-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Piękna i ciekawa. Zdecydowanie do czytania, wracania i posiadania na półce. Świetny wybór autorek, ciekawy podział kategorii i bardzo dobra historia w tle, jeśli chodzi o historię powstania antologii.
Piękna i ciekawa. Zdecydowanie do czytania, wracania i posiadania na półce. Świetny wybór autorek, ciekawy podział kategorii i bardzo dobra historia w tle, jeśli chodzi o historię powstania antologii.
Pokaż mimo to
Mickiewicza historia prawdziwa, czyli żmut doskonały
„Być może, tematem tej książki w ogóle nie jest romans Mickiewicza z Marie oraz jego romans z Karoliną, lecz coś innego. Co, nie wiem. Całkiem inny temat, nieznany temu, kto się nim zajmuje. Pamięć wyruszająca na poszukiwanie samej siebie. Pamięć szukająca swojego tematu. Brzmi to dość niejasno, z czego wynika, że moje odczucia także są niejasne i nie potrafię ich wyartykułować.”
„Żmut” Jarosława Marka Rymkiewicza to książka doskonała, ukazująca mechanizmy powstawania opinii, legendy i historii, rozumianej jako pamięć. Dzięki niesamowitej erudycji, czasowi poświęconemu na wieloletnie studiowanie tematu oraz genialnemu, opisowemu, acz lekkiemu i ironicznemu językowi, opowieść o wczesnych romansach Adama Mickiewicza przemienia się w zajmujący kryminał patriotyczno-polityczny.
Można się spodziewać, że ten znany nam ze szkoły młodzieniec o zamyślonej minie, wzroku uwieszonym gdzieś w dali, opierający podbródek na dłoni, nigdy nie istniał. Choć z drugiej strony, kto wie, zwłaszcza po przeczytaniu fragmentów, wymaganych przez podstawę programową, romantycznych westchnień w przykrótkich linijkach. Rymkiewicz czerpie z małych i dużych biografii, tych czy tamtych przypadków, by skonfrontować legendę Wielkiego Poety Romantycznego Adama Mickiewicza z możliwymi przygodami biednego, kowieńsko-wileńskiego nauczyciela i literata o dość dużej słabości do kobiet. Historia alternatywna? Ważniejsze, dlaczego ta książka mogła powstać. „Przeszłość to jest żmut: wszystko splątane i wcale nie zależy mi na tym, żeby to co splątane rozplątać. Nawet przeciwnie. Moje odczucie czasu mówi mi, że jego sekretna istota, do której powinienem starać się dotrzeć, jest w centrum żmutu, tam gdzie przechowała się jeszcze odrobina ciepła, odrobina życia. Dlaczego więc zarazem pragnę ujrzeć czas przeszły jako linię prostą i szukam punktów, które by mi pozwoliły wykreślić tę linię. (…) Nasze wyprawy w przeszłość zmierzają bowiem zawsze w dwóch kierunkach: mają na celu albo odnalezienie porządku istnienia, albo odnalezienie jego istoty, z którą – to pewnie złudzenie – łatwiej się utożsamić właśnie tam, w przeszłości.”
I oczywiście wszystko też po to by się dowiedzieć, że hrabina Maryla Puttkamerowa, też była nie lada ziółkiem, ale już została przypisana do pewnej roli, bo Karolina Kowalska już kompletnie nie nadawała się, by uosabiać wzór romantycznej kochanki. Oczywiście tej przez te epokowe R.
„Wniosek, który da się stąd wyciągnąć, jest dość banalny: naturalnym materiałem wyobraźni jest to, co wydarzyło się za życia tego, kto ją posiada, i tylko taki materiał przerabia ona i kształtuje spontanicznie, czyli sama z siebie i nie słuchając nakazów wyższych władz umysłu. To, co nazwałem materiałem naturalnym, też jest oczywiście dla wyobraźni rodzajem nakazu.”
Z samą książką czy osobą autora też wiąże się już niejedna historia. „Żmut” został wydany w paryskim Instytucie Literackim i drugoobiegowym wydawnictwie NOWA, tuż przed końcem, w 1987 roku. Powieść zasłużyła się rzeszom naukowców i polonistów, a zanim to nastąpiło Otrzymał Nagrodę Literacką paryskiej „Kultury” i nagrodę „Wiadomości” im. Mieczysława Grydzewskiego za najlepszą polską książkę wydaną na emigracji. Wydanie oficyny Sic! jest wydaniem czwartym, poprawionym, które ukazało się z okazji 70. urodzin autora.
bookish.blog.pl
Mickiewicza historia prawdziwa, czyli żmut doskonały
„Być może, tematem tej książki w ogóle nie jest romans Mickiewicza z Marie oraz jego romans z Karoliną, lecz coś innego. Co, nie wiem. Całkiem inny temat, nieznany temu, kto się nim zajmuje. Pamięć wyruszająca na poszukiwanie samej siebie. Pamięć szukająca swojego tematu. Brzmi to dość niejasno, z czego wynika, że moje...
Ostatni papieros lat 80.
„(…) W udanych przypadkach forma i treść powieści stanowią jedno - a więc niedoskonałość, brak i tymczasowe prowizorki. Powieść idealna i powieść skończona wykluczają się nawzajem, stanowią fałszywą historię, ponieważ znajduje się ona bliżej życia niż sztuka. Uważa się, że autor powieści tworzy życie, daje życiu pierwszeństwo, ze wszystkimi kompromisami i słabościami, jakie ono ze sobą niesie. Powieść żyje kryzysem./ Kryminał jest czymś innym. Z łatwością może być idealny i skończony, ponieważ nie tylko może przemilczeć pewne prawdy i zaprzeczyć im – zakłada się, że tak właśnie zrobi. Jego duch jest martwy./Kryminały często obracają się wokół tajemnicy. Mogą być nawet tajemnicze same w sobie, ale bardziej nie mogą zbliżyć się do życia./Natomiast powieść jest samą tajemnicą./ Można zatem powiedzieć, że kryminał potrafi opisać życie, nie mając własnego. Może opisać powieść nie będąc powieścią.”
„Ostatni papieros” to trzecia z przetłumaczonych i wydanych przez DodoEditor książek Klasa Östergrena. W powieści tej, już od pierwszych kartek wyraźnie czuć cechy charakteryzujące genialny sposób prowadzania narracji wypracowany przez szwedzkiego autora – tu gratulacje dla tłumaczki Marii Murawskiej. Znów też mamy do czynienia z narratorem, który jest porte-parole autora, z zawodu pisarzem.
Sieć wątków utkana tym razem jest po to, by przedstawić zmiany socjoekonomiczne zapoczątkowane w latach osiemdziesiąte i ich wpływ na rynek sztuki oraz kręgi światowej finansjery. Ważna jest też sztuka, w której wszystko zaczyna się kończyć i walczyć jedynie o przydomek post oraz zaistnienie w kategoriach pieniężnego wynagrodzenia. Sztuka już nie wytwarza nowych dzieł, nowych sensów, ale jedynie przetwarza lub jest przetwarzana. No, i ewentualnie transgresja.
Przy okazji tych wszystkich teoretycznych rozważań mamy przyjemność z pełnokrwistą, wielowątkową i mocno osadzoną w latach osiemdziesiątych opowieścią o ludziach, takich jakimi wtedy byli, o ich marzeniach, o ich ambicjach i o tym, jak i czy udało im się wyjść z pewnych impasów. Jak już autor nas zdążył przyzwyczaić, będzie i trochę niebezpieczeństw, trochę miłości niemożliwej i trochę prawdy tamtego czasu, a wszystko w niezwykle przenikliwym i erudycyjnym sosie.
bookish.blog.pl
Ostatni papieros lat 80.
„(…) W udanych przypadkach forma i treść powieści stanowią jedno - a więc niedoskonałość, brak i tymczasowe prowizorki. Powieść idealna i powieść skończona wykluczają się nawzajem, stanowią fałszywą historię, ponieważ znajduje się ona bliżej życia niż sztuka. Uważa się, że autor powieści tworzy życie, daje życiu pierwszeństwo, ze wszystkimi...
Jak z gentlemanów powstają gangsterzy
„To pytanie kusiło, trudno było na nie odpowiedzieć, ale nie dało się go zignorować - …who is that on the other side of you? Jeżeli przyjęło się dobrą pozycję, dostrzegało się wkrótce, że było w pełni uzasadnione i wszędzie po trosze użyteczne – gdziekolwiek człowiek zakładał swój obóz. Wkrótce stało się zwyczajem, rutyną. Powstał kontekst, przyjaźń i miłość między dwojgiem ludzi, a niedługo potem uświadamiano sobie także obecność tego trzeciego, tak silną i przekonującą w potrzebie potwierdzenia się, że kiedy wygasła miłość, a przyjaźń ustała i człowiek został sam, on nadal wlókł się z tyłu.”
Powieść „Gangsterzy” Klasa Östergrena to wyrafinowana konstrukcja narracji i nadal doskonały, wielopłaszczyznowy thriller polityczny, choć już z miłością niemożliwą w tle. „Szereg okoliczności sprawił, że mogłem powrócić do tego, co wydarzyło się przed dwudziestu pięciu laty, kiedy za zaciągniętymi storami krążyłem po mieszkaniu na Hornsgatan w Sztokholmie, pobity, stroniący od światła, uwikłany w zależności, których nie rozumiałem ani nie mogłem ocenić i które właśnie dlatego wymagały moim zdaniem opisania.” Wracamy, więc i my, czytelnicy, razem z nim do miejsca, w którym kończy się powieść „Gentlemani” z 1980 roku, czyli momentu, w którym Maud wchodzi do mieszkania na piątym piętrze kamienicy przy Hornsgatan w Sztokholmie, gdzie niespełna dwudziestopięcioletni pisarz właśnie skończył spisywać tekst „sześciuset stronicowego testamentu, w którym próbuję oddać sprawiedliwość braciom Morgan, wznieść pomnik Prawdzie."
Genialnie prowadzona narracja składa się na powieść o życiu. Mamy historię miłości niemożliwej, której jakby patronował wiersz Bolesława Leśmiana „***(Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz)”. Wątek autotematyczny, czyli dowiadujemy się jak i dlaczego doszło do wydania powieści „Gentlemani” oraz co stało się z Henrym Morganem i tamtym Klasem Östergrenem. Ale także piękny portret przemian ekonomicznych i społecznych następujących w Szwecji od końca lat 70. aż niemalże do dziś. Wszystko to oczywiście z wielką siłą, wielką polityką i niekończącym się zagrażającym wszystkiemu skandalem w tle.
„Gangsterzy” to powieść smakowita i doskonała o pięknej, wciągającej, ale przede wszystkim wyrafinowanej konstrukcji, choć naprawdę to tylko albo aż powieść o życiu. Podobnie jak „Gentlemani” książka została fantastycznie przetłumaczona, tym razem przez Marię Murawską, i pięknie wydana w serii „Dreszczyk kulturalny” Wydawnictwa DodoEditor.
bookish.blog.pl
Jak z gentlemanów powstają gangsterzy
„To pytanie kusiło, trudno było na nie odpowiedzieć, ale nie dało się go zignorować - …who is that on the other side of you? Jeżeli przyjęło się dobrą pozycję, dostrzegało się wkrótce, że było w pełni uzasadnione i wszędzie po trosze użyteczne – gdziekolwiek człowiek zakładał swój obóz. Wkrótce stało się zwyczajem, rutyną. Powstał...
Ostatni szwedzcy gentlemani
„Każdej katastrofie przypisana jest określona liczba ofiar i określona liczba bohaterów.”
„Gentlemani” to genialny, wielowątkowy i doskonale osadzony w języku polskim – brawa dla pani Anny Topczewskiej – erudycyjny thriller polityczny z plastycznie odmalowanymi realiami powojennej Szwecji. I oczywiście Europy, z punktu widzenia Półwyspu Skandynawskiego.
Narrator, porte-parole autora, Klas Östergren, zabarykadowany w mieszkaniu na piątym piętrze kamienicy przy Hornsgatan w Sztokholmie spisuje historię braci Morgan, Henriego i Leo, których towarzyszem mniej lub bardziej przypadkiem był przez ostatnie kilka miesięcy. Henry to brutalny bokser, nieokiełznany bawidamek, niespełniony pianista jazzowy i ostatni z gentlemanów. Leo natomiast to melancholijny intelektualista, złote dziecko poezji szwedzkiej, twórca w depresji i na narkotykowo-alkoholowym bezdrożu. Jest też kobieta, femme fatale, Maud.
Ważniejsze jest jednak to, że jest wiosna 1979, choć tego nie widać zza zasłoniętych stor, a Szwecja zmienia się nie do poznania. W tym czasie niespełna dwudziestopięcioletni pisarz kończy swoją opowieść „(…) wprowadziłem się do mieszkania przy Hornsgatan, by niecały rok później siedzieć po uszy w tragedii, skandalu najwyższej klasy. Drogo mnie to kosztowało: dziwaczne natręctwa myślowe, tiki pod oczami oraz coś na kształt sześciuset stronicowego testamentu, w którym próbuję oddać sprawiedliwość braciom Morgan, wznieść pomnik Prawdzie. Zadziałałby jak prawdziwa bomba, a upublicznienie go byłoby pewnie równoznaczne z samobójstwem na oczach tłumu”.
Powieść „Gentlemani” została opublikowana w 1980 roku i od tej pory, po zebraniu doskonałych recenzji, jest uważana za jedno z najważniejszych współczesnych szwedzkich dzieł literackich. Jej autor, Klas Östergren należy do jednego z najbardziej poczytnych powieściopisarzy z doskonałym i bogatym dorobkiem.
Ostatni szwedzcy gentlemani
„Każdej katastrofie przypisana jest określona liczba ofiar i określona liczba bohaterów.”
„Gentlemani” to genialny, wielowątkowy i doskonale osadzony w języku polskim – brawa dla pani Anny Topczewskiej – erudycyjny thriller polityczny z plastycznie odmalowanymi realiami powojennej Szwecji. I oczywiście Europy, z punktu widzenia Półwyspu...
2013-12-26
Ostatnie tango przedwojennego żigolaka
„Kobieta nigdy nie jest tylko kobietą (...). Jest też, a raczej przede wszystkim, mężczyznami, których miała, ma i mogłaby mieć. Żadnej nie da się zrozumieć bez nich… A ten, kto poznaje ich wykaz, dostaje klucz do sejfu. Wytrych do jej tajemnic.”
On przystojny i utalentowany, ona piękna i bogata. W tle tango, wojna w Hiszpanii, Wojna Światowa, a potem już tylko szpiedzy KGB i szachy na światowym poziomie. I lekka nostalgia za eleganckim światem, który już nie powróci, bo szlochać nie wypada.
„Mężczyzna, który tańczył tango” to książka opowiadająca o miłości, o romansie niemożliwym, o tangu starej gwardii, walce upartej i nieskończonej… Nie da się ukryć, że pewne zabiegi, pewne zwroty akcji są mniej więcej w konwencji, więc dla wytrawnego czytelnika do przewidzenia, ale nie o to chodzi. Tak jak w starożytnym teatrze, tak jak we współczesnych interpretacjach klasyków ważne jest wykonie: język i dekoracje. Obydwie te rzeczy są w tej książce doskonałe. Namiętny i niebezpieczny świat argentyńskiego tanga, eleganckie realia śródziemnomorskich kurortów lat 30. XX w. i połowa lat 60. jako kwintesencja zimnej wojny i popularności rozgrywek szachowych. Wyborne jest też wolne, półdyskretne, półodsłaniające tempo opowieści, przypominające plotkowanie na wytwornych przyjęciach.
Autor jak w tangu prowadzi pewnie, chełpi się, zmusza nas do wygięć, dokonuje cięć, które zmuszają nas do wysiłku intelektualnego. My czytelnicy, pozornie poddani podążamy za prowadzącym, udając obojętną minę, porwani przez namiętność czytania zostajemy aż do ostatniego taktu, do ostatniej strony. ”Trzeba wielkiej inteligencji, żeby własne emocje przełożyć na sztuczki.”
bookish.blog.pl
Ostatnie tango przedwojennego żigolaka
„Kobieta nigdy nie jest tylko kobietą (...). Jest też, a raczej przede wszystkim, mężczyznami, których miała, ma i mogłaby mieć. Żadnej nie da się zrozumieć bez nich… A ten, kto poznaje ich wykaz, dostaje klucz do sejfu. Wytrych do jej tajemnic.”
On przystojny i utalentowany, ona piękna i bogata. W tle tango, wojna w Hiszpanii, Wojna...
Lit_ości mił_ości
Choć opowiem Ci bajeczkę o ludziach ładnych, mądrych i wykształconych. O ludziach, którzy nie maja problemu z tym, gdzie i jak mieszkają, bo zawsze, ale to zawsze mają pieniądze i przyjaciół tacy jak oni. Nie mają nadwagi, są wysportowani i znają się nie tylko na dobrych winach, ale i są winni, bo to przez to, że wysokie poczucie estetyczne towarzyszy szerokim intelektualno-filozoficznym horyzontom, więc w godzinach pewnych trapią się.
Ironicznie, sarkastycznie, prześmiewczo o związkach, poszukiwaniu siebie w innych i tej lekkości bytu. Autor pięknie nam przedstawia bohaterów, dla każdego przygotowując metryczkę. Więc taka neurotyczna hedonistyczna „Maja: wiek 36 lat; waga 52 kg; wzrost 160 cm; oczy piwne; orientacja seksualna: hetero ze skłonnościami do dramatu i eksperymentu; orientacja światopoglądowa: depresja; narodowość: w zaniku; stosunek do ofiar Holocaustu: empatyczny”. Czy jest jeszcze coś co powinniśmy wiedzieć? Zazdrość wobec tych, co mogą łatwo się identyfikować.
A historia jest o naszych czasach i o tym, że Maja straciła pracę na własne życzenie, że jej mąż Szymon afrykanista w końcu pęka i na stypendium w Berlinie wdaje się w romans ze starszym od siebie naukowym autorytetem. W międzyczasie Maja wypłakuje się w ramionach Andrzeja i Krzysia, pary ładnych, majętnych i inteligentnych gejów do momentu, gdy pozna Franka, syna pewnej znaczącej polskiej intelektualistki – Ninel (Czeczot), która natomiast wiąże się z Norbertem, wieloletnim partnerem Kuana, uprzednio na zabój zakochanym w Krzysiu. Żeby było ciekawiej znana drag queen Kim Lee (Kuan) ma żonę Marię i syna, a na co dzień jest poważanym biznesmenem. Ach, no i jeszcze coś na rzeczy jest między Szymonem a Ninel, żeby nie było. No i Maja i Szymon mają syna o imieniu Bruno, który o wszystkim jest informowany. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że nie ważne kto z kim i w jakich nieznośnych konfiguracjach, ale jakie strategie w życiu Ci ludzie obierają, by przeżyć ten bałagan, być w nim szczęśliwym, spełnionym. To oczywiste, że mają pęknięcia, niedobre historie z młodości, konflikty wartości. Zabawne jest też to, że historia ta pozornie może wyglądać na zwariowany sen autora, a wzorowana jest na faktach z życia ludzi ze środowiska Krytyki Politycznej.
Jest to książka bezsprzecznie dobra. Głęboko osadzona w najnowszej polskiej literaturze, zarówno poprzez bezpośrednie, jak i pośrednie cytaty. Językowo urocza, nasycona, ekwilibrystyczna i niezwykle przyjemna. Konstrukcyjnie wysmakowana i interesująco poprowadzona. Jeśli nie przeszkadza Państwu samouwielbienie to jest to majstersztyk. Jeśli nawet, to i tak kawał dobrej polskiej literatury.
bookish.blog.pl
Lit_ości mił_ości
Choć opowiem Ci bajeczkę o ludziach ładnych, mądrych i wykształconych. O ludziach, którzy nie maja problemu z tym, gdzie i jak mieszkają, bo zawsze, ale to zawsze mają pieniądze i przyjaciół tacy jak oni. Nie mają nadwagi, są wysportowani i znają się nie tylko na dobrych winach, ale i są winni, bo to przez to, że wysokie poczucie estetyczne towarzyszy...
Dobra rozmowa jest dobra
„Solidarność i samotność. Trzeba cały czas między tymi dwoma biegunami miotać się i błądzić, niestety. Cała sztuka polega jednak na tym, aby błądzić w miarę rozumnie i jako tako uczciwie.”
Książka pt. "Jak błądzić skutecznie" to zbiór piętnastu wydzielonych w tomie rozmów Doroty Kowalskiej z prof. Zbigniewem Mikołejko. To zapis myśli na określone tematy od stosunku do snu i marzeń sennych poprzez dzieciństwo i dorastanie, do racjonalnego i rozsądnego myślenia o feminizmie. Każdy z tematów, niezależnie jak dalej potraktowany: czy konfesyjnie, czy erudycyjnie czy filozoficznie, rozpoczyna się mottem-obrazem.
Z rozmów przeprowadzonych upalnego lata 2012 roku dowiadujemy się jak przechodzi przez życie i co z niego ceni konkretny człowiek, profesor, filozof i historyk religii, pedagog, Zbigniew Mikołejko. Mamy do czynienia z odważną próbą zmierzenia się z własną biografią oraz komentarzem publicystycznym do w miarę aktualnych wydarzeń społecznych.
Opowieść o bezwzględności jego matki, sadystycznej relacji opartej na przemocy psychicznej i fizycznej jest niezwykle wstrząsającym świadectwem. Zwłaszcza, że profesor informuje czytelnika, opowiada mu też o prawdopodobnych motywach dręczycielki, jak o przekazywanym z pokolenia na pokolenie przepisie na dziczyznę. Bywałem katowany przez matkę, miałem poprzecinane uszy sznurem od żelazka, ale kiedy nauczyciel pytał, co się stało, kłamałem. „Żal” nie przesłania mu całego obrazu, bo zdaje się, że jest jej wdzięczny za jej miłość do książek i inteligencję, bez której z drugiej strony nie mielibyśmy wśród grona profesorów Zbigniewa Mikołejko. Wzruszające wspomnienia z młodości z Lidzbarka Warmińskiego. Tkliwe opisy natury Warmii, a z drugiej strony wieczne zakochanie we Włoszech. Tak zwane zdroworozsądkowe ujęcie takich tematów jak dorastanie, śmierć, wiara. Mam zresztą taką teorię (…) że to nie śmierć jest wynalazkiem życia, ale śmierć wynalazła sobie życie i się nim bawi.
We fragmentach społeczno-politycznych niby wadzenie się z feministkami, wyciągnie kwestii modnych w niektórych dyskursach np. hańby pańszczyźnianej czy komentarz dotyczący Radia Maryja: „Owszem, to radio robi także dobrą rzecz, bo tłumaczy tym ludziom, że coś znaczą, że stanowią jakąś siłę i jakąś wartość – czego nikt im nigdy dotąd tak stanowczo i uporczywie nie powtarzał. Ale pogłębia też w nich ciągle lęk. A więc pogłębia nienawiść, skłonność do przemocy, do anarchicznych zachowań do histerii w życiu społecznym i destrukcji”. Mimo zdania na niemalże każdy temat, profesor nie próbuje zaproponować konkretnych rozwiązań. „Złudzeniem bowiem jest pogląd […] że wszystkie problemy, które mamy, są rozwiązywalne.”
Książka ta jest książką piękną i piękną w swej stateczności. Ładnie wydana, świetnie zredagowana, z dobrze sporządzonymi przypisami. Jest też pogodna czy dość wymagająca jako lektura, i dlatego to taki trochę „must have” polskiej intelektualistki, ale nie tej która za bardzo z lewa.
bookish.blog.pl
Dobra rozmowa jest dobra
„Solidarność i samotność. Trzeba cały czas między tymi dwoma biegunami miotać się i błądzić, niestety. Cała sztuka polega jednak na tym, aby błądzić w miarę rozumnie i jako tako uczciwie.”
Książka pt. "Jak błądzić skutecznie" to zbiór piętnastu wydzielonych w tomie rozmów Doroty Kowalskiej z prof. Zbigniewem Mikołejko. To zapis myśli na określone...
Upchnąć ich wszystkich w hotelu
Jedna z niewielu książek, które do tej pory wpadły mi w ręce, opisujących dwudziestowieczne oblicze bliskowschodniego kręgu kulturowego Egiptu. Nadżib Mahfuz, noblista z 1988 roku, który był miłośnikiem Kairu pokusił się o powieść dziejącą się w Aleksandrii. W 1967 roku, kiedy to kraj jego ukochany buzował pod naporem kolejnych ideologii, przewrotów i mniej lub bardziej druzgocących ostatnie stare majątki rewolucji, opublikował książkę pt. „Pensjonat Miramar”. Rzecz dziejąca się mniej więcej ówcześnie, której zaszkodziło zacięcie publicystyczne autora. Mamy więc takiego produkcyjniaka socjalistycznego z biało-czarnymi postaciami, choć cześć z nich działa w szarej strefie, gorzko-taniego Kubusia Fatalistę czy powieść z najjaśniejszą z tez. Zostanie nam też zafundowana powtórka lektur z okresu pozytywizmu, łącznie z przewidywalnym, jak i nieuniknionym zakończeniem. Trzeba jednak zauważyć i oddać hołd autorowi za piękne ukazanie elementów egipskiej mentalności oraz przemian zachodzących w tamtym okresie. Po drugie może właśnie sięganie po nieco już stare formy powieści społeczno-obyczajowej, można wytłumaczyć tym, że wprowadził do literatury arabskiej czy arabskojęzycznej formaty literatury zachodniej, czy że był pionierem powieści realistycznych w prozie arabskiej. Po trzecie jest mistrzem w opisywaniu Kairu i za to jest przede wszystkim ceniony.
Do przedstawienia historii i poglądów kilku różniących się od siebie Egipcjan autor użył dobrze znanego zabiegu i stworzył podupadający, choć pamiętający czasy świetności niewielki pensjonat nad zatoką Morza Śródziemnego o egzotycznej nazwie Miramar. Historia ma również czterech narratorów, co jest zabiegiem prawie udanym. Są to: uroczy i mądry emerytowany dziennikarz, szlachetny intelektualista i najstarszy gość pensjonatu – Amir Wadżdi, gnuśny i zblazowany arystokrata bez konkretnych ambicji oraz porządnego wykształcenia – Husni Allam, uroczy i romantyczny komunista o konspiracyjnej przeszłości – Masnur Bahi oraz karierowicz i skorumpowany urzędnik w jednym – Sirhan al-Buhajri. Gdzieś w tle pojawia się również gwiazda poprzedniego systemu, zubożały bogacz i dwulicowy biznesmen, któremu autor nie daje opowiedzieć swojej wersji historii – Tulba Marzuk. Nad wszystkimi piecze sprawuje Marianna – właścicielka pensjonatu, zubożała dama z towarzystwa, na której twarzy widać jeszcze resztki dawnej oszałamiającej urody oraz Zuhra, młoda i piękna służąca, która uciekła ze wsi, ponieważ po śmierci ojca dziadek, próbuje ją wydać za starca. To oczywiście przybycie tej ostatniej do pensjonatu daje napęd całej historii. Każdy z mężczyzn w różny sposób próbuje oczywiście dziewczynę do siebie przekonać, uwieść ją, a nawet wziąć siłą, tak jak Egipt politycy różnych opcji w tamtych czasach.
Książkę się czyta szybko i jest lekturą ciekawą, choć raczej niewymagająca. Cezary Polak w swojej recenzji napisał, że autor „publicystykę fastryguje poezją – bez szwów”. Chciałabym się z tym móc zgodzić.
bookish.blog.pl
Upchnąć ich wszystkich w hotelu
Jedna z niewielu książek, które do tej pory wpadły mi w ręce, opisujących dwudziestowieczne oblicze bliskowschodniego kręgu kulturowego Egiptu. Nadżib Mahfuz, noblista z 1988 roku, który był miłośnikiem Kairu pokusił się o powieść dziejącą się w Aleksandrii. W 1967 roku, kiedy to kraj jego ukochany buzował pod naporem kolejnych ideologii,...
Lew ma chrypkę albo ostatni samiec alfa
Główny bohater tej króciutkiej i głupiutkiej książeczki to podstarzały postsolidarnościowy (jak każdy ostatnio, jeśli chodzi o falę emigracji) kalifornijski już teraz stomatolog. Jego liczne arcyciekawe przygody opisane są w trzech opowiadankach i ich osią jest zawsze bogactwo i polowanie. No, ale w sumie można to też nazwać rytuałem godowym. „Idealny mężczyzna spędza starość wolną od obowiązków na obwąchiwaniu” musiałaby przeczytać Krystyna Czubówna.
Główny bohater to sprawny i aktywny, jak na swój wiek majętny mężczyzna „szczupły, raczej erudyta (…) wyróżnia się w masie otyłych Amerykanów”. Postaci papierowe, bo to przecież książka, przygody mało przygodowe, bo to przecież o życiu i ta nuda nuda nuda, z której wybija zapach jakiejś nowej kobiety cisnący się w nozdrza. „Człowiek, który odnosi sukcesy na polach ekonomicznych, towarzyskich i erotycznych, czym burzy stereotypowy obraz Polaka w USA” jest mizoginem, bufonem i mało sympatycznym z gracją starzejącym się Panem. Nie wyklucza to oczywiście inteligencji, hojności i smykałki do interesów potocznie nazywaną szczęściem. Co więcej narrator nam się ciągle tym stomatologiem przechwala. Stomatolog lubi „wydawać spektakularne przyjęcia” czy „mieszać codzienność z wiedzą encyklopedyczną, byle grać pierwsze skrzypce w rodzinie, biznesie salonie”. Daj Boże żeby to było ironiczne, choć instynkt każe mi wątpić. Zwłaszcza ten porażający, choć króciuchny marynistyczny opis seksu w „Lwie romansu” czy całe opowiadanie „Niebieski wulkan”.
Opis wydawcy obiecywał mi przeżycia. Z tym natomiast można się zgodzić, że udało się autorowi uzyskać w języku „ciekawy efekt sztuczności i teatralności”. Pozostaje mi uwierzyć, że to strategia i zajrzeć ewentualnie do kolejnego zbioru. Na pewno „Lew” to dobry prezent dla niezbyt lubianego teścia, na przykład pod choinkę, któremu w życiu nie za bardzo ułożyło się po jego myśli. Można zarówno na serio, jak i ironicznie.
bookish.blog.pl
Lew ma chrypkę albo ostatni samiec alfa
Główny bohater tej króciutkiej i głupiutkiej książeczki to podstarzały postsolidarnościowy (jak każdy ostatnio, jeśli chodzi o falę emigracji) kalifornijski już teraz stomatolog. Jego liczne arcyciekawe przygody opisane są w trzech opowiadankach i ich osią jest zawsze bogactwo i polowanie. No, ale w sumie można to też nazwać rytuałem...
Gdy inni wiedzą lepiej
„Rąbałem na kawałki psy, które ktoś dla mnie zabijał. Zdrowe, silne psy. Rąbałem je, aby karmić nimi kalekiego ptaka. Najbardziej obłędne było to, że cała moja praca, całe moje życie tutaj funkcjonowało na podobnej zasadzie, a ja nie potrafiłem dostrzec w tym nic niewłaściwego.”
To nie jest reportaż. Jest to inna niż u Wojtka Tochmana perspektywa patrzenia na wydarzenia w Rwandzie – 100 dni 1994 roku obserwujemy oczami pracownika organizacji pozarządowej. Młody Szwajcar, Dawid Pozorny (David Hohl) przybywa do tego kraju gruntownie przeszkolony w komunikacji międzykulturowej, pełen ideałów i świadomy istniejących w kraju antagonizmów. Jego idealizm boleśnie zderza się z realiami pracy czy panującymi stosunkami społeczno-politycznymi. Jego życie komplikuje również zafascynowanie młodą kobietą, Agathe, która jest feministką rozkochaną w Europie, studentką marzącą o wyprowadzeniu się na stałe z Rwandy. Co najważniejsze jednak, jest z plemienia Hutu.
Kiedy w kwietniu 1994 roku rozpoczyna się metodyczne mordowanie przedstawicieli plemienia Tutsi przez Hutu, pracownicy programów pomocowych, dyplomaci czy nawet wojska NATO są już dawno ewakuowane z Rwandy. David jednak, ze względu na miłość pozostaje w Kigali i zza murów willi Amsar obserwuje rzeź. Ratuje go to, że jest Szwajcarem, białym człowiekiem. Ratuje go też żywność i woda dostarczana przez szabrownika i zabójcę. A Agathe? Agathe jest jedną z przywódczyń krwawego ludobójstwa.
Książka nie tylko boleśnie pokazuje niemoc i bezsens pomocy humanitarnej, ale także pokazuje jak silne mimo wszystko są w nas instynkty prowadzące do agresji i okrucieństwa. Pokazuje też do czego doprowadza toksyczna miłość, ile w takiej relacji można unieść, ile wybaczyć i ile przemilczeć. Jest to świetnie napisana historia o poczuciu winy i prawdziwej winie, o bezradności wobec ludobójstwa, o miłości w czasach pogromu i o upadku. I o tym, że już nie wiadomo kto kogo i za co trzyma.
bookish.blog.pl
Gdy inni wiedzą lepiej
„Rąbałem na kawałki psy, które ktoś dla mnie zabijał. Zdrowe, silne psy. Rąbałem je, aby karmić nimi kalekiego ptaka. Najbardziej obłędne było to, że cała moja praca, całe moje życie tutaj funkcjonowało na podobnej zasadzie, a ja nie potrafiłem dostrzec w tym nic niewłaściwego.”
To nie jest reportaż. Jest to inna niż u Wojtka Tochmana perspektywa...
O rzeczach kompletnych
Historia jest na przykład rzeczą, sprawką kompletną. To przykład dobrej prozy rozrachunkowej, w której centrum stoi Holocaust, Marzec ’68 i PRL.
Rozwiązła to oczywiście nie tylko wieś na Mazurach, ale i akt. Najpierw miłosny, taki który komplikuje wszystko, w domyśle daje życie, ale i nie pozwala żyć. Nie pozwala, też się zabić, a dokładnie zapić, jak już wiadomo, że ten etap historii się zakończył.
Książka ma trudniejszą formę. Dialogi nie są oznaczone graficznie, wszystko płynie. Nie mamy rozdziałów, mamy numery, a one są mniej lub bardziej celowo podzielone na akapity. Wciąga to niewątpliwie w książkę, pozwala w niej płynąć. Czasem wolniej, czasem wartko… Ja, moje małe osobiste ja w okolicy 100 strony wiedziało już o czym czyta, gdzie intryga i po jakie motywy z historii polskiej sięgniemy. Pytanie było więc jak? Jak mnie do tego autor doprowadzi. Choć było kilka okrutnych dłużyzn, które można nazwać wnikliwym studiowaniem psychologii bohaterów, książka jest dobra. Nie ma co ukrywać też, że mogłaby być lepsza, ale kogo to wina, że mamy taki a nie inny produkt nie wiem. Może jednak czytelników.
P.S.1. Fragment książki http://www.dwutygodnik.com/artykul/2987-rozwiazla-fragment.html
P.S.2. Jarosław Kamiński http://www.wab.com.pl/?autor=670
bookish.blog.pl
O rzeczach kompletnych
Historia jest na przykład rzeczą, sprawką kompletną. To przykład dobrej prozy rozrachunkowej, w której centrum stoi Holocaust, Marzec ’68 i PRL.
Rozwiązła to oczywiście nie tylko wieś na Mazurach, ale i akt. Najpierw miłosny, taki który komplikuje wszystko, w domyśle daje życie, ale i nie pozwala żyć. Nie pozwala, też się zabić, a dokładnie zapić,...
Literacka tandeta
Lastryko to tandetne połyskliwe tworzywo, z których robi się m.in. posadzki, parapety i nagrobki. Kojarzy się też niewątpliwie z aktualnie modnymi a’la skandynawskimi wnętrzami, gdzie nietrwałe, tanie mebelki obleczone są w połyskliwe okleiny. „Nagrobek z lastyko” Krzysztofa Vargi to nie tylko bezwzględna diagnoza otaczającej nasz rzeczywistości, ale i pełna tandetnych zabiegów literackich historia opowiedziana przez wszystkowiedzącego narratora.
Jest to powieść porażająco depresyjna, przeraźliwie bezwzględna i może dlatego przydługa. Serwuje czytelnikowi szereg cierpień ze względu na liczne metaforyczne gwałty na języku i otaczającej nas rzeczywistości, kuriozalne opisy i zbitki niedających się na zimno przetrwać opisów oraz co rusz bardziej karykaturalne, niekiedy szybko porzucane, wątki. Autor uwypukla „polsko-matczyność”, cierpiętniczą mizoandrię kobiet i indolencję mężczyzn. Strona po stronie bezlitośnie pastwi się nad everymenami i everymenkami, nie oszczędzając przy tym ambitnego czytelnika. Pastwi się równie bezwzględnie nad budami z tanim i szybkim jedzeniem, celebrytami, co i kultem Powstania Warszawskiego. Stosuje zasadę nie brania jeńców aż do bolesności.
Nie jest ważne czy jest to antysaga, kontra do „Lali” Jacka Dehnela, czy polski odpowiednik Houellebecq, jak sugeruje w swojej recenzji Grzegorz Czekański. Nie jest też ważne to, że narracja prowadzona jest z perspektywy 2071 roku, że Ziemia i ludzie mają za sobą kolejną wojnę światową czy jak nazywa się główny bohater. Nie ma tu żadnej propozycji, żadnego wyjścia, żadnego projektu dotyczącego naszej cywilizacji czy nas, jako jednostek.
Obrzydliwi mężczyźni, przetłuści, nieradzący sobie z nałogami. Z drugiej strony matki cierpiące i kontrolujące oraz niepokalane poczęcie dzięki in vitro. Doprowadzony do granicy absolutnego kiczu rozdział opisujący wizytę dziadka bohatera u pseudodiabolicznego dentysty sław Helfajera, który walcząc z jego krwawiącą piątką prowadzi jeden z najbardziej tandetnych kazań dotyczących relatywizmu dobra. To wszystko powoduje lekkie torsje.
Jest to powieść znakomicie gorzka, siląca się na inteligentny dowcip co bardziej kuriozalnymi motywami, rozbudowanymi detalami mającymi być ironicznymi i zdynstansowanym komentarzami na temat naszej wspólnej kultury, zwanej masową. Niekiedy jednak obnażając naszą śmieszności doprowadza język do śmieszności. Krytykując nasz tandeciarstwo używa tak tandetnych zabiegów, że odrzuca nas to od lektury. Może w tym jest to mistrzostwo, które sprawiło, że książka została nominowana do NIKE, ale i musiała przegrać z „Biegunami” Olgi Tokarczuk. Nie ma też takiej możliwości, by potomni mówili o prozie infantylistycznej, albo o czasie lub erze infantylizmu, no chyba, że w takim sensie, że nas ta pośrednia krytyka życia doczesnego ze bardzo przejmowała.
bookish.blog.pl
Literacka tandeta
Lastryko to tandetne połyskliwe tworzywo, z których robi się m.in. posadzki, parapety i nagrobki. Kojarzy się też niewątpliwie z aktualnie modnymi a’la skandynawskimi wnętrzami, gdzie nietrwałe, tanie mebelki obleczone są w połyskliwe okleiny. „Nagrobek z lastyko” Krzysztofa Vargi to nie tylko bezwzględna diagnoza otaczającej nasz rzeczywistości, ale i...
Niby dobra, ale kompletnie niepotrzebna.
Niby dobra, ale kompletnie niepotrzebna.
Pokaż mimo to