To się nazywa przejść niezauważonym! Czołowy australijski pisarz, książka dostała za granicą kilka nagród, wydana w Polsce w 2003 i ani jednej opinii na LC. Dość dziwne, bo zdecydowanie nie jest zła, chociaż można ją określić jako "retro" i chwilami czułem się, jakbym czytał pastisz - gatunkowo należy do XIX-wiecznej powieści awanturniczej, a w Polsce ostatni pisał tak pewnie George Bidwell w latach '60. W tej chwili sprawdziłem, że to wariacja na temat "Wielkich nadziei" Dickensa, co wiele tłumaczy.

Jest zatem wartka akcja, historyczne stroje i broń, podejrzane typy, ciemne(?) interesy, intrygi, niespodziewane zwroty akcji i wszystkie te elementy, które ceniło się kiedyś - tak w dzieciństwie, jak i ogólnie w "dawnych czasach" - a których współcześnie dorosły czytelnik raczej na swojej drodze nie spotyka. Dziwne, że nikt nie zrobił z tego materiału filmu, przedstawiając historię jako metaforę wzajemnych stosunków Anglii i Australii.

Z zarzutów - człowiek, uciekający przed swoim dobroczyńcą (co może kosztować utratę całej, niemałej fortuny) który chce się z nim tylko raz spotkać, a potem wyjechać bardzo daleko, skąd dalej będzie wysyłać mu mnóstwo pieniędzy - to jest zupełnie nieprzekonujące. Zakończenie, od rozpędzonej akcji, łącznie z kulminacją całego 350-stronicowego utworu, do słowa "koniec" to kilka stron streszczenia - coś nie tak z proporcjami.

To się nazywa przejść niezauważonym! Czołowy australijski pisarz, książka dostała za granicą kilka nagród, wydana w Polsce w 2003 i ani jednej opinii na LC. Dość dziwne, bo zdecydowanie nie jest zła, chociaż można ją określić jako "retro" i chwilami czułem się, jakbym czytał pastisz - gatunkowo należy do XIX-wiecznej powieści awanturniczej, a w Polsce ostatni pisał tak...