Ruiny i zgliszcza
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Seria Literacka Karakteru
- Tytuł oryginału:
- Everything Ravaged, Everything Burned
- Wydawnictwo:
- Karakter
- Data wydania:
- 2017-05-24
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-05-24
- Liczba stron:
- 280
- Czas czytania
- 4 godz. 40 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365271358
- Tłumacz:
- Michał Kłobukowski
- Tagi:
- literatura amerykańska debiut literacki miłość odmiana losu opowiadania poszukiwanie szczęścia rodzina zbiór opowiadań
Każdy chce być porządnym człowiekiem, czasem się to jednak nie udaje – jak bohaterom opowiadań Wellsa Towera. Często czują się samotni i zmęczeni. Mają dosyć kłamstw i póz, tęsknią za choćby chwilą szczerej bliskości i porozumienia. Nie wiedzą jednak, jak je osiągnąć. Jak każdy popełniają więc błędy. Kierują się niezrozumiałymi nawet dla samych siebie impulsami. Zdradzają się, kłócą, wdają w bójki. Przerwana telefoniczna rozmowa z żoną, nieporadny flirt nastolatki z nieznajomym, zakończone fiaskiem polowanie dwóch braci – to w takich pełnych napięcia chwilach bohaterowie opowiadań szukają, czasem desperacko, kontaktu z drugą osobą.
Wells Tower opisuje swoich bohaterów z empatią: nie potępia ich i nie wyśmiewa ich słabości. W jednym zdaniu potrafi zawrzeć całą gamę sprzecznych emocji, których doświadczają: nadzieję, niepokój i poczucie rozczarowania – światem i samym sobą. To literatura, która tylko pozornie jest prosta – każde z tych opowiadań na długo zapada w pamięć właśnie dlatego, że wszystko, o czym pisze Tower, sami znamy tak dobrze.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Poznać pisarza po tym, jak nie kończy
Takich opowiadań, drodzy Państwo, jak te zawarte w „Ruinach i zgliszczach”, po prostu się nie spotyka. Zapewne nie powinienem otwierać recenzji w ten sposób, bo trochę zbyt dużo zdradzam (spoiler!), ale nie mogłem się powstrzymać. Zachowałem się zupełnie inaczej niż Wells Tower, który na początku otwierającego zbiór „Brunatnego brzegu” próbował uśpić czujność swojego odbiorcy, co – przynajmniej w moim wypadku – nie do końca mu się udało; prolog jest bardzo stonowany, ale zza tekstu wyraźnie przebija kpiarski uśmiech autora. Tekst – symptomatyczny, bo większość dotyczących go obserwacji można odnieść do pozostałych – traktuje o rzeczy zupełnie zwykłej (choć, szczerze mówiąc, chętniej użyłbym angielskiego „ordinary”, którego brzmienie kojarzy się użytkownikom naszego rodzimego języka jednoznacznie): protagonista po krótkiej serii niefortunnych zdarzeń zostaje zmuszony do tymczasowego urlopu. Spędza go w zaniedbanej posiadłości swojego stryja, gdzie poznaje parę zwariowanych lokalsów. I to byłoby na tyle. Prostota, prostota przede wszystkim.
Prostotę tę łączy jednak Tower z niezwykłym kunsztem literackim. W „Brunatnym brzegu” - który, przypominam, traktujemy jako całkiem dokładne przybliżenie całego zbioru – garść nieobrobionych kamyczków nagle przemienia się w doskonałą mozaikę. Pogmatwana sytuacja rodzinna Boba Munroe sama w sobie nie jest może wybitnie interesująca, ale zmieszana z barwnym małżeństwem Treatów i – mówię (lub piszę) zupełnie poważnie – pełną pasji pracą nad akwarium daje koktajl niesamowity. To jeden z tych drinków, po które raczej nikt nie sięgnąłby z własnej woli, bo wydaje się w najlepszym przypadku dziwny, w najgorszym – obrzydliwy, ale kiedy już odważy się go spróbować – może w wyniku zakładu? Może polecenia? - okazuje się po prostu świetny.
Nie chciałbym tej alkoholowej metafory urywać – choćby dlatego, że opowiadania z „Ruin i zgliszczy” wprawiają w stan delikatnego oszołomienia, który można by z porównywać z upojeniem. Przejdę więc do tego, co teksty Towera od drinków, szczególnie tych najmocniejszych, odróżnia – ryzyka przeszarżowania mianowicie. Powszechnie wiadomym jest, iż z alkoholem można przesadzić. Za to z „Ruinami i zgliszczami” nie, o co zadbał sam autor; jedną z najbardziej charakterystycznych cech tych opowiadań jest to, że każdorazowo kończą się na kilka chwil przed kulminacją. Ciężko mówić w przypadku tego zbioru o mocnych puentach, bo puent właściwie nie ma – Tower rozpędza akcję, podnosi napięcie i nagle urywa opowieść. Teoretycznie powinno to budzić frustrację, bo po to się czyta, żeby zobaczyć, co będzie na końcu. Amerykanin rozprawia się z tą hipotezą w wielkim stylu, udowadniając, iż utrzymanie wrażeń towarzyszących lekturze może być znacznie ważniejsze niż efektowne domknięcie. Chwilami pachniały mi „Ruiny i zgliszcza” pracami Etgara Kereta i bardzo dobrym „W drodze nad Morze Żółte” Nicka Pizzolatto (czyli, swoją drogą, scenarzysty doskonałego „True Detective'a”), ale taki sposób kończenia – przez jej niekończenie – to rzecz wysoce oryginalna.
Wszystkie te opowiadania nie robiłyby zapewne takiego wrażenia, gdyby nie pióro, którym Tower świetnie operuje. I znowu, jak w przypadku prostych założeń i kunsztownych rozwiązań, łączy pozorne przeciwieństwa. Czasami atakuje czytelnika absolutnie tradycyjnym opisem, jakiego nie powstydziłby się żaden z dziewiętnastowiecznych klasyków (poza, naturalnie, technicznym szczegółami) – nie potrafiłbym sobie wybaczyć, gdybym nie podzielił się państwem z ustępem otwierającym „Na pokaz”:
Zapadł zmrok. Słońce osunęło się za pomarańczowe gaje, ustępując miejsca koślawej tęczy wesołego miasteczka. Krzykliwe czerwienie Szatańskiego Chóru, błękit i biel Diabelskiego Młyna, stroboskopowe zielenie Satelity oraz mknące na wyścigi żółć i fiolet Karuzeli mieszają się ze sobą, a niebo pała hienim brązem.
Cóż za gra kolorami! Cóż za kadencja! Czasami jednak Tower stosuje techniki bardziej współczesne: kiedy odbiorca niczego się nie spodziewa atakuje go genialnym w swej prostocie zwrotem. Przykłady? Proszę bardzo: (…) lśniłaby w słodkim niby lato filmie o naszym życiu, (…) niewidoma tylko się uśmiecha, jakby przypominała sobie odpowiedź na pytanie, które dręczy ją od dawna czy (…) zdjęty grozą, bo ona zawsze owłada człowiekiem, który znajdzie wreszcie coś, na czego utratę nie może sobie pozwolić. Cały czas pozostaje przy tym kpiarzem, któremu lepiej się nie narażać, bo niektóre zjawiska kwituje bardzo złośliwie: Wyglądała jak niedogotowana gumka do ołówków, marząca o karierze prostytutki. Świetna robota pana Towera, nie mniej świetna Michała Kłobukowskiego, któremu udało się specyfikę tego języka oddać.
Potknięcia? Cóż, raczej niedociągnięcia. Narracja poprowadzona w ten nietypowy sposób – zwykły, prozaiczny (a jak inaczej, wszak to nie dramaty), codzienny – sprawdza się doskonale w przypadku wszystkich tych małych dramacików i wewnętrznych tragedyjek, które niszczą wewnętrzne światy bohaterów, za to nie potrafi objąć cierpienia rzeczywistego, psychosomatycznego, zewnętrznego. W „Na pokaz” Tower chciał zmierzyć się z tematem niezwykle poważnym i, swoim zwyczajem, bo u niego wszystko w końcu tam ląduje, zepchnął go na ubocze. Efekt nie jest zły, ale też nie porywa. Podobne uczucia – skinienie głową z szacunkiem zamiast podekscytowanych okrzyków – wywołało we mnie także opowiadanie tytułowe, w którym autor jeden jedyny raz sięga po realia historyczne. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych ten tekst nabiera połysku dopiero po doskonałej puencie, która przemienia wikińską satyrę w przerażającą pieśń o strachu o najbliższych. To tylko – albo aż, zależy od przyjętego układu odniesienia – przyzwoity tekst ze świetnym zakończeniem.
Różnie się moje stosunki z opowiadaniami układały, miewałem okresy, że je uwielbiałem, miewałem też takie, kiedy uważałem krótkie teksty za szkice do powieści, ale „Ruiny i zgliszcza” tworzą jakość same w sobie, jakość zupełnie niezależną od osobistych zboczeń. Jeśli wciąż zdobią listę Państwa czytelniczych zaległości z zeszłego roku, to polecam jak najszybciej po nie sięgnąć – to konieczny wybór dla wszystkich miłośników współczesnej literatury.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 390
- 252
- 70
- 15
- 8
- 5
- 5
- 5
- 3
- 3
Cytaty
Ale Bob czuł, że łączy go ze strzykwą jakieś pokrewieństwo. Watpił, czy gdyby urodził się w morzu, Bóg przystroiłby go niebieskimi i żółtymi...
RozwińUdręczoną twarz rozjaśnił mu znany mi z dzieciństwa bezbronny uśmiech - harmonijny, zwarty łuk warg i zębów, przy którym na zdjęciach rodzin...
Rozwiń
Opinia
Lubię te nowoczesne opowiadania traktujące o trywialnych na pierwszy rzut oka sprawach. Bez puenty, bez zakończenia, urwane nagle, jakby niedokończone. Podobny w formie był Splot słoneczny Tomasza Jastruna. Ruiny i zgliszcza czytało mi się bardzo dobrze. Przede wszystkim z uwagi na język, który balansuje na granicy poetyckości i wulgaryzmu. Są to opowieści o ludziach na życiowych zakrętach, którzy mają problem ze sobą lub z otoczeniem i są na dobrej drodze do życiowego dramatu. Mam natomiast problem z jedną rzeczą. Przeczytałem kilka dość obszernych recenzji tej pozycji i zastanawiam się, czy przypisywanie tym opowiadaniom drugiego albo i trzeciego dna oraz szukanie ideologii, znaczeń i rozkładanie ich na czynniki pierwsze jest tutaj na miejscu. Jakoś nie czułem podczas czytania, że obcuję z arcyważną książką lub arcydziełem, dla mnie był to po prostu zbiór mocnych, nowoczesnych opowiadań. Bardzo dobra książka.
Lubię te nowoczesne opowiadania traktujące o trywialnych na pierwszy rzut oka sprawach. Bez puenty, bez zakończenia, urwane nagle, jakby niedokończone. Podobny w formie był Splot słoneczny Tomasza Jastruna. Ruiny i zgliszcza czytało mi się bardzo dobrze. Przede wszystkim z uwagi na język, który balansuje na granicy poetyckości i wulgaryzmu. Są to opowieści o ludziach na...
więcej Pokaż mimo to