do miłości, miłość do działania. Jednak początkiem tego całego procesu jest modlitwa. Jeżeli ktoś zastanawiał się, jak ma zacząć swą przemianę, Matka Teresa dawała mu jasną radę: zacznij od ciszy"
Terzani uważa, że Indie mogły wybrać inna drogę postępu, tą, która mówi: Nie chcemy bomby atomowej". Jest pesymistą myśląc o przyszłości świata i ludzi, którzy żyją wg słów Eliota "rozbawieni zabawami, które ich bawią", ale na pytanie syna, czy taką cywilizację warto ratować, cytuje Bhagawadgitę "Rób, co do ciebie należy,a czy świat zostanie uratowany, czy nie, to nie zależy od ciebie".
Upar, upar
Terzani o tym, jak przestał wierzyć w wiedzę, która służy "zewnętrznej transformacji społeczeństwa nie zmieniając psychiki". On szukał wzlotu duchowego przemiany wewnętrznej, dlatego zafascynowany Gandhim pojechał do Indii, ale ich polityka rozczarowała go bardzo. Uznał, że po śmierci Gandhiego Indie zaprzepaściły kapitał idei życia bez przemocy. "Stary fakir ubrany w łachmany" był w oczach świata Kimś. Jak bardzo byłby rozczarowany, wiedząc, że Indie mając moralną bombę atomową (ideę ahimsy) wybrały rzeczywistą bombę atomową, by stanąć obok Chin i Pakistanu w jednym rzędzie państw grożących przemocą. Powszechna radość Indusów z posiadania tej bomby bardzo go zasmuciła.
Mówi o rozczarowaniu, jakie przeżył przyjeżdżając do Indii akurat w czasie, gdy na rynku pojawiła się znów cola i wielkie promujące ją napisy "I'm back!". Zrażony dętymi defiladami, parodią defilad brytyjskich Terzani szukał śladów Gandhiego, w jego aszramie, wśród jego starych, nada cudnych, ale zbliżających się do śmierci towarzyszy walki i poszukiwań duchowych. Sam Terzani też przestał wierzyć w moc zmian zewnętrznych, zaczął liczyć tylko na wewnętrzne samodoskonalenie się, wędrówkę w Himalaje, dosłownie i w przenośni - upar, upar - w górę, w górę! Terzani szukając miejsca, gdzie chory na raka nauczy się umierać dotarł w góry do aszramu Starca. Tam usłyszawszy od pustelnika: "Prawda jest ziemią bez dróg i dróżek" TT "oddał się przede wszystkim samemu sobie" realizując ideał hinduskiego sadhu -odszedł, by zmienić siebie. Wg hindusów mistyczne moce, jakie otrzymuje medytujący pustelnik są takie, jak jego myśli ,i stają się rzeczywistością nawet bez jakiegokolwiek działania" Wg TT tak tłumaczy się nadzieję.. Folco, którego ojciec też zaraził Indiami opowiada , co usłyszał od pewnego sadhu o tym, ze że 98 na sto myśli to myśli, które już myśleliśmy wcześniej. Nowe zdarzają się rzadko, jedna, dwie.
Żeby zacząć myśleć inaczej trzeba wg ojca i syna - odejść. To mówi hinduski podział na cztery fazy życia: w pierwszej uczysz się, w drugiej oddajesz to ludziom pracując i tworząc rodzinę jako mąż i ojciec, w ostatniej odchodzisz sam, wyzwolony z więzów, nazwiska, miejsca, na poszukiwanie Boga. Nawet jeśli od swojego mistrza (bo jak mówi indyjskie przysłowie "Jeśli jest uczeń, znajdzie się i mistrz") usłyszy się czasem słowa okrutne: "Tego dnia, kiedy uda mi się zniszczyć twoje ego, smród pójdzie aż do nieba", to przecież to okrucieństwo znajduje równowagę w słowach "Porzuć wszystko, co znasz. Porzuć, porzuć, porzuć. Nie bój się, że zostaniesz bez niczego, bo na koniec to nic będzie ci podporą"
Terzani w ostatniej fazie - "Otrzymałem od życia dwa wielkie prezenty, oba dostałem w tym samym momencie: raka i emeryturę, wtedy zrezygnowałem ze świata"-pojechał do aszramu Swamiego uczyć się sanskrytu i poznając hinduską filozofię zgłębić jej religijne sedno (opisał to w "Nic nie zdarza się przypadkiem"). To tam powtarzał jedząc słowa z Bhagawatgity "Jestem ogniem, co pali w żołądku twoje pożywienie", ucząc się, że już niczego nie potrzebuje. Swamy dał mu piękną lekcję o czasie, którego już nie potrzebuje, ("mój czas to czas innych"). Trzy miesiące w aszramie były dla Terzaniego czasem utraty tożsamości. Próbował to uzyskać rezygnując z nazwiska, nie odwołując się do przeszłości, do roli zawodowej, więzi rodzinnych. Nie prezentował się jako żonaty, włoski dziennikarz, bo tożsamość jest ograniczeniem. Oddalił się od siebie znanego sobie, by stać się anam, bezimiennym. Tak przygotowywał się do umierania. A jak mówi jego syn Folco "Jeżeli ktoś akceptuje śmierć, czegóż więcej może chcieć?". Zbliżający się do śmierci ojciec wspomina chwilę niezwykłej jasności, jedności z wszystkim "jedną ulotną chwilę w nocy, podczas medytacji...może to być kropla, ale jest jak ocean".
Kopiuję tu moją opinię z blogu valley-of-dance.blog i z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Umierając na raka Tiziano Terzani wielki dziennikarz, piewca Azji żegna się w szeregu rozmów z synem. Już w książce „Nic nie zdarza się przypadkiem” był świadomy, że usłyszawszy diagnozę raka rusza w najciekawszą ze swoich podróży, podróż poprzez chorobę zmierzającą do rozstania z doczesnym życiem. Ktoś, kogo pasja urzekła mnie w szeregu reportaży „W Azji”, żegna się tu....
więcej mniej Pokaż mimo to
Wróciłam do książki po latach. Dzięki filmowi Gleba Panfiłowa. W pamięci mając tylko dialog z przesłuchiwanym Bobyninem i jego odpowiedź na groźby:
- Trzeba było mi coś zostawić, o co bym drżał. Pozbawiając mnie wszystkiego, uczyniliście mnie człowiekiem wolnym.
"Archipelag Gułag", "Odział chorych na raka" i "Jeden dzień Iwana Denisowicza", który Sołżenicyn nazwał donosem napisanym na siebie, to ważne książki z mojej przeszłości. Podobnie przejmująco realistycznie, w oparciu o własne doświadczenia Sołżenicyn napisał "Pierwszy krąg". Opisana w nim historia budzi we mnie grozę i współczucie, stawia pytanie,o co lub o kogo ja oparłabym się w czas próby, jaka jest granica zaparcia się siebie, wierności bliskim, co w nas pomaga się temu oprzeć,co temu sprzyja.
Trzy dni 1949 roku. Od 24 po 27 grudnia. W podmoskiewskiej "szaraszce" Marfino enkawudziści od lat przetrzymują więźniów systemu na specjalnych prawach. To gułag najtęższych mózgów Rosji za miskę soczewicy sprzedających swoje talenty na potrzeby reżimu. Przedwczesne uwolnienie można kupić za wynalezienie urządzeń do podglądania, podsłuchiwania, lepszego wyłapywania niepokornych, za pomoc w rozpoznaniu głosu dyplomaty, który zadzwonił do ambasady amerykańskiej uprzedzając o próbie przejęcia informacji umożliwiających komunistom zbudowanie własnej bomby atomowej. Człowiekiem tym jest Innokientij Wołodin. Jeśli go złapią, przyjdzie mu zamienić zagraniczne wojaże, widok pereł na szyi żony, blask kandelabrów i kryształów na przyjęciach na zapluty kąt niewiele większej od człowieka celi, na rozbite usta i upokorzenie nastawiania nagich pośladków do sprawdzenia, czy niczego nie przemyca w odbycie. Jeśli przyjadą po niego, to zedrą mu pagony z munduru, odetną wszystkie guziki, zabierając zegarek i obrączkę do depozytu pozbawią go czasu i więzi. Oprócz Wołodina bohaterami powieści Aleksandra Sołżenicyna są uwięzieni specjaliści, fizycy, czekające na nich latami żony, uwodzący ich obietnicami enkawudziści i "wolniaszki", pracujące z nimi w laboratoriach kobiety, które donosząc na nich jednocześnie zaspokajają ich potrzeby czułości lub choćby tylko seksu. Więźniowie szaraszki stoją przed wyborem: przeżyć uwięzienie w komfortowych warunkach z nadzieją na wcześniejsze uwolnienie lub odrzucić współpracę ze znienawidzonym reżimem i zapłacić za to zsyłką do obozów Syberii.
Oto ci, którzy w ciągu tych trzech dni dokonają różnych wyborów, dzięki którym uzyskają wolność zewnętrzną lub wewnętrzną:
- Iliarion Gierasimow z żoną umęczoną utratą pracy, miejsca życia i nawet przez rodzinę przymuszaną do rozwodu z zadżumionym mężem, błagająca go o współpracę z reżimem jako szansę na powrót do niej.
- Ilja Chorobrow, którego aresztowano za wyzwiska napisane na karcie wyborczej obok nazwisk kandydatów, uparcie odmawia współpracy otwarcie krytykując system.
- Rostisław Doronin, którego aresztowali na podrabianiu dokumentów i który w szaraszce wpadł na pomysł jak z zapisów, kto z więźniów, ile zarabia, odkryć stukaczy (donosicieli).
- Lew Rubin, któremu nawet więzienie nie odebrało wiary w dążący ku świetlanej przyszłości komunizm.
- Dymitr Sołogdin, który wyrósł w rodzinie nienawidzącej systemu od dziecka ucząc się udawać, że dzieli entuzjazm wroga.
Wyjątkową pozycję wśród nich zajmuje stróż, niepiśmienny Spirydon Jegorow, który boleje nad tym, że uwięziony nie może obronić swoje 21-letniej córki, samej wśród obcych na wyrębie lasów w Syberii. I wreszcie zaprzyjaźniony z nim Gleb Nierżyn, alter ego Sołżenicyna, który swoje doświadczenia z obozu zapisuje na bieżąco, by dać ludziom świadectwo z piekła, którego wyższy, pierwszy krąg stanowi szaraszka.
Warto przeczytać, najlepiej w oryginale.
Wróciłam do książki po latach. Dzięki filmowi Gleba Panfiłowa. W pamięci mając tylko dialog z przesłuchiwanym Bobyninem i jego odpowiedź na groźby:
- Trzeba było mi coś zostawić, o co bym drżał. Pozbawiając mnie wszystkiego, uczyniliście mnie człowiekiem wolnym.
"Archipelag Gułag", "Odział chorych na raka" i "Jeden dzień Iwana Denisowicza", który Sołżenicyn nazwał...
Właściwie skróconą wersję Mahabharaty poznałam – i przedstawiłam w ujęciu Narayana. Mimo to nienasycona nią jeszcze sięgnęłam po szerszą wersję Krishny Dharmy. I teraz wędruję poprzez nią cudując się wątkom. Najpierw uderzyła mnie niemoc starego, ślepego króla Dhritarasztry wobec swojego syna Durjodhany. Nie mając siły sprzeciwić się swojemu synowi, pobłażając wszystkim jego zachciankom, przyczynił się on do jego zguby. Z miłości pielęgnował jego wady, pozwolił by rosły niszcząc innych, a w końcu pożerając jego samego i tych, którzy stanęli po jego stronie. Działo się to tysiące lat temu w krainie Bharatów,dzieje się to i dziś w naszych rodzinach. Poruszył mnie oczywiście watek bratobójczej wojny, wciąż aktualny i we współczesnych Indiach i w relacjach w rodzeństwie. Nie zawsze leje się krew,czasem wystarczy ostrość słów. Tu bracia Pandawowie przeleją na polu Kurukszetry krew synów swojego stryja, Kaurawów. Z ich ręki zginie ich dziadek Bhiszma. Zabiją Dronę i Krypę, swoich nauczycieli, którzy kiedyś uczyli ich władać bronią. Ardźuna zakończy życie swego rodzonego brata Karny. Po stronie Pandawów stanie przeciwko swoim braciom Kaurawom, Jujutsu. Prawdziwie rodzinna historia. Z niezwykłą świadomością tego kto kogo zabije, kto z czyjej ręki zginie. Wiedzą to przed bitwą, a jednak walczą, czyżby mając nadzieję na tę szczelinę ludzkiej wolności w fatalizmie losów określonych przez bogów?
Uderzyła mnie też wprowadzająca wątek zmiany płci historia Amby/ Sikhandhiego. Narayan ją pominął,mówiąc, że wątki pominięte w swojej "Mahabharacie"przedstawia w "Opowieściach o bogach i demonach.." Amba była jedną z trzech sióstr porwanych przez Bhiszmę na żony dla brata. Kochała już z wzajemnością kogoś innego, była mu przyrzeczona. Zasmucony jej rozpaczą Bhiszma pozwolił jej wrócić do narzeczonego, ale ten nie chciał kobiety, po która na oczach wszystkich sięgnął inny mężczyzna. Wstrząśnięta tym Amba powróciła do Bhiszmy. W świecie, który kobietom wyznaczał miejsce przy mężu desperacko szukała go dla siebie. Zażądała od Bhiszmy, by to on ją zhańbioną w oczach świata, poślubił.Bhiszma, obiecawszy kiedyś celibat, odrzucił jej prośbę, radząc wrócić pod opiekę ojca. Amba poprzysięgła zemstę. Poświęciła się ascezie, by zdobyć siły do zabicia Bhiszmy. Zanurzona w Gangesie z rękoma wzniesionymi ku górze, przez rok nic nie jadła,po roku spożyła jeden suchy liść i kontynuowała stanie w rzece na jednej nodze. Zainteresowała się nią, matka Bhiszmy bogini rzeki Ganges. Poznawszy jej plany zabicia Bhiszmy rozgniewana przeklęła ją, ze zamieni się w rzekę, z wodami pełnymi krokodyli w czas monsunu, wyschnięta w pozostałym czasie. Tak się stało. Ale asceza dała Ambie siłę do tego, by tylko połowa jej przeobraziła się w rzekę. Druga połowa nadal poddawał się wyrzeczeniom, które sprawiły, że ujęty jej oddaniem ascezie Śiwa obiecał jej, że w przyszłym wcieleniu będzie mężczyzną pamiętającym o swym pragnieniu zemsty. Spełni ją przyczyniając się do śmierci Bhiszmy. Jak do tego doszło? Latami bezpłodna królowa za sprawą modłów męża miała zgodnie z obietnicą Śiwy urodzić dziewczynkę, która z czasem stanie się mężczyzną. Nazwano ją Sikhandhi i ogłoszono wszystkim, ze urodził się syn. Przed wszystkimi kryjąc tajemnicę płci Sikhandhi. Szkoląc ją jednak na wojownika. Gdy dorosła ufając obietnicy Śiwy jej matka poprosiła o zaaranżowanie małżeństwa. Do pałacu przybyła przyszłą żona Sikhadhi. Gdy prawda wyszła na jaw oburzona wezwała ojca dla pomszczenia obrazy. Teść Sikhandhi ruszył z wojskiem na jej królestwo. Ona sama zaś odeszła do lasu medytować i pościć.Ulitował się nad jej trudną sytuacją pewien jaksza. Zamienił się z nią na płeć. Sikhandhi powróciła do pałacu jako mężczyzna,co uciszyło gniew teścia. Z czasem pod tą właśnie postacią stanie na polu Kukukszetry do walki z Bhiszmą. Co znaczy zemsta –wykrzyknik. Nawet ze swojej płci – w Indiach zresztą niosącej kobiecie sporo zagrożeń - warto dla niej zrezygnować. W eposie uderzyło mnie, ze jakby na wzór wojowniczej bogini Durgi, kobiety wydaja się tu być bardziej skłonne do zemsty niż mężczyźni.Upokorzona przez Kaurawów Draupadi nie dopuszcza myśli o wybaczeniu, chce ich krwi. Wspiera ją w tych zamiarach matka Pandawów, Kunti. A co dopiero Amba/Sikhadhi, która dwa życia poświęcił na zemstę na mężczyźnie, który ją odrzucił.Mściwe kobietki.
Inny motyw. Relacja syna i ojca.Pandawowie pochodzą każdy z innego ojca, każdego ojcem jest bóg. Judhisztiry – Dharma, Bhimy bóg wiatru Waju, Ardźuny Indra,bliźniaków boscy bracia Aświnowie. Każdy z nich w pewnym momencie tej historii spotka się ze swoim ojcem i zostanie przez niego wyposażony w moc. Najdramatyczniej wygląda relacja z ojcem Karny.Poczęty z impulsu ciekawość Kunti pragnącej sprawdzić zaklęcie,porzucony przez nią, wychowany na dole hierarchii społecznej, upokarzany z tego powodu, Karna staje się najbardziej tragiczną postacią "Mahabharaty". Żyje ze świadomością porzucenia przez nieznaną mu matkę. Nie wie, że za wrogów uznał własnych braci. W przeciwieństwie do nich nie wie, kto jest jego prawdziwym ojcem. Nie może być dumny z tego pochodzenia, pozostaje raczej zraniony odrzuceniem. Gdy bóg słońca, którego co rano czci wielogodzinną modlitwą w nurtach Gangesu, mu się objawia jest już za późno, by Karna mógł znaleźć należne mu miejsce pierworodnego wśród braci Pandawów. Jego wierność nie pozwoli mu porzucić Kaurawów, szczególnie Durjodhany, który opowiedział się po jego stronie w chwili upokorzenia. Mimo, że Karna drażni swoją chełpliwością, jest ona na pokaz. W rozmowie z Kryszną, tuż przed bitwa świadomie wybiera stronę, o której wie, że jest stroną przegranych. Tragiczna postać. Nawet jego miłosierdzie,bezbronność po modlitwie wobec próśb zostaje wykorzystana przez boskiego ojca Ardźuny, Indrę. Dobrowolnie pozwala się obedrzeć z chroniącej zbroi, w której się urodził.
Jeszcze inny wątek. Jak najlepszy z najlepszych, zawsze prawy Judhisztira mógł tak oddać się grze w kości, że tracąc poczucie rzeczywistości przegrał nie tylko królestwo, ale i braci, siebie i ukochaną żonę? W epoce nałogowej osobowości naszych czasów powinno to być zrozumiale. Już widzę Judhisztirę jako kogoś, kto nie może się oderwać od monitora z grą komputerową. Ale gra Judhisztiry to także słabość jako znak człowieczeństwa silnych.
Uderzyła mnie tez śmierć szesnastoletniego syna Ardźuny, Abhimanju. Ginie on w nierównej walce broniąc się przeciwko wielu przeciwnikom z obozu Kaurawów. Smutne jest tez kłamstwo, które odbierze siły do życia Dronie umożliwiając zabicie go.
Na co jeszcze zwróciłam uwagę? Na analogie z chrześcijaństwem. Bóg, który ostrzega we śnie, jak przez ucieczką świętej rodziny do Egiptu, głos ojca z nieba,który potwierdza Karnie jego boskie pochodzenie. "Wszystko to jest prawdą"/ "To jest mój syn umiłowany. Jego słuchajcie." Rozmnożenie chleba w Ewangelii i dzban z niekończącą się oliwą karmiącą Eliasza i talerz Draupadi od boga słońca. Tak długo napełniony pozostawał on jedzeniem, póki Draupadi nie zjadła z niego jako ostatnia. Walka człowieka z Bogiem, Jakuba w Biblii i Bhimy z ze swoim ojcem, bogiem wiatru Waju,czy Ardźuny z Śiwą. Asurowie jak upadłe anioły.
Ogólnie biorąc, walką z Bogiem okazuje się też bitwa na polu Kurukszetry – występując przeciwko Pandawom Kaurawowie przeciwstawiają się Krysznie, który już objawił im się jako Najwyższa Istota, Bóg osobowy, który przyjął ciało człowieka, by wziąć na ziemi udział w walce przeciwko złu.
Co jeszcze? Absolutne posłuszeństwo wobec starszych. Nawet wobec Judhisztiry przegrywającego po kolei swoich braci w kości.
I upokorzenie Durjodhany - im lepsi w oczach innych wydaja się jego kuzyni Pandawowie, tym gorszy staje się on sam. Jakby ktoś mówił sobie - uznajecie mnie za złego, więc pozostaje mi być tylko coraz gorszym.
– ci tak dobrzy,ja tak zły.
I będące źródłem Bhagawadgity wahanie Ardźuny przed zabijaniem swoich braci i szanowanych zawsze nauczycieli. Za chwilę ma się zacząć bitwa, a Ardźuna płacze, porzuca broń, chce odejść z pola bitwy nie mac się pogodzić z tym, ze z jego reki wkrótce zgina bliscy mu ludzie, że staje jako wróg jego rodzinie. Bóg Kryszna pokazuje mu sens jego obowiązków,tłumacząc zasady świata w słowach, o których dziś się mówi - święta księga hinduizmu "Bhagawadgita". Stanowi ona nieodłączną część "Mahabharaty".
Uderzyły mnie też obrazy bitwy na polu Kurukszetry i czerpiące z indyjskiego świata, nietypowe dla nas metafory.
kopia postu ze strony nietylkoindie.pl i blogu Zahry valley-of-dance.blog.onet.pl
Dobrze czyta się te opowieść. Teraz kolej na "Great Indian Novel" - powieść - Shashi Tharoora - uwspółcześniona wersja "Mahabharaty" (podobnie jak w filmie "Kalyug" Benegala i "Rajneety").
Właściwie skróconą wersję Mahabharaty poznałam – i przedstawiłam w ujęciu Narayana. Mimo to nienasycona nią jeszcze sięgnęłam po szerszą wersję Krishny Dharmy. I teraz wędruję poprzez nią cudując się wątkom. Najpierw uderzyła mnie niemoc starego, ślepego króla Dhritarasztry wobec swojego syna Durjodhany. Nie mając siły sprzeciwić się swojemu synowi, pobłażając wszystkim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka jeszcze w czas mojego liceum uchodziła za must read. Teraz znów do niej zajrzałam pod wpływem obejrzanej ekranizacji.
Już scena dialogu między zdeklarowanymi ateistami radzieckimi, a szatanem w osobie Wolanda wciąga od pierwszych słów:
"Co to u was, czego się nie dotkniesz, tego nie ma - nie ma ani towarów, ani Boga, ani szatana" . Przypominają mi się zasłyszane gdzieś słowa, że największym zwycięstwem szatana jest niewiara w jego istnienie. Tu szatan podkopuje bohaterów niewiarę w jego istnienie natychmiast zrealizowaną zapowiedzią przyszłości. Przepowiada zaś fakt najmocniejszy - śmierć.
Pojawia się też ona na balu u szatana. Z ognia wychodzą goście - umarli grzesznicy, których w płomieniach widzimy pod postacią kościotrupów i którzy na naszych oczach realizują obraz z proroka Ezechiela:
"Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę,
i dać wam ducha po to, abyście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan",
tak mówi Bóg w Biblii.
Tu ożywicielem jest szatan:
"oto powstał szum i trzask, i kości jedna po drugiej zbliżały się do siebie.
I patrzyłem, a oto powróciły ścięgna i wyrosło ciało, a skóra pokryła je z wierzchu,
ale jeszcze nie było w nich ducha(...)
i duch wstąpił w nich, a ożyli i stanęli na nogach".
Mocna scena, sugestywna. W całej historii jest Bóg pod postacią sądzonego i skazanego na krzyż Jeszuy, Szatan i przebywający na jego służbie kot Behemot i inni - ludzie reprezentowani przez literatów w różnym stopniu zanurzonych w zależność od systemu, ludzie systemu, ci co u władzy, ci co w jej imieniu biegną po schodach stukając butami, by aresztować kolejną ofiarę stalinizmu, ale i ci, którzy służą systemowi przyjmując tych, którzy się w nim nie zmieścili - służba szpitala psychiatrycznego. I wreszcie tytułowa para, zakochani w sobie Mistrz i Małgorzata. On pisze zakazaną opowieść o Jezusie skazanym przez Piłata, tym, który upiera się, że dobro jest w każdym człowieku, także w tych, którzy go zdradzają, chcą jego śmierci lub torturują go na rozkaz i wieszają go na krzyżu, tym, który przebacza.
Ona Małgorzata jest tą, która go pokocha, aż po zdradę męża, aż po przyjęcie najpierw postaci wiedźmy, spotkania z nieczystą siłą, a potem prezentu od Szatana - wolności Mistrza.
Czterdziestoośmioletni Bułhakow zmarł w 1940 roku, do końca poprawiając swoją powieść. Wydano ją po raz pierwszy 26 lat po jego śmierci. Czy najstarszy z siedmiorga dzieci syn profesora kijowskiej akademii teologicznej był okultystą? Od 22 roku życia mąż, zastawiający rzeczy żony w lombardzie, lekarz kilka miesięcy służący w strefie przyfrontowej w I wojnie światowej. Dziewięć lat małżeństwa, podczas którego Tatiana Nikołajewna była świadkiem jego nałogu od morfiny, była żoną lekarza służącego w armii białych, z powodu tyfusu skazanego wbrew woli na pozostanie w czerwonej Rosji. Od 1925 roku u boku 34-letniego Bułhakowa zastąpiła ją druga żona, Liubow Jewgieniewna. W tym czasie Bułhakow zamieszkał w Moskwie i z lekarza przemienił się w pisarza. W 1932 roku stając się mężem Jelieny Siergiejewnej. Od dwóch lat nie drukowano go już wówczas, zdjęto ze sceny jego sztuki, do Stalina pisał daremnie o zgodę na emigrację. Smiertelnie chory na nerki w ostatnich miesiącach życia dyktował żonie poprawki do "Mistrza i Małgorzaty". Ponad dwadzieścia lat później ktoś pisząc o rosyjskich satyrykach przypomniał sobie nazwisko zapomnianego Bułhakowa. Tuż przed śmiercią zdążył on odwiedzić wdowę po nim i pozyskawszy jej zaufanie, mógł przeczytać rękopis Mistrza i Małgorzaty. Zdumiony, zachwycony. Pięć lat później, już po jej śmierci wydrukowano całość.
Czy powieść jest bluźnierstwem, w którym w wątku z czasu Chrystusa w Jerozolimie Ojcowsko-Synowską relację Boga zastąpiono relacją Jezusa i Piłata, wybielając dodatkowo postać szatana? Czy odpowiedzią na wojującą propagandę ateistyczną w Moskwie, która czyni ludzi совсем ограбленными, с пустыми глазами? Czy pomysł uczynienia głównym bohaterem powieści diabła rzeczywiście przyszedł pisarzowi do głowy podczas wizyty w szydzącym z wiary czasopiśmie "Bezbożnik"? Как же так, если эти силы существуют, и мир находится в руках Воланда и его компании, то почему мир ещё стоит? Czemu to właśnie szatan działaniom NKWD odbiera strach ośmieszając je? Czy to triumf zła z przekonywaniem, że świat duchowy jednak istnieje, że nie jesteśmy skazani tylko na materię, która rozpadnie się w rzeczach i naszym ciele? Jeśli jest światło, to jest też i cień od przedmiotów. Jak w każdym z nas. Pytanie, co częściej zwycięża? Czy odmowa odpowiedzi przemocą na zło pokazana w postaci Jeszuy? Czy w Jego przebaczeniu - ты свободен, Он ждёт тебя - jesteś wolny, On czeka na ciebie, usłyszy Piłat.
Książka jeszcze w czas mojego liceum uchodziła za must read. Teraz znów do niej zajrzałam pod wpływem obejrzanej ekranizacji.
Już scena dialogu między zdeklarowanymi ateistami radzieckimi, a szatanem w osobie Wolanda wciąga od pierwszych słów:
"Co to u was, czego się nie dotkniesz, tego nie ma - nie ma ani towarów, ani Boga, ani szatana" . Przypominają mi się zasłyszane...
Choć trochę z niej czytam prawie codziennie. Dzięki jej słowom mierzę się z tym, czym jest miłość, jak żyć, jak przebaczać, jak być wdzięczną. Wierzę, że przygotowuje mnie do śmierci jako przejścia w miłość Boga.
Choć trochę z niej czytam prawie codziennie. Dzięki jej słowom mierzę się z tym, czym jest miłość, jak żyć, jak przebaczać, jak być wdzięczną. Wierzę, że przygotowuje mnie do śmierci jako przejścia w miłość Boga.
Pokaż mimo to