-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2021-08-23
2021-12-16
Okładka z posągiem Świętowita i osadzenie książki w serii Wierzenia i zwyczaje, gdzie większość pozycji dotyczy terenów Polski, zasugerowały mi, że autor skupi się wyłącznie na słowiańszczyźnie. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam - dostaniemy tutaj przeróżne historie z każdego zakątka świata. Są i znane nam i bliskie tradycje, a są i opisane kultury mieszkańców Afryki, obu Ameryk, Azji itd. Wszelką teorię Pełka popiera przykładami i bogatą bibliografią, do której prowadzą przypisy. "Śladami pierwotnych wierzeń" to przede wszystkim lektura dla osób zainteresowanych wszystkimi religiami i mitologiami świata, a nie tylko jedną z nich.
Nie zdziwiłabym się, gdyby osoby wierzące poczuły się tą książką obrażone. Autor w pierwszym rozdziale wobec wszelkiej religijności wypowiada się w sposób lekceważący, dając do zrozumienia, że bycie ateistą równa się bycie mądrzejszym i lepszym. Popiera swoje zdanie cytatami znanych powszechnie socjalistów i komunistów. Niezależnie od naszych poglądów, taka stronniczość nie powinna się pojawić w pracy naukowej lub popularnonaukowej. Ciężko stwierdzić, na ile jest to jego osobiste zdanie, a na ile pisanie pod cenzurę, bo pierwsze wydanie wyszło w epoce PRL. Początek książki jest mocno tym przesiąknięty, Pełka dużo opowiada o współczesności, aż zaczęłam sobie myśleć "hola, to nie o tym miało być". Kolejne rozdziały jednak mają już inny wydźwięk, może co jakiś czas tylko pojawia się wtrącenie wartościujące jakieś zachowanie. Dla mnie wygląda to wszystko jak coś wklejonego już po napisaniu całości.
Oceniam całość jako bardzo dobrą i ciekawą lekturę. Można to czytać bez przerwy, jest tak wciągające. Większość z nas ma jako takie pojęcie o mitologii greckiej, nordyckiej i słowiańskiej, a dzięki tej książce możemy się czegoś dowiedzieć o krajach, których nie znaliśmy dotąd nawet z nazwy. Propaganda odcisnęła na książce swoje piętno, ale jeśli komuś to przeszkadza, to warto po prostu pominąć kłopotliwy rozdział i cieszyć się resztą lektury. Także polecam!
Okładka z posągiem Świętowita i osadzenie książki w serii Wierzenia i zwyczaje, gdzie większość pozycji dotyczy terenów Polski, zasugerowały mi, że autor skupi się wyłącznie na słowiańszczyźnie. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam - dostaniemy tutaj przeróżne historie z każdego zakątka świata. Są i znane nam i bliskie tradycje, a są i opisane kultury mieszkańców Afryki, obu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-27
"Widziała, że Słowianie mają zmęczone twarze, spracowane dłonie, czuła niekoniecznie przyjemny zapach patroszonych ryb, garbowanych skór. To sprawiło, że uczucie bajkowości tego świata ulotniło się. To nie była Narnia, Baśniobór czy Hogwart. To był prawdziwy świat sprzed kilku, czy raczej kilkunastu stuleci. Świat, w którym ludzie żyli, pracowali, jedli, pocili się i bez wątpienia umierali.
A jednak w tym świecie istniała magia".
Jeszcze kilka miesięcy i będę miała trzydziestkę na karku, nie dziwota, że do książki kierowanej do młodych czytelników podchodziłam z obawami. Nie wiem, jak Łukasz Radecki to zrobił, ale pomimo wieku bawiłam się wybornie. Podobała mi się dzisiaj i spodobałaby się pewnie w czasach gimnazjum czy liceum.
Weronika, Zbyszek i Kacper są rodzeństwem, które przeniosło się do świata Słowian, ale takiego, w którym wszystkie mitologiczno-fantastyczne istoty żyją naprawdę. Bohaterowie zostają od razu rozdzieleni, każde z nich znajduje się w innym miejscu, każde na swój własny sposób stara się odnaleźć w sytuacji. Komórki przestają działać, drobniaki wysypujące się z kieszeni w niczym tu nie pomogą, a tutejsza ludność też jest jakaś dziwna, nie wiedzą nawet, że trzeba myć zęby...
Dużo rzeczy podobało mi się w tej powieści i jeśli ktoś spytałby mnie na ulicy o dobrą młodzieżówkę, to podsunęłabym "Plemiona" bez zastanowienia. Dzieciaki mają świetnie rozbudowane charaktery, wiarygodnie przeżywają to, co się z nimi dzieje. Jeden z chłopców jest adoptowany i to cudowne, że taka postać pojawiła się na kartach książki. Świat przedstawiony jest również odarty z cukierkowatości, można tu przeżyć chwile grozy. Wielokrotnie czułam, że ja postąpiłabym tak samo, jak któryś z bohaterów.
"Poradziłabym sobie lepiej, gdyby to była mitologia grecka", "chyba dostaję wysypki od tej szorstkiej koszuli", "w grach demony trzeba pokonać, żeby je odesłać do piekła" - mniej więcej takie zdania sprawiały, że moje serce podczas lektury rosło. Myślę, że wielu z czytelników ma szansę odnaleźć w tej książce trochę siebie. Polecam miłośnikom fantastyki.
"Widziała, że Słowianie mają zmęczone twarze, spracowane dłonie, czuła niekoniecznie przyjemny zapach patroszonych ryb, garbowanych skór. To sprawiło, że uczucie bajkowości tego świata ulotniło się. To nie była Narnia, Baśniobór czy Hogwart. To był prawdziwy świat sprzed kilku, czy raczej kilkunastu stuleci. Świat, w którym ludzie żyli, pracowali, jedli, pocili się i bez...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-19
"U stóp słowiańskiego parnasu" przeczytałam zaraz po "Śladami pierwotnych wierzeń" tego samego autora. Kilka rzeczy znalazłam powtórzonych, ale generalnie tematyka jest inna. W tej drugiej pozycji autor opowiada o religiach całego świata, a "U stóp..." skupia się już wyłącznie na słowiańszczyźnie. O samych bogach nie ma za dużo informacji, bo też ciężko czerpać z nieistniejących źródeł. Podobały mi się za to rozdziały dotyczące kultury i obyczajów Słowian, mogłam sobie chociaż w małym stopniu wyobrazić, jak wyglądało ich życie. Na szczęście nie ma już takiej politycznej wymowy ta książka, w "Śladach..." początek był mocno przesycony propagandą, tutaj tylko na końcu pojawia się wspomnienie marksizmu. Obie pozycje były pisane w czasach PRL, co może poniekąd tłumaczyć autora.
Nie posiadam na tyle wiedzy, żeby oceniać wartość merytoryczną "U stóp...", kilka rzeczy jednak było dla mnie nowych, a przynajmniej innych niż te, o których dotąd słyszałam, zwróciłam na nie uwagę. Np. fakt, że kobiety nie były traktowane jak ludzie, póki nie urodziły syna i mogły być bezkarnie zabite przez męża albo liczne zniekształcenia obecnie popularnych nazw, których Pełka używa swobodnie, a dla mnie brzmiały egzotycznie (leszyj, Swantewid, Prowe).
Język jest momentami dosyć ciężki i przez to czyta się wolniej. "Czynnik manistyczny bardzo silnie występował w wierzeniach słowiańskich, przy czym występował on w ścisłym związku z czynnikiem animistycznym" znaczy tyle, co powiedzenie, że Słowianie wierzyli, że zwierzęta posiadają duszę. Można coś przedstawić prosto, a można to w naukowy sposób zagmatwać. Nie trzeba się jednak zrażać, nie ma takich fragmentów dużo.
Książka jest wznowieniem, jak cała seria o wierzeniach wydawnictwa Replika. Wszelkie mapy i inne ilustracje zostały umieszczone bezpośrednio z oryginału, tak zgaduję biorąc pod uwagę ich jakość. Niestety niektórych nie da nawet rozczytać, tak bardzo są rozmazane, to minus.
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat Słowian i ich krain, dlatego zainteresowanym tematem polecam.
"U stóp słowiańskiego parnasu" przeczytałam zaraz po "Śladami pierwotnych wierzeń" tego samego autora. Kilka rzeczy znalazłam powtórzonych, ale generalnie tematyka jest inna. W tej drugiej pozycji autor opowiada o religiach całego świata, a "U stóp..." skupia się już wyłącznie na słowiańszczyźnie. O samych bogach nie ma za dużo informacji, bo też ciężko czerpać z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-22
Przysługa za przysługę, jak to mówią, takim sposobem wąpierz Elgan wplątuje się w coraz większe kłopoty. Tego trzeba pilnować, tę odprowadzić, a tamtym jeszcze pomóc – no nie ma lekko. Nie dajcie się długo namawiać, tylko wędrujcie z nami, im więcej rąk do pracy, tym lepiej!
Przed lekturą trochę się obawiałam, w jaki sposób mitologia słowiańska będzie tutaj przedstawiona, np. czy to nie będzie za trudne do przyswojenia dla kogoś, kto kojarzy wyłącznie najpopularniejsze terminy. Bałam się niepotrzebnie, bo wszystkie nadprzyrodzone elementy są wplecione w historię bardzo naturalnie, klarownie wytłumaczone (ale bez łopatologii!), budują magiczny klimat i dostarczają rozrywki.
Jest to powieść drogi, jak sam tytuł wskazuje. Bohaterowie wędrują od jednego miejsca do drugiego, a każdy przystanek to spotkanie z nowymi ludźmi oraz potworami, czyli za każdym razem czeka nas nowa przygoda. Było kilka momentów, w których przejścia pomiędzy scenami wydawały mi się za krótkie, jakby gdzieś zniknął cały akapit wyjaśniający, że już minęło tyle a tyle czasu. To chyba jedyny minus, który zauważyłam, bo wybijał mnie z lektury.
Widziałam kilka opinii, w których czytelnicy skarżyli się na Doradę. Mnie wyjątkowo ta postać nie irytowała. Uważam, że swoją porywczością dobrze równoważyła statecznego i rozsądnego wąpierza Elgana. W końcu na relacji tej dwójki (i małego demona-śmierdziucha, ale ten jest bardziej „maskotką”, a nie pełnoprawnym kompanem) osadzony jest cały komizm. Bez szamanki wędrówka Elgana byłaby raczej nudna.
To była taka powieść, która wybijała się pomiędzy innymi historiami. Rozpychała się łokciami w mojej wyobraźni krzycząc „czytaj mnie! Zostaw inne książki!”. Autorka zgrabnie operuje słowem, jest elokwentna, taką narrację czyta się z radością, a i fabuła była wciągająca. Dobrze spędziłam czas i czekam na więcej. Polecam fanom fantastyki, czytelnikom, którzy mają ochotę uśmiechnąć się i zrelaksować w bezpiecznym magicznym świecie przy doborowym towarzystwie przyjaciela z długimi kłami.
Przysługa za przysługę, jak to mówią, takim sposobem wąpierz Elgan wplątuje się w coraz większe kłopoty. Tego trzeba pilnować, tę odprowadzić, a tamtym jeszcze pomóc – no nie ma lekko. Nie dajcie się długo namawiać, tylko wędrujcie z nami, im więcej rąk do pracy, tym lepiej!
Przed lekturą trochę się obawiałam, w jaki sposób mitologia słowiańska będzie tutaj przedstawiona,...
2021-09-08
"Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga –
Chodź opowiem ci bajeczkę,"
Dalej się boję.
"Bajka będzie długa".
Otwarcie tej książki jest pierwszym krokiem w stronę Lasu. Teraz, kiedy wiem, co się w nim znajduje, nie wiem, czy zrobiłabym to ponownie, czy wykonałabym ten ruch. Już rozumiem, że określenie "głupia dziewczyna" wypowiadane co jakiś czas przez leśne stwory było skierowane też do mnie. Bo weszłam do Lasu nieprzygotowana, lekceważąca i zarozumiała. To tylko kilka drzew i zwierzątka. W końcu co mi może zrobić książka? I co mi zrobi Las?
"Była sobie Baba Jaga,"
Przyzwyczailiśmy się do bezpieczeństwa, ufności i naiwności. Chcemy wszystko rozumieć, bo przecież wszystko można rozebrać na drobne i zbadać pod mikroskopem. Tylko takie myślenie w Lesie fiknie koziołka, tutaj się wierzy i czuje. Kiedy ktoś z przestrachem cię popycha mówiąc "nie stój w progu, to przynosi pecha" nie powinno się pytać "dlaczego?".
"Miała chatkę z masła,"
"Czerwona baśń" jest pięknie napisaną mroczną historią, w której idealnie splatają się znane każdemu wątki z opowieści o Jasiu i Małgosi, Czerwonym Kapturku oraz wierzeń ludowych. Im dalej się w nią zapuszczamy, tym ciemniej się robi, groźniej i brutalniej. Opowieść wciąga czytelnika i odmienia, uczy szacunku. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że autorka ścisnęła moje serce w dłoni i już nie wypuści. Ciarki przechodziły mi po całym ciele, było mi zimno, choć czytałam latem, i tyle razy chciało mi się płakać z bezsilności. Jak dobrze, że towarzyszyła mi Gretel, bo sama nie wiem, czy dałabym radę.
"A w tej chatce same dziwy…"
Pomyśleliście pewnie sobie, że zamknięcie książki wyprowadzi was z Lasu. Dalej uważacie, że nic się wam nie stanie i wszystko skończy się dobrze, prawda? W końcu co wam zrobi kilka literek na papierze, przecież nie odgryzie palców... Proszę bardzo, udowodnijcie mi, że macie rację i znajdźcie tę niepozorną z wyglądu książeczkę. Ot, tylko 150 stron. Popatrzę na was z gałęzi z wysoka i razem z Leszym krzykniemy "Hahahaha!".
"Cyt! iskierka zgasła…"
"Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga –
Chodź opowiem ci bajeczkę,"
Dalej się boję.
"Bajka będzie długa".
Otwarcie tej książki jest pierwszym krokiem w stronę Lasu. Teraz, kiedy wiem, co się w nim znajduje, nie wiem, czy zrobiłabym to ponownie, czy wykonałabym ten ruch. Już rozumiem, że określenie "głupia dziewczyna" wypowiadane co jakiś czas przez leśne stwory...
2021-10-10
Jeżeli ktoś szuka popularnonaukowych pozycji z tematyki wierzeń słowiańskich, to chyba nie ma lepszego wyboru od serii Wydawnictwa Replika "Wierzenia i zwyczaje". Książki współgrają ze sobą estetycznie, są solidnie wydane w twardych oprawach, bogate w ilustracje, a przede wszystkim zawierają rzetelne informacje. Troszkę nie rozumiem wyboru tak dużej czcionki w każdej pozycji, ale chyba z czasem zaczynam się do niej coraz bardziej przyzwyczajać.
Co znajdziemy w "W kręgu upiorów i wilkołaków" Bohdana Baranowskiego? Wiadomości o takich demonach z naszego folkloru jak latawce, zmory, południce, ubożęta, zjawy, tytułowe upiory i wilkołaki oraz wiele innych. Po przeczytaniu każdego rozdziału czułam, że temat został wyczerpany, a w mojej głowie już wszystko się dobrze poukładało i przestaną mi się w końcu mylić pozornie podobne do siebie istoty. Książka w moim odbiorze jest z rodzaju tych, które można czytać leniwie, fragmentami, odkładać na jakiś czas, a potem znowu do niej wracać po kolejną garść ciekawostek. Lektura po prostu nigdy się nie nudzi.
Temat był dla mnie ciekawy, język autora całkowicie zrozumiały, a dzięki klarownemu podziałowi całości pracy można było dowolnie przeskakiwać pomiędzy różnymi rozdziałami wedle potrzeb. Według mnie to pozycja zdecydowanie warta swojej ceny, obowiązkowa w każdej biblioteczce. Autor wymienia tam nazwy wsi, miejscowości czy województw, w których prowadzono badania albo z których pochodzą jakieś historyczne źródła, dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że czytelnik znajdzie wiadomości dotyczące bezpośrednio jego miejsca zamieszkania. A nuż ktoś nagle zrozumie, co miała na myśli jego babcia, kiedy przestrzegała przed zrobieniem czegoś, bo inaczej [tu wstaw nazwę demona] cię dorwie?
Podczas lektury naszła mnie jeszcze taka refleksja - nie sposób sobie wyobrazić, co czuli dawniej ludzie wierzący w świat nadprzyrodzony, jaki lęk im wiecznie towarzyszył. Wyobrażacie sobie dzisiaj pochować kogoś z waszej rodziny głową do ziemi z sierpem na karku, żeby tylko nocą nie wstał i was nie zaatakował? Brrr...
Jeżeli ktoś szuka popularnonaukowych pozycji z tematyki wierzeń słowiańskich, to chyba nie ma lepszego wyboru od serii Wydawnictwa Replika "Wierzenia i zwyczaje". Książki współgrają ze sobą estetycznie, są solidnie wydane w twardych oprawach, bogate w ilustracje, a przede wszystkim zawierają rzetelne informacje. Troszkę nie rozumiem wyboru tak dużej czcionki w każdej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-31
Dzisiaj każdy z nas wchodzi do sklepu i ciężko mu skupić wzrok w jednym miejscu, bo kolorowe etykiety bombardują nas z każdej półki. Mamy wszystkiego pod dostatkiem i wydaje nam się, że opakowania nic nie znaczą, nie poświęcamy im zbytniej uwagi. W końcu przyniesiemy towar do domu, zdzieramy folię lub kartonik i wyrzucamy to do kosza (może jeszcze przez chwilę zastanowimy się do którego, żeby odpowiednio segregować śmieci). Ale czym byłby towar bez tego elementu, który utrzymuje go w formie? Przecież często to wygląd, zakodowane w podświadomości logo, pierwsze wrażenie jest decydujące przy zakupie. A wyobrażacie wybierać wśród artykułów, gdzie każdy jest owinięty tylko szarym papierem? Kupować tabletki na sztuki i uważać potem w domu, żeby się nie pomieszały, nie rozsypały, nie starły? Jak zanieść olej do domu nie mając żadnej butelki pod ręką? Katarzyna Jasiołek zaprasza na wycieczkę do PRL-u.
Książka jest piękna wizualnie. Ma rozmiar trochę większy od standardowego, jest ciężka, cały układ dobrze przemyślany. Wielość wyraźnych kolorowych ilustracji potrafi przenieść czytelnika w czasie do innej epoki. Lektura na pewno pozwoli nam lepiej zrozumieć PRL i dlaczego towary wyglądały tak a nie inaczej. Dowiemy się m.in. na czym polega różnica opakowywania towarów w gospodarce socjalistycznej a kapitalistycznej czy jak działały punkty skupu. Widać, że do stworzenia tej pozycji został wykonany porządny research. Podobało mi się rozdzielenie przypisów - te tłumaczące jakieś hasła znajdowały się na dole bieżącej strony, a te odsyłające do źródeł były umiejscowione na końcu książki. Tekst jest dzięki temu przejrzysty i zrozumiały nawet dla osób, które stykają się z PRL-em po raz pierwszy.
Nie ukrywam, że to pozycja nie dla każdego. U starszych czytelników na pewno ożyją wspomnienia, kiedy zobaczą stronę z ilustracją papierka po ulubionym cukierku. Porusza się tutaj specjalistyczne tematy z dziedzin historii, gospodarki i sztuki, dlatego polecam ją głównie fanom epoki albo sztuki użytkowej.
Dzisiaj każdy z nas wchodzi do sklepu i ciężko mu skupić wzrok w jednym miejscu, bo kolorowe etykiety bombardują nas z każdej półki. Mamy wszystkiego pod dostatkiem i wydaje nam się, że opakowania nic nie znaczą, nie poświęcamy im zbytniej uwagi. W końcu przyniesiemy towar do domu, zdzieramy folię lub kartonik i wyrzucamy to do kosza (może jeszcze przez chwilę zastanowimy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-26
2021-12-30
Wiedziałam już wcześniej, że "Sezon burz" był napisany po latach i trochę odstaje od sagi o wiedźminie, zarówno jeśli chodzi o główny wątek jak i warsztat pisarski. Dlatego nie sięgnęłam po niego zaraz po zakończeniu "Pani Jeziora", tylko odczekałam dość dużą ilość czasu. Aktualnie Wiesiek jest na topie, więc pomyślałam, czemu by do niego nie wrócić. W sumie mogłam tego nie robić...
Saga była jedyna w swoim rodzaju. To nie była prosta historia, która prowadzi czytelnika za rękę. Każdy, kto się dziełem Sapkowskiego zachwycił i miał na tyle talentu i kreatywności, by coś do niego dołożyć, mógł to zrobić, bo tak zbudowany świat dawał ku temu ogromne pole do popisu. Stąd m.in. świetne gry polskiej produkcji. Kiedy czytałam "Sezon burz" miałam nieustanne wrażenie, że napisał tę książkę fan Sapka, oddany wieloletni fan, tylko zrobił to... nieudolnie.
Styl jest momentami strasznie przekombinowany, przypomina to bełkot. Miałam wrażenie, że bohaterowie kręcili się w kółko i w efekcie nic z tego nie wynikało. Historia, która mogłaby zgrabnie wypaść w krótkim opowiadaniu, została rozwleczona do granic możliwości. Geralt zachowuje się głupio, magowie nic tylko wodzą go za nos. Jaskier zachowuje się głupio, tylko jedno mu w głowie, a przecież to była bardziej rozbudowana postać. A ten długi rozdział o tarzaniu się w pościeli wiedźmina z czarodziejką? Powiem tylko jedno - litości.
Ta książka była średnią przyjemnością. Z jednej strony to wiedźmin, lubię go, mam ochotę dowiadywać się o nim więcej, ale z drugiej strony to było takie niemądre i nużące. Według mnie ta książka nie była potrzebna na rynku. Może gdyby faktycznie napisał ją jakiś fan, to wszystko miałoby swoje uzasadnienie, ale wydanie pod nazwiskiem autora tylko go skompromitowało. Rozumiem, że innym fanom mogła się spodobać, wystarczy przymknąć oczy na niedociągnięcia i cieszyć samym faktem przebywania w tym uniwersum. Szkoda, że ja tak nie umiałam zrobić. Odkładam na półkę i raczej do niej nie wrócę.
Wiedziałam już wcześniej, że "Sezon burz" był napisany po latach i trochę odstaje od sagi o wiedźminie, zarówno jeśli chodzi o główny wątek jak i warsztat pisarski. Dlatego nie sięgnęłam po niego zaraz po zakończeniu "Pani Jeziora", tylko odczekałam dość dużą ilość czasu. Aktualnie Wiesiek jest na topie, więc pomyślałam, czemu by do niego nie wrócić. W sumie mogłam tego nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-30
Po pierwszym tomie pt. "Gołąb i wąż" nie spodziewałam się wiele, a dostałam całkiem przyjemne young adult fantasy z fascynującym systemem magicznym. Przypominam, że tutaj magia jest jakby kolejnym żywiołem, którego się słucha, trzeba nauczyć się nad nim panować, a korzystanie z niego wymaga poświęceń. Miałam duże oczekiwania wobec kontynuacji, dlatego tom drugi kupiłam bez wahania. Niestety tutaj mechanizm zadziałał zupełnie odwrotnie.
Czytałam stronę po stronie i czułam się przy tym, jakbym wchodziła w coraz głębsze błoto. Bohaterowie uciekają, podróżują, ale jest to strasznie monotonne i co jakiś czas miałam wrażenie deja vu (czy ja o czymś podobnym nie czytałam kilkadziesiąt stron wcześniej?). Pomiędzy rozdziałami zaczęłam sobie robić przerwy i przeglądałam recenzje innych czytelników. Znalazłam opinie, w których była mowa o nudnym początku, ale obiecywały one też pełne wariacji zakończenie, dlatego wytrwale brnęłam dalej.... I dalej...
Wszelkie sceny romantyczne były dla mnie żenujące. Uczucia bohaterów były sztuczne. Były momenty, w których wszyscy zachowywali się dziecinnie i totalnie nieadekwatnie do swojej sytuacji. Magia, którą wcześniej podałam jako największą zaletę, tutaj stała się najbardziej irytującym z elementów. Postacie nie mogły z niej korzystać jednocześnie prawie nie zabijając się przy tym albo nie robiąc ogromnej dramy dookoła. W takim razie jaki w tym sens?
Minął u mnie ponad rok pomiędzy czytaniem jednej części a drugiej. Może gdybym zrobiła to ciągiem, to byłabym bardziej zadowolona? Nie wiem. Bohaterowie mieszali mi się ze sobą, większość zachowywała się tak samo. Do nikogo nie umiałam się przywiązać i z czasem po prostu coraz bardziej obojętniałam na to, co się działo. Uczucie głównej pary, na które zresztą wiele osób narzekało w "Gołębiu...", tutaj dopiero we mnie uderzyło swoją naiwnością.
Widziałam, że głosy są podzielone, starałam się dojrzeć w tej książce coś dobrego, ale bezskutecznie. Fabuła mogła pójść w zupełnie innych, ciekawszym kierunku. Zdecydowanie nie mam ochoty na kontynuację.
Po pierwszym tomie pt. "Gołąb i wąż" nie spodziewałam się wiele, a dostałam całkiem przyjemne young adult fantasy z fascynującym systemem magicznym. Przypominam, że tutaj magia jest jakby kolejnym żywiołem, którego się słucha, trzeba nauczyć się nad nim panować, a korzystanie z niego wymaga poświęceń. Miałam duże oczekiwania wobec kontynuacji, dlatego tom drugi kupiłam bez...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-25
Artykuły warte uwagi:
- polska hodowla krów szkockich,
- suknia Pawie Oko,
- rezerwat goryli w Kongo,
- wypadki na planach filmowych,
- fałszerstwa w sztuce,
- nowe fakty na temat Roswell,
- relikwie,
- o obrączkach,
- historia komórek Henrietty Lacks.
Artykuły warte uwagi:
- polska hodowla krów szkockich,
- suknia Pawie Oko,
- rezerwat goryli w Kongo,
- wypadki na planach filmowych,
- fałszerstwa w sztuce,
- nowe fakty na temat Roswell,
- relikwie,
- o obrączkach,
- historia komórek Henrietty Lacks.
2021-12-22
Podobał mi się ten tom i chociaż z mitem zapoznałam się już w kilku innych wersjach, to i tak czytałam z zaciekawieniem. Wszystko jest rozpisane wiarygodnie, postacie są jak żywe, uważam, że autorka świetnie sobie poradziła. Podobały mi się przypisy, w których tłumaczyła się z podjętych decyzji.
Szkoda, że dodatek naukowy po głównym tekście nie odnosił się do niego w żaden sposób, to były tylko ogólne informacje na temat wikingów. Niemniej dowiedziałam się paru nowych rzeczy, np. o istnieniu bagiennych mumii.
Z tekstem korespondują piękne ilustracje. Pozycja zdecydowanie warta zakupu, już zacieram ręce na resztę serii.
Podobał mi się ten tom i chociaż z mitem zapoznałam się już w kilku innych wersjach, to i tak czytałam z zaciekawieniem. Wszystko jest rozpisane wiarygodnie, postacie są jak żywe, uważam, że autorka świetnie sobie poradziła. Podobały mi się przypisy, w których tłumaczyła się z podjętych decyzji.
Szkoda, że dodatek naukowy po głównym tekście nie odnosił się do niego w żaden...
2021-12-21
"Cowboy Bebop" to niesamowity tytuł, która łączy w sobie wiele pozornie kompletnie niepasujących do siebie elementów. Oto lądujemy w postapokaliptycznym świecie przyszłości, w którym ludzkość opanowała (i zaśmieciła) chyba wszystkie planety kosmosu. Jednocześnie całość ma silny klimat lat '80, kowboje walczą z gangsterami, a po wytrąceniu pistoletu z ręki wszyscy zaczynają bić się w stylu kung fu. Ten miszmasz dopełnia jazzowa muzyka i to chyba najważniejszy element "Cowboya...". Motyw przewodni wchodzi do głowy jak nóż w masło, wystarczy, że spojrzę na logo serii na okładce i już słyszę słowa piosenki "3, 2, 1 let's jam". To jeden z tych seriali, gdzie nie pomija się czołówki!
No właśnie, bo "Cowboy Bebop" to przede wszystkim kultowe anime lat '90, a aktualnie również serial aktorski emitowany na Netfliksie. Obie wersje są dostępne w serwisie, zachęcam do obejrzenia. Nowa produkcja bardzo mi się podobała, choć widziałam, że wielu fanów kręciło na nią nosem. Uważam, że aktorzy świetnie się odnaleźli w swoich rolach, a twórcy bardzo dobrze dostosowali fabułę do trochę innej formy i "poczuli ten rytm". Tak samo zresztą jak Sean Cummings, autor książki z tego nietuzinkowego uniwersum.
"Requiem dla Czerwonej Planety" to pozycja dla fanów i to im przede wszystkim polecam powieść. Spike jest postacią bardzo skrytą, często kiedy ma powiedzieć coś o sobie, odwraca kota ogonem. Wiemy od początku, że łączyła go jakaś przeszłość z Viciousem (to główny złol dla niewtajemniczonych!), ale co dokładnie między nimi zaszło? Tu z pomocą przychodzi książka i bardzo się cieszę, że takowa powstała. Wypełniła lukę w całej tej opowieści i pozwoliła mi lepiej zrozumieć skomplikowaną osobowość Viciousa.
Wbrew serialowej okładce, nie zobaczymy tutaj innych z załogi Bebopa, więc nie ma się co na to nastawiać. Fabuła jest prosta, rozwiązania zagadki domyśliłam się dosyć szybko, ale i tak książka dostarcza rozrywki. Jest lanie się po gębach, trochę przekleństw i "męskiej" gadki, jest jazz, czyli wszystko, co kosmiczne syntetyczne tygryski lubią najbardziej.
"Cowboy Bebop" to niesamowity tytuł, która łączy w sobie wiele pozornie kompletnie niepasujących do siebie elementów. Oto lądujemy w postapokaliptycznym świecie przyszłości, w którym ludzkość opanowała (i zaśmieciła) chyba wszystkie planety kosmosu. Jednocześnie całość ma silny klimat lat '80, kowboje walczą z gangsterami, a po wytrąceniu pistoletu z ręki wszyscy zaczynają...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-18
2021-12-18
2021-12-17
Książka jest pięknie wykonana i zdecydowanie warta swojej ceny. Jest duża, solidna, ciężka, bardzo estetyczna. Ma mnóstwo stron z pytaniami i różnymi grafikami do uzupełnienia. We wstępie można przeczytać, żeby traktować ją bez presji, część zadań, jeśli sprawiają kłopot, można pominąć. Kupiłam ją dla taty, który już jest w podeszłym wieku, a uwielbia o sobie opowiadać, żeby mógł spokojnie zostawić po sobie pamiątkę dla wnuków. Mam nadzieję, że prezent się spodoba i po latach będzie można do książki powrócić.
Książka jest pięknie wykonana i zdecydowanie warta swojej ceny. Jest duża, solidna, ciężka, bardzo estetyczna. Ma mnóstwo stron z pytaniami i różnymi grafikami do uzupełnienia. We wstępie można przeczytać, żeby traktować ją bez presji, część zadań, jeśli sprawiają kłopot, można pominąć. Kupiłam ją dla taty, który już jest w podeszłym wieku, a uwielbia o sobie opowiadać,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-17
Jakoś wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że postać Dedala wiąże się z kilkoma popularnymi greckimi mitami. W komiksie zobaczymy więc nie tylko lot i fatalny upadek Ikara, ale też zrodzenie Minotaura, stworzenie labiryntu na Krecie i pomoc Ariadnie w ucieczce z niego. Przy okazji scen z Pazyfae, która autentycznie pokochała byka i miała ochotę na spółkowanie z nim, zaczęłam się zastanawiać, kto postanowił uczyć mitologii greckiej w szkole podstawowej... Przecież nawet dorosły może się nabawić traumy!
Wizualnie ten komiks to uczta dla oczu. Jest bardzo kolorowy, idealnie oddaje ciepły grecki klimat, barwy są nasycone. Każdy z mężczyzn jest przystojny, a kobiety piękne i hojnie obdarzone w typowo amerykański sposób. Fabuła toczy się w równym tempie, wszystko jest zrozumiałe na tyle, na ile pozwalają na to same mity. Dobrze i szybko się to czytało.
Główna historia kończy się w momencie upadku Ikara do morza, potem zaczyna się krótki dodatek. Na plus zasługuje umieszczenie kilku ilustracji przedstawiających omawiane mity w tradycyjnym malarstwie. Trochę zawiodłam się na posłowiu Luca Ferry'ego. Jest on francuskim profesorem i, według opisu na okładce, miał przedstawić "szczegółową analizę aspektu filozoficznego" oraz znaczenie kulturowe. Niestety ograniczył się wyłącznie do streszczenia i to nawet podwójnego, bo raz opowiada o wszystkim własnymi słowami, a potem robi to jeszcze raz cytując starożytne źródła. Come on, skoro czytelnik dotarł do tego miejsca, tzn. że przeczytał komiks i wie, o co chodzi, tak...?
Ogólnie komiks mi się podobał, miło było przypomnieć sobie tę kultową historię po latach i to w takiej formie. Trochę szkoda, że nie było obiecanej analizy, na którą szczególnie się nastawiłam. Polecam mimo wszystko, mam teraz ochotę na kolejne tytuły z serii!
Jakoś wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że postać Dedala wiąże się z kilkoma popularnymi greckimi mitami. W komiksie zobaczymy więc nie tylko lot i fatalny upadek Ikara, ale też zrodzenie Minotaura, stworzenie labiryntu na Krecie i pomoc Ariadnie w ucieczce z niego. Przy okazji scen z Pazyfae, która autentycznie pokochała byka i miała ochotę na spółkowanie z nim,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-13
Trzecia część serii trzyma ten sam wysoki poziom, co części poprzednie. Historia jest wciągająca, pochłania czytelnika, a strony przewracają się jak szalone. Czuć w narracji dużo ciepła i empatii. Świat przedstawiony jest realistyczny i pełen emocji, sceneria kolorowa, a ciągłe wizyty w kuchni bohaterów sprawiają, że czytelnikowi aż ślinka cieknie. Każda postać jest inna i na swój sposób wyjątkowa. W "W cieniu wierzb" poznajemy jeszcze lepiej przeszłość Ewy, a także mamy możliwość zrozumienia Małgorzaty. Nie sądziłam, że jest jakaś siła na świecie, która sprawi, że polubię tę egoistyczną jędzę (przepraszam za określenie), ale pod koniec książki faktycznie trochę cieplej o niej myślałam.
Ta powieść to idealne zakończenie serii, bo wszystkie wątki się wyjaśniły. Jednak cały czas mam wrażenie, że te wszystkie postacie żyją dalej gdzieś na Żuławach i opisywana karczma jest autentycznym miejscem. Niemniej smutno się rozstawać zarówno z wykreowanym literackim światem, jak i z twórczością autorki. Jeżeli ktoś szuka przyjemnej w odbiorze i dającej nadzieję na lepsze jutro powieści obyczajowej, to powinien koniecznie sprawdzić tą trylogię. Bohaterów jest dużo i to w różnym wieku, więc każdy znajdzie wśród nich takiego, z którym byłby w stanie się zaprzyjaźnić.
Jako dowód mogę pokazać, że również mój ojciec zakochał się w tej historii, a różnica wieku między nami to jakieś 40 lat. Poniżej zamieszczam autentyczną rozmowę telefoniczną parę dni przed otrzymaniem książki. Telefon zadzwonił wcześnie rano, tuż przed rozpoczęciem mojej pracy. To było niespodziewane, odebrałam.
Ja: Halo?
Tata: No halo, córcia. Jesteś w domu czy w pracy?
Ja: Zaraz zaczynam pracę, co się dzieje?
Tata: Aha, bo ja skończyłem właśnie drugą część o tych Żuławach i musisz mi przywieźć następną.
Ja: Ok... ale ja jeszcze nie dostałam następnej.
Tata: Łooo... jak dostaniesz, to mi podrzuć, bo ta pani tak dobrze pisze i-
Ja: Muszę kończyć, pa.
Tata: Pa, pamiętaj o książce!
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa, tata przesyła pozdrowienia.
Trzecia część serii trzyma ten sam wysoki poziom, co części poprzednie. Historia jest wciągająca, pochłania czytelnika, a strony przewracają się jak szalone. Czuć w narracji dużo ciepła i empatii. Świat przedstawiony jest realistyczny i pełen emocji, sceneria kolorowa, a ciągłe wizyty w kuchni bohaterów sprawiają, że czytelnikowi aż ślinka cieknie. Każda postać jest inna i...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Gdybym miała twoją twarz" to przeplatające się historie kilku Koreanek, które żyją współcześnie w świecie, w którym jeśli nie jesteś piękny, to jesteś nikim. Marnie udają szczęście trwając w szponach kompleksów. Odkładają każdy grosz na kolejną operację plastyczną albo ekskluzywną odzież, byle tylko wybić się ze swojego obecnego statusu. Czy w takich okolicznościach możliwe jest jeszcze odczuwanie prawdziwych pozytywnych emocji albo nawiązywanie szczerych przyjaźni? Musicie przeczytać, żeby się przekonać.
Ta powieść była dla mnie przygnębiająca i przerażająca. Każdą z kobiet wyobrażałam sobie jak piękną porcelanową laleczkę, która gnije od środka. Idealne rysy twarzy i drobna szczęka w kształcie litery V już zawsze będą mi się kojarzyć z wyrzeczeniami, pokruszonymi kośćmi i wielomiesięczną rehabilitacją. Nie jestem w stanie ocenić, na ile realistycznie autorka podeszła do tematu operacji, ale obawiam się, że ten koszmar może być prawdziwy. Deformacja czy upiększanie, aż ciężko się zdecydować, jak lepiej to opisać...
Bohaterek było kilka, ale ich imiona i historie różniły się od siebie na tyle, że nie myliły mi się. Miałam ochotę każdą z nich złapać za ramiona, potrząsnąć i wbić do głowy, że jest piękna bez względu na wszystko. Gdyby to było takie proste... Tkwią w spirali nienawiści do samych siebie. Chcą wyglądać lepiej, żeby więcej osiągnąć, po operacji cierpią tak bardzo, że mają ochotę się zabić, a potem i tak dostrzegają rysę w swoim wyglądzie i proces się powtarza. Miłością obdarzają tylko to, co dla nich jest nieosiągalne.
Niektóre fragmenty aż jeżyły mi włosy na ciele. O niektórych zachowaniach nawet mi się nie śniło, postacie postępują się jak bezduszne wyrachowane roboty pozbawione uczuć. Miałam wrażenie, że każda z nich jest skrzywdzona na inny sposób i po prostu potrzebowała dobrego psychologa.
Z daleka nasi idole prowadzą radosne bezproblemowe życie. Dopiero z bliska widać przekrwione oczy, pryszcze na brodzie i pogniecioną bluzkę. Takie bliskie spojrzenie na Koreę zapewnia nam Frances Cha. Polecam, choć ostrzegam, że to nie będzie łatwa historia.
"Gdybym miała twoją twarz" to przeplatające się historie kilku Koreanek, które żyją współcześnie w świecie, w którym jeśli nie jesteś piękny, to jesteś nikim. Marnie udają szczęście trwając w szponach kompleksów. Odkładają każdy grosz na kolejną operację plastyczną albo ekskluzywną odzież, byle tylko wybić się ze swojego obecnego statusu. Czy w takich okolicznościach...
więcej Pokaż mimo to