-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-16
2024-04-10
"Czarownica i jej przyjaciółka" - dosyć krótkie, ale przybliża fascynującą postać, która znana była do tej pory tylko z jednego powodu. Trzeba przyznać, że autorka potrafi w budowanie osobowości.
"Nie tylko krew" - dobrze było poprzebywać więcej z Lanem, chociaż to opowiadanie chyba najbardziej rozmywa mi się w pamięci.
"Lepsze niż jadeit" - moje ulubione! Opisuje początek związku Wen z Hilem. Jest wzruszająco i rozczulająco. Wen to kawał cwaniary, dużo zyskała w moich oczach. Już się tak nie boję, że może jej się coś stać w drugim tomie (jakby co to proszę mnie nie uświadamiać!).
"Wnuczka kormoran" - epizod z życia Shae, pozwala lepiej zrozumieć jej postawę. Od początku jej nie lubiłam, teraz nie lubię jej troszkę mniej.
"Szlifierz z Janloonu" - porywające, fascynujące, wciągające.
Jak pisała sama autorka, ona może skończyła z Kaulami, ale oni z nią nie. To uniwersum potrafi oczarować czytelnika nawet w tak krótkich formach. Wspaniała okazja dla pragnących dowiedzieć się więcej. Wystarczy znać "Miasto jadeitu", żeby móc przeczytać i dobrze zrozumieć opisywane tu historie. Polecam, dla fanów Lee must read.
"Czarownica i jej przyjaciółka" - dosyć krótkie, ale przybliża fascynującą postać, która znana była do tej pory tylko z jednego powodu. Trzeba przyznać, że autorka potrafi w budowanie osobowości.
"Nie tylko krew" - dobrze było poprzebywać więcej z Lanem, chociaż to opowiadanie chyba najbardziej rozmywa mi się w pamięci.
"Lepsze niż jadeit" - moje ulubione! Opisuje początek...
2024-03-12
Wessała mnie ta książka całkowicie i jeszcze zrobiła dźwięczne PLUP na końcu. Czytałam bez ustanku, aż czytnik się zarumienił i ogłosił nowy rekord. Było aż tak dobrze? Cóż. Porównania do "Zmierzchu" są uzasadnione? Ba. Od nadmiaru romantyzmu aż w zębach zgrzytało i oczy się przewracały? Żeby to raz. "Całe szczęście już koniec" i "ale co się będzie działo dalej" jednocześnie, tego typu to historia.
Można by wymieniać, co sprawia, że ta książka jest "niedoskonała", ale nic nie zmieni faktu, że po prostu fantastycznie się przy niej bawiłam. Zaciekawiła mnie, zirytowała, wzruszała i żenowała, rozśmieszała i szokowała - wywoływanie silnych emocji w czytelniku to według mnie najlepsze, co może zaoferować beletrystyka.
Bardzo podobało mi się przedstawienie wampirów, trochę inne niż zazwyczaj. Bliżej im było do wilkołaków np. pod względem polowania czy hierarchii w rodzinie. Nie spodziewałam się też, że w jednym zdaniu zobaczę słowa "czarownica" i "DNA". Zaczarowany nawiedzony dom, który ma swoje humory skradł moje serce najbardziej.
Polecam do czytania i przeżywania. Powieść o wykształconej kobiecie, która ma w sobie magię i w ogromnej uniwersyteckiej bibliotece poznaje zabójczo przystojnego wampira? Dziękuję, poproszę.
Wessała mnie ta książka całkowicie i jeszcze zrobiła dźwięczne PLUP na końcu. Czytałam bez ustanku, aż czytnik się zarumienił i ogłosił nowy rekord. Było aż tak dobrze? Cóż. Porównania do "Zmierzchu" są uzasadnione? Ba. Od nadmiaru romantyzmu aż w zębach zgrzytało i oczy się przewracały? Żeby to raz. "Całe szczęście już koniec" i "ale co się będzie działo dalej"...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Kiedy w kalendarzu zima, a do wczasów zostało ci jeszcze ze 100 lat, całe szczęście są książki, które mogą cię przenieść do rajskich krain. Jeśli myślisz sobie "Korfu? A co tam może być takiego specjalnego?", nawet taki krótki przewodnik turystyczny będzie w stanie cię zaskoczyć.
Nie planowałam powrotu do Grecji akurat w to miejsce, ale po lekturze już wiem, że koniecznie muszę się tam kiedyś wybrać. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, np. że na tak małym obszarze (85 km od jednego do drugiego końca) jest około 4 mln drzewek oliwnych - jak to w ogóle możliwe?!
Bardzo mi się podoba seria przewodników Pascal Lajt, bo jest lekka (nomen omen), wygodna, bogato ilustrowana, a jednocześnie zawiera w sobie dużo przydatnych informacji. Aż się prosi, żeby po niej pisać, zaznaczać, planować.
Kiedy w kalendarzu zima, a do wczasów zostało ci jeszcze ze 100 lat, całe szczęście są książki, które mogą cię przenieść do rajskich krain. Jeśli myślisz sobie "Korfu? A co tam może być takiego specjalnego?", nawet taki krótki przewodnik turystyczny będzie w stanie cię zaskoczyć.
Nie planowałam powrotu do Grecji akurat w to miejsce, ale po lekturze już wiem, że koniecznie...
2024-02-28
Książkę poleciłabym tylko i wyłącznie fanom twórczości Clare i to takim, którzy aktualnie są w stanie zachwytu wykreowanym przez nią światem. Jeśli łakniesz jakiejkolwiek nowej historii z tego uniwersum i nie przeszkadza ci, że niektóre teksty będą gorzej napisane od innych, to prawdopodobnie spodobają ci się "Cienie...". Jeśli jeszcze nie wiesz kompletnie nic o świecie Łowców, podejrzewam, że niewiele zrozumiesz z tej książki i być może tylko cię niepotrzebnie zniechęci.
Ja do autorki wróciłam po latach, o niektórych bohaterach i wydarzeniach zdążyłam już zapomnieć. Miałam nadzieję, że powrót będzie miły, ale przeczytane opowiadania wyłącznie mnie znużyły. Jakościowo kojarzyły mi się z fanfikami, które poza "ukojeniem fanowskiego głodu" nie dostarczają niczego więcej. Odkładam niedokończony zbiór na półkę jako część kolekcji, może jeszcze kiedyś nabiorę ochoty, by do niego wrócić.
Książkę poleciłabym tylko i wyłącznie fanom twórczości Clare i to takim, którzy aktualnie są w stanie zachwytu wykreowanym przez nią światem. Jeśli łakniesz jakiejkolwiek nowej historii z tego uniwersum i nie przeszkadza ci, że niektóre teksty będą gorzej napisane od innych, to prawdopodobnie spodobają ci się "Cienie...". Jeśli jeszcze nie wiesz kompletnie nic o świecie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-26
Ta książka była dla mnie bardzo trudna i chociaż nie wszystko byłam w stanie zrozumieć, to przeczytałam ją od początku do końca. Ostatecznie nie żałuję podjętego wysiłku. Jak tylko przychodził dla mnie moment zwątpienia, już chciałam się poddać, to działo się coś tak intrygującego, że jednak czytałam dalej.
Choć "Ślepowidzenie" reprezentuje gatunek, który jest całkowicie nie dla mnie, w pełni rozumiem wszystkie zachwyty i przyznane wyróżnienia. Ta powieść wydaje mi się w 100% dopieszczona przez autora, nie ma tutaj zbędnych słów ani niepotrzebnych wątków. Niektóre sceny sprawiają, że czytelnikowi mózg wybucha, po czym rozkwita nieznanymi dotąd kwiatami wyobraźni.
Można się nią cieszyć jako całością i można też wycinać i studiować same fragmenty. Doskonale mieszają się tutaj prawda z fikcją, współczesna nauka z wizjami przyszłości. Lektura jest wymagająca, pochłaniająca, niepokojąca. Chciałabym umieć docenić ją bardziej.
Ta książka była dla mnie bardzo trudna i chociaż nie wszystko byłam w stanie zrozumieć, to przeczytałam ją od początku do końca. Ostatecznie nie żałuję podjętego wysiłku. Jak tylko przychodził dla mnie moment zwątpienia, już chciałam się poddać, to działo się coś tak intrygującego, że jednak czytałam dalej.
Choć "Ślepowidzenie" reprezentuje gatunek, który jest całkowicie...
2024-02-19
Nowy świat, nowe prawa, nowi ludzie... Na samym początku było mi ciężko się wdrożyć, nie rozróżniałam kto jest kim, ale szybko się udało. Autorka ma lekkie pióro, "Miasto jadeitu" dobrze się czyta, przez historię z łatwością się płynie i cały czas chce się wiedzieć więcej. Ciekawość nie opuszcza czytelnika nawet w pozornie spokojnych momentach. Pozornie, bo napięcie można wyczuć cały czas - Janloon jest niebezpiecznym miastem, w którym zielone kości zawsze muszą spodziewać się śmierci.
Łatwo zapomnieć, że Kaulowie są tylko tworem wyobraźni, Kekon tak naprawdę nie istnieje i próżno szukać magii w znanym nam jadeicie. Autorka stworzyła fascynujący świat i pełnokrwistych bohaterów. Obserwujemy, jak postacie tworzą między sobą relacje, dialogi są tylko czubkiem góry lodowej, bo jeszcze ważniejsze jest to, co można wyczytać pomiędzy wersami. Honor, zasady, pozycja społeczna, bogactwo, rodzina, miłość - to wszystko miesza się w zabójczym dalekowschodnim kotle.
Wydawało mi się, że opowieść pokroju "Ojca chrzestnego" albo "Sukcesji" nie będzie dla mnie, a skończyło się na tym, że aktualnie czytam inną książkę, a oko i tak mi ucieka w stronę tomu drugiego "Miasta...". Polecam zaplątać się w tę sieć, jest duża szansa, że się nie zawiedziecie.
Nowy świat, nowe prawa, nowi ludzie... Na samym początku było mi ciężko się wdrożyć, nie rozróżniałam kto jest kim, ale szybko się udało. Autorka ma lekkie pióro, "Miasto jadeitu" dobrze się czyta, przez historię z łatwością się płynie i cały czas chce się wiedzieć więcej. Ciekawość nie opuszcza czytelnika nawet w pozornie spokojnych momentach. Pozornie, bo napięcie można...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-09
Pierwszy tom to była rakieta wystrzelona w kosmos, drugi leciał przed siebie i był typowo przejściowy, trzeci za to spadł łagodnie jakby zatopił się w chmurkę, a smakował niczym mocno rozgotowane kluski (dalej smaczne, ale jednak ciapa). Tak, wiem, wciąż mówimy o książce.
Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, początek mnie szczerze rozbawił, było trochę tych scen, przy których uśmiechałam się mimowolnie. ALE. Chyba działo się za dużo i za długo, żebym jakoś mocniej przeżyła to zakończenie.
Podobało mi się, jak wszystkie wątki splotły się ze sobą i że każdy element był częścią większej układanki. Od początku do końca ta trylogia mocno podkreślała swoją młodzieżowość, ostatni tom jest tego najwyraźniejszym dowodem. Być może mój odbiór byłby lepszy, gdybym trafiła na tę historię parę lat wcześniej.
Więcej nie mogę napisać, żeby nie spoilerować. Polecam fanom fantastyki, w której młodzi ratują świat, zakochują się i odkochują, i nie szczędzą przy tym sarkazmu.
PS: zawsze miejcie przy sobie długopis!
Pierwszy tom to była rakieta wystrzelona w kosmos, drugi leciał przed siebie i był typowo przejściowy, trzeci za to spadł łagodnie jakby zatopił się w chmurkę, a smakował niczym mocno rozgotowane kluski (dalej smaczne, ale jednak ciapa). Tak, wiem, wciąż mówimy o książce.
Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, początek mnie szczerze rozbawił, było trochę tych scen,...
2024-02-02
Małe amerykańskie miasteczko na Południu, w którym wszyscy się znają i o siebie troszczą. Zasłony muszą być odkurzone, porcelana po prababci regularnie myta, dzieci przyszykowane do szkoły, a wszystkie pozory utrzymane. Obserwowanie dyskryminacji i psychicznego znęcania się w "idealnych" rodzinach podnosiło mi ciśnienie mocniej niż jakakolwiek kawa. Aha, no i w okolicy grasuje seryjny morderca, niby wszyscy o tym wiedzą, ale kto by się przejmował.
"Poradnik…" to sprawiedliwość oddana "kurom domowym", kobietom lekceważonym i niejednokrotnie poniżanym, tym wolącym czytać romanse i true crime od literatury pięknej albo wojennej. Tak jak autor napisał we wstępie, chciał pokazać, jakby to wyglądało, gdyby jego mama spotkała Draculę - moim zdaniem wyszło znakomicie. Ta książka, podobnie jak "Moja przyjaciółka opętana", przenosi nas w czasie, tym razem trochę bliżej, do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Przed lekturą trochę mnie przerażała objętość powieści, ale szybko wciągnęłam się w tę historię i ostatecznie nie czuję, żeby to było aż tak dużo stron. Polecam fanom horrorów i wszystkiego co mroczne, mam nadzieję, że to będzie dla was coś nowego i świeżego, i że tak jak ja zakochacie się w luzackim podejściu do grozy w wykonaniu Hendrixa.
Małe amerykańskie miasteczko na Południu, w którym wszyscy się znają i o siebie troszczą. Zasłony muszą być odkurzone, porcelana po prababci regularnie myta, dzieci przyszykowane do szkoły, a wszystkie pozory utrzymane. Obserwowanie dyskryminacji i psychicznego znęcania się w "idealnych" rodzinach podnosiło mi ciśnienie mocniej niż jakakolwiek kawa. Aha, no i w okolicy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-12
"You know, I never realized the end of the world would be kept to such a tight, regimented TV Guide schedule".
"Chata na krańcu świata" to teatr siedmiu aktorów na jednej scenie. Czterech napastników i trzy ofiary. Miejsce - tytułowa chata. Na końcu dowiemy się, czy udało im się uratować świat. Ale... czy na pewno?
Już wiem, do czego można by porównać tę powieść, ona była jak drzemka! Wciąga cię i wciąga, nie możesz się oprzeć, to miała być tylko chwilka, a połknęła cię na kilka godzin, budzisz się zły i wymiętoszony, nie do końca wiesz, gdzie jesteś i co się stało. No bo poważnie, co tam się stało? Skąd, jak, czemu, co w końcu było, a co nie?!
Parę godzin po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy coś mi nie umknęło. Pierwsze sceny z dziewczynką łapiącą koniki polne mogą być symboliczne, gdy spojrzymy na nie znając już ciąg dalszy. A może doszukuję się ukrytych znaczeń tam, gdzie ich nie ma, dokładnie tak jak "jeźdźcy"?
Autor sprawił, że czytelnik zaczyna zadawać pytania, ale wcale nie obiecał, że poda nam odpowiedzi. "Chata..." potrafi solidnie zdenerwować, ale nie jest złą książką. Zakończenie nie przynosi żadnej satysfakcji, bo też chyba nie o to chodziło. Mieliśmy się zgubić, pozostając w miejscu, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Ciekawe.
"You know, I never realized the end of the world would be kept to such a tight, regimented TV Guide schedule".
"Chata na krańcu świata" to teatr siedmiu aktorów na jednej scenie. Czterech napastników i trzy ofiary. Miejsce - tytułowa chata. Na końcu dowiemy się, czy udało im się uratować świat. Ale... czy na pewno?
Już wiem, do czego można by porównać tę powieść, ona była...
2024-01-10
"Lustro" to cztery opowiadania, które są jak kawałki puzzli - połączone razem tworzą nową powieść, ciąg dalszy niesamowitej serii o mrocznej Alicji z "krainy zła".
Bawiłam się znakomicie. Trochę czasu już minęło odkąd ostatni raz widziałam się z bohaterami, ale wystarczyło kilka pierwszych stron, żebym poczułam jak w domu. Poprzednie dwa tomy również mi się podobały, ten jest na takim samym wysokim poziomie.
W "Lustrze" dużo się dzieje, jest mrocznie, krwawo, magicznie, znane motywy mieszają się z nowymi pomysłami. Cieszę się, że autorka zdecydowała się zabrać nas jeszcze raz w tę podróż. Polecam fanom Alicji, będziecie zadowoleni.
"Lustro" to cztery opowiadania, które są jak kawałki puzzli - połączone razem tworzą nową powieść, ciąg dalszy niesamowitej serii o mrocznej Alicji z "krainy zła".
Bawiłam się znakomicie. Trochę czasu już minęło odkąd ostatni raz widziałam się z bohaterami, ale wystarczyło kilka pierwszych stron, żebym poczułam jak w domu. Poprzednie dwa tomy również mi się podobały, ten...
2021-12-16
Okładka z posągiem Świętowita i osadzenie książki w serii Wierzenia i zwyczaje, gdzie większość pozycji dotyczy terenów Polski, zasugerowały mi, że autor skupi się wyłącznie na słowiańszczyźnie. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam - dostaniemy tutaj przeróżne historie z każdego zakątka świata. Są i znane nam i bliskie tradycje, a są i opisane kultury mieszkańców Afryki, obu Ameryk, Azji itd. Wszelką teorię Pełka popiera przykładami i bogatą bibliografią, do której prowadzą przypisy. "Śladami pierwotnych wierzeń" to przede wszystkim lektura dla osób zainteresowanych wszystkimi religiami i mitologiami świata, a nie tylko jedną z nich.
Nie zdziwiłabym się, gdyby osoby wierzące poczuły się tą książką obrażone. Autor w pierwszym rozdziale wobec wszelkiej religijności wypowiada się w sposób lekceważący, dając do zrozumienia, że bycie ateistą równa się bycie mądrzejszym i lepszym. Popiera swoje zdanie cytatami znanych powszechnie socjalistów i komunistów. Niezależnie od naszych poglądów, taka stronniczość nie powinna się pojawić w pracy naukowej lub popularnonaukowej. Ciężko stwierdzić, na ile jest to jego osobiste zdanie, a na ile pisanie pod cenzurę, bo pierwsze wydanie wyszło w epoce PRL. Początek książki jest mocno tym przesiąknięty, Pełka dużo opowiada o współczesności, aż zaczęłam sobie myśleć "hola, to nie o tym miało być". Kolejne rozdziały jednak mają już inny wydźwięk, może co jakiś czas tylko pojawia się wtrącenie wartościujące jakieś zachowanie. Dla mnie wygląda to wszystko jak coś wklejonego już po napisaniu całości.
Oceniam całość jako bardzo dobrą i ciekawą lekturę. Można to czytać bez przerwy, jest tak wciągające. Większość z nas ma jako takie pojęcie o mitologii greckiej, nordyckiej i słowiańskiej, a dzięki tej książce możemy się czegoś dowiedzieć o krajach, których nie znaliśmy dotąd nawet z nazwy. Propaganda odcisnęła na książce swoje piętno, ale jeśli komuś to przeszkadza, to warto po prostu pominąć kłopotliwy rozdział i cieszyć się resztą lektury. Także polecam!
Okładka z posągiem Świętowita i osadzenie książki w serii Wierzenia i zwyczaje, gdzie większość pozycji dotyczy terenów Polski, zasugerowały mi, że autor skupi się wyłącznie na słowiańszczyźnie. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam - dostaniemy tutaj przeróżne historie z każdego zakątka świata. Są i znane nam i bliskie tradycje, a są i opisane kultury mieszkańców Afryki, obu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-27
"Widziała, że Słowianie mają zmęczone twarze, spracowane dłonie, czuła niekoniecznie przyjemny zapach patroszonych ryb, garbowanych skór. To sprawiło, że uczucie bajkowości tego świata ulotniło się. To nie była Narnia, Baśniobór czy Hogwart. To był prawdziwy świat sprzed kilku, czy raczej kilkunastu stuleci. Świat, w którym ludzie żyli, pracowali, jedli, pocili się i bez wątpienia umierali.
A jednak w tym świecie istniała magia".
Jeszcze kilka miesięcy i będę miała trzydziestkę na karku, nie dziwota, że do książki kierowanej do młodych czytelników podchodziłam z obawami. Nie wiem, jak Łukasz Radecki to zrobił, ale pomimo wieku bawiłam się wybornie. Podobała mi się dzisiaj i spodobałaby się pewnie w czasach gimnazjum czy liceum.
Weronika, Zbyszek i Kacper są rodzeństwem, które przeniosło się do świata Słowian, ale takiego, w którym wszystkie mitologiczno-fantastyczne istoty żyją naprawdę. Bohaterowie zostają od razu rozdzieleni, każde z nich znajduje się w innym miejscu, każde na swój własny sposób stara się odnaleźć w sytuacji. Komórki przestają działać, drobniaki wysypujące się z kieszeni w niczym tu nie pomogą, a tutejsza ludność też jest jakaś dziwna, nie wiedzą nawet, że trzeba myć zęby...
Dużo rzeczy podobało mi się w tej powieści i jeśli ktoś spytałby mnie na ulicy o dobrą młodzieżówkę, to podsunęłabym "Plemiona" bez zastanowienia. Dzieciaki mają świetnie rozbudowane charaktery, wiarygodnie przeżywają to, co się z nimi dzieje. Jeden z chłopców jest adoptowany i to cudowne, że taka postać pojawiła się na kartach książki. Świat przedstawiony jest również odarty z cukierkowatości, można tu przeżyć chwile grozy. Wielokrotnie czułam, że ja postąpiłabym tak samo, jak któryś z bohaterów.
"Poradziłabym sobie lepiej, gdyby to była mitologia grecka", "chyba dostaję wysypki od tej szorstkiej koszuli", "w grach demony trzeba pokonać, żeby je odesłać do piekła" - mniej więcej takie zdania sprawiały, że moje serce podczas lektury rosło. Myślę, że wielu z czytelników ma szansę odnaleźć w tej książce trochę siebie. Polecam miłośnikom fantastyki.
"Widziała, że Słowianie mają zmęczone twarze, spracowane dłonie, czuła niekoniecznie przyjemny zapach patroszonych ryb, garbowanych skór. To sprawiło, że uczucie bajkowości tego świata ulotniło się. To nie była Narnia, Baśniobór czy Hogwart. To był prawdziwy świat sprzed kilku, czy raczej kilkunastu stuleci. Świat, w którym ludzie żyli, pracowali, jedli, pocili się i bez...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-19
"U stóp słowiańskiego parnasu" przeczytałam zaraz po "Śladami pierwotnych wierzeń" tego samego autora. Kilka rzeczy znalazłam powtórzonych, ale generalnie tematyka jest inna. W tej drugiej pozycji autor opowiada o religiach całego świata, a "U stóp..." skupia się już wyłącznie na słowiańszczyźnie. O samych bogach nie ma za dużo informacji, bo też ciężko czerpać z nieistniejących źródeł. Podobały mi się za to rozdziały dotyczące kultury i obyczajów Słowian, mogłam sobie chociaż w małym stopniu wyobrazić, jak wyglądało ich życie. Na szczęście nie ma już takiej politycznej wymowy ta książka, w "Śladach..." początek był mocno przesycony propagandą, tutaj tylko na końcu pojawia się wspomnienie marksizmu. Obie pozycje były pisane w czasach PRL, co może poniekąd tłumaczyć autora.
Nie posiadam na tyle wiedzy, żeby oceniać wartość merytoryczną "U stóp...", kilka rzeczy jednak było dla mnie nowych, a przynajmniej innych niż te, o których dotąd słyszałam, zwróciłam na nie uwagę. Np. fakt, że kobiety nie były traktowane jak ludzie, póki nie urodziły syna i mogły być bezkarnie zabite przez męża albo liczne zniekształcenia obecnie popularnych nazw, których Pełka używa swobodnie, a dla mnie brzmiały egzotycznie (leszyj, Swantewid, Prowe).
Język jest momentami dosyć ciężki i przez to czyta się wolniej. "Czynnik manistyczny bardzo silnie występował w wierzeniach słowiańskich, przy czym występował on w ścisłym związku z czynnikiem animistycznym" znaczy tyle, co powiedzenie, że Słowianie wierzyli, że zwierzęta posiadają duszę. Można coś przedstawić prosto, a można to w naukowy sposób zagmatwać. Nie trzeba się jednak zrażać, nie ma takich fragmentów dużo.
Książka jest wznowieniem, jak cała seria o wierzeniach wydawnictwa Replika. Wszelkie mapy i inne ilustracje zostały umieszczone bezpośrednio z oryginału, tak zgaduję biorąc pod uwagę ich jakość. Niestety niektórych nie da nawet rozczytać, tak bardzo są rozmazane, to minus.
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat Słowian i ich krain, dlatego zainteresowanym tematem polecam.
"U stóp słowiańskiego parnasu" przeczytałam zaraz po "Śladami pierwotnych wierzeń" tego samego autora. Kilka rzeczy znalazłam powtórzonych, ale generalnie tematyka jest inna. W tej drugiej pozycji autor opowiada o religiach całego świata, a "U stóp..." skupia się już wyłącznie na słowiańszczyźnie. O samych bogach nie ma za dużo informacji, bo też ciężko czerpać z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-22
Przysługa za przysługę, jak to mówią, takim sposobem wąpierz Elgan wplątuje się w coraz większe kłopoty. Tego trzeba pilnować, tę odprowadzić, a tamtym jeszcze pomóc – no nie ma lekko. Nie dajcie się długo namawiać, tylko wędrujcie z nami, im więcej rąk do pracy, tym lepiej!
Przed lekturą trochę się obawiałam, w jaki sposób mitologia słowiańska będzie tutaj przedstawiona, np. czy to nie będzie za trudne do przyswojenia dla kogoś, kto kojarzy wyłącznie najpopularniejsze terminy. Bałam się niepotrzebnie, bo wszystkie nadprzyrodzone elementy są wplecione w historię bardzo naturalnie, klarownie wytłumaczone (ale bez łopatologii!), budują magiczny klimat i dostarczają rozrywki.
Jest to powieść drogi, jak sam tytuł wskazuje. Bohaterowie wędrują od jednego miejsca do drugiego, a każdy przystanek to spotkanie z nowymi ludźmi oraz potworami, czyli za każdym razem czeka nas nowa przygoda. Było kilka momentów, w których przejścia pomiędzy scenami wydawały mi się za krótkie, jakby gdzieś zniknął cały akapit wyjaśniający, że już minęło tyle a tyle czasu. To chyba jedyny minus, który zauważyłam, bo wybijał mnie z lektury.
Widziałam kilka opinii, w których czytelnicy skarżyli się na Doradę. Mnie wyjątkowo ta postać nie irytowała. Uważam, że swoją porywczością dobrze równoważyła statecznego i rozsądnego wąpierza Elgana. W końcu na relacji tej dwójki (i małego demona-śmierdziucha, ale ten jest bardziej „maskotką”, a nie pełnoprawnym kompanem) osadzony jest cały komizm. Bez szamanki wędrówka Elgana byłaby raczej nudna.
To była taka powieść, która wybijała się pomiędzy innymi historiami. Rozpychała się łokciami w mojej wyobraźni krzycząc „czytaj mnie! Zostaw inne książki!”. Autorka zgrabnie operuje słowem, jest elokwentna, taką narrację czyta się z radością, a i fabuła była wciągająca. Dobrze spędziłam czas i czekam na więcej. Polecam fanom fantastyki, czytelnikom, którzy mają ochotę uśmiechnąć się i zrelaksować w bezpiecznym magicznym świecie przy doborowym towarzystwie przyjaciela z długimi kłami.
Przysługa za przysługę, jak to mówią, takim sposobem wąpierz Elgan wplątuje się w coraz większe kłopoty. Tego trzeba pilnować, tę odprowadzić, a tamtym jeszcze pomóc – no nie ma lekko. Nie dajcie się długo namawiać, tylko wędrujcie z nami, im więcej rąk do pracy, tym lepiej!
Przed lekturą trochę się obawiałam, w jaki sposób mitologia słowiańska będzie tutaj przedstawiona,...
2022-03-25
Czy ktoś się spodziewał, że właśnie w takim kierunku podąży ta opowieść? Kochani, zapnijcie pasy, już nie jesteśmy w Kansas. Skończyły się żarty, zaczęło być poważnie, niebezpiecznie i mrocznie. Uważajcie na siebie, bo tutaj ludzie mogą łatwo zginąć!
Pojawiają się nowi bohaterowie, nowe wątki, wszystko śledziłam z niesłabnącym zainteresowaniem. Jestem pod wrażeniem rozbudowania świata przedstawionego, czuć powiew świeżości, czuć magię. W takim świecie chciałoby się żyć, nawet pomimo panującego w nim zagrożenia. Jeśli momentami jest spokojnie i możemy odnieść mylne wrażenie znużenia, to lepiej bądźcie czujni, bo to tylko cisza przed burzą. Dorada już nie jest tą samą naiwną dziewczyną, którą poznaliśmy w pierwszej części, a Elgan... gdzie jest Elgan?!
Na pochwałę zasługuje piękne wydanie. Okładka prezentuje się cudownie, tekst wewnątrz również jest estetycznie upiększony słowiańskimi motywami. Ile bym dała, żeby wszystkie książki zostały tak dobrze potraktowane przez wydające je wydawnictwa...
Lektura była przyjemna, dostarczyła rozrywki. Nie było żadnych głupotek ani łapania się za głowę. Na niczym się nie zawiodłam, a wymagania po pierwszym tomie miałam wysokie. Nie ma co się zastanawiać, lepiej samemu zabrać się do czytania!
Zdecydowanie warto dać szansę tej serii. Jeżeli ktoś podczas lektury "Drogi do Wyraju" miał jeszcze świadomość z tyłu głowy, że to debiut pisarski, to przy drugim tomie zyskujemy pewność, że autorka została stworzona do pisania (z naciskiem na słowiańską fantastykę!). Polecam gorąco, a sama czekam na ciąg dalszy!
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa.
Czy ktoś się spodziewał, że właśnie w takim kierunku podąży ta opowieść? Kochani, zapnijcie pasy, już nie jesteśmy w Kansas. Skończyły się żarty, zaczęło być poważnie, niebezpiecznie i mrocznie. Uważajcie na siebie, bo tutaj ludzie mogą łatwo zginąć!
Pojawiają się nowi bohaterowie, nowe wątki, wszystko śledziłam z niesłabnącym zainteresowaniem. Jestem pod wrażeniem...
2022-09-17
Gdyby "The Walking Dead" i "Dark" mieli nastoletnie dziecko... może nie do każdego trafi takie porównanie, ale w moim odczucia klimat "Strażnika" jest bardzo podobny do tych dwóch produkcji. Czy to znaczy, że było dobrze? Tak.
W życiu nie wpadłabym na pomysł połączenia postapokalipsy ze słowiańskimi wierzeniami. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak się da, to na bank bym mu nie uwierzyła. Na szczęście Paulina Hendel nie dość, że na to wpadła, to jeszcze to napisała i wypuściła w świat serię jedyną w swoim rodzaju.
Wiem, że Hubert, główny bohater, to marudny lekkoduch, który część czytelników mocno irytował. Chociaż w rzeczywistości na pewno nie zostalibyśmy przyjaciółmi, to w książce od razu go polubiłam i podobało mi się obserwowanie jego poczynań. Podeszłam do jego postaci w taki sposób - kto z nas taki nie był? Kto nie bał się wejść do kuchni, bo mama zaraz zagoni go do roboty? Widać na pierwszy rzut oka, że Hubert ma dobre serce, a wydarzenia, w których uczestniczy zmieniają go.
Powiedzmy sobie szczerze, że pierwszy tom jest trochę... monotonny. Główny bohater nie wie, co ze sobą począć, po prostu sobie żyje w pierwszej wiosce, na którą natrafił i czytelnicy też nie za bardzo wiedzą, do czego to zmierza. Większość książki to (prawie) sielski obrazek życia na wsi, gdzie wszyscy się nawzajem wspierają i piją kawę z żołędzi. Panuje taki spokój i w powietrzu czuć tyle pozytywnych emocji, że aż można zapomnieć o zniszczonym świecie. Według mnie właśnie o to autorce chodziło, aby uśpić naszą czujność, a potem zrzucić w zakończeniu bombę.
Kiedy przeczytałam ostatni rozdział, to poczułam się, jakbym spadła z konia, a ten zaczął do mnie mówić. Co się odwaliło?! Co to ma znaczyć?! Co teraz będzie?! Nie mogłam się powstrzymać i od razu zaczęłam czytać drugi tom.
Ze względu na tę nierówną akcję ma się świadomość, że to dopiero początek dłuższej przygody. Szkoda, że nie było więcej emocjonujących momentów, mam wrażenie, że ze spotkanych już potworów można było wycisnąć więcej. Mimo tego czuję się zachęcona do dalszego czytania i odkrywania tego niezwykłego świata.
Gdyby "The Walking Dead" i "Dark" mieli nastoletnie dziecko... może nie do każdego trafi takie porównanie, ale w moim odczucia klimat "Strażnika" jest bardzo podobny do tych dwóch produkcji. Czy to znaczy, że było dobrze? Tak.
W życiu nie wpadłabym na pomysł połączenia postapokalipsy ze słowiańskimi wierzeniami. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak się da, to na bank bym mu...
2022-09-21
Tak jak "Strażnik" miał mocne zakończenie, tak w "Tropicielu" najbardziej podobał mi się jego początek. Czytałam książkę zaraz po pierwszym tomie, więc silne emocje jeszcze długo się mnie trzymały. Czytelnik obserwuje niesamowity kontrast pomiędzy pewnym siebie Hubertem, który już zna przyszłość, a jego rodziną, która dopiero teraz przeżywa szok związany ze wszystkimi światowymi tragediami. Nie wyobrażam sobie być na miejscu głównego bohatera, który musi całą tę grozę przeżywać jeszcze raz i w dodatku patrzeć na swoim przerażonych bliskich. Uważam, że jego bezsilność i frustracja zostały dobrze oddane.
Dalej powieść toczy się podobnym niespiesznym rytmem, co poprzednia część. Poznajemy nowych bohaterów, jestem bardzo ciekawa Zuzy i tego, w jakim kierunku rozwinie się jej wątek. Polubiłam też dziadka Alberta, mam wrażenie, że każdy z nas zna taką personę jak on, człowieka, który aż się po cichu cieszy na ten nowy koniec świata i powrót do świata chłopskiej mądrości. Podobała mi się relacja Huberta z Ernestem, gdyby nie ten drugi, to główny bohater chyba byłby nie do zniesienia, a tak bardzo dobrze się dopełniają.
Chociaż momentami książka była bardzo bliska do nazwania jej nudną, a przeskoczenie kilku rozdziałów nie zrobiłoby wielkiego zamieszania, to i tak coś sprawiło, że poświęciłam godziny na czytanie i nie czułam się tym zmęczona. Być może chodziło o styl autorki, który po prostu pozwolił mi się spokojnie oderwać od rzeczywistości.
Mam nadzieję, że główny wątek jakoś logicznie się potoczy i pojawi się jeszcze więcej mitologicznych stworzeń. Póki co, "Tropiciel" dostarczył rozrywki pod tym względem i podobało mi się, w jaki sposób zostały demony zobrazowane. Wydaje mi się tylko, że poza oczywistymi wrogami człowieka, jak strzyga, powinno się pojawić również mnóstwo demonów przynoszących ludziom korzyści, gdzie one są? Dawne wierzenia to przecież nie wiedza tajemna, a większość przedstawionych bohaterów mieszka na wsi, czemu w takiej sytuacji nie powrócono do różnych przesądów i obyczajów?
Pytań mam więcej, ale wstrzymam się i po prostu zabiorę za kolejny tom.
Tak jak "Strażnik" miał mocne zakończenie, tak w "Tropicielu" najbardziej podobał mi się jego początek. Czytałam książkę zaraz po pierwszym tomie, więc silne emocje jeszcze długo się mnie trzymały. Czytelnik obserwuje niesamowity kontrast pomiędzy pewnym siebie Hubertem, który już zna przyszłość, a jego rodziną, która dopiero teraz przeżywa szok związany ze wszystkimi...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-02
Zostawiam ocenę niższą od poprzednich dwóch części, bo trochę mnie "Łowca" wymęczył. Kto mniej więcej rozgryzł schemat, na jakim zbudowana jest ta seria, tego w żaden sposób kolejny tom nie zaskoczy. Spokój-wyjście z wioski-atak-powrót do wioski - w pewnym momencie ta powtarzalność stała się dla mnie mocno nużąca.
Wątki, które miały potencjał, żeby stać się czymś ważniejszym niż tylko kolejną przeszkodą do pokonania, za szybko się kończyły i w ogóle nie wybrzmiewały tak jak powinny. Dla przykładu świetnym pomysłem było stworzenie bazy wojskowej, w której ambitna antagonistka zmuszała wojskowych do eksperymentowania na demonach. Kurczę, jak to daje do myślenia! Przyzwyczailiśmy się, że demony słowiańskie należą stricte do prymitywnego myślenia ludzi, którzy nie rozumieli pewnych zjawisk, dlatego tłumaczyli je magicznie, a tutaj wyrosły na współczesności człowiek spotyka nowy gatunek zwierzęcia/jakiejś istoty i ośmiela się go badać i wykorzystać. Wszyscy przedstawieni jak dotąd bohaterowie za bardzo bali się demonów, żeby nawet pomyśleć o takich krokach. I co się dzieje z tym wątkiem? Hubert aka Gary Stu jak zwykle wychodzi zwycięsko z sytuacji, a na następnej stronie już o wszystkim zapomniano. Że nie wspomnę o szczerej rozmowie na temat "resetu", w której bohaterowie, według mnie, kompletnie nie zareagowali tak jak powinni i aż mnie zabolało, że ten wątek został tak olany.
Mimo wszystko po przebrnięciu przez tyle stron czuję już przywiązanie do bohaterów. Wzruszyła mnie scena, w której odnajduje się członek rodziny jednego z nich. Również podoba mi się przedstawienie demonów, szczególnie gdy nie są tylko kolejnym obiektem do zabicia, ale zachowują się nieprzewidywalnie (scena z leszym roztopiła moje serce!).
Dalej widzę dziury w kreacji świata przedstawionego (dopiero pod koniec tego tomu wspomniano, że w opuszczonych domach bohaterowie znajdowali czyjeś kości! wcześniej była mowa wyłącznie o jednych zwłokach, reszta ludzi zwyczajnie wyparowała), które sama muszę wypełniać, a jednocześnie jest coś uspokajającego i relaksującego w obserwowaniu po prostu życia codziennego garści ocalałych. Tyle, zabieram się z nadzieją za kolejny tom.
Zostawiam ocenę niższą od poprzednich dwóch części, bo trochę mnie "Łowca" wymęczył. Kto mniej więcej rozgryzł schemat, na jakim zbudowana jest ta seria, tego w żaden sposób kolejny tom nie zaskoczy. Spokój-wyjście z wioski-atak-powrót do wioski - w pewnym momencie ta powtarzalność stała się dla mnie mocno nużąca.
Wątki, które miały potencjał, żeby stać się czymś...
2021-10-10
Jeżeli ktoś szuka popularnonaukowych pozycji z tematyki wierzeń słowiańskich, to chyba nie ma lepszego wyboru od serii Wydawnictwa Replika "Wierzenia i zwyczaje". Książki współgrają ze sobą estetycznie, są solidnie wydane w twardych oprawach, bogate w ilustracje, a przede wszystkim zawierają rzetelne informacje. Troszkę nie rozumiem wyboru tak dużej czcionki w każdej pozycji, ale chyba z czasem zaczynam się do niej coraz bardziej przyzwyczajać.
Co znajdziemy w "W kręgu upiorów i wilkołaków" Bohdana Baranowskiego? Wiadomości o takich demonach z naszego folkloru jak latawce, zmory, południce, ubożęta, zjawy, tytułowe upiory i wilkołaki oraz wiele innych. Po przeczytaniu każdego rozdziału czułam, że temat został wyczerpany, a w mojej głowie już wszystko się dobrze poukładało i przestaną mi się w końcu mylić pozornie podobne do siebie istoty. Książka w moim odbiorze jest z rodzaju tych, które można czytać leniwie, fragmentami, odkładać na jakiś czas, a potem znowu do niej wracać po kolejną garść ciekawostek. Lektura po prostu nigdy się nie nudzi.
Temat był dla mnie ciekawy, język autora całkowicie zrozumiały, a dzięki klarownemu podziałowi całości pracy można było dowolnie przeskakiwać pomiędzy różnymi rozdziałami wedle potrzeb. Według mnie to pozycja zdecydowanie warta swojej ceny, obowiązkowa w każdej biblioteczce. Autor wymienia tam nazwy wsi, miejscowości czy województw, w których prowadzono badania albo z których pochodzą jakieś historyczne źródła, dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że czytelnik znajdzie wiadomości dotyczące bezpośrednio jego miejsca zamieszkania. A nuż ktoś nagle zrozumie, co miała na myśli jego babcia, kiedy przestrzegała przed zrobieniem czegoś, bo inaczej [tu wstaw nazwę demona] cię dorwie?
Podczas lektury naszła mnie jeszcze taka refleksja - nie sposób sobie wyobrazić, co czuli dawniej ludzie wierzący w świat nadprzyrodzony, jaki lęk im wiecznie towarzyszył. Wyobrażacie sobie dzisiaj pochować kogoś z waszej rodziny głową do ziemi z sierpem na karku, żeby tylko nocą nie wstał i was nie zaatakował? Brrr...
Jeżeli ktoś szuka popularnonaukowych pozycji z tematyki wierzeń słowiańskich, to chyba nie ma lepszego wyboru od serii Wydawnictwa Replika "Wierzenia i zwyczaje". Książki współgrają ze sobą estetycznie, są solidnie wydane w twardych oprawach, bogate w ilustracje, a przede wszystkim zawierają rzetelne informacje. Troszkę nie rozumiem wyboru tak dużej czcionki w każdej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miałam nic nie pisać, tylko zostawić ocenę 10/10 bez żadnego "ale", rzucić piórem i wyjść. Zmieniłam zdanie, aby niezdecydowanym chociaż odrobinkę przybliżyć, z czym mogą się tutaj zmierzyć.
Nie jest lekko i przyjemnie, jest ciężko i bardzo źle. Bohaterowie żyją za długo i zbyt nieszczęśliwie. Śmierć jest względna w świecie wampirów i trzeba się spodziewać niespodziewanego. Markiz de Sade płakał z radości jak to czytał, a obok George R.R. Martin klaskał. Chociaż to tylko literki na papierze, to niektóre są ostre jak (srebrny) sztylet w (martwym) sercu. Paleta barw, głównie czerwonych, tańczy tutaj z kwiecistym, głównie ulicznym, językiem.
Zastanawiacie się, jak komuś wytłumaczyć, czym jest "emotional damage"? Zacznijcie od pierwszej strony i skończcie na ostatniej. NIE PŁAKAŁAM pod koniec, jestem z siebie dumna, ale było blisko. W myślach wyzywałam autora wielokrotnie, ale podobno wszyscy jego fani to robią, a on bardzo się z tego cieszy. Chciałam to szybko skończyć, ale jak już zamknęłam książkę, to potem nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Może jednak popłakać w kącie?
Trzeci tom to jest coś, na co będę czekać najbardziej na świecie. Trzeci tom to jest coś, czego się boję najbardziej na świecie.
Miałam nic nie pisać, tylko zostawić ocenę 10/10 bez żadnego "ale", rzucić piórem i wyjść. Zmieniłam zdanie, aby niezdecydowanym chociaż odrobinkę przybliżyć, z czym mogą się tutaj zmierzyć.
więcej Pokaż mimo toNie jest lekko i przyjemnie, jest ciężko i bardzo źle. Bohaterowie żyją za długo i zbyt nieszczęśliwie. Śmierć jest względna w świecie wampirów i trzeba się spodziewać...