Miniatury londyńskie

Okładka książki Miniatury londyńskie Bogdan Frymorgen
Okładka książki Miniatury londyńskie
Bogdan Frymorgen Wydawnictwo: Austeria literatura piękna
222 str. 3 godz. 42 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Austeria
Data wydania:
2023-03-31
Data 1. wyd. pol.:
2023-03-31
Liczba stron:
222
Czas czytania
3 godz. 42 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378664512
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
803
770

Na półkach: , , , , , , , ,

Można pisać o ludzkich dramatach w dużych miastach. Można bohaterów swoich książek tak bardzo wciskać w szarą codzienność, że ci wpadają w depresję, w zgorzknienie i wieczny niedosyt bycia kimś innym nie w tym miejscu. Można, poprzez postaci książkowe leczyć siebie, co stosuje wielu pisarzy. Ale… Ale można pisać, jak Bogdan Frymorgen i pokazywać ową codzienność zwyczajnie i bez oceny. Można wrzucać ją w ramy okna i obserwować, by tym samym czytelniczo przepaść.
Tu każda miniatura to element dużego obrazu, który misternie składasz z tekstów. miniaturę obok miniatury, by pasowały brzegami, aż do końca...

Jego życie przekrojone jest wielkim nożem. Dwie połowy człowieka. Dwa oblicza, które przywdziewa w dowolny sposób. Jest Polakiem w Anglii. Jest Polakiem, który od lat mieszka w Londynie, i który tę ziemię kocha. Nie tęskni za ojczyzną. On jest tu, cały. Jest u siebie. Taki jest Bogdan Frymorgen. Chodzi ulicami miasta i zbiera kamyczki z dróg, jakie przeszedł i którymi stale podąża. Przynosi owe zdobycze do domu i układa jeden obok drugiego. Mały kamyczek obok drugiego, jest ich coraz więcej, a razem ważą tyle, co wielki głaz. Ale to one. To zatopione w czasie punkty, jak ważka w bursztynie.

Oto stajesz się nim, by w weekendy stawać się nią. Pięć dni jesteś kimś, kim musisz, ale dwa dni plus piątkowy wieczór są inne. Sięgasz do innej szuflady, wyciągasz inne ciuchy, siadasz na łóżku i naciągasz nowe pończochy na nogi. Malujesz oczy, szminką pociągasz uśmiechnięte usta.
Jesteś starszym panem chodzącym każdego dnia do pobliskiego sklepu. Szurasz starymi nogami i stajesz na krawężniku, bo wzrok nie ten, a słuch na starość często zawodzi. Czekasz na pomocne ramię kogoś, kto we własnym pędzie życia dostrzeże cię i pomoże ci przejść przez ruchliwą ulicę.
Stajesz twarzą w twarz z napastnikiem, który kawałkiem rury z rusztowania uderza cię w sam środek głowy. I coś pęka, słyszysz, że pękło, ale stoisz. To chyba nie twój mózg, myślisz. Nie, nie tym razem… jeszcze żyjesz. Żyjesz… I to jest najważniejsze. Wdech, wydech. Jesteś. Czujesz. Po policzkach spływają ci łzy szczęścia. Życie… Twoje życie nadal trwa.

Taki jest świat, który otacza autora. Wystarczy jeden moment, jedno spojrzenie oczu, dwa słowa. Każde z opowiadań jest miniaturą codziennego życia. Odrębne historie wymalowane na makacie, którą niewielkimi pineskami rozpinasz w sobie. To obraz człowieka z wszystkimi wadami i zaletami, nie inaczej.
To drobne zdarzenia, które nagle nabierają znaczenia. Stają się majestatyczne. Samotność tkwi w czterech ścianach, jest zsuwana w cień wstydu, a to przecież duża bomba i ciężar. Starość nie jest brzydka, nie jest niepotrzebna. Jest i niech trwa.

Bogdan Frymorgen, jak Leonard Cohen, „(…) stawia prostotę słowa nad intelektualnym bełkotem. To umiejętność, której zaczyna nam brakować. Tracimy podstawowe akordy”. Pomiędzy „Miniatury…” wsuwasz swoje czytelnicze łzy, jedna po drugiej. Ludzie i historie i miejsca tak bardzo wnikają w twoją czytelniczą duszę, tak wżerają się w umysł, że nieświadomie szlochasz. Coraz szybciej bije ci serce, coraz bardziej gorycz puchnie w gardle. Czytasz, a litery rozmywają się przed oczami.
Krew, cierpienie, radość z życia i z kolejnego łyku kawy, jaki jest ci dany.

Kalejdoskop emocji, od których nie możesz się uwolnić. One wnikają w ciebie. Bo „Miniatury londyńskie” są tak naprawdę o nas. O ludzkich psychikach, marzeniach i pragnieniach. To ubrane w słowa losy ludzi, którzy mieszkają w naszym bloku, w domu za miedzą, czy w wielkich willach odgrodzonych tujami. To ludzie z miast i wiosek. To świat, ot po prostu. Bogdan Frymoergen napisał książkę, która rozdziera wnętrze, szatkuje je. Nie stroni od bólu, nie łagodzi tekstem tego, co ma swoją brutalność i co rani do krwi. Pisze szczerze, otwarcie i autentycznie, a to jest niebywałą wartością tych miniatur. Jest i śmierć i uratowane życia. Jest bezsilność, zagubienie, ale i czuła dłoń w twojej dłoni i spacer i radość. Jest żal i szczęście. I pomoc…

Jest życie.

Dziękują za te historie.

#agaKUSIczyta

Można pisać o ludzkich dramatach w dużych miastach. Można bohaterów swoich książek tak bardzo wciskać w szarą codzienność, że ci wpadają w depresję, w zgorzknienie i wieczny niedosyt bycia kimś innym nie w tym miejscu. Można, poprzez postaci książkowe leczyć siebie, co stosuje wielu pisarzy. Ale… Ale można pisać, jak Bogdan Frymorgen i pokazywać ową codzienność zwyczajnie i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1769
74

Na półkach: , ,

Po pierwszej książce Bogdana Frymorgena, kupuję i czytam wszystko co się ukaże. I nigdy się nie zawiodłam. To literatura pisana prosto z serca. Szczera, prawdziwa, wzruszająca, pisana czułym pięknym językiem. Podziwiam umiejętność opowiadania prostych historii jednocześnie dających całą paletę emocji. W każdej opowiedzianej historii, czuje się empatię, wrażliwość autora na ludzi, od opowieści o bezdomnej po opowieść o królowej, Frymorgen fotograf, obserwator, uczestnik zdarzeń, w swych miniaturowych opowieściach z Londynem w tle, nie poucza, nie ocenia, skłania do refleksji. Wspaniała lektura, czekam na kolejne.

Po pierwszej książce Bogdana Frymorgena, kupuję i czytam wszystko co się ukaże. I nigdy się nie zawiodłam. To literatura pisana prosto z serca. Szczera, prawdziwa, wzruszająca, pisana czułym pięknym językiem. Podziwiam umiejętność opowiadania prostych historii jednocześnie dających całą paletę emocji. W każdej opowiedzianej historii, czuje się empatię, wrażliwość autora na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
509
509

Na półkach:

Biorę do ręki kolejną książkę Bogdana Frymorgena i trzymam ją tak przez chwilę. Waham się, czy otworzyć ją już teraz, czy poczekać może jeszcze trochę… Wiem bowiem, że jak zawsze pochłonę ją zbyt szybko i zacznę zazdrościć tym, którzy mają to jeszcze przed sobą.

„Miniatury londyńskie”, migawki życia, przechwycone w locie obrazy, ludzie, pejzaże, fragmenty zdarzeń, przytrzymane w stopklatce na chwilę, byśmy i my mogli przyjrzeć się temu, co ulotne. Mamy przy tym okazję docenić wrażliwość i bystre oko autora, a przefiltrowane przez nie elementy rzeczywistości zyskują osobisty wymiar. Nie widzimy po prostu Londynu, przed nami rozciąga się miasto Bogdana Frymorgena, o którym tak pisze na wstępie: „Kocham cię, moje miasto. Uwielbiam, potworze. Rozkrzyczane syrenami policyjnych wozów, rozgadane tysiącem języków. Jesteś moje, a ja należę do ciebie – w blasku wieżowców i chłodzie Tamizy.” Czym Berlin dla Brechta, Praga dla Kundery, Nowy Jork dla Woody`ego Allena, Sandomierz dla Iwaszkiewicza, tym dla Bogdana Frymorgena jest Londyn. Azylem, punktem odniesienia, plastrem na zadrapania losu, bocianim gniazdem, z którego wylatuje na chwilę, by jednak zawsze odnaleźć bez trudu drogę powrotną.

Wzrok autora jest uważny i analityczny, na tyle wytrenowany spoglądaniem w obiektyw, by dostrzec każdy istotny, niewidoczny dla innych szczegół. Myślę też, że dobry fotograf, a więc i nasz autor, zgodziłby się ze słowami Henri Cartier-Bressona: „Kiedy fotografuję, to otwartym okiem patrzę na świat, a zamkniętym spoglądam w głąb siebie.” Jednocześnie zaś pracuje wyobraźnia, rzucająca na ów przypadkowy odprysk życia, nie mający jasnego początku ani zakończenia, bardzo subiektywne światło.

Para spotkana na ulicy może się nienawidzić, zmagać z niszczącą tragedią, bądź tylko głośno dyskutować, może palić za sobą mosty albo przeciwnie, przecierać nowe szlaki komunikacyjne. To, co dopowiadamy do historii, jak ją odczytujemy, wyciągamy z własnych trzewi. Najczęściej te miniatury wycięte z życia innych uruchamiają w nas pewien cenny mechanizm autorefleksji, każą zatrzymać się na moment i wejrzeć głębiej w siebie, poszukać prawdy, zbilansować winien i ma, w końcu zaś spróbować odpowiedzieć sobie szczerze, czy i my nie „przejeździliśmy dotychczasowego życia na gapę.”

Mam wrażenie pewnej wspólnoty, wspólnoty dziadków, którzy otrzymali niezwykłą szansę pokazania maluchom piękna świata. Dokładnie te same uczucia, co autorowi, towarzyszyły mi, gdy pierwszy raz wzięłam w ramiona moją wnuczkę, gdy otworzyła szeroko oczka, zdumiona, któż to się do niej szczerzy tak radośnie. To uczucie niepodrabialne i do dzisiaj wydawało mi się, że niewyrażalne, niemożliwe do przetransponowania w słowa. Tutaj mogłam się w nich przejrzeć i przeżyć to jeszcze raz.

Uwagę autora przyciągają ci, których z reguły nie dostrzegamy, samotni, nierozumiani, niepotrzebni lub niewygodni, czy też wszystko to razem wzięte. Bogdan Frymorgen na kartach swojej książki oddaje im głos i nagle okazuje się, że ich opowieść jest równie, jeśli nie bardziej interesująca, co pozostałych bohaterów. Dostrzec człowieka drobiącego chybocącym kroczkiem ulicami Londynu, dzień w dzień z domu opieki do piekarni i z powrotem, pójść za jego historią, za jej smutnym finałem, bo przecież nie można przerwać jej ot, tak… to też posłannictwo pisarza i kronikarza.

Miniatury są genialnym chronografem odmierzającym to, co najistotniejszego wydarzyło się przez lata. Pandemia, słowo samo w sobie będące określonym układem liter, obojętnym, dopóki nie nabierze osobistego wymiaru, nie odciśnie znaku na sercu lub płucu, nie zburzy tego, co w swojej naiwności dawno uznaliśmy za pewnik.

Jest jeszcze jeden ogromny plus tych krótkich wyimków – ich różnorodność. Jedne są dosłownym zapisem zdarzenia, choć zawsze pogłębionym o ogólniejszą refleksję, inne zaś to małe, zgrabne metafory, aluzyjne przypowieści. Czasem przywołują odległe wspomnienia, a niekiedy te dopiero sprzed chwili. Bohaterem jest miejsce, może być nim też konkretna osoba czy nawet sam autor, a koniec wieńczy puenta, mądra myśl, symboliczne zawieszenie głosu, posłanie, przewrotna inwersja akcji, której nikt się nie spodziewa… Widać jak dokładnie autor przemyślał to, co chce powiedzieć, a także formę, w jakiej to przedstawi. Niczego tu nie ma za mało ani zbyt wiele, każde słowo stoi na właściwym miejscu, język zaś osiąga balans w sam raz pomiędzy dosłownością, a poetycką, melancholijną zadumą i uśmiechem.

Każdą z miniatur można czytać osobno, w dowolnej kolejności i ilości je sobie dawkować. Nie jest to bowiem tekst do tak zwanego połknięcia, lepiej będzie go przeżuwać wolno i długo, by dojść do każdej z podskórnych warstw i skonfrontować je z własną wrażliwością oraz doświadczeniem. Nie ma wątpliwości, że są to pieczęcie, jakie życie odcisnęło na źrenicy autora, skupionej, doświadczonej, skierowanej z jakiegoś powodu w ten, a nie inny punkt rzeczywistości. Zarazem jednak płynie z tego zawsze odautorski przekaz do czytelnika, ogólniejsza idea, którą warto odnaleźć i spróbować odczytać. Każdy oczywiście zrozumie ją na swój sposób poprzez własną empirię i emocje, autor nie daje recept, gotowców, nie poucza ani nie ocenia. Po prostu pokazuje, naciska raz po raz migawkę, zmienia oświetlenie, i wykadrowanie. Co z tym zrobimy my… jeśli nawet niewiele, to choć zanurzymy się na chwilę w pięknej polszczyźnie i zobaczymy coś więcej niż czubek własnego nosa.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Biorę do ręki kolejną książkę Bogdana Frymorgena i trzymam ją tak przez chwilę. Waham się, czy otworzyć ją już teraz, czy poczekać może jeszcze trochę… Wiem bowiem, że jak zawsze pochłonę ją zbyt szybko i zacznę zazdrościć tym, którzy mają to jeszcze przed sobą.

„Miniatury londyńskie”, migawki życia, przechwycone w locie obrazy, ludzie, pejzaże, fragmenty zdarzeń,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
266
76

Na półkach: ,

Ach co to była za lektura! Mając w pamięci „Okruchy większej całości” po tę pozycję sięgałem ze sporymi oczekiwaniami. I nie zawiodłem się! Co ciekawe samą lekturę rozpocząłem w drodze na spotkanie z autorem (swoją drogą polecam, gdybyście się kiedyś wahali!).
Wracając jednak do treści. Jest to zbiór tekstów, które spojone są miejscem akcji, czyli ulicami Londynu, oraz doświadczeniami autora. W bardzo przemyślany sposób łączą one zmysł reporterski Frymorgena, z ogromnym nacechowaniem emocjonalnym, a także umiejętnością „fotografowania” nie tylko aparatem, ale i tekstem. Luźne powiązanie pomiędzy kolejnymi tekstami sprawia, że można tę książkę poznawać wielokrotnie ot nawet przez otworzenie na losowej historii. To co różni ją od poprzedniej, na co zwracał również uwagę sam autor, to kwestia fikcji literackiej. O ile w „Okruchach” każdy tekst był odzwierciedleniem rzeczywistej historii o tyle w „Miniaturach” część tekstów ma stanowić wytwór wyobraźni autora. Jest jednak jedno ale… Ja osobiście nie jestem w stanie odróżnić co stanowi fikcję, a co nie, ponieważ poziom tekstów jest wyważony.
Całość przeplatają zdjęcia, które stanowią fajne dopełnienie i podkreślają zmysł autora do obserwacji otoczenia. Ta plastyczność i emocjonalność wraz z przystępnym językiem tworzą książkę do której z pewnością będę wracał!

Ach co to była za lektura! Mając w pamięci „Okruchy większej całości” po tę pozycję sięgałem ze sporymi oczekiwaniami. I nie zawiodłem się! Co ciekawe samą lekturę rozpocząłem w drodze na spotkanie z autorem (swoją drogą polecam, gdybyście się kiedyś wahali!).
Wracając jednak do treści. Jest to zbiór tekstów, które spojone są miejscem akcji, czyli ulicami Londynu, oraz...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    17
  • Przeczytane
    6
  • Posiadam
    3
  • Rodzina
    1
  • Reportaż
    1
  • Ulubione
    1
  • 2023
    1
  • Chcę w prezencie
    1
  • X: Albion
    1
  • Niezapomniana
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Miniatury londyńskie


Podobne książki

Przeczytaj także