-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać2
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
Biblioteczka
Nie oceniam, bo nie zmęczyłam jej do końca. W porównaniu z pierwszą częścią, ta jest naprawdę słaba.. nudna.. i niesamowicie powierzchowna. A szkoda, bo seria zapowiadała się naprawdę oryginalnie i emocjonująco.
Nie oceniam, bo nie zmęczyłam jej do końca. W porównaniu z pierwszą częścią, ta jest naprawdę słaba.. nudna.. i niesamowicie powierzchowna. A szkoda, bo seria zapowiadała się naprawdę oryginalnie i emocjonująco.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jestem szczerze porażona poziomem tej książki. Debiutantom można wybaczyć pewne małe potknięcia, ale w „Demonie żądzy” jest ich zdecydowanie zbyt wiele, by przymknąć na nie oko.
Po pierwsze, sam styl autorki. Widać, że jest to jej pierwsza dłuższa opowieść, tekst jest naszpikowany powtórzeniami, szyk zdań jest przestawiony tak, że nawet nie brzmią one, jak po polsku. Często niektóre zdania po prostu nie mają sensu. Pojawiają się błędy logiczne i składniowe. Ubogość języka aż razi. Narracja jest w większości powieści pierwszoosobowa. Nie mówię, że to źle, bo osobiście lubię ten typ, ale w tym przypadku, zupełnie się on nie sprawdził. Czasem narrator(Emily) jest prawie wszechwiedzący, a kilka stron dalej nie ma pojęcia, co się dzieje. Występują zmiany czasu w narracji, z przeszłego autorka nagle przechodzi do teraźniejszego. A to naprawdę przeszkadza w czytaniu. Zauważyłam, że jeszcze na początku powieści autorka używa czasu teraźniejszego do opisu snów, w których Emily rozmawia z Lucasem. Później jakby zapomina o tym zabiegu, przez co tekst jest mniej spójny. Dialogi bywają monotonne, często przybierają formę długich prawie-monoglogów, nieprzerywanych opisami. Te pojawiają się dopiero na końcu, relacjonując, co dany bohater robił w trakcie swego wywodu i jak modulował głos. Tak się nie robi. Z początku nie mogłam zrozumieć, jak takie błędy mogły przejść korektę. Ale z początku nie było aż tak źle. Żeby wyeliminować wszystkie rażące niedociągnięcia trzeba by napisać książkę od nowa, a to akurat nie leży w kompetencjach korektora.
Akcji w powieści właściwie nie ma. Bohaterowie niby krążą od miejsca do miejsca, Emily ćwiczy swoje umiejętności, w międzyczasie zdarzają się jakieś potyczki, ale… wszystko to zieje nudą, pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Nie ma prawie żadnego napięcia, opisy ją nijakie, bohaterowie słabo przedstawieni. Właśnie przez te nieudolne opisy czynności i otoczenia książka miejscami przypomina pamiętnik małego dziecka. Opisy uczuć i wewnętrznych przeżyć prawie nie występują. Wyjaśnienia zagadek są zagmatwane, pojawia się mnóstwo absurdalnych sytuacji, jak usuwanie z organizmu wypitej krwi przez przecięcie uda. Jakim cudem krew z żołądka znalazła się w udzie? Opisy intymnych przeżyć pozostawiają wiele do życzenia. Autorka nie umie kreować tego szczególnego napięcia, odpowiedniej atmosfery. „Jednak nie pomógł nawet sen, bo śnił mi się Asmodeusz i jego usta, dłonie, a nawet wybrzuszenie w spodniach.” Podobnych opisów jest wiele, na początku wywołują rozbawienie, później jednak tylko niesmak. Jeśli już chcemy opisywać w całości sceny intymne, nie unikajmy tego słownictwa „tabu”, bo wychodzi tandeta. „Miałam wrażenie, że jej język wchodzi mu do przełyku.”
Jak już wspomniałam, bohaterowie są nijacy. W założeniu mieli być charakterni, w końcu mamy do czynienia z demonami. Autorka jednak tak ich przedstawiła, że czytelnik w miarę upływu kolejnych wydarzeń zapomina, że to stworzenia z piekieł. Im dalej w powieść, tym język bohaterów staje się bardziej potoczny, wręcz prostacki. Z każdą stroną książka robi się coraz bardziej wulgarna, zarówno pod względem słownictwa, jak i zachowania bohaterów. Emily jest postacią głupią i do bólu naiwną. Często postępuje nielogicznie. Jej głównym zajęciem jest rzucanie w przyjaciół czym popadnie (później również kulami ognia), jeśli tylko ją czymś zdenerwują. Chęć pomocy odbiera jako próbę manipulacji. Przez mężczyzn jest traktowana jak towar, jak zabawka do zaspokajania potrzeb. Najpierw zabija z zimną krwią swoją rywalkę, później zastanawia się nad kruchością życia. Nawet przeraża ją brutalna śmierć demonów zdrajców. Natomiast Asmodeusz, demon żądzy, jest niezwykle brutalny. Kocha Emily, ale to nie przeszkadza mu nazywać ją wiedźmą i sz*ją. Dba tylko o własne potrzeby. Gdy jego ukochana leży nieprzytomna, jedyne o czym demon potrafi myśleć, to jak będzie się z nią kochał, gdy już się obudzi. W ogóle nie zależy mu na jej zdrowiu, ani na niej samej. Dowodzi tego finałowa scena powieści, w której Asmodeusz uprawia seks z nieprzytomną od dwóch miesięcy Emily. Brak mi słów, by opisać tę okropność. To po prostu OHYDNE. I o ile się nie mylę, coś takiego nazywa się gwałtem. Najgorsze, że dla autorki jest to równoznaczne z okazaniem miłości.
Podsumowując, „Demon żądzy” jest po prostu szkodliwy. Zarówno ze względu na poziom pisania, jak i biorąc pod uwagę treści, które przekazuje. Nie rozumiem, jak można było wydać powieść, w której kobiety są przedstawione jak rzeczy, zabawki do zaspokajania potrzeb, mężczyźni to brutale, myślące na okrągło o seksie, a gwałt to dowód miłości. Straszne. Nie polecam, odradzam, szczególnie młodym osobom.
Jestem szczerze porażona poziomem tej książki. Debiutantom można wybaczyć pewne małe potknięcia, ale w „Demonie żądzy” jest ich zdecydowanie zbyt wiele, by przymknąć na nie oko.
Po pierwsze, sam styl autorki. Widać, że jest to jej pierwsza dłuższa opowieść, tekst jest naszpikowany powtórzeniami, szyk zdań jest przestawiony tak, że nawet nie brzmią one, jak po polsku. Często...
Nie będę oceniać tej książki, gdyż nie przebrnęłam nawet do pięćdziesiątej strony. Zwykle mimo wszystko daję szansę książkom i staram się doczytać do końca nawet te z początku nisko rokujące w nadziei, że jednak znajdę w nich coś godnego uwagi.. jednak tym razem.. poległam.
Na samym początku zaserwowano mi porcję lania wody i masę anegdot z życia dwójki głównych bohaterów, które wcale mnie nie zainteresowały i nie zachęciły do dalszej lektury. Czytało mi się w sumie dość szybko, ale to tylko dlatego, że po jakimś czasie zrezygnowałam z przeglądania nic niewnoszących opisów i skupiłam się na dialogach.
Może jeszcze kiedyś dam szansę tej książce, gdy akurat przejdzie mi ochota na lekkie lektury.
Nie będę oceniać tej książki, gdyż nie przebrnęłam nawet do pięćdziesiątej strony. Zwykle mimo wszystko daję szansę książkom i staram się doczytać do końca nawet te z początku nisko rokujące w nadziei, że jednak znajdę w nich coś godnego uwagi.. jednak tym razem.. poległam.
Na samym początku zaserwowano mi porcję lania wody i masę anegdot z życia dwójki głównych bohaterów,...
Zawiodłam się na tej książce. Ogólnie pomysł na rdzeń fabuły - mroczna zagadka z przeszłości, której rozwiązanie mogą przynieść sny - całkiem dobry. Właściwie chyba tylko owa tajemnica nie pozwoliła mi odłożyć na bok tej pozycji. Miałam ciągłe wrażenie, że jestem za stara na tego typu powieści.. a przynajmniej napisane w taki sposób, chociaż mam jeszcze te naście lat, a chyba do ludzi z takiego przedziału wiekowego owa książka jest skierowana.
Napisana prościutkim językiem. Mnóstwo opisów, miejscami aż nazbyt szczegółowych, nużących, spowalniających akcję. Niektóre zawarte w nich informacje mogłyby równie dobrze zostać przekazane za pomocą dialogów, by uniknąć tej monotonii. Chociaż może to i lepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę fakt, że rozmowy bohaterów są trochę nienaturalne.. naciągane.. miejscami pozbawione sensu. Czasem zdarzały się powtórzenia, ale co mnie najbardziej zdziwiło - to interpunkcja w partiach dialogowych (a raczej jej brak). Albo to wina słabej korekty, albo to ja nie znam się na zasadach pisania.
Jeśli chodzi o bohaterów, na największą uwagę zasługuje Martika i Scott. Martika - główna bohaterka - ma 17 lat, ale w trakcie czytania miałam przemożne wrażenie, jakby miała co najwyżej 14. Po części była to wina jej dziecinnego zachowania, po części sposobu kreowania jej postaci przez autorkę. Scott - jej ukochany - jest raczej mdły. Tych dwoje połączyło gorące wzajemne uczucie.. po zaledwie jednym dniu znajomości. Jestem z natury stąpającą w obłokach marzycielką, ale nawet mi coś takiego wydało się co najmniej dziwne. Niemal w każdym rozdziale narrator powtarza jak idealna, bajkowa jest ta miłość, że spadła na młodych jak grom z nieba, jak im razem dobrze, itd., itp. W pewnym momencie zaczyna to po prostu nużyć.
Ogólnie w całej książce zdarzają się sytuacje nierealne, nieprawdopodobne. Rozumiem, że to fikcja, ale bez przesady.. weźmy przykład Sofie, rówieśniczki Martiki. Jest nieletnia, mieszka bez rodziców, często opuszcza lekcje, znika na całe dni, a nawet tygodnie i nikt nie wie, gdzie się podziewa, ale dorośli(to jest nauczyciele) nic z tym nie robią.
Muszę jeszcze poruszyć temat zakończenia. Oczekiwałam jakiegoś wydarzenia, które wywoła u mnie 'efekt WOW', jakiejś akcji, rozwiązania zagadki, ale niestety.. nie doczekałam się. Rąbek tajemnicy co prawda został lekko uchylony, ale akcji brak. Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję na coś mocniejszego, nie tak wypranego z emocji.
Czytając "Niewolników Snów" nie mogłam uwolnić się od skojarzeń z "Koszmarem z ulicy Wiązów". W "Niewolnikach.." główna bohaterka również śni o mężczyźnie, który próbuje ją zabić. Sny po jakimś czasie stają się bardziej realne, zostawiają po sobie znaki nawet w realnym życiu(choćby ślady duszenia na szyi Martiki). I do tego z takiego złego snu z trudem można ją dobudzić.
Ogólnie rzecz biorąc, to co podobało mi się w tej książce, to właściwie jedynie zagadka tajemniczych snów, którą główna bohaterka stara się rozwiązać. I to ta zagadka sprawiła, że nie ziewałam z nudy. Po kolejne części tej serii raczej nie sięgnę, a "Niewolników Snów" trochę trudno mi polecić...
Zawiodłam się na tej książce. Ogólnie pomysł na rdzeń fabuły - mroczna zagadka z przeszłości, której rozwiązanie mogą przynieść sny - całkiem dobry. Właściwie chyba tylko owa tajemnica nie pozwoliła mi odłożyć na bok tej pozycji. Miałam ciągłe wrażenie, że jestem za stara na tego typu powieści.. a przynajmniej napisane w taki sposób, chociaż mam jeszcze te naście lat, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po doświadczonej autorce spodziewałam się czegoś więcej... niestety, rozczarowałam się tą książką i to bardzo.
"Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami" - głosi napis na ślicznej okładce. Podobieństwo bohaterów do X-Menów może i jest, ale tego szczególnego nastroju XIX-wiecznej Anglii ze świecą szukać. Ogólnie cała książeczka bardzo przypomina "Diabelskie maszyny" Cassandry Clare - o wiele słabszą wersję tej serii. Styl pisania bardziej przywodzi na myśl debiutantkę, niż autorkę, która ma już na koncie kilkanaście pozycji. Może to po trochu wina tłumaczki. Baaardzo dużo opisów ubrań. Baaardzo mało jakiejkolwiek wciągającej akcji. Uczucia, które wywołują bohaterowie oscylują między irytacją, a obojętnością. Ot, nieco naiwni młodzi ludzie, którym z trudem przychodzi rozwiązanie prościutkiej zagadki, będącej rdzeniem fabuły. Ogólnie towarzystwo raczej nijakie. O wątku miłosnym nie warto wspominać, bo praktycznie w książce nie występuje.
Pozycja zdecydowanie dla mało wymagających czytelników...
Po doświadczonej autorce spodziewałam się czegoś więcej... niestety, rozczarowałam się tą książką i to bardzo.
"Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami" - głosi napis na ślicznej okładce. Podobieństwo bohaterów do X-Menów może i jest, ale tego szczególnego nastroju XIX-wiecznej Anglii ze świecą szukać. Ogólnie cała książeczka bardzo przypomina "Diabelskie maszyny"...
Obiło mi się o uszy, że "Cena odwagi" powstała w zaledwie dwa tygodnie. Pierwszą myślą było, czy da się stworzyć książkę składną i wartościową w tak krótkim czasie. Jak się okazało w trakcie czytania.. nie, zdecydowanie się nie da.
Zacznę może od samej historii. Autorka postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, choćby biorąc pod uwagę podróż Niny po różnych planetach, wyglądających inaczej, zamieszkałych przez odmienne istoty. Tu na początku rzeczywiście było ciekawie i ładnie opisane.. ale im dalej w las, tym gorzej. W porównaniu z opisami światów na początku książki, te końcowe właściwie były ubogie i nijakie. Jakby autorce skończyły się pomysły na ciekawe otoczenie. Bardzo żałowałam, że nie znalazła się żadna wzmianka o zwierzętach. W tej kwestii można by naprawdę puścić wodze fantazji.
W podróży towarzyszą Ninie strażnicy. Jest ich jednak zdecydowanie zbyt wielu. Pomimo przedstawienia ich wyglądu i umiejętności, z trudem przychodziło zorientowanie się kto jest kim i co potrafi. Tyle postaci nie jest potrzebnych, autorka poświęca uwagę właściwie tylko Londonowi i Kaylen. Reszta rzuca po dwa, trzy zdania na rozdział(lub wcale).
Nina w dalszym ciągu zachowuje się jak rozwydrzone dziecko, wrzeszcząc od razu na każdego, kto ośmieli się powiedzieć jej "nie". Jest niesamowicie głupia i leniwa, nie ma zamiaru nabywać potrzebnej wiedzy, gdy tylko się da, idzie na łatwiznę. Dodatkowo irytujące jest to, że ciągle tylko użala się nad sobą. W pierwszej części Nina przypomina nastolatkę niepotrafiącą poradzić sobie z hormonami i śliniącą się na widok przystojnych facetów. W "Cenie odwagi" nastąpiła jednak znaczna zmiana, dziewczyna nie ślini się już, za to wskakuje mężczyznom do łóżka. Próbuje oczywiście zachować pozory niewinności, jak w przypadku przywódcy viperów, jednak gdy tylko próbuje jego krwi, fakt, że mężczyzna jest jej wrogiem przestaje się zupełnie liczyć. W pewnym momencie "Cena odwagi" zaczyna przypominać "Pięćdziesiąt twarzy Greya", z tą różnicą, że autorka nie ma pojęcia, jak opisywać intymne zbliżenia. Naprawdę lepiej nie robić tego wcale, niż w tak żałosny sposób. Książka tylko by na tym zyskała.
Zastanawiała mnie właśnie ta kwestia, z początku myślałam, że może to cenzura.. w końcu czytamy jednak książkę dla młodzieży i nie wszystko można w niej opisać, ale.. z drugiej strony pozycja sama w sobie przesycona jest seksualnością.. biorąc choćby pod uwagę nieodpowiednie zachowanie Niny oraz to, że prawie każdy władca, którego odwiedza królewna ma wokół siebie swój mały harem.
Jeszcze jedna kwestia związana z akcją powieści, to jej zakończenie. Ostateczna bitwa wprawiła mnie w prawdziwe osłupienie. Kilka stron pobieżnych opisów, właściwie żadnego napięcia, żadnego "kopa", porywającej akcji, ani silnych emocji. Miałam ochotę spytać.. "i co, to już?" Wielkim zawodem było również to, że ta wielka potęga Niny nie została w żaden sposób pokazana.
Co się tyczy stylu i języka.. miałam cichą nadzieję, że Ewa Seno popracuje trochę nad warsztatem, który nie był najlepszy już w pierwszej części. Nic się jednak w tej kwestii nie zmieniło, w trakcie lektury dalej ma się wrażenie, że czyta się nieprzemyślaną opowiastkę młodej nastolatki, która jeszcze nie do końca potrafi panować nad słowami. Rozumiem użycie języka młodzieżowego, ale w tej książce jest on wręcz prostacki i strasznie ubogi. Często psuje on budowane napięcie, a dialogi wydają się przez niego nienaturalne. Plusem jest większa różnorodność mimiki bohaterów, która w "Tatuażu z lilią" ograniczała się tylko do uśmiechów.
Tak irytujące w pierwszej części przeskoki czasowe również zostały praktycznie wyeliminowane. Zdarzało się jednak, że akcja gnała do przodu zbyt szybko, nie pozwalając czytelnikowi dokładnie zauważyć zmian nastrojów bohaterów. Zmieszczenie opisu bardzo ważnych wydarzeń w akapicie zajmującym połowę strony również się zdarzało. A szkoda, bo gdyby autorka poświęciła książce trochę więcej czasu i rozbudowała wyżej wspomniane.. może nie byłoby tak źle.
Podsumowując, książka jest w wielu miejscach niedopracowana, niepozbawiona niedociągnięć i sprzeczności. Z każdym kolejnym rozdziałem wydarzeniom ubywa logiki, a główna bohaterka coraz bardziej zaczyna przypominać pannę lekkich obyczajów. Bardzo nad tym ubolewam, bo gdyby tylko dano tej historii szansę, by trochę "odpoczęła" i została zredagowana raz jeszcze.. to mogłaby wyjść naprawdę świetna książka.
Obiło mi się o uszy, że "Cena odwagi" powstała w zaledwie dwa tygodnie. Pierwszą myślą było, czy da się stworzyć książkę składną i wartościową w tak krótkim czasie. Jak się okazało w trakcie czytania.. nie, zdecydowanie się nie da.
Zacznę może od samej historii. Autorka postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, choćby biorąc pod uwagę podróż Niny po różnych planetach,...
Pierwsza część, mimo licznych błędów językowych, była w miarę przyjemna i ciekawa. Niestety, ta część ewoluowała w nudnawe, pretensjonalne i niesmaczne romansidło z czworokątem w tle. Historia z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej nielogiczna i nieprawdopodobna. Zakończenie jest grubymi nićmi szyte, a samo rozwiązanie historii Programu zajmuje jedną stronę.
Temat buntowników został ledwo poruszony i przedstawiony tak słabo, że czytelnik ma wrażenie, jakby było ich zaledwie dwoje - Dallas i Cas. Dallas ma niesamowicie dużo kontaktów w Programie i ciągle wydzwania do informatorów, ale buntownicy i tak są sami i nie ma im kto pomóc. Sloane z silnej bohaterki stała się niezdecydowaną histeryczką. Do pewnego stopnia mógł być to celowy zabieg, ale w efekcie autorka tę postać po prostu zepsuła. Nad relacjami pomiędzy bohaterami często nie można nadążyć. Na początku strony się nienawidzą, a pół strony dalej nazywają się przyjaciółmi.
Ta książka jest niestety po prostu zła. Na domiar złego, tłumaczenie jest jeszcze gorszej jakości, niż w poprzedniej części, napisane toporną polszczyzną, naszpikowane kalkami z języka angielskiego i zdaniami z przestawionym szykiem. Nie warto czytać i psuć sobie dobrego wrażenia, jakie zostało po pierwszej części.
Pierwsza część, mimo licznych błędów językowych, była w miarę przyjemna i ciekawa. Niestety, ta część ewoluowała w nudnawe, pretensjonalne i niesmaczne romansidło z czworokątem w tle. Historia z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej nielogiczna i nieprawdopodobna. Zakończenie jest grubymi nićmi szyte, a samo rozwiązanie historii Programu zajmuje jedną stronę.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTemat...