"Paryża", "Londynu" czy "Rosji" - najnowszej książki Ruthefurda jeszcze nie czytałem. Z naciskiem na jeszcze. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że są pozycjami jeszcze lepszymi niż "Nowy Jork". A czy "Nowy Jork" warto przeczytać? Zdecydowanie!
Jest to epicka opowieść, której głównym trzonem jest historia miasta, nie byle jakiego miasta, a Nowego Jorku właśnie. To ono jest najważniejsze w tej książce. Historie rodzin są jakby tłem do opisu Big Apple. Śledzimy losy rodziny Masterów, ich zloty i upadki, z pokolenia na pokolenie, a przy tym pokazywane są zmiany, jakim ulegało miasto.
Rozmiar książki naprawdę nie powinien nas od niej odstraszać. Ja sam nie przeczytałem jej za jednym zamachem, w trakcie przerwałem czytanie, aby po jakimś czasie do niej z PRZYJEMNOŚCIĄ wrócić. Zaczynając tę książkę nie powinniśmy jednak robić sobie zbyt długich przerw, gdyż mnogość bohaterów w niej występujących może wywołać po przerwie chaos informacyjny. Co zdecydowanie nie powinno być tej książce traktowane in minus, wręcz przeciwnie. Nie możemy się przy niej nudzić. Gdy zdążymy już przyzwyczaić się do bohaterów danego okresu, pokolenia, zaraz pojawia się następna generacja, co ożywia dynamikę ksiązki.
Zdecydowanie warta polecenia! :)

"Paryża", "Londynu" czy "Rosji" - najnowszej książki Ruthefurda jeszcze nie czytałem. Z naciskiem na jeszcze. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że są pozycjami jeszcze lepszymi niż "Nowy Jork". A czy "Nowy Jork" warto przeczytać? Zdecydowanie!
Jest to epicka opowieść, której głównym trzonem jest historia miasta, nie byle jakiego miasta, a Nowego Jorku właśnie. To...