rozwiń zwiń

Egzorcyzmy Dory Wilk

Okładka książki Egzorcyzmy Dory Wilk
Aneta Jadowska Wydawnictwo: Fabryka Słów Cykl: Dora Wilk (tom 5) fantasy, science fiction
526 str. 8 godz. 46 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Dora Wilk (tom 5)
Wydawnictwo:
Fabryka Słów
Data wydania:
2014-07-04
Data 1. wyd. pol.:
2014-07-04
Liczba stron:
526
Czas czytania
8 godz. 46 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375749397
Tagi:
Dora Wilk Wiedźma magia

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Cztery żywioły magii Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Milena Wójtowicz
Ocena 0,0
Cztery żywioły... Aneta Jadowska, Mar...
Okładka książki SQN Charytatywnie: Wszyscy razem Andrzej Betkiewicz, Przemek Corso, Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, Grzegorz Gajek, Joanna W. Gajzler, Aneta Jadowska, Robert Jasiak, Karolina Kozłowska, Piotr Mąka, Jakub Małecki, Ewa Mędrzecka, Konrad Misiewicz, Mika Modrzyńska, Marcin Mortka, Daniel Muniowski, Marcin Okoniewski, Katarzyna Podstawek, Katarzyna Rutowska, Justyna Sosnowska, Zuzanna Sus, Marcin Świątkowski, Adam Szaja, Milena Wójtowicz
Ocena 7,2
SQN Charytatyw... Andrzej Betkiewicz,...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Piekielne przygody Dory Wilk



1605 62 133

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
1004 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
680
82

Na półkach: , ,

Edycja: Przy kopiowaniu tekstu z worda LC zjadło kilka kawałków (łącznie jakieś trzy strony), co skutkował urwaniem logiki w wielu miejscach. Przeczytajcie więc jeszcze raz, jeśli macie czas ;)

Cześć, to ja Vaherem i czytam to, żebyście wy nie musieli. To już piąty tom przygód Dory i muszę przyznać, że jestem wykończony. Ten tom konstrukcją bardzo przypomina poprzedni. I jest nudny. Naprawdę nudny. Wrogowie są silni tylko na papierze, a Dora nadal jest cudowna, wspaniała i jedyna w swoim rodzaju. Nie wiem jak można ekscytować sie historią, skoro po czterech tomach wiadomo, że Dora zawsze na końcu odniesie totalne zwycięstwo. Każdy wątek kończy się szczęśliwe. Każdy. Masakra.

BOHATEROWIE

Dora Wilk
Po pięciu tomach ciężko już mi coś nowego o Dorze napisać. Kto czytał, ten wie, że to Mary Sue z mega super mocami; inteligentna, ale jednak głupia; piękna, ale z kompleksami itd. Nie odczuwam o bohaterkę żadnego strachu, skoro ciągle nam przypomina, jaka jest świetna i że właściwie nic nie można jej zrobić (o ile imperatyw narracyjny nie postanowi inaczej):
„Pas zaciął się i nie mogłam go przypiąć. Wzruszyłam ramionami, byłam niemal nieśmiertelna, przecież nie zginę w wypadku drogowym.”
Nawet nie macie pojęcia, jak mi się marzy głupia i przypadkowa śmierć Dory…

Cały czas trwa podkreślanie świetności bohaterki: niezastąpiona w pracy; miała najlepsze statystyki w komisariacie (i to bez używania wiedźmowych mocy, hejterzy!); to utemperuje wredną babcię wyciosaną ze stereotypów; od razu znajdzie dowód na miejscu zbrodni, choć ekipa policji była tam już wcześniej (tak, przegapili srebrny amulet leżący w suchej trawie) itd.

Przypomnę wam też, kim stała się Dora w poprzednich częściach:
Otóż ta wiedźma jako pierwsza w historii łączy dwie sprzeczne linie krwi – włada zarówno magią Pani Północy, jak i Bogini Płodności. Potem zyskała nieśmiertelność i nie starzeje się, objęła też funkcję namiestnika Thornu. Później okazuje się, że jest odległą potomkinią bogini wilków i sama w sobie nosi wilka – jest wilkołakiem, ale nie może się przemieniać. Szybko też dzięki nowym mocom zdobywa własne stado wilkołaków. Zostaje też matką dwóch uratowanych przez siebie wampirów, co prowadzi do tego, że zostaje uznana za ich mistrzynię. Następnie ona i jej facet (wnuk Lucyfera) oraz ich przyjaciel (wnuk Gabriela) zostają przez Boga i Panią Północy związani mocą triumwiratu, ciało Dory zmienia się, stając się hybrydą nieśmiertelnej wiedźmy i anielicy, Dora zyskuje super cool tatuaż na plecach (skrzydła, które zmieniają swoje ułożenie), a także może wchodzić w swoją wersję pełnego majestatu, co zastrzeżone było tylko dla aniołów i diabłów. I tak, ma wtedy wielkie, holograficzne skrzydła. W międzyczasie zakumplowała się z budzącym strach Baalem, księciem demonów.

Wypisałem te co ważniejsze talenty Dory, żebyście później mogli zobaczyć, jak z takiej potężnej bohaterki autorka robi sierotę. Zresztą tych mocy jest tyle, że sama Jadowska o nich zapomina. Tu macie przykład:

"Znałam policjantów, którzy nie mogli zasnąć, bo z ciemności nocy wyłaniały się ofiary, błagające, by zamiast się obijać i wypoczywać, zabrali się do roboty i uratowali im życie. Dopiero znieczuleni alkoholem mogli zamknąć oczy. A to zwykle był początek kłopotów, a nie droga na skróty do ich rozwiązania. Wolałam nie spać i szukać, niż pić i śnić o tych, którzy gdzieś tam czekają, modlą się o ratunek, pokładają nadzieję w policji."

Pewnie się zastanawiacie, gdzie ta wpadka. Cóż, Dora wcale nie woli „nie spać i szukać”, ona musi to robić, a przyczyna jest prosta: panna Wilk, co już nie raz poruszano w poprzednich tomach, nie może się upić. Alkohol na nią nie działa, więc się nie schleje, żeby zapomnieć. Sorry autorko, próbowałaś napisać coś klimatycznego, ale nie wyszło, bo znowu zapomniałaś o kolejnej mocy swojej bohaterki.

Trwa też nachalne lansowanie poglądów Dory i jej bucowatego postrzegania otoczenia, szczególnie religii:

"Minęło już trochę czasu, odkąd byłam w świątyni. Ostatnią okazją był chyba chrzest Mai, prawie sześć lat temu. Nie miałam nic przeciwko gotyckim budowlom, ale oficjalne stanowisko kościoła i stosunek duszpasterzy do takich jak ja pozostawiały sporo do życzenia. Wedle Pisma Świętego nie powinni zaznać spokoju, póki nie sczeznę na stosie. Nie wybierałam się na żaden. Szczęśliwie ksiądz Anzelm nie będzie świadom, że zagrażam spokojowi jego sumienia. Zabawne, sztywniacy z Rady Archanielskiej łatwiej przełykali moje istnienie niż księża. Nowy poziom świętszych od papieża."

Szczerze, chciałbym zobaczyć, gdzie w Piśmie Świętym stoi, że za bycie wiedźmą (albo Mery Sue) czeka stos. Boli mnie to wrzucanie wszystkich do jednego worka, no ale to już typowe dla czarno-białego świata Jadowskiej. I nie myślcie, że jestem jakimś gorliwym katolikiem, wręcz przeciwnie. A, i jeszcze coś – dowalenie kolesiom z rady archanielskiej. Sztywniacy. Kij z tym, że Michał, Gabriel i Raziel bardzo pomagali ci przez wiele tomów, ba, wspomniane jest nawet, że archaniołowie regularnie wpadają do mieszkanka Dory (w tym Raziel, którego Dora w książkach spotkała tylko… raz). Jestem jednak szczęśliwy, że autorka nie dodała słynnego już tekstu o tym, że Gabriel zachowuje się jakby miał kijek w tyłku. I jeszcze jedna rzecz mnie drażni – przystojne aniołki są cool (Joshua, Abbadon), ale Kościół jest już zły, zły, zły. Wszystko dlatego, że bohaterka stara się być taka… nachalnie nowoczesna w poglądach. Nie, nie jestem konserwatystą. Ba, w sumie jestem tym „złym lewakiem”. Dora po prostu przedstawia swoje poglądy w tak paskudny sposób, że zupełnie je obrzydza.

"Wyglądało na to, że jedynym trupem było ciało Chrystusa złożone w grocie, ale ta sprawa przedawniła się już dwa tysiące lat temu i wiele wskazuje na to, że ofiara nie potrzebuje sojusznika, który by odkrył, kto i dlaczego jej to zrobił. Zresztą sprawa wykraczała poza moją jurysdykcję."

Hue, hue, hue. Te żarciki, takie zabawne. Nie wiem, może za dużo już tego typu żartów widziałem, ale dla mnie to taki gimnazjalny humor.

„Na korytarzu czekał na nas mój osobisty demoniczny podnóżek.”

Niestety nie chodzi o mebel, a o demona, którego Dora ze sobą związała (w skrócie: koleś ma robić, co Dora zapragnie). To taki sam rodzaj bucery z jakim w poprzednim tomie odnosiła się do „wampirków” i Varga.


Witkacy.
Wielbię kolesia. To powiew normalności, nie jest przesadzony jak większość bohaterów, umie powiedzieć Dorze „nie”, gdy ta zaczyna bawić się w swatkę. Jedyne co w nim wkurza, to ciągłe nazywanie Dory „Ti” – ale to nie wina tego sympatycznego policjanta, a autorki, która pilnuje, by każdy samiec miał jakąś specjalną ksywkę dla Mary Sue. Jeśli Jadowska spieprzy powieść o nim… Cóż, lepiej, żeby tego nie zrobiła.


Baal
Wyjaśnijmy sobie coś – Baal był całkiem udaną postacią. Odpowiednio złowieszczy, sprytny, jakby coś ukrywający. Potem trochę został zmiękczony, ale to co z nim zrobiono w tym tomie… Serio, tutaj Baal, starożytne pogańskie bóstwo, od dwóch tysięcy lat Władca Demonów zaprawiony w intrygach i walkach, denerwuje się byle czym i potrzebuje uspokajającego tulania. Ba, przychodzi do sypialni Dory, żeby poleżeć z nią w łóżeczku!

Nowakowski
Policjant, bohater dalszego planu. Właściwie pojawia się tylko w przemyśleniach Dory. W pierwszym tomie przedstawiony jako pijak i flejtuch, ale w sumie dobry gość. W TYM OKAZUJE SIĘ BYĆ WCIELENIEM WSZELKIEGO ZŁA. ZAPOMNIJCIE O MIRONIE, OTO JEST PRAWDZIWY WNUK LUCYFERA:
(puśćcie sobie ten kawałek muzyczny dla lepszego efektu przy czytaniu: https://www.youtube.com/watch?v=7Kg5NdwH8zE )

"Malinowski i Nowakowski nie odwiedzili jeszcze mieszkania ofiary. Chwała i cześć, bo dzięki temu było ono w stanie, w jakim je zostawiła właścicielka. To duże ułatwienie. Nowakowski miał w zwyczaju poruszać się po miejscu zbrodni jak słoń w składzie porcelany, nie zostawiłby niczego na swoim miejscu. Nie jestem uprzedzona. No, może jestem, ale zapracował sobie na to. Na własne oczy widziałam, jak otworzył barek w mieszkaniu, które było miejscem zbrodni, i zaczął konsumować alkohole w nim zgromadzone. A czego nie wypił, wepchnął do kieszeni, a nawet starym koniakiem uzupełnił zapas w piersiówce, z którą się nie rozstawał. Wyżerał jedzenie z lodówek. Obmacywał damską bieliznę w szufladach komody, rzucając sprośne żarty. Poklepywał po tyłku każdą dziewczynę w zasięgu ręki. Jeszcze jeden powód, by zostać przy posadzie namiestniczki i nie wracać do policji -Nowakowski był niezatapialny. Teść czy szwagier w Komendzie Głównej."

Ksiądz Anzelm
Oczywiście, jeśli w świecie Jadowskiej pojawia się ktoś wierzący, nie może być normalny. Pamiętacie fanatyczną słuchaczkę Radia Maryja z pierwszego tomu? Teraz jest gorzej, bo ksiądz Anzelm jest nawiedzony i do bólu stereotypowy:

"Drgnął, jakby spodziewał się, że odgryzę mu głowę. Nagle wyciągnął coś z kieszeni, zamachnął się i chlusnął mi w twarz wodą, szłam o zakład, że święconą.
- Zgiń na chwałę Pana, nasienie szatana! - krzyknął ku mojej całkowitej konsternacji."

Potem się okazuje, że to dlatego, że jest skażony CIEMNOŚCIĄ, ale nie martwcie się, bo zastępuje go kolejny przerażający ksiądz, jeszcze większy idiota.

ŚWIAT PRZEDSTAWIONY
Autorka nareszcie się ruszyła i przeszła po Toruniu. Widać, że odwiedziła kościół Najświętszej Maryi Panny (mój ulubiony w Toruniu), wreszcie widać jakiś wysiłek w opisach, jednak entuzjazmu nie starczyło na długo.

Piekło
Oj, będę się czepiał i tu napiszę tylko najważniejsze spostrzeżenia. Otóż Dorze nie rzucają się w oczy żadne szczegóły różniące demonie miasteczko od innych, wie tylko, że nie jest ani w Toruniu, ani w Thornie. Nie dostajemy żadnego opisu – ot, są tam ulice, kamienice, płaskorzeźby przy jednej z bram (ale jak one wyglądają, już się nie dowiadujemy), drewniane okiennice, a w zaułku stoi stalowy kontener. I mają tam cykl dzień-noc. Więc jak to jest z tym Piekłem? Ma własne słońce? Jest jakąś inną planetą? A może jest wewnątrz Ziemi i oświetla je wewnętrzne słońce, jak w tych głupich teoriach o tym, że nasza planeta jest pusta w środku? Ale wtedy nie byłoby cyklu dnia i nocy, wiec odpada. I dlaczego ja zastanawiam się nad szczegółami, które autorka miała gdzieś i olała przez zwykłe niechlujstwo w tworzeniu świata? „Światło, które wpadało przez okno, było jeszcze wystarczające, by przy nim czytać” – dalej natknąłem się na taki fragment, więc jednak w Piekle mamy jakiś cykl dobowy. Hmm.
Później Dora jedzie dorożką po brukowanej drodze, zaś hacjenda Baala zostaje opisana jako „przypominająca angielski dwór w nieco barokowym stylu”, zaś w holu są schody i podłoga w dwóch odcieniach czerwonego marmuru. I wow, w końcu pojawiają się szczegóły, których byliśmy totalnie pozbawieni przy pierwszej wizycie, ale mam wrażenie, że to tylko taki wycinek… Jak wyglądają ściany? Co oświetla pomieszczenia, skoro ciemne szyby w fasadzie budynku odbijają światło? I jakie światło odbijają – z ulicznych latarni czy słońca?
Dopiero na końcu książki jedna z postaci odwraca twarz w stronę słońca. Więc jednak słońce. Tylko skąd to słońce w Piekle?

Kościół katolicki
Autorka ma na pieńku z Kościołem, to widać. Uprzedzę was, nie jestem fanem KK, ale Jadowska wylewa tyle pomyj, że coś musi być na rzeczy. Szalony, opętany ksiądz (o tym w opisie fabuły), co chwilę jakieś wtręty o katolicyzmie. Tu kilka naprawdę cudnej urody:

"Zostawały jeszcze egzorcyzmy w stylu Kościoła katolickiego - dramatyczne, z machaniem krzyżem, polewaniem wodą święconą i okrzykami: „W imię Boga nakazuję ci opuścić to ciało!" - ale nie ufałam im. Nawet Joshua radził mi przeprowadzić egzorcyzm jak należy, jeśli nie chcę dołączyć do smutnych statystyk. Połowa ofiar opętania poddanych katolickim egzorcyzmom umiera podczas rytuału."

Pierwszy raz spotykam się z „w imię Boga…”, zwykle księża mówią „w imię Jezusa Chrystusa…”, ale kto by się przejmował szczegółami. I ten tekst o śmiertelności wynoszącej 50%, lol. Uuu, demonizujemy Kościół, uuu, tak bardzo zły :D Powtarzam, sam nie jestem fanem, ale Jadowska jedzie po KK w tak dziecinny sposób, że aż szkoda to komentować.

A tu opis kolejnego księdza:
"Nie wyglądał na księdza. Wyższy ode mnie, muskularny pod niebieską koszulą, z karkiem rozpierającym kołnierzyk z koloratką wyglądał raczej na żołnierza. Krótko ostrzyżone włosy, czarne bojówki i ciężkie buty tylko wzmacniały to wrażenie. Najdziwniejsze były jednak oczy, zimno błękitne, przeszywające jak światło lasera, wyprane z ciepłych uczuć. Jakby napędzał go jedynie gniew. Nawet Gabriel miał więcej ciepła w spojrzeniu.
Nie zaufałabym temu facetowi w żadnych okolicznościach. Nie powierzyłabym mu kota, a co dopiero życia. Miałam jakoś złą passę do toruńskich księży i zaczynałam chyba być uprzedzona do sutanny jako takiej."

I dalej, ten sam ksiądz:
"Jego głos był równie nieprzyjemny jak spojrzenie, zbyt niski, jakby miał zdarte gardło po długim wrzasku. Wypacał z siebie hektolitry niechęci i czegoś, co na moje oko było fanatyzmem. Na Boginię, jak ja nie lubię ortodoksów.
I czy naprawdę myślał, że nachylając się nade mną w ten agresywny, machowaty sposób, mnie zastraszy? Na Boginię, był tylko człowiekiem, a takie pozy trenowały na mnie wilki, demony, wampiry, anioły... Może to w jakimś stopniu wina mojej pełnej uroku osobowości? Wyciągam z facetów macho-bzdury?"

Czas
Pamiętacie, że czas w Thornie i Toruniu biegł inaczej? Że 36 godzin, które miał Joshua na przekonanie samobójczyni do tego, żeby wybrała życie, to w naszym świecie kilka sekund? Jak się okazuje, jednak nie:

"Wciąż zaskakiwały mnie takie dziwne zawirowania czasu między piekłem a realnym światem. Czas zwalniał lub przyspieszał wedle jakichś dziwacznych praw, których nie dawało się opisać żadnym znanym mi wzorem. To dezorientowało. Między Thornem a Toruniem nie było różnicy czasu, na szczęście - inaczej moje życie przez ostatnie lata byłoby jeszcze bardziej zakręcone."

Tak, to jest ten fragment, przy którym mój wykrywacz bullshitu zawył jak potępieniec. Zajrzyjmy do „Złodzieja Dusz”:

"- Wyjaśnijcie mi, proszę, nie znam waszych praw.
- Przydział do samobójcy jest najtrudniejszy. Jeśli ktoś zdecydował się zadać sobie śmierć, zwykle wie, co robi, a nawet jak nie wie, zwykle jest zdeterminowany, by jednak to zrobić. Joshua dostanie niewiele czasu, by ją przekonać, by wybrała życie…
- Trzydzieści sześć godzin - mruknął anioł.
- To znaczy ona popełnia samobójstwo, a ty masz trzydzieści sześć godzin?
- W naszym świecie, w ludzkim, to te sekundy, nim dusza opuści ciało"

Wspomnę tylko, że Joshua owszem, zabiera panienkę na wycieczkę do Piekła, gdzie niby czas płynie inaczej, ale gdy Dora ich spotyka, to zawsze są w „Szatańskim Pierwiosnku”, który znajduje się w Thornie, więc ten czas na samobójczynie powinien od razu mu się wyczerpać . W trzecim tomie natrafiamy na informację, że jeden dzień w Thornie to kilka dni w Piekle, ale teraz Jadowska pisze, że „wciąż zaskakiwały mnie takie dziwne zawirowania czasu między piekłem a realnym światem. Czas zwalniał lub przyspieszał wedle jakichś dziwacznych praw, których nie dawało się opisać żadnym znanym mi wzorem.” No patrzcie, jak się nam to zmienia między tomami, zastanawiające, prawda? Ktoś tu bardzo, bardzo nieudolnie usiłuje tuszować błędy w swoim świecie.

STYL I FABUŁA
Pomijając wiele przemyśleń Dory i kilka logicznych wtop, początek jest całkiem przyjemny. To w końcu jest Urban Fantasy, to w końcu jest miasto, a nie przesłodzony Thorn i Piekło. I nie ma tego tabunu przystojnych facetów wokół Dory. Następuje jednak wspomnienie o Baalu, po którym Dora przenosi się do Thornu i całkiem fajnie zagęszczającą się atmosferę szlag trafia. Znów robi się słodko (rozmowa Dory z Leonem-Leosiem), ciągłe przypominanie znanych już faktów. No, ale zacznijmy od początku.

Toruń. Znajoma Dory, patolog Bogna pokazuje jej ciało zamordowanej dziewczyny, które pokryte jest tajemniczymi znakami pochodzącymi z alfabetu piekielników. Ofiar jest więcej, policja nie wie co robić, Bogna jest przekonana, że ze sprawą poradzi sobie jedynie Dora Wilk i Witkacy. Tyle, że Dora przecież zrezygnowała z pracy policjantki… WCALE NIE, HAHAHA!

Otóż okazuje się, że Dora jest na bezterminowym i bezpłatnym urlopie od siedmiu miesięcy! Anita Czarny, jej szefowa, nie przyjęła rezygnacji i zamiast tego podrobiła jej podpis na podaniu o urlop. Serio, tak się da? Ponad pół roku bez wiedzy, że jest się ciągle zatrudnioną? Jak właściwie Dora funkcjonuje w prawdziwym świecie? Otóż nie funkcjonuje, cały czas siedzi w tym słodkim i magicznym Thornie, a motyw dzielenia czasu pomiędzy dwa światy – który mógłby być naprawdę fajny, pokazywać, jak bohaterka musi się męczyć, jakie to stwarza dla niej problemy – praktycznie w całym cyklu nie występował. Było tego trochę w pierwszym tomie, ale wiecie, 36 godzin w Thornie to kilka sekund w naszym świecie (a przynajmniej tak było do tego tomu), więc Dora mogła wpadać do magicznych jak chciała…

Dora tak naprawdę nie ma żadnej kotwicy, żadnego zabezpieczenia w prawdziwym świecie. Nie ma meldunku, fałszywej pracy, nie siedzi nawet na bezrobociu, choć bardzo łatwo mogłaby załatwić u Olafa sfałszowane papiery na biuro detektywistyczne albo zatrudnić się w jego biurze ochrony, ale akurat o tym nie pomyślała. Zresztą od czterech tomów wiemy, że Dora nie najlepiej radzi sobie z myśleniem. No i wolny etat przez siedem miesięcy! Bo widzicie, nikt nie jest w stanie zastąpić Dory Wilk, a biedny Witkacy nie ma partnera! Anita chce tylko Dorę! Bogowie, jak radzi sobie policja w innych miastach, skoro nie mają Dory Wilk!? SIEDEM MIESIĘCY biureczko czeka na Dorę, z tą samą paprotką na blacie… To jeszcze nie jest poziom absurdu „Bezdomnej” Katarzyny Michalak, gdzie biureczko w pracy czekało na bohaterkę KILKA LAT, ale ciągle grubo. A to dopiero początek książki…

„Znów byłam dzieciakiem strofowanym przez osobę dorosłą, która na dodatek chce mojego dobra, a ja na złość mamie odmrażam sobie uszy. Gdzie się podziała Dora Wilk, która staje bez mrugnięcia okiem przed wampirzym konklawe, w lupanarze pełnym wilków, przed Radą Archanielską i bogami mojego systemu? Wyparowała. Została Dora Wilk, która ma ochotę przeprosić nianię, że przysporzyła jej zmartwień, i obiecać, że już więcej nie będzie. Cholera jasna!”

Ach, który to już raz Jadowska zmienia charakter bohatera/bohaterki, by łatwiej wpasował się w fabułę? Tak więc Dora wraca, ale tylko na czas tej jednej sprawy (jak wygodnie). Wiecie co jest w tym najgorsze? Że autorka miała o wiele inne, lepsze rozwiązania, które wkłada w usta patolog Bogny, która chciała zrobić z Jady niezależnego konsultanta itp. Tak byłoby bardziej naturalnie, nie byłoby się czego czepić. Jadowska jednak zdecydowała się na rozwiązanie mające podkreślić zajebistość Dory. Który to już raz?

Dora przenosi się do Thornu, gdzie obowiązkowo przypomina nam, ze mieszka obok swego ulubionego pubu, „Szatańskiego pierwiosnka”, po czym spotykamy stereotypowego prawnika i dowiadujemy się o tym, że czart Leon (Leoś, jak nazywa go Dora, ughh, jak mi słodko i niedobrze) w końcu rozwodzi się ze swoją straszną żoną Bragą, bla, bla, bla, okazuję się, że ta piekielna suka (wredna kobieta nazwana suką – odhaczone) zdradzała Leonka, bla, bla, bla. Klimat mocno siada.

Razem z Witkacym Dora przeszukuje mieszkanie jednej z ofiar, a potem miejsce znalezienia ciała, gdzie znajduje demoniczny amulet, który przegapiła ekipa policji. Wszystko wskazuje na to, że mordercą jest człowiek powiązany z demonami. Oczywiście mogłaby się udać do Baala, księcia ekhem DEMONÓW, ale nie – bo wstydzi się, że Baal ogłosił ją swoją oficjalną wybranką, poza tym pewnie ma ręce pełne roboty tropiąc zdrajców w swoim księstwie. Tajasne.

Potem Dora znów jest w Toruniu i dowiaduje się o księdzu Anzelmie, który miał kontakty z ostatnią ofiarą i dzwonił na komendę szukając Dory. I o ile opis kościoła jest bardzo, bardzo fajny jak na tę autorkę, to już zachowanie księdza i cała jego postać to tragedia, a wszystko to jeszcze doprawione kiepskim humorem Dory i jej głębokimi przemyśleniami na temat średniowiecznej religijności. Ksiądz wyzywa Dorę od piekielnych pomiotów, Lewiatanów, próbuje zabić przy pomocy wody święconej (ehh) itd. Szybko okazuję się, że ksiądz zachowuje się jak debil, bo jest „skażony ciemnością”. Dora kontaktuje się z Joshuą, ten zapewnia ją, że zaraz na miejscu zjawi się Gabriel i Razjel (no bo wiecie, Mary Sue wzywa, więc archaniołowie już pędzą do Torunia)…

I Dora zostaje napadnięta. W biały dzień, na dość ograniczonym dziedzińcu kościoła najświętszej Maryi Panny, w centrum starego miasta w Toruniu. He, he, he. Rozumiem, że mur oddziela ją od ulicy, ale w tym murze jest furta i brama z żelaznych prętów, wiec dziedziniec jest widoczny. I nie wierzę, że nikt nie kręcił się w kościele lub na jego dziedzińcu, bo Dora opisywała Toruń jako wypełniony turystami, więc w taki dzień na bank w tym kościele też ktoś się musiał kręcić. Po drugie… Dora, nasza super wyszkolona policjantka, wiedźma, hybryda człowieka i anioła z wyostrzonymi zmysłami, dała się podejść znienacka przez KILKU napastników. I to już DRUGI raz, w takim samym stylu załatwiły ją wilczyce w czwartej części, ale one wybrały pustą uliczkę i to w nocy, a teraz mamy dzień. A przecież autorka opisywała ciemne i mroczne wnętrze kościoła, o wiele lepiej nadające się na taką akcję (już kij z tym, że powinni być tam jacyś turyści)! Z miedzianą linką na szyi i otumaniona przez coś, co wstrzyknięto jej w żyły, Dora traci przytomność. Uuu, jak straszno.

Żeby było śmieszniej, Dorę porwało dwóch zwykłych facetów. Nasze heroina odzyskuje przytomność i super zmysły, bo związana i z zasłoniętymi oczami „dostrzega” więcej niż Sherlock Holmes z BBC. Okazuje się, że główny zły chciał właśnie ją. I znów, sytuacja Dory jest fatalna, jest odcięta od magii, pojawia się ten nieludzki zły we własnej osobie… i całą scena byłaby okey, gdyby Dora co i rusz nie rzucała śmiesznymi tekstami. Wiem, to miała być taka cool postać, ale jak mam bać się o bohaterkę, która w sytuacji zagrożenia ciągle żartuje? Aleksander, będącym bestiarem-żmijem, wyjawia, że działa z polecenia Baala, w co Dora nie wierzy. Pan zły chce, żeby Dora przyjęła demona, na co ta się nie godzi, więc zły zaczyna ją bić. Och, znów mamy poniewieraną Jadę, który to już raz. I zły ją bije, Dora rozmyśla o tym, żeby nie krzyczeć, a ten ją bije, najpierw pięściami przez kilka minut, potem kijkiem, bije i bije, rzuca tekstem „złamię cię”, a Dora traktuje go z pogardą, bo ból to coś ulotnego, a ona była już na granicy śmierci cztery razy i w ogóle, nadgarstki zdarte do żywego mięsa, ale nasza bohaterka nie krzyknie, taka jest dzielna, ziew. Cichy jęk tak, ale nie krzyk. Potem zły ogląda zmaltretowaną twarzy Jady i znów rzuca coś w stylu „każdy ma swoją granice, a ja znajdę twoją”, blablabla i jakimś cudem udaje mu się, bo jest żmijem czy czymś tam i gryzie Dorę, wstrzykując jej jad, a ta wreszcie zaczyna krzyczeć. I krzyczy, i cierpi, wyje, płacze, rzuca tekstem „idź do diabła”, mdleje. Podsumuje to tak – są naprawdę dobre zdania, ale one giną w zalewie bełkotu o tym, jak cierpi bohaterka. Im mniej słów, tym mocniejszy przekaz, zapamiętajcie to, jeśli sami piszecie.

Oczywiście Dora budzi się i mamy piękny pokaz imperatywno narracyjnego – dom otoczony magicznym kręgiem, nikt cię nie znajdzie, nawet twój anioł stróż nie wyczuje, gdzie jesteś (co tylko potwierdza to, że Joshua jest do bani). Dora nie chce przyjąć demona dobrowolnie, zrobią to wiec przy pomocy mhrocznego jak sam mrok rytuału (przy okazji Aleksander zwraca się do jednego z pomagierów po nazwisku, bardzo inteligentny ruch z jego strony). Ach, no i ten pomagier jest podekscytowany jak „fanka Biebera na wieść, że idol odwiedzi ją w sypialni na bardzo prywatne podpisywanie autografów”. Serio, Dora mogłaby naprawdę przestać żartować w sytuacjach, które śmieszne nie są. Ale ona musi być cool, więc żartuje.

Rozdział się kończy, a w następnym Dora, obowiązkowo naga, leży na ołtarzu i majaczy. I oczywiście, jak to u Jadowskiej, o wiele za dużo. Tym bardziej, że te majaki Jady mają być zabawne, co psuje klimat. A, i przy okazji, mamy wyjaśnione, dlaczego Dora nie będzie miała wyciętych znaków na ciele, tak jak poprzednie ofiary:

"- Jest magiczna, im mniej naruszę jej powłoki, tym mniejsze ryzyko, że demon się nie przyjmie. Poza tym nie potrzebujesz uaktywniać pola mocy, bo ona ma aurę, która sama w sobie jest polem mocy i odda energię symbolom - powiedział facet o brzydkich żółtych oczach. -Wystarczy nam brama i aktywne znaki zaklęcia."

Jak wygodnie! Oczywiście, przy tym rytuale istnieje duże ryzyko, że „pacjent” umrze, niestety, ku mojemu rozczarowaniu, Dora przeżyła. I tak nosi sobie teraz w sobie demona, który powoli pożera ją od środka, budząc skojarzenia z „Obcym”.

"Nie, nie byłam jeszcze demonem, nie przejął mojego ciała, ale był tam, w środku, otoczony moją magią jak kokonem. Próbowała stłamsić go, zadusić w zarodku. Zmysły szalały. Rozpoznawałam każdy element, jaki składał się na to, kim jestem. Czułam moją wilczycę, wściekłą i gotową walczyć do upadłego z intruzem. Moje więzi z synami wampirzymi kibicowały jej w tej walce. Ten kawałek mnie, który był wynikiem triumwiratu z Mironem i Joshuą, oddawał swoją energię, by chronić mnie, nas, przed demonem. Gdyby wygrał, zgniótłby wszystko, czym byłam, odebrał mi tożsamość, zniszczył. Był pasożytem, ale moje ciało, moja magia, moje dziwaczne, pokręcone dziedzictwo nie zamierzało współpracować z kolonizatorem. Walczyłam, nawet jeśli na zewnątrz wyglądałam jak poobijana wiedźma."

Miło, że autorka przypomniała nam o wampirach. Widać miedziany drut na szyi albo ten super-duper krąg blokują jej telepatyczną komunikację z „synami”. Ehh… W skrócie: źli myślą, że Dora już jest demonem i chcą wezwać jeszcze bardziej złego i wyjawiają jej swój plan. Otóż istnieje przepowiednia, że Baala zabije jego oblubienica. Oczywiście już nieaktualna, bo Dora zapobiegła jej spełnieniu w trzecim tomie, ale jako że Karmazynowy Książę ogłosił Jadę swoją nową wybranką, ten wielki zły liczy na pomoc wiedźmy. I to zabawne, jak żmij Aleksander daje się nabrać na to, że Dora chce zabić Baala. Serio, przed chwilą mówił jej, że działał na zlecenie Księcia Demonów, po czym od razu gada, że jest ktoś jeszcze, przekazuje informacje o tej przepowiedni, po czym wychodzi i każe pozostałym porywaczom zachowywać się grzecznie i nie robić niczego, co mogłoby urazić Dorę. Serio. Jak zwykle u Jadowskiej ci źli mają inteligencję sporo poniżej przeciętnej.

Dora zostaje sama z najgrzeczniejszym z oprawców i symulując okres, namawia go do tego, by ROZKUŁ JĄ, bo w zapiętych z przodu kajdankach nie da rady sobie wsadzić tamponu. Przepraszam, ale jaki debilem trzeba być, by uwierzyć w coś takiego? W łazience Jada pozbywa się miedzianej obroży i ucieka, obijając jednego, a potem drugiego oprawcę.

I dopiero potem robi się naprawdę żałośnie.
Dora ucieka, jest ciemno i wie, że nie jest ani w Thornie, ani w Toruniu. Spotyka jakiegoś gościa i rozpoznaje go… to demon As, którego – jak szczęśliwie się złożyło – zna pełne imię, wyjawione jej przez Baala w jednej z poprzednich części, przez co może zmusić go do uległości – musi ją chronić i wiernie służyć, tak długo, jak Dorze grozi niebezpieczeństwo. As wyjawia jej, że są w demonim kręgu piekła. PRZEPRASZAM, ŻE CO? Chcecie mi powiedzieć, że Dora nie zauważyła żadnej różnicy w stylu architektonicznym, budynkach, powietrzu? Serio?

Demon teleportuje się z Dorą do Thornu i w jej mieszkaniu pozbywa się paskudnego uroku, który przykleił się do wiedźmy w czasie ucieczki (a robi to… olejkiem cynamonowym). I oczywiście Dora nie ma koszulki, a do mieszkania wpada Miron i Joshua, Miron rzuca się na Asa, dochodzi do przepychanek, Jada próbuje interweniować, ale przewraca się… i nikt nie pomaga jej wstać. Ach, te chłopy :D Joshua ogląda tylko rany i stwierdza, ze jego umiejętności leczenia nic tu nie dadzą (czy wspominałem już, że anioł stróż Dory jest do kitu? Tyle złych rzeczy już ją spotkało, że dawno powinien wylecieć z fuchy. Ba, przywrócił ją do życia po tym, jak przebił ją miecz z anielskiej stali, a teraz co? Skończyła mu się mana?) i trzeba Jemioły albo Baala. Co robi Jada? Mówi komuś „potrzebujemy Baala, wezwę go”? Nie, po prostu go wzywa, Książe Demonów pojawia się i zaraz rzuca się na niego Miron, cholerajasnacotozatelenowela!? Interweniuje Joshua, tłumacząc, że wiedźma potrzebuje pomocy Baala (jakby nie mógł tego powiedzieć nim go wezwano, ech). I rzuca jeszcze do tego takim tekstem:

"- Miron, oni się dobrze znają, Dora mu ufa. Spotykają się za naszymi plecami, rozumiesz?"

Tak, to są właśnie słowa, jakie powinien usłyszeć tak piekielny zazdrośnik jak Miron! Brawo! Jakimś cudem nie dochodzi do kolejnej bitki, Baal zaś ogłasza, że trzeba ich wszystkich poddać kwarantannie, po czym do mieszkania wpada wściekły czart Leon… Uwierzcie mi, jest żenująco, a ohtakstraszniecierpiąca i ahniemogęruszaćręką Dora ciągle rzuca żarcikami. Hihihi.

W końcu w hacjendzie Baala zaczyna się leczenie Dory, która boi się, że jej lewa ręka jest bezwładna i być może grozi jej amputacja ręki. Serio, Dora była już tyle razy ciężko/śmiertelnie ranna i umierająca, że mnie to nie rusza. To powtórzenie tej samej sztuczki, którą ludzie już dobrze znają i zgadnijcie co, Baal używa magicznej maści i stwierdza, że następnego ranka ręka Jady będzie zdrowa. Autorko, oszczędź nam następnym razem takiego wodolejstwa, dobrze? Potem Baal zabiera się za demona i stwierdza, że nie może go ot tak wyciągnąć – żeby egzorcyzm był skuteczny, Dora musi go wypuścić i jakby pozwolić troszeczkę się opanować. Well, jak na władcę demonów, który ma nad nimi totalną władzę, Baal ssie. Trochę dziwnie mi to wygląda i jak się okazuje, nie tylko mi, ale i Mironowi coś tu śmierdzi i wnuk Lucyfera udowadnia, że plotki o tym, że od dwóch części nie używa mózgu są przesadzone. Wklejam uroczy cytat:

"- Skąd mamy mieć gwarancję, że to nie podstęp? Że nie namawiasz jej, by dała się przejąć demonowi, a później jej z nim nie zostawisz? Przecież tego chcesz, nie? Żeby była jedną z twoich, żebyś miał nad nią władzę... Skąd mam wiedzieć, że nie stoisz za tym wszystkim, a teraz nie odstawiasz Matki Teresy i zbawcy tylko po to, by ją ze sobą związać?
Miron stał zbyt blisko. Pełgająca w jego tęczówkach zapowiedź ognia zdradzała, jak blisko pod powierzchnią znajdował się pyr. Baal milczał. Kolejna testosteronowa wymiana twardych jak skała spojrzeń i agresywnych min. Niczym bokserzy przed walką, czekający na gong. Jeszcze chwila i zaczną porównywać penisy, by udowodnić, który z nich ma największe jaja. Chrząknęłam znacząco, przypominając im, o co właściwie idzie gra. Baal pierwszy odwrócił wzrok, kierując go na mnie. Odruchowo wyciągnął dłoń i pogłaskał mnie po rozczochranych włosach."

Wiecie, coraz bardziej rozumiem Mirona. Baal ewidentnie go prowokuje i zaczynam się dziwić, że diabełek jeszcze nie oderwał mu głowy. I te przemyślenia Dory, czasem mam wrażenie, że autorka wręcz na siłę upycha w tekście jakieś seksualne aluzje i ma radochę z używania takich słów jak „penis”, ale to tylko moje podejrzenia. Książę demonów w końcu stwierdza, że nigdy nie skrzywdziłby Dory i Miron się uspokaja, co nasza bohaterka kwituje w taki sposób:

"Miron potrzebował więcej czasu, by poziom adrenaliny i testosteronu opadł poniżej poziomu „jestem dupkiem i za chwilę obsikam terytorium."

Dobry Borze i Jeżu Kolczasty, facet jest wręcz wyniszczony psychicznie strachem o Dorę, a ona traktuje go jak jakiegoś śmiecia, samczyka obsikującego terytorium. Tak jak wielka część fantastyki jest seksistowska wobec kobiet, robiąc z nich wieszak na wielkie cycki i ekstra tyłek oraz nagrodę dla głównego bohatera, tak cykl o Dorze Wilk jest seksistowski w stosunku do facetów. Mężczyźni u Jadowskiej mają tylko dwa zadania: być przystojnymi i robić wszystko to, co oczekuje od nich główna bohaterka (z reguły sprowadza się to do zwykłego płaszczenia się przed panną Wilk). Miron jest spoko, dopóki chodzi z gołą klatą i nie ma własnego zdania. Główna bohaterka ma prawo być zazdrosna o każde kobiece spojrzenie na Mirona (nawet, gdy nie są parą), ale on nie ma prawa czuć się zazdrosny o to, że za jego plecami Dorcia spotyka się z gościem, którego on nie lubi, nie ma też prawa czuć się zazdrosny o przytulanie i głaskanie z tym kolesiem. Nie ma prawa mieć własnego zdania (jak w poprzedniej części, gdzie zwyczajnie martwił się o Dorę), nie ma też prawa do chwili samotności i przemyślenia sobie wszystkiego. Niemal wszyscy faceci muszą się zachowywać jak jacyś macho, jak bezmózgie samce, dla których liczy się tylko wielkość penisa i oszczane terytorium. Niedobrze mi, autentycznie. Miron oczywiście nie jest całkowicie bez winy, ale ta leży jednak głównie po stronie autorki, która bez większego powodu zrobiła z niego debila w czwartym tomie. Przez trzy części, nie licząc fragmentu z gorączką przemiany, Miron to facet do rany przyłóż. Potem stał się debilem rzucającym naprawdę żałosnymi tekstami. Ehh.

Potem mamy pogadankę o demonach, w skrócie: demonice nie są tak płodne jak anielice, i poczęcie małego demonciątka jest trudne, więc niektórzy powiększają sobie rodzinkę przy pomoc pieczęci, którymi wszczepiają demona innym magicznym (tak jak to zrobiono Dorze). Baal wyjawia również, że od kilku miesięcy w tajemniczy sposób ktoś morduje demony… Oczywiście we wcześniejszych tomach nikt nic nie słyszał, do Dorci nie dotarła żadna plotka.

Następny rozdział rozpoczyna się od snu-wizji, gdzie jakiś wilk ucieka przed innymi. Autorka bardzo się stara, żeby było klimatycznie, ale ja muszę się do czegoś przyczepić:

"Napinam całe ciało, by skoczyć, odbijam się tylnymi łapami i płaskim łukiem pokonuję głęboką rozpadlinę, przednie łapy wbijają się w miękki, wilgotny mech, gleba pod nim jest luźna, nie mam w co wbić pazurów. Tylne łapy młócą powietrze, pazury wbijają się w niemal pionową ścianę wykrotu. Podciągam się i wypełzam na krawędź, zdyszany, ale cały. Otrząsam futro z błocka, które przywarło mi do brzucha i boków."

Gleba pod mchem była luźna? Czyli jak, ktoś ją dopiero nasypał i położył na nią mech? No i najważniejsze – „głęboka rozpadlina” sugeruje szczelinę w skale, co nie jest tym samym co wykrot, bo wykrot to (za Wikipedią):
„Termin wykrot stosowany jest w literaturze jest co najmniej w dwóch znaczeniach. Może być tozagłębienie w ziemi wraz z wyrwaną bryłą korzeniową przewróconego drzewa, a nawet sama jama po korzeniach, lub drzewo przewrócone wyrwane z korzeniami.”
Więc nasz wilk usiłował przeskoczyć dół powstały po drzewie, które wywróciło się, wyrywając przy tym własne korzenie. „Głęboka rozpadlina” to określenie bardzo, bardzo niepasujące. Gdzie redaktor? Poza tym, to musiało być cholernie wielkie drzewo, skoro wilkołak (większy i silniejszy od normalnego wilka) biegnąc nie był w stanie skoczyć na tyle daleko, by dolecieć na drugi koniec bez zabawy w Króla Lwa. Napastnicy doganiają naszego wilczka, atakują czymś dziwnym i on strasznie, strasznie cierpi (zieeew), ma poczucie winy, spowodowane tym, że „jej” nie uratował, przy czym ta cała „jej” to pewnie Dora, blablabla. Jada budzi się w łóżku, idzie do łazienki i…

"Spojrzałam w lustro i musiałam się oprzeć o krawędź zlewu, widząc swoje oczy, lśniące srebrem, nie całkiem ludzkie."
Achievement unlocked! Dora zdobywa kolejną cechę Mary Sue ze słodkich blogasków, super tru oczka! Zawsze, zawsze kiedy myślę, że Jadowska mnie już niczym nie zaskoczy, to ona jednak to robi. Wiecie co jest najlepsze? Że te dziwne oczy Dory nie są już potem ani razu wspomniane, nawet, gdy później ma niemal taki sam sen i po obudzeniu ogląda się w lustrze. Więc po co właściwie była ta wstawka?

Ba, Dora, która nigdy nie była zbyt chuda, już po dwóch dniach nieregularnego jedzenia…

"- Dopilnujmy, żeby faktycznie żmij i jego kompani byli przeszłością.
- Zgoda, ale najpierw coś zjesz. Podejrzewam, że przez te dwa dni nie karmili cię zbyt regularnie. Spod sińców wystają ci żebra."

Wystające żebra. Po dwóch dniach. Acha.

Wraz z pojawieniem się ferajny u Baala drastycznie spada jakość opisów otoczenia. Wróć, właściwie ich nie ma, ograniczają się do minimum. I tak oto następnego dnia Dora spotyka Księcia Demonów w wielkiej bibliotece. „Wielkiej bibliotece” – i to wszystko. Opisów sypialni, łazienki czy korytarzy – nie ma, a szkoda, zobaczyłbym z chęcią jak urządził się Baal. Ba, nawet nie dowiadujemy się, czy on mieszka w pałacu, zamku, willi czy w zwykłym domku (informacja o tym, w jakim stylu zbudowany jest pałac Baala w tekście pojawia się sporo później). Kiedy Dora wraca do miasteczka demonów, szukając miejsca z którego uciekła… znowu nie mamy opisów. Jak gdyby miasto leżące w jednym z kręgów piekła nie robiło na Dorze żadnego wrażenia, jakby było normalnym miasteczkiem w Polsce, naszej bohaterce nie rzuca się w oczy żaden szczegół! Znajduje kryjówkę porywaczy i ogranicza się do stwierdzenia „stanęłam przed kamienicą”. Super. Przeszukując kryjówkę porywaczy, natykają się na jednego z nich, tego „grzeczniejszego”, zmuszonego do współpracy z Aleksandrem dlatego, że własny ojciec sprzedał żmii jego duszę. Oczywiście leży pobity w wannie, umierający, ale szybko go stamtąd zabierają, podobnie jak pozostawione przez oprawców magiczne przedmioty, zaś na końcu Miron, jak na pyra przystało, puszcza kamienice z dymem.

Potem pozbywamy się Joshui, który jako anioł źle znosi przebywanie w Piekle. Później, po wizycie szpiegów Baala dowiadujemy się, że wśród demonów rozeszła się plotka, że Dora nie żyje. Niektóre się z tego powodu cieszą, inne są wkurzone, no bo jak to tak, ktoś zabił oficjalną oblubienicę naszego pana? Teoretycznie wystarczyłoby, żeby Dora pokazała się publicznie, ale Baal się nie zgadza, bo jeszcze jakiś wariat zrobi jej krzywdę, na co Jada odpowiada, że umie sobie radzić i tak dalej… chwila moment. Przecież dopiero co byli w miasteczku zamieszkanym przez demony – Baal, władca tego kręgu i Książę Demonów; Miron, wnuk Lucyfera; Dora Wilk i Joshua, wnuk Gabriela. Nikt nie zwrócił na nich uwagi? Nawet wtedy, gdy Miron cholernie widowiskowo podpalił kamienicę? Serio? Może ich nie rozpoznali, ale na Jeża Kolczastego, Dora jest w związku z Mironem i jest też oficjalną oblubienicą Baala, to jest trójkąt miłosny, który powinien rozpalać do czerwoności lokalnego Pudelka (Cerberka?) i wszystkich innych, i kiedy nagle pojawili się na ulicy w zwykłym miasteczku, nie zwrócili na siebie uwagi? I to nie jest tak, że ich nie poznali z wyglądu, bo powinni ich poznać po aurach! Specjalne przeczytałem fragment w miasteczku jeszcze raz i Dora ani razu nie wspomina o jego mieszkańcach (choć robi to w czasie ucieczki, ale wtedy wśród demonów był As, więc musieli pojawić się, by pchnąć do przodu fabułę). Tak normalnie nikt tam nie mieszka? Może to tylko scenografia filmowa? Jak autorka mogła nie zwrócić na to uwagi, skoro spędza tyle czasu nad napisaniem książki, a mi rzuca się to w oczy za pierwszym razem? Jak, jak, jak?

Och, okazuje się, że Dora wyjątkowo dobrze trzyma w ryzach swojego demona, co dziwi Baala i Asa. Pff, takie napakowane demony, a zwykłej Mary Sue nie rozpoznają…

Dora spotyka się z ekipą w Toruniu, pod kościołem, z którego została porwana. Witkacy jakoś nie jest entuzjastycznie nastawiony do tego, że Joshua ma go chronić…

"- I dlatego mam się jeszcze zamartwiać o twojego anioła? Spójrz na nas, jesteśmy jak armia wystających żeber, dwa patyczaki ninja! - Parsknął śmiechem, wskazując na swoją sylwetkę i na Joshuę.
Faktycznie, obaj byli bardzo szczupli. Ale był mały szczegół, który pominął. Joshua sprostował go gładko:
- Jestem aniołem i mam pełnię majestatu, nie oceniaj mnie po cherlawych mięśniach w tej postaci, dopóki nie zobaczysz mojej podrasowanej wersji.
- Na czym właściwie polega pełnia majestatu? -Witkac zmarszczył czoło.
- Noszę w sobie cząstkę mocy Pana.
Szaman spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Mówi prawdę, sama widziałam. Wypalał oczy, był potężny jak cholera i miał ogromne skrzydła. Jak inaczej zabiłby maga, który pokonał Katarzynę?"

Wow, szkoda tylko, że od tego wydarzenia (miało ono miejsce w pierwszym tomie) Joshua nie objawiał się pełni majestatu, nawet, gdy jego przyjaciele byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie, na przykład w czasie starcia z Jezabel (tom II), czy w momencie gdy wilczyce napadły na Dorę (tom IV).

Dora spotyka się z Razjelem i Gabrielem, są tam też dwaj wspomniani wcześniej księża. Nie dowiadujemy się nic ciekawego, fragment służy chyba tylko do jechania po kościele i wbijania szpili Gabrielowi (choć bida odzywa się tylko ze dwa razy), jak na przykład tutaj:

„- Uważajcie na siebie - mruknął Gabriel, kosztowało go to sporo, więc uprzejmie skinęłam głową.”

Potem Dora, omdlewa i… następuje TO. Jeden z najgorszych fragmentów Dory jaki czytałem. Matko Borska, ratuj mnie:

"Dopiero po chwili zauważyłam, że chusteczka jest płócienna i obszyta cieniutką, ręcznie dzierganą koronką. Miron ani Joshua nie mieli nic tak... zniewieściałego, Witkac szczyt wysublimowania osiągał, wycierając nos w chusteczkę higieniczną, a nie rękaw. Przez kilka sekund skubałam rąbek chustki, nim uniosłam głowę. Tak, to musiał być on. By to szlag jasny...
- Zamierzasz wrócić do księdza Marka na egzorcyzmy? - zapytał mój ulubiony archanioł.
-Nie.
- Zamierzasz zatrzymać demona? - Te cholerne brwi uniosły się tak wysoko, że chwila i dotknęłyby linii włosów.
Wstałam, by nie patrzeć na niego z dołu, zbyt dużą przewagę zyskiwał.
- A co cię to obchodzi, Gabe? Niedługo mogę być trupem lub demonem. Jeśli zostanę demonem, będzie mnie cholernie trudno zabić, przynajmniej ciało, bo z duszy raczej wiele nie zostanie po ucztowaniu demona. Przecież to po twojej myśli. Będę nieśmiertelna i nie będziesz musiał się już przejmować, że ginąc, pociągnę za sobą twojego wnuka. A kiedy będę już demonem, Joshua pewnie odejdzie, nie mogąc mnie znieść. Więc w czym problem? Wygrywasz, twoje na wierzchu! - wykrzyczałam mu w twarz i obróciłam się, chcąc odejść, nim łzy spłyną mi po policzkach.
Szarpnął mnie za łokieć. Cholernie silny palant, prawie podciął mi nogi tym szarpnięciem. Pociągnął raz jeszcze i zmusił, bym na niego spojrzała.
- Gdyby to ode mnie zależało, nic z tego by cię nie spotkało, rozumiesz?
- Nie. Zostaw mnie, Gabe. - Nie mogłam już krzyczeć przez zaciśnięte gardło.
Kątem oka widziałam, że Miron i Joshua szykują się do interwencji. Witkacy stał lekko oszołomiony. Taaa, jeszcze chwila i Gabe zacznie wypalać oczy. Nie tylko ja miałam kłopoty z utrzymaniem emocji na wodzy.
- Gabe, zgaś to, Witkacy oślepnie - warknęłam. Posłusznie osłabił blask. Ale nie puścił mnie, obie
dłonie zaciskał mi na ramionach.
- Zamierzasz przejść egzorcyzmy?
- Tak, do cholery, jak tylko będzie to możliwe! Ale nie u tego księdza, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Wzdrygnęłam się na wspomnienie zimnych oczu klechy.
- Co masz do niego? To nasz nieoficjalny przedstawiciel w Toruniu...
Uniosłam brew.
Zastanówmy się, jak mogę nie ufać przedstawicielowi Rady Archanielskiej, egzorcyście o oczach mordercy? Może jestem przeczulona, ale pięć wieków temu byłby bez wątpienia inkwizytorem i odnosiłby duże sukcesy w przesłuchaniach. A ja byłam wiedźmą. Nazwijmy to bolesną spuścizną, ale typ inkwizytora budził uzasadnioną niechęć.
- Nie ufam mu.
- Jest najlepszy...
- Nie jest. Baal przeprowadzi rytuał. Wedle magicznego wzorca.
Gabe zmarszczył się.
- Podsumowując, bardziej ufasz Księciu Demonów, słynącemu z oszustw i perfidii, niż naznaczonemu przez archaniołów słudze bożemu?
- Jasne, Baal nie będzie próbował mnie zabić przy okazji, bo naprawdę zależy mu, żebym przeżyła. Ufam Baalowi. I doskonale wiemy, że manipulujesz prawdą.
Skrzywił się.
- Możesz mnie już puścić? Niepokoi się.
- Demon?
- Nie, wilczyca, która ma ochotę posmakować krwi archanielskiego dupka, który nie potrafi trzymać łap przy sobie. Nie przepada za tobą. Dzielimy to uczucie, podobnie jak zęby - warknęłam, nieco przesadnie obnażając uzębienie.
Gabe obdarzył Joshuę zbolałym spojrzeniem. Wymowa była jasna: „Ach, czyż nie mogłeś sobie znaleźć normalnej anielicy?". Pieprzony rasista. Strzepnęłam jego palce z rękawów kurtki i ruszyłam przed siebie."

Dobry Borze, gdybym nie znał Dory, to stwierdziłbym, że jest opętana, ale ona zachowuje się normalnie. Co ten Gabriel jej zrobił? Przecież zawsze ją wspierał, a tu Dora dokopuje mu jak może (nawet tym, że posiada „zniewieściałą” chusteczkę). Tak samo jak Jadowska nie potrafi mnie przekonać, że jej źli są „inteligentni i przewidujący”, tak samo nie mogę uwierzyć w okropność Gabriela – przeczytajcie ten fragment i powiedzcie mi, kto z tych dwojga gorzej się zachowuje? Ten fragment jest ohydny. Czuję, że paskudztwo, obłuda i podwójne standardy Dory przylgnęły do mnie jak zły czar i podsumuję moje doznania jednym gifem:

http://cdn.niketalk.com/c/cf/500x600px-LL-cf53a710_3306798-1531996832-tumbl.gif

Wracamy do piekła, posłaniec przynosi Mironowi liścik od Lucyfera i Dora zostaje sama. Siedziba Baala jest dziwnie pusta, Dora idzie spać, po czym zostaje napadnięta…

"Szelest, na granicy słyszalności, ale wystarczająco głośny, by mnie obudzić mimo zmęczenia. Przetoczyłam się po pościeli, dość szybko, by ostrze wbiło się po rękojeść w pierze poduszki i ugrzęzło w sprężynie materaca. Kopnęłam w kierunku, z którego nastąpił atak, w ciemności nie widząc zbyt wyraźnie napastnika, a tylko cień ruchu wyłapany kątem oka. Ciężki but znalazł coś materialnego, więc nie była to mara.
Odruchowo sięgnęłam pod poduszkę i zacisnęłam palce na rękojeści noża, ułamek sekundy przed tym, jak ważące dobrze ponad setkę ciało przygniotło mnie do materaca. Zauważyłam błysk, z całą siłą, jaką miałam, wierzgnęłam i udało mi się wytrącić napastnikowi z dłoni strzykawkę, nim igła dosięgła skóry. Z cichym stuknięciem upadła na dywan. Miałam dość odurzania mnie na co najmniej trzy tysiące lat."

Po pierwsze, co za idiota najpierw usiłuje wbić śpiącej ofierze sztylet w twarz, a dopiero potem próbuje użyć strzykawki ze środkiem odurzającym? Wow, Assassin level 9000. I ten żarcik na koniec, „miałam dość odurzania…” – kto będąc w śmiertelnym niebezpieczeństwie ma czas na takie heheszki? To jest największy problem Jadowskiej, w jej stylu brakuje jakiegoś takiego przyśpieszenia, kopa adrenaliny. Jest płasko i jednostajnie, cokolwiek się dzieje, Dora zawsze brzmi tak samo i rzuca te same, denne żarciki. Walczysz do cholery, skup się, nie ma czasu na śmiech! Każda taka heheszka w scenie zagrożenia sprawia, że czytelnik przestaje się bać. Dora walczy, lecz napastnik ją obezwładnia i zaczyna miażdżyć dłonią jej gardło… I powiedzcie mi, co się stało z Dorą, super silną i zręczną hybrydą wiedźmy i anielicy? Dlaczego nie wejdzie w pełnię swojego majestatu, czym bez wysiłku wypaliłaby napastnikowi oczy? Dlaczego autorka wyłączyła jej niektóre zdolności i nawet nie wyjaśniła dlaczego (w czwartym tomie niby jest to tak krótko wytłumaczone, że to dlatego, że pokłóciła się z Mironem, ale przecież teraz wszystko jest ok.). Nie można bohaterowi dawać jakiś zdolności, a potem udawać, że ich nie ma. Dora w końcu łapie za sztylet i wbija go napastnikowi w plecy:

„Powinien być co najmniej ciężko ranny, ale zachowywał się tak, jakby nie czuł bólu, jak męty na speedzie, których aresztowałam parę razy. Był wśród nich koleś, który szedł na nas z tasakiem jak nakoksowany cyborg, choć dostał trzy postrzały w uda. W facecie nade mną też widziałam tę dziwną i przerażającą niewrażliwość na bodźce.”

I znowu. WALCZYSZ O ŻYCIE, DO CHOLERY. Nie masz czasu na rozmyślania, adrenalina powinna wypalać ci żyły! Historyjka o nakoksowanym cyborgu jest dobra, ale nadaje się do przemyśleń po walce lub do rozmowy z kimś o napastniku.

"Próbowałam po zapachu rozpoznać, z kim mam do czynienia, bo naprawdę przydałyby mi się wiedza o jakichś słabych punktach, które przecież musiał mieć, ale pachniał dziwnie, ostrymi przyprawami, curry albo czymś innym azjatyckim. Nachylił się, w ciemności zamajaczyły mi płonące naprzeciw mojej twarzy żółtawo-pomarańczowe tęczówki. Nikt, kogo znałam, nie miał takich oczu. Ale domyślałam się w przybliżeniu, kim jest. Nie miałam szans, niemal ludzka wiedźma przeciw demonowi. Potrzebowałam kawalerii."

Pfffffffahahahahahaha – „niemal ludzka wiedźma”, SERIO!? Hahaha, to najlepszy żart Jadowskiej ever, cztery tomy podkreślania zajebistości Dory, gadania o hybrydzie nieśmiertelnej wiedźmy z aniołem, wszystkie te zdolności, które otrzymała, a tu nagle „niemal ludzka wiedźma”. Dora w końcu znajduje sposób i pozwala przejąć kontrolę swojej wilczycy:

"Rzuciła się energicznie, moje widzenie zmieniło się w monochromatyczne, zęby wgryzły się w miękkie ciało policzka, który był w moim zasięgu, skoro demon wciąż się pochylał i robił te swoje gówno warte czary-mary. Szarpnęłam głową, rozrywając mocniej skórę i mięsień. Gorzka i gorąca krew zalała mi usta i ostre kły. Wbiłam mu palce we wrażliwe miejsce pod kolanem, a jednocześnie kopnęłam go swoim w plecy, prawie trafiając w rękojeść noża. Drgnął, ale nie puścił. Walczyłam ze wszystkich sił, brodę dociskałam do mostka, nie dopuszczając, by znów zaczął mnie dusić."

Borze, jaka ta walka jest słaba i na dodatek panuje tu teraz chaos. Wygląda to tak, jakby Dora go kopnęła nie kolanem, a swoim „czułym miejscem”, a policzek miał „miękkie ciało” (a wystarczyło prosto napisać, że „zęby wgryzły się w policzek”), niby leży pod kolesiem, a jest w stanie kopnąć go kolanem w plecy, niby wciąż trzyma Dorę za gardło, ale jakimś cudem nie może jej dusić. WTF? Tak czy siak, wilczyca też nie daje rady.

"Nie miałam wielkich szans. Był solidnym, dwumetrowym demonem, ważącym jakieś czterdzieści kilo więcej niż ja. Wpatrywałam się w płonące żółtawym blaskiem oczy, ostre rysy wyraźnie nawiązujące do azjatyckich korzeni, ciemną cerę i sztywne, ciemne włosy obcięte krótko, poza trzema warkoczykami na skroni. Zapamiętywałam go. Jeśli mnie zabije, nawiedzę Witkacego i wszystko mu opowiem, a wtedy pomszczą mnie i usmażą jego tyłek. Nikła pociecha."

Ach, i znów żarciki, hihihi, jestem bliska śmierci, to co mi tam, pośmieje się jeszcze trochę. Niestety, Dora nie zostaje zamordowana i moje czytelnicze cierpienia nie mają końca. Bo kiedy wszystkie zdolności Dory nie dają rady albo się super poblokowały… kontrolę przejmuje demon, rzucający super magiczne zaklęcie i już po sprawie – napastnik leży sparaliżowany. Aha, i jeszcze okazuje się, że ten typ demona to „bestia”, jedno z najpotężniejszych żyjących w piekle stworzeń. Dlaczego mnie to nie dziwi?

Dora zbiera się, doprowadza do porządku i zastanawia się, dlaczego w rezydencji jest tak cicho.

„Przymocowałam z powrotem do przedramion kabury na noże, choć ta na lewym uwierała ciało pod opatrunkiem. Trudno, wolałam trochę pocierpieć uzbrojona, niż umierać w komforcie. Glocka zostawiłam na szafce. W piekle nie było zbyt wiele stworzeń, którym pojedyncza kula zrobiłaby krzywdę. Poza mną nie przychodził mi na myśl nikt.”

Well, napastnik nawet nie poczuł dwudziestocentymetrowego ostrza wbitego w plecy, więc te noże możesz sobie wsadzić w wiadome miejsce, Doro. I może jedna kula nie zrobi na piekielniku wrażenia, ale magazynek glocka mieści od 15 do 19 pocisków, wpakowanie całego w napastnika i to z bezpiecznej odległości to imo lepsze rozwiązanie, niż zabawa z nożami, noale. Tak tylko wam przypomnę, że jako policjantka Dora wymiatała na strzelnicy, więc posłanie kilku kulek w twarz napastnika nie powinno stanowić dla nie problemu, noale…

"Wyciągnęłam z torby i przypięłam do pasa pochwę z mieczem z anielskiej stali, zdejmując z nich zaklęcie czyniące ich niewidzialnymi dla osób postronnych. Zwykle wolałam, by ludzie nie wiedzieli, że paraduję uzbrojona jak asasyn, ale tu nie miało to znaczenia. Może już sam widok tego miecza odsunie paru idiotów poza jego zasięg."
No tak, bo każdy asasyn chodził z kataną. Autorka chyba za dużo grała w „Assassins Creed”. I nadal twierdzę, że powinna zabrać ze sobą glocka. Dora później wspomina, że potrzebowała by do nich kul z anielskiej stali… i tu moje pytanie – dlaczego przez tyle lat nikt ich nie stworzył? Wszyscy tam mają tyle czasu na ćwiczenie walki mieczami? W piekle nie używa się spluw, bo to nie fair? Dora udaje się do gabinetu Baal, oczywiście super magiczne zabezpieczenia ją przepuszczają. Siedzi tam kilka godzin czytając o demonach – ten jej akurat nie konsumuje duszy nosiciela, ale oczywiście jest cholernie ciężki do usunięcia. Pojawiają się Baal i As, jest kilka żenujących scen, gdzie Dora musi przytulić zdenerwowanego księcia demonów. Postanawiają przesłuchać unieruchomionego zaklęciem napastnika, lecz ten popełnia samobójstwo – miał w zębie kapsułkę z cyjankiem. Przy okazji dowiadujemy się, że nie chciał on zabić Dory:

"Podał mi pergamin i odcyfrowałam zaklęcie. Już przy trzecim symbolu poczułam ciarki na plecach. Wszystko jasne, to dlatego miał strzykawkę...
Demon nie przyszedł mnie zabić, miał uczynić mnie niewolnikiem, marionetką słuchającą bezwolnie rozkazów. Bogini wie czyich."

Skoro nie chciał jej zabić, to dlaczego, do ciężkiej cholery, zaczął walkę od próby wbicia Dorze sztyletu? Czy ktoś mi jest to w stanie logicznie wyjaśnić? Nie? Tak myślałem. W nocy Baal wpada do sypialni Dory, a ta odkrywa kołdrę i zaprasza go do łóżka. Książę Demonów całuję Jadę w usta (ale bez języczka, więc spoko), rozmawiają, Dorcia swoim udem pociera Baalowe biodro.

"- Och, naprawdę? Czy to nie ty całkiem niedawno obiecywałeś, że pokażesz mi, jak niewiele wiem o orgazmach, póki nie poznam ręki mistrza? Jeśli ktoś tu się opierał, to ja, łobuzie.
- Już się nie opierasz?
- Każda dziewczyna ma swoje limity, jeśli idzie o opór. Jest na to chyba jakiś wzór fizyczny, wiesz, męski urok pomnożony przez czas, z określoną siłą przyciągania pod kreską."

Jaki wzór? Znaczy, każda dziewczyna W ZWIĄZKU po pewnym czasie ulegnie innemu przystojnemu kolesiowi i zaprosi go do łóżka!? Serio!? Coś śmierdzi w tej scenie od początku, ale wrócimy do niej – nasi kochankowie zaczynają się miziać, aż przeskakują między nimi mini wyładowania (serio). Seks jest oczywiście niesamowicie cudowny, wspaniały, przepiękny, jak zresztą sam Baal.

"Mokrzy od potu leżeliśmy w zmiętej pościeli, wciąż spleceni w uścisku. To było coś więcej niż seks. Rozumiałam, po co obok zwrotu „uprawiać seks" istnieje czasownik „kochać się".
- Nigdy nie było mi tak... - szepnął w moje włosy - jesteś moja, na zawsze, jesteś kawałkiem mnie...
- A ty jesteś częścią mnie, Baal. - Uśmiechnęłam się i czubkiem języka obrysowałam jego dolną wargę.
Przez chwilę milczeliśmy, jego prawa dłoń leniwie, jakby poza świadomością, kreśliła miękkie kółeczka na moim brzuchu, spiralne wzory wokół pępka.
- Chciałbym mieć z tobą dziecko. Nasze dziecko byłoby cudem - szepnął."

Oczywiście, idealny facet oświadcza jeszcze po idealnym seksie, że chciałby mieć z nią dziecko. Aha. Dalej ciągnie się ta słodka gadka, bo wiecie, Baal nie ma dzieci, bo nie był w stanie zaufać żadnej kobiecie przez tysiące lat, dopóki nie spotkał naszej Dory.

"- Nie mogłabym się tobą znudzić, Baal... Nie musimy mieć dziecka, żebym cię kochała, żebyś miał miejsce w moim życiu."

A teraz najlepsze: to był tylko pieprzony sen. Tak, Dorci się to tylko śniło. Ho, ho, ho pojechałam po bandzie – zaciesza się pewnie autorka. Fanki chciały fajnych scen z Baalem, to dałam im seks z Baalem, a że niesie to wiele komplikacji dla fabuły… TO BYŁ TYLKO SEN, he, he, he. Tak się po prostu nie robi. To jest tak tani chwyt, ze nawet scenarzysta „Mody na sukces” skrzywił się z niesmakiem. Dora wychodzi na taras, gdzie spotyka smutnego Baala, który miał taki sam sen, więc muszą się przytulić. Jada podejrzewa, że ktoś w ten sposób ich zaatakował. Który to już raz ktoś atakuje Dorę mieszając do tego seks!? Oczywiście potem dostajemy wzruszającą historię o tym jak Baal został Księciem Demonów - ha, jakaś wredna suka (Królowa demonów)chciała go wykorzystać seksualnie, a że on się nie zgodził, to wszczepiono mu demona, ale on go poskromił i zemścił się. Pogaduszki przerywa Miron, który swoim pojawieniem płoszy Baala, akurat, gdy ten miał powiedzieć coś ważnego dla fabuły (…serio?). Potem nasz diabeł wyjawia prawdę - był skażony CIEMNOŚCIĄ. Serio. Diabeł. Skażony. Ciemnością. To takie coś, czym demony robią ludziom wodę z mózgów (jak temu staremu księdzu), na szczęście Lucyfer wszystkim się zajął i Miron jest już zdrowy. Oczywiście władca piekieł musiał wspomnieć, żeby jego wnuczek potrenował samokontrolę, bo wygląda z tym blado na tle Dory. Wracając jeszcze do wątku erotycznego snu – kto i w jaki sposób był w stanie zaatakować w taki sposób Baala i Dorę, nigdy nie zostaje dopowiedziane. Sam wątek po prostu wyparowuje. Wpływu na fabułę cała scena po prostu nie ma.

Potem Baal zabiera Dorę na najbardziej magiczną plażę, sanktuarium jego byłej żonki, gdzie Dora oczywiście ładuje się magią. I okazuje się, że w kościele Najświętszej Maryi Panny Baal miał kryjówkę na niewygodne przedmioty. Tak, dokładnie, nie trzymał ich w swoim gabinecie obłożonym super zaklęciami, lecz w Toruniu. Bo linia energetyczna, bo kościół, nikt nie powinien ich wyczuć… blablabla. Serio, znów ktoś ważny trzyma swoje sprawki w Toruniu i okolicach, bo wiecie, na ziemi istnieje tylko to miasto (i Trójmiasto). I oczywiście ładowanko nad morzem sprawia, że znikają wszystkie rany i siniaki Dory. Wow, to czy Baal nie mógł jej tam zabrać wcześniej? Nie mógł, bo wtedy nie byłaby taka słaba podczas ataku tępego asasyna i nie mogłaby użyć nowych mocy demona.

Potem przesłuchują Łazika (tego sługusa żmii, którego znaleźli rannego w czasie przeszukania kamienicy), Dora kolejny raz przypomina jaki to wzbudza w niej żal, choć należał do porywaczy. I oczywiście przy przesłuchaniu okazuje się, że zły żmij jest kiepskim czarownikiem. Potem Dora zabiera Baala do Torunia na spotkanie z archaniołami i…

"Choć z mojej perspektywy psują był egzorcysta, który na dzień dobry oblał mnie i Baala wodą święconą. Nie umarłam, on też nie, ale nie było to przyjemne. Razjel był zmieszany, podetknął nam po chusteczce i wymamrotał przeprosiny."

Serio?

"Baal uścisnął dłoń Razjelowi na pożegnanie i na odchodne rzucił:
- Egzorcysta ocknie się za około godzinę. Nic mu nie będzie.
- Znokautowałeś namaszczonego egzorcystę? - zapytałam z niedowierzaniem.
- No co? Wkurwiał mnie. Ty sobie wyszłaś, a ja miałem do towarzystwa obłąkanego starca i kolesia, który próbuje mnie polewać święconą wodą lub macać krzyżem."

Serio? I à propos spotkania z Razjelem – super archanioł tajemnic też zdaje się mieć słabość do Dory. Która to już postać ze świecznika chce się przymilić naszej Mary Sue? Potem Dora zabiera Baala do kostnicy, by mógł obejrzeć tajemnicze znaki na ciele jednej z ofiar:

"Na kilkuset metrach kwadratowych zgromadzono tyle śmierci, bólu, cierpienia, gniewu, że dostawałam migreny po kilku sekundach. Nie pomagały najsilniejsze osłony. Powietrze tu dosłownie pachniało śmiercią, ślady emocji ofiar i napastników były zbyt silne. Odruchowo przyspieszyłam, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą."

Zabawne, Dora na początku książki nic nie wspomina o migrenowych bólach głowy przy okazji wizyty w kostnicy. Owszem, czuje się nieswojo, ale to przez to, że intuicyjnie czuje zagrożenie związane z tajemniczymi znakami na ciele ofiary. Po wyjściu spotykają Anitę Czarny, szefową Dory z policji:

"- Wilk - rzuciła twardo w formie koślawego powitania - co to, do kurwy nędzy, ma znaczyć?
- Witaj, Anito, masz tu czujkę czy kamerę? Nie da się przemknąć, co? - Spojrzałam jej w oczy, pilnując się, by nie okazać śladu pokory. Wykorzystałaby każdy objaw słabości przeciwko mnie.
- Nie odbierasz telefonu od czterech dni i tylko tyle masz mi do powiedzenia? - OK, to było bardziej jak ryk niż rozmowa. - Mam usadzić twoją dupę na wieki czy mi się wytłumaczysz? I byle to było dobre!
Wyprostowałam się i odepchnęłam od ściany.
- Nie muszę ci się tłumaczyć, już nie. Odeszłam. To ty masz kłopot, żeby to zaakceptować. Mówiłam, że się nie będę meldować. Pracuję nad sprawą, ale tego nie da się załatwić w kwadrans!
- W międzyczasie znajdują się kolejne ciała - rzuciła mi oskarżycielsko. Suka, na Boginię.
- Wiem - wycedziłam - sama je znalazłam. I niewiele brakowało, żebym to ja wylądowała na stole Bogny, więc z łaski swojej, zejdź ze mnie i daj mi pracować. Jeśli uważasz, że sama znajdziesz sprawcę szybciej, droga wolna, wystarczy podpisać moją rezygnację."

Ojej, znów ktoś całkiem inteligentny zachowuje się jak idiota, by Dora mogła po nim pojechać tak, by aż w pięty poszło. Przy okazji okazuję się, kto jest głównym złym. TO IBRAHIM. Eee… No tak, nic to wam nie mówi. To znów jakiś randomowy zły, brat poprzedniej władczyni demonów, koleś wszczepił demona Baalowi itd. Działania tych złych wyglądają tak: uwolniony z pieczęci Ibrahim chce, żeby demona jego siostry wszczepić Dorze. Dora zostaje porwana, przewieziona do kamienicy żmija Aleksandra, który przeprowadza rytuał. Dlaczego jednak nie przewieziono jej do kryjówki Ibrahima, która, jak później się dowiadujemy, znajduje się w Borach Tucholskich, gdzie stacjonuje mała armia demonów wiernych Ibrahimowi? Dlaczego rytuał odprawiał Aleksander, który później okazuje się słabym magiem, a nie Ibrahim? Dlaczego mając małą armię na rozkazy, Ibrahim nie dał Aleksandrowi żadnego demona do pomocy i ten musi korzystać z usług dwóch fajtłapowatych ludzi (i to nie jest tak, że nie mógł nikogo wysłać, bo nasłanie na Dorę asasyna ze strzykawką to już nie problem). Na dodatek żmij uciekając ze swojej kryjówki pozostawia w niej pieczęci pozostałych demonów do obudzenia! Ba, nie zauważa, że w czasie rytuału Łazik zamienia pieczęcie i Jadzie wszczepiono nie tego demona! Chyba założę fundację charytatywną, która 1% waszych podatków będzie przeznaczać na przeczep mózgów dla czarnych charakterów tworzonych przez Jadowską.

Potem Jada łazi sobie z Baalem po Toruniu, z ręką Księcia Demonów na tyłku, są na lodach, a gdy te Dory się topią, Baal zlizuje je dłoni wiedźmy. Serio. Ugh. Bo widzicie, Baal uważa, że za wcześniejsze nieprzyjemne spotkania, należą mu się cztery grzeszne przyjemności. Myślę, że Miron nie miałby z tym żadnych problemów. Żadnych. I ok., Baal się tak zachowuje, bo ktoś ich śledzi, ale Dora wcześniej tego nie wiedziała, a i tak pozwoliła mu trzymać rękę na tyłku. Jada dostaje też informacje o tym, gdzie mieszka kolejny ze sługusów Żmija (nazywany przez nią BHO) i dzięki wypasionej komórce z GPSem wyczaili, że koleś stoi na moście, a Dora używając swojej intuicji wyczaiła, że koleś jedzie na dworzec PKP, znajdujący się po drugiej stronie Wisły:

"Korek ciągnął się na sześć kilometrów, blokując miasto na amen. Most był zatłoczony i oba pasy wyglądały jak kolejki po masło za PRL-U. Witkac zapewnił, że BHO jeszcze nie dotarł do dworca, pewnie siedzi w jakimś autobusie. Nawet jeśli masz samochód, nie będziesz nim uciekać, podejrzewając, że każdy patrol ma twoje numery rejestracyjne wypisane w notesiku na czerwono. Ucieczka pociągiem miała sens. Zwłaszcza że polska kolej była wciąż do tyłu z techniką. O systemie monitoringu czy choćby elektronicznych bazach pasażerów nie było mowy. Jeśli chciałabym zwiać na drugi koniec Polski, wsiadłabym w pociąg i tyle by mnie widzieli. Inna rzecz, że to byłaby bardzo powolna ucieczka, wolniej byłoby tylko w wersji na Świętą Rodzinę - na osiołku.
Mogłam przebiec most, jakieś dwa kilometry od wjazdu do zjazdu, plus drugie tyle na dworzec. Ale miałam nadzieję, że nie będę musiała, naprawdę nie lubię biegać. Ze wszystkich form aktywności fizycznej ta jest najbardziej obrzydliwa. Raz na jakiś czas przełamywałam opór ciała, ale po kilku kilometrach miałam zawsze wrażenie, jakby wnętrzności, które powinny być na stałe przymocowane, zaczynały się trząść, powodując sensacje żołądkowe."

Od czego by tu… czy tylko mi elektroniczna baza klientów PKP wydaje się totalnie nierealna? I oczywiście kolejny żarcik z religii, hohoho, o tyle głupi, że święta rodzina podróżowała wtedy właściwie jedynym dostępnym dla nich środkiem transportu. I ten tekst o „obrzydliwym” bieganiu… mam dziwne wrażenie, że Jadowska znów włożyła Dorze do głowy swoje poglądy, bo jak na tak aktywną fizycznie postać (która skacze na kilka metrów, a w walce jest nienaturalnie szybka) to po prostu nie pasuje. Dora dostaje się na dworzec podwieziona na motocyklu przez kumpla z drogówki, a w pociągu dopada pana BHO. Baal teleportuje ich do hacjendy, gdzie przesłuchuje gościa, Dora zaś udaje się do Nieba, by spotkać się z uwięzionym Rafaelem, gdyż podejrzewa, że opętanie archanioła ma coś wspólnego z tym wszystkim:

"Zapalił lampkę i z mroku wyłoniła się jego oszpecona twarz. Wyglądał naprawdę źle. Nie rozpoznałabym w nim tego archanioła, który wyzywał mnie na pojedynek. Całą prawą stronę twarzy i spory kawałek lewej pokrywała nierówna, różowa, połyskująca od nadmiernego napięcia tkanka. Blizny biegły też przez szyję i pierś, widziałam ich przebłyski w rozcięciu koszuli. Obie dłonie, co szybko zauważyłam, miał równie spalone. Nie wypadało zapytać, co właściwie mu się stało.
- Kto wie, może i tobie zostaną takie ślady, wiedźmo? Liczę na to, że twój demon będzie równie opornie opuszczał twoje ciało jak mój. - Skrzywił się.
Blizny na twarzy napięły się, wywołując makabryczny efekt.
- Masz to po egzorcyzmach? - zapytałam, zanim ugryzłam się w język.
Przytaknął bez słowa. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie musiało tak być. Teraz mogłam się domyślać, dlaczego niebiescy zwlekali z przyjęciem pomocy Baala. Idioci myśleli, że sobie poradzą chrześcijańskimi egzorcyzmami. Byli gotowi spalić go żywcem, byle nie prosić Baala o pomoc. Choć wiedzieli, że ją dostaną, sama się o to postarałam. Byłam wściekła. Owszem, Rafael wrósł w moje koszmary przez ostatnie miesiące i miał na koncie sporo paskudnych akcji, z których tylko część mógł zwalić na demona, ale nikomu nie życzyłabym przechodzenia przez coś takiego. No, może żmijowi, ale on miał szczególne miejsce na mojej obecnej liście Top 10 do zabicia."

O Jeżu Kolczasty, aniołowie tacy źli, tacy głupi, chrześcijańskie egzorcyzmy takie do dupy… Dora rozmawia z Rafaelem, który jest niemal tak bucowaty jak wtedy, gdy był opętany, a ten jej wyjawia, że za obudzeniem Ibrahima stała jakaś czarnowłosa laska z piekieł (ach, kolejna „suka”, z którą Jada będzie musiała się uporać!). Potem Baal wyciąga ją na imprezę, żeby wszystkie demony przekonały się, że Dorcia żyje:

" Miałam na sobie te same ciuchy, które założyłam na rozmowę z Rafaelem, i teraz w wypchanych na kolanach dżinsach, flanelowej koszuli w zielono-czarną kratkę, skórzanej kurtce i glanach stałam na progu czegoś, co podpadało już pod nazwę sali balowej. Spojrzenia zebranych poszybowały w naszą stronę i mogłam się łudzić, że sensacją imprezy jest Baal, a nie ja, ale szepty narastały. Cholerka. Gdy mówiłam, by znalazł okazję do pokazania, że żyję, nie myślałam, że będzie to OKAZJA.
W luksusowym salonie tłoczyło się ponad sto demonów, kryształowe lustra na ścianach zwielokrotniały tę ilość w oszałamiający tłum. Punkt dla Baala - bez wątpienia byli tu przedstawiciele wszystkich rodzin i domów. Rozpoznawałam sylwetki różnych gatunków, od powabnych i kuszących demonów pokusy przez silne sylwetki demonów gniewu, smukłe i drobniejsze sylwetki demonów zamętu po potężne cielska bestii, które nawet bez zwierzęcej formy emanowały gęstą czarną magią."

Ach, to tak autoreczkowy motyw, że aż jestem wzruszony. Wielka impreza, a wszyscy zwracają uwagę tylko na NIĄ! Och.

"- Panie! - Wspaniała demonica, najprawdopodobniej gospodyni przyjęcia, wyłoniła się z ciżby i z rękami wyciągniętymi w geście powitania ruszyła ku nam.
Jej ukłon był pełen gracji i tak niski, że bardzo dokładnie mogłam przyjrzeć się jej nabrzmiałym piersiom wychylającym się z dekoltu sukni. Z lśniącymi czernią włosami i lekko skośnymi oczami wyglądała na Azjatkę. Gdy się wyprostowała, na jej twarzy malowało się pełne oddanie i pokora, ale też... sama nie wiem, miłość? Baal uścisnął jej dłonie i łaskawie przyjął hołdy.
- Ciri, cudownie wyglądasz, dziękujemy za zaproszenie. A gdzie nasz malec?"

NIE, NIE, NIE, NIE, NIE!!! NIE!!! Autorko, są takie imiona w polskiej fantastyce, których nie godzi się używać, bo zbyt silnie kojarzą się z pewnymi postaciami – Ciri na pewno jest wśród nich. Ale ty musiałaś, prawda? Musiałaś…

"Baal uśmiechnął się miękko, wiedząc, że nikt z zebranych nie dostrzeże uśmiechu skierowanego do dziecka."

Jak? Wszystkie demony są ślepe, czy jak? I w ogóle robienie z demonów słodkich rodziców itd., borze, Jadowska z każdej magicznej rasy robi emo cioty w stylu wampirów ze Zmierzchu.

"Alkohol spłynął mi w głąb gardła i już wiedziałam, o co chodziło. Ognie piekielne, morderczy trunek piekielników, prawdziwa woda ognista. Znałam jej smak, bo Leon pozwolił mi w niej kiedyś zanurzyć usta, tłumacząc, że niewiele więcej potrzebuję, by zaliczyć zgon. Moc tego trunku powalała wszystko, co nie urodziło się w piekle. Hm, upity łyk nie wypalał mi żołądka ani nie uśpił. Nie kręciło mi się też w głowie. Z wystudiowaną swobodą upiłam jeszcze jeden łyk, tylko dlatego, że
wszyscy wydawali się zainteresowani tym, czy padnę trupem. Nie padłam. Kolejny łyk i na dnie szklaneczki zostały ostatnie krople. Przechyliłam szkło, pozwalając im spłynąć do gardła.
- Nie szarżuj - szepnął Baal znad swojej szklanki.
- Spokojnie, jakbym miała paść, już bym padła. Wedle Leona sam zapach powinien mi wystarczyć, żebym poczuła nagły ból głowy. Wreszcie jakieś plusy demoniego bękarta we mnie, wprawdzie rzygam po wizycie w kościele i wzdrygam się w kontakcie z wodą święconą, ale za to mogę pić wasze świństwo. Leon złapałby się za głowę, widząc swoją córeczkę."

Nie, autorko. Nie możesz pisać w pierwszym tomie, że twoja bohaterka jest odporna na działanie alkoholu, a potem twierdzić, że Dora jest odporna na jakiś alkohol, bo ma w sobie demona. Ona zawsze była odporna, JAK WSZYSCY magiczni, więc nie wyjeżdżaj teraz jakimś super tru alkoholem demonów, bo to się kupy nie trzyma. Cała ta scena powstała tylko po to, by demony na przyjęciu zdziwiły się zajebistością Dory, która wypiła ich alkohol, znów wszystko sprowadza się do zachwytów nad Jadą. Dora spotyka kolejne ważne osobistości, większość z nich zachowuje się oczywiście jak idioci, potem mamy ceremonie nadania imienia małemu demonkowi, jest tak rozkosznie słodko, bo okazuje się, że demony mają bardzo niską płodność, którą Baal może zwiększyć. I w czasie imprezy Dora „błogosławi” małego demonka, sprawiając, że jego mamusia w ciągu roku zajdzie w kolejną ciążę, co jest dla demonów prawdziwą sensacją, bo dotąd ich płodność mógł zwiększać jedynie Baal. A potem…

"Nagle wyczułam zagrożenie. Potężna obecność mocy po lewej, agresywnej, wrogiej i wymierzonej w nas. Włoski stanęły mi dęba. Wydawało się, że powietrze zastygło, wszystko nabrało zdumiewającej ostrości, świst przeciął ciszę brzęczącą w uszach. Kolejne sekundy rozciągnęły się w serię obrazów, niczym film w zwolnionym tempie. Ciemny dysk obciążony zaklęciem szybował w powietrzu prosto w głowę Baala. Zareagowałam odruchowo. Skoczyłam, zasłaniając przyjaciela własną piersią, a przy okazji barierą ochronną, by gest nie był widowiskowy, acz dla mnie ostateczny. Kula mocy wyrwała się z moich palców bez udziału woli i zderzyła się nad głowami zebranych z lecącym na nas kształtem. Błysnęło, kiedy moja moc zetknęła się z mocą zaklęcia. Nim dysk opadł z głuchym stukiem na podłogę, z moich ust wypadła seria komend w języku, którego nie mam prawa znać. Ten, z którego dłoni sekundę wcześniej wyleciał pocisk, upadł z głośnym rzężeniem na posadzkę. Wielki jak skała demon został rozbrojony w ułamku sekundy."

No tak! Kto inny mógłby uratować Baala, niż nasza Dora Wilki! Hip hip, hura! I to oczywiście na oczach elity demonów, sława ci i cześć, Mary Sue! Twe imię będzie zapamiętane na wieki! Ech, czytanie tych książek wyżera mi mózg… Baal zachowuje się dziwnie spokojnie, w jego hacjendzie Dora urządza awanturę, wścieka się tak, że „płatki tynku poszybowały w powietrze” przy trzaśnięciu drzwiami (lol, myślałem, że tynk może się posypać, a nie lecieć w powietrze), oczy ma zasnute czerwoną mgiełką, a po spojrzeniu w lustro Dora widzi… no nie wiemy co widzi, bo nam tego nie opisuje (TAAAK! Jadowska znów stosuje swój ograny chwyt „Dora coś widzi, ale nie opisze wam tego, muahaha, #dramatyzmtakbardzo). Potem Dora wypytuje Asa o co chodzi, okazuje się, że atak na Baala był podpuchą, bo demony-bestie chciały sprawdzić, czy Jada jest wierna Baalowi (ale to się kupy nie trzyma – bestie są fanatycznie wierne swemu panu i jego słowo powinno im wystarczyć… ech). Oh i okazuje się, że nie da się pozbyć bestii i zamknąć jej w pieczęci bez uśmiercenia nosiciela. As stwierdza jednak, że to nie jest niemożliwe, po prostu jeszcze się nie zdarzyło i zgaduje, że pierwszy raz zdarzy się przy Dorze. Rzygam, rzygam zajebistością tej bohaterki no!

Dora udaje się na spotkanie z bestiami, które siedzą wokół ogniska. Wiedźma układa palcami znak, czym doprowadza do zmniejszenia ognia, a dym, zamiast w stronę Dory, leci w stronę bestii… chwila, czy ona użyła wiedźmińskiego znaku Aard? Z wiedźmy zrobiła się nam wiedźminka? Czyżby autorka odkryła książki Sapkowskiego? Ciri, teraz znaki… ech. Co do znaków, to nasza bohaterka wspomina, że nie używała ich zbyt często, bo miała tendencje do podpalania rzeczy… szkoda tylko, że o czymś takim jak znaki słyszymy dopiero w piątym tomie. To już któryś raz, jak Jadowska coś zobaczyła i od razu dodała do swojego świata, nie zastanawiając się, czy to pasuje, czy to nie za dużo itd.

Oczywiście bestie każą się Dorze rozebrać, bo inaczej nie uda im się poznać imienia demona, którego jej wszczepiono. Pamiętajcie, każdy pretekst do rozebrania bohaterki jest dobry. Aha, i rozebrać się oznacza oczywiście tylko do majtek, czyli znów mamy „jesteśmy niegrzeczni, ale nie aż tak bardzo”.

"Demony wstały, najpierw szóstka przy ognisku, później zewnętrzny krąg. Punkt dla nich, że się nie gapili. Za to ja musiałam się pilnować, by nie gapić się na ich ciała. Cholera, wbiłam twardo wzrok w twarz Raziego. Byli ogromni, absolutnie wszędzie."

Ogromni? Absolutnie wszędzie? Więc oni też byli nago? Czy autorka nam sugeruje, że ich penisy były ogromne? Gdzie ja jestem? Na planie jakiegoś fantasy porno? Może Jadowska powinna sobie dać spokój z fantastyką i napisać kolejną polską wersję Greya? Ech. Bestie przywołują demona, ale Dora nie chce go wypuścić, bo nie ufa bestiom (więc po %^&%$ w ogóle tam się udałaś, ty tępa łajzo?) i oczywiście co chwilę rzuca śmiesznymi tekstami, żebyście przypadkiem choć na moment nie pomyśleli, że może stać się coś złego. W końcu dowiadujemy się, że:

"- Zgoda, powiemy Baalowi, jak przeprowadzić egzorcyzm, który być może nawet przeżyjesz, ale musisz znaleźć innego nosiciela. Bestii nie zdołacie zamknąć w pieczęci, już nie."

Być może przeżyjesz, he, he, he. Jaaaasne. Dowiadujemy się jak nazywa się demon Dory i wielka niespodzianka (1) to imię nic nam nie mówi, (2) demon nie może wrócić do pieczęci i musi znaleźć nowego żywiciela, jeśli Dora chce się go pozbyć, (3) ochotnik zgłasza się od razu.

Potem Dora dowiaduje się, gdzie mieszka żmij i wpada tam z całą ekipą i dostajemy opis wnętrz:

"Dom wydawał się pusty, ale coś nie dawało mi spokoju. Nie wyglądał jak siedziba żmija łamane przez demona. Był zbyt zwyczajny. Żadnej pracowni, biblioteczki, świec, czegokolwiek, co byłoby przydatne podczas rytuałów. Może to była świeża kryjówka, ale w takim razie po co tyle pułapek na drodze, skoro nie było tu nic, co mogłoby nas gdziekolwiek zaprowadzić? Dom wyglądał jak klasyczna siedziba na przedmieściach. Dość luksusowe meble, niezbyt dobrze dobrane kolorystycznie, wielki ekran telewizora, beżowa wykładzina sprawiały, że był jednym z tysięcy domów, na których nie odcisnął się ślad indywidualnego smaku. Coś jak nieudolne przeniesienie wystroju wnętrza z katalogu Black Red White."

No oczywiście! Kolejna cecha przeciwników Dory – czarne charaktery nie mają gustu i nawet nie potrafią urządzić mieszkania, choć mają na to kasę. Nieudolne przeniesione wnętrze jak z katalogu Black Red White! Plebs. Ach, pamiętam jak Jada zachwycała się swoim mieszkankiem w pierwszym tomie, tymi mebelkami z Ikei… przy okazji w tamtym mieszkaniu Dorcia wszystko robiła sama – od malowania po hydraulikę. Brak gustu u tych złych to taka blogaskowa klasyka, że aż mi ręce opadły i nie mogę ich podnieść. Te zdania piszę stukając w klawisze trzymanym w ustach ołówkiem.

Dora odkrywa kryjącą się pod iluzją pracownię czarnoksiężnika, a pod dywanem właz z metalowym kółkiem (jakie to klasyczne <3). W środku znajdują jeszcze ciepłą herbatkę, co oznacza, że żmij jest gdzieś w pobliżu – i tak, nagle wyskakuje z ciemności i usiłuje uciec, ale powala go Miron. Gdzie była Dora? Otóż nasza bojąca się piwnic wiedźma straciła równowagę, gdy gwałtownie się odwróciła. Tak, nasza super silna i zwinna hybryda wiedźmy i anielicy zaczyna się zachowywać jak ostatnia sierota. I tak, na widok swojego prześladowcy, nieprzytomnego dodajmy, Dora niemal mdleje ze strachu. Dora Wilk. Serio? Z niezniszczalnej Mary Sue nagle robimy totalną mameję? Nie rozumiem tej traumy. Dobra, koleś ją prawie załatwił, ale nawet Rafaela, który PRZEBIŁ JĄ MIECZEM, tak się nie bała.

Dora znajduje też należący do Ibrahima grimuar i księga kusi ją obietnicą władzy i tym, że wszyscy będą padać przed Jadą na kolana. Dora się przeciwstawia. Przecież i bez tego wszyscy padają przed nią na twarz. Ach, i zabawny akcent komediowy – Dora znajduje dokumenty żmija z których wynika, że nazywa się „Aleksander Żmijewski”. Ho, ho, ho. To takie oryginalne. No, ale skoro główna bohaterka ma w sobie wilka i nosi nazwisko „Wilk”, to czego ja oczekuję?

Potem Baal i Dora przesłuchują żmija, który nie chce gadać, więc Dora używa magii krwi. Rzuca zaklęcie sprawiające, że żmij przeżywa tortury, które wcześniej zadał wiedźmie. Unosi się w powietrzu, wisząc na niewidzialnym łańcuchu i widać kolejne pojawiające się na jego ciele rany. Oczywiście zaczyna wrzeszczeć dużo szybciej niż Dorcia. Wyśpiewuje wszystko, ale działania zaklęcia nie można przerwać. I to nie jest czarna magia, o nie, Dorcia przecież nie może pobrudzić sobie rączek, więc gada coś o odcieniach szarości. I znów, Jada niby jest wstrząśnięta tym co widzi, ale nie myśli o czymś w stylu „czy jestem taka jak on, skoro de facto zrobiłam mu to samo, co on mi”? To raczej „o matko, co on mi zrobił” i znów skupienie na sobie, wiecie, coś w stylu „zrobiłam to, bo nie miałam wyjścia”. Miałaś wyjście, na pewno istnieją jakieś eliksiry prawdomówności itd., bo w świecie Dory magia może wszystko, o czym przekonaliśmy się w poprzednich scenach. Dora po prostu chciała zadać cierpienie swojemu prześladowcy i tyle, ale autorka i tak ją wybiela. Blech.

Wiedźmie udaje się zlokalizować kryjówkę Ibrahima, która znajduje się w Borach Tucholskich. Jeden z demonów wpada w stare sidła, rana wygląda paskudnie, ale regeneruje się jeszcze szybciej niż u wilkołaka. Dora raczy nas rozmyślaniami typu „wow, byłoby fajnie, gdyby mój demon mnie tak wspomagał, bo czasem największą fantazją dziewczyny jest dotrwać do nocy bez żadnych nowych blizn”. I znów bullshit, przecież Dora ma zarąbistą regenerację i tylko anielska stal zostawia na jej ciele blizny, więc nie rozumiem, po co autorka znów traciła czas i miejsce na te przemyślenia. Żeby jeszcze bardziej mnie dobić, autorka rzuca nam to:

"- Wszystkie rany ci się tak ładnie goją? - zapytałam.
- Prawie - skrzywił się - poza tymi zrobionymi bronią starszą ode mnie.
Spojrzałam zaskoczona na żelastwo, chwilę temu zaciśnięte na jego nodze.
- Nie masz na myśli daty produkcji, co?
Tylko się wyszczerzył. No proszę, Han hasał po ziemi przed epoką żelaza! Niewiele pozostawało opcji, drewno, kamienie, brąz, ale jakoś nie podejrzewałam, by miał zginąć od uderzenia z procy. Chyba że w opowieściach o Dawidzie i Goliacie było więcej prawdy, niż zakładałam.
- Zmienię się, nie piszcz jak panienka - powiedział ozdrowieniec, zrzucając bluzę i rozpinając spodnie.
- Ta część o krzyczeniu to ostrzeżenie przed tym, że za chwilę znów zobaczę cię gołego? Dzięki za nie, ale widziałam już wszystko, co tam masz - odpowiedziałam z uśmiechem, bo nie oznaczało to, że nie popatrzę sobie, skoro już i tak jest nagi.
- Golizna to punkt wyjścia, panienko o kosmatych myślach. - Wyszczerzył zęby i mrugnął. Był całkiem zabawny, jak na bestię."

No ku&wa! KU&WA. KU&WA MAAAĆ!!! ILE. MOŻNA. RZUCAĆ. SEKSUALNYCH. ALUZJI!? I znowu, już się uspokajam, wybaczcie, ale znowu – NAPIĘCIE, autorko! Twoja bohaterka idzie walczyć z mega koksem i takie heheszki psują całkowicie napięcie. Dodatkowo to nie jest oryginalne, tylko nudne! NUDNE, bo w taki sposób prowadziłaś fabułę we wszystkich poprzednich częściach. Ach, potem jeden z demonów zmienia się w bestię, która wygląda jak krzyżówka doga z rotwailerem. I tak, ociera się o Dorę, próbuje wsadzić wiedźmie „wilgotne szczęki między uda” itd.

Las jest upiornie cichy, a Dora wspomina, że mieszkańcy ostrzegali ich przed tą okolicą. Im dalej, tym gorzej – las jest stary, gnije, z drzew odrywa się kora. Wszędzie wokół pełno paskudnych stworzeń – ropuch (jadowitych), jaszczurek, żmij zygzakowatych, wielkich pająków, tłustych białych larw, kruków i wron siedzących na gałęziach – całe to towarzystwo zachowuje się absolutnie cicho. Pan demon równie dobrze mógłby wystawić wielką tablicę z napisem „DEMON IBRAHIM. TU MIESZKAM”. Siedzibę demona ochrania super duper krąg ochronny, ale Dora znajduje słaby punkt – strumień przecina krąg i tym sposobem można wejść do wnętrza, pozostając niezauważonym. Wow, taki ekspert jak Ibrahim nie zadał sobie trudu, żeby przejść te kilkaset metrów i sprawdzić, czy krąg wszędzie jest szczelny? Wow, partactwo typowe dla czarnych charakterów Jadowskiej. Dodatkowo stacjonuje tam mała armia – jakieś 120 sługusów Ibrahima. Dora stwierdza, że jej oddział wygląda „dość blado”, a na dodatek wewnątrz kręgu nie będą mogli używać magii, bo grozi to wielkim BUM.

Borze.

Mój wewnętrzny strateg właśnie się załamał. Dora znalazła słaby punkt i pcha się tam ze swoim oddziałem i oczywiście jęczy, że nie wiadomo, czy da radę itd. Ale mówimy o postaci, która ma koneksje z wampirami i własne stado wilkołaków (wśród których są byli komandosi), dodatkowo Niebo też ma na pieńku z Ibrahimiem, Gabriel i Michał też pewnie chętnie by się przyłączyli. Ten drugi mógłby wysłać Trony, coś w rodzaju „bombowców”, którymi Rafael zniszczył swój ośrodek w trzecim tomie. No i Miron, nie wierzę, że Lucyfer puścił swojego OFICJALNEGO NASTĘPCĘ bez żadnego wsparcia. Dlaczego Dora nie poprosi o pomoc czarta Leona, swojego przybranego ojca i emerytowanego „najlepszego” generała piekielnych zastępów? Dodam jednak, że to całkiem zabawne, że autorka dała Dorze tyle mocy i tylu sojuszników, a jednak wciąż próbuje nam wmówić, że przeciwnicy mają nad nią taką wielką przewagę i w ogóle, są tacy potężni, że o ja cię…

Ach, no i demony Ibrahima noszą ze sobą miecze na widoku. Miecze. Jeżu Kolczasty. Żadnego pistoletu. I tak, cała ta hałastra nawet nie spostrzega przekradającej się tu i tam ekipy Dory. Skąd Ibrahim wytrzasnął to wojsko? Z filmów o Rambo? Nasza Dorcia marzy o porwaniu cichaczem Ibrahima (w biały dzień) i tajemniczej kobiety, która mu pomaga. I, ehh. Ehh. Ehh. Ta kobieta pojawia się:

"Przy każdym kroku warkocz kołysał się na wysokości bioder, hipnotyzując. W bojówkach i obcisłym topie wyglądała jak demoniczna wersja Lary Croft."

STOP! VETO! NIE POZWALAM! NIE PRZEJDZIESZ! APAGE! NIE! NIE! NIE!
ZOSTAW LARĘ CROFT W SPOKOJU! NIE! MUSISZ BAWIĆ SIĘ W POPKULTUROWE NAWIĄZANIA JAK ĆWIEK!? MUSISZ WZIĄĆ KAŻDY FAJNY MOTYW I WRZUCIĆ GO DO SWOICH SŁABYCH KSIĄŻEK!? MUSISZ, PRAWDA, AUTORKO!? NIE MOGŁAŚ SIĘ POWSTRZYMAĆ, PRAWDA!? CIRI Z WIEDŹMINA TO ZA MAŁO, CO?

Wyjaśnię tylko, że jestem wielkim fanem Lary Croft i to chyba moja ulubiona postać popkultury. Po prostu bardzo mnie wkurzyło jej de facto przeniesienie do świata Dory. Moje serce fana krwawi. Autorka nie zainspirowała się choćby jednym elementem, ona właściwie przeniosła cały wygląd Lary i oczywiście jeszcze musiała wyjaśnić skąd to wzięła. Prostacka szkoła wyjaśniania popkulturowych nawiązań, czyli to, na czym wyłożył się Ćwiek w 3 i 4 Kłamcy, a także w Dreszczu. To nie jest subtelna aluzja, to jest po prostu młot. Chyba w ramach zemsty napiszę fan fika w którym Lara spuszcza łomot Dorze i jej przydupasom.

Wracając już do samej powieści, Dora zastanawia się „czy to mogła być na osoba, o której Baal myślał, że może być?” i oczywiście nie zdradza nam, co Karmazynowy Książę miał na myśli. Znowu sztuczne budowanie napięcia, polegające na tym, że Dora nie mówi nam wszystkiego co wie. Ehh.

Nagle demony Ibrahima atakują grupę Dory, a ta próbuje rzucić ognistą kulą (jakie to klasyczne :D), choć dwie strony wcześniej wspominała, że nie może rzucać zaklęć. I to mnie zastanawia, bo wiedźma wspomina też, że lepiej byłoby dezaktywować krąg będąc poza nim – czy nie mogli tego zrobić i zaatakować Ibrahima? Wielkie bum na pewno zdezorganizowałoby przeciwnika. No ale co ja tam wiem… Dora walczy w zwarciu, a Joshua w całym tym chaosie chodzi za nią, mrucząc jakieś modlitwy po łacinie i rzucając pieczęcie na pokonane demony, by je wyegzorcyzmować. Wow. Błagam, niech się okaże, że ta demonia wersja Lary ma ze sobą spluwy i po prostu zastrzeli Dorę. No ale to tylko moje marzenia. Oczywiście mimo przewagi wrogów Dora skacze wokół jednego z nich, raniąc go wielokrotnie i kończy, wbijając mu miecz w plecy „niemal po głownie”. Lol, autorko, głownia to inaczej ostrze, klinga, itd. Nie da się wbić miecza „niemal po głownie”, bo to głownię wbijasz. Miecz można wbić „po rękojeść”, „po jelec”. Gdzie redakcja?

"- As, nie pozwól jej uciec - krzyknęłam, wskazując na demonicę, która szykowała się właśnie do odwrotu na z góry upatrzone pozycje. As bez słowa skoczył za nią, zostawiając wyrwę w kręgu. Miron podwoił wysiłki. Odwróciłam się akurat w sekundzie, kiedy przebijał na wylot jednego, a jednocześnie spalał na popiół drugiego, zaciskając mu na gardle stojącą w ogniu dłoń. Chętnie pokibicowałabym i pooglądała, jak wygląda Miron walczący, kiedy odrzuca ograniczenia i idzie na całość, nie musi uwzględniać „niemal ludzkiego ciała" sparing-partnerki-narzeczonej, lecz zostawia za sobą mniej popiołu, niżby pozostało po wystawionym na słońce wampirze. Niestety. Horda nie ustępowała. Kucnęłam, unikając ciosu, i wypchnęłam się do góry z mieczem na sztorc, trafiając szpicą w podgardle demona. Odepchnęłam go dla anioła, by zaklął go w pieczęć, nim się zregeneruje."

Lol, Dora chętnie pokibicowałaby i pooglądała walczącego Mirona, ale nie ma na to czasu… bo ogląda go? Serio, na polu walki nie ma czasu na takie przemyślenia. Burzy to cały dynamizm sceny i te heheszki „sparing-partnerki-narzeczonej”. Jak mam uwierzyć, że heroinie grozi niebezpieczeństwo, skoro ma ona czas na takie durne przemyślenia, mimo przewagi liczebnej przeciwników. Dobra, grupka Dory pokonuje wrogów, a As uprowadza „Larę Croft”, więc wiedźma biegnie do grupy Baala. I oczywiście Dora tylko „przez chwilkę” obserwuje jak walczy Baal, racząc nas farmazonami o tym, jak daje sobie radę z „dwoma napastnikami na raz”, „jego ciało to maszyna do zabijania”, „miecz był przedłużeniem jego ręki”. To takie typowe, że im ktoś ma wyższą pozycje społeczną, tym lepszym jest wojownikiem.

Dora spostrzega uciekającego Ibrahima i razem z demonem Hanem rzucają się za nim w pogoń. Okazuje się, że Ibrahim może wewnątrz kręgu używać magii i rzuca w wiedźmę kulę energii, która rozwala mały domek. I mój Borze, jaka z tego Ibrahima pierdoła – dlaczego mając taką przewagę ucieka, zamiast wspomóc swoje sługi walczące z Baalem? I drugie lol – biednemu Hanowi wbija się w klatę drewniana listwa, ojej, blisko tętnicy, ojej, co teraz będzie. Czy kilka stron wcześniej autorka nie uraczyła nas opisem, jak rany bestii goją się w dosłownie sekundy!? Ale nieeee, teraz plama krwi powiększa się z każdą sekundą, lol. Konsekwencja, robisz to źle, autorko. Widać z powodu aury Dory Hana dopadło „ojej moje supermoce nie działają w momencie, kiedy naprawdę ich potrzebuję”. Bo widzicie, Hana nie może zabić żadna broń powstała już po jego narodzinach – a że żył przed epoką żelaza, to w grę wchodzi tylko coś drewnianego lub kamiennego. Czy tylko mi wydaję się to kretyńsko naciągniętym założeniem? Czy bardziej logicznie nie byłoby na odwrót? Aha, i uzdrawianie Hana nie działa, bo jest w kręgu – z tym wyjaśnieniem można by sobie dać spokój z całym tym „zabić mnie może tylko coś, co istniało przed moimi narodzinami”, ale i tak jest głupie, bo magia demonów, ta ich czarna mgła, może tworzyć osłony na ich skórze, chroniące przed mieczami, ale nie może leczyć ciała? Taa… Dora ciągnie Hana po ziemi, za krąg, a Ibrahim, choć praktycznie ma ją na widelcu i mógłby wysłać w nią jeszcze kilka zaklęć… woli uciec. Wow. Brawo. Co za idiota, mógł załatwić Jadę i wtedy nie musiałbym czytać ostatniego tom. Główny zły jest pokonany, jego demony nie dają sobie rady z ekipą Dory, wiec co robi nasza wiedźma? Dezaktywuje krąg. O dziwo, mimo wcześniejszych ostrzeżeń o wielkim „bum” nikomu nic się nie dzieje. Ot, sfajczyła się trawa. Bez mocy kręgu bestie Baala załatwiają inne demony w kilka chwil.

Oczywiście Han się nie leczy, więc Dora ratuje go z martwych przy pomocy swojego demona. Przybiega Miron z Baalem, który na pytanie o straty rzuca, że „tylko jeden, ale gdyby nie ty byłoby dwóch”. Tak, z całej tej niebezpiecznej akcji, tej przewagi liczebnej przeciwników, całe to niebezpieczeństwo sprowadza się do tego, że zginął tylko jeden koleś, którego imienia nawet nie poznaliśmy.

Potem dowiadujemy się, że Łazik jest umierający. Wiecie, jeden z tych kolesi, którzy mieli pilnować Dory na początku książki. Ale Baal ma pomysł – można przenieść demona Dory do Łazika, co uratuje mu życie. Oczywiście wszyscy mogą zginąć, ale to Jadowska, więc wszystko kończy się dobrze i szczęśliwie.

Dora ma kolejny sen, w którym jest ściganym wilkołakiem, co pewnie zapowiada, o co będzie chodzić w ostatniej części jej przygód.

Potem dowiadujemy się, że Baal ogłosił Dorę swoją oblubienicą, bo przypominała mu jego siostrę, która oddała za niego życie. Tym samym Dora zyskała moc wskrzeszania Baala, gdyby ten został zabity. Nie pytajcie dlaczego. W ogóle w opowieści Baala i samym życiu codziennym bóstw jest tyle dziur, że nie wiem, jak się do tego zabrać, więc lecę dalej. Przy okazji, Baal proponuje Dorze i Mironowi zorganizowanie ich przyjęcia małżeńskiego w swoim pałacu, żeby diabeł w końcu zaciągnął ją do ołtarza i założył obrączkę na palec. Ch** z tym, że to piekło, ślub po chrześcijańsku musi być!

Przed pałacem czeka na nią Leon i Rezi, przywódca demonów-bestii. Ten drugi ma prośbę do Dory i wyraźnie trudno mu o tym mówić – chodzi mu o to, że chciałby mieć dziecko, ale demony mają kłopoty z płodnością. Jednak Dora używając swojej magii płodności pomogła Ciri zajść w kolejną ciążę. I wiecie co robi Jada? Zbywa Reziego jak najszybciej. Tyle, jeśli chodzi o Dorę, która zawsze bezinteresownie śpieszy z pomocą potrzebującym! A przecież mogła powiedzieć, że wzywają ją sprawy w świecie realnym, ale zajmie się tym, gdy będzie miała trochę wolnego czasu. Mogła mu chociaż powiedzieć, że uda się do wiedźm płodności i poprosi je, by spróbowały pomóc demonom. Ale ona po prostu mówi mu, że nie wie jak to zrobiła i nie może mu pomóc. Równie dobrze mogła powiedzieć: „odwal się, nie mam dla ciebie czasu. Idź być bezpłodnym gdzie indziej”.

Dora wraca do Thornu, znów wpadamy w tą słodkopierdzącą atmosferę, która zawsze pojawia się w końcówce książek Jadowskiej. Dora pije więc kawusie w „Szatańskim pierwiosnku”, kiedy wpada tam wampir Roman, by zobaczyć, czy Jada nie stała się demonem, bo jeśli tak, to…

"… to rozbieżność systemów i różne takie nie pozwoliłyby mi na piastowanie urzędu. Tak, popijając krwawą mary (jak sztampowo!) o dziewiątej rano używał słów „piastowanie urzędu". Zaśmiałam mu się w twarz. Co upewniło go, że ze mną wszystko w porządku."

Tak , wampir pijący krwawą mary jest tak sztampowy jak wszystkie te twoje śmieszne żarciki w całej sadze o Dorze, droga autorko! Potem Dora miażdży swoją przełożoną, Anitę Czarny i oświadcza, że ostatecznie zrywa z policją i zostaje zaatakowana przez Asa. Demon nie może znieść tego, że ciągle jest z nią związany i próbuje zaatakować Jadę, ale przez związanie nie może zrobić jej krzywdy. Potem Dora trochę z pogardą patrzy na Bognę, która ma dar, ale nadal chce żyć w swoim złym, racjonalistycznym świecie, po czym chce wrócić do Thornu, lecz wtem…

A WILD DEUS EX MACHINA APPEARS!

Dora odbiera telefon od Witkacego, który prosi ją o pomoc i mówi, że jest na moście Piłsudzkiego. A potem rozmawia z kimś, kto wziął policjanta na zakładnika – i znów, Dora sprawia wrażenie, że wie z kim ma do czynienia, ale nam tego nie wyjawia. Jestem pod wrażeniem wiary Jadowskiej w to, że jest w stanie wzbudzić zainteresowanie czytelników stosując ciągle ten sam chwyt.

Tak więc, niestety, książka nie chce się nad nami zlitować i tak po prostu się skończyć, więc biegniemy razem z Jadą na ten nieszczęsny most. Wiedźma staje twarzą w twarz z napastnikiem i nawet nie dostajemy jego opisu, a nasza bohaterka znów nie kwapi się z wyjaśnieniami. Mamy za to to:

"- Wszyscy robimy to, co nam przeznaczone. - Wzruszył ramionami i sięgnął po miecz przewieszony przez plecy. Głownia zalśniła niebieską poświatą anielskiej stali."

Gadki o przeznaczeniu i miecz przewieszony przez plecy? Chędożony wiedźmin, moi drodzy! Koleś puszcza Witkaca i ogłusza go ciosem w głowę (a mógł zabić!) i zaczyna się walka. Oczywiście bardzo wygodnie nasz wiedźmin postawił barierę, która sprawiała, że wszyscy cywile wolą iść po drugiej stronie mostu, a ci stojący w korkach nie patrzą w stronę walczących. Jakie to wygodne.

Nasza sztampowa walka trwa, demon ciągle gada coś o przeznaczeniu, Dora spostrzega zbliżającą się do nich postać, którą spowalnia jednak bariera. Demon w końcu wyjawia, że istnieje przepowiednia o nim mówiąca, że zginie z rąk Dory. Wiedźma oświadcza, że nie zabije go, lecz niby-wiedźmin atakuje Witkaca, więc kończy z mieczem wbitym w bebechy i umiera. W tym samym momencie zaklęcie duszące policjanta przestaje działać, lecz nie bariera – dzięki temu cywile nie zwracają uwagi na Dorę. Jak wygodnie! Okazuje się, że idącą po moście postacią był As, a przez zabicie wiedźminowatego demona Dora wypełniła przysięgę wiążącą ją z Asem i ten jest teraz wolny (jak wygodnie!). Aha – napastnik nazywa się Christos i… eee. Nie znam kolesia. To jakiś totalny random. WTF? No i to imię, co autorka chciała powiedzieć, nadając mu imię, które po polsku brzmi „Chrystus”? Że chrześcijaństwo jest złe? Serio? Czyżby pod koniec książki Jadowska pomyślała, że za słabo skopała tę religię? Serio, jestem ateistą, ale nie wiem, po co ta zagrywka. Trzeba było być konsekwentnym i nadać mu jakieś imię z sagi wiedźmińskiej, np. Geralt. Albo Vilgefortz. Albo Jaskier.

Tak czy siak, As zabiera Witkaca, wyjaśniając, że nie mógł się teleportować na most, bo w jego filary włożono relikwie przeciw demonom. Aha. Co robi Dora stojąc nad trupem Christosa? Wyciera pokryty krwią miecz o nogawkę dżinsów i przekręca obsydianową obrączkę, czym przyzywa Baala, który pojawia się tak jakby nigdy nic, bo relikwie na niego nie działają. Więc… czy nie mogła wezwać go od razu? Przecież to pieprzony KSIĄŻĘ DEMONÓW, którego to muszą słuchać! Ach, ręce mi opadły, znowu.

Schodzą z mostu i siadają na ławeczce na bulwarze filadelfijskim, gdzie w ciepły dzień kręci się zawsze dużo ludzi, jednak nikt nie zwraca uwagę na to, że Dora ma spodnie upaprane krwią (sama autorka też o tym nie pomyślała). Wszystko kończy się przytuleniem.

Dora wraca w końcu do mieszkania gdzie dostaje opieprz, że poszła sama. I serio, jej kumple mają rację – już dwa razy została napadnięta, będąc sama (pseudoatak Asa można liczyć nawet jako trzeci) i niczego jej to nie nauczyło. Nieważne. Dora łączy się z zaniepokojonym Olafem, alfą jej wilczego stada. Okazuje się, że wilki czuły, że Dora jest w niebezpieczeństwie i chciały jej przyjść z pomocą, ale szef toruńskiego stada, Bruno, odmówił im zgody na wejście na swoje terytorium. Varg (bo to o Vargu śniła Dora, wow, wielkie zaskoczenie) wsiadł na motor, pojechał i przepadł. Dora obwieszcza, że to oznacza wojnę z Brunonem, kończąc książkę taką myślą:

"Bruno nie wiedział, co go czeka. Chciał wojny, będzie ją miał."

WOW. „Na wojnie nie ma niewinnych” – to tytuł ostatniej książki z cyklu, złowieszczy i mocny, a oznaczać ma… wojnę z wilkołakiem? Yyy… serio? Dora pokonała już boga Lokiego, archanioła Rafaela, potężnego wampira i stado wrednych wilczyc, a także rozprawiła się z armią potężnego demona. Ma własne stado wilków, jej narzeczony jest następcą pieprzonego Lucyfera, ma kontakty w niebie, jej przybranym ojcem jest potężny Czart, łączy ją przyjaźń z Baalem, lubi ją większość członków Rady Thornu i tak dalej, i tak dalej, a my mamy czuć ekscytację, bo Dora idzie na wojnę z jakimś wilkołakiem!? Serio? To tylko pokazuje, jak źle zbudowany jest ten cykl. To tak jakby Luke Skywalker pokonał Imperatora w „Imperium Kontratakuje”, a w „Powrocie Jedi” mierzył się z szalonym ewokiem.

DRINKING GAME
Jeśli ktoś z was jest na tyle szalony, żeby po mojej recenzji czytać Dorę, przygotowałem wam kolejną drinking game, żebyście w razie problemów mogli sami wyegzorcyzmować Dorę z waszych głów. Pijecie gdy:
- pojawia się postać będąca chodzącym stereotypem
- niepotrzebnie zostanie przypomniany znany fakt (gdzie Dora mieszka, jak to bała się kiedyś Bragi, że Miron to dwa metry seksapilu i ma czarne oczy z czerwonymi obwódkami, itd.)
- pojawiają się „rany krzyczące szkarłatem” lub „czerwienią”
- w fabule pojawiają się denne żarciki na temat chrześcijaństwa
- Dora obraża Gabriela
- jakaś moc Dory nie działa
- kolejne kiczowate sceny odzierają Baala z godności Księcia Demonów
- Dora czuje litość w stosunku do Łazika
- pojawią się „wypalone synapsy”, jedno z ulubionych określeń Jadowskiej w tym tomie.
- obrywa się Niebu i Aniołom, np. wtedy, gdy Dora dostrzega źle wypisany znak przy celi Rafaela, albo stwierdza, że Niebo to ci prawdziwi źli w porównaniu z Piekłem, itp.
- pada imię „Ciri”, noż ku&*@, ja pier&$@#, jak tak można do ch^!@ pana…
- Dora wciska nam kit, jaka to ona słaba, zagrożona i jaka to z niej „niemal ludzka wiedźma”- Jado, czytałem twoje poprzednie przygody, nie dam się na to nabrać
- widzicie „Lara Croft”, wtedy pijecie wznosząc toast za moje zszargane nerwy
- Jadowska stosuje swój ulubiony chwyt polegający na tym, że Dora coś wie, ale nam nie mówi - w tym tomie stężenie tej zagrywki przekroczyło dopuszczalne normy.


Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do piątego tomu. Mimo całkiem ciekawego początku, fabuła szybko została zmasakrowana przez typowe dla Jadowskiej zabiegi. Właściwie historia przypomina swoją budową czwarty tom. Aż wypisałem podobieństwa:
- Książki rozpoczynają się tym, że Dora próbuje rozwiązać tajemniczą sprawę. W IV są to dziwne samobójstwa wampirów, w V tajemnicze rytuały odprawiane na kobietach.
- Ale coś idzie nie tak (w IV zostaje napadnięta i niemal zamordowana przez wilczyce, w V zostaje porwana, ciężko pobita i poddana rytuałowi, którego mogła nie przeżyć)
- Dora powoli dochodzi do sił, przy okazji lepiej poznając zwyczaje niezbyt dobrze jej znanej rasy (wcześniej wampiry i wilkołaki, teraz demony)
- Młody i słaby fizycznie mężczyzna, który kiedyś był wrogiem Dory, zostaje niemal śmiertelnie pobity (wilkołak Sebastian, teraz Łazik).
- jeden ze złych okazuje się być o wiele gorszym czarownikiem niż to się z początku wydawało (wampir Albin, teraz żmij Aleksander)
- Dora pojawia się na jakimś spotkaniu i budzi sensacje, bo wszyscy myśleli, że jest martwa (obiad u wilkołaków, w tej części impreza u demonów)
- szef wszystkich szefów ma słabość do Dory i chętnie by się z nią związał (w IV alfa Olaf, W V Baal)
- W czasie, gdy bohaterowie idą na akcje do siedziby głównego złego, zostajemy zalani seksualnymi aluzjami i żarcikami (Varg i włamanie do siedziby Albina, teraz demony i skradanie się do kryjówki Ibrahima)
- Na końcu książki pojawia się atak „deus ex machina” – w IV Dorę atakuje jedna z wilczyc, w V demon Christos.

Dodatkowo autorka skopała chrześcijaństwo, Larę Croft, wiedźmina i moją poczytalność. Książka znów jest za długa i patrząc na niektóre wątki, zastanawiam się… po co? Po co ten cały Christos na końcu? Bo było za mało dramatycznie? Owszem, jest wyjaśnione skąd to imię (został kiedyś przyzwany i nie mógł spełnić życzenia swojego pana, przez co za karę został zamknięty na 10 lat w kadzi ze święconą wodą, a po uwolnieniu zmienił imię na Christos), ale ta historia nic nie wnosi do fabuły Dory. Atak wściekłości Asa? Był, ale po chwili okazuje się, że wszystko ok., bo wiązanie przestaje istnieć po zabiciu Christosa, więc potencjalnie ciekawy wątek skończył z ukręconym łbem. Albo szalony egzorcysta z kościoła garnizonowego? Nie odgrywa w fabule żadnej roli, oprócz tego, ż służy do pokazania jaki zły jest Kościół, a jaka cool jest Dora. Samo Niebo? Gabriel i Michał pojawiają się, ale w późniejszej fabule nie uczestniczą. Główna zła, Irys, ta „Lara Croft”? Okazuję się siostrą obalonej dwa tysiące lat wcześniej królowej demonów i zostaje zamknięta w więzieniu Baala. W całej książce nie wypowiada nawet zdania.

Przede mną ostatni tom. Dam radę, przeczytałem już pięć… problem polega na tym, że każda ta książka w pewnym sensie jest taka sama i coraz trudniej zmusić się do czytania. Autorka nie ma pomysłów i wraca do starych, wypróbowanych chwytów, pompuje książkę żarcikami i bezsensownie wydłuża fabułę – wiele scen nie znajduje później żadnego rozwinięcia, wiele postaci pojawia się i nie odgrywa zupełnie żadnej roli. Tym książkom brakuje solidnej pracy przed spisaniem historii i brakuje redakcji. Ale doceniam, że tym razem Dora nic nie zapisywała w moleskinie…

Edycja: Przy kopiowaniu tekstu z worda LC zjadło kilka kawałków (łącznie jakieś trzy strony), co skutkował urwaniem logiki w wielu miejscach. Przeczytajcie więc jeszcze raz, jeśli macie czas ;)

Cześć, to ja Vaherem i czytam to, żebyście wy nie musieli. To już piąty tom przygód Dory i muszę przyznać, że jestem wykończony. Ten tom konstrukcją bardzo przypomina poprzedni. I...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    3 085
  • Chcę przeczytać
    948
  • Posiadam
    622
  • Ulubione
    160
  • Fantastyka
    97
  • 2021
    77
  • 2022
    65
  • Audiobook
    51
  • 2023
    40
  • Teraz czytam
    38

Cytaty

Więcej
Aneta Jadowska Egzorcyzmy Dory Wilk Zobacz więcej
Aneta Jadowska Egzorcyzmy Dory Wilk Zobacz więcej
Aneta Jadowska Egzorcyzmy Dory Wilk Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także